P. XLI / OKRUCIEŃSTWO I MIŁOSIERDZIE

No to ten, nie umiem odmawiać ludziom cnie.


Chuuya opuścił pomieszczenie czując się jednocześnie lepiej i gorzej. Gorzej, bo nigdy nie był zawistnym typem, który chciał krzywdzić ludzi dookoła siebie z najmniejszego możliwego powodu. Sytuacja musiała być naprawdę dużego kalibru żeby wywołać w nim tę gorszą część jego duszy. Gorzej, bo właśnie skrzywdził kogoś, kogo do niedawna uważał za przyjaciółkę. A jednocześnie lepiej, bo z jego serca spadł jakiś ciężar. Lepiej, bo za cenę drobnej złośliwości mógł wykupić u wszechświata poczucie zamknięcia chociaż jednej kwestii. Bo może te sytuacje były nieporównywalne, może Yosano nie była Dazaiem, a Kato Nakaharą, ale coś je łączyło. I perfidne zagranie poniżej pasa chociaż chwilę pozwoliło Akiko poczuć ten sam ból, który przez ostatnie lata tłamsił w sobie Chuuya.

- To było niepotrzebnie okrutne, zdajesz sobie z tego sprawę, prawda Nakahara? – spytała cicho Kato, zaciskając dłonie na własnych ramionach z taką siłą, że w tych miejscach za parę dni nieuchronnie musiały pojawić się siniaki.

- Było? Bo tak szczerze to ja nawet nie zacząłem jeszcze być okrutnym. Bo gdybym zaczął to wszyscy byście się grupowo zesrali – uznał zadziwiająco lekkim tonem Chuuya rozglądając się przez chwilę po pomieszczeniu, do którego wszedł i zatrzymując wzrok na widocznej po drugiej stronie weneckiego lustra lekarce, która teraz, gdy sądziła, że została sama, pozwoliła łzom na wyprucie z niej choć części emocji.

- Nie musiałeś jej tego mówić. A już na pewno nie w ten sposób. Mogłeś powiedzieć jej prawdę – zauważyła Herszt tak łagodnie, jak i oceniająco.

- Może i mogłem. Ale mam dość wiecznego nadstawiania drugiego policzka, bo wszyscy przeceniają moją dobroć i cierpliwość – przyznał jej rację Nakahara choć w jego głosie zaczęło pobrzmiewać ostrzeżenie. Wiedział, że on sam kłóciłby się o ukochanego z absolutnie każdym. I wiedział, że pewnie to właśnie zamierzała zrobić Kato, mając jego jako przeciwnika. Tylko, że Chuuya nie miał siły na mierzenie się z kolejną osoba, która teoretycznie powinna stać po jego stronie, więc powołał się na suche fakty. - Dazai prawie udusił kiedyś podwładnego, bo wystawił na niebezpieczeństwo jego niedawno odnalezioną siostrę. Dazai też strzelił własnemu podwładnemu w twarz tylko dlatego, że oczekiwał po nim więcej. Mori zapraszał ludzi do swojego gabinetu tylko po to żeby walczyli na śmierć i życie, bo według niego to był jedyny sposób rozwiązywania konfliktów między podwładnymi, którzy dzierżyli ten sam poziom. Jeszcze poprzedni Szef potrafił kazać komuś odciąć samemu sobie kawałek palca tylko za złe słowa wypowiedziane w niewłaściwym czasie. Ale tak. Ja, po tym, jak ta dziewczyna prawie zniszczyła całą Portówkę swoją lekkomyślnością, jestem okrutny. Rozumiem, że ją kochasz, ale złap trochę perspektywy, bo w którymś momencie naprawdę skończy mi się cierpliwość – zakończył swoją wypowiedź Nakahara a irytacja i pewna pobłażliwość słyszalne w jego głosie powinny być znakiem dla jego rozmówczyni, że temat należy porzucić. Tylko, że akurat tego jednego dnia ludzie uparli się żeby nie robić logicznych rzeczy. Na nieszczęście samego Nakahary niestety.

