P. XXX / ALE BYŁO ŚWIETNIE
Ciszę, jaka zapadła po stwierdzeniu Dazaiem przerwać mógł tylko dźwięk opadających szczęk. Bo szczęki opadły. Wszystkim. Dazai przywołał się do porządku i odchrząknął, rozsiadając się wygodnie. Nie powinien był wybuchać od tak. Powinien potrafić zapanować nad własnymi emocjami, zwłaszcza, gdy załatwiał sprawy związane z Mafią. No cóż, rozlanego mleka nie da się już pozbierać. Nie zamierzał też robić dobrej miny do złej gry. Uśmiechnął się chłodno i rozejrzał po obecnych w sali ludziach.
Nakahara chyba resztką silnej woli trzymał swoją szczękę na miejscu, ale oczy tak bardzo rozszerzyły mu się ze zdziwienia, że Dazai zastanawiał się, jakim cudem jeszcze trzymały się w oczodołach. Chuuya wyglądał, jakby najzwyczajniej w świecie przegrzał mu się mózg. Owszem, wcześniej wyznawali sobie miłość i rudzielec wierzył w prawdziwość tych słów, ale to było coś głównie pomiędzy nimi. Nikt, na przestrzeni całego jego życia, wcześniej nie bronił miłości do niego tak bardzo. W sumie w ogóle jej nie bronił. Chuuya poczuł, jak ciepło rozlewa mu się już nie tylko po sercu, ale po całym ciele. Nie sądził, że ktokolwiek kiedykolwiek pokocha go tak bardzo, że będzie czuł potrzebę, by walczyć o niego każdą cząsteczką swojego istnienia. A tak wyglądało to w przypadku Dazaia. Rudzielec uśmiechnął się delikatnie.
Don, który próbował zachować choć maską spokoju, wyglądał najlepiej z nich wszystkich. Oczywiście, zaszokowały go słowa Osamu, ale mężczyzna od razu zrozumiał, że pewnych rzeczy po prostu się nie przeskoczy. De Luca uśmiechnął się samym kącikiem ust. Z jednej strony był rozczarowany, a z drugiej cieszył się, że Dazai w końcu znalazł coś, o co warto było walczyć i co bał się stracić. Ciekawa odmiana u kogoś, kto wcześniej wszystko miał za nic, a świat za nim nie nadążał. W sumie Don nie sądził, by świat zwolnił swe obroty. To Osamu zdecydował się dopasować swoje tempo do świata, by móc być z tą jedną, najważniejszą osobą.
De Luca, który nie układał się z ludźmi, o których zupełnie nic nie wiedział, pobieżnie znał historię Dazaia. Pamiętał, gdy Mori przyjechał do niego po raz pierwszy i przedstawił mu chłopaczka, który miał ledwo piętnaście lat, oznajmiając, że to jego jedyna wizyta tutaj, a jego towarzysz będzie załatwiał wszystkie interesy z ramienia Mafii. Don uznał to wtedy za mało śmieszny żart, nie chcąc oskarżać Mafii o celową zniewagę. Później jednak Mori opowiedział mu, gdy byli tylko we dwóch, historię pracy Dazaia. O jego bezwzględności, o niewielkiej części trupów, które za sobą zostawił, o jego pozycji w Mafii. I Don zrozumiał. Zrozumiał, że może chłopak ma piętnaście lat i wygląda niepozornie, ale przeżył więcej niż większość ludzi przeżyje przez całe życia. I, gdy posiadł już konkretną wiedzę, wystarczyło jedno spojrzenie w pełne pogardliwych iskierek oczy chłopaka. Wcześniej widział w nich tylko rozbawienie i lekceważenie. Wtedy dostrzegł też głębię mroku i obojętności wobec świata. Chłopaka dało się skomentować jednym słowem. Potwór. I to potwór, który tylko z grzeczności siedział na smyczy, bo chwilowo tak było mu wygodnie.
Teraz, gdy ten potwór znalazł coś, co gotów był chronić za wszelką cenę, dopiero teraz mogło zrobić się dopiero niebezpiecznie. Zwłaszcza, ze potwór nie był już na smyczy, a jedynym, co trzymało go po dobrej stronie były uczucia do jednego człowieka. Zabrać najważniejszą zabawkę najgroźniejszemu stworzeniu, jakie spotkałeś? Tylko skończony kretyn by się na to porwał. De Luca nie chciał rzezi w Mediolanie. Nie był skończonym kretynem.
