P. XLI / GÓWNO PRAWDA

Fukuzawa znał swoich podwładnych na wylot. Nie chodziło tylko o ich historie, ale i zachowania i humory. Potrafił z większości czytać, jak z otwartych ksiąg. Dlatego też, gdy zauważył niespokojne zachowanie Yosano, natychmiast podjął konkretne kroki. Chwilowo może i nie potrzebowali medyka, ale kto wie kiedy zaskoczy ich kolejna misja? Nie mógł ryzykować utraty ludzi tylko i wyłącznie dlatego, że ich lekarka przestała racjonalnie myśleć.

Inna sprawa, że o samą lekarkę również się martwił. Yosano nie była sobą od kiedy Dazai miał wypadek i Fukuzawa potrafił sobie wyobrazić dlaczego. Kunikida powiedział mu o ich wyprawie i prośbie Osamu i o tym, jak zaciekle kobieta walczyła o życie obojga. Przedłużający się pobyt mężczyzny w szpitalu z pewnością nie sprzyjał pozytywnym myślom lekarki. Spokojnym krokiem przeszedł do ich pokoju medycznego i kulturalnie zapukał.

- Yosano, masz może chwilę? - spytał, uchylając lekko drzwi, by zajrzeć do środka.

Doskonale wiedział, że kobieta nikogo chwilowo nie operuje, więc mógł pozwolić sobie na wejście do pomieszczenia bez ustnego pozwolenia lekarki, bo miał pewność, że nie przeszkodzi jej w ważnych czynnościach. Zastał ją krzątającą się przy biurku i przekładającą papiery, których opisów nie mógł się doczytać z tej odległości. Uznał, że skoro kobieta nie zareagowała jakoś wybitnie na jego obecność, to równie dobrze mógł się rozgościć. Podszedł bliżej.

- Yosano? - spytał ponownie, próbując zwrócić na siebie uwagę kobiety.

Ponownie zero reakcji. Fukuzawa nie wyczuwał w tym jednak celowego ignorowania, raczej roztrzepanie tudzież roztargnienie połączone ze zbytnim skupieniem na błahej pracy. Delikatnie dotknął ramienia kobiety, która nieomal podskoczyła, zupełnie się tego nie spodziewając. Wypuściła z dłoni wszystkie trzymane w rękach papiery. Gdy zauważyła, że jej towarzyszem okazał się Szef, odetchnęła z ulgą i schyliła się, by pozbierać wszystko. Mężczyzna uczynił zresztą to samo.

- Przepraszam, nie chciałem Cię wystraszyć - oznajmił spokojnym tonem i z lekkim uśmiechem.

- To moja wina, mogłam nie odpływać myślami - odparła Yosano, wypranym z emocji głosem.

- Moglibyśmy chwilkę porozmawiać? - spytał Szef, wskazując ręką biurko i stojące przy nim dwa krzesła.

Yosano skinęła głową, choć Fukuzawa nieco wątpił, czy do kobiety cokolwiek tak naprawdę dociera. Niemniej jednak skierowała się w stronę, którą wskazał i zajęła swoje miejsce, po jednej stronie biurka, całego zagraconego papierami.

- Jestem w trakcie sprzątania - wytłumaczyła się od niechcenia. - Uznałam, że wypadałoby przejrzeć karty wszystkich członków Agencji. Wielu zawartych w nich informacjach już nie potrzebuję, więc gdybym dała radę się z tym uporać, mogłabym odłożyć je do archiwum i nie plątałyby mi się po pokoju.

- Od czego próbujesz uciec myślami Yosano? - spytał Fukuzawa, przerywając jej.

Kobieta spojrzała na niego zaskoczona. Nie spodziewała się takiego obrotu rozmowy, a już z pewnością nie tak szybko. Wydawało jej się, że dobrze idzie jej udawanie, że nic się nie stało. Najwidoczniej jednak się myliła, skoro sam Szef pofatygował się do niej by porozmawiać o jej stanie. To ona ze wszystkich członków Zbrojnej Agencji była najbardziej znającym się na rzeczy lekarzem i to ona powinna martwić się stanem zdrowia innych. Zarówno fizycznego, jak psychicznego. A nie oni o nią. Najwidoczniej zawiodła nawet na tym polu. Cóż, ostatnimi czasy zdarzało jej się to wybitnie często.

