P. XC / PIERWSZA ODMOWA

Króciutkie odautorskie: Hej Miśki! Czeka Was wyjątkowo krótki rozdział, ale obiecuję, że dzisiaj pojawi się jeszcze jeden! I mam nadzieję, że tymi sześcioma rozdzialikami z weekendu nadrobiłam tydzień bez choćby jednego skrawka rozdziału (i że już nie jesteście źli, że tak długo trzymałam Was bez niczego :D ♥ ) Jesteście ciekawi reakcji Shuujiego, gdy zobaczy Dazaia jako wielkiego szefa? Miłego czytania ~



Dazai był jedyną osobą, która odezwała się po wyjściu Yujiego. Niby Ozaki kilkukrotnie otwierała usta, próbując zebrać się w sobie żeby coś powiedzieć, ale nie potrafiła znaleźć odpowiednich słów, więc tylko wyglądała jak ryba wyjęta z wody, otwierając i zamykając usta, patrząc bezradnie na Kaguyę i Fujimoto, choć głównie na tę pierwszą. Było coś takiego w przyjętych normach, że to kobiety powinny wiedzieć, co powiedzieć i jak człowieka pocieszyć, ale w tym wypadku nawet one nie czuły się na siłach. Choć i tak najlepsze miny mieli Harada, Poughi czy Izaki, którzy po prostu sterczeli, wgapiając się z niezrozumieniem w stojące na stole pudło, zupełnie nie wiedząc, co mają powiedzieć, a na słowa Dazaia zareagowali niemal jak psy - po prostu wodząc głowami za źródłem dźwięku. Reszta mężczyzn po prostu wpatrywała się w Szefa, oczekując że jakoś obróci sytuację w żart, choć z każdą mijającą sekundą, która wszystkim zdawała się wiecznością szanse na to malały.

Nakahara w końcu się przełamał, plując sobie w brodę, że zamarł i że Osamu doskonale to przecież wyczuł, a to mogło zostać odebrane tylko w negatywny sposób, a koniec końców dać naprawdę tragiczne skutki. Dazaiowi naprawdę nie trzeba było zbyt wiele dokładać, bo choć na co dzień praktycznie o tym zapominał, to jednak zdarzały się sytuacje, które przypominały mu, że przecież jest potworem i są ludzie na tym świecie, którzy powiedzą mu to w bardziej czy mniej zaowalowany sposób. Odmawiając współpracy na przykład Chuuya, absolutnie zestresowany własną bezradnością, zaczął jednak delikatnie gładzić go palcami po plecach, bojąc się, że jakikolwiek inny gest, czy okazanie czułości przy Hersztach może w jakiś sposób jedynie zdenerwować Dazaia. Gdy jednak spojrzał brunetowi prosto w oczy, coś we wzroku Dazaia powiedziało mu, że na razie tyle wystarczy i że chłopak bardzo dziękuje mu za wsparcie.

- Dazai, może skończymy na dzisiaj? - spytała w końcu Ozaki, której jako pierwszej udało się odzyskać głos.

- Nie, to bezsensowne - odparł niemal natychmiast Osamu, wciąż się uśmiechając, mimo że wszyscy w pomieszczeniu wiedzieli, że jest to sztuczny uśmiech, który tylko miał ich uspokoić. Inna kwestia, że zupełnie nie działał. - Jeśli będę załamywać się po każdym, kto mi odmówi to moje życie marnie będzie wyglądało, prawda? - dodał i zaśmiał się głucho. - Zresztą, szkoda mi jedynie potencjału, jaki mogli wnieść do tej organizacji przez pozostanie w niej. A większości pewnie nawet nie będę kojarzył czy choćby znał, więc czemu miałbym się nimi przejmować?

Problem z Dazaiem był jednak taki, że co by chłopak nie mówił, to przejmował się wszystkim. Jasne, zdania obcych ludzi nic dla niego nie znaczyły, ich komentarze, że jest potworem nie robiły na nim wrażenia. Jednak zawsze uznawał ludzi z Portówki za swoją rodzinę. Bliższą, dalszą, ale rodzinę. A słowa rodziny jednak potrafią zranić. Zwłaszcza w przypadku człowieka, z którym jednak utrzymywało się bliższą relację.

- To może chociaż przerwa? - Ozaki nie dawała za wygraną, a Kaguya zgadzała się z nią i aby to pokazać kiwała głową tak mocno, że szybko zaczął boleć ją kark. - Piętnaście minut nas przecież nie zabije - zauważyła z lekkim, matczynym uśmiechem.

- W sumie przydałaby się kawa - zauważył Poughi, popierając kobietę i próbując znaleźć wymówkę, by część z nich musiała na chwilę opuścić pomieszczenie.

- Może i macie rację - przyznał Dazai. - Kwadrans nas przecież nie zabije. Izaki, palisz jeszcze?

Informatykowi dwa razy nie trzeba było powtarzać. Wyciągnął paczkę papierosów oraz zapalniczkę i rzucił je Szefowi, który równocześnie odwrócił się by zgarnąć płaszcz z oparcia krzesła. Osamu włożył wszystko do kieszeni i wyszedł z pomieszczenia jako pierwszy, a Nakahara wybiegł praktycznie tuż za nim, choć miał tę chwilę spóźnienia, przez którą gdy wbiegł wreszcie na taras, zastał Dazaia opartego o barierkę i wpatrującego się w rozżarzoną końcówkę papierosa.

- Zaczęliście wszyscy tak panikować, że cholera by mnie strzeliła, gdybym siedział tam jeszcze chwilę dłużej - oznajmił spokojnie Dazai, wydmuchując dym i podążając za nim wzrokiem, gdy rozpływał się w powietrzu.

- Wiesz, wszyscy się o Ciebie po prostu martwimy - zaczął usprawiedliwiać ich Chuuya, stojąc o krok za nim.

- Ale nie ma o co - zaczął brunet spokojnie.

- Oj, doskonale wiesz, że jest o co - przerwał mu Chuuya i pokonał ten ostatni krok, przytulając delikatnie Osamu od tyłu. - Jesteśmy tu raptem my dwaj, nie musisz przy mnie udawać silnego gnido.

- To nie tak, że zamierzam się załamać Chuu - odparł z westchnięciem Dazai, odwracając się do Nakahary przodem i również go obejmując. - Naprawdę. To tylko człowiek. Miał prawo odejść, sam się na to zgodziłem. Wiedzieliśmy, że to się stanie prędzej czy później i że takich ludzi może być naprawdę sporo. Po prostu i tak mnie to zaskoczyło. No i jednak wiesz. Odchodzą, bo mają o mnie wyrobione konkretne zdanie. Szkoda tylko, że moja przeszłość i konkretny styl bycia, jeszcze za czasów, gdy byłem Hersztem, przeważają u niektórych nad moją zdolnością do analitycznego myślenia i rozwinięcia tej organizacji. I tyle. To naprawdę nie ma wielkiej filozofii, a przecież nie potrzebuję obcych żeby mówili mi, że jestem potworem, zupełnie jakbym sam tego nie wiedział. Choć to zabawne, gdy o tym pomyślę, że mam za dużo trupów na koncie jak na mafijne standardy. To brzmi prawie jak oksymoron - Dazai zaśmiał się i tym razem wydało się to