Najlepszą minę ze wszystkich miała chyba Adelaide, która po prostu przestała rozumieć otaczający ją świat. Zastanawiała się wcześniej wielokrotnie nad związkiem z Dazaiem. Zwłaszcza, gdy ten był Hersztem. Przydałoby jej się to, a sam w sobie chłopak nie był brzydki. Można nawet posunąć się do stwierdzenia, że w pewnym momencie nawet szczeniacko się w nim podkochiwała. Wieki temu, ale jednak. Bardziej niż samo wyznanie chyba zdziwił ją wybuch Dazaia. Wcześniej irytowała go na miliony możliwych sposobów, a chłopak nigdy nie odezwał się do niej lodowato, czy, co gorsza, podniósł na nią głos. Nie sądziła, by to w ogóle było możliwe. Dlatego zignorowała pierwsze, cholernie wyraźne, znaki ostrzegawcze i zdecydowanie przegięła. Czuła, że powinna przeprosić, ale zdecydowanie nie leżało to w jej naturze. Postanowiła więc, że na chwilę się zamknie. Może nie dosłownie, bo szczęka jej opadła i siedziała z otwartą buzią, ale no tak metaforycznie i głosowo.
Rosalie tylko się uśmiechała, chowając dolną połowę twarzy w dłoniach. Z jej oczu można było wyczytać wszystko. Nie znała przeszłości Dazaia. Nie wiedziała, że jest niebezpieczny. Przynajmniej nikt jej tego nie uświadomił. Rozumiała, sama z siebie, bo przecież mózg miała, że chłopak coś na sumieniu musi mieć, skoro zajmuje tak wysokie miejsce w Mafii, ale dla nich zawsze był ciepły, przyjacielski i miły. Traktowała go bardziej, jak młodszego brata, niż jak niebezpiecznego mafioza. Dlatego po prostu cieszyła się, że Dazai znalazł swoją miłość życia. Owszem, jego ton, w pierwszym momencie ją przeraził, ale cóż. Najwidoczniej to prawda, co mówią o gniewie cierpliwych ludzi. Zresztą, znała Dazaia wystarczająco dobrze by wiedzieć, że wystarczy, że temat zostanie porzucony i chłopak wróci do normalnego tonu, jakby nic się nie stało. Należało jedynie nie dolewać oliwy do ognia. Zresztą, Osamu już siedział tak, jakby zapomniał o własnym wybuchu, który sparaliżował ich wszystkich.
Miny gościa z Cosa Nostry nie było sensu komentować, bo o mężczyźnie najzwyczajniej w świecie Dazai zapomniał. Tak to już bywa, kiedy jesteś tak cicho, że ludzie zapominają o twojej obecności. Osamu zabębnił palcami o blat stołu, zakładając nogę na nogę i ostatecznie poprawiając się do najwygodniejszej możliwej pozycji.
- Cieszę się, że uszanujecie to w imię naszej przyjaźni, prawda Don? - oznajmił chłodnym tonem, nie odrywając spojrzenia od blatu. - Adelaide zajmuje obecnie stanowisko Egzekutora. Przynajmniej z tego, co mi wiadomo. Wiem również, że ma chrapkę na coś więcej, jednak wyżej niż Zastępca Herszta nie wejdzie. Z całym szacunkiem. Oferuję jej możliwość poślubienia dowolnego Herszta lub niżej, zgodnie z jej upodobaniami. Zakładam jednakże, że w niedługim czasie będę szefem Portówki. Jeśli tak się stanie, Nakahara będzie moim Zastępcą. Jak sam zresztą stwierdziłeś, stary przyjacielu. Jest więc o pozycję zbyt wysoko dla Adelaide - Dazai przeniósł chłodny wzrok na Dona, wiedząc, że Adelaide ma w tej sprawie niezwykle mało do powiedzenia. Jej ojciec zaś to już inna sprawa. - Adelaide otrzyma od nas zaproszenie do Kobe, gdy tylko ustabilizujemy sytuację wewnętrzną Mafii. Będzie mogła wybrać, ale jak powtarzam, z niewielkimi ograniczeniami. Czy to jasne?
