P. XXVI / CHUUYA NIE MOŻEMY WSZYSTKIEGO ZAŁATWIAĆ WE DWÓCH

- Pojebało Cię gnido. I to do końca - oznajmił Nakahara z niedowierzaniem, słysząc plan Dazaia. - Chcesz żebym wysłał własnych ludzi na pewną śmierć.

Nakahara wyglądał, jakby brunet właśnie mu oznajmił, że chce układać się z kosmitami. Rudzielec poczuł się niejako zdradzony. Doskonale wiedział o tym, że Dazai zdaje sobie sprawę z tego, jak bardzo zależało mu na własnych ludziach. Osamu spojrzał na niego spokojnie i uśmiechnął się lekko. Spodziewał się takiej reakcji. W końcu rudzielec wysłuchał dopiero końcówki jego planu. I to tej, która wcale nie była najgorsza jego zdaniem. Chuuya chodził po salonie w domu Dazaia, próbując złapać kota, którego przywieźli od niego z domu, jakby uważał, że chwilowo tylko czarne stworzonko może wykazać się choćby odrobiną mózgu. Bo na pewno nie oczekiwał tego od Osamu.

Brunet natomiast, wykorzystał chwilę i otworzył niewielki sejf, który był bardziej nieukryty niż ukryty, gdyż znajdował się po prostu w szafce tuż za plecami Dazaia. Nad szafką znajdowała się tablica korkowa, na której Osamu powiesił już pierwsze wspólne zdjęcie z Nakaharą. To, z ich nie-randki w parku, z diabelskiego młyna. Wiedział, że groził rudzielcowi, że będzie wybierac tylko zdjęcia, na których wyjdzie on najgorzej, jednak w tym zdjęciu, na którym udało mu się uchwycić te radosne iskierki w oczach Chuuyi, było coś tak niesamowitego i magicznego, że uznał, że nie znajdzie lepszej pierwszej wspólnej fotografii. Brunet włożył teczkę z pieniędzmi Mitsubasy do sejfu i wykręcił numer do najbliższego chińczyka.

- Raz kurczaka w słodko-kwaśnym i raz na ostro poproszę - zamówił, całkowicie ignorując monolog Chuuyi, którego głównym przesłaniem było to, że jego plan jest beznadziejny.

Koniec końców Osamu wszedł do salonu i usiadł na oparciu kanapy, dyndając nogami w powietrzu. Zdecydował, że poczeka jeszcze chwilę, aż Nakahara się uspokoi i wtedy zacznie mówić. Cieszył się, że Chuuya przy nim jest. Wiedział, że ich wzajemne zaufanie przekracza niemal wszelkie możliwe poziomy i bardzo to cenił. Jeśli naprawdę rozważałby zostanie nową głową Portowej Mafii, potrzebował kogoś takiego, jak Nakahara i doskonale o tym wiedział. Życie z ludźmi, którzy wiecznie się z tobą zgadzają, musi być cholernie nudne. Pewnie dlatego tak irytował Kunikidę, kiedy pracował w Agencji i pewnie też dlatego tak kochał Nakaharę, który nigdy nie miał problemu z wyrażaniem własnego zdania.

- Chuuya, nie możemy wszystkiego załatwiać we dwóch - uświadomił go, zachowując spokój. - Mori już jest na granicy wytrzymałości i sądzi, że już teraz próbuję wygryźć go ze stołka. A nawet nie zacząłem niczego robić w tym kierunku. Poza tym, to nie będzie nic aż tak ważnego. Twoi ludzie będą względnie bezpieczni, jeśli tylko nie mamy kapusia, który pobiegnie ostrzec jakiegoś dealera.