- Mogłeś... - zaczęła znowu Kato, ale Chuuya zwyczajnie nie chciał tego słuchać. Nie po tym, ile energii zajęło mu odcięcie się od Yosano. Nie po tym, jak wielką ranę w jego sercu miała na zawsze zostawić Akiko. Bo przecież nie wyrzucił byle kundla z Portówki. Wyrzucił przyjaciółkę, która znała go od tej z gorszych stron, które jeszcze pozwalał widzieć ludziom. To nie tak, że cała ta sytuacja miała spłynąć po nim jak woda po kaczce i ludzie, którym brakowało perspektywy naprawdę zaczynali działać mu na nerwy. Bo jakimś cudem on zawsze musiał umieć wczuć się w czyjąś sytuację. To on musiał dystansować się od własnych emocji do punktu absolutnego otępienia. I zazwyczaj wymagali od niego akurat ci, którzy sami nie byliby w stanie tego dokonać.

- Kato, ja wiem, że mogłem. Mogłem wejść tam i powiedzieć jej, że nic się nie stało, że ją kochasz i pójdziesz za nią na koniec świata. Że wszczepimy wam obu ten sam zestaw wspomnień żebyście miały wrażenie, że poznałyście się przypadkowo w kawiarni i pokochały na całe życie. Jasne, że mogłem – przerwał jej Nakahra przesadnie słodkim tonem, który w ułamku sekundy zmienił się na tak bezuczuciowy, że Kato równie dobrze mogłaby rozmawiać z robotem. - Mogłem też strzelić jej w twarz na oczach absolutnie wszystkich. Bo wbrew temu, co wszyscy obecnie sądzicie, nie zmiękłem aż tak bardzo. I ja byłem zawsze tam, gdzie trzeba było powstrzymać Dazaia od zniszczenia wszystkiego dookoła siebie, ale teraz Dazaia nie ma obok żeby powstrzymać mnie.

- Nie strzeliłbyś przyjaciółce w twarz Chuuya – zaoponowała słabo Kato chociaż po całej jej postawie widać było, że sama nie jest tego taka pewna.

- Yosano nie jest już moją przyjaciółką – odbił piłeczkę Nakahara, dziękując w duszy tym latom ukrywania żałoby żeby przypadkiem nie obciążyć własnym niepokojem innych, bo to właśnie dzięki tym latom był w stanie w tej sytuacji utrzymać pokerową twarz opatrzoną jedynie złośliwym uśmieszkiem.

- Szybko zmieniasz zdanie – prychnęła Kato patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Doprawdy? Bo mnie się jednak wydaje, że postawienie całego mojego życia na czubku noża dla własnej korzyści wydaje się raczej cholernie dużym czynnikiem motywującym zmianę zdania – odpowiedział jej Nakahara jakby przez chwilę na poważnie rozważał jej oskarżenie.

- Wciąż, za bardzo kochasz i szanujesz tę organizację żeby zamienić się w potwora – uznała Kato, która w imię miłości najwidoczniej postanowiła porzucić wszelki rozum i logikę, które Nakahara tak w niej cenił. Cóż, miłość robiła z ludzi idiotów i w innych okolicznościach Chuuya może nawet uznałby to za rozczulające, ale okoliczności inne niestety nie były, a to on stał się główną ofiarą czyichś durnych pomysłów. I to na niego starano się być złym za to, że zareagował, gdy prowodyrom chciano oszczędzić konsekwencji.

