P. XLVI / JAK ZWYKLE ZDRAJCA

Yosano nie wiedziała, czy to dlatego, że Portowa Mafia inwestuje w komfort swoich członków, czy dlatego, że po prostu dawno sama nie leżała na takowym, ale musiała przyznać, że szpitalne łóżka naprawdę są wygodne. Obudziła się spokojna i wyjątkowo wypoczęta. Do tego jakimś cudem zdołała obudzić się przed Dazaiem i Nakaharą. Musiała przyznać, że wyglądali po prostu uroczo, gdy spali przytuleni do siebie. Przeciągnęła się krótko i usiadła na łóżku. Przez chwilę myślała, że ma ochotę zadźgać własny brzuch najbliższą kroplówką, bo zaburczało jej w nim tak głośno, że sądziła, że obudzi wszystkich. Strażnik spojrzał na nią z rozbawieniem i skinięciem głowy pokazał, że ma wyjść.

Akiko zostawiła buty i starając się nie wydać już żadnego dźwięku, cicho przemknęła na korytarz, gdzie spotkała siostrę Chinatsu. Kobieta, po krótkim przywitaniu, zaprowadziła ją do pokoju wspólnego pielęgniarek, gdzie zgodnie z przewidywaniami, połowa dziewcząt spała w najróżniejszych pozycjach, na kanapach, na fotelach, na krzesłach. Gdzie się tylko dało. Yosano nie zdziwiło to, sama kiedyś tak robiła, gdy pracowała jeszcze w zwykłym szpitalu, a nie tylko w Agencji. Personel medyczny daje radę dobudzić się do perfekcyjnego stanu świadomości w mniej niż kilkanaście sekund i pobiec ratować ludzkie życia, ale kiedy trafi się ciężki przypadek, są po prostu zmęczeni i zasypiają równie szybko.

Siostra Chinatsu posadziła ją przy stole i chwilę później wyjęła z lodówki ewidentnie przygotowane wcześniej śniadanie i postawiła kubek z parującą kawą tuż przed Akiko, która spojrzała na nią zaskoczona.

- Zawsze przynoszę coś cichaczem dla chłopców, bo Dazai przeraźliwie potrafi narzekać na szpitalne żarcie. A naprawdę nie jest takie złe - zaznaczyła pielęgniarka. - Myślę, że się jednak nie obrazi, jak raz ktoś mu te kanapki zje.

Yosano podziękowała i niemal rzuciła się na jedzenie. Zazwyczaj trzymała się swojego pięcioposiłkowego planu dnia, ale nie jadła niczego od wczorajszego poranka, bo była zbyt zestresowana, a później zadziało się bardzo dużo, bardzo różnych, dziwnych rzeczy. Yosano spojrzała na zegar stojący na kuchennym blacie. Było strasznie późno, już po ósmej, a ona przecież musiała być na dziewiątą w Biurze, choć nie miała na to najmniejszej ochoty. O tyle dobrze, że nie zobaczy Kunikidy, choć tłumaczenie Szefowi, co się stało, też nie będzie zbyt przyjemne. Ale będzie musiała.

Nakahara był kolejnym, który się obudził i nie byłby sobą, gdyby pozwolił Dazaiowi spać choćby o trzy minuty dłużej niż jemu było wolno. Zaczął dźgać go palcem w policzek. Strażnik, który stał przy drzwiach pokręcił z niedowierzaniem głową. Jakim cudem ta para uroczych, wydurniających się osłów stanowiła najskuteczniejszy duet w historii całej Portowej Mafii? Przecież wyglądali, jakby urwali się z komedii romantycznej i nagle wpadli do filmu akcji.

Rozległo się pukanie do drzwi i strażnik automatycznie przygotował broń. Dazai oznajmił, że można wejść i wkrótce w progu stanął Hayato, a strażnik schował pistolet. Chłopak podszedł dość blisko łóżka Dazaia i skinął głową na znak szacunku.

- Szefie, przywieźli Shizuki Ren - oznajmił spokojnie. - Właśnie czeka na Twoją decyzję w recepcji na parterze.

- Po tak długim pobycie w więzieniu musi zostać umieszczona oczywiście na piętrze szpitalnym, pod stałą obserwacją. Chcę mieć pewność, że jej zdrowie psychiczne, fizyczne i Zdolność są w dobrym stanie. W końcu swoją ilość czasu spędziła w Alcatraz. Przyślij ją do mnie, musimy porozmawiać.

