P. XIX / NAPRAWDĘ MUSZĘ CI TO MÓWIĆ?

Nakahara zamarł. Czy to się działo naprawdę? Czy Dazai robi sobie z niego tylko żarty? Może jego matka go namówiła? Może się wygadała i Osamu chciał sprawdzić jego reakcję? Rudzielec zupełnie nie wiedział, co o tym wszystkim myśleć. O dziwnym zachowaniu Dazaia, o tym, że ten go pocałował. Postanowił jednak, że skoro to może być ich ostatni wspólny pocałunek to skupi się na nim, a martwić się będzie potem. Zamknął oczy i położył dłonie na klatce piersiowej Dazaia.

Brunet zaczął bardzo delikatnie. Ledwie muśnięciem ust. Wciąż bał się reakcji rudzielca. Gdy poczuł, jak ten kładzie na nim ręce, panika sięgnęła zenitu. Odepchnie go. ODEPCHNIE. Na pewno. Jakież więc było zdziwienie Osamu, gdy delikatne dłonie zamiast go popchnąć, by się odsunął, zacisnęły się na połach jego marynarki i desperackim wręcz gestem, przyciągnęły go bliżej. Dazai przeniósł obie dłonie na szyję rudzielca, jedynie kciuki zostawiając na jego twarzy. Pocałunek nie stał się jednak w żadnej mierze gwałtowniejszy. Był powolny, z wyczuciem. Wypełniony wszystkimi ich emocjami. Dla obu mężczyzn świat na krótką chwilę przestał się kręcić. Na krótką chwilę, która była dla nich małą wiecznością.

W końcu jednak musieli się od siebie oderwać. Żaden jednak nawet nie pomyślał o odsunięciu się. Dazai przymknął oczy i oparł czoło o czoło Nakahary. Nie uśmiechał się. Rudzielec wbijał wzrok w podłogę z zaciętością godną podziwu.

- Chuuya, co Ty właściwie do mnie czujesz - spytał cicho, zupełnie jakby nawet najmniejszy odgłos mógł zakłócić ten moment.

- Naprawdę muszę Ci to mówić? - odparł pytaniem na pytanie, wciąż nie podnosząc wzroku.

- Teraz już chyba nie masz wyboru - mruknął Osamu. - Twoja mama mi powiedziała, że mnie kochasz. To prawda?

Atmosfera zdawała się gęstnieć z każdą chwilą. Zupełnie, jakby każde kolejne, niewłaściwe wypowiedziane słowo mogło przekreślić na zawsze kilka lat relacji. Jednak, czy w takich momentach da się powiedzieć coś niewłaściwego? Chuuya podniósł wzrok. Nie potrafił niczego wyczytać z oczu Dazaia, mimo iż ten nie założył żadnej maski. Mógł tylko postawić na prawdę. Przełknął cicho ślinę. Wydawało mu się, że w ustach zaschło mu tak bardzo, że nigdy nie będzie w stanie wykrztusić słowa.

- Prawda - oznajmił po chwili z niejaką rezygnacją w głosie.

Zastanawiał się, czy kiedykolwiek wcześniej  Sachiko wygadała się komukolwiek z sekretów, które jej powierzył. Prawdopodobnie nigdy. Co się zmieniło? Co było tak innego w tym wypadku? Wiedział, że jego matka miała doskonałą intuicję, a jednak wciąż nie rozumiał jej zamiarów. Postanowił odgonić wszystkie myśli i skupić się na chwili obecnej. Rzadko takie wyznania długo pozostają bez jakiejkolwiek reakcji. Nakahara odważył się spojrzeć na przyjaciela. O ile wciąż mógł go tak nazwać. Parsknął śmiechem widząc reakcję Dazaia. Osamu stał i szczerzył się. Najzwyczajniej w świecie się szczerzył.

Brunet odsunął się o kawałek i delikatnie odgarnął włosy z twarzy Chuuyi. Spojrzał na niego poważnie.

- Przepraszam Chuuya. Za wcześniej. Naprawdę sądziłem, że tylko mnie tolerujesz, bo tworzymy razem zgrany zespół. Nigdy nie przypuszczałbym, że mnie lubisz, a co dopiero kochasz. Gdybym wiedział, zostałbym w Mafii - oznajmił cicho.

Nakahara delikatnie przyłożył dłoń do policzka Dazaia i zaczął go delikatnie po nim głaskać. Uśmiechnął się lekko, acz z pewną dozą smutku. Tych dwóch straconych lat już nie odzyskają.