- Kato, ja w nic nie musiałbym się zamieniać – uświadomił ją spokojnie rudzielec wzruszając nieznacznie ramionami i przyjmując taką postawę, jakby rozmawiał z pięciolatką. - Każdy, kto pracuje w Portowej Mafii jest potworem. Każdy z nas zabijał, torturował, kręcił i kłamał. Ty też tak notabene, tak tylko przypomnę zanim założysz koronę świętej. Cała ta otoczka, że wszyscy się kochamy i szanujemy działała tylko dlatego, że podskórnie wszyscy baliście się Dazaia. Lepiej było utrzymać się za wszelką cenę po tej dobrej stronie, niż ryzykować traktowanie jakie praktycznie dekadę temu dostał Akutagawa. Bo jak mam być szczery to większość z was takiego traktowania by nie przeżyła. Może czas najwyższy przypomnieć wszystkim, że to nie jest piaskownica. Choć okazanie Yosano miłosierdzia zupełnie temu przeczy – zauważył z drobnym śmiechem pozbawionym jakiejkolwiek głębi.

- Miłosierdzia? Przecież ona kocha Portówkę – zaperzyła się Kato, która ostatnim przymiotnikiem, jakim mogłaby opisać działania własnego przełożonego, użyłaby „miłosiernego".

- A jak inaczej byś to nazwała? Co byś zrobiła na moim miejscu, co? Albo lepiej, co byś zrobiła, gdyby Portówka realnie runęła? Większość życia spędziłaś u nas, pamiętam jak zaczynałaś. Jak myślisz, jak dobrze dałabyś sobie radę sama tam na zewnątrz, bez tego ochronnego płaszcza, że jesteś jednym z naszych kundli? – spytał wyjątkowo szczerze zaciekawiony Nakahara doskonale zdając sobie sprawę z tego, że zwłaszcza w obecnej sytuacji, gdzie mieli pod kontrolą całe państwo, a ich pozycja była silna i stabilna, większość z portówkowych kundli nie dbała o to by mieć jakikolwiek plan zapasowy.

- Nie możesz obwiniać Yosano za własną słabość – wytknęła mu Kato, na co Chuuya tylko westchnął ciężko. Najwidoczniej o zdolność myślenia przyczynowo-skutkowego też było trudno w tamtejszych czasach.

- A w którym momencie to robię? – spytał, widząc jak na dłoni różnicę między tym, że sam jako tako dawał radę prowadzić Portówkę względnie stabilnie, ale rozumiejąc, że czynniki zewnętrzne czasem się zmieniały.

- Twierdząc, że to przez nią zniszczyłbyś Portówkę. Jeśli jesteś za słaby żeby prowadzić tę mafię to odejdź. Zrób wszystkim przysługę. Jeden człowiek nie powinien być w stanie zaważyć na losach tak potężnej organizacji – oświadczyła Herszt dając upust całej złości w tym jednym zdaniu, które było ciosem poniżej pasa. I po minie, jaka pojawiła się na twarzy dziewczyny sekundę po tym, jak te słowa opuściły jej usta, Nakahara widział, że ona też zdaje sobie sprawę z tego, że przekroczyła pewną linię.

- Oj Kato, Kato. To całkiem zabawne jak niewiele tak naprawdę rozumiesz. Ale spokojnie, zrozumiesz. Bo jeśli chociaż przez chwilę sądziłaś, że dostaniesz takie samo traktowanie, jak Yosano, to jesteś w ogromnym błędzie. Nie żartowałem, gdy mówiłem, że będziesz potrzebna w kontekście rozpracowania mafii w Europie – oznajmił Nakahara, który wcześniej może zamierzał kombinować, może znalazłby kogoś na miejsce Sayori w Cuppoli i zwolnił dziewczynę zgodnie z jej prośbą żeby mogła ruszyć za wygnaną ukochaną. Ale cała rozmowa, którą przeprowadzili, nagle sprawiła, że złośliwy chochlik w jego duszy ponownie zaczął gadać. A Chuuya był gotów zrobić prawie wszystko byleby małego dziada uciszyć.

- Ale wybrałam Yosano. Powinnam wylecieć razem z nią – zaczęła obronnym tonem Sayori, która mentalnie już siedziała z ukochaną na ganku i pieliła grządki.