Hayato ponownie skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, sięgając po krótkofalówkę. Cóż, może i Dazai ufał Shizuki, ale on nie. I na pewno nie zamierzał zostawić jej samej z brunetem. Oznajmił jednak, że należy ją przepuścić na widzenie i pobyt, więc już po chwili jechał z powrotem na górę, tyle że z dziewczyną u boku. Ren była ewidentnie zmęczona, w końcu wypuścili ją dopiero dzisiaj po dość długiej batalii o nią. Alcatraz nie przejmowało się również tym, jakie świadectwo wystawią im wypuszczeni więźniowie, co można było śmiało stwierdzić, po ubraniu dziewczyny. Biały, zwykły, luźny podkoszulek i niebieskie, sprane dżinsy. Typowy, niezbyt elegancki ubiór. No i tatuaż z numerem na prawym nadgarstku.

Shizuki uśmiechnęła się szeroko, nieco pogardliwie, gdy spojrzała na Dazaia siedzącego spokojnie na łóżku i wyglądającego przez okno. Nakahara uznał, że Osamu sobie poradzi, więc z pomocą strażnika i pielęgniarki skierował się do łazienki. W pokoju został sam Dazai. Niezbyt bezpieczna opcja. Hayato stanął i całą postawą mówił, że nie zamierza się nigdzie ruszać. Brunet zaakceptował to.

- Chyba powinnam zostać wróżką. Z moją zdolnością do przewidywania. Aczkolwiek trochę się pospieszyłeś. Dałam Ci sześć miesięcy, a nie jeden - oznajmiła, wygodnie siadając po turecku w nogach łóżka. - Wyglądasz jak gówno - dodała, przekrzywiając lekko głowę. - Drugie Źródło, co? Na pewno Drugie Źródło. Aż się boję jak wygląda Nakahara. Bo tamten ziomek już nie wygląda, co?

- Twoja Zdolność jest o wiele przydatniejsza niż nowa ścieżka życia wróżki, ale nie będę się kłócił. Cóż mogę powiedzieć, pojawiły się komplikacje, musiałem działać pod wpływem chwili. Nakahara ma się zadziwiająco dobrze - odparł tamten, szybko podsumowując wszystko.

- Wiedziałam, że zostaniesz nowym Szefem. I że zabijesz Moriego. Czasem warto słuchać starszych knypku.

- Ładnie tak zwracać się do Szefa?

- A już oficjalnie nim zostałeś?

- Touche - przyznał Dazai z szerokim uśmiechem. - Myślę, że nie muszę Ci za dużo tłumaczyć. Chwilowo wrócę na pozycję Herszta, oficjalnie przynajmniej, ale mam propozycję dla Ciebie. Najpierw będziesz jedynie w moim Oddziale. Później chciałbym żebyś przejęła moją pozycję Herszta. Należy Ci się za Twoją wierną służbę. Jeśli się sprawdzisz, będę miał dla Ciebie miejsce w Eleven, ale wtedy będziesz musiała wybrać kogoś na swoje miejsce jako Herszta. Będziesz musiała jednak przejść cały komplet badań. Chcę mieć pewność, że moi podwładni nie są szurnięci i potrafią strzelać.

- Poradzę sobie na dwóch frontach - oznajmiła Shizuki z całkowitą pewnością.

- Zachłanność to ciekawa cecha - odparł Dazai z uśmiechem, co wywołało u Ren wzruszenie ramion. - Mam teraz inną sprawę na głowie, Twój pokój jest obok, wrócimy do tej rozmowy jeszcze dzisiaj.

Ren zeskoczyła z łóżka i skinęła z szacunkiem głową.

- Naprawdę się cieszę, że wróciłeś Dazai - stwierdziła, opuszczając pomieszczenie.

Hayato również zaczął się zbierać. Nie sądził, by był już potrzebny, po prostu wolał zostać przy Szefie na wszelki wypadek. Teraz jednak, gdy możliwe zagrożenie zniknęło, nie chciał się narzucać. Zatrzymał go jednak głos Dazaia.

- Hayato, chciałbyś wrócić do Eleven, gdy oficjalnie się je zreanimuje? - spytał cicho Osamu, patrząc bezpośrednio na chłopaka.