- Nie byłoby Cię tu dziś, gdybyś został, prawda? Nie powiedziałbyś mi swojej historii, a wciąż otaczałaby Cię ta sama atmosfera. Kwestią czasu byłoby, aż przypadkiem kogoś byś zabił. A wtedy straciłbym Cię na zawsze. Obyś sprawił, że czekanie na Ciebie było tego warte - ostrzegł go z lekko zadziornym uśmiechem.

Osamu niechętnie musiał przyznać mu rację. Rozważał wszystko, bo z całego serca chciał zostać z Chuuyą, ale wiedział, że każda alternatywa, którą przemyślał, kończyła się bardzo źle. Zastanawiał się jednak nad słowami Ody. Teraz, gdy coś wypełni tę pustkę w jego sercu, może w końcu pozbędzie się tego ciężaru? Wystarczyła sama obecność Chuuyi, by zapominał o wspomnieniach innych ludzi, które nosił w głowie. O czuciu ich emocji w ogóle nie wspominając, bo to dawno odeszło w zapomnienie.

- Gnido - zaczął niepewnie Nakahara, patrząc mu prosto w oczy. - Dlaczego to zrobiłeś? Co Ty czujesz?

Rudzielec chciał zabrać rękę z policzka wyższego chłopaka, jednak Dazai powstrzymał go, przykładając do dłoni Nakahary swoją i przekrzywiając lekko głowę, by lepiej dopasować się do dłoni rudzielca.

- Gdyby nie Sachiko pewnie nie zrobiłbym tego aż jeden z nas nie znalazłby się na skraju śmierci - stwierdził zadziwiająco szczerze. - Za bardzo bałbym się odrzucenia. A jednak, gdy Twoja matka powiedziała mi, że mnie kochasz, poczułem nadzieję, przed którą wzbraniałem się przez bardzo długo. Nie wiem, czy to Ci wystarczy. Znasz moją historię. Moja miłość może nie być perfekcyjna. Moje serce jest w kawałkach, pogruchotane i przejechane przez tira. Jest poobijane, pełne wad, praktycznie nie potrafiące już czuć. Zupełnie, jak jego właściciel. A jednak to wszystko, co mam Ci do zaoferowania, mając nadzieję, że jednak wystarczy.

Chuuya zaśmiał się cicho, a Dazai po raz kolejny utwierdził się w przekonaniu, że mógłby słuchać śmiejącego się Nakahary bez końca.

- Nie chcę niczego innego. Ani nikogo - oświadczył mu spokojnie z radosnymi iskierkami w oczach.

Dazai podniósł rudzielca, zupełnie jakby ten nie ważył zupełnie nic. Był przyzwyczajony do tego ciężaru. A w tamtej chwili był zdecydowanie zbyt szczęśliwy, by zwracać uwagę na takie pierdoły, jak ciężar czy grawitacja. Posadził swojego chłopaka na blacie kuchennej wyspy i opierając dłonie na blacie, po obu stronach Nakahary, pochylił się, by ponownie go pocałować. Rudzielec uśmiechnął się szeroko i ponownie przyciągnął bruneta bliżej, w ten sam sposób, co poprzednio. Nie było między nimi nawet milimetra wolnej, zbędnej przestrzeni.

"Swojego chłopaka". Jak cudownie to brzmi. Nawet jeśli wypowiedziane tylko w myślach. Przynajmniej na razie.

Ten pocałunek był już zupełnie inny. Pierwszy był badawczy. Obaj musieli ustalić, na czym stoją. Musieli przestać bać się reakcji. Był delikatny, z wyczuciem. Drugi nie był podobny do tamtego pod żadnym względem. Ten był gwałtowny, dynamiczny, pełen pasji i nawarstwiających się emocji. Gorycz, że stracili tyle czasu. Smutek, że tyle przez siebie cierpieli. Radość, że sprawy potoczyły się tak, jak nie odważyliby się pomyśleć nawet w snach. Górowała jednak desperacja. Desperacka potrzeba by być jak najbliżej drugiego, jak najlepiej go poznać, wyczuć, jak reaguje na różne rzeczy. Zupełnie, jakby świadomie głodowali dopóki dosłownie nie rzucili się sobie do gardeł. Psychiczna, desperacka potrzeba była tak silna, że u obu powodowała fizyczny ból. 

