P. XXVII / OBAJ UFAMY, ŻE NAKAHARA WIE, CO ROBI
Krótkie odautorskie: rozdział dedykowany jest dwóm osóbkom:
@_deadname_ za prześladowanie mnie, że nie ma co w życiu robić, bo nie ma nowych rozdziałów do czytania i musi czytać stare.
@korciakll za komentarze, które motywują mnie do pisania jak mało co.
Love buby, miłego czytania ♥
- Gdybyś ty widziała jego minę Kato to też byś wyszła z siebie i stanęła obok - mruknęła na wpół zirytowana, na wpół rozczarowana Akiko celując w ukochaną pałeczkami nad jedzeniem.
- Na pewno nie miał żadnej miny, a ty chwilowo po prostu przesadzasz, bo jesteś na niego zła. I najgorsze jest to, że sama jesteś tego świadoma, ale się do tego nie przyznasz, więc po prostu pozwolę ci pociskać bluzgami w każdą możliwą stronę żebyś do roboty wróciła spokojniejsza - odpowiedziała z tym absolutnie anielskim i pełnym zrozumienia i cierpliwości uśmiechem Kato, nic nie robiąc sobie z gróźb Yosano.
- Czy ty przypadkiem nie powinnaś mnie wspierać? Zgadzać się ze mną i być zła na niego? Czy to przypadkiem nie jest wpisane w jakiś kodeks związkowy? W sumie nie wiem nawet czy coś takiego istnieje. Ale jeśli istnieje to na pewno jest. A przynajmniej powinno być - mruknęła niezadowolona lekarka dźgając makaron w opakowaniu na wynos tak, jakby to on coś jej w życiu zrobił.
- Mogłabym się z tobą zgodzić - przyznała jej rację Kato pierwszy raz od początku tej rozmowy, delikatnie odgarniając jej włosy za ucho i obserwując jej profil z rozczuleniem. - Ale nie tego potrzebujesz i obie doskonale to wiemy. Jeśli zgodziłabym się z jakimkolwiek słowem, które przed chwilą wypowiedziałaś, ty tylko spadłabyś dalej tą spiralką nienawiści i irytacji. To nie są emocje, na które możesz sobie teraz pozwolić. I patrz na jasną stronę. Odzyskałyśmy Szefa. Może jest trochę nie swój, ale jest z nami. Żywy. To wszystkich wybiło z równowagi. W sumie od tego zaczęły się wszystkie wasze problemy i kłótnie z Chuuyą. Wcześniej działaliście jak w zegarku. I to nie takim, co pokazuje dobrą godzinę dwa razy na dzień, bo jest rozwalony tylko w takim wiesz. Jak ser.
- Szwajcarskim? - podpowiedziała Yosano, przygryzając lekko wargę żeby się nie uśmiechnąć.
- Dokładnie. Po prostu wszyscy musimy odnaleźć się w tej nowej sytuacji, wypracować nowe schematy. I potem pójdzie jakoś z górki. Jakby nie patrzeć powrót narzeczonego i najlepszego byłego szefa w jednej osobie zza grobu potrafi zdestabilizować mafię zbudowaną nawet na najsilniejszych fundamentach - zauważyła spokojnie Kato, wzruszając nieznacznie ramionami.
- Pamiętasz, że nie możesz nikomu o tym powiedzieć, prawda? - spytała cicho Akiko patrząc na ukochaną ze zmartwieniem.
- Pamiętam. Widziałam przelotnie umowę, którą podpisałaś za mnie z Szefem. Ale skoro jesteśmy tu we dwie i obie to wiemy to chyba wielka krzywda się wszechświatowi nie stanie, że postawimy sprawę jasno. A między tobą i Chuuyą są teraz takie napięcia, że daliście radę pokłócić się nawet o tę umowę. W normalnych okolicznościach nigdy nie znalazłby się między wami świstek papieru. Wiem, że ta złość, którą czujesz wydaje się wieczna, ale taka nie jest. Słowo harcerza - odpowiedziała z cichym śmiechem dziewczyna.
