P.XCI / BO TOBIE SIĘ PODOBA
Króciutka odautorska: miałam wrzucić rozdział wczoraj, ale okazało się, że odzwyczaiłam się od zajęć przygotowujących do matury i że jednak są one męczące, więc jak wróciłam do domu to padłam, jak trup xD W ogóle, zbliżamy się do setnego rozdziału, co jest dla mnie po prostu nie do pomyślenia, bo w pierwotnej wersji tego fanfiction, miało się ono skończyć na 26 rozdziale. Troszkę żem się przeliczyła xD Jak tam, jakieś szczególne oczekiwania, co do najbliższych wydarzeń z okazji 100 rozdziału macie? :D Miłego czytania Miśki ~
W Chevrolecie Nakahary panowała tej nocy wyjątkowa cisza. Nawet radio nie zostało włączone. Rudzielec, wystukując tylko sobie znany rytm, udawał, że w pełni skupiał się na drodze, a cisza jest wynikiem jedynie zmęczenia i braku siły po calutkim dniu na nogach, a nie kwestią negatywnych emocji. Chuuya musiał jednak przyznać, że był niesamowicie dumny z Dazaia mimo wszystko. A może zwłaszcza przez to wszystko. Biorąc pod uwagę, co mężczyzna przeszedł, co spowodował i jak bardzo przez to cierpiał, trzymał się naprawdę dobrze. No bo, bądźmy szczerzy, z przeszłością taką, jak miał Dazai, nie dało się wyrosnąć na normalnego, względnie funkcjonującego człowieka, a jednak jakimś cudem brunetowi się przecież udało. I tak, żył z ogromnymi wyrzutami sumienia, czasami w środku nocy wstawał i wychodził z łóżka żeby zapalić na balkonie, bo cierpiał na lekką bezsenność, ale w ciągu dnia? Praktycznie niczego nie było po nim widać. No chyba, że patrzyło się na drobne szczegóły, niemal niezauważalne, jeśli się o nich nie wiedziało. A Nakahara był jedyną osobą na świecie, która znała je wszystkie na pamięć.
Chuuya przeczuwał, że dzisiejsza noc też będzie bezsenna. Zdawał sobie jednak również sprawę, że nie ma najmniejszego pojęcia, co ma zrobić. Sam był człowiekiem, którego nie dało się naprawić czy uratować. Jak miał próbować ratować kogoś, kim sam praktycznie był? Z jednej strony mógł po prostu wstać razem z Dazaiem i towrzyszyć mu w jego bezsenności, co jego kosztowałoby absolutne zmęczenie następnego dnia. To jednak nie stanowiłoby największego problemu, którego koniec końców nie załatwiłaby przecież kawa, prawda? Nakahara po prostu zdawał sobie sprawę z tego, że Dazai będzie miał wyrzuty sumienia, że Chuuya nie śpi przez niego i choć była to drobnostka, rudzielec nie chciał dokładać nawet jej do i tak ogromnej góry zmartwień bruneta. Z drugiej strony leżenie samotnie w łóżku i martwienie się o ukochanego też nie brzmiało jak dobry plan, a co gorsza, implikowało ignorancję i brak wsparcia.
Nakahara wpadł na idealny pomysł i trzymając kierownicę jedną ręką, zaznaczając, by Dazai w razie czego zmieniał biegi, kiedy mu powie, wyjął telefon i wybrał numer do pizzeri.
- Cztery duże pizze poproszę - oznajmił po przywitaniu się. - Z dowozem. Jedna hawajska, jedna cappriciosa, a później połówkami. Cztery sery, wiejska, wegetariańska i owoce morza. Na grubym cieście, dzięki.
Dazai o nic nie pytał tylko obserwował go spod lekko uniesionych w wyrazie zaskoczenia brwi. Przecież niczego nie planowali na dzisiejszy wieczór. Jego zdziwienie tym bardziej urosło, gdy zatrzymali się przed sklepem całodobowym. Chuuya cicho nucąc jedną z piosenek nagranych przez Pretty Redundant wysiadł z auta. Nim jednak zatrzasnął drzwi, pochylił się i uśmiechnął jak najpromienniej się tylko dało do Dazaia.
- Nie idziesz? - spytał ciepło, patrząc mu prosto w oczy.
