P. XCIV / JESTEŚ GŁUPI I COŚ MOŻE CI SIĘ STAĆ
~ Hej Miśki! Króciutkie odautorskie. Przepraszam, za tak długi brak rozdziału! Nałożyło mi się trochę rzeczy i niektóre, ważne dla mnie, spadły na dalszy plan. Musiałam w końcu ogarnąć jak połączyć wszystko ze sobą na uczelni i w życiu. Niemniej jednak, bardzo dziękuję @Polarnica (nie wiem niestety czemu nie mogę Cię oznaczyć) i Nieracjonalna13 za zmotywowanie mnie żebym coś wrzuciła. Mam nadzieję, że rozdział Wam się spodoba i chciałam spytać, czy znalazłaby się wśród Was duszyczka, która chciałaby przeczytać moje autorskie romansidło, gdybym wrzuciła je na Wattpada, czy raczej wolicie trzymać się stricte fandomowych rzeczy? Pamiętajcie, że wszystkich Was kocham i jeszcze raz bardzo przepraszam za długą nieobecność! Ale żeby nie przedłużać. Miłego czytania Miśki! ♥ ♥ ♥ ~
Choć początkowo pojawiły się poszczególne głosy wyraźnie zaznaczające, że Dazai naprawdę wyglądał tragicznie, chłopak nieszczególnie się tym przejął. Nawet gdy Hersztowie zaczęli mu wytykać szalik i dość niewyraźny głos, a Nakahara jedynie z grzeczności, resztkami siły powstrzymywał się przed parsknięciem śmiechem, Osamu wciąż upierał się, że da radę. Nawet delikatny rumieniec udało się zrzucić na gorączkę. I choć brunet czuł się naprawdę głupio, wciskając przyjaciołom kit rodem z podstawówki, musiał przyznać, że powiedzenie im prawdy wiązałoby się z o wiele większą porcją rumieńca i na dobrą sprawę samego zażenowania. Pewne rzeczy powinny jednak pozostać między konkretnymi ludźmi. Dazai doskonale jednak wiedział, że tylko on myślał w ten sposób i był więcej, niż pewien, że prędzej czy później Nakahara zacznie czynić jakieś drobne gesty czy zaczepki, tylko po to żeby sprawdzić, jak bardzo da radę zawstydzić swojego chłopaka. Reakcja pozostałych osób znajdujących się wtedy w pomieszczeniu była dla niego kwestią tak dalekorzędną, że równie dobrze mogłaby się znajdować na samiutkim horyzoncie.
Dazai solennie przeprosił za swoje spóźnienie i niemal natychmiast wyrzucił z sali konferencyjnej całkiem sporą gromadkę ludzi, którzy mieli zająć się przygotowaniem Słuchawek Przeciwantyzdolnościowym. Osoby, które podlegały wytyczonemu do tego zespołowi irytowały czekających na rozmowę z Hersztami tłumy. Na swoje własne szczęście tudzież nie, wszyscy doskonale wiedzieli, że hierarchia stoi ponad wszystko i że narzekanie zazwyczaj źle się kończy. Gdy rozwinął się temat słuchawek, a brew Dazaia powędrowała w górę tak wysoko, że niemal zdobyła Mount Everest, nawet Izaki przyznał, że nad nazwą muszą solidnie popracować, choć fakt, że zrobił to mamrocząc cicho pod nosem, nie zadziałał tak, jak się tego chłopak spodziewał. Zamiast uniknięcia tematu, wywołał całkiem solidną burzę śmiechu. Gdy jednak wytknął reszcie, że zachowują się jak banda przedszkolaków, wszyscy nagle zamilkli, absolutnie obrażeni.
W czasie, gdy Nakahara zaczął bronić się przed oskarżeniami, że to przez niego ich dwójka się spóźniła, Dazai wycofał się z rozmowy i zaczął przygotowywać sobie teczki i, ku zaskoczeniu Kaguyi, puste kartony. Dziewczyna niemniej jednak, przekazawszy wszystkim swoją szczerą opinię, że rzucenie telefonem o ścianę i zmasakrowanie go to zły sposób na wyłączenie budzika, co sprawiło, że ich dyskusja rozgorzała dwa razy bardziej, odsunęła się od grupki i ruszyła, by pomóc Dazaiowi.
- Coś mam przeczucie, że dzisiejszy dzień nam się nie spodoba - oznajmiła, skinięciem głowy wskazując na puste opakowania, które postawili blisko stołu i kładąc w tym zdaniu nacisk tak, że Dazai zrozumiał, że dziewczyna czeka na wytłumaczenie.