- Oczywiście, że tak, co to za głupie pytanie Szefie? - odparł tamten, podchodząc bliżej łóżka z wyrazem niezrozumienia malującym się na twarzy.

Chłopak poczuł dosłowne motylki w brzuchu, gdy usłyszał to pytanie. Lata spędzone w Eleven były najlepszymi latami jego życia. Nigdy wcześniej i nigdy później nie odnalazł się nigdzie tak dobrze, jak w Grupie Zadaniowej Dazaia. Życie było wtedy przygodą, codziennie działo się coś innego. Nie można było narzekać. Jak ktokolwiek mógł tego nie chcieć?

- Spotkałem niedawno Izakiego. Niezbyt ucieszył się na mój widok. Nawet próbował mnie postrzelić. I chyba bym tu dzisiaj nie siedział, gdyby ten chłopak zaczął regularnie chodzić na ćwiczenia strzeleckie. Wiem, że jestem zdrajcą i że nie wszyscy będą chcieli wrócić. A część nawet nie żyje. Dlatego wolę spytać - wyjaśnił z niesamowitym smutkiem w głosie.

Hayato miał wrażenie, że Dazai jest zbyt wrażliwy, by dać sobie radę jako Szef Mafii. Jasne, jego mózg perfekcyjnie się do tego nadawał i nikt w to nie wątpił. Szef jednak powinien być w stanie poświęcić ludzi. Nie przejmować się nimi, a tym bardziej ich zdaniem czy opinią. A Dazai tak nie potrafił. Nie w przypadku ludzi, których sobie cenił. I coś mówiło Hayato, że Osamu zrobi wszystko, by stracić jak najmniej ludzi, nawet spośród tych, którzy go nienawidzili.

- Trochę Szef kazał na siebie poczekać - zażartował wpierw. - Bardzo bym chciał wrócić - odparł, uznając, że nic więcej w tej kwestii powiedzieć nie musi. - Zrobię cichy wywiad, w związku z tym, kto nie żyje, a kto chciałby wrócić, jeśli zechcesz Szefie - zaproponował od razu, co spotkało się z cichą aprobatą Dazaia.

- Hayato, mógłbym mieć do Ciebie jeszcze jedną prośbę? Totalnie idiotyczną, ale ważną dla mnie.

- Oczywiście, Szefie - odparł mężczyzna.

- W moich rzeczach znajdziesz klucze do mojego mieszkania. Wiem, że ktoś jest tam codziennie i karmi tego durnego kota i podlewa mi roślinki, ale myślę, że Nakaharze zrobiłoby się miło, gdyby ten kot jakimś cudem zawędrował tutaj.

- Da się załatwić Szefie - oznajmił Hayato, ledwie powstrzymując uśmiech.

Dazai skinął głową z szerokim, wdzięcznym uśmiechem. Hayato zastanawiał się, jak można być tak złożonym człowiekiem, jak Osamu. Gdy już myślał, że zrozumiał tego mężczyznę, nagle okazywało się, że tylko dotarł do kolejnej granicy, którą stworzył na własne potrzeby, a w Dazaiu wciąż jest wiele do zauważenia i zrozumienia. Z jednej strony tytan pracy i przemyślanych misji, z drugiej martwiący się o podwładnych szef, z trzeciej czuły i troskliwy chłopak, a z czwartej jeszcze miłośnik zwierząt. A co było dalej? Tego nie mógł przewidzieć nikt. Należało po prostu trzymać się blisko takiego człowieka i obserwować jego maski i zachodzące w nim zmiany z pierwszego rzędu. Minionek skinął głową i wyszedł z pomieszczenia, idealnie mijając się ze strażnikiem i Nakaharą, którzy wrócili. Chuuya wygodnie rozłożył się na własnym łóżku.

- Wiesz, że mógłbyś już wrócić do domu? - spytał Dazai, patrząc na stan Nakahary.

- Ale Ty jesteś tutaj, a mnie się nie chce tu codziennie przyjeżdżać - odparł Chuuya, wzruszając ramionami, jakby stwierdzał największa oczywistość z oczywistości.