Dazai stosunkowo niepewnie odwzajemnił uśmiech, w końcu nie wiedział, co siedziało rudzielcowi w głowie i skąd takie nagłe zachcianki. Wysiadł jednak grzecznie z auta i okrążając je, delikatnie złapał rudzielca za rękę.
- Co Ty planujesz Chuu? - spytał, gdy przekraczali próg sklepu, powodując wyraźną irytację u jedynej pracowniczki znajdującej się w pomieszczeniu i siedzącej przy kasie.
- Pomyślałem, że dawno żeśmy niczego razem nie oglądali - oświadczył chłopak, jakby to była najbardziej oczywista rzecz świata i wcisnął Dazaiowi koszyk na kółkach w wolną rękę. - I chciałem to nadrobić. Może moglibyśmy ruszyć dalej z Grą o Tron? A może masz jakiś ulubiony film, który chciałbyś obejrzeć.
Dazai uśmiechnął się szeroko, gdy w końcu dotarło, co planuje dla niego rudzielec i pocałował go czule w policzek, dziękując mu za jego starania. Jego ukochany chciał po prostu odgonić od niego złe myśli i wypełnić jakoś czas, który on zapewne spędziłby użalając się nad sobą, bo co innego można robić, gdy bolesne myśli nie dają Ci spać, prawda? Jakoś nagle tak chętniej szedł za pełnym energii rudzielcem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że przecież jutro będą praktycznie pół żywi ze zmęczenia. Niby przywykli do zarywania nocek, ale nigdy nie przechodziło to przecież bez śladu następnego dnia.
Choć obserwowanie tego, co Nakahara wrzuca do obu koszyków, było nieco przerażające. Bo Chuuya oczywiście, po wciśnięciu jednego koszyka Dazaiowi, sam chwycił kolejny. I wrzucał zdejmowane z półek przedmioty na zmianę, rozdzielając je praktycznie po równo. Masakryczną ilość niezdrowych napojów, kawy i energetyków przykrył kilkunastoma paczkami żelek, pianek, owoców w czekoladzie, chipsów i lodów, a dziewczyna siedząca przy kasie spojrzała na nich, czy aby na pewno są prawdziwi, bo nikt normalny nie kupuje o tej godzinie takiej ilości rzeczy. No i gdy dotarli do alkoholu i papierosów, po które Nakahara wrócił się wgłąb sklepu, kazała im się obu wylegitymować, że są pełnoletni, na co obaj ledwo powstrzymali śmiech. Niemniej zapasy zrobili takie, że zapełnili cały bagażnik Chevroleta, a ukochane wino Chuuyi otrzymało wyjątkowo ważne miejsce na tylnich siedzeniach.
- Chyba nie powinniśmy przychodzić do pracy napruci - zauważył Dazai, doskonale pamiętając, jak słabą głowę ma Chuuya, ale nie porafiąc powstrzymać uśmiechu.
- Bo, co? Szef nas przecież nie zwolni - zażartował Nakahara, wyjeżdżając ze sklepowego parkingu.
Dazai musiał przyznać mu rację. Przecież by ich nie zwolnił za taką pierdołę.
Pizza dotarła do mieszkania Nakahary mniej więcej w tym samym czasie, co mężczyźni. Praktycznie ledwo co zdążyli odłożyć zakupy, a już do środka wchodził gość z ogromną czerwoną torbą. Chuuya poczuł się w obowiązku dania solidnego napiwku i poprosił, by jego część przekazać kucharzowi, który zrobił te pizze, bo było mu po prostu głupio, że złożył tak duże zamówienie o tak późnej godzinie. Młody chłopak obiecał, że tak zrobi i zniknął gdzieś w czeluściach miasta.
- Gnido - zaczął Nakahara, zajmując wyjątkowo pozycję w kuchni, gdy Dazai usiadł na barowym stołku po drugiej stronie kuchennej wyspy. - Tak sobie myślałem o naszych umowach. Nie wiem, czy je w ogóle pamiętasz. Moja szansa na pracę w Zbrojeniówce przepadła bezpowrotnie i obaj skupiliśmy się na Portowej Mafii i mam szczerą nadzieję, że tego nie żałujesz, ale zostaje kwestia mieszkania.
- Mam wrócić do siebie? - spytał Dazai zadziwiająco spokojnie, choć serce waliło mu jak młotem.
Rudzielec spojrzał na niego jak na idiotę i pacnął go metalową łychą do mieszania prościutko w głowę.