- Doskonale wiesz, że nie wszyscy nadają się do życia w Mafii - skomentował to cicho Dazai, wzruszając lekko ramionami.
- Biorąc pod uwagę Twoją gadkę o domu i to, jak bardzo chcesz chronić ludzi, jesteś na to gotowy? - spytała dziewczyna spokojnie, kontynuując temat, który Osamu bardzo chciał zakończyć.
- Tak naprawdę to nie chcemy chronić ludzi. I o ile gadka o wspólnocie jest miła, o tyle jest fałszywa i doskonale to wiemy - odpowiedział jej, odkładając ostatnie papiery na stół i krzyżując ręce na piersiach. - Spójrz na nas. Nie jesteśmy tutaj dlatego, że jesteśmy wspólnotą. Jesteśmy tu, bo byliśmy na tyle silni by wywalczyć swoje miejsce i się na nim utrzymać. I dopiero wtedy stworzyliśmy wspólnotę. I jasne, Ty rzuciłabyś się na tor kuli żeby uratować Hayato czy Ozaki, tak jak Harada zrobiłby to dla Fujimoto, czy ja dla Nakahary. Ale to przychodzi z czasem. Myślisz, że zwykły członek Mafii, zwyczajny kundel, bo tak przecież o nas mówią, rzuci się żeby ochronić kogoś, z kim pracuje może ze dwa lata? Oczywiście, że nie, bo koniec końców większość ludzi dba tylko o swoje interesy.
- Jesteś dziś wybitnie sceptyczny względem ludzi i choć wiem, że częściowo masz rację, to w tym wypadku wolałabym żebyś jej nie miał. Może ja po prostu lubię wierzyć w ludzi - odparła na to dziewczyna, nawet nie skupiając się na tym, żeby patrzeć w konkretne miejsce.
- Twoja wiara w ludzkość jest na swój sposób urocza, zwłaszcza w takim środowisku, jak nasze - skomentował to Dazai i uśmiechnąwszy się lekko, poczochrał dziewczynie głosy.
- W jakim środowisku? Pełnym krwi i przemocy? Przecież wszędzie da się znaleźć dobro - zaczęła Kaguya i Osamu był niemal pewien, że zaraz zacznie cytować Dumbledore'a.
- Nie - zaprzeczył chłopak, lekko kręcąc głową. - To można przeżyć. Krew jest praktycznie nieodłącznym elementem życia. W różnych ilościach, ale jednak. Tak jak śmierć, podatki czy przemoc. Chodzi mi o środowisko, które zrzesza ludzi, którzy mają definitywne problemy ze sobą. Socjopatów, psychopatów. Typowo książkowych, schematycznych, czy też wymykających się definicji, jak by nas nie określać, ale czy na koniec dnia i tak jesteśmy zwykłymi ludźmi? Czy możemy nimi być? Patrząc po trupach w naszych szafach i fakcie, że nie przeszkadza nam to do tego stopnia, że praktycznie o tym nie pamiętamy?
- Szefie, myślę, że jesteś ostatnią osobą, która powinna to komentować - zauważyła dziewczyna dość sugestywnie. - Wszyscy tutaj doskonale pamiętają Twoje rozterki i rozwój. I stwierdzenie, że jesteś psychopatą troszkę do Ciebie nie pasuje, biorąc pod uwagę, że pod koniec dnia, mimo że mówisz, że troszczysz się o ludzi tylko dla zysku i profitów, które możesz dzięki nim zdobyć, i tak martwisz się o nich, bo jesteś dobrym człowiekiem.
- Kaguya, ale ja nigdy nie mówiłem, że wpisuję się w schemat. To byłoby zbyt nudne i zbyt proste - chłopak zawiesił się, jakby zamierzał coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie podszedł do nich Hayato z szerokim uśmiechem i trzymając coś w dłoni. W jego ruchach dało się jednak wyczytać pewne wahanie, prawdopodobnie spowodowane tym, że nie wiedział, czy nie przeszkodzi im w jakieś ważnej rozmowie, której nie powinien był usłyszeć. To była chyba jedna z ulubionych cech chłopaka, przynajmniej w mniemaniu Dazaia. Ta świadomość, że nie wszystko kręci się wokół niego i że nie musi wszystkiego wiedzieć czy rozumieć. A co z tego wynikało, chęć uszanowania cudzej prywatności.