- Jesteś niepoprawny - oświadczył brunet i wybrał numer do Szefa Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. - Mam nadzieję, że siostra Chinatsu przetrzyma Yosano trochę dłużej, nie chcę sprawić jej przykrości wiadomościami o Kunikidzie.

- Pamiętasz, że ten cwel chciał ją postrzelić? Myślę, że nie będzie żywiła do niego zbyt przyjaznych uczuć - zauważył rudzielec, patrząc z niedowierzaniem na swojego chłopaka.

- Pamiętasz, że pracowali razem przez pięć lat? To jednak szmat czasu i masa zaufania i szacunku - uświadomił go brunet z zadziwiającym spokojem.

Nakahara niechętnie musiał przyznać mu rację, więc uznał, że na czas jego rozmowy po prostu się zamknie. Nawet jeśli relacja byłaby czysto pracownicza, zawsze była. I czasami naprawdę trudno zrezygnować z ludzi. W przypadku Osamu to się opłaciło, bo wrócił, ale zakładanie na tej podstawie, że każdy wróci, byłoby głupotą. Dazai przyłożył telefon do ucha.

- Cześć Yukichi - zaczął Osamu wypranym z emocji głosem. Nie chciał dać się ponieść emocjom. - Zaszły pewne komplikacje. Yosano przyszła mnie wczoraj odwiedzić i gdy wracała do domu, Kunikida próbował ją postrzelić - chłopak zamilkł na chwilę, dając byłemu Szefowi czas do namysłu i wypowiedzenie się. - Nie, nic jej nie jest, przydzieliłem jej ochroniarza. Jest tylko trochę zmęczona, bo musiała go przytachać do Biurowca, ale to nic, czego dwa dni wolnego nie naprawią. Chociaż trochę martwię się o jej psychikę. W końcu przyjaźniła się z Kunikidą, taka akcja nie może przejść bez najmniejszego echa. Chciałbym, jeśli to możliwe, żebyś jej przypilnował Oczywiście, wyznaczę jej stałą ochronę, ale to może być mało.

Fukuzawa zrozumiał w pełni. Też nie chciał narażać życia Akiko. Widział, w jakim stanie wychodził od niego Doppo, ale nigdy nie przypuszczał, że mężczyzna będzie zdolny do podniesienia ręki na niewinną osobę i to jeszcze przyjaciółkę. Zgodził się ze wszystkim, co dotychczas powiedział Dazai, ale czuł, że teraz przechodzą do tej trudniejszej części.

- Nie mogę wypuścić Kunikidy - oznajmił Osamu. Spodziewał się sprzeciwu, ale ponieważ Szef Agencji milczał, on postanowił kontynuować. - Portowa Mafia ma jasno określone zasady. Dość restrykcyjne zasady. A Doppo postrzelił jednego z naszych, niemal śmiertelnie. Gdyby nie Yosano, Masao szykowałby się dzisiaj do trumny. No i groził niektórym z naszych ludzi.

~ Przede wszystkim groził Szefowi, a to niezbyt mądre posunięcie.

- Nie kojarzę, by groził Moriemu - zmieszał się autentycznie Dazai.

~ Dazai, ja wiem. Ozaki mi powiedziała - oznajmił cicho Fukuzawa.

- Tak, groził też Szefowi - przyznał Osamu ze smutkiem.

~ Przyjdę złożyć zeznania w dogodnym dla Ciebie terminie. Miałbym jednak prośbę. Wiem, że proszę o dużo i że musisz przestrzegać zasad, ale postaraj się by Kunikida wyszedł z Biurowca Portowej Mafii, dobrze? Nie musi o własnych siłach, nie musi w najbliższym czasie. Po prostu nie pozwól go zabić, mimo iż zrobił naprawdę wiele złego. Myślę, że tylko się zagubił i jeśli da mu się czas na oswojenie z nową sytuacją, wszystko wróci na właściwe tory. Albo przynajmniej wybitnie podobne do właściwych, bo stare dzieje już przecież nie wrócą, skoro Ty zostajesz w Mafii.

- Złudna nadzieja - skomentował to brunet.

~ Być może, ale lepsza taka niż żadna - odparł Fukuzawa.

- Niczego nie obiecuję, ale postaram się, by moi ludzie go nie zabili - oznajmił Dazai i pożegnał się z Fukuzawą.

- Nie mówiłbyś tak, gdybyś go widział - oświadczyła Yosano, której powrotu do pokoju nikt nie zauważył.