- I oficjalnie wylecisz – przytaknął jej Chuuya wybierając najokrutniejszą drogę, którą mógł. I robiąc to z pewnym poziomem samozadowolenia, że w końcu zaczął o siebie walczyć nawet jeśli oznaczało to ranienie bliskich mu ludzi. - Akiko ma zbyt specyficzną umiejętność żeby pozwolić jej biegać samopas. I twoim zdaniem będzie pilnowanie żeby nie nadużywała swojej Zdolności. I żeby nie przyszło jej do głowy żeby na stałe wrócić do miasta. Wolę żeby męczyła się na przedmieściach, gdzie jest wszystko, co niby lubi, ale tak naprawdę wkurwia ją aż do granicy obłędu. I nie będziesz mogła dać jej znać, że wiesz o jej umiejętnościach tak w ogóle. Takie małe utrudnienie z mojej strony. Już nie mówiąc o tym, że realnie będziesz potrzebna w Biurowcu na zebraniach i żeby wykonać swoją część pracy. Nie wiem jak jej to wytłumaczysz, skoro oficjalnie jesteś zwykłym pracownikiem administracyjnym. Dorzuć do tego to, że nie możesz powiedzieć jej niczego, co zasiałoby ziarno zwątpienia w kwestii wspomnień, które Akiko będzie miała i nie możesz wspomnieć jej o Portówce poza tym, co zostanie udostępnione w oficjalnych wiadomościach – Nakahara wymienił wszystkie aspekty najnowszej klatki zaprojektowanej specjalnie dla Kato przez niemożliwe do spełnienia oczekiwania i ograniczenia. I zrobił to tak bezbarwnym tonem, że przez krótką chwilę Kato była gotowa błagać o inny wyrok. Tylko, że zanim zdecydowała się to zrobić, uświadomiła sobie, że już za późno na cokolwiek. Ten statek już odpłynął, a ona ląd zostawiła dawno za sobą.

- To sytuacja bez wyjścia i doskonale to wiesz – oznajmiła z pewną rezygnacją Herszt i przez ułamek sekundy Nakahara poczuł się prawie źle na myśl o tym, że to on zgotował im ten los. To był jednak tylko krótki moment, nim logiczna część jego mózgu przypomniała mu, że przecież za całą tą lawiną stała Yosano i ofiary poboczne, które miały zostać przygniecione śniegiem, miały zapisać się pod czerwoną kreską lekarki a nie jego.

- To sytuacja adekwatna do tej, w której ja egzystowałem od śmierci Dazaia. I dałem radę. Ty może też dasz. Jeśli dobrze wywiążesz się ze swoich obowiązków naprawdę zwolnię cię z Portowej Mafii. Tylko musisz pokazać mi coś wartego uwagi. Mała cena za możliwość życia w bajce do końca swojego życia. Z drugiej strony, zrobisz jeden, najmniejszy błąd i to ty będziesz musiała zabić Yosano – Nakahara przyglądał się reakcjom swojej rozmówczyni ze szczerym zainteresowaniem, traktując całą tę sytuację bardziej jak mydlaną operę niż coś poważnego, a to tylko dodatkowo rozsierdzało Sayori.

- Kazałbyś mi zabić dziewczynę, którą kocham bardziej niż własne życie? – spytała z echem niedowierzania, które znalazłoby się w tym pytaniu jeszcze godzinę wcześniej.

- Swoje życie możesz wtedy odebrać jako drugie – potwierdził Nakahara jakby mówił o liście zakupów, a nie o podwójnym samobójstwie.

- I to ma być miłosierdzie? – prychnęła Kato robiąc palcami znak cudzysłowu w powietrzu.

- Zgaduję, że jednak okrucieństwo. Ale przecież to tak ślicznie wpisuje się w twoją narrację apropo mnie, nieprawdaż? – oświadczył Chuuya z delikatnym, choć szczerym uśmiechem, nim obrócił się na pięcie i ruszył przez labirynt korytarzy żeby odwiedzić Seikę i mieć cały ten syf z głowy za jednym razem. Jak z bardzo bolesnym, emocjonalnym plastrem.