- Nie próbuję - odparła, zmuszając się do lekko pogardliwego spojrzenia, którym obdarzyłaby rozmówcę po takim stwierdzeniu, gdyby była typową sobą.

Fukuzawa chyba jednak potrzebował twardszych dowodów żeby odpuścić. Bo na razie rozsiadł się wygodnie w fotelu naprzeciwko swojej rozmówczyni i patrzył na nią zmartwionym wzrokiem.

- Próbujesz Yosano. Wiesz, że możesz mi powiedzieć - oznajmił, próbując przekazać jej, że zamierza wspierać ją we wszystkim, w czym tylko może.

Yosano zawahała się. Z jednej strony chciała się z kimś podzielić swoimi obawami i przemyśleniami, a z drugiej sądziła, że jej problemy są zbyt błahe by obarczać nimi kogoś jeszcze. Jednak zżerało ją to wszystko od środka. To niesamowicie wielkie poczucie winy. Sama nie wiedziała, czego konkretnie potrzebowała. Czy potwierdzenia, że jest beznadziejnym człowiekiem i przyjacielem, którego wolałoby się nie mieć w ramach możliwości, czy potwierdzenia, że zrobiła wszystko, co mogła i że się jej za to dziękuje. Nawet jeśli miałaby nigdy nie usłyszeć podziękować. Chciała tylko wiedzieć, czy Dazai uważa, że go zawiodła.

- Nie wiem, czy chcę żeby Dazai wrócił do Agencji - przyznała cicho, po dłuższej chwili milczenia.

I sama zrobiła zaskoczoną minę, jakby słowa wydostały się z jej całkowicie bez jej wiedzy, a wręcz wbrew jej woli. Fukuzawa natomiast wyglądał, jakby właśnie tego się spodziewał. Zdawał sobie sprawę z tego, że zarówno Yosano i Kunikida po raz pierwszy widzieli Zdolność Dazaia w pełnej krasie i to mogło ich przerazić. Doppo wyglądał, jakby naprawdę dobrze się trzymał, za to Yosano włóczyła się po włościach jak duch.

- Wiem, że moc Osamu potrafi być przytłaczająca - zaczął Szef, choć nie dane było mu skończyć.

- Zupełnie nie o to mi chodzi. To mnie w ogóle nie rusza - oznajmiła kobieta, kręcąc głową, jakby chciała podkreślić, że jej zdanie w tej kwestii jest jasne i ostateczne.

Tym razem to Fukuzawa okazał nieopisane zdziwienie. Owszem, zauważył, że jego podopieczna zdawała się być nieco wybita z rutyny i sądził, że znał powód. Nawet przygotował sobie zestaw argumentów broniących Dazaia na konkretne stopnie przerażenia i złości Yosano. Kobieta jednak zupełnie go zaskoczyła, oznajmiając, że nie to ją poruszyło. Szef splótł więc palce, założył nogę na nogę i czekał na jakiekolwiek wyjaśnienia.

- Wiesz Szefie, jaki był Dazai - zaczęła kobieta. Fukuzawa nie chciał jej przerywać. Wiedział, że prędzej czy później dotrą do sedna sprawy. - Nie sprawiał nikomu problemów. Jasne, rozśmieszał wszystkich i bezustannie robił sobie przypadkowo krzywdę, ale jeśli chodziło o misję to wypełniał ją perfekcyjnie, najlepiej jak on tylko potrafił i najlepiej, jak tylko dało się tę misję wykonać. Nie ma ani jednego członka Agencji, który by mu czegoś nie zawdzięczał. A jednak nigdy nie słyszałam by Dazai kogokolwiek o cokolwiek prosił. Zawsze dawał sobie ze wszystkim świetnie radę. No i nigdy nie wylądował u mnie na stole.

Fukuzawie zaświetliła się czerwona, ostrzegawcza lampeczka w głowie.Wydawało mu się, że zaczyna rozumieć tok myślenia Yosano. I uświadomił sobie, że jeśli jego przypuszczenia się sprawdzą to będzie musiał później ponownie poruszyć temat Dazaia.