Śmiechem, przy którym Akiko nie potrafiła powstrzymać delikatnego uśmiechu. Sytuacja może nie była jak z bajki, ale jak na standardy ich życia, nieregulowane absolutnie niczym godziny pracy i przerwy krótsze niż w sieciówce to sam fakt, że udało im się we dwie wyrwać na obiad do ładniejszej części doków był już godzien świętowania. Pogoda była piękna, siedziały na schodach prowadzących na plażę słuchając szumu fal, który w tle mieszał się z typowymi odgłosami miasta. Wcinały chińszczyznę na wynos, jakieś przypadkowe makarony, które o dziwo okazały się dobre, mimo że to Kato weszła do restauracji i zamówiła dwa zupełnie przypadkowe numery dań. Teoretycznie Akiko powinna się cieszyć. W końcu była w o niebo lepszej sytuacji, niż Nakahara. Raz, że od niej nie zależało w Portówce absolutnie wszystko, a dwa, że Chuuya nie mógł mieć pewności, że jeszcze kiedykolwiek przyjdzie mu spędzić czas z ukochanym w ten sposób. W tak zwyczajny sposób tak naprawdę. Ot, rozmawiając o pierdołach i nie stresując się niczym, co znajdowało się poza obrębem schodów, na których siedzieli.
I jasne, Akiko współczuła Nakaharze. Wiedziała, że oglądanie Dazaia, który z dnia na dzień słabł musiało psychicznie go wykańczać. Zwłaszcza, że Osamu zachowywał się jak dzikie zwierzę schwytane do klatki. Zwłaszcza, że tak naprawdę nie mieli żadnej pewności czy Dazai kiedykolwiek tak naprawdę do nich wróci. Cała ta sprawa miała cholernie wielką ilość niewiadomych i to stresowało ich wszystkich. Yosano wiedziała, że nie ma prawa oceniać czy wręcz karać Nakahary za to, że po prostu zachowywał się jak człowiek, że wciąż miał ludzkie odruchy i emocje, które czasami zwyciężały nad logiką i rozsądkiem. I w idealnej sytuacji by tego nie robiła, ale ich sytuacja była tak daleka od idealnej, jak tylko się dało. I może o siebie Akiko nie martwiłaby się aż tak bardzo. Jasne, zawdzięczała Mafii cholernie wiele, ale pod koniec dnia potrafiłaby bez niej żyć. Ze złamanym sercem i koniecznością szukania całej nowej rodziny, ale by potrafiła. Nie miała pewności, że mogłaby to samo powiedzieć o Kato, która idealizowała Portówkę w swoich opowieściach tak bardzo, jak się tylko dało. Co w sumie było dość zabawne, bo Kato była przecież cholernie spostrzegawcza i umiała dodać dwa do dwóch, więc tak naprawdę musiała widzieć wady i zalety organizacji, w której pracowała, a i tak poświęcała jej całe swoje serce z własnego wyboru. Więc gdy "ludzka strona" Nakahary zaczynała zagrażać czy też mogła pójść ścieżką, która kończyłaby się zagrożeniem dla pozycji Kato, Akiko zwyczajnie zamierzała ją zmiażdżyć.
- Może masz rację. Może to naprawdę tylko przelotny problem - przyznała w końcu lekarka, wyrzucając puste opakowanie po swoim makaronie i ponownie siadając na swoim miejscu tak, by móc oprzeć głowę o ramię ukochanej. - Co nie zmienia faktu, że jest realny i dość spory. I nie zmienia tego, że tak długo zabranialiśmy Chuuyi pokazać, co naprawdę siedzi mu pod kopułą i w sercu, że teraz, gdy twierdzi, że zachowuje się zgodnie z logiką, ja zaczynam mieć paranoję, że myli te dwie kwestie. A jakikolwiek błąd może nas kosztować cholernie dużo w tej sytuacji. Dlatego nie rozumiem jego postawy w kwestii de Luki.
