P. XCIX / A CO Z NIEŁAMANIEM OBIETNIC W WASZYM DOMU?

Dazai uśmiechnął się lekko, gdy zobaczył, że Nakahara czeka już na niego na piętrze, w przestrzeni recepcyjnej Biurowca, opierając się plecami o barierkę i spoglądając przez ramię na pracujących w dole ludzi. Zadziwiające, jeszcze nie skończyli restrukturyzacji, a i tak znajdowali się ludzie do pracy. Choć gdy Chuuya dłużej się nad tym zastanowił, doszedł do wniosku, że gdyby jego dalsza kariera w tej organizacji wisiała na włosku, to też przed przesłuchaniami pracowałby z największą możliwą wydajnością. Ot, żeby tylko zrobić wszystko żeby się zabezpieczyć przed wyleceniem. Może w ich przypadkach działało to tak samo. Nakahara potrafił zrozumieć strach tych ludzi. Sam go kiedyś przecież poczuł. Może i wiedziało o tym z raptem osiem osób, ale wyleciał kiedyś przecież z Mafii, praktycznie na własnych skrzydłach. Wtedy, gdy Mori kazał mu wybierać. Rudzielec uśmiechnął się mimowolnie na to wspomnienie. Któż by pomyślał, że sprawy przybiorą taki obrót? Gdyby rok temu ktoś powiedział Chuuyi, że będzie znajdował się w tej sytuacji, w dojrzałym związku z niesamowitym człowiekiem, że będzie Zastępcą Szefa Portowej Mafii i że ogółem życie ułoży się tak, jak to zrobiło, Nakahara wyśmiałby go z absolutną pewnością.

Brunet podszedł do niego, praktycznie aż do samego końca nie wyrywając go z rozmyślań. Uśmiechnął się szerzej, gdy stanął dosłownie krok przed nim, pochylił się lekko i przekrzywiając nieco głowę, powiedział najbardziej dojrzałą rzecz w całym swoim życiu.

- Bu Chuu.

Nakahara spojrzał na niego z iście cierpiętniczą miną. Czasami zastanawiał się, skąd czerpał cierpliwość do wytrzymywania z Dazaiem, gdy ten zachowywał się jak pięciolatek. W głębi duszy jednak wiedział, że uwielbiał, gdy Osamu miał dobry humor. Tak szczerze dobry. Nie wtedy, gdy wszystko układało się po jego myśli. To zupełnie inna para kaloszy i całkowicie odrębny zestaw emocji. Nie wtedy, gdy podpisywali umowy, niszczyli narkotykowych dealerów, planowali kolejne działania. To wszystko było niesamowite, ale wiązało się z jakąś konkretną dawką stresu i odpowiedzialności. Do tego dochodził fakt, że Osamu w tych dniach na co dzień mierzył się z własnymi demonami. Z tym, czy jest potworem. Z tym, czy zasługuje na to, by móc spać spokojnie w nocy. A najgorsze w tym wszystkim było to, że wystarczyło, że rudzielec na sekundę odwracał wzrok i cała praca i czas, i emocje, które wkładał w naprawienie Dazaia, szły się dosłownie paść. Powody były najróżniejsze i Nakahara wiedział, że prawdopodobnie nigdy niektórych nie zrozumie. Może to prawda, co mówią. Może nie da się naprawić ludzi. Nie tak do końca. Może jedynym, co możemy zrobić jest kochanie ich. A to na dobrą sprawę Chuuyi wystarczało.

Prawdziwie szczęśliwy Dazai był rzadkim widokiem. Taki, gdy całkowicie odcinał się od Mafii. Od zbędnych ludzi. Taki, który otaczał się tylko wąskim gronem przyjaciół i gdy mogli robić, co im się żywnie podobało. Jak na przykład polecieć do Włoch bez żadnych przygotowań. Nakahara żałował, że nie może widzieć tej wersji Osamu częściej. Rozumiał jednak, że żyli w konkretnym świecie i nie wszystko mogło być usłane różami. Odwzajemnił uśmiech, miną dobitnie sugerując, że umawia się z debilem. Gdy jednak Dazai wyciągnął w jego kierunku rękę, rudzielec chwycił ją bez wahania, przyczyniając się tym do potwierdzenia teorii Osamu, że umawia się z ludzką wersją kota. Bo tylko kot może okazać ci uczucie, odwracając się do Ciebie dupą albo rysując Ci twarz pazurami.