Yosano nie płakała. Nie dlatego, że nie chciała, ale dlatego, że miała swoją dumę i nie chciała, by ktokolwiek widział ją jako słabą. I tak pluła sobie w brodę, że otworzyła się przed Szefem. Czuła jednak, w głębi duszy, że gdyby tego nie zrobiła to zapewne zniszczyłoby ją to od środka. Choć jej stan i tak zdradzał cichy, łamiący się głos. 

- Poprosił o mnie. Kazał Kunikidzie powiedzieć mi, gdzie mam być i kogo uleczyć. Ale moja Zdolność okazała się za słaba. Nie dałam rady uratować nawet jednego z nich i wyczerpałam swoje limity. Raz w życiu Dazai o coś poprosił i nawet tego nie dostał, bo go zawiodłam.

Szef Zbrojnej Agencji Detektywistycznej po raz pierwszy w całym swoim życiu nie wiedział, co powiedzieć. Ostatnim, czego się spodziewał, była możliwość, że Yosano będzie mieć wyrzuty sumienia ze względu na to, że Dazai wylądował w szpitalu.

- Sądzisz, że go zawiodłaś?

- Leży w szpitalu - oznajmiła głucho. - Praktycznie dwa tygodnie przeleżał w śpiączce, bo bali się go wybudzić ze względu na tragiczność jego stanu. Nakahra obudził się po niemal tygodniu. Dazai liczył, że uzdrowię Chuuyę całkowicie tak, że chłopak w ogóle nie skończy na szpitalnym łóżku, a jemu udzielę choć pierwszej pomocy. Zawaliłam na całej linii.

Gdy lekarka przeniosła wzrok na Szefa z zaskoczeniem odkryła, że ten jedynie ciepło się uśmiecha. Nie z politowaniem czy wyrzutem, a przecież takiego wzroku się spodziewała.

- Osamu zna nas lepiej niż my znamy siebie - oznajmił Fukuzawa. - Nie patrzy na nas przez pryzmat naszych historii, ale widzi nasz stopniowy rozwój i postępy. On znał Twoje ograniczenia, gdy Cię o to prosił i wiedział, że nie ma prawa wymagać więcej. A z resztą, dlaczego sama go nie spytasz?

- Miałabym iść do szpitala? O nie, nie ma szans. Nie pokażę się Dazaiowi na oczy przez jeszcze bardzo długo - kobieta zaśmiała się choć zupełnie bez radości.

- Myślę, że powinnaś iść. Raz, że Dazai powie Ci dokładnie to samo, co ja, a dwa, że to karygodne, że nikt z Agencji jeszcze go nie odwiedził. Rozumiem, że tylko Ty i Kunikida wiecie o tragicznym stanie Dazaia, a reszta dostała jakieś ochłapy informacji, ale wypadałoby wygospodarować trochę czasu na spotkanie z jednym z naszych członków.

- Jak to nikt u niego nie był? - spytała zaszokowana Yosano, nie potrafiąc sobie tego wyobrazić. 

Ona sama nie poszła, bo było jej zwyczajnie wstyd. Osamu był jednakże już kilka dni na nogach. Wiedziała to, bo utrzymywała stały kontakt z pielęgniarkami, które się nim zajmowały. Liczyła jednakże, iż pozostali członkowie go odwiedzą. Żeby czuł, że go wspierają. Żeby nie pomyślał, że uznali go za potwora.

- A Kunikida? Co prawda on wyszedł pierwszy, gdy tylko dowieźli Dazaia do sali operacyjnej, ale byłam przekonana, że się do niego przejdzie. W końcu to jego partner.

- Doppo przekazał wieści od pielęgniarek - oznajmił spokojnie Fukuzawa. - Są dobre. Dazai mógłby już opuścić szpital, nie robią tego tylko profilaktycznie. Obudził się już ponad dwa tygodnie temu. Pewnie się za nami stęsknił.

Yosano spojrzała z niedowierzaniem na Szefa, cudem powstrzymując swoją szczękę od opadnięcia na podłogę. Mężczyzna wyglądał, jakby szczerze wierzył, w to co mówił. Uśmiechał się lekko, będąc święcie przekonanym, że Osamu już nieomal wyzdrowiał.

