P. XIV / TRZECIA WOJNA ŚWIATOWA NA ŻARCIE

Gdy następnego ranka Dazai się obudził, mógłby przysiąc, że nigdy nie był tak niewyspany, jak teraz. Pościel zaszeleściła pod wpływem nagłego poruszenia na łóżku, gdy Dazai się przeciągnął. Praktycznie nie wydając najmniejszego dźwięku, wstał i wciąż ziewając, pojawił się na antresoli, zupełnie zapominając o pościeleniu łóżka. Brunet nigdy nie zawracał tym sobie głowy. W końcu przecież wieczorem do tego łóżka wróci, więc po co dokładać sobie dodatkowej roboty?

Pierwszym, co przykuło jego uwagę, był Nakahara śpiący w pozycji siedzącej przy oknie. Dazai obiecał sobie, że postara się ruszać, jak tylko najciszej da radę żeby na razie nie obudzić chłopaka. Może i on sam przespał raptem ze trzy godziny, a i to niepełne, bo non stop budził się z przeczuciem, że czegoś mu brakuje. Że brakuje mu kogoś obok. Poprawka, że obok brakuje mu jednej, konkretnej osoby, która powinna była spać piętro niżej, a zasnęła przy szybie. Do tego śniły mu się najgorsze możliwe scenariusze. Typowy element, gdy coś zaczyna się w jego życiu układać.

Wrócił do pokoju i złapał się pod boki. Nakahara był typem perfekcjonisty, który zawsze wszystko musi mieć na swoim miejscu. Gdzie więc mógł trzymać koce? Dazai przeszukał oba pokoje. Sprawdził w szafach, w szufladach pod łóżkami. I znalazł jedno wielkie nic. Z cichym westchnieniem przepełnionym rezygnacją, chwycił kołdrę, pod którą spał, a która wciąż jeszcze pozostawała przyjemnie ciepła, pod wpływem dopiero niedawno zabranego źródła ciepła i zszedł z nią po krętych schodach, co okazało się być większym wyzwaniem, niż zakładał. Stanął obok Chuuyi i spojrzał na niego z rozczuleniem. Jego własny, prywatny, mały idiota. Jak można zasnąć w takim miejscu?

- Bubel, muszę Cię przeprosić. No chyba, że chcesz oberwać kołdrą - szepnął Dazai, udając konspiracyjny ton.

Kot spojrzał na niego, nawet bez cienia złości, że ktoś raczył go obudzić. Zadziwiająco dziwne u kotów. Skoro jednak Dazaiowi udało się oswoić Nakaharę, to czemu czarna kulka miałaby stanowić jakikolwiek problem? Stworzenie kulturalnie i z gracją odeszło kilka kroków od Chuuyi tak, by Osamu mógł spokojnie przykryć rudzielca kołdrą. Chłopak poruszył się niespokojnie i przez krótki moment Dazai martwił się, że przypadkowo go obudził. Jego strach okazał się jednak nadzwyczaj ulotny, bo Chuuya tylko pomamrotał coś chwilę pod nosem i całkowicie się wyłączył, ponownie zapadając w głęboki sen. Osamu nie potrafił patrzeć na tak spokojnego Nakaharę bez lekkiego, acz szczerego uśmichu. Mężczyzna wydawał się taki delikatny, wręcz kruchy. Jakby miał zbyt wielkie serce dla tego świata i powinno się go chronić za wszelką cenę. Dazai obiecał sobie w duchu, że więcej Nakahary nie zostawi i że od teraz, na pewno go nie zawiedzie i zawsze będzie przy nim, gdy ten będzie go potrzebował. Delikatnie odsunął kilka niesfornych kosmyków, które rozgościły się na twarzy rudzielca, za ucho. Towarzyszyły temu kolejne pomruki, ale już mniej niezadowolone.