Nakahara musiał przyznać mu rację. Telefon praktycznie nie przestawał mu wibrować i ciągle dostawał powiadomienia i żądania raportu. Byłoby mu zdecydowanie łatwiej, gdyby choć jedno zadanie mógł zrzucić na kogoś. Ale z drugiej strony dopiero zaczął ponownie wczuwać się we współpracę z Dazaiem. Brakowało mu tego poziomu wzajemnego zrozumienia na akcjach i teraz, gdy powoli do nich wracali, Nakaharze, najzwyczajniej w świecie, było po prosu mało. Mógłby chodzić nawet na misje dla najniższych szczebli, byleby iść z brunetem. Postanowił jednak przyczepić się do innej części wypowiedzi Dazaia. Tej, która sprawiła, że jego serce zabiło szybciej. Może naprawdę będzie miał go w dzień i w nocy. W pracy i w życiu prywatnym. Cóż, tak ciągłe przebywanie ze sobą prawdopodobnie będzie skutkowało we wzajemnym, nie oszukujmy się, wkurwianiu, ale przecież uwielbiali się irytować bez najmniejszego powodu, więc nic by się nie zmieniło.

- Będziesz próbował wygryźć Moriego? Masz już na to plan? - spytał zaciekawiony rudzielec, stając przed Osamu i lekko przekrzywiając głowę w typowy dla niego sposób.

- Zobaczymy za niecałe dwa tygodnie - Dazai ochłodził jego zapał, choć wyciągnął przed siebie ręce i przyciągnął do siebie rudzielca. Ich twarze znajdowały się prawie na tej samej wysokości. W końcu Dazai mógł poczuć, jak zazwyczaj czuje się przy nim Chuuya. - Choć przyznaję, że coraz częściej myślę, że to może zadziałać. No i oczywiście będę musiał porozmawiać z Morim. A plan jest prosty. Po prostu go zastrzelę. Dzięki Tobie nie muszę się bać o jego szaleństwo czy emocje, czy uczucia. Wchłonę tylko wiedzę. To się zawsze przyda. A jeśli nie to po prostu to odrzucę.

Osamu wzruszył ramionami, jakby właśnie zastanawiał się, czy któraś z przypraw mu przypadkiem nie uschła, a nie, jakby rozważał zostanie nową głową mafii. Chociaż nie, gdyby myślał o swoich roślinkach, wykazywałby się większym przejęciem. Nakahara spojrzał na swojego chłopaka z niedowierzaniem. Uwielbiał Dazaia pod każdym względem, nawet jeśli miał tego nigdy na głos nie przyznać, ale czasami mężczyzna rzucał takim tekstem, że rudzielcowi opadały już nie tylko ręce. Czując, jak ręce bruneta go obejmują w pasie i spoglądając na niego z góry, podniósł do góry oba palce wskazujące.

- Chyba zapomniałeś o dwóch małych problemach. No nie takich małych. Takich metr osiemdziesiąt na oko. Z bronią - Nakahara spojrzał na Dazaia, jak na skończonego debila, choć w głębi duszy był pewien, że chłopak i to przewidział.

Dazai spojrzał na niego z rozczuleniem. Niby Chuuya był w tej Mafii bez dwuletniej przerwy, ale wciąż miało się wrażenie, że to Osamu budzi większy respekt i rozumie więcej. Rudzielec nie miał z tego powodu żadnych pretensji czy wyrzutów. Doskonale wiedział, że nie wie wszystkiego o Mafii. Zresztą był w niej krócej niż Dazai. Nie mówiąc o różnicy ich pozycji. Chuuya nie potrafił jednak powstrzymać uśmiechu, gdy uświadomił sobie, że ta groźna postawa, którą Osamu potrafił przyjąć na zawołanie, bardzo się sprawdzi w przyszłym zawodzie bruneta. Równie dobrze, jak to rozumiał, czuł się ważniejszy i wyróżniony tylko i wyłącznie dlatego, że to właśnie jego wybrał Dazai. 

- A czy myślisz, że strażnicy, którzy pilnowali Sato, próbowali powstrzymać Moriego? - spytał go spokojnie Dazai. - Strażnicy to ludzie, którzy najlepiej wiedzą, kiedy jest czas na zmianę szefa, bo naocznie to widzą. Bo muszą to codziennie znosić - uświadomił go, z lekkim wzruszeniem ramion. - I z tego samego powodu Mori kazał ich później zabić. Skoro pozwolili jemu wejść i z pełną premedytacją go zabić, miał pewność, że później wpuszczą kogoś, kto zabije jego. Co prawda miałem szczerą nadzieję, że nastąpi to o wiele później, ale najwidoczniej nie można mieć wszystkiego. Choć Mori zdecydowanie lekceważy strażników. Uznał, że tamci byli wyjątkiem, gdy w rzeczywistości stanowili regułę. Jeśli zdecyduję się na zabicie go i przejęcie tego wszystkiego, skiniemy sobie głowami na powitanie i przepuszczą mnie bez żadnego problemu.