- Podał ci logiczny powód, prawda? Czy tego chcemy, czy nie, ale Szef znał Dazaia najlepiej z nas wszystkich. Ale nawet gdyby sytuacja wyglądała inaczej, to wszyscy znamy odpowiedź. Wszyscy pamiętali, jaki był Dazai. I nie mówię tutaj o tej strasznej otoczce, która podbijała mu reputację. Dazai chronił każdego ze swoich ludzi na tyle, na ile mógł. Zobacz przebieg jego misji, gdzie drobne rany to były największe obrażenia. Zobacz, jak dał każdemu wybór, gdy reorganizował Portówkę. Tak naprawdę nie musisz go znać żeby wiedzieć, że Osamu stawiał ponad sobą absolutnie wszystkich. Bezpieczeństwo każdego, komu mógł je zapewnić. A ile razy stanął dosłownie na torze pocisku wystrzelonego w stronę Chuuyi? Nawet jeśli teraz jesteś zła, bo twój plan wydaje ci się świetny, sama w głębi duszy wiesz, że Dazai nie chciałby żeby ktokolwiek cierpiał dla niego. Jasne, my wszyscy jesteśmy gotowi na to poświęcenie. Każdy z nas zrobiłby co tylko może żeby mu pomóc, bo go kochamy. I wiem, że siostry de Luca też są właśnie takie. Ale musimy uszanować to, że Dazai nie chciałby łamać im serc. Myślę, że wstydziłby się w ogóle potem pokazać im na oczy, bo wziąłby na siebie winę tej wersji siebie, którą stał się przez ostatnie trzy lata. Nie mamy prawa skazić ich relacji w taki sposób. Po prostu nie mamy prawa - oznajmiła delikatnie Kato, odwracając się tylko na chwilę, by ucałować czubek głowy Yosano.
- Teoretycznie to wiem. I teoretycznie Nakahara wydał mi wręcz rozkaz, co nie zdarzyło się chyba jeszcze nigdy od kiedy dołączyłam do Mafii - odpowiedziała zmęczonym tonem Yosano. - Po prostu ten plan wydawał się idealny. Co jeśli Rosalie albo Adelaide byłyby tą luką, dzięki której szybciej dotarlibyśmy do "naszego" Dazaia?
- A co jeśliby nią nie były? - przerwała jej cicho Kato na co Akiko odsunęła się od niej nieznacznie marszcząc brwi i patrząc na nią z niezrozumieniem. - Na każdym kroku zakładasz najbardziej optymistyczną wersję. Ja też, bo nic innego nie mogę zrobić. Ale co jeśli się mylimy? Co jeśli zaprowadzisz Rosalie do piwnicy pod Biurowcem, a Dazai zaśmieje jej się w twarz? Albo uda dawnego siebie żeby ją podejść i skrzywdzić za pomocą słów? Co jeśli Dazai nigdy nie wróci do siebie? Co jeśli umrze w tej celi? Ja wiem, nie mówicie mi praktycznie niczego. Szanuję to i wiem, że korci cię żeby zagłębić mnie w temat, ale najwidoczniej lepiej będzie dla wszystkich, jeśli pozostanę chociaż częściowo nieświadoma. Ale widzę go. Widziałam jego brak zrozumienia i zaskoczenie, gdy tam weszłam. To zabolało. Wiem, że mnie nie rozpoznał. Wiem, że stało mu się coś złego. Widzę jak blady i wychudzony jest. Jak podkrążone ma oczy i jak czasem trzęsą mu się ręce tak bardzo, że zaciska palce na ramionach czy udach byleby udawać, że wszystko z nim w porządku. I cieszę się, że mogę pomóc. Ale wiem, jak to boli. Nie masz żadnej gwarancji, że zaserwowanie tego samego bólu Rosalie przywróci nam Dazaia. Życie w nieświadomości jest zdecydowanie łatwiejsze. Nie żebyś miała jakikolwiek wybór, skoro Szef wydał ci bezpośredni rozkaz.
- Właśnie. Wydał mi rozkaz - powtórzyła Akiko z nagłym szerokim uśmiechem.
Kato nie miała bladego pojęcia, o co chodziło ani dlaczego akurat to ostatnie zdanie wywołało u lekarki taką reakcję, ale nie zamierzała tego kwestionować. I tak nie miała takiej możliwości, skoro kobieta podziękowała jej, przeprosiła, że tak ucieka po czym pocałowała na odchodne i dosłownie odbiegła w stronę byłego budynku Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Yosano zaczęła w głowie powtarzać sobie końcówkę swojej rozmowy z Nakaharą. Bo tak, Chuuya zabronił kontaktowania się z de Luką czy narzucania im pewnych informacji. Tylko, że cała rozmowa dotyczyła ich dwójki. Może brak użycia zaimków był furtką, której potrzebowała lekarka. Bo przecież mogła założyć, że Chuuya po prostu tego nie dopowiedział, a nie że miał na myśli całą Portową Mafię. Gdy biegła przez miasto co rusz wpadając na obce sobie osoby w jej głowie pojawiła się jedna niechciana myśl. To drobne zwątpienie, że może naprawdę nie robi tego, co najlepsze dla sprawy. Że może powinna posłuchać Nakahary. Wiedziała, że Dazai nie chciałby być uratowany w ten sposób. Nie chciałby skrzywdzić Rose. Ale czy jedna rozmowa aż tak bardzo ją skrzywdzi? W najgorszym wypadku dziewczyna dowie się, że Osamu żyje i że próbują przywrócić go do dawnego stanu użytkowania. W najlepszym zyskają ten przebłysk starego przyjaciela. Warto było zaryzykować. Bo co mógł zrobić jej Chuuya? Przecież się przyjaźnili. I przecież gdy już odzyskają Dazaia, obaj z pewnością jej podziękują. Dlatego Akiko niewiele myśląc zapukała do drzwi prowadzących do apartamentu, który wynajmował Akutagawa.