- Gówno prawda - wyrwało się Yosano nim kobieta zdała sobie sprawę, że do Szefa powinna jednak zwracać się na pewnym poziomie.

Fukuzawa zmarszczył brwi. Coś mu się tu bardzo nie zgadzało. Zanim jednak chciał zacząć oskarżać o cokolwiek Kunikidę, chciał by lekarka rozwinęła swoją wypowiedź. Autentyczność jego reakcji jeszcze bardziej pogłębiła rosnącą niechęć Yosano.

Kobieta sięgnęła po telefon leżący na biurku, tuż obok lampki. Dosłownie kilka sekund zajęło jej odnalezienie początku wymiany wiadomości sms pomiędzy nią, a jedną z pielęgniarek. Wręczyła telefon Szefowi, obserwując go w napięciu i z uwagą. Twarz mężczyzny zdawała się ciemnieć z każdą kolejną przeczytaną linijką. Gdy dotarł do końca, oddał aparat właścicielce, wciąż niczego nie mówiąc.

- To tylko jedna pielęgniarka. Utrzymuję stały kontakt z dwudziestoma. Wiadomość o stanie obu chłopców co godzinę i ewentualnie w przypadku pogorszenia się sytuacji, dokładna relacja, gdy zażegnają kryzys. Nie dalej jak przedwczoraj Dazai zaczął kasłać krwią, bo otworzyły mu się rany wewnętrzne, zupełnie przez przypadek, gdy leżał na łóżku. On nie może nawet sam wstać, nie mówiąc o tym, że mieliby go wypisać ze szpitala. Gdyby nie szybka transfuzja Osamu umarłby im na stole - Yosano próbowała zachować spokój, ale coś w niej pękło.

Teraz, głównym uczuciem, które czuła, nie był już wstyd za swój brak kompetencji. Teraz była to czysta wściekłość na Kunikidę. No i brak zrozumienia motywów blondyna. Yosano chwyciła telefon i przepraszając Szefa, praktycznie wybiegła z Agencji. Starała się nie patrzeć na Kunikidę, bojąc się własnej reakcji, a że nie miała bladego pojęcia, gdzie chłopak mógł stać, koniec końców nie spojrzała na nikogo. I o ile wcześniej jej działania wystawiły drzwi Agencji na solidną próbę, o tyle tym razem nawet one poddały się jej wściekłości.

Kobieta sama nie wiedziała, co chciała zobaczyć. Oczywiście poza w pełni zdrowym Dazaiem. Z jednej strony nie wiedziała, czy może ufać pielęgniarkom. Owszem, było ich sporo, ale mogły ustalić, że nie powiedzą jej prawdy. Inna sprawa, że taka synchronizacja wymagałaby naprawdę sporych ustaleń, gdyby była udawana. W takim wypadku okazałoby się, że Kunikida mówił prawdę, a ona nieco przesadziła z wyrzutami sumienia. Co jeśli jednak sytuacja malowała się zupełnie na odwrót?

Wściekłość ta uleciała dopiero z niej, gdy stanęła pod biurowcem należącym do Mafii. Kobieta przełknęła nerwowo ślinę. Powróciły do niej wyrzuty sumienia. Stała przed wejściem dłuższą chwilę, dopiero po pewnym czasie zauważając, że stoi na tyle blisko automatycznie rozsuwanych drzwi, że non stop się one otwierają. Przeprosiła, sama nie widziała kogo, ale tak na wszelki wypadek. Kilkukrotnie nawet odeszła. Nie zaszła jednak dalej niż dwie przecznice i z cichym westchnięciem wracała do miejsca początkowego. Targały nią naprawdę sprzeczne uczucia.

Gdy wreszcie zdecydowała się wejść i podeszła do lady recepcji, nie wiedziała, co powinna powiedzieć. Przedstawiła się, dodała, że jest z Agencji i jakimś cudem wydukała cel swojej wizyty, nie patrząc nikomu w oczy i wbijając wzrok w granit lady, jakby był to najciekawszy materiał świata. Kątem oka dostrzegła niewielkie poruszenie, gdy wspomniała imię Dazaia, zupełnie jakby ochroniarze sięgali po broń. Uznała jednak, że to tylko jej przywidzenie, bo czemu ochroniarze mieliby mieć prawdziwą broń i taki czas reakcji? To nie miało sensu.