Nakahara dotknął dłonią policzka Dazaia. Zdawał sobie sprawę z tego, że mózgowi, który kryje się pod tą nieogarniętą szopą, niewiele może dorównać. Przywykł do martwienia się o Osamu. Już wtedy, gdy byli tylko najlepszymi partnerami. Wtedy jednak to było zupełnie coś innego. Wtedy miałby tylko złamane serce, że jedna z najbliższych jego sercu osób ucierpiała, lub, co gorsza, zginęła. Gdyby Dazaiowi stało się coś teraz, po zaledwie ilu? Niecałych dwóch tygodniach wzajemnego towarzystwa? I raptem niecałym tygodniu związku? I to wystarczyło, by rudzielec wiedział, że nie pozbierałby się, gdyby nagle Dazaia zabrakło. Nagle pożałował, że tak gorączkowo namawiał go do powrotu do Mafii.

Osamu wyczuł tę nagłą zmianę w humorze chłopaka. Może miał problem z wyrażaniem własnych emocji i nie do końca je rozumiał, co było dość logiczne, jeśli patrzeć na jego przeszłość, może miał w głębokim poważaniu emocje niemal całej populacji tego świata, ale na emocje Nakahary stał się dosłownie chodzącym radarem. Wystarczyła niewielka zmiana i Dazai już to wyczuwał.

Chłopak wstał z kanapy i przyciągnął do siebie rudzielca tak, że ich ciała stykały się niemal perfekcyjnie. Z czułością wymalowaną na całej twarzy, pocałował Nakaharę w czoło. Schylił się nieco by oprzeć głowę o głowę niższego chłopaka. Strasznie lubił stać z nim w ten sposób i miał nadzieję, że Chuuya nie ma nic przeciwko. Po prostu wtedy miał go najbliżej. I mógł poczuć, że wreszcie trzyma w ramionach cały swój świat. To niezwykle go uspokajało. Czuł, że wszystko jest w porządku i że może zrobić wszystko. Byleby Chuuya był przy nim. Zaskakujące, jak wiele w życiu jednego człowieka, który posądzał się o bycie potworem, może zmienić jedna, niska, rudziutka osóbka. Postanowił go zawstydzić, by później móc go rozbawić.

- Nee, Chuu - zaczął zaczepnym tonem.

- Czego gnido - mruknął Nakahara prosto w jego koszulkę.

Choć Dazai o tym nie wiedział, Chuuyi nawet w najmniejszym stopniu nie przeszkadzałoby spędzenie całego życia w ramionach bruneta. Czuł się kochany i bezpieczny. Czuł, że mógłby jechać w ukradzionym złomie na drugim końcu świata, byleby tylko z Dazaiem, a i tak nigdzie nie czułby się bardziej w domu, niż tam. Nakahara wczepił się palcami w tył koszulki bruneta, co zostało skomentowane delikatnym śmiechem, ale Osamu nie odepchnął go i nie prosił, by przestał się tak, niemal kurczowo, go trzymać. Nigdy tego nie robił.

- Uroczy jesteś, kiedy jesteś zazdrosny - oznajmił Dazai, z rozmarzeniem patrząc przed siebie i przypominając sobie sytuację z niedawna.

Nakaharze wystarczyła sekunda by zjeżyć się po całości. Lekko uderzył Dazaia w plecy i cieszył się, że brunet nie może w tamtym momencie zobaczyć jego twarzy, która ponownie zaczęła przybierać lekko różowy odcień. Chuuya wpierw zaczął mamrotać coś pod nosem i Osamu wiedział, że nie ma najmniejszych szans na wychwycenie choć kilku normalnych słów, więc zamierzał to zwyczajnie przeczekać. Zaskoczyło go, ponownie i zapewne nie po raz ostatni, jak szybko wpadł w rytm życia z rudzielcem. Jak bardzo wiedział, kiedy może sobie na coś pozwolić, kiedy nie warto się wtrącać czy kiedy należy dać chłopakowi chwilę spokoju. Drobne rzeczy. Naprawdę drobne. Ale wyczuwanie ich stanowiło dla Dazaia jakiś wyznacznik związku i brunet niezmiernie się cieszył, że udaje mu się rozczytywać Nakaharę.