Dazai uznał, że najpierw zrobi śniadanie, na wypadek gdyby Nakahara obudził się wcześniej, a dopiero później pójdzie pod prysznic. No i musiał zakosić Chuuyi kolejną koszulkę. Brunet zebrał brudne naczynia i zapakowawszy zmywarkę, przejrzał szafki, robiąc szybką listę zakupów na niewielkiej kartce z notatnika leżącego obok lodówki. Schylił się po kota, który przez cały czas ocierał mu się o nogi, utrudniając mu życie, by postawić go na kuchennym blacie.

- Co powinniśmy zrobić dziś na śniadanie? - spytał bardziej siebie niż kota.

Po krótkiej chwili namysłu i tłumaczeniu Bublowi wad i zalet kilku propozycji, zdecydował się na gofry jaglane na słodko z awokado i jajkiem sadzonym. Założył sobie, że zrobi więcej gofrów, by potem mieć możliwość przekupienia Chuuyi czymś słodkim. Ciasto tak czy siak musiało odstać pół godziny, więc Dazai dostosował swoje plany do przygotowywanego śniadania. Poruszając się niemal bez najmniejszego dźwięku, przeszedł do sypialni Nakahary. Zgodnie z tym, czego się spodziewał, zastał nieposłane łóżko. Uśmiechnął się szeroko. Miał bardzo zły wpływ na uporządkowane życie Chuuyi. Starając się nie zrobić jeszcze większego bałaganu, przejrzał ponownie szafę przyjaciela i wybrał sobie czyste rzeczy. Bogom dziękować za pralki.

Ciepła woda spływająca po twarzy, ramionach i reszcie ciała Dazaia do reszty przepędziła zmęczenie, które odczuwał po przebudzeniu się. Czuł się jak nowo narodzony. Jakby wszystkie myśli, które tak obciążały jego serce, duszę i umysł zniknęły w odpływie prysznica. Myjąc zęby, przypadkiem zauważył wciąż znajdującą się na blacie apteczkę. Mógłby owinąć ręce i szyję bandażami, jak to miał w zwyczaju. Jakaś jego część nawet naprawdę tego chciała. Zamieść własną przeszłość pod dywan, schować trupy w szafie i szafę tę zablokować krzesłem. I zacząć na nowo. Świeży start, bez konsekwencji wynikających z przeszłości. Na dobrą sprawę Osamu nawet nie potrafił wyobrazić sobie siebie z nieskazitelnie czystą skórą. Ta wielka, czarna plama i jej rozrzedzające się zakończenia były jego częścią. Zastanawiał się, czy byłby lepszym człowiekiem gdyby nie one. Czy gdyby jego ciało było czyste to zasłużyłby na czyjąś miłość? Ponieważ jednak pozostawało to w kwestii dybania, rozważał też, czy w stanie, w jakim jest teraz, ma szansę na odwzajemnione uczucie? Dazai potrząsnął głową, wycierając włosy i próbując pozbyć się natrętnych myśli. Musiał się nie wyspać jak cholera. Nie widział innego powodu dla tak nagłych i nowych dla niego dywagacji.

Nakahara obudził się, otoczony przyjemnym ciepłem i zapachem Dazaia. Uśmiechnął się lekko. Zawsze to jakaś namiastka. Otworzył zaspane oczy i rozejrzał się po pomieszczeniu. Po szumie wody uznał, że Osamu pewnie bierze prysznic. Nakahara uświadomił sobie, że nawet przez sekundę nie pomyślał, że być może Dazai ponownie go porzucił. Po prostu coś robił. Gdyby zaszła konieczność opuszczenia mieszkania to przecież dałby mu znać, ale potem i tak by wrócił. To wszystko dawało rudzielcowi poczucie stabilności, którego praktycznie w życiu nie zaznał. Przynajmniej nie w kwestiach miłosnych. Wiedział, że to źle, że przywyka. Że potem znowu będzie nie do życia. Ale nie potrafił inaczej. Chciał chłonąć każdą sekundę z Dazaiem pełną piersią, skórą i wszystkim, czym się tylko dało. Nawet jeśli tylko chwilowo przytulał kołdrę, pod którą spał Osamu, a która wciąż nim pachniała.