- Słuchaj jest.... O hej Atsushi - oświadczyła z całą gamą emocji, z miejsca gotowa przekonywać Akutagawę do wypełnienia jej planu, gdy z całym szokiem zauważyła, że drzwi otworzył jej ktoś zupełnie inny. Lekarka sprzedała sobie jednak mentalny policzek. Nie powinno jej to dziwić. W końcu chłopcy byli razem. Mieli prawo nocować u siebie nawzajem tak samo, jak ona miała prawo mieszkać z Kato. - Zastałam Akutagawę?
- Hej Akiko - powitał ją radośnie Tygrysołak, opierając się o drzwi w szarych dresach i luźnym podkoszulku w najbardziej domowym wydaniu, na jakie ktokolwiek mógłby się zdobyć. - Tak jest. Wchodź. Tylko uprzedzam. Znaleźliśmy w końcu mieszkanie, które pasuje nam obojgu, więc się przeprowadzamy i absolutnie wszędzie walają się pudła. Uważaj żeby nie zrobić sobie krzywdy, dobrze?
- Tak, jasne. Dzięki - mruknęła dziewczyna, zdejmując buty i uśmiechając się, gdy Atsushi zawołał Akutagawę.
Mieszkanie naprawdę było zagracone, czego Akiko w sumie się nie spodziewała. Jakoś nie potrafiła sobie wyobrazić jednego z najstraszniejszych psów Portowej Mafii zbierającego książki czy bibeloty. Wiedziała jednak, że lepiej pewne kwestie pozostawić w spokoju i ukryciu, bo zadawanie temu chłopakowi pytań, których nie chciał słyszeć było proszeniem się o pewną śmierć. Yosano nie chciała wchodzić do każdego pomieszczenia. Mniej więcej orientowała się w nowym układzie, który powstał, gdy odbudowali budynek praktycznie z gruzów, ale zwyczajnie nie chciała naruszać prywatnej przestrzeni dwóch chłopców. Atsushi chyba się w tym połapał bo rozsunął nogą kilka pudeł robiąc wygodne przejście do kanapy i uśmiechnął się przepraszająco, zabierając z niej przypadkowe ubrania. Z miejsca też zapytał przyjaciółki, czy ma ochotę napić się kawy albo herbaty i poszedł zagotować wodę w czajniku. Akutagawa wychodząc z dalszego pokoju pierwotnie absolutnie zignorował Akiko. Prawie jakby była powietrzem. Po prostu przeszedł obok na boso, nawet nie zatrzymując na niej wzroku i kierując się prosto do kuchni.
- Przestawiłem to pudło, które cię wnerwiało - oznajmił spokojnie chłopak odbierając od Atsushiego kubek kawy i z miejsca upijając łyk tylko po to, by skrzywić się, gdy napój okazal się zbyt gorący. - Chociaż teraz mamy w sypialni cholerną krzywą wieżę tylko z pudeł, a nie z Pizy.
- Ważne żeby wytrzymało do przyjazdu firmy przeprowadzkowej -uznał Atsushi z szerokim uśmiechem przyciągając do siebie Akutagawę, gdy ten zamierzał z marsową miną iść do Akiko tylko po to by krótko pocałować go w policzek i spojrzeć na niego tak, jakby patrzył na cały swój świat. - Dziękuję za pudło. I proszę. Bądź miły.