- Wiemy, gdzie czeka na nas Ukai? - spytał Nakahara, gdy odsunęli się od siebie na niewielką odległość, by przejść przez kontrolne bramki na parterze.

Rudzielec oczywiście odhaczył się kartą, jak przystało na dorosłego i poważnego człowieka, ale Dazai nie mógł się powstrzymać i po prostu oparł dłonie o boki bramek i przeskoczył nad przeszkodą. Przez chwilę widać było, że strażnicy zamierzali coś powiedzieć. Zwrócić mu uwagę. Wszyscy jednak doskonale wiedzieli, kim był, a przecież szefowi nie wypada wytykać niestosownego zachowania. Zamiast tego uznali, że po prostu puszczą mu to płazem. Zdecydowanie mądrzejsza decyzja. Inna sprawa, że debilne zachowanie Dazaia rozluźniało ludzi i brunet doskonale o tym wiedział. Tak samo, jak zdawał sobie sprawę z tego, że oni wszyscy stresują się rozmowami, które miały dopiero nadejść.

- W kawiarni niedaleko. Dotrzemy w pięć minut. Sprawdziłem nam nawet trasę na mapach Google, bo ten człowiek to zawsze coś znajdzie - westchnął teatralnie Dazai, udając, jak przemęczony był przez tę prostą czynność. - Chociaż to dobrze, że on uwielbia poznawać nowe miejsca. Dzięki temu my będziemy wiedzieć, gdzie się stołować.

- Ej, ja też znam fajne miejsca - obruszył się Nakahara, przez co zarobił sobie ciężkie westchnięcie Dazaia.

- Skarbie, nie będziemy wina pić w pracy - zauważył brunet, co natychmiast znacząco uszczupliło listę rudzielca.

Dotarli na miejsce w świetnych humorach, nie hamując drobnych, nieco wrednych przytyków. Cóż, nie każdy okazuje sobie miłość w tak prosty sposób jak zauważalne gesty czy miłe słowa. Niektórzy po prostu wolą się wyzwać od idiotów. To swoją drogą też w pewnych kwestiach urocze.

Ukai siedział już na niewielkim podwyższeniu, przy stoliku dostawionym do okna. Prostokątny blat i wybitnie dużo miejsca gwarantowały, że się przypadkiem nie pozabijają, ani nie wyleją sobie nawzajem kaw, co byłoby przecież o wiele smutniejsze. Herszt zapewniał ich, że kawiarnia jest tak mało znana, zwłaszcza w tak porannych godzinach, że prawdopodobieństwo, że ktokolwiek poza nimi się w niej znajdzie było praktycznie zerowe. Dazai docenił tę informację, dostarczoną mu tuż przed tym, jak zapytał o bezpieczeństwo w ich docelowej lokalizacji.

Ukai zdawał się być absolutnie zestresowany.  Siedział i przeglądał raz po raz kartki, jakby miał wyczytać z nich coś nowego, w rezultacie tylko nieco je mieszając, co szybko naprawił dla niego Nakahara z ciężkim westchnieniem, za które został wzrocznie zganiony przez ukochanego. Przecież to nic dziwnego, może i Herszt przejrzał internet w poszukiwaniu jakichkolwiek informacji o tym, jak powinien zachowywać się menadżer zespołu i na co powinien zwrócić uwagę, ale to nie dawało mu żadnego doświadczenia w praktyce. A wszelkie próby Dazaia by mężczyznę pocieszyć, tylko bardziej go dołowały. Koniec końców Osamu niemal chciał wyściskać Shuujiego, że przyszedł, bo kończyły mu się pomysły.

- Cześć Sma... - zaczął radośnie zielonowłosy Nakahara, prezentując się w swoim typowym bojowym rynsztunku, z glanami, pokrowcem na gitarę i irokezem, od którego dziewczyna za ladą nie potrafiła oderwać wzroku i zamarł, gdy zauważył, że obok Nakahary siedzi Dazai i jeszcze ktoś mu nieznany.