Nakahara nie chciał się zastanawiać nad tym, czy dobrze robił. Nie chciał myśleć o tym po jak krótkim czasie Kato zacznie odczuwać niechęć i obrzydzenie wobec Yosano, która stanie się dla niej symbolem upadku i zmarnowanej szansy. Przekreślonego życia. Nie chciał się zastanawiać nad tym, czy Dazai na jego miejscu postąpiłby tak samo. Jego Dazai, jego narzeczony przynajmniej. Bo Dazai z lat młodzieńczych wpakowałby Yosano kulkę w twarz posłańcowi jeszcze w restauracji nim ten dałby radę wymamrotać choćby jedno słowo. Chuuya wiedział, że to idiotyczne, że martwił się o zdanie Osamu w takiej sytuacji. W końcu brunet tez swoją ilość trupów w szafie miał. Swoją ilość traumatycznych przejść. Ale przecież chodziło i przyjaciółkę, którą Nakahara miał po śmierci Dazaia chronić, a nie wymazywać jej wspomnienia i odsyłać jak popsutą zabawkę.

Chuuya potrząsnął głową i zapukał pewnie do drzwi prowadzących do pokoju Seiki. Stojący przed wejściem ochroniarze skinęli na powitanie głową, ale wciągnięty w wir myśli, możliwości i możliwych ocen ukochanego, Nakahara zupełnie zignorował ten gest. Otworzył drzwi i wszedł niepewnie, jakby spodziewał się, że przedmiot zostanie rzucony mu prosto w głowę w sekundzie, w której tylko się wystarczająco wychyli. Zamiast tego zobaczył jedynie siedzącą na kanapie Seikę i dwa kubki herbaty, która ciepła przestała być zdecydowanie dłuższą chwilę wcześniej.

- Czyżby miało się obyć bez rzucania obelgami i przedmiotami w moją stronę? – spytał podchodząc do stolika i woląc się upewnić w jakiej sytuacji się znajdował.

- Cóż wrzuciłeś mi areszt domowy na kilka ładnych dni. Miałam czas żeby przemyśleć to i owo – zauważyła z krótkim śmiechem Seika, która w żadnej sekundzie nie zaprzeczała temu, że byłaby w stanie sprawdzić, czy walkę wygra najbliższy wazon czy jednak twarz i refleks Chuuyi.

- I do jakich wniosków doszłaś? – spytał szczerze zaciekawiony i usiadł naprzeciw rozmówczyni cicho dziękując za herbatę.

- Do takich, że gdyby z Osamu było tak dobrze, jak twierdziła Yosano, dowiedziałabym się o tym od ciebie, nie od niej – odpowiedziała z zadziwiającym spokojem Seika i machnęła nieco lekceważąco ręką, gdy zauważyła zaskoczoną minę Nakahary. - A skoro najwidoczniej to ona podkoloryzowała nieco historię, bo zgaduję, że to zrobiła, biorąc pod uwagę zamieszanie, które dzieje się teraz w Biurowcu, to zacznę się na ciebie wściekać dopiero, gdy okaże się, że miała rację.

- To jest nieironicznie najlogiczniejsza i najspokojniejsza reakcja z jaką się dzisiaj spotkałem. Co jest cholernie ironiczne samo w sobie – zaśmiał się Chuuya choć bez cienia radości.

- Co masz na myśli? – Seika absolutnie nie wyłapała kontekstu słów, które Chuuya i tak bardziej powiedział do siebie, niż do niej. Ale skoro pytanie padło to musiał na nie odpowiedzieć.

- Mam na myśli głównie to, że jakby nie patrzeć to wciąż jesteś dzieckiem – oznajmił Chuuya starając się wytłumaczyć swój proces myślowy tak dokładnie, jak tylko mógł. - Cały czas próbujesz się odnaleźć w świecie, który nieustannie się zmienia. Przejście do Portówki, poznanie tej gnidy, zaakceptowanie faktu, że nagle masz rodzinę, która jest tak skopana, jak tylko się da, ale rodzinę, która zrobiłaby dla ciebie wszystko. Stracenie tego brata, żałoba. Mogę wymieniać dalej, ale chyba rozumiesz ogólny wątek. Pośród całego tego chaosu znajdują się głównie dorośli, choć jeśli mam być szczery to większość z nas tutaj, która nie dobiła jeszcze trzydziestki, czuje się jak dzieciaczki wsadzone w za duże, dorosłe buty. Wszyscy ci dorośli i ty. Więc jak w głowie obstawiałem sobie u kogo czeka mnie najbardziej emocjonalna reakcja to muszę przyznać, że byłaś na czele tej listy. Ale Yosano i Kato raczej nie przebijesz, więc zgaduję, że po prostu jestem zdziwiony.

- Myślę, że dałam wystarczający upust emocjom wtedy w restauracji – zauważyła Seika krzywiąc się lekko na samo wspomnienie i z miejsca przybierając pełną skruchy minę. Minę, którą Nakahara tak bardzo chciałby zobaczyć na twarzy Yosano. - I będę cię za to przepraszała do końca życia i jeszcze dłużej jeśli po tym życiu będzie jakieś kolejne. Wiem, jak ważne są dla ciebie siostry de Luca. Naprawdę wiem. Po prostu myśl o tym, że Dazai może być tak blisko, żywy i w dobrym stanie, to mnie jakoś za mocno wybiło z rytmu. Nie myślałam logicznie. Chociaż to złe stwierdzenie. Bardziej emocje przysłoniły mi chłodny osąd, bo logiki nie mogę sobie odmówić w momencie, gdy ucieszyłam się z tego, że Włoszki to usłyszały. Bo miałam wrażenie, że robiłam coś dobrego, że one też były siostrami Dazaia i tez się ucieszą, że nic mu nie jest. Wiem, że powinnam najpierw sprawdzić wszelkie fakty, a dopiero później przechodzić do akcji. Tego próbowałeś mnie nauczyć tak długo. Ale Portówka ma też w sobie zaufanie, którego nie widziałam w żadnej innej mafii. Dlatego, gdy Yosano coś powiedziała, uznałam to za świętą i jedyną prawdę – dziewczyna przedstawiła mu swoją wersję wydarzeń zgodnie z tym, do czego miała prawo według kodeksu. I Chuuya był z niej za to cholernie dumny.

- To, co zrobiłaś, było cholernie głupie. I nierozważne – uświadomił ją z miejsca, zaciskając nieco mocniej palce na kubku. Bo przecież nie mógł potraktować siostry Dazaia tak samo, jak potraktował jego byłą przyjaciółkę. I to przyjaciółkę, którą Osamu miał szanse w którymś momencie rozpoznać. O nie. To było o wiele bardziej skomplikowane. - Mogło mieć tragiczne konsekwencje gdyby nie ludzie, którzy dali radę na bieżąco rozładować ten syf. Chcę żebyś miała świadomość, że twój wyskok mógł doszczętnie zrujnować Portówkę. Kato uznała, że to nieludzkie, że zwalam tę winę na was, ale osobiście sądzę, że mam do tego prawo. Bo sam nie radzę sobie doskonale, ale przez ostatnie lata ze wsparciem odpowiednich ludzi, dałem radę prowadzić tę Mafię bez większych wzlotów i upadków. To była w miarę stabilna podróż. Ale to działało tylko dzięki rodzinie, która dbała o to żebym nie stracił z oczu tego, co naprawdę ważne. Wiem też, że byłaś tylko wykorzystanym pionkiem. Że Akiko nacisnęła odpowiednie guziki, że powiedziała te słowa, które wywołały tę reakcję, której potrzebowała. Dlatego personalnie nie żywię do ciebie żadnej urazy. Ale potrzebuję żebyś zrozumiała jak blisko byłaś do zniszczenia wszystkiego, co tak kochał twój brat. Nawet jeśli byłoby to nieintencjonalne.