- Nie bądź idiotą - wypomniał mu, denerwując się lekko na niedomyślność chłopaka. - Mieliśmy tę umowę, że będziemy mieszkać i u mnie, i u Ciebie, na zmianę żeby było fair. Ale wydaje mi się, że to głupi pomysł. W sensie, ciągłe przeprowadzki byłyby bardzo męczące, a to mieszkanie bez Ciebie nie byłoby już moim domem. Dlatego przygotowałem krótką listę za i przeciw, które mieszkanie powinniśmy wybrać. I moje wygrywa. I bardzo chciałbym zacząć o nim mówić, jako o naszym mieszkaniu - oznajmił, wynajdując w szafkach dwie ogromne, szklane miski i wrzucając do środka wszystko co było do jedzenia i zawierało w sobie wybitne pokłady cukru.
- To dość poważny krok Chuu - zaczął Dazai spokojnie, uważnie obserwując poczynania Nakahary, któremu na dźwięk tych słow ręka zawisła dosłownie w powietrzu, jakby rudzielec spodziewał się odmowy. - I uwierz mi, że nie marzę o niczym innym, jak tylko o tym żebyśmy już na zawsze byli razem i stworzyli sobie we dwóch dom. Po prostu nie chciałbym żebyś na dłuższą metę był zawiedziony i żeby to stworzyło między nami jakieś nieprzyjemne tarcia. Wiesz, mimo wszystko trochę się różnimy jeśli idzie o charaktery i zachowania.
- Jestem tego w pełni świadom - oznajmił Chuuya, dokładając na samą górę zabójczo słodkiej papki waniliowe lody. - Przemyślałem to zanim Ci to zaproponowałem i jestem stuprocentowo pewien, że to jest to, czego chcę. I nie martw się o to, że kiedyś się możemy pokłócić czy o, jak to nazwałeś, nieprzyjemne tarcia. Damy sobie ze wszystkim radę, nie wątpię w to.
- To co Ty tam wymyśliłeś na tej liście? - spytał z szerokim uśmiechem, po dłuższej chwili ciszy Dazai, dając Nakaharze tym samym znak, że zgadza się na oficjalną przeprowadzkę do rudzielca. - Tylko zaznaczam, że nie od razu sprzedam tamto mieszkanie. No i będę potrzebował trochę miejsca tutaj na swoje rzeczy.
- Popakujemy Cię i przewieziemy wszystko jak tylko będziemy mieć wolną chwilę. Na spokojnie, etapami. Nawet to już przemyślałem - oznajmił z dumą Nakahara. - Wyjmij z tej wielkiej wysuwanej szafy za schodami śpiwór, bardzo ładnie proszę. A co do listy, głównymi punktami mam wypisane to, że już tutaj od dłuższej chwili mieszkamy i przyzwyczailiśmy się do dzielenia przestrzeni, że stąd jest bliżej do Biurowca, że jest to lokacja znana przez tylko niektórych członków Portówki, a dla sąsiadów jestem zwykłym pracownikiem, więc jesteśmy tu bezpieczni.
- Czego nie można powiedzieć o moim mieszkaniu, które zinfiltrowała Yakuza i cholera jedna wie, kto jeszcze miał do niego dostęp - wtrącił się na chwilę Dazai, wracając do kuchni ze śpiworem w dłoniach i wielkim znakiem zapytania na twarzy.
- Właśnie - potwierdził Chuuya. - Do tego mamy większy metraż i lepsze widoki za oknem. No i bezproblemowe wyjście na dach, gdybyśmy nagle zechcieli pooglądać gwiazdy.
- Do tego mojego mieszkania można byłoby użyć przy zakładaniu pułapki na Yakuzę. Wtedy nie mogliby nas z tym powiązać, zwłaszcza, że złożyłbym wypowiedzenie teraz - Dazai zaczął to już z nawyku wplatać w swoje najlbliższe plany. - Ale i tak to miejsce wymagałoby remontu. Jest zbyt sklepowe - zauważył brunet, lekko przeczesując włosy.
- Jest takie, bo nie zamierzałem się przywiązywać do tego miejsca. To była moja pierwsza lokacja ucieczki i tyle. Po prostu nie było tu niczego, co przypominało mi o Tobie, a skromny, sklepowy wystrój pasował do mojego humoru i niechęci do przywiązywania się do jednego miejsca. Próbowałem zrobić wszystko byleby nie poczuć się tu jak w domu.