- Yosano, przepraszam, nie chciałem żebyś to słyszała. Wiem, że przyjaźnisz się z Kunikidą - zaczął się usprawiedliwiać Dazai, jednak Yosano przerwała mu od razu.

- Przyjaźniłam się z nim, to prawda. Przyjaźniłam się też z Tobą. I dalej przyjaźnię. Jednak nasze poglądy na różne sprawy nieco się różnią. I nie chodzi tu tylko o Ciebie, ale również o fundamentalnie różne postrzeganie świata. Znając jego poglądy, nie potrafiłabym się już z nim przyjaźnić. I powiedziałam mu to, choć myślę, że był tak zaślepiony złością, że mógł tego nie zauważyć. Aczkolwiek zwrócił mi uwagę na rzecz, która niejako mi umknęła. Nie znam Cię. Żadne z nas, z Agencji, Cię nie zna. Twojej przeszłości. I nigdy nie narzekałam, że tak jest. Kunikida powiedział, że musisz mieć naprawdę mroczną przeszłość, skoro dałeś radę zabić tylu ludzi bez wahania i jestem w stanie się z tym zgodzić. Po prosu chciałabym żebyś kiedyś zaufał mi na tyle, by powiedzieć mi, kim byłeś wcześniej - oznajmiła z uśmiechem.

- Kunikida nawet sobie nie wyobraża, jak mroczną.

- Skrót już słyszałam, nie przestraszę się - obiecała Akiko.

Dazai podjął decyzję. Skinięciem głowy poprosił wszystkich poza Yosano i Nakaharą by wyszli. Przełknął nerwowo ślinę. Chuuya w lot zrozumiał, co brunet chciał zrobić, więc usiadł przy nim i chwycił go za rękę wspierającym gestem. Osamu szanował Yosano od samego początku. I niezwykle ją lubił. Była jego zdaniem jedną z najciekawszych i najlepszych osób w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. I biorąc pod uwagę, co ostatnio przeszła, naprawdę zasługiwała na to, by wiedzieć za kogo nieomal przyjęła kulkę.

- Może lepiej będzie, jeśli usiądziesz - oświadczył Dazai, wskazując jej ręką wolną przestrzeń na łóżku. - I nie składaj obietnic, których nie możesz dotrzymać.

Akiko usiadła po turecku, tak samo, jak wcześniej Ren i wsłuchała się w opowieść Dazaia. Bo chłopak zaczął opowiadać. Wszystko, od początku, nie pomijając żadnego szczegółu. Zupełnie jak wtedy, gdy po raz pierwszy otworzył się przed Nakaharą. Rudzielec siedział obok i delikatnie ściskał palce bruneta, dodając mu w ten sposób otuchy. Yosano czasami miała wrażenie, że Dazai żartuje i nie potrafiła sobie nawet wyobrazić liczb, o których wspominał, ale Dazai mówił z takim spokojem i brakiem emocji w głosie, że po prostu nie mógł kłamać. Wiedziała to. Nie spodziewała się, że chłopak od razu opowie jej wszystko, ale była mu za to wdzięczna. Nawet jeśli była nieco przerażona.

Osamu doszedł do wniosku, że nieuczciwym jest proszenie Yosano o ocenienie go jako człowieka, gdy znała tylko niewielką część faktów. Jeśli wciąż będzie chciała pozostać jego przyjaciółką po usłyszeniu całej historii to będzie niezwykle szczęśliwy. Jeśli nazwie go potworem, zrani go, ale nie było to nic, czego Dazai by się nie spodziewał. Nie ona pierwsza i nie ona ostatnia go tak nazwała. A jeszcze wizja późniejszej rozmowy z Kunikidą. To dopiero będzie zabawa.

Dazai przerwał kilka razy, za każdym razem, gdy do pokoju wchodziła na chwilę pielęgniarka by sprawdzić ich opatrunki czy zmienić kroplówkę dla Osamu. Mimo wszystko nie chciał dzielić się swoją historią ze wszystkimi. I tak zbyt wielu ludzi znało zbyt dużą jej część. Zwłaszcza tu, w Mafii. Te krótkie momenty dawały Yosano czas na przemyślenie wszystkiego na bieżąco.