Adelaide z jednej strony wyglądała, jakby ktoś jej wylał wiadro lodowatej wody na głowę, a z drugiej, jakby chciała wrzeszczeć, że jej zdanie też się liczy. Wszakże omawiano sprawę jej zamążpójścia, zupełnie ją ignorując, mimo, że była tuż obok. Nauczona jednak doświadczeniem sprzed chwili, trzymała swoje zdanie dla siebie. Przynajmniej na razie.
- Oczywiście, całkowicie nam to pasuje - odparł de Luca, starając się upewnić, że gniew Dazaia minął. - Liczę, że odezwiesz się do nas przyjacielu, kiedy będzie to możliwe. Wiesz, że jestem człowiekiem słownym i cenię słowo, które dają mi przyjaciele. Musisz więc przysiąc mi, że nie będziesz zwlekał z zaproszeniem mojej córki by wybrała sobie męża.
- Zaproszenie otrzyma natychmiast, gdy tylko ustabilizuje się sytuacja wewnętrzna Mafii - potwierdził Osamu. - Zważ jednakże na to, że jej wybranek również musi się zgodzić.
- Oczywiście. Aranżowane małżeństwa nie są tak zabawne, gdy są w pełni aranżowane - de Luca wysilił się na słaby żart, w duchu oddychając z ulgą, że problem został chwilowo zażegnany.
- Albo żonę - mruknęła Adelaide, wracając do leniwego przyglądania się swoim paznokciom.
Dazai nie skomentował tego tylko uśmiechnął się pod nosem. Czuł, że atmosfera, którą napiął swoim wybuchem, wraca do normalnego poziomu.
- Zakładam więc, że skoro już ustaliliśmy, jak będzie wyglądało życie Twojej córki, możemy przejść do właściwych interesów - skierował rozmowę na inne tory Dazai.
Don pstryknął palcami i podwładny Adelaide ruszył się z miejsca. Bez słowa wyszedł na korytarz i zawołał służących. Po chwili wrócił w towarzystwie czterech mężczyzn niosących srebrne tace. Już po chwili na stole postawiono kilka butelek przeróżnych win. Jako po pierwsze, de Luca sięgnął po Bartolo Mascarello Barolo. Rozlał wszystkim do kieliszków, biorąc jeden z nich dla siebie.
- Rzeczywiście czas przejść do interesów.
Nakahara, który uwielbiał dobre wina i doskonale się na nich znał, patrzył z niedowierzaniem na wszystko, co znalazło się na stole. Podniósł kieliszek do góry i przyjrzał się niesamowitej czerwieni znajdującej się wewnątrz szkła. Wytrawne wino Barolo z 1970 roku. Rudzielec skosztował go. Główną nutę stanowiła wiśnia w połączeniu z maliną, ale po głębszym skosztowaniu dawało się wyczuć również pomniejsze smaczki. Niemal czuć było smolistą ziemię, na której wyrosły poszczególne składniki. Doskonała jakość wina przyjemnie drażniła kubki smakowe. W każdym łyku czuć było cenę, która sięgała niebotycznych kwot. Niespełna półtora tysiąca dolarów za litr. Nakahara fundował sobie takie przyjemności tylko od większej okazji, a nie przy wstępnych rozmowach o zawarciu umowy.
- Dobrze, że tym razem nie zaczynamy od Campari - westchnął Dazai z lekką ulgą w głosie.
- Uznałem, że dzisiejsze spotkanie jest zbyt ważne by zaczynać je od tak taniego trunku - wytłumaczył się de Luca z szerokim uśmiechem.
- Może i tani, ale ta gorycz do Ciebie przemawia, nieprawdaż stary przyjacielu? - skomentował to Osamu.
- Rzeczywiście. Wciąż uznaję to za jeden z lepszych trunków, jakie wyprodukował ten kraj - przyznał się Don z szerokim uśmiechem.