Chuuya z zaskoczeniem stwierdził, że coś się zadziało w kuchni, patrząc na ilość składników wystawionych na blat. Salon natomiast był wybitnie czysty. Miłe ze strony Dazaia, że posprzątał syf, którego narobili razem. Aż się przypominały stare czasy. Tylko że wtedy syfem nie było kilka brudnych szklanek czy talerzy, ale poważne kłopoty, które mogły zakończyć się kulką w czoło lub uzupełnieniem niedoboru żelaza pod żebrami za pomocą noża.

Wciąż nie odkładając kołdry, a wręcz przeciwnie, szczelniej się nią okrywając, Chuuya podreptał do kuchni, próbując podejrzeć, co będzie na śniadanie. Dazai był niesamowitym kucharzem i wszystko, co wychodziło spod jego rąk, było po prostu niesamowite. Nakahara mógłby jeść tak codziennie do końca życia. Mógłby też spróbować się nauczyć, żeby móc coś dla Osamu ugotować. Tak w ramach odwdzięczenia się. Choć pewnie wyszłoby mu to całkowicie niejadalne. Być może nawet trujące.

I w takiej sytuacji zastał go Dazai. Ogromny kołdrzany kokon stojący na środku kuchni. Zaśmiał się szczerze i stanął obok przyjaciela.

- Zaraz się wezmę za pieczenie. Ciasto musiało odstać - wyjaśnił Dazai, wracając do pracy. 

Chuuya był jednak zbyt ciekawski. Nie zamierzał stanąć grzecznie z boku i czekać jak potoczy się akcja. Oparł podbródek o ramię pochylającego się Dazaia i objął go ramionami w pasie. Zawisnął na przyjacielu większością swojego ciała i lekko przekrzywiając głowę, oglądał kuchenne poczynania Osamu. Mokre włosy bruneta śmiesznie łaskotały policzek Nakahary. Kołdra opadła na podłogę.

Dazai skomentował to cichym śmiechem, ale nie kazał Chuuyi się odsunąć. Poruszanie się z nim po kuchni byłoby niesamowicie trudne, na szczęście, zgodnie ze swoimi nawykami Dazai przygotował wszystkie potrzebne składniki i przedmioty na początku, więc na razie nie musiał się jeszcze ruszać. Dopiero, gdy przyszła pora na samo smażenie, minimalnie przekrzywił głowę w stronę Nakahary by spojrzeć mu w oczy. Ich twarze znalazły się zdecydowanie zbyt blisko siebie.  W tym momencie rudzielec nie miałby najmniejszych trudności, gdyby chciał pocałować Dazaia prosto w usta. A jednak żaden się nie odsunął.

- Musisz mnie na chwilę puścić Chuuya. Nie chcę Cię poparzyć, jak będę smażyć gofry. No chyba, że jakimś cudem masz gofrownicę.

- Mam  - wymruczał z nieukrywaną radością Nakahara.

Rzadko kiedy tak się cieszył, że sprzedawca w sklepie wcisnął mu wszystkie możliwe urządzenia. Dazai tym jednym, prostym słowem został utwierdzony w przekonaniu, że jego poranny trening siłowy jeszcze się nie skończył. Schylił się, a Chuuya leżący teraz całkowicie na jego plecach, z nogami dyndającymi wesoło kilkanaście centymetrów nad ziemią, wyciągnął rękę i wyjął z szafki gofrownicę. Machnął nią zwycięsko, nieomal nie rzucając jej przypadkiem przez pół pokoju, gdy prawie wyślizgnęła mu się z ręki.

- Jest cięższa niż myślałem - warknął usprawiedliwiając się, czując jak klatka piersiowa Dazaia trzęsie się pod wpływem marnie tłumionego śmiechu.

- Przecież ja nic nie mówię - odparł z uśmiechem Dazai.

