P. XLIII / SPALIMY LEKI DAZAIA

Rozdział jest dedykowany @_deadname_ jeśli tylko wszyscy kolektywnie damy radę udawać, że jest obiecany czwartek xD


Nakahara przez chwilę poprzedrzeźniał Izakiego, ale ostatecznie musiał zgodzić się z jego osądem. Ubrania, które miał na sobie, były zdecydowanie nie pierwszej świeżości, a zimny prysznic teoretycznie powinien uspokoić jego rozszalałe emocje. Tego, że Chuuya zasnął gdzieś pomiędzy siadaniem na łóżku a położeniem głowy na poduszce, Izaki wielce dobrodusznie nie zamierzał nawet komentować. Zamiast tego upewnił się tylko, że oba ich telefony i wszelka elektronika ustawione są na możliwie najcichszych ustawieniach i poprawiwszy na Nakaharze kołdrę, zaszył się w znajdującym się niedaleko fotelu. Wiedział, że miał przed sobą kilka ładnych godzin samotnej pracy, więc kilka minut zamyślenia raczej nie powinno nikogo zabić.

To też nie było tak, że Izaki miał w poważaniu zdrowie czy dobrobyt ludzi, z którymi pracował. Wszyscy dookoła oskarżali go, a czasem z mniejszym czy większym wyczuciem żartowali, że kochał cyferki bardziej niż jakiegokolwiek żywego człowieka z Portówki. I najgorsze było to, że częściowo mieli nawet rację, choć z zupełnie innych powodów, niż sądzili. Bo Izakiemu chodziło tylko o pewną stabilizację. O pewną wiarę w to, że fundamenty kolejnej rzeczy, kolejnego zrzeszenia czy grupy nie legną w gruzach przy pierwszym silniejszym podmuchu wiatru. Bo przy poprzednich szefach w Portówce jutro nigdy nie było pewne. Jasne, gdy dostał się do niesławnej jednostki Dazaia to przez chwilę sądził, że znalazł swój zakątek na świecie, ale to też szybko zostało mu wyszarpnięte z dłoni.

Prościej patrzyło się na cyferki, gdy nie myślało się, że za każdą z nich kryje się zraniony czy zabity towarzysz. Może osoba, z którą się bliżej trzymało, a może współpracownik, którego raz zagadało się przy kawie w kafeterii. Chociaż Izaki nigdy nie miał nawyku rozpoczynania rozmów to wielokrotnie przydarzała mu się sytuacja, gdy ktoś rozpoczynał i kontynuował pogawędkę z nim nawet jeśli z jego strony padały jedynie monosylabiczne odpowiedzi. Dazai nigdy nie stał się dla Izakiego tylko cyferką. Tak, jak nie potrafił w ten sposób postrzegać Nakahary i starych Hersztów. Ba, powoli przyłapywał się na tym, że nawet nowsze nabytki w Cuppoli zaczynał widzieć w bardziej ludzkich barwach. I przerażało go to. Bo dbanie o taką ilość ludzi gwarantowało mu jedynie pewne poczucie zranienia, gdy któremuś z nich niechybnie coś się stanie. I pełen ironii los w to miejsce wrzucił akurat Dazaia.

Izaki patrząc na spokojną twarz śpiącego rudzielca czuł jedynie wyrzuty sumienia. Coś, do czego kilka lat wcześniej, nie byłby skory niezależnie od warunków. Informatyk nawet nie chciał sobie wyobrażać, przez co musiał przechodzić Nakahara. Wiedział, że nie znali nawet czubka góry lodowej, jaką była historia Chuuyi. Że między wierszami działo się więcej, niż sam rudzielec chciałby przyznać. Wiedział też, że pewne mechanizmy, które rudzielec sobie wyrobił, nie wynikały jedynie z chęci uniknięcia błędów z własnej historii czy ponownej krzywdy, ale ze schematów, w które wcisnęli go jego najbliżsi. Bo to oni byli odpowiedzialni za to, że Nakahara w siebie wątpił. To przez nich ich ekspansja praktycznie stanęła w miejscu na parę miesięcy. To oni zaczęli panikować, że plany Dazaia były praktycznie na wyczerpaniu i biadolić, że nie mają pojęcia, co zrobić dalej. Zupełnie jakby Chuuya nie był myślącym i działającym Szefem Portowej Mafii, który niejednokrotnie te zastane plany modyfikował, bo ich sytuacja nieco różniła się od tej, którą kilka miesięcy czy lat wcześniej przewidział Osamu.