Nakahara spojrzał na etykietki pozostałych znajdujących się na stole butelek. Szczęka nie opadła mu tylko cudem. Wszakże sama zawartość stołu była więcej warta niż jego półroczne zarobki jako Egzekutora. Nie był idiotą. Wiedział, że między zarobkami Hersztów czy Szefa, a zarobkami Egzekutorów jest istna przepaść. Chyba jednak dopiero teraz uświadomił sobie, jak wielka jest ta przepaść. Na stole stały same niesamowite trunki. Antinori Solaia Toscana I.G.T. z 2012 z ceną 1300 dolarów, Gaja Sori Tildin z 2014 kosztująca ponad tysiąc sto dolarów, Canalicchio di Sopra Brunello di Montalcino z 2012 z małą jak na ten stół ceną dwustu dolarów za litr i towarzyszący mu Artadi Grandes Anadas z 2000 z ceną trzystu czterdziestu dolarów. Nieco dalej stał DRC Romanée Conti Grand Cru z 1983, na zakup którego Chuuya pokusił się raz, bo cena sięgała szesnastu tysięcy dolarów za trzy czwarte litra i Lafite B&G Rebottling fill in the neck o tej samej pojemności z 1900, wyceniony na rynku na dziesięć tysięcy. A były to tylko początkowe przyniesione przez służących trunki. Coraz to nowsze pojawiały się na stole, ale po przejrzeniu tych kilku Chuuya uznał, że ze względu na własne zdrowie psychiczne, nie będzie patrzył na resztę. Co za dużo to nie zdrowo i jeszcze zrobi mu się smutno, że na takiego go nie stać.
Dazai chwycił swój kieliszek i uniósł go do góry w geście pozdrowienia w kierunku Rosalie, z którą wiedział, że więcej już dzisiaj nie wypije. Adelaide i Don zresztą zrobili to samo i dopiero po chwili Chuuya zorientował się, że popełnił gafę. Udawał jednak, że wszystko jest w porządku, nie chcąc robić wokół siebie zbędnego zamieszania. Starsza siostra przeprosiła wszystkich z uśmiechem i opuściła pomieszczenie. Starała się trzymać z daleka od wszelkich interesów zarówno ojca, jak i siostry, a chwilowo wybitnie zdawały się one przenikać.
- Wiesz, że gustuję w klasykach i nie chciałbym zaczynać od cholera jedna wie czego - zaczął Dazai spokojnie. - Początkowo chciałbym wymienić wszelkie beznadziejne bronie, które zakupił Mori dla niższych szczebli. Myślę, że Beretty 92 A1 będą w porządku. To dobra broń. Kiedyś była głównym towarem, który od Was kupowaliśmy. Z tego, co pamiętam, kosztowała półtora tysiąca dolarów za sztukę, mylę się?
- Dla starych przyjaciół mogę znieść nieco cenę na tysiąc dwieście - oznajmił de Luca z uśmiechem.
Osamu nie skomentował tego, ale uśmiech odwzajemnił. To bardzo dobry początek. Później zaczęli rozważać silniejszą broń, większy kaliber, większe wymiary, w sumie to wszystko większe, a co najważniejsze dla Dazaia, tym zajął się już bezpośrednio Nakahara. Niby obaj mieli podobną wiedzę na temat Portówki, ale Osamu wprost uwielbiał patrzeć, jak Chuuya negocjuje z ludźmi, z którymi mają zawrzeć jakąkolwiek umowę. Wtedy opanowanie rudzielca wskakiwało na najwyższy poziom, tak samo jak jego zdolność do zapamiętywania i analizowania propozycji i sytuacji.
W pewnym momencie Adelaide oznajmiła, że jest głodna i że rozmawiają już kilka godzin. Nakahara doszedł do wniosku, że wstępnie ustalili już wszystko w sprawie broni i można zarzucić już ten temat. Pierwsza partia miała zostać wysłana w przeciągu miesiąca, a wraz z nią wstępnie ustalono, że Adelaide przyjedzie wraz z nią. Zapłatę również otrzyma dziewczyna, która dostarczy ją bezpośrednio ojcu. Dazai, zanim wyszli, zaznaczył jeszcze, że chciałby krótko, po obiedzie, omówić sprawę powiązania dwóch Mafii. Adelaide stwierdziła, że po co tyle czekać, ale wzrok Rosalie, która pomagała nakładać do stołu, od razu uciszył młodszą siostrę.