Akutagawa westchnął tylko ciężko i spojrzał na swojego ukochanego z taką miną, jakby przez chwilę zastanawiał się, czy na pewno warto było ładować się w ten związek. Zupełnie nie rozumiał dlaczego Yosano uznała, że przeszkodzi im w dniu wolnym. I to tak ważnym dla nich dniu wolnym, bo może Akutagawa nie chciał tego po sobie pokazać, ale wspólna przeprowadzka znaczyła dla niego więcej, niż chciałby przyznać. Bo to jednak był cholernie ważny krok we wspólnym życiu, a wszystko, co robił z Tygrysołakiem z jednej strony radowało jego serce, a z drugiej absolutnie przerażało. Cały czas bał się, że coś sknoci. I sama przeprowadzka też nie dawała im się jakoś mocno we znaki. W mieszkaniu znajdowały się głównie książki czy rzeczy, do których żaden z nich nie przywiązywał większej wagi, ale znajdowały się tam także wszystkie pamiątki z ich wspólnych wyjazdów, albumy ze zdjęciami i inne pierdoły, nad którymi Atsushi musiał się roztkliwiać pojedynczo. Więc zamiast spakować coś do pudła kończyli siedząc obok siebie, Atsushi zajmując fotel, a Akutagawa siadając na podłokietniku i obejmując go ramieniem nieznacznie się nad nim pochylając, gdy Atsushi z całą gamą emocji pytał go czy Akutagawa pamiętał daną sytuację. I jasne, pamiętał. Każdą z nich. Ale za każdym razem mówił, że sobie nie przypomina tylko po to, by Atsushi odegrał całą scenkę, by on mógł patrzeć na niego z tym pełnym rozczulenia uśmiechem. Akiko do tego obrazka zdecydowanie mu nie pasowała.
- Wiem, że to twój dzień wolny Akutagawa, ale mam poważną sprawę. Nie cierpiącą zwłoki wręcz. Tylko to coś, co musimy omówić we dwoje - oznajmiła Yosano, gdy Akutagawa usiadł w fotelu, a Atsushi stanął tuż za nim z łokciami na oparciu.
- Wyjdę - uznał z uśmiechem Tygrysołak zupełnie nie traktując tego jako obrazy żadnego sortu i wręczając Akiko jej herbatę. - I tak skończyła nam się taśma. Skoczę do sklepu. Może przy okazji zgarnę nam jakieś żarcie, w sumie jest już późno. Napiszesz mi, jak już skończycie? - ostatnie pytanie zostało zadane bezpośrednio Akutagawie, który tylko sięgnął po nadgarstek chłopaka i spojrzał na niego jak na idiotę, nim ten sam acz zmultiplikowany wyraz twarzy skierował w stronę Yosano.
- Jesteś głupsza, niż myślałem jeśli sądzisz, że cokolwiek powiesz mnie, nie dotrze do jego uszu - oświadczył pewnym głosem i piorunującym wzrokiem uciszył Atsushiego, który już zbierał się do wytłumaczenia mu, że to przecież nic nie szkodzi. - Jeśli masz do mnie jakąkolwiek sprawę to masz ją do nas. Mamy ten sam poziom uprawnień. A ty nachodzisz nas w dzień wolny, więc pospiesz się póki mam jeszcze resztki cierpliwości.
- Cóż za miłe przyjęcie - mruknęła Akiko przypominając sobie, dlaczego nie dogaduje się z Akutagawą tak dobrze.
- Miły to był mój dzień, ale postanowiłaś się pojawić - odbił piłeczkę chłodnym tonem Akutagawa. - Streszczaj się.
- Chodzi o Dazaia - oświadczyła po dłuższej chwili ciszy przerywanej jedynie dość jednoznacznym przewróceniem oczu przez Akutagawę. - Długa historia, ale opowiem ją najkrócej jak się tylko będzie dało. Generalnie nie umarł. Kody na nieśmiertelność i te sprawy, Agatka wyprała mu mózg, teraz służy w Zakonie Wieży Zegarowej. Znaczy służył, bo obecnie trzymamy go u siebie w piwnicy, ale o tym wiem tylko ja, Nakahara, Kato i siostra Chinatsu. Trzeba Dazaiowi przypomnieć kim był i trzeba do tego wykorzystać de Lukę. Proponuję starszą, ale najlepiej byłoby obie. Tylko, że Nakahara zabronił mi z nimi rozmawiać w tej kwestii. I tu na scenę wchodzisz ty...