Oczywiście, że walczyli o dominację w tym pocałunku, choć Nakahara robił to tylko z czystej przekory. Zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nie miał szans na wygraną. A przynajmniej zdawałby, gdyby choć jedna jego szara komórka dała radę myśleć. Na tej samej zasadzie wiedział, ze gdyby w tamtej chwili stał, nogi zmiękłyby mu tak bardzo, że nie dałby rady się samodzielnie na nich utrzymać. Chuuya jednak nie czuł smutku z powodu całkowitego wyłączenia się jego mózgu. Jedynym, co czuł było szczęście, przyjemne ciepło rozlewające się po całym jego ciele i desperacja, by zostać w tej sytuacji na zawsze.

Dazai przeniósł dłonie z blatu na talię rudzielca. Chciał wsunąć mu ręce pod koszulkę, jednak uświadomił sobie, że coś mu zawadza. Wybitnie drżącymi dłońmi sięgnął do guzików marynarki, a później Chuuya, który uświadomił sobie, co Osamu robił, pomógł mu ją z siebie zdjąć. Nakahara rzucił odzienie byle gdzie, nawet nie otwierając oczu. Normalnie w życiu nie pozwoliłby na zetknięcie nowej marynarki i podłogi, ale to nie była normalna sytuacja. Bardziej wyjątkowej chyba Chuuya w życiu nie przeżył.

Brunet, w końcu czując, że może, wsunął dłonie pod koszulkę Nakahary. Zaczął kreślić niewielkie okręgi kciukami na bokach chłopaka, tak prostym gestem wzbudzając u niego naprawdę spore drżenie. Osamu czuł uśmiech Chuuyi na swoich ustach. Poczuł również ręce chłopaka na swojej szyi, gdy rudzielec znudził się miętoleniem w dłoniach jego marynarki i postanowił zarzucić mu je właśnie na szyję, jeszcze bardziej zbliżając ich do siebie.

Co jakiś czas odrywali się od siebie, dosłownie na ułamek sekundy. Tylko po to, by nabrać nieco powietrza, spojrzeć w pełne radosnych iskierek oczy drugiego i powrócić do przerwanej czynności. W pewnym momencie jednak, Chuuya odsunął się od Dazaia i oparł czoło o jego czoło. Uśmiechał się szeroko, a jego policzki były uroczo zaróżowione. Osamu mógłby kląć na własne życie, że był to najpiękniejszy widok, jaki dotąd było mu dane zobaczyć. A ciężkie oddechy, które obaj mieli, stanowiły istną symfonię dla jego uszu.

- Ktoś się dobija - mruknął zawiedziony rudzielec, nie zabierając jednak rąk z szyi bruneta.

- Pewnie powinieneś otworzyć - odparł cicho, acz z rozbawieniem Dazai.

- Ale tu jest taka przyjemna atmosfera - kontynuował swoje narzekanie mężczyzna.

- To pewnie ten dzieciak z Mafii, po którego sam posłałeś - uświadomił go Osamu.

- Chuj z nimi. Pieprzę Mafię. Nigdzie się stąd nie ruszam - oznajmił z uporem pięciolatka.

- Wolałbym pieprzyć Ciebie, a nie Mafię - odparł Osamu, uśmiechając się lekko.

Zdążył wyplątać się z objęć Nakahary dosłownie kilka sekund przed tym, gdy sens wypowiedziach słów dotarł do mózgu Chuuyi. Rudzielec spłonął dzikim, ogromnym i bardzo widocznym rumieńcem i zaczął fukać na Dazaia, że takich rzeczy się nie mówi w takich sposób. Rzucił deską do krojenia w stronę Osamu. Nie znalazł niczego lepszego pod ręką tak na szybko. Brunet zręcznie uniknął pocisku i kawałek drewna głucho odbił się od ściany. Nakahara nie wpadł jednak na to żeby zleźć z blatu. Podwinął jedną nogę tak żeby usiąść na wpół po turecku, drugą wciąż wesoło majdał w powietrzu.

Dazai otworzył spokojnie drzwi, by zastać mafijnego pionka sterczącego pod drzwiami z wyciągniętą bronią. Pewnie się przestraszył, gdy usłyszał zderzenie deski ze ścianą. Osamu westchnął cicho i z grymasem niezadowolenia wpuścił go do środka, przesuwając się nieco i nic nie mówiąc. Wystarczyło mu jedno spojrzenie by stwierdzić, że teczki są zbyt chude. A to oznaczało tylko jedno. Mieli jeszcze gorsze tempo niż przypuszczał. Westchnął ciężko. Gość chciał wejść bezpośrednio do salonu, jednak zatrzymał go chłodny głos Dazaia.