Chłopaka na chwilę dosłownie zamurowało, ale zebrał się w sobie, oparł gitarę o stolik i jako pierwszy zajął miejsce po drugiej stronie stołu. Tuż za nim na obitą granatowym materiałem kanapę wsunęli się czterej jego koledzy. Wszyscy wyglądali, jak surykatki, które dopiero co wyszły z bezpiecznej strefy i rozglądają się, gdzie są. Albo jak studenci na pierwszym roku, którzy szukają sali wykładów. Shuuji natomiast nie potrafił oderwać pełnego zaskoczenia wzroku od Dazaia, jakby nie rozumiał, jakim cudem znaleźli się w tym samym miejscu w tym samym czasie. Nikt nie chciał odezwać się pierwszy, bo nie było do końca wiadomo, jak mają się do siebie zwracać. Formalnie? Jak przyjaciele? Jednak ten, który powiedział, że nie robi się interesów z rodziną, najwidoczniej miał ku temu jakieś solidne podstawy. Niezręczną ciszę, przez którą nawet kelnerka bała się podejść, przerwał dopiero Shuuji.

- W razie czego, gdybyście chcieli nas posłuchać na żywo to bębny mamy w aucie. Tak samo klawisze. Po prostu są ciężkie i w sumie to nie wiedzieliśmy, czego się spodziewać - oznajmił spokojnie.

- Niepotrzebnie - odparł od razu Ukai, przyjmując wreszcie opanowany ton. Teraz, gdy wszystko się zaczęło już nie miał innej opcji. - Mamy zarezerwowane studio na za dwie godzinki, będziecie tam mieli dostęp do wszystkiego. To na razie mocno raczkuje, ale sam pomysł z włączeniem się naszej firmy do branży muzycznej jest mocno świeży. Jeśli jednak nasza współpraca się rozwinie, wybudujemy i wyposażymy własne studio nagraniowe czy przestrzeń do Waszych ćwiczeń. Aczkolwiek rozumiem zamysł, który stał za wzięciem wszystkiego ze sobą, tak na wszelki wypadek.

- Może zacznijmy od podstawowego kwestionariusza - zaproponował Dazai, gdy ponownie zapadła cisza.

- Skoczę nam po kawę, trochę nad tym przesiedzimy - mruknął Chuuya i zebrał się by wstać, pytając wszystkich poza brunetem, czy chcą czegoś do picia.

Przez chwilę brunet zamierzał mu wytknąć, że przecież on też tam siedzi i poczuł się zignorowany, ale po chwili uświadomił sobie, że Chuuya nie spytał również Shuujiego o napój. Nie musiał. Przecież znał ich gusta. Rudzielec wrócił najszybciej, jak się tylko dało, w towarzystwie kelnerki, niosąc ich napoje. Czarną kawę bez cukru dla Dazaia, herbatę z kwiatem wiśni dla Ukaia, latte dla siebie i Shuujiego i zupełnie wymyślne kawy dla reszty zespołu, których nazwy Nakahara zapomniał, gdy tylko je zamówił.

Uwadze Dazaia, który zamiast na odpowiedziach zespołu, skupił się na postaci Nakahary, nie umknął fakt, że czarnowłosa kelnerka jest jakby nieco zbyt optymistycznie nastawiona do rudzielca. Chłopak udzielał jej spokojnie informacji, ale gdy ta wreszcie zniknęła na zapleczu, brew bruneta powędrowała do góry w wybitnie jednoznacznym wyrazie. I Osamu już nawet wiedział, jaki temat poruszy z Nakaharą wieczorem w domu. Zazdrość to straszne uczucie. Tak przynajmniej myślał Dazai. Tak mu mówiono. Jednak nie poczuł jej, gdy obserwował ukochanego. Widział, jak rudzielec mniej czy bardziej świadomie odrzuca zaloty. Do tego ufał mu i wierzył w ich relację. No i nie zamierzał go w żaden sposób ograniczać. Do tego sam najlepiej przecież wiedział, jak niesamowitym, interesującym i wyjątkowym człowiekiem był Nakahara. To oczywiste, że tego typu persony przyciągają uwagę postronnych. A dodać do tego fakt, że Chuuyi nic aparycyjnie nie brakowało, to pełen obraz kształtował się jeden. Chodzący ideał. Praktycznie marzenie. Dla Dazaia cudowna rzeczywistość. Jednak prędzej świat by się skończył, niż Osamu Dazai przepuściłby okazję do wykorzystania słów Nakahary przeciwko niemu samemu. A brunet doskonale pamiętał, jak Chuuya wytknął mu, że recepcjonistka w budynku Banku Kobe była więcej niż chętna do pomocy. Oh, jak niesamowicie ironicznie odwracają się pewne sytuacje. Na twarz bruneta wypłynął złośliwy uśmieszek, który tylko powiększył się, gdy Dazai przypomniał sobie, że to wciąż w jego posiadaniu jest odpowiedź Julii na list rudzielca.