- Niestety, nie ma tu nikogo o tym imieniu - odpowiedziała recepcjonistka, wklepując coś na klawiaturze.

Yosano na chwilę oniemiała. Szybko powróciła jej złość, oj szybko.

- Operowałam tu tego chłopaka kilka tygodni temu, więc nie pieprz, że go tu nie ma. Doskonale wiem od personelu medycznego, że jest. Masz mnie wpuścić - wysyczała, ledwo powstrzymując się od krzyku.

Teraz miała już pewność, że ochroniarze sięgnęli po broń. Ktoś zaproponował wyprowadzenie jej, nim ich niewielki konflikt eskaluje, jednak wrzawę, jaka się z tego wszystkiego zrobiła przerwał spokojny i stanowczy, kobiecy głos.

- Kobieta uratowała temu głupkowi, Dazaiowi, życie, a Wy nie chcecie jej  wpuścić, by go odwiedziła. Dajcie żesz spokój.

- Siostro Chinatsu - recepcjonistka skłoniła głowę w wyrazie szacunku i zdecydowanie zmieniła Tob swojego głosu. - To kwestia bezpieczeństwa. Sama siostra rozumie. Skoro jednak poświadcza pani jej tożsamość i pozytywne zamiary, możemy ją wpuścić.

Starsza kobieta skinęła twierdząco głową i wyjęła z torby kartę magnetyczną. Skierowała się w stronę metalowych bramek. Yosano, po krótkiej chwili zupełnego niezrozumienia ruszyła za nią. Kobieta nawet na nią nie spojrzała.

- Dziękuję za pomoc. Bardzo mi zależy...

- W końcu żeście się ruszyli - przerwała jej pielęgniarka z wyraźną naganą w głosie. - Dzieciak już zaczynał myśleć, że się go wyparliście. Dorwał się do rejestru wizyt. Tyle dodatkowej roboty - dodała z westchnięciem.

Yosano spojrzała na nią, nie rozumiejąc, co pielęgniarka ma na myśli, gdy wspomniała o dodatkowej robocie. Choć wiedziała, że mogło to pokrywać się z jednym z raportów o dodatkowych operacjach.

- Otworzył rany.

Niby młoda lekarka się tego spodziewała, ale i tak usłyszenie tego bezpośrednio w rozmowie zmroziło jej krew w żyłach. Czuła się głupio. I czuła się wybitnie winna. Aż do tego stopnia, że chyba było to po niej widać.

- To skomplikowane - odparła Yosano, nie wiedząc, czemu czuje tak silną potrzebę wyspowiadania się że wszystkiego tej kobiecie.

Rozmówczyni spojrzała na nią z mądrością, którą daje wiek i spory życiowy bagaż, spokojem i kpiną. Ta mieszanka zdawała się przeszywać Yosano aż do szpiku kości.

- Wy młodzi bardzo często to powtarzacie. Zazwyczaj, gdy jest zupełnie na odwrót.

Gdy wsiadły do windy, obie zamilkły. Dopiero na szpitalnym piętrze odezwała się siostra Chinatsu.

- Przez cały czas wizyty w pomieszczeniu będzie przebywać pielęgniarka oraz dwóch strażników. Jeśli którekolwiek z nich powie Ci, że masz się odsunąć, robisz to bez ociągania. Nie chcę mieć kolejnej rany postrzałowej do zoperowania.

Yosano zmarła na chwilkę. Niby potrafiła sobie wyobrazić, że jednak Mafia jest groźna. Walczyli z nimi tyle razy. Doskonale wiedziała, że mają broń i nie stronią od robienia z niej użytku. Równie dobrze wiedziała, że Dazai był kiedyś jednym z nich. Jednak walczyć z kimś, a wejść do jaskini samego lwa, będąc zupełnie nieuzbrojonym. Kobieta skinęła jednak twierdząco głową i obserwowała pielęgniarkę oddalającą się w stronę wspólnego pokoju personelu medycznego.