- Dostałem powiadomienie, że Twoja poczta zalega, więc poszedłem ją odebrać. Gostek na poczcie to była tragedia, ale na szczęście Kags podrobiła mi Twoją zgodę, więc dało radę - różowowłosa spojrzała na chłopaka z dosłownym mordem w oczach i byłoby więcej niż pewne, że gdyby Hayato stał wystarczająco blisko, oberwałby dość mocno po żebrach byleby tylko uciszył się w odpowiednim momencie. Chłopak po dość jednoznacznej minie dziewczyny poznał, że zrobił błąd, ale czasu nie dało się już cofnąć. Dobrze, że Dazai nie potrafił powstrzymać uśmiechu, bo zrobiłoby się naprawdę poważnie. - Znaczy nie podrobiła, nie ona w sensie, znaczy tak w sumie to nawet chciałem dać im łapówkę, ale tak bardzo nie robili problemów, że nie musiałem - zaczął plątać się we własnych zeznaniach chłopak, dodatkowo gestykulując w wybitnie dziwny sposób, przez co Kaguya ukryła twarz w dłoniach w wyrazie zażenowania, a sam Dazai zaczął się po prostu śmiać.
- Nie używajcie tego za często, co? - poprosił tylko Osamu, kończąc temat nie-podrabiania jego podpisu i wywołując u towarzyszącej mu dwójki sporą ulgę i nieco zbyt dynamiczne skinięcia głowami.
- Tylko trochę nie ogarniam, dlaczego list z Włoch, adresowany do Chuuyi, doszedł do Twojego mieszkania - dodał Hayato z wzruszeniem ramion, a Osamu natychmiast skojarzył sytuację i ledwie powstrzymał nieco złośliwy uśmiech.
- Tak, załatwiał coś dla mnie, pewnie stąd błąd - odparł brunet, przejmując list od chłopaka i chowając go do kieszeni płaszcza.
- Jaki błąd, wszyscy wiedzą, że praktycznie razem mieszkacie - parsknęła Kaguya, a jej brak taktu został nagrodzony gromiącym spojrzeniem Hayato, jednak dziewczyna nic sobie z tego nie zrobiła. - A i Szefie, może zanim zaczniemy - zauważyła, lekko wskazując palcem jego szyję. - Może popraw trochę szalik - skończyła i z wybitnie jednoznacznym uśmiechem odciągnęła nic nie rozumiejącego Hayato od Dazaia, który przez chwilę miał tak przerażoną minę, jakby zobaczył ducha i natychmiast wziął się za poprawianie wszystkiego. Nie mógł jednak powstrzymać uśmiechu na myśl, że Julie z Domu Julii odpowiedziały na list Nakahary i zrobiły to najwidoczniej w sposób adekwatny, sądząc po grubości i ciężarze koperty.
- Możemy już zaczynać? - spytał Dazai, chrząkając cicho i zbierając całą swoją uwagę, by skupić się na jednym prostym zadaniu na raz.
Wszyscy zgodzili się, choć sam brunet nie potrafił stwierdzić, czy zrobili to chętnie czy też nie. Jasne, wszyscy chcieli posiedzieć i po prostu pogadać, pospędzać ze sobą czas i dobrze się bawić, ale wszyscy też doskonale wiedzieli, że czeka ich praca, a woleli prędzej czy później wrócić do domów. Początkowo rozmowy szły spokojnie. Zdarzyło się kilka przypadków, że ludzie odmawiali pracy z Dazaiem jako Szefem. W pewnym momencie Kaguya, Endoki i Harada założyli się o najczęstsze powody odejścia, a Ozaki i Poughi o jego kulturę. Na razie prym wiodły w statystykach kobiety, które zadziwiająco, ale obstawiły gorsze rozwoje sytuacji. Tak więc Kaguya, która postawiła na "niezdolność pracy pod Zdrajcą" wygrywała z Endokim "niezdolność pracy pod tak młodą osobą" i Haradą "niezdolnością do pracy pod osobą z tak krwawą przeszłością" w stosunku piętnastu do dwóch do sześciu. Dazai tylko przewracał oczami za każdym razem, gdy różowowłosa wytykała kolegom język, gdy zdobywała kolejne punkty, a Nakahara nie potrafił przestać się martwić. Wiedział, jak każdy kolejny odchodzący człowiek wpływa na samoocenę i psychikę Dazaia i chciał go wesprzeć, ale nie mógł nic chwilowo zrobić i to zaczynało powoli wyżerać go od środka. Ozaki obstawiła natomiast, że ludzie odchodzący będą wyzywać Dazaia, Cuppolę i w sumie to cały wszechświat, zachowując się przy tym jak pięciolatkowie, którym odebrano zabawki, czyli krzycząc, grożąc i obiecując zniszczenie Mafii, a także wychodząc z trzaskiem drzwi. Herszt wygrywała z Poughim, który postawił jednak na nieco większą dojrzałość emocjonalną i kulturę.