- W życiu nie byłem zazdrosny - prychnął Nakahara, udając groźnego i obrażonego, mając nadzieję, że Dazai porzuci temat. Sam wiedział najlepiej, że głupio zrobił, reagując tak silnie bez najmniejszej potrzeby.

- Oj byyyyyłeś. Mały, uroczy, zazdrosny Chuu - niemal śpiewnie oznajmił Dazai z szerokim uśmiechem, którego Nakahara nie musiał widzieć by wiedzieć, że tam jest.

- Oj spierdalaj - odezwał się równie śpiewnym tonem, co zabrzmiało więcej niż karykaturalnie.

Dazai, jak to miał w zwyczaju, całkowicie bez uprzedzenia, postanowił zmienić otoczkę ich rozmowy. W jego głosie nie królowało już rozbawienie. Wyczuł, że natknął się na problem i chciał jak najszybciej go wyjaśnić. W ten sposób rozumiał dojrzały związek. Nie tylko uczucia, ale też poważne rozmowy, gdy coś zaczyna zgrzytać. Zamiatanie wszystkiego pod dywan to najgorszy możliwy sposób i wiedział to z autopsji. Zaczął delikatnie gładzić Nakaharę uspokajająco po plecach.

- Wytłumacz mi - poprosił poważnie, zaprzestając komentarzy, jakież to było urocze, że Chuuya okazał się małym zazdrośnikiem.

Nakahara westchnął ciężko. Wiedział, że to, co zamierzał powiedzieć było idiotyczne, ale skoro brunet sam się o to dopytywał, to raz, że nie miał prawa się śmiać, a dwa, że to chyba jego wina, prawda?

- Mam mały problem z zaufaniem - oznajmił cicho. - Wiem, że to brzmi idiotycznie - zaśmiał się nieszczerze i próbował odsunąć, mając nadzieję, że Dazai odpuści, jednak silne ręce bruneta nadal blisko go trzymały. - Wcześniej, gdy nie byliśmy jeszcze w związku to było coś innego. Pozytywna, silna relacja. Ale pamiętasz, opowiadałem Ci o kilku ważniejszych osobach  w moim życiu. Ojciec. Shiga. Koniec końców nawet Ty. Po prostu zostałem zdradzony już wcześniej i wolałbym uniknąć tego teraz. Nie wiem, czy dałbym radę to przeżyć. Odejście ojca przeżyłem dzięki mamie i Shuu. Zdradę Shigi zresztą tak samo. Nie zauważyłem tego na czas. Zdradzał mnie z kimś tuż pod moim nosem, a mnie to umknęło. Po Twoim odejściu wtedy też ratowała mnie rodzina, a i tak ciężko to przeżyłem. Bardzo ciężko. A wtedy byliśmy ledwie partnerami, a ja byłem zakochanym idiotą, który nie odważył się niczego powiedzieć. Ty, ja, to wszystko jest jak spełnienie marzeń. Ale gdzieś tam w głębi duszy się boję. Boję się, że znowu czegoś nie zauważę. Albo że zbyt szybko się znudzisz. Albo że może uznasz, że znalazłeś kogoś lepszego. Chuj jeden wie Osamu, co się stanie. Dlatego reaguję na najmniejszą pierdołę. I wiem, że przesadzam, ale po prostu nie potrafię inaczej.

Nakahara poczuł, że łzy zaczynają spływać po jego policzkach i chciał wyrwać się z uścisku Dazaia, by je ukryć. To dopiero było idiotyczne. Ryczeć z takiego powodu. Brunet pozwolił mu się kawałek odsunąć, ale zatrzymał go przed całkowitą ucieczką. Spojrzał pytająco na Nakaharę, prosząc o pozwolenie, którego rudzielec mu udzielił poprzez krótkie skinięcie głowy. Osamu najdelikatniej, jak tylko potrafił, kciukiem otarł łzy Chuuyi. W jego wzroku krył się smutek.