Rosalie, która bardzo często przesiadywała ze służbą w kuchni, potrafiła gotować niesamowite rzeczy. Nie było tygodnia by przypadkiem nie wymieniła się przepisami ze spotkanymi na ulicy osobami, czy sprzedawcami w sklepach. Później wracała do swojej kuchni i konsultowała zdobytą wiedzę z kucharkami. Cała rodzina de Luca niezwykle dobrze traktowała służbę, praktycznie jak równych sobie. Dość ciekawa odmiana. Dzisiaj jednak, na stole wylądowała lasagne'a, a Rosalie wyglądała na wybitnie dumną z siebie.
Dazai pomógł w rozłożeniu talerzy i sztućców, a Chuuya stał, napięty jak struna, odpowiadając niepewnie na lawinę pytań, jakimi zasypywała go Adelaide. Odezwał się w niej duch romantyczki, ukryty niezwykle blisko powierzchni, jak u każdej Włoszki. Chciała wiedzieć dosłownie wszystko. O tym jak się zaczęło, ile czasu są razem. Nie istniała dla niej granica nieodpowiednich pytań. Gdy Dazai skończył rozkładać wszystko, zaszedł rozmawiającą dwójkę od tyłu i stanąwszy w przejściu, opierając się barkiem o ścianę słuchał wymiany zdań.
- Zaskocz mnie rudzielcu, jak wyglądała Wasza pierwsza randka? Pewnie Cię zabrał jakoś tak totalnie sztampowo, do kina, z kwiatami. Długo już jesteście razem? Na jaki film poszliście? - dziewczyna mieszała kilkanaście wątków na raz i Nakahara zwyczajnie nie wiedział, na które pytania ma odpowiadać.
Patrzył tylko na nią z jawnym przerażeniem w oczach. Nie takiego zachowania oczekiwał po względnie oziębłej i lekceważącej wszystko dziewczynie. Na pewno nie tego wulkanu energii. Cóż, niektórzy naprawdę mają dwa najróżniejsze oblicza, gdy przychodzi do życia i gdy przychodzi do interesów.
- Dazai twierdzi, że jeszcze nie byliśmy na pierwszej randce, znaczy, ja twierdzę, że tak, ale on, że nie, no ale to ogółem tak się stało, to w ogóle taka dziwna sytuacja z nami, z początkiem, a koniec końców - Nakahara sam zaczął się plątać w odpowiedziach, próbując odpowiedzieć na wszystkie na raz, ale będąc zbyt zmieszanym by aktualnie odpowiedzieć na cokolwiek.
Adelaide jednak nie zwracała na to najmniejszej uwagi. Pewnie dlatego, że ani na chwilę nie przerwała swojego toku słów. W końcu z wybitnie szerokim uśmiechem, na widok którego Nakaharę przeszły ciarki, zadała ostateczne pytanie.
- Uprawialiście już seks? - spytała konspiracyjnie, pochylając się w stronę rudzielca.
Dazai ledwie powstrzymał parsknięcie, gdy twarz Chuuyi przybrała niemal odcień jego włosów. Chłopak zaczął wybitnie się jąkać, nie wiedząc, co odpowiedzieć, a jego zmieszanie sięgnęło zenitu. Osamu uznał, że najwyższy czas wkroczyć, zwłaszcza, że służba wnosiła właśnie kilka brytfanek z lasagną. Wyszedł i najpierw zauważył go Nakahara, który uświadomiwszy sobie, że Dazai wszystko słyszał, spalił jeszcze większego buraka. Lekko pacnął Adelaide w tył głowy sprawiając, że w końcu zamilkła, a jej głowa bezwiednie minimalnie opadła.
- A czy to jest Twoja sprawa knypku? - spytał Dazai z najszerszym uśmiechem, jaki Chuuya kiedykolwiek widział. - Ale było świetnie - dodał, unikając pięści Nakahary, który przekroczył wszelkie skale zarumienienia.
Obiad minął im w przyjemnej atmosferze. Było gwarno, bo jakże inaczej miałoby być we włoskim domu, gdzie idea rodzinności ukazywana była w swej najczystszej postaci. Adelaide wciąż poczyniała kolejne aluzje w stronę Nakahary, przez co ten nie potrafił pozbyć się rumieńca z twarzy. Dazai żartował sobie z Rosalie i opowiadali sobie niesamowite historie, które umknęły im w czasie rozmów telefonicznych. Don przysłuchiwał się wszystkiemu, co się działo, a na stole jakoś tak wciąż nie ubywało jedzenia. Służba stała przy ścianach, czekając na dalsze rozkazy lub obserwując, czy przypadkiem czegoś nie brakuje.