- Za dobrze Cię znam. Nawet nie musisz nic mówić -odrzekł z miną znawcy Chuuya.

- A chcesz sobie jeszcze polatać, panie znawco? - zagroził Osamu, czując, jak Nakahara próbuje się zsunąć z jego pleców wystarczająco, by dotknąć ziemi, ale za mało by stracić poprzednią, jak się wydawało, niezwykle wygodną dla niego pozycję.

- Nie odważysz się - pod wyzywająco-kpiącą miną, prosto z oczu bił lekki strach, że "a może jednak?".

Dazai jednakże odważył się. Złapał mocno Nakaharę za ręce, by ten nie mógł się puścić i zaczął się kręcić, praktycznie biegając po kuchni, jak małe dziecko. Obijali się o wszystkie możliwe meble, udało im się nawet zrzucić mąkę, która spadła na szare kafelki i wzbiła się w powietrze tumanem białego pyłu, który natychmiast osiadł na obu mężczyznach. Chuuya cały czas prosił Osamu, by ten go odstawił na ziemię, ale brunet udawał, że nie rozumie, co rudzielec próbuje powiedzieć, bo obaj za bardzo się śmiali.

Koniec końców, Nakaharze udało się uwolnić. Nie zamierzał jednak pozostać bez zemsty. Przebiegł na drugą stronę blatu, chwyciwszy po drodze pierwszą, lepszą rzecz, którą udało mu się złapać. Miskę z pokrojoną papryką. Zanurzył w niej rękę i chwyciwszy garść, rzucił nimi w Dazaia, który nie omieszkał podjąć rękawicy. Prawie udało mu się nawet uniknąć tego pocisku, bo zdążył schować się za wyspą, ale zadziałała grawitacja i koniec końców i tak papryka wylądowała, między innymi, w jego włosach.

Wyjął z szafki mleko. Przez chwilę zastanawiał się, czy może nie powinien był wybrać czegoś suchego, ale uznał, że najwyżej będzie musiał solennie przepraszać Nakaharę.

- Nie chowaj się gnido - ostrzegł Chuuya, wypatrując Dazaia, którego spodziewał się zobaczyć wyskakującego zza lady z amunicją w rękach.

Osamu przygryzł wargę żeby się nie zaśmiać i najbliżej szafek, jak się tylko dało, przeszedł na czworaka dookoła wyspy. Dopiero wtedy nagle wstał i zamachnąwszy się otwartym kartonem, rzucił w bok, w stronę salonu, by opadając, schować się za kanapą. Mleko, jakby w zwolnionym tempie, dosięgnęło zaskoczonego Nakahary i rozlało się po jego włosach, twarzy i całym ubraniu. Przez chwilę w mieszkaniu zapanowała niewyobrażalna cisza. Dazai tylko delikatnie wychylał się zza kanapy żeby sprawdzić reakcję Chuuyi.

- Ty małą gnido - warknął Nakahara.

No i wojna na żarcie rozpoczęła się na dobre. W powietrzu latało dosłownie wszystko. A to wszystko znalazło się praktycznie wszędzie, bo kuchnia nagle stała się tylko miejscem poboru amunicji, a całe mieszkanie strefą walk. Dazai w którymś momencie wpadł na to żeby zacząć używać poduszki z kanapy jako tarczy.

Koniec końców Dazai wziął rozbieg i rzucił się na Nakaharę, tak by obaj wylądowali miękko na kanapie. Brunet zawisł nad roześmianym rudzielcem. Mógłby przysiąc, że na policzkach Chuuyi pojawiły się delikatne rumieńce, ale nie chciał robić sobie złudnej nadziei. Odgarnął  delikatnie włosy Nakahary z jego twarzy. Taki szczęśliwy, roześmiany i z iskierkami w oczach. Zawsze właśnie takim chciał go widzieć. Nawet teraz, gdy rudzielec był cały upaprany mąką, mlekiem, warzywami i wszystkim innym, co dało się tylko znaleźć w kuchni, był najpiękniejszą istotą, jaką dane było Dazaiowi oglądać.