- A obiecałem Ci, że już nie będziesz przeze mnie płakać - westchnął, mając nadzieję, że to jakoś rozładuje napiętą atmosferę.

I zadziałało. Nakahara wybuchnął krótkim, ale szczerym śmiechem. Udało mu się nawet słabo uśmiechnąć.

- Robienie z Tobą interesów się tak kończy. Aczkolwiek tym razem to moja wina, więc  możemy uznać, że nie liczy się na Twoje konto. Mówiłem, że to głupota.

- Chuuya, nic, co leży Ci na sercu, nie jest dla mnie głupotą - oznajmił pewnym głosem Osamu. - Choćby to był los dzieci z Afryki, na który zupełnie nie masz wpływu. Chuuya - brunet zwrócił na siebie uwagę rudzielca i wkrótce te aż zbyt niebieskie oczy wpatrywały się w niego zza cienkiej kurtyny łez. - Kocham Cię i jesteś dla mnie całym światem. Nie potrafię sobie wyobrazić bez Ciebie życia. Wiem, że spieprzyłem te dwa lata temu i będę Cię do końca życia za to przepraszał. Ale obiecuję Ci, że już nigdy więcej Cię nie zranię. O zdradzie nawet nie mówiąc. Udało mi się złapać księżyc, a on martwi się o gwiazdy - skomentował cicho. Złapał też podbródek niższego chłopaka i zmusił go do spojrzenia sobie prosto w oczy. - Chuuya, przysięgam, że nigdy Cię nie zdradzę. I nieważne, ile razy będziesz potrzebował tego zapewnienia. Po prostu mi powiedz. Choć mam nadzieję, że uwierzysz w moją miłość do Ciebie i przestaniesz się martwić takimi rzeczami. Ostatnim, czego bym chciał, byłoby żebyś był przeze mnie smutny.

- Jesteś głupi - skomentował Chuuya, nie potrafiąc już powstrzymać lekkiego uśmiechu. Jego własny, wysoki, kochany potwór. Choć nie, przecież obiecał sobie w duchu, że nigdy nie nazwie tak Dazaia. To mogłoby go zbytnio zranić. Poprawniej byłoby pomyśleć, że Osamu to jego własny, wysoki, kochany idiota. Znacznie lepiej.

- Może i tak, ale jestem też cały Twój. Aż do końca - oznajmił brunet, ponownie przyciągając rudzielca do siebie.

Pocałował go, jakby w tym jednym, krótkim akcie, chciał zawrzeć całą siłę swoich uczuć do niego. Nakahara też zresztą nie zostawał w tyle, choć wyraźnie czuł, jak miękną mu kolana. O złych przeczuciach czy emocjach w pełni już zapomniał. Dazai wykorzystał moment zapomnienia rudzielca i cofnął się o krok, trafiając centralnie w oparcie kanapy i przewracając się na nią z łoskotem. Obaj na chwilę oderwali się od siebie i zaśmiali szczerze, jak dzieci, przyłapane na robieniu czegoś, czego im zabroniono. Później wrócili do przerwanej czynności. Dłonie Dazaia wdarły się pod koszulkę leżącego na nim Nakahary i delikatnie zaczęły gładzić plecy chłopaka, wywołując tym samym u niego przyjemne dreszcze. Chuuya natomiast wplótł palce we włosy leżącego pod nim chłopaka. Obaj czuli, że czas, świat czy rzeczywistość przestają mieć znaczenie. Liczyły się tylko uczucia tego drugiego. Usta. Ciała. Ich wspólny wszechświat w swym największym rozstawie ograniczył się do kanapy, na której się znajdowali. Został on jednak drastycznie przywrócony do rzeczywistości za pomocą krótkiego sygnału dzwonka do drzwi.

Dazai niechętnie wyczołgał się spod Chuuyi, który robił wszystko, by mu to utrudnić. Koniec końców jedna brunet odebrał plastikową torebkę z dwoma pudełkami jedzenia, sosami i chusteczkami. Postawił wszystko na stoliku przy kanapie, a z lodówki porwał jeszcze gazowane picie i szklanki z szafki.