- Nazwa Waszego zespołu to Pretty Redundant, tak? - podjął wątek Ukai, rozluźniając się nieco, gdy wsparcie Osamu przybrało nieco realniejszą postać.

W sumie przepytka nie zajęła im aż tak tragicznej ilości czasu, jak obawiali się tego mafiozi. Zespół odpowiadał na każde pytanie szczegółowo, dopowiadali jeden drugiemu, gdy któremuś coś umknęło, a atmosfera bardzo szybko stała się względnie przyjazna. Chłopcy z zespołu Shuujiego cieszyli się na możliwość rozwoju. Początkowo byli nieco sceptyczni, gdy dowiedzieli się, że studio dopiero ma powstać, jeśli podpiszą kontrakt. Wtedy też wydało się, że zielonowłosy przemilczał sporą część faktów żeby ściągnąć przyjaciół do tej kawiarni, żeby chociaż wysłuchali, jaką mają opcję. Wszystkie niejasności zostały jednak bardzo szybko wyjaśnione, a poziom profesjonalizmu, jaki wykazywali Ukai, Dazai i Chuuya, mile zaskoczył Pretty Redundant.

Dazai miał przeczucie, że z tego wyniknie coś dziwnego. Nie złego. Co to, to nie. Po prostu bacznie obserwujący go starszy Nakahara, zaczynał delikatnie mu przeszkadzać. Nie fizycznie, nie jako brat jego ukochanego. Po prostu Shuuji zdawał się martwić o Dazaia i brunet czuł się z tym wybitnie nieswojo. Nie rozumiał, jakie powody mógł mieć zielonowłosy. Przecież z Nakaharą układało im się dobrze. Rudzielec był w stosunkowo dobrym stanie i emocjonalnie, i fizycznie. Praktycznie nie było na co się żalić. Dazai powoli odhaczał wszystkie opcje, ale za głowy wszystkich członków Yakuzy, nie mógł sobie uświadomić, o co mogło chłopakowi chodzić.

Reszta zespołu wręcz wyrywała się, by zacząć grać. Opowiedzieli o swoich dotychczasowych koncertach, gdzie bywali zapraszani. Okazało się, że mają tego całkiem długą listę, głównie wydarzeń w mniejszych miasteczkach czy grę jako support supportu na koncercie, czy wręcz szybki zamiennik zespołu, który się nie pojawił. Wzięli też udział w kilku konkursach, niestety nie doszli na nich zbyt daleko, co bardzo zaskoczyło słuchających ich mężczyzn. W trakcie takiej rozmowy z jednej kawy zrobiły się dwie. Później trzy, a wreszcie siedem. Nakahara musiał przyznać, że nawet, jeśli samemu nie ćwiczył, to analizowanie walk innych go wymęczyło tak bardzo, że chłopak miał ochotę iść położyć się spać. Pozostali mieli teraz przerwę, gdy oni załatwiali sprawy z Pretty Redundant, ale później przecież będą musieli wrócić do Biurowca i kontynuować rozmowy z kandydatami. A na to Chuuya nie był w żaden sposób ani gotowy, ani na siłach. Dazaia natomiast psychicznie wymęczyła rozmowa z Kunikidą, więc pod maską przyjazności i bycia oazą spokoju też krył się zmęczony człowiek, który miał ochotę na chwilę zatrzymać świat w miejscu, byleby tylko odpocząć u boku ukochanego. Dobrze, że Ukai jakkolwiek się trzymał. Dobrze też, że wszyscy trzej przywykli do ogromnej ilości kawy, bo Nakahara nawet nie chciał myśleć, jakich palpitacji serca by dostali z Dazaiem. Pobyt w szpitalu gwarantowany. Znowu.