Jakby tego było mało to nagle, praktycznie z dnia na dzień, Chuuya został pozbawiony własnej Zdolności. Czegoś, na czym polegał praktycznie od urodzenia nawet jeśli w ciągu swoich najmłodszych lat z oczywistych powodów nie mógł tego kontrolować. Nakahara miał pełne prawo poczuć się jak inwalida, jak ktoś komu nagle ucięto rękę i kazano funkcjonować jakby nic się nie stało. Izaki naprawdę próbował. Nie przyznałby się do tego na głos, bo to oznaczałoby dwie rzeczy - po pierwsze, że szczerze z głębi serca dba o rudzielca, a po drugie, że nie jest tak dobry, jak wmawia wszystkim dookoła, że jest. Bo gdyby był to nie spędzałby każdej wolnej chwili na próbie stworzenia urządzenia, które zastąpiłoby system znajdujący się w ciele Chuuyi. Urządzenia, które pozwoliłoby chłopakowi na nowo korzystać z ukochanej Zdolności i może odzyskać odrobinę dawnego siebie. Tego, którego pewność siebie doprowadzała Izakiego do szewskiej pasji. Izaki oddałby naprawdę wiele żeby zobaczyć cień tamtej dumy w tym nowym wydaniu Chuuyi, nawet jeśli z logicznego punktu widzenia to chłopak wyrósł na rozsądnego lidera, któremu można było naprawdę niewiele złego zarzucić.

Informatyk wykonał taką część diagnostyki systemu, jaką tylko mógł bez potrzeby realnego kładzenia Chuuyi na stole operacyjnym. Przekierował pewne przekaźniki i połączenia na tyle by możliwie nadrobić za spalone elementy i wzmocnił całość ot na wszelki wypadek. Z jakiegoś bardzo jasnego powodu miał przeczucie, że niezależnie od tego, ile logicznych powodów by nie stało za tym, by wymienić uszkodzone elementy nawet jeśli wiązałoby się to z kilkoma dniami przeleżanymi w szpitalu, Chuuya i tak zdecyduje się zostawić to na sławetne "później". Na to "później", gdy wszyscy inni będą już wiedzieli, co mają robić. Na to "później", gdy nie będą potrzebowali niezniszczalnego robota zamiast lidera. Na to "później", gdzie w końcu ktoś z jego otoczenia mógłby bez martwienia się o całą organizację, pozwolić Chuuyi na kilka dni wolnego.

Zmiany w systemie okazały się bardziej skomplikowane, niż Izaki przypuszczał, więc nie zaskoczył go fakt, że Nakahara zdążył obudzić się po kilku godzinach, nieco bardziej gotowy do życia niż poprzedniego dnia, a on wciąż siedział gdzieś w linijkach kodu. Izaki sam z siebie nie zorientował się, że rudzielec już się obudził. Ba, nie zorientował się nawet, że od dłuższej chwili jest uważnie obserwowany, a na jego komentarze, które wahały się od przekleństw po nazywanie się geniuszem, bo coś rozpracował, Nakahara reaguje tylko lekkim uśmiechem. W końcu Chuuya postanowił się odezwać i nagle wyrwany z wiru pracy Izaki nieomal przypłacił to zawałem i zbitym ekranem tabletu.

- Mam cholernie głupi pomysł - oznajmił Nakahara wbijając z uporem wzrok w sufit nad nim jakby bał się, że sama mimika Izakiego odwiedzie go od pomysłu, na który wpadł.

- Pierwszy, którego jesteś świadom na pewno. Ogółem bym się kłócił - skomentował to informatyk, gdy tylko odzyskał rezon i pociskał przez chwilę przekleństwami, że nie straszy się tak współpracowników. Nim wlepił uważne spojrzenie w rozmówcę, Izaki przelotnie sprawdził jeszcze godzinę. Trzecia w nocy nie sugerowała zbyt mądrych planów.