- Nie wiem, czy to idiotyczne, czy niesamowite, że wciąż pamiętasz, jaka chińszczyzna podchodzi mi najbardziej - oznajmił Nakahara, będąc pod widocznym wrażeniem bruneta. 

- Oczywiście, że niesamowite. Ja cały jestem niesamowity - oświadczył z całkowitą pewnością Dazai, robiąc nieco urażoną minę, która sugerowała, że jest rozczarowany, że Chuuya mógł w niego w tak okrutny sposób zwątpić.

Kulturalnie życzyli sobie smacznego i zabrali się za pałaszowanie jedzenia. Nakahara zdecydowanie poczuł się, jak u siebie, bo tylko bez słowa sięgnął po pilota i puścił kolejny odcinek gry o tron, po drodze puszczając dwa inne i czekając na komentarz Dazaia, na którym skończyli. Później Osamu został sam w salonie, gdy Chuuya zaczął chwilowo okupować gabinet.

Rudzielec, rozpisując sobie wszystko na kartce z drukarki, podzielił ludzi w odpowiedniej wielkości grupki oraz wybrał im miejsce, do którego mieli się udać. Później wystarczyło tylko zadzwonić do kilkunastu osób i oznajmić im, że mają przeciwstawić się dealerom. O dziwo, nikt nie protestował. Najwidoczniej wszyscy podzielali zdanie, że wejście Portowej Mafii na rynek narkotykowy w tak widoczny sposób, było zwyczajnie beznadziejnym pomysłem. Każda z grup miała pojawić się bezpośrednio u dealerów i wpierw kulturalnie poprosić o zerwanie umowy. Z racji jednak, iż to nigdy nie działa, mieli w zanadrzu kilka szantaży. Gdyby nawet to nie podziałało, ludzie Nakahary mieli pełne pozwolenie na użycie wszelakiej broni, byleby obronić własne życia. Z przeciwnikami mogło stać się dosłownie cokolwiek i Chuuyi nie mogło to mniej obchodzić.

Gdy rudzielec zakończył wszelkie rozmowy, które wbrew pozorom, nie były krótkie, bo Dazai zdążył przysnąć na kanapie, wszedł do salonu i zastał najbardziej uroczy widok. Cicho pochrapujący Osamu z ręką zaciśniętą na pilocie i zatrzymany serial, by Nakaharze nic nie umknęło. Rudzielec uśmiechnął się szeroko. Czasami naprawdę nie mógł uwierzyć, jakie spotyka go szczęście. W pełni również przyjął nazwę, jaką wymyślił dla ich relacji Dazai. Emocjonalny rollercoaster. Cóż, przynajmniej nie będą się ze sobą nudzić. Zupełnie, jak pies z kotem.

Nakahara nie zamierzał budzić bruneta. Wszakże jego jedynym pomysłem na chwilowe spędzenie czasu, gdy musiał być cały czas pod telefonem i praktycznie na walizkach, by w razie kłopotów móc jak najszybciej pojechać w odpowiednie miejsce, było siedzenie przed telewizorem i oglądanie serialu. Nie było to warte budzenia ukochanej osoby. Zwłaszcza, że niedługo czekała ich przeprawa do Włoch, która mogła okazać się cięższa niż obaj zakładali.

Dazai jednak sam z siebie otworzył oczy i ramiona, zapraszając gestem Chuuyę do siebie. Rudzielec wiedział, że byłby idiotą, gdyby nie skorzystał z tak zachęcającej możliwości, więc opierając się jedną ręką o oparcie kanapy, przeskoczył ją i znalazł się bezpośrednio w ramionach ukochanego.

- Kocham Cię głupku - powiedział cicho Dazai, przytulając do siebie Nakaharę.

Chuuya nie zamierzał nic odpowiadać. Wiedział, że nie musi. Puścił dalej odcinek i tylko wtulił się w bruneta. Zazwyczaj słowa znaczyły mniej niż czyny. A jego najbliższym czynem było jak najwygodniejsze położenie się u boku Dazaia.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top