Wreszcie, gdy zdecydowanie zbyt duża ilość kartek została wypełniona nadzwyczaj schludnym pismem Ukaia i uznali, że czas się zbierać, a Herszt przypomniał sobie, że musi ich poprowadzić, uiścili rachunek i opuścili kawiarnię, a Ukai nie mógł powstrzymać się od obietnicy, że jeszcze tam wróci. Wszyscy szli względnie z przodu. No, prawie wszyscy. Prawie całe Pretty Redundant rozmawiało z Ukaiem i Nakaharą. Z Ukaiem, ze względu na nową współpracę. Z Chuuyą, bo po prostu chcieli nadrobić stracony czas i dowiedzieć się, co tam działo się w życiu młodszego brata ich przyjaciela i jakim cudem spotkali się w takiej sytuacji, o której żaden z nich nigdy by się nie podejrzewał. Rudzielec tylko zbył to stwierdzeniem, że różne i niezbadane są ścieżki losu i wzruszył ramionami.

Dazai przyglądał się temu, rozczulony zachowaniem ukochanego, idąc dosłownie dwa kroki za nimi. Tuż obok niego szedł Shuuji, wciąż z tą zagadkową, martwiącą Osamu miną.

- Dazai - odezwał się w końcu zielonowłosy tak cicho, by idący przed nimi ludzie go nie usłyszeli i nieco dodatkowo zwalniając kroku, by powiększyć dystans między nimi. - Jesteś z Chuu, prawda?

- No nie da się zaprzeczyć - odpowiedział brunet, zaciskając dłonie w pięści i ciesząc się, że ukryte są one w kieszeniach jego płaszcza tak, że nikt go na tym nie przyłapał. Szef Portówki powoli naprawdę zaczynał się stresować.

- Musimy porozmawiać po próbie. Zdecydowanie. Dla Twojego dobra. To nie tak, że nie kocham brata i że nie życzę mu najlepiej, ale jest coś, co powinieneś o nim wiedzieć zanim wejdziesz w ten związek całkowicie na poważnie, bo to może okazać się niebezpieczne stary. Tylko my dwoje. I Smark nie może się nigdy dowiedzieć, co było tematem tej rozmowy, przysięgałem mu, że nikomu nie wygadam - mruknął cicho Shuuji, drapiąc się w tył głowy w wyrazie zakłopotania, ale uważnie omijając irokeza.

- A co z niełamaniem obietnic w Waszym domu - prychnął nieco pogardliwie Dazai, ukrywając w ten sposób wielką gulę, która zaczęła tworzyć mu się w gardle.

- Obiecałem, że nikomu nie powiem. A Ty przecież nie jesteś dla niego "nikim" prawda? To tylko drobne obejście zasad - skomentował to Shuuji, ale Osamu doskonale widział, że zielonowłosego już zżerają wyrzuty sumienia.

- Nie wiem, co chcesz mi powiedzieć. Praktycznie nawet mnie to nie obchodzi. Ale wiedz jedno. Jeśli przez to Chuuya w jakikolwiek sposób ucierpi to będziesz miał do czynienia ze mną - skomentował to Dazai chłodno. - Tyle się nasłuchałem o tym, jak on wierzy w Wasze relacje, a Ty mi właśnie uświadamiasz, jak bardzo masz je w poważaniu. Porozmawiamy po próbie. Nie zamierzam się na zapas denerwować - oświadczył Dazai, kończąc chwilowo temat, gdy zauważył, że Shuuji już otwierał usta żeby zacząć się bronić.

Brunet uśmiechnął się szeroko i wybitnie nieszczerze, gdy zaniepokojony Chuuya odwrócił się, spostrzegł jak daleko od nich są, kazał się wszystkim zatrzymać i poczekać na nich. Dazai miał nadzieję, że ten uśmiech wyglądał na prawdziwy i że nie zaniepokoi rudzielca. Sam jednak nie potrafił powstrzymać się od pewnych myśli, o które normalnie sam by siebie nie podejrzewał. Przecież ufał ukochanemu. Wierzył, że historia, którą mu opowiedział, była prawdziwa. Jaki sekret mógł mieć Nakahara, który mógłby go zranić? Osamu cieszył się, że wcześniej słyszał grę Pretty Redundant z płyty, bo w czasie próby odpłynął tak bardzo od rzeczywistości, że nie docierały go niego nawet podstawowe dźwięki. Domniemany sekret Nakahary zaczynał coraz bardziej ciążyć mu na sercu i mącić w głowie. A wszystko przez słowa jego starszego brata.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top