- Chcesz wrobić mnie w odwalenie brudnej roboty, która może skończyć się w najlepszym przypadku utratą statusu a w najgorszym kulką w głowę - przerwał jej spokojnie Akutagawa nie dając po sobie poznać, jak bardzo wstrząsnęła nim najnowsza wiadomość, ale mimowolnie nieco mocniej ściskając dłoń równie zaszokowanego Atsushiego.
- Cóż. Nie ujęłabym tego w takie słowa, bo rozkazy dostałam tylko ja, a nie cała Portowa Mafia... - próbowała bronić się lekarka.
- Wyjdź - oznajmił Akutagawa patrząc na rozmówczynię z absolutnym chłodem. - Myślę, że już czas na ciebie. I tak nadużyłaś naszej gościnności.
- Właśnie powiedziałam ci, że twój mentor żyje, a ty zamierzasz mnie wyrzucić bo trzeba złamać parę rozkazów? Czy ty siebie słyszysz? - spytała zaskoczona Akiko, odstawiając kubek na pobliskie pudło. - Atsushi powiedz mu, że masz rację.
- Myślałem, że przyszłaś do mnie, nie do niego - zauważył Akutagawa nie zmieniając ani pozycji, ani tonu, ani nieprzyjemnej aury. - I czy jesteś świadoma, co wypada z twojej jadaczki czy mózg ci aż tak bardzo nie styka? Dostałaś bezpośredni rozkaz od Szefa. To nie są wytyczne, które możesz zignorować. To rozkaz. To, że prywatnie przyjaźnisz się z Nakaharą niczego nie zmienia. Nie daje ci immunitetu. Załóżmy, że Dazai żyje i wie o tym specjalnie wyselekcjonowana grupa ludzi. Dostałaś pozwolenie na zdradzenie tego sekretu nam? Gdyby Nakahara uznał, że będziemy przydatni na miejscu, sam by nas tam dopuścił. Ty próbujesz teraz pójść za jego plecami. A ja się na to nie zgodzę. Nie pozwolę ci na podkopywanie jego autorytetu. Jeśli on znając sytuację i zmienne najlepiej z nas wszystkich uznał, że lepiej jest nie mieszać w to sióstr de Luca to tego nie rób. Schowaj dumę do kieszeni, nie robisz w tej Mafii na tyle długo by wiedzieć wszystko. Oficjalnie przyjechały na rocznicę śmierci Dazaia. Jeśli nie potrafisz tego uszanować to nie pojawiaj się na memoriale.
- Atsushi... - Yosano próbowała złapać się ostatniej deski ratunku.
- Myślę, że powinnaś już iść. Odprowadzę cię do drzwi - oznajmił ciepłym tonem Atsushi i rzeczywiście odprowadzając kobietę by zamknąć za nią mieszkanie.
- Atsushi, nie wiem, czy to kwestia obecności Akutagawy czy czego, ale przecież się ze mną zgadzasz. Możemy odzyskać Dazaia. Nie chcesz tego? Przecież to był też twój mentor - wyszeptała zadziwiająco agresywnie Akiko zakładając buty.
- To nie jest kwestia niczego - naprostował jej słowa z miejsca Tygrysołak. - Ja zwyczajnie się z nim zgadzam. Na wszystko jest swoje miejsce i swój czas. Nasz najwidoczniej jeszcze nie nadszedł. Ale kiedyś nadejdzie. Po prostu obaj ufamy, że Nakahara wie, co robi. Ty też powinnaś spróbować. I naprawdę proszę cię porzuć swoje plany. Tylko komuś zaszkodzisz przez przypadek. Nie wkopiemy cię, jakoś przekonam Aku żeby nie raportował o twojej obecności tutaj, ale miej na uwadze, że jeśli podejmiesz działania, które będą miały negatywne konsekwencje i zostaniemy zapytani o cokolwiek, odpowiemy zgodnie z prawdą.
- Co też mafia robi z człowiekiem - prychnęła z rozczarowaniem i niedowierzaniem lekarka.
- Myślę, że to pytanie powinnaś zadać przede wszystkim do lustra - odpowiedział ze smutnym uśmiechem Atsushi zamykając za nią drzwi i zostawiając zaskoczoną Akiko na korytarzu samą z jej myślami.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top