- Spalimy leki Dazaia - oznajmił cicho Nakahara.

Rudzielec nie sądził, że te słowa przejdą mu przez gardło. Szczerze myślał, że wycofa się w ostatniej chwili. Bo do tej pory miał wrażenie, że sam przed sobą unikał pewnych tematów. Nakahara pamiętał, jak w zupełnie innych okolicznościach Osamu ostrzegał go, że życie z osobą uzależnioną jest ciężkie. Że wżera się to w człowieka, wbija szpony, po których na zawsze zostaną ślady. Wtedy Chuuya nie potraktował tego zbyt poważnie. Wtedy byli tylko dwójką głupich, młodych chłopaków, którzy sądzili, że miłością są w stanie wygrać z każdą przeciwnością losu. Że dopóki będą nawzajem u swojego boku to nic złego nie mogło się stać. Patrzenie na Dazaia jako na cień samego siebie, jako na osobę uzależnioną, która utknęła w nieprzejednanym mroku, gdy Nakahara wydostawał się powoli w stronę coraz większego światła, było zwyczajnie bolesne. Podawanie Osamu mniejszych dawek w lekach odwlekało konieczność zderzenia się ze świadomością, jak źle naprawdę było. Stwierdzenie, które Nakahara ciężkim tonem rzucił w powietrze znajdowało się po przeciwnej stronie skali tego, jak chciał postrzegać ukochanego.

- Spalimy leki Dazaia? - Izaki zamienił stwierdzenie Chuuyi w pytanie, ale nawet w zmienionej formie gramatycznej wciąż nie widział w nim żadnego sensu.

Był zszokowany. Był cholernie zszokowany. A jednak coś w zaciśniętej szczęce Nakahary, coś w tym, jak mocno wbijał sobie paznokcie w wewnętrzne części dłoni żeby pozostać ugruntowanym w rzeczywistości, która go otaczała, a wreszcie ból, który dało się słyszeć w jego głosie, to wszystko utwierdzało Izakiego w przekonaniu, że może to naprawdę był przemyślany plan, a nie głupi pomysł z trzeciej nad ranem. Tylko on tego jeszcze po prostu nie widział i potrzebował jasnego wytłumaczenia.

- Spalimy leki Dazaia - powtórzył Nakahara wciąż wpatrując się w sufit jakby w ten sposób mógł kupić sobie kilka dodatkowych sekund wolnych od ciężaru rzeczywistości.

- Wiesz co, za drugim razem to zabrzmiało tak samo idiotycznie jak za pierwszym. Dostojewski ryzykował żeby zdobyć te leki żebyś miał jakikolwiek czas na postawienie Dazaia na nogi, a ty chcesz je spalić? - Izaki przez chwilę zastanawiał się czy nie powinien rozładować ewidentnie napiętej sytuacji żartem. Uznał jednak, że skoro rudzielec był gotowy na tak dramatyczny krok to w jego głowie musiały zajść przemyślenia, do których nigdy nie dostałby dostępu, gdyby zdecydował się na taki tor rozmowy. Więc zdecydował się na zdziwienie i szczerość.

- Nie je tak dokładniej rzecz ujmując. Ich repliki - zaczął tłumaczyć swój plan Nakahara, a Izaki bezgłośnie odetchnął z ulgą. - Rozejrzyj się Izaki tych pudeł jest tu tyle, że jak się przewrócą to nas pogrzebią i nikt nas nie znajdzie. I umrzemy przez durne kartony. Wiesz, jak żałośnie to by wyglądało na nagrobku? Nie przebijemy się przez to sami. Potrzebujemy pomocy Osamu.

- Ja wiem, że dawkujemy mu leki i że z każdym dniem jego wyniki nieznacznie się poprawiają, ale on dalej nas nienawidzi. Nie pomoże nam - Izaki próbował ująć to najdelikatniej jak tylko potrafił, ale wiedział, że tak gorzkich słów nie dało się osłodzić w żaden sposób.

