P. XCIII / DZIWNIE BRZMISZ SZEFIE
Nakahara odpadł po pewnym czasie, co w sumie było do przewidzenia, choć Dazai i tak podziwiał go, że chłopak wytrwał tak długo. I bardzo to doceniał. Więc zamiast po prostu siedzieć i bezmyślnie gapić się w zmieniające się na telewizorze obrazy, położył się wygodnie na kanapie. Rudzielec początkowo zaprotestował cichym jękiem, gdy poduszka uciekła mu spod głowy, ale długo nie narzekał, gdy po chwili Osamu delikatnie przyciągnął go do siebie. Chuuya wygodnie ułożył się, z głową na klatce piersiowej Dazaia, nogami splecionymi z dazaiowymi i zarzucając ręką by się przytulić, choć w sposób wybitnie pozbawiony celu i w ostateczności przypadkowo uderzając bruneta w twarz. Dazai jednak tylko uśmiechnął się lekko i objął ramionami najważniejszą dla niego osobę, zastanawiając się, jak ktoś, kto mimo czasem stawania w dziwnych pozycjach i robienia niebezpiecznych czy nieodpowiedzialnych rzeczy, zazwyczaj zachowuje ogromną grację, może być tak nieporadny w łóżku. Zwłaszcza gdy jest rozespany. Niemniej jednak w mniemaniu Dazaia dodawało to jedynie chłopakowi uroku. Tym bardziej, że przecież był jedną z nielicznych osób, które widziały go w takim stanie.
Osamu czule, acz delikatnie pocałował rudzielca w czoło, życząc mu kolorowych snów i zupełnie przypadkiem zauważając, że Bubel odważył się wskoczyć na kanapę i umościć na poduszce tuż nad ich głowami. Biorąc pod uwagę skandalicznie niebezpieczne ataki rozbudzonego Nakahary, kocur wykazywał się albo wybitnym poziomem głupoty, albo zaufania. Dazai jednak wybitnie szybko stracił zainteresowanie zwierzakiem, gdy usłyszał, jak Chuuya zaczyna coś mamrotać pod nosem. Niezbyt zrozumiale w ogóle, ale dawało się rozróżnić pojedyncze słowa. I Osamu sam potrafił dopowiedzieć sobie resztę. Rudzielec zawsze mamrotał, gdy się czymś stresował. Fakt, że zdarzało mu się to również przez sen był wybitnie uroczy i na swoje szczęście Dazai, nie chcąc na stałe wylądować na kanapie, nie wspominał o tym odkryciu Chuuyi.
Chęć sprawienia przyjemności Nakaharze i obudzenia go przy akompaniamencie kawy była ogromna, ale Dazai pamiętał, co chłopak powiedział mu ostatnio. Że woli budzić się przy nim, nawet jeśli oznaczać to będzie wcześniejsze pobudki. Tak więc gdy oba ich telefony rozdzwoniły się bijąc na alarm, że jeśli nie zwleką swoich tyłków z łóżek to najzwyczajniej w świecie się spóźnią, a ręka Chuuyi mimowolnie sięgnęła po urządzenia i rzuciła nimi przez praktycznie całe pomieszczenie, ich pobudka była nieunikniona. Głównie dlatego, że Bubel wystraszył się nagłego hałasu, który spowodowały telefony w zderzeniu ze ścianą i podskoczył, przebiegając przez twarz Dazaia i uciekając w sobie jedynie znane miejsce. Osamu poczuł coś piekącego na twarzy, więc przejechał po niej dłonią i gdy ją oderwał, zobaczył niewielką ilość krwi. Chłopak pokręcił z niedowierzaniem głową i westchnął ciężko.
- Nawet kurwa kot nie lubi mojej twarzy - oznajmił ciężko, acz szeptem, myśląc, że Nakahara jeszcze śpi.
- Ja lubię Twoją... - zaczął Chuuya, przecierając oczy i poprawiając swoją pozycję tak, by położyć się z podbródkiem na środku klatki piersiowej Dazaia. - O kurwa - mruknął zaskoczony, z owego zaskoczenia aż odsuwając się kawałek od ukochanego i przypadkowo spadając z kanapy. - O kurwa - dodał, tym razem spokojniejszym i bardziej sugerującym obolałą dupę niż zaskoczenie tonem.