Zmiana nastąpiła dopiero wtedy, gdy do pomieszczenia wszedł kolejny człowiek, którego większość nie pamiętała nawet z imienia, ale atmosfera zdawała się nagle gęstnieć po jego wejściu. To Dazai informował kandydata o pytaniach i je zadawał, więc gdy się zawiesił i tylko smutno patrzył na człowieka, który stał przed nim, nikt nie rozumiał, co miało się zadziać. Nikt, poza Kaguyą, która zrozumiała właśnie w tamtym momencie, sens ich wcześniejszej rozmowy. Wcześniej sądziła, że Dazai tylko obstawia, że tak wielu ludzi się wykruszy, a nie, że tak szybko sam kogoś z Mafii wyrzuci. Nakahara przywykł do tego, że czasami nie nadąża i przez wiele lat ich współpracy wyrobił sobie nawyk siedzenia cicho, nawet gdy miał ochotę coś powiedzieć, czy się wtrącić. Zrozumiał, że mógłby w ten sposób narazić plany Osamu i tylko mu przeszkodzić, więc gdy sytuacja była niepewna, a on nie miał szans na zdobycie większej ilości informacji, tylko mentalnie starał się jak najbardziej wspierać ukochanego. Harada nie miał jednak jego wyczucia.
- Musimy zadać Ci kilka podstawowych pytań, na podstawie których... - zaczął mężczyzna z lekkim podirytowaniem.
- Przestań - wtrącił się Dazai cicho, acz spokojnie, na tyle emanującym powagą głosem, że tym razem nawet do Harady dotarło.
- Nie rozumiem - zaczął mamrotać Herszt pod nosem, ale mimo założenia rąk i ogólnego zdziwienia, starał się już nie przeszkadzać.
- Nazywasz się Tanaka Sai, prawda? - zaczął Dazai, po raz pierwszy od początku przesłuchań otwierając czyjąkolwiek teczkę. - Nie służyłeś pod żadnym Hersztem, zostałeś przyjęty do Mafii w okresie ostatnich dwóch lat, nie przeszedłeś testów strzelniczych i psychologicznych, nie posiadasz żadnych Zdolności. Czy to wszystko się zgadza? - spytał brunet, nie odrywając wzroku od kartek, jakby chciał jeszcze raz na szybko przeanalizować wszystko, jakby to mogło zmienić jego zdanie.
Wszyscy patrzyli na niego zaskoczeni, mniej lub bardziej starając się to ukryć. Atmosfera gęstniała z każdą sekundą i rozumiał to nawet chłopak, który stał przed nim, a który zaczynał już nerwowo ściskać palce. Potwierdził jednak prawdziwość powyższych informacji.
- Jestem zmuszony wycofać Twoje przyjęcie do tej instytucji - oznajmił Osamu spokojnie, odkładając na stół teczkę, którą trzymał w ręku. - Nie nazwałbym tego "wyrzuceniem", biorąc pod uwagę fakt, że nigdy nie przeszedłeś pełnej procedury akceptacyjnej. Twoja obecność tutaj to błąd. Nijak nie nadajesz się do tej instytucji i gdyby Portowa Mafia nie przechodziła ostatnimi czasy przez pewne, nazwijmy to, kłopoty, nigdy nie zostałbyś nawet przyjęty na pierwszym miejscu...
- Nie możesz mnie wyrzucić - krzyknął tamten, absolutnie przerażony przerywając Szefowi w pół zdania. - Odnalazłem się tutaj! Tu jest całe moje życie! Nie możesz mi tego zabrać! Nie przeżyję sam. Podpadłem tylu ludziom, Szef Mori mnie uratował. Żyję tylko dlatego, że ludzie myślą, że jestem tu kimś ważnym.