- Mam dla Ciebie bardzo złą wiadomość Chuuya - oznajmił, pochylając się nad chłopakiem i zmniejszając dzielącą ich obecność.

Serce Nakahary zatrzymało się na chwilę. Zastanawiał się, czy to możliwe, że Dazai czuł to samo, co on? Czy za chwilę nastąpi ich pierwszy pocałunek? Atmosfera była odpowiednia. Ogólna radość i szczęście. Podsumowanie tego w ten sposób wydawało się wręcz naturalne. Chuuya nawet nie był wcześniej świadom, jak bardzo chce pocałować przyjaciela. Przyjaciela? Czy to jeszcze tylko przyjaciel? Tak, czy siak, był na to gotowy. Nawet niezwykle chętny. Problem polegał jednak na tym, że całkowicie go sparaliżowało.

Twarz Dazaia znalazła się raptem kilka centymetrów nad twarzą Chuuyi. Nakahara nerwowo przełknął ślinę. Wystarczyłoby, że poniósłby głowę. Nawet nie jakoś zajebiście wysoko. Ot, niewielki kawałek. I dostałby to, czego chciał. Ale jeśli źle odczytał znaki, to mógłby stracić Dazaia na zawsze. A z tym by sobie nie poradził. Więc leżał tylko jak kłoda, z zaczerwienionymi policzkami, nierównym oddechem i sercem, które praktycznie przestało bić, nerwowo oblizując usta. Próbował przywrócić się do porządku, ale znajdujący się centralnie nad nim Osamu skutecznie mu to uniemożliwiał. Chuuyi przez chwilę wydawało się nawet, że aż iskrzy w powietrzu.

- Przez naszą walkę ... - wymruczał Dazai, wprost do ucha Nakahary.

Serce Chuuyi, które dotąd praktycznie nie biło, nagle zarzuciło tempo godne olimpijskiego sportowca. Do tego przyjemne dreszcze przeszły po jego ciele, gdy poczuł ciepły oddech przyjaciela na szyi. Przyjaciela? Tak nie zachowują się przyjaciele. To było zbyt magnetyczne i wciągające, jak na przyjaciół. A Chuuya najbardziej na świecie nie chciał, by to się skończyło. 

- ... skończyło nam się jedzenie - dokończył, odsuwając się nagle, przez co zaskoczony Chuuya niemal zachłysnął się powietrzem.

- Głupia gnida - mruknął Chuuya.

- Jak widać na załączonym obrazku, czujesz się wystarczająco dobrze, by iść do sklepu, więc sio się przygotować, a ja tu trochę ogarnę.

Dazai poczochrał włosy rudzielca z szerokim uśmiechem na twarzy. Nakahara patrzył za nim, gdy Osamu chwycił mopa i wiadro i zaczął sprzątać syf, którego narobili. Po chwili uzmysłowił sobie jednak, że przecież powinien pójść się ogarnąć. Wyglądał jak siedem nieszczęść obsypane mąką. Nie lubił mieć jednak takiej nieokiełznanej szopy na głowie, jak Dazai, więc męczył się z suszarką jeszcze długo po tym, gdy z kanapy zniknęły ostatnie kawałki papryki.

Osamu rzucił poduszki i koc obok drzwi do łazienki, by wyczyścić je w bardziej humanitarnych warunkach niż kuchenny zlew. Zadziwiające, ale masa na gofry przeżyła jedzeniową trzecią wojnę światową i grzecznie czekała na niego dokładnie tam, gdzie ją zostawił. Uznał, że nie ma sensu zabierać się za smażenie, skoro za chwilę będą wychodzić. Gdy Chuuya, wyglądając jak nowo narodzony, grecki bóg, w końcu zwolnił łazienkę, Dazai ostrzegł go, że za chwilę wychodzą. Błyskawicznie się ogarnął i musiał jeszcze czekać w przedpokoju na Nakaharę.