Raban, jaki wywołali, mógłby obudzić umarłych. Dazai przekręcił się na brzuch i przesunął w stronę krawędzi, spoglądając z góry na leżącego na panelach rudzielca, by po chwili czule pocałować go w usta na dzień dobry, wciąż jednak pozostając większością ciała na kanapie.
- Nie jest to zbyt przyjemny poranek, co? - mruknął Osamu z nieco krzywym uśmieszkiem.
- Jest przyjemny, bo każdy dzień zaczynany z Tobą jest przyjemny - skontrował to Chuuya, siadając i lekko wzruszając ramionami. - Aczkolwiek potrafię sobie przypomnieć i wyobrazić przyjemniejsze. Na szczęście to tylko kwestia niewyspania, więc porządny zastrzyk kofeiny i będziemy jak nowo narodzeni. No i Ty potrzebujesz plastrów - dodał Nakahara, patrząc na ukochanego z bezgranicznym rozczuleniem i miłością, przy okazji delikatnie trzymając dłoń na jego policzku i lekko przesuwając kciukiem tuż pod nowo nabytymi ranami. - Ale rzeczywiście coś musi być nie tak z Twoją twarzą. Zupełnie nie wiem, czemu mnie ona nie przeszkadza - oznajmił nieco sarkastycznie, za co zarobił od Dazaia poduszką prosto w twarz.
- Nie pokażę się w pracy, jako Szef tak poważnej organizacji z plastrami Hello Kitty, a znając Ciebie nie kupiłeś żadnych normalnych - zaznaczył Osamu, siadając na kanapie i przeciągając się.
Chuuya już zamierzał mu powiedzieć, że tak naprawdę to miał normalne plastry już nawet wcześniej, ale całkowicie zapomniał języka w gębie, gdy zauważył niewielki kawałek szczupłego, acz niezbyt umięśnionego brzucha Dazaia, który wychylił się spod koszulki, gdy ten zaczął się przeciągać niczym kocur. Niby drobnostka, ale oczarowała rudzielca na tyle, że ten wstał z podłogi i otrzepawszy sobie nieco tyłek, zbliżył się do kanapy. Wszedł na nią, jakby to nie było nic niezwykłego, a Dazai tylko spoglądał na niego zaskoczonym wzrokiem z tym lekkim uśmieszkiem, który sugerował, że spodziewa się po zaspanym Nakaharze dosłownie wszystkiego. No, prawie wszystkiego. Nie spodziewał się na przykład tego, że rudzielec mocno popchnie go z powrotem na kanapę i nie odrywając oczu od jego ust, usiądzie na nim okrakiem, delikatnie podciągając wyżej jego koszulkę. Dazai dopasowywał się do wszystkiego, co robił Chuuya, więc gdy chłopak przyciągnął go do siebie, by usiadł, wciąż z Nakaharą siedzącym na nim i zdjął koszulkę do końca, po prostu to zrobił, cały czas obserwując ukochanego.
- Jesteś zbyt idealny, wiesz? - retorycznie spytał Nakahara, patrząc brunetowi prosto w oczy, co w niezrozumiały sposób dziwnie go speszyło tak bardzo, że chciał odwrócić głowę i wbić spojrzenie w wybitnie interesującą go kanapę. Chuuya jednak, zupełnie się nie zrażając, delikatnie acz stanowczo chwycił leżącego pod nim chłopaka za podbródek i zmusił do spojrzenia na niego.
- Chuuya... - zaprotestował cicho Dazai, chcąc jak zwykle uświadomić rudzielcowi, jak daleko mu do ideału.
Wszakże sporą część jego ciała pokrywał tatuaż, który przypominał mu o życiach, które odebrał. A na pozostałej widniała masa blizn. Starszych, zaleczonych i niemal niewidocznych czy źle zszytych i widocznych aż po ostatnie dni chłopaka. Pamiątki z bójek ze starszym bratem, pamiątki po woźnym w sierocińcu, ale też po innych dzieciakach i opiekunach. Pamiątki po rodzicach. Gdyby się przyjrzeć nawet wypalone ślady po zgaszonych na ciele papierosach. Do tego dochodziły nowe, z których część Nakahara kojarzył. Głównie rany postrzałowe i po torturach. Delikatnie przejechał palcami po jednej z większych, długich acz cienkich i wypukłych blizn. Rana po pchnięciu nożem, której nie zapomni nigdy. Chłodne palce Chuuyi na rozgrzanym ciele Dazaia nie były jednak nieprzyjemne. Co prawda były nieco krępujące i wywołujące lekki rumieniec, ale z pewnością nie były nieprzyjemne.