- Sam z siebie nie. Ale da nam znać, w którym miejscu powinniśmy zacząć szukać. Możemy od końca prześledzić jego historię. To jak z cebulą - kontynuował Chuuya, który walcząc samemu ze sobą o to, czy jego plan miał ręce i nogi, trochę zapomniał wtajemniczyć Izakiego we wszystkie szczegóły, a informatyk sam z siebie miał naprawdę ogromny problem z uzupełnieniem pustych przestrzeni.

- Rudy jest późno. Czy tam wcześnie. Chuj wie, godzina jest serio niefajna. A ja naprawdę przestaję nadążać. Jaką znowu kurwa cebulą? - spytał z bezsilnością pobrzmiewającą w tonie i mając nadzieję, że Nakahara uchyli mu w końcu nie rąbka tajemnicy, ale ładnie wyłoży cały plan.

- Będziemy do tego potrzebować ciebie, mnie i Kaguyi. I siostry Chinatsu prawdopodobnie. Tak na wszelki wypadek jakby szok spowodował trochę za dużą zapaść u Dazaia - zaczął wymieniać Chuuya zupełnie jakby nie usłyszał protestów Izakiego.

- Jak do ściany. Mówię mu, że nic nie rozumiem z jego bełkotu, a ten dalej swoje. Już nie mówiąc o tym, że Kaguyi nie ma wśród nas. Nikt nie wie, gdzie jest. Nikt nie wie, czy ją znajdziemy. I czy w ogóle żyje. Nie możesz oprzeć swojego planu o tak niepewny czynnik, niezależnie od tego, jaki jest ten plan - zauważył logicznie Izaki, a czując pewien ból w sercu uświadomił sobie, że nie zorientował się kiedy Kaguya też przestała być dla niego tylko kolejną cyferką.

- Żyje. I wróci jak będziemy jej potrzebować. Czuję to - oświadczył z zadziwiającą pewnością rudzielec, pierwszy raz od początku tej rozmowy patrząc na Izakiego.

- Załóżmy, że ma to jakikolwiek sens, a z góry chcę zaznaczyć, że nie ma - skontrował to informatyk, na co Chuuya w niezwykle dorosły sposób pokazał mu język. - Wróć na sam początek tych przemyśleń to dam ci znać, jak durny plan sobie wyśniłeś. O co chodzi z tą twoją cebulą?

- Nie mamy pojęcia jak działa Zakon Wieży Zegarowej. Nie wiemy, jakie mają Zdolności. Nie wiemy, jaką mają strukturę. Nie wiemy o nich tak naprawdę niczego - zaczął wymieniać Nakahara, a optymizm w jego głosie zupełnie nie pasował do jego słów. - Ale widzieliśmy ich parę razy w akcji. Widzieliśmy, że całym orszakiem zabili Dazaia i Hayato na naszych oczach, a jednocześnie nie byli w tej samej przestrzeni i w tym samym czasie, co my. Widzieliśmy, że ta gnida umarła, a jakimś cudem żyje. Wiemy, że Dośka dosadnie stwierdził, że "ostateczna" śmierć byłaby wybawieniem od Agatki. No i wiemy, że jak Christie wysyłała nam tu swoje rybki do kontroli to nigdy nie byli to ludzie pochodzący z naszych czasów. Szekspir, na bogów? Nawet gdybym nie interesował się sztuką to ogarnąłbym, że gość jest raczej jakiś taki niedzisiejszy.

- Teoretycznie można byłoby założyć, że ktoś od niej ma Zdolność związaną z Nekromancją. Bardzo rozwiniętą Zdolność, ale to nie pokrywałoby wszystkiego, o czym mówimy - trybiki w umyśle Izakiego też powoli zaczęły budzić się do życia.

- Wiemy, że Christie w jakiś sposób potrafi manipulować czasem. Nie wiemy jaki jest tego zakres, jakie to ma ograniczenia i czy obciąża w jakikolwiek sposób jej ciało, ale na to ostatnie szczerze myślę, że możemy założyć, że tak - kontynuował Nakahara. - Więc załóżmy, że zmanipulowała czas Dazaia. Że może dla niego te trzy lata to nie były trzy lata tylko pięć, dziesięć. Ba, może nawet trzydzieści. Nie wiemy, ile razy go zabiła, o ile w ogóle poza tym razem, który widzieliśmy na ulicach Kobe. Nie wiemy, gdzie go wysyłała.