- Buty. Jeśli Ci życie miłe.

Wyminął chłopaka, który na dobrą sprawę rzeczywiście był młodszy od nich i radosnymi podskokami wrócił do kuchni. Nim tamten zdążył go dogonić, Osamu zdążył jeszcze złożyć na ustach Chuuyi, krótki pocałunek, który sprawił, że rumieniec rudzielca sięgnął zenitu. Dazai natomiast stanął, zakładając ręce na klatce i oparł się plecami o blat, centralnie między Nakaharą i dzieciakiem. Matsumoto próbował udawać, że czuję się pewnie w zaistniałej sytuacji, ale z sekundy na sekundę wychodziło mu to coraz gorzej. Odłożył wszystkie teczki na blat, a Dazai z automatu po nią sięgnął.

- Nie masz uprawnień! - zareagował natychmiastowo, patrząc z rosnącym przerażeniem, jak brunet wygodnie układa sobie papiery w rękach żeby je przejrzeć.

- Nowy? - spytał tylko Dazai, nie przerywając wykonywanej czynności.

Matsumoto wyciągnął broń i wycelował w bruneta. Ręka nieznacznie mu się trzęsła.

- Yup - odpowiedział mu najspokojniej w świecie rudzielec. - Ma pełne prawo cię nie znać. Co nie zmienia faktu. Schowaj to cholerne żelastwo albo za chwilę będziesz je sobie musiał wyciągać z dupy - dodał, zaglądając Dazaiowi przez ramię i nawet nie spoglądając w kierunku chłopaka.

Był na niego zły, że przerwał im taki moment i tę złość dało się usłyszeć w jego głosie bez najmniejszego problemu. Osamu lekko pacnął go za to w głowę. Nakahara znał te papiery na pamięć. Potrafiłby wyrecytować z nich wszystko, obudzony w środku nocy. Jednak teraz, gdy miał możliwość bycia bliżej Dazaia, korzystał z niej.

- To wszystko, możesz już sobie iść - oznajmił Osamu rzeczowym tonem.

Matsumoto spojrzał na niego z jawną pogardą i niechęcią. W ogóle nie rozumiał, co działo się przed jego oczami. Atmosfera w domu była spokojna i ciepła, ale jego traktowano jakby niemal go tam nie było. Plus dość mocno chciał się dowiedzieć, kim był ten obcy, któremu pozwalano na tak wiele. Chłopak nie ruszył się z miejsca. Nakahara wychylił się zza Dazaia i spojrzał na podwładnego. Nie ufał temu dzieciakowi za grosz. Jego główny problem polegał na tym, że pani Ozaki uparła się by go przyjąć i oddać Nakaharze pod opiekę. Dzieciak bardziej nosił kawę i papiery niż rzeczywiście coś robił, a z każdego ważniejszego spotkania rudzielec po prostu go wyrzucał. 

Koniec końców szczyl poszedł do Kouyou się poskarżyć, że jest traktowany nieadekwatnie do swoich umiejętności. Puszył się, że ma Zdolność i mógłby zadziałać na korzyść Mafii. Wręcz domagał się od przełożonej ukarania Nakahary. Zebrał zbyt niewiele informacji i podjął pochopne działania zamiast cierpliwie przeczekać lub skonfrontować się bezpośrednio z Chuuyą. Którąś z tych dwóch opcji rudzielec zapewne by docenił. Kapusiostwa i jęczenia przepuszczać nie zamierzał. Gdy pani Ozaki go wezwała i opowiedziała o problemie, nie ośmieliła się prosić o łagodniejsze traktowanie dla Matsumoto. Gdyby to była którakolwiek inna jednostka pewnie by tak zrobiła. Jednak podwładni Nakahary stanowili zespół najbardziej kompetentnych i skutecznych ludzi, jakich widziała Mafia od czasów Eleven. Nie ryzykujesz wyścigowego konia w imię kulawego źrebięcia, prawda? Nie kiedy cała stajnia jest w rozsypce. 