Yosano doskonale pamiętała, w którym pokoju umieszczono Dazaia. W końcu uparła się żeby sprawdzić, czy cała aparatura została podłączona prawidłowo. Widok dwóch, uzbrojonych po zęby strażników wywołał u niej spore zdziwienie, ale uznała, że powinna przecież przywyknąć do dziwnych widoków. Przynajmniej dopóki znajdowała się w centralnym budynku Portowej Mafii. Mężczyźni zagrodzili jej drogę i Yosano wiedziała, że próba przepchnięcia się skończy się źle głównie dla niej. Wkrótce z pokoju wspólnego wybiegła młoda pielęgniarka i jeszcze biegnąc, krzyknęła do strażników, że wszystko w porządku i że Yosano ma pozwolenie na wejście do pokoju Dazaia.

Strażnicy odsunęli się bez słowa, jednak wciąż śledzili nowoprzybyłą nieprzyjemnym i zdecydowanie nieprzyjaznym spojrzeniem. Pielęgniarka uśmiechnęła się do Yosano, nieco podbudowując wiarę w siebie kobiety. Dziewczyna otworzyła drzwi. Wyglądała na z natury gadatliwą, ale wyjątkowo zachowała milczenie.

Yosano zawahała się na sekundę. Stanęła przed otwartymi drzwiami. A co jeśli Dazai jej nienawidzi? A co jeśli zbyt go zawiodła? Przełknęła nerwowo ślinę. Jej umysłem zawładnęły negatywne myśli i po raz pierwszy w życiu zapragnęła uciec z miejsca, w którym się znajdowała. Wiedziała jednak, że było już na to nieco zbyt późno. Teraz, gdy była już prawie u celu, nie chciała się wycofać. Chciała wiedzieć, na czym stoi. Może jednak Szef miał rację i Dazai wcale jej nie znienawidził? Nigdy się tego nie dowie, jeśli teraz ucieknie.

Yosano wzięła głęboki wdech i weszła do pokoju. Nie paliła się wewnątrz żadna lampka, a jedynym, niezwykle ciepłym źródłem światła, okazało się zachodzące słońce. W pomieszczeniu stały, ku jej zdziwieniu, dwa łóżka zamiast jednego, choć jedno z nich, zupełnie nie pościelone, pozostawało puste. Lekarka dopiero po chwili uświadomiła sobie, że to dlatego, że obaj mężczyźni spali na jednym łóżku.

Yosano stanęła dosłownie dwa kroki od drzwi, będąc gotową do ucieczki jeśli tylko Dazai stwierdzi, że nie chce jej widzieć. Zastanawiała się, czy nie powinna powstrzymać pielęgniarki, ale nim zebrała się na powiedzenie czegokolwiek, dziewczyna już stała obok łóżka i trzymała dłoń na ramieniu Dazaia. Lekarka przełknęła ślinę po raz kolejny, zastanawiając się, czy to nie popada pod jakieś medyczne zaburzenie.

Dazai spojrzał na Yosano i jej serce zamarło. Chłopak skinął głową, zapraszając lekarkę by podeszła bliżej. Uczyniła to, trochę nazbyt szybko, ale to tylko kwestia zdenerwowania. I Osamu zrobił ostatnią rzecz, jakiej Yosano się po nim spodziewała. Uśmiechnął się najbardziej promiennym uśmiechem jaki kiedykolwiek widziała w całym swoim życiu.

- Dziękuję Yosano - oznajmił spokojnie.

Lekarka widząc to nie potrafiła wydobyć z siebie żadnego dźwięku. Spodziewała się wrzasków, niechęci, rozczarowania. Czegokolwiek z negatywnym wydźwiękiem. A nie podziękowań. Mimo, iż nie zdarzało jej się to często, rozpłakała się, zaskakując tym Dazaia, który zupełnie nie wiedział, co zrobił źle, że wywołał taką reakcję u osoby, której zawdzięczał tak wiele. No i fakt, że ktoś z Agencji w końcu go odwiedził sprawił, że negatywne myśli opuściły jego głowę. Zwłaszcza, że tą osobą był naoczny świadek jego zatracenia się. To wzbudziło w nim nadzieję, że może naprawdę nie jest potworem. Cieszył się. Po prostu cieszył się, że może jej podziękować. Za uratowanie Chuuyi i za uratowanie jego i to dwukrotnie. A Yosano nie przestawała płakać.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top