- Cicho bądź - mruknął chłopak, skupiając wzrok na bliźnie, a coś w jego głosie naprawdę dało radę uciszyć bruneta, który tylko przełknął cicho ślinę.
Rudzielec delikatnie chwycił Dazaia za oba boki, powodując tym samym u niego lekkie ciarki i pochylił się by złożyć pierwszy pocałunek na właśnie tej bliźnie, znajdującej się na lewym boku Dazaia, tuż nad granicą spodni. Później Nakahara zaczął iść w górę, co rusz składając delikatne pocałunki to lekko szarpiąc zębami skórę chłopaka, zostawiając po sobie solidny, czerwony ślad idący przez całą długość torsu chłopaka. Gdy delikatnie przekręcił głowę Dazaia, który chwilowo był w stanie zgodzić się naprawdę na wszystko, by mieć lepszy dostęp do jego szyi, zaczął delikatnie zahaczać kciukiem o usta bruneta, jednocześnie prezentując mu kilka solidnej wielkości malinek na szyi. Gdy wreszcie oparł dłonie nad barkami Osamu i spojrzał mu prosto w oczy, poczuł się jakby był niewielkim kawałeczkiem metalu, który był przyciągany przez ogromny magnes. Spojrzenie Dazaia było po prostu wciągające, magnetyczne i pozbawione dna. Tak samo zresztą, jak jego zarumieniona twarz i lekko przygryziona dolna warga. I te niesamowicie błyszczące oczy.
- Nie możesz być tylko idealny - oznajmił cicho Chuuya. - Musisz być moim idealnym...
Nakaharze nie dane było skończyć zdania. Dazai, który cierpliwie znosił wszystkie gierki chłopaka, po prostu pociągnął go w dół za koszulkę, zupełnie nie siląc się na delikatność i wytrącając przez to rudzielca z równowagi. Wplótł palce w jego włosy, które rozsypały się wokół nich obu kaskadą i przyciągnął do pocałunku, który był gwałtowny i pełen emocji. Pocałunku, w którym Osamu chciał wyrazić jak bardzo zirytowały go powolne gierki Nakahary, gdy ten po prostu powinien przejść do rzeczy. I Dazai mógłby przysiąc, że poczuł pełen zadowolenia uśmiech Chuuyi na ustach, który przerodził się w cichy pomruk, gdy Dazai zjechał z dłońmi nieco niżej, najpierw po bokach chłopaka, by ostatecznie jego dłonie znalazły swoje miejsce na jego tyłku.
Nie skończyło się na jednym pocałunku. I żaden z kolejnych nie przestawał być tak zażarty, w którym obaj walczyli o dominację, odrywając się od siebie jedynie na krótkie chwile, by zaczerpnąć powietrza i z odległości raptem kilku centymetrów spojrzeć na swoje zarumienione twarze i niemal ciemne od pożądania oczy. I gdy Nakaharze zdarzyło się przypadkiem jęknąć czy wydać bliżej nieokreślony dźwięk, Dazai musiał przyznać, że była to muzyka dla jego uszu. Tak samo, jak za każdym razem, gdy oderwali się od siebie, słyszał ciężki oddech Chuuyi, który nie potrafił normalnie złapać oddechu. I w tym momencie rudzielec zyskał pewność, że pocałunki Dazaia nigdy nie zdołają mu się znudzić.
- A mówiłeś, że ten poranek jest niezbyt przyjemny - oświadczył między kolejnymi pocałunkami Chuuya, choć głos ewidentnie miał zachrypnięty.
- Oj zamknij się - mruknął mu tylko w odpowiedzi brunet.