Chuuya postąpił z nim jednak łagodniej niż początkowo zamierzał. Nie ukarał go jako kapusia, ale jako osobę, która nie wykonała zadania. Własnoręcznie odciął mu dalszego paliczka małego palca prawej dłoni. Najwidoczniej chłopak nie nauczył się przez to posłuszeństwa, biorąc pod uwagę, sposób w jaki stał i czekał, gdy wyraźnie kazano mu odejść. Zapamiętał jednakże by nigdy się nie skarżyć. No i Chuuya, z czystej przekory, zaczął dawać mu jedynie jeszcze paskudniejsze i mniej znaczące zadania. Co nawet nie byłoby takie złe, gdyby nie towarzyszący wszystkiemu zakaz przekraczania progu wspólnego pokoju ekipy Nakahary. Chłopak więc, gdy miał coś przynieść, sterczał przed otwartymi drzwiami, czekając aż ktoś podejdzie i weźmie wszystko od niego. Raz tylko położył wszystko na ziemi i odwrócił się z zamiarem odejścia. Jeden z podwładnych Chuuyi bardzo dosadnie udzielił mu lekcji, że nie powinien tak nigdy robić. Kopniakiem w nerkę tak dokładniej. Najwidoczniej niektóre rzeczy człowiek zapamiętuje szybciej.

Gdyby nie fakt, że było po północy, zleciłby to komuś innemu. Wiedział jednak, że wykorzystuje swoich ludzi w najefektywniejszy sposób i że każdy z nich miał coś do roboty. Nie mógł pozwolić by spaprali robotę tylko dlatego, że kazał im przyjechać do siebie w środku nocy.

- Twój przełożony coś Ci rozkazał, prawda? - spytał lodowato, patrząc na niego z otwartą wrogością.

- Jeszcze nie - odpowiedział tamten, schylając głowę w wyrazie szacunku.

Chuuya spojrzał na niego zaskoczony. Czy ten chłopak aż tak bardzo nie cenił sobie swoich palców? W oczach Dazaia kryło się rozbawienie i współczucie dla Matsumoto. Prawie było mu tego dzieciaka żal. Nakahara natomiast oczekiwał rozwinięcia wypowiedzi.

- Fakt, że jest pańskim przyjacielem Panie Nakahara, nie czyni z niego automatycznie mojego przełożonego - uzupełnił.

- Myślałem, że Mori już puścił informację o moim częściowym powrocie - mruknął Dazai, szczerze zaskoczony.

- Nie istnieje coś takiego, jak "powrót" do Mafii - prychnął lekceważąco Matsumoto. - Z plastikowego worka się nie wychodzi.

- Nie no, Chuu kiedyś wyszedł - oznajmił radośnie Osamu, wskazując palcem na uwieszonego na nim rudzielca.

- Weź mi nawet nie przypominaj - oznajmił rudzielec z rezygnacją w głosie. - Przez miesiąc potem spałem przy włączonym świetle.

- Pamiętam - zaśmiał się Dazai.

- To był chyba Twój najgorszy plan gnido. Aż się zastanawiałem, czy nie wrobiłeś mnie specjalnie - Nakahara lekko pacnął Dazaia w tył głowy.

- Wrobiłem - przyznał się szczerze. - Wydawało mi się to zabawniejsze.

Nakahara spojrzał na niego, udając, że się obraża. Jednocześnie, zupełnie niespodziewanie użył swojej Zdolności. Grawitacja wokół samej ręki Matsumoto, w której chłopak wciąż trzymał pistolet, acz teraz już skierowany w dół, nagle zwiększyła się. Początkowo delikatnie, później coraz bardziej. Chłopak krzyknął z bólu, upuszczając broń. Dazai spojrzał na niego z lekką naganą w oczach.

- No co - mruknął Chuuya - ładnie go prosiłem żeby to schował.

Dazai odepchnął się lekko od stołu i podszedł do chłopaka. Bez najmniejszej chwili wahania wsadził rękę w przestrzeń o innej grawitacji i wziął broń Matsumoto. Nawet się nie skrzywił, gdy poczuł tę samą moc, co torturowany chłopak. Nakahara nawet gdyby chciał, nie zdążyłby dostosować swojej Zdolności do nagłej zmiany. Brunet dokładnie obejrzał pistolet i z niejakim rozczarowaniem spojrzał na Chuuyę.

- O co chodzi z tym szajsem? - spytał, odbezpieczając broń. - Czemu nie zaopatrujecie się już u Beretty i w Herstalu? Nie wspominając o innych, tańszych alternatywach?

- Pan Mori uznał, że Mafia za bardzo się rozrosła żeby wciąż sprowadzać broń z Włoch i Belgii. Nieadekwatne koszty. Starszych członków ochroniła pani Ozaki, jednak wszyscy młodzi i na niższych szczeblach teraz dostają to.