- A teraz czujesz się tu jak w domu? - spytał go Osamu całkowicie poważnie.
Początkowo Nakahara chciał zbyć to jakimś głupim żartem czy stwierdzeniem, jednak widząc wpatrzone w niego, pełne nadziei oczy Osamu, jakoś nie potrafił tego zrobić.
- Pamiętasz, jak moja mama powiedziała kiedyś, że dom to nie miejsce, ale ludzie? - odpowiedział pytaniem na pytanie Nakahara, a Dazai lekko, niemal niezauważalnie pokiwał twierdząco głową. - Z Tobą wszędzie czuję się jak w domu kochanie.
Dazai obszedł wyspę by czule pocałować Nakaharę, ot pod wpływem impulsu. Rudzielec tak bardzo się tego nie spodziewał, że gdy brunet do niego aktualnie podszedł, wypuścił z rąk sos karmelowy i łyżkę, brudząc niemal całą podłogę w kuchni. Czy to jednak miało jakiekolwiek znaczenie? W momencie, w którym człowiek, któego kochał całym sercem, okazywał mu uczucia w tak dynamiczny i ekspresyjny sposób karmel był ostatnim, o czym byłby w stanie myśleć Nakahara. Zakładając, że w czasie pocałunku w ogóle byłby w stanie myśleć, co do tej pory raczej się przy Dazaiu jeszcze nie zdarzyło.
W końcu jednak oderwali się od siebie, wzięli zabójcze słodkości na kawowy stolik i gdy Dazai skoczył po poduszki i koce do sypialni, Nakahara włączył kolejny odcinek Gry o Tron.
- Kochanie, jaki jest Twój ulubiony film? - spytał Dazai, gdy już wygodnie rozsiedli się na rozłożonej kanapie przed telewizorem.
- Mam ich naprawdę sporo, jakoś nie potrafię wybrać jednego - Chuuya wzruszył ramionami, jakby to było nic ważnego. - Choć niedawno wyszedł musical, który bardzo lubię, ale niestety nie możemy obejrzeć go w necie, bo grali go tylko na dwóch czy trzech scenach muzycznych na świecie i nie ma go w takiej prostej, nagranej wersji.
- To może pomyśl o jakimś filmie na dziś, który uwielbiasz, to obejrzymy najpierw jego, a później serial? Bo na dobrą sprawę praktycznie Cię nie znam. W sensie, nie wiem, jaki jest Twój ulubiony kolor, nie wiem, jakie są Twoje ulubione filmy poza tym, że gdy Ci smutno oglądasz musicale. A chciałbym wiedzieć o Tobie takie wszystkie, pozornie błahe rzeczy.
- Po co? - spytał aktualnie zaskoczony Chuuya.
- Jak to po co? - zaskoczenie Dazaia przebiło zaskoczenie Nakahary. - Bo Cię kocham i jesteś dla mnie najważniejszą osobą na calutkim świecie. Dlatego chcę wiedzieć o Tobie wszystko, co tylko mogę.
Nakahara westchnął ciężko, próbując jakoś zakryć nagłe zakłopotanie. Cieszył się, że w pokoju jest ciemno, bo dzięki temu nie widać było, jak wielkiego buraka spalił przez słowa ukochanego. Przełączył szybko serial na jeden z filmów, które zawsze kojarzyły mu się z dobrymi czasami i rodzinnym domem. Wcisnął Dazaiowi jedną z misek, a potem siebie pod jego ramię.
- Rocky Horror Picture Show? - przeczytał Osamu, dość niewyraźnie ze względu na łyżkę pełną lodów waniliowych i żelków, która znalazła się niespodziewanie, za sprawą Nakahary, w jego buzi.
- Nie wyśmiewaj klasyka - odparł Chuuya tonem, który sugerował, że będzie bronił tego filmu do ostatniej kropli krwi.
- Nie wyśmiewam - obiecał Dazai, uwalniając się chwilowo od łyżki i ledwie przeżywając tak ogromną dawkę cukru na raz. - Po prostu nigdy tego nie widziałem. Ale mam wrażenie, że mi się spodoba.
- Tak? A to niby czemu? - spytał z lekko kpiącym uśmiechem rudzielec.
- Bo Tobie się podoba - odparł Dazai, wywołując tym cichą litanię Nakahary pełną mruczenia i fukania na bruneta, że jak to można być tak bezpośrednim i kochanym. I zawstydzać człowieka. No nie do pomyślenia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top