Gdy po dłuższym czasie i wielu stwierdzeniach, że mogą przywyknąć do takich poranków, wreszcie zebrali się w sobie, by spróbować wrócić do rzeczywistości, na obu ich telefonach widniały dosłownie miliony nieodebranych połączeń. Zagalopowali się i zupełnie zatracając się w swoim małym prywatnym świecie, zapomnieli o upływającym czasie. Po krótkim, acz lodowatym prysznicu, który nijak nie zdołał ostudzić zapału i niejako rozczarowania Dazaia, że zmuszeni byli przerwać, chłopak wreszcie odchrząknął parę razy i podniósł telefon. Był w tak fantastycznym nastroju, że nawet nie miał rudzielcowi za złe, że w walce ściana kontra telefon wygrała ściana, a telefon skończył z rozbitym wyświetlaczem. Wybrał natychmiast numer do Kaguyi, która odebrała już po pierwszym sygnale, zaskakując tym bruneta, który chwilowo kierował się w stronę kuchni.
- Szefie? Szef żyje! Martwiliśmy się! Zebranie zaczęło się dwie godziny temu, a nie pojawiłeś się ani Ty, ani Nakahara! Baliśmy się, że ktoś Was porwał czy bogowie, dobrze, że nic Wam nie jest - zaczęła swój monolog Kaguya, nieco roztrzęsionym i zmartwionym głosem, przez który prześwitywała ulga.
- Nie, nic się nie stało - odparł Dazai, wciąż lekko chrypiąc z powodu niedawno zaistniałej sytuacji. - Chuuya przez przypadek zmasakrował nasze telefony i budzik nie zadziałał - oznajmił.
Nakahara spojrzał na niego, jak na skończonego idiotę, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy ten, przechodząc obok niego, by zrobić im jakieś szybkie śniadanie, klepnął go w tyłek. O wykładzie za malinki i ich widoczność, Chuuya miał dowiedzieć się dopiero za chwilę. I Dazai patrząc w lustro po wzięciu prysznica utwierdził się w przekonaniu, że nie będzie to krótki wykład.
- Dziwnie brzmisz Szefie - oznajmiła nieco podejrzliwie, ale wciąż zmartwiona Kaguya.
- Chyba trochę się rozchorowałem. Nie wiem, coś mnie bierze. Jakaś jesienna grypa, czy coś - zaczął bronić się Dazai, próbując zachować spokój i nie sprzedać kuksańca Chuuyi, który niemal płakał ze śmiechu, słuchając tego.
- Może sobie jednak dzisiaj odpuśćmy? Może się wykuruj do końca? - spytała wciąż zmartwiona dziewczyna.
Dazai naprawdę rozważał zgodzenie się na taki układ. Pal diabli ich plany, miałby cały dzień, który mógłby spędzić z Nakaharą na o wiele przyjemniejszych rzeczach, niż przesłuchiwanie kandydatów. Przede wszystkim mogliby kontynuować to, co rudzielec zaczął rano. Chłopak jednak widząc jego wahanie wyrwał mu z ręki telefon i uśmiechnął się nieco złośliwie.
- Będziemy za jakieś dwie godziny. Przeproś od nas wszystkich wstępnie - oznajmił rudzielec i rozłączył się, nie czekając na odpowiedź i obserwując pełen zawodu wzrok Dazaia.
Nakahara zostawił wszystko, co robił i przyciągnął bruneta do siebie z zadziornym uśmiechem, by stanąć na palcach i złożyć na ustach Dazaia krótki pocałunek.
- Co za dużo to niezdrowo - oznajmił cicho Chuuya. - Nie możesz dostać wszystkiego na raz, to byłoby zbyt nudne - dodał, robiąc wybitnie niewinną minkę.
- Sadysta - mruknął Osamu ciężko, ale nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy patrzył na tak szczęśliwego Nakaharę.
- Ale Twój sadysta - poprawił go rudzielec z pstryczkiem w nos.
I żadne z nich nie martwiło się stanem ich serca po wypiciu najbardziej skoncentrowanej dawki kofeiny, jaką tylko się dało, ot na wszelki wypadek. Ugotowana cola z kawą i kilkoma innymi domieszkami nie dała jednak rady przyspieszyć bicia ich serc bardziej, niż sami to sobie zafundowali raptem godzinę wcześniej. I najwidoczniej Kaguya opowiedziała wszystkim o prawdopodobnej chorobie Dazaia, bo nikt nie zdziwił się, że gdy wreszcie pojawił się w towarzystwie Nakahary w sali konferencyjnej, miał całą szyję owiniętą szczelnie szalikiem.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top