- Ale wiemy, jaki Dazai był zanim spotkał Agatkę. I w jakim stanie jest ćpun w naszej piwnicy - podchwycił Izaki zaczynając widzieć coraz więcej logiki w wypowiedzi Nakahary.

- Mamy papierologię. Dośka nam ją załatwił. Ale tych pudeł naprawdę mało nie jest, a nas jest tylko dwóch. Myślę, że zwiększymy swoje szanse, jeśli zwiększymy tę liczbę do trzech. Nawet jeśli trzeci uczestnik nie będzie zbyt świadomy tego, że pomaga - podsumował Chuuya, z jednej strony będąc pewnym logiki swojego planu, a z drugiej absolutnie się nienawidząc za to, że zamierza praktycznie eksperymentować na własnym narzeczonym. Cóż, cel uświęca środki, a dla niego naprawdę nie było pod tym niebem rzeczy, która powstrzymałaby go od odzyskania ukochanego. Nawet jeśli tą rzeczą byłoby czasowe zranienie samego ukochanego.

- Chcesz spalić pudło z fałszywymi lekami dla niego na jego oczach licząc, że to wywoła u niego jakikolwiek szok, przez który nieświadomie da nam jakąkolwiek informację, która będzie z kolei naszym punktem zaczepienia do pierwszych poszukiwań? - upewnił się Izaki, który z całego serca nie chciał zaznaczać w jak złym stanie psychicznym i fizycznym znajdował się Dazai i że coś takiego z łatwością mogłoby go nawet zabić. Nakahara sam zdawał się wyczytać to z jego twarzy.

- Też czułbym się pewniej, gdyby weszła tam z nami Yosano. Uratowałaby go wtedy nawet znad krawędzi, kupiła nam trochę więcej czasu. Ale nie mogę jej dopuścić tak blisko niego po raz drugi. Nie po tym, co zrobiła. Więc siostra Chinatsu to nasza najlepsza opcja. Albo przynajmniej wskaże nam najlepszy do tego personel - odparł Chuuya i obaj mężczyźni zamierzali udawać, że nie słyszeli jak w trakcie tej wypowiedzi załamał mu się głos. - Jedno opakowanie leków trzeba będzie poświęcić. Dazai zna wygląd tych tabletek na wylot, nawet w jego obecnym stanie. To musi być przekonujące. Tylko zanim przejdziemy do akcji to musimy podzielić te kartony na konkretne państwa, a jeśli zdążymy to na miasta i mafie, zapisać jakie są na nich daty i jak bardzo będzie pokrywać się to z linią czasową, którą nieświadomie zaserwuje nam Dazai. I stworzyć urządzenie, które na bieżąco będzie nam tłumaczyło jego słowa. Christie pewnie rzucała Osamu po całej Europie. Jeśli nie miał równowagi i efekty uboczne jego Drugiego Źródła zaczęły działać to pewnie wchłonął kilka języków obcych, których sami z siebie nigdy nie zrozumiemy.

- Czyli ty bierzesz pudła, a ja siadam do tłumacza czasu rzeczywistego? - podsumował ich najbliższe plany Izaki, na co Nakahara tylko pokręcił przecząco głową.

- To zrobimy, jak obaj się wyśpimy. Cuppola będzie potrzebowała jeszcze czasu, a nawet jeśli jakimś cudem pojawią się tu wcześniej to znajdzie się im coś do roboty. Nie ma co się niepotrzebnie spieszyć jeśli możemy złapać oddech i zrobić coś na spokojniej i z lepszym przemyśleniem wszystkich opcji - zauważył zadziwiająco logicznie Nakahara. - Rano obaj będziemy mieć świeższe umysły.

- Skoro takie są rozkazy Szefa to idę szturmem zająć drugą sypialnię. Przynajmniej zanim się rozmyślisz i wrócisz do dawnego, kierowanego emocjami siebie - zażartował Izaki i życząc Nakaharze dobranoc, opuścił jego pokój.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top