- Niemniej jednak, zdaję sobie sprawę z tego, że po odejściu z organizacji, która jest tak czasochłonna, jak nasza, mogą zaistnieć problemy, zostaniesz włączony do programu "spadochroniarzy" - kontynuował Dazai, powierzchownie nijak nie przejmując się wybuchem chłopaka, ale wewnętrznie irytując się, że śmiał on mu przerwać. - Otrzymasz pięćdziesiąt tysięcy jenów na odchodne żeby ustabilizować swoje życie. Dostaniesz tydzień, w czasie którego możesz jeszcze mieszkać na terenie Biurowca jeśli nie posiadasz własnego mieszkania, jednak radziłbym możliwie najbardziej skrócić ten czas. Do tego, jeśli w ciągu tego tygodnia nie dasz rady samemu załatwić sobie pracy, zostaniesz zatrudniony w miejscu z listu polecającego na stanowisku i w firmie, którą odpowiednio wyznaczona osoba uzna za adekwatne do Twojego wykształcenia i umiejętności. Czy wszystko jest dla Ciebie jasne?
- Czy do Ciebie nie dociera, że zginę jeśli mnie wyrzucisz? - wrzasnął tamten, zaczynając zupełnie panikować, omijać wszelkie granice kultury czy hierarchii, a Dazai tylko kątem oka zauważył, jak Nakahara aktywuje swoją Zdolność i niemal niezauważalnie pokręcił przecząco głową.
Stojący przed nimi chłopak zaczął się wydzierać i choć Osamu początkowo zamierzał pozwolić mu na wyładowanie negatywnych emocji i frustracji, teraz zaczynało go to już zbyt mocno irytować. Pewne rzeczy trzeba po prostu przyjąć na klatę.
- Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że podpadłeś wielu ludziom. Masz to wszystko wypisane w raporcie na swój temat - Dazai mówił cicho i spokojnie, tak, że początkowo nie dało się go usłyszeć przez krzyki, a jednak siła jego głosu sprawiła, że jego rozmówca w końcu się zamknął. - Nie mogę Ci jednak nijak pomóc w tym momencie. Twoją winą jest, że popadłeś w konflikty z narkotykowymi bossami, bo uznałeś, że jesteś taki ważny. Już o kredycie nie wspominając. Nie dość, że jesteś członkiem poniżej poziomu, który chciałbym żeby ta organizacja dzierżyła, to jeszcze jesteś głośny i robisz za dużo szumu, który zwraca uwagę na poczynania Mafii, co też mi się nie podoba. Abstrahując od Twojego braku kultury, zahamowań czy szacunku do hierarchii i przełożonych, bo tego nie ma u Ciebie za grosz. Nie mogę trzymać kogoś, kto nie przyczynia się do rozwoju tej placówki, a jeszcze dodatkowo będzie kreować jej zły wizerunek.
- I nijak Cię nie obchodzi, że zniszczysz mi tym samym życie? - spytał tamten całkowicie rozgoryczony.
Przez chwilę w sali zapanowała cisza. Wszyscy doskonale wiedzieli, że gdyby to któreś z nich zadało to pytanie, Dazai niemal natychmiast wycofałby się ze swojego planu czy pomysłu. Ten chłopak to jednak była zupełnie inna sytuacja, a jednak gdy Osamu zaczął się chłodno i nieprzyjemnie śmiać, po plecach wszystkich, niczym jak na musztrze, przebiegły ciarki.
- Dziecko, nie ja zniszczyłem Twoje życie. Sam to sobie zafundowałeś i tylko siebie możesz winić - oznajmił Dazai, przesuwając pudło w stronę rozmówcy. - Zdaj broń, dokumenty i wejściówkę.
- Nijak Cię nie obchodzi, że zniszczysz mi tym samym życie? - powtórzył własne pytanie chłopak, do którego zupełnie nie dotarła odpowiedź Szefa.
- Ani trochę - odparł Dazai chłodno, uznając, że nie ma ochoty tłumaczyć idiocie rzeczy równie prostej jak to, że dwa plus dwa nie równa się pięciu.
Jego słowa do końca przełamały coś w chłopaku, dla którego wyobrażenie sobie życia, w którym musiałby realnie pracować, polegać na samym sobie i własnych umiejętnościach i bez ochronnego parasola Portowej Mafii, było czymś więcej niż niemożliwym. A ludzie, w których coś pęka, zazwyczaj stają się wybitnie nieprzewidywalni i niebezpieczni. Dlatego też Tanaka wyciągnął broń drżącą ręką i wycelował prosto w Dazaia. Wszyscy, jak jeden mąż, zerwali się z siedzeń i wycelowali pistolety w kandydata, a jedynie brunet, który wciąż siedział na stole i ani drgnąwszy, jedynie uśmiechnął się nieprzyjemnie.