- Z Morim jest gorzej niż sądziłem. Stawiam, że Ozaki zabije go w ciągu pół roku jeśli to się tak dalej potoczy. A jeśli nie ona to Noriyaki. Tak czy siak, krótko Mori powiedział na stoliku Głowy Mafii. Szkoda. Zapowiadał się świetnie. Ze swoją nieomylną logiką, planami i pomysłami. Naprawdę szkoda.

Chuuya spojrzał na niego zaskoczony. Dazai miał sporo szczęścia, że Matsumoto był zbyt zajęty krzyczeniem z bólu by zarejestrować cokolwiek, co działo się dookoła niego.

- Puść go już - poprosił Osamu. - Zaraz złamiesz mu tę rękę.

Nakahara uznał, że rzeczywiście wystarczy. Matsumoto nie pożegnał się z nimi tylko wybiegł z mieszkania. Lepiej późno niż wcale. Dazai wyrzucił pistolet do kosza na śmieci. I tak nie był przecież nic warty. Podszedł do siedzącego Nakahary. Pochylił się w jego stronę.

- Rzeczywiście trochę nam popsuł atmosferę - oznajmił lekko zadziornie Dazai.

Nakahara wzruszył nieznacznie ramionami.

- To już nie atmosfera gnido. Tak od teraz, aż do samego końca, będzie wyglądać Twoje życie.

- Grozisz, czy obiecujesz?

- A co byś wolał?

- A czego częściej dotrzymujesz?

Chuuyi zajęło dosłownie chwilę, by się namyślić i gdy już miał przygotowaną odpowiedź, poczuł, że Dazai ucisza go pocałunkiem. Rudzielec nawet nie zamierzał się bronić.

- Późno już - mruknął Nakahara.

Osamu tylko się uśmiechnął i podniósł chłopaka, jakby ten nie ważył zupełnie nic. Chuuya oplótł bruneta nogami w pasie dla większej stabilności i oparł podbródek o jego ramię. Gdy Dazai niósł go do sypialni, Nakahara patrzył na kota, który wygodnie wylegiwał się na kanapie, która w końcu powróciła, jako jego wyłączne królestwo.

Gdy leżeli naprzeciwko siebie w łóżku, z dłońmi splecionymi po środku i patrząc sobie w oczy, Nakahara zastanawiał się, czy nie pójść na całość. Z jednej strony bardzo tego chciał, ale z drugiej strony bał się, jak jasna cholera. Nie chciał spłoszyć Dazaia. Nie chciał, by tamten się nim znudził i go zostawił. Nie wiedział, czy to był dobry moment, choć atmosfera wydawała się odpowiednia. Już miał się odezwać i zacząć temat, gdy poczuł, jak Osamu czule całuje go w czoło.

- Dobranoc kochany - wyszeptał Dazai, uśmiechając się uroczo.

Nakahara spojrzał prosto w jego oczy. Spodziewał się znaleźć w nich rozczarowanie, zażenowanie, zniechęcenie czy smutek. Jakież było jego zdziwienie, gdy zobaczył tylko bezgraniczną miłość i uwielbienie. Uśmiechnął się mimowolnie, w duchu obiecując sobie, że przestanie panikować. Teraz już przecież nie musiał się bać. Nie, gdy zagrali w otwarte karty i spełnili swoje marzenia nawzajem. Byli przecież dla siebie stworzeni. I nie musieli się z niczym spieszyć. W końcu mieli przed sobą całe wspólne życie.

Dla wszystkich, poza Chuuyą, mogłoby to wydawać się oczywiste, że brunet też nie zamierza się spieszyć. Takie zresztą było. Brunet za bardzo się obawiał, że Nakahara się nim znudzi. Że uzna, że jednak stać go na kogoś lepszego. Dazai nie chciał w takim wypadku odbierać mu wszystkiego. Poza tym, nie czuł się gotowy. Wolał się rozkoszować każdym, powoli stawianym krokiem w ich związku. To było o wiele przyjemniejsze niż jednorazowe zachłyśnięcie się wszystkim.

- Dobranoc gnido - odparł Nakahara, wtulając się w bruneta i zasypiając z szerokim uśmiechem na twarzy, czując podbródek Osamu oparty o czubek jego głowy i oplatające go ramiona tak, jakby był dla Dazaia całym światem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top