Gdy Osamu dotarł do końca historii zamilkł i czekał na jakąkolwiek jej reakcję. Nagle wydarzenia z ostatnich tygodni stały się dla Yosano tak boleśnie oczywiste. Powód, dla którego Dazai tak bardzo stracił kontrolę, jego złość, strach, próby separacji od większości ludzi. Dzięki temu, że poznała jego historię, potrafiła zrozumieć go lepiej. I jasne, nieco przerażały ją te stosy trupów, ale koniec końców Dazai był członkiem Mafii, a oni rzadko kiedy nie mają krwi na rękach. O dzieciństwie nawet nie wspominając. Yosano bała się, ale z drugiej strony cieszyła, że Dazai dał radę wyjść na ludzi mimo tego wszystkiego. Jego historia naprawdę była bardziej smutna niż przerażająca, bo nikt nie powinien skazywać dziecka na takie uczucia. Akiko zaczęła się zastanawiać, jak niewielkie różnice, jak niewielkie zmiany w konkretnych decyzjach mogłyby zupełnie zmienić Dazaia i jego historię. Ale co się stało to się nie odstanie.

Dopiero po dłuższej chwili zorientowała się, że Dazai czeka na jakąkolwiek reakcję z jej strony. I w tym momencie podjęła najdziwniejszą decyzję swojego życia. Uznała, że przeszłość nie jest ważna. Po prostu nigdy więcej nie chciała widzieć takiego ogromu smutku w oczach Osamu ani słyszeć jego bezbarwnego, wypranego z emocji głosu. A to nie był koniec jej postanowień, które na dobrą sprawę zapoczątkował Kunikida.

- Miałeś naprawdę chujowego brata - oznajmiła spokojnie.

Wiedziała, że nie musi mówić nic więcej. Wiedziała, że Dazai zrozumie, że zaakceptowała go ze wszystkim, co się w nim kryło. Nie kłamała, że jej to w jakimś stopniu nie przeraża i Osamu to docenił. Bardzo docenił. Skinął lekko głową, z uśmiechem, dziękując jej za jej reakcję. Śmiech, który rozległ się po wypowiedzeniu tego zdania zdawał się wypełniać całą salę. Dołączyło do niego niedowierzanie, gdy Hayato wrócił, trzymając w rękach małego, czarnego i wyrywającego się jak sam diabeł, kota. Mężczyzna spojrzał na Dazaia z cierpiętniczą miną, która uwydatniła niewielkie zarysowania od kocich pazurów, znajdujące się na całej jego twarzy. Potem zobaczyli, co stało się z jego rękami i  Osamu naprawdę poczuł się głupio.

- Przepraszam, ale nigdy się tak nie zachowywał - oznajmił, próbując powstrzymać śmiech, za co Hayato zgromił go wzrokiem.

Czarna kulka z głośnym miauknięciem wyrwała się w końcu z jego rąk i z prędkością światła dopadła szpitalnego łóżka, które okazało się dla niej zbyt wysokie. Yosano wyciągnęła ręce, które zwierzątko powąchało nieufnie, ale pozwoliło się podnieść, bez wyrządzania kobiecie najmniejszej krzywdy. Kot dosłownie rzucił się na Dazaia i wygodnie rozłożył się na jego ramieniu, tuż przy szyi i policzku.

- Cześć Bubel - przywitał się brunet z lekkim uśmiechem.

- Jak zwykle zdrajca - mruknął Nakahara, patrząc na kota z roztkliwieniem, a gdy zauważył zdziwiony wzrok Yosano, wyjaśnił. - To mój kot, a bardziej kocha tę gnidę. No nie do pomyślenia.

- Bubel? - spytała tylko lekarka. - Lepszego imienia nie było?

- To akurat wina Nakahary - oświadczył Dazai.

- Wcale nie!

- Wcale tak!

- Czy Wy macie po pięć lat? - przewała ich wybitnie dorosłą kłótnię Yosano.

Dazai podziękował Hayato za przyniesienie kota i mężczyzna z uśmiechem opuścił pomieszczenie. Ranki były niewielkie, a radość na twarzy Szefa zdecydowanie tego warta.

- Trochę mi głupio, że mu nie powiedziałem, że w gabinecie była klatka Bubla - oznajmił cicho Osamu, co wywołało tylko kolejną salwę śmiechu.



Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top