- Wszyscy mają się odsunąć - zarządził, a Hersztowie spojrzeli na niego zaskoczeni, dosłownie na sekundę odrywając wzrok od napastnika. - Już. Nie podważajcie moich decyzji. Broń do kabur i minimum dwa metry odstępu ode mnie - Hersztowie z zaufaniem, ale też lekkim strachem schowali niezabezpieczone bronie do kabur, ot na wszelki wypadek, ale również odsunęli się zgodnie z rozkazem. Wszyscy poza Nakaharą, który wciąż sterczał u boku Osamu. - Kochanie, Ty też.
- Nie ma mowy. Zostaję z Tobą do końca. Jesteś głupi i coś może Ci się stać - odparł Nakahara, stojąc w pełnej gotowości.
- Dam sobie radę. Ufasz mi? - spytał spokojnie i dopiero to przekonało rudzielca. Chuuya na sekundę położył dłoń na jego ramieniu i delikatnie je ścisnął w geście wsparcia, ale również się odsunął. Tanaka zupełnie nie rozumiał, co się przed nim działo.
- Cofnij tę decyzję - zażądał, gdy tylko w sali zapanowała cisza. - Natychmiast. I udawaj, że nigdy jej nie było.
- Albo co? - spytał Dazai, przekrzywiając lekko głowę w wyrazie minimalnego zainteresowania i poprawiając się tak, by wygodniej siedziało mu się po turecku ze splecionymi dłońmi. W jego głosie pobrzmiewała drastyczna nuta, a jego oczy były tak ciemne ze wściekłości, że aż niemal magnetyczne. Wyglądał jak drapieżnik, który bawił się ze swoim przyszłym śniadaniem.
- Czy to nie oczywiste? - spytał chłopak, na chwilę zapominając, co się dookoła dzieje. - Zastrzelę Cię. Tu i teraz. I wtedy zostanę w Mafii.
- Nawet jeśli mnie zastrzelisz to i tak wylecisz - uświadomił go Dazai chłodno. - A nie zastrzelisz.
- Skąd ta pewność? Oczywiście, że zastrzelę. Dla własnego dobra, bez najmniejszego wahania - wydarł się Tanaka.
- Brakuje Ci tak wiele. Opanowania, celności, umiejętności - Osamu zaczął wyliczać na palcach, coraz bardziej niepokojąc swoim zachowaniem Nakaharę. - Ale przede wszystkim jaj. Nie dasz rady zabić człowieka.
Nim Dazai zdążył zebrać się w sobie by powiedzieć kolejne zdanie, rozległ się huk wystrzału, który odbił się echem po niewielkim pomieszczeniu. Kula utkwiła głęboko w ścianie, ponad metr od ciała Osamu.
- Żałosne - skomentował to brunet, zeskakując ze stołu i wyrywając trzęsącemu się ze stresu i przerażenia Tanace pistolet z dłoni. - Z takiej odległości trafiłoby dziecko, które trzymałoby pierwszy raz w życiu broń w rękach. Właśnie dlatego nie nadajesz się do Mafii. Właśnie dlatego, potrzebne są testy strzelnicze przeprowadzane na odpowiednim poziomie. A teraz wypierdalaj. I pamiętaj o tym, jak Twoja lekkomyślność pozbawiła Cię pomocy Mafii w nowym początku w życiu. Bo po tym, jak chciałeś mnie zabić, nie dostaniesz od tej organizacji nic, poza kulką w głowę oczywiście, jeśli pojawisz się w jej pobliżu jeszcze raz. Hayato, zawołaj ochroniarzy, wolałbym żeby ktoś go stąd wyprowadził i dopilnował zdania wszystkich związanych z Portową Mafią rzeczy.
Gdy sytuacja została opanowana, Tanaka wyprowadzony, a jednostka odpowiedzialna za stworzenie Słuchawek PrzeciwAntyZdolnościowych niemal wypchnięta za drzwi do pracy, Dazai westchnął ciężko.
- Czy następnym razem możemy zacząć od rozbrojenia ich? Naprawdę nie chcę przypadkiem zostać zastrzelonym. Nakahara by mnie zabił, gdybym umarł - pożalił się Dazai głosem zmęczonego siedmiolatka.
- Oj bardzo boleśnie bym Cię zabił - potwierdził to Nakahara, nim wszyscy wybuchnęli śmiechem, a wizja pogadanki na temat odpowiedzialności i ważności życia została przesunięta na późniejszą godzinę.
-
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top