Osamu przez cały czas zastanawiał się, czy to nie za wcześnie dla Chuuyi na takie akcje. Niby już sobie chłopak pobiegł, powalczył z nim, jak dzieciak z podstawówki, ale jednak w głębi duszy, mimo wszystko, Dazai strasznie się o niego martwił. Do tego miał straszne wyrzuty sumienia przez akcję, którą rozkręcił z Chuuyą. Pierwotnie planował tylko przewrócić go na kanapę, ale gdy runął na niego, za bardzo spodobała mu się ich bliskość. No i ten widok. Teraz jednak miał wrażenie, gdy myślał na trzeźwo, że przekroczył jakąś linię i jego relacja z Chuuyą zdecydowanie na tym ucierpi. Na swoje nieszczęście nie był telepatą. Bo gdyby był, doskonale znałby myśli Nakahary i zupełnie by się nie stresował. Bo Chuuya rozmyślał dokładnie o tej samej sytuacji. Co więcej, zastanawiał się, jak doprowadzić do kolejnej, wybitnie podobnej. No i przez cały czas miał na twarzy rumieniec, który Dazai w myślach nazywał uroczym.

Nagle coś dotarło do wyjątkowo wolno działającego umysłu Osamu. Mężczyzna zatrzymał się. Chuuya, który nie zorientował się od razu, zrobił to kilka kroków później.

- izaki dobrze to przeanalizował. Macie szpicla, a Ty bez najmniejszego problemu przechadzasz się po mieście z największym mafijnym zdrajcą - stwierdził, nieco smutniejąc.

Chuuya, nagle wytrącony z niezbyt przyjacielskich myśli, spojrzał na Dazaia z niezrozumieniem.

- Wstydzisz się ze mną pokazać gnido? - spytał, będąc zadziwiająco pewnym odpowiedzi.

- Tylko jak pokazujesz się w tych brązowych laczkach przed kostkę - odparł z wciąż słabym uśmiechem, jednak jakimś cudem dając radę zażartować.

Chuuya napuszył się na bardzo krótką chwilę. Później jednak wypuścił powietrze, prawie nie komentując tekstu, którym zarzucił Dazai.

- Po pierwsze, te laczki są cudowne i zajebiście wygodne. Po drugie, uznam Twoją odpowiedź za przeczącą. No więc widzisz. Ja także nie wstydzę się pokazać z Tobą. Więc gdzie leży problem?

- Leży w tym, że w Mafii musisz budzić odpowiedni respekt. A kontakty z pewnymi ludźmi, zwłaszcza tak jawne kontakty, są źle odbierane przez podwładnych. Nie chcę żebyś stracił to, na co tak ciężko pracowałeś.

- Tym swojej ślicznej główki nie musisz martwić. Głównie dlatego, że nawet gdybym miał ponieść jakieś konsekwencje to pani Ozaki mnie obroni. A mój oddział to wyselekcjonowani ludzie, których lojalność jest nie do podważenia. Nic mi nie grozi.

Po chwili, o wiele poważniej dodał też stwierdzenie, które na zawsze wryło się w serce Dazaia.

- Mafia jest dla mnie naprawdę ważna. Z wielu powodów. Jednak gdybym miał wybierać pomiędzy nimi a Tobą, nie wahałbym się ani sekundy. Nie zamierzam znowu pozwolić Ci odejść. Nieważne, jaką wymówkę sobie wymyślisz. Tym razem utknąłeś ze mną do końca życia.

Dazai uśmiechnął się szeroko, teraz o wiele spokojniejszy. Kto by pomyślał, że zwykła wyprawa do sklepu okaże się tak pełna emocji. A dopiero przekraczali jego próg. Osamu zaczął się zastanawiać, jakie zaskoczenia czekają na nich w sklepowych alejkach. Zakładając, że utrzyma się niezwykle tempo rozwoju ich relacji, mógł zakładać, że duże.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top