- Rozumiem zakres. Przynajmniej wydaje mi się, że rozumiem. Ale wiem też, że nigdy nie zrozumiem pewnej głębi i pewnych aspektów tego, jak działa twoja psychika i jak ważni są ludzie, którymi się otaczasz – odpowiedziała Seika ostrożnie dobierając słowa i starając się nie zostawiać żadnych pól do uzupełnienia dla Nakahary. W końcu to półprawdy, przekręty i niedopowiedzenia postawiły ich w sytuacji, w której się znaleźli. - Nie zamierzam się też tłumaczyć i przekonywać cię, że to się nigdy nie powtórzy, bo nie mam takiej pewności. Mogę postarać się wyciągnąć wnioski z tej sytuacji i następnym razem spróbować zachować się lepiej. O ile będzie następny raz.

- Sądzisz, że powinnaś wylecieć z Portówki? – spytał szczerze Chuuya, choć już podjął decyzję bazującą tylko i wyłącznie na reakcji Seiki na całą sytuację. Na jej opanowaniu, szczerym żalu i zdolności do przeproszenia za własne błędy.

- Sądzę, że za mniejsze przewinienia karano bardziej. A abstrahując od tego, że naraziłam twoje życie prywatne to pozwoliłam na wyciek kluczowych informacji – zauważyła dziewczyna obiektywnie choć w jej głosie pobrzmiewał źle ukrywany lęk.

- I postarasz się na przyszłość pamiętać, że najpierw trzeba sprawdzić informacje, potem przyjść do mnie, a dopiero jak skończą ci się opcje to robić scenę w miejscach publicznych? O ile w ogóle ją robić, bo zazwyczaj nie jest warta konsekwencji? – dopytał Chuuya na co dziewczyna zaczęła tak energicznie kiwać głową, że przez chwilę rudzielec bał się czy głowa Seiki dalej zamierzała trzymać się jej karku.

- Jeśli dostanę drugą szansę to zrobię wszystko, co w mojej mocy żeby upewnić cię, że na nią zasłużyłam – obiecała solennie z nowym żarem i nadzieją.

- Zostaniesz w Portówce. Nie jestem potworem żeby odbierać ci rodzinę za błąd, który wynikał z twojej naiwności, a nie złych intencji – zaczął ostrożnie Chuuya nie chcąc jej zranić, ale nie chcąc też obiecać jej niemożliwego. - Ale nie unikniesz kary. Zostaniesz zdegradowana. Będziesz musiała pracować podwójnie ciężko żeby mozolną pracą odzyskać swoją dawną pozycję. A do zakończenia sprawy Dazaia pozostaniesz w areszcie domowym na terenie Biurowca. W swoich pokojach będziesz mogła przebywać bez ograniczeń, zostanie też sporządzona lista przestrzeni, do których będziesz miała dostęp pod kuratelą co najmniej dwójki uzbrojonych strażników. Jeśli twoje zdolności będą do czegoś potrzebne, zostaniesz poproszona o dołączenie się do konkretnej sprawy, ale nie będzie ci przysługiwało prawo do informacji innych, niż niezbędne. Czy jest to dla ciebie jasne?

- Tak, ale... - potwierdziła Seika nim absolutnie się zmieszała.

- Ale? – pociągnął temat Nakahara pozwalając sobie na uniesienie brwi w jawnym geście zaskoczenia i ostrzeżenia.

- Wiem, że nie mam prawa o to prosić, ale czy mogłabym zobaczyć Dazaia? Nie muszę z nim rozmawiać, on nawet nie musi wiedzieć, że go widziałam. Po prostu chcę się na własne oczy upewnić, że on żyje – dziewczyna wypluła siebie słowa z taką prędkością, że Nakahara potrzebował dłuższej chwili żeby je zrozumieć. I kolejnej na ich przetrawienie, bo prośba Seiki daleka była od niewielkiej.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top