Nakahara nie potrafił się nadziwić, jak niesamowita potrafi być rodzinna relacja pomiędzy obcymi. Bo na dobrą sprawę i on i Dazai byli tu obcy. On bardziej, ale zawsze. A przyjęto ich tu, jak rodzinę, która po prostu dawno nie wpadała z wizytą. Zresztą, jego rodzina tak samo szybko przyjęła Osamu. Może to po prostu jakaś magia, którą otoczone są te święte więzy między ludźmi. W jakiś sposób upewniała go o tym dłoń Dazaia, którą trzymał pod stołem, gdy nie potrzebowali uczynić z rąk użytku. Kciuk bruneta kreślący leniwe kółka na jego skórze był czymś niemal hipnotyzującym.
Siedzieli na terenie podwórza, tuż za kamienicą, w której znajdowała się winiarnia. Słońce już jakiś czas wcześniej schowało się za dachami budynków i teraz lampy paliły się leniwie tuż pod gzymsem wyznaczającym koniec parteru.
Rosalie pożegnała się ze wszystkimi, wybitnie długo przytulając Dazaia i Nakaharę. Cóż, nie co dzień widzi się dwóch młodych ludzi, którzy są Ci niemal jak młodsi, głupsi bracia. Musiała jednak już iść, bo czekał na nią ktoś o wiele ważniejszy.
- Wybaczcie, że siedziałam z Wami tak krótko, ale skoro ponownie nawiązujecie współpracę z ojcem, może częściej dane nam będzie się spotykać. Dobrze wiecie, że nasz dom zawsze stoi dla Was otworem. Może też sami zaczniemy odwiedzać Was? - Dazai uśmiechnął się szeroko, kiwając głową na znak, że rodzina de Luca jest zawsze mile widziana w Kobe. - Tymczasem oczekują mnie dwa małe knypki, którym trzeba przeczytać coś na dobranoc.
Adelaide podniosła rękę i pstryknęła palcami i stojący za jej plecami członek Cosa Nostry ruszył bez słowa, otwierając przed Rosalie drzwi i przytrzymując je. Mężczyzna odwiózł kobietę do domu nim wrócił do winiarni. Don porozmawiał w tym czasie z Nakaharą i Dazaiem o sprawach prywatnych, a jego córka wyprosiła służbę. Gdy mafijny pionek powrócił, potwierdzając, że Rosalie bezpiecznie dotarła do domu, rozpoczęły się rozmowy na kolejny temat. Korzyści, jakie zarówno Cosa Nostra, jak i Portowa Mafia zyska z sojuszu zatwierdzonego tak silnym węzłem.
Dazai nie chciał wyjść na niegrzecznego, więc starał się nie robić tego zbyt ostentacyjnie, ale sprawdzał co jakiś czas zegarek. Nakahara zauważył to i spojrzał na swojego chłopaka z pytaniem w oczach, ale Osamu zbył go delikatnym skinięciem głowy. Zbliżała się dziewiętnasta, a oni dopiero zaczynali temat. O dziewiętnastej trzydzieści zamykano muzeum. Pół godziny zajmie wygonienie resztek turystów. Kolejną godzinę obchód strażników. Następnie załączone zostaną systemy alarmowe i ostateczny obchód, czy aby na pewno muzeum jest dobrze zabezpieczone. Zgodnie z jego obliczeniami powinni byli wyjść od de Luki o dwudziestej pierwszej, zostawiając sobie godzinę na dotarcie na miejsce i znalezienie odpowiedniego miejsca i momentu do włamania się.
Wykorzystując chwilową niewielką kłótnię pomiędzy Adelaide i Donem, Dazai pochylił się w stronę Nakahary.
- Co sądzisz o przedłużeniu naszych małych wakacji w Mediolanie? - spytał cicho.
- Zostajemy dłużej? - spytał z radością Chuuya, a jego oczy rozświetliły ze szczęścia.
- Zostajemy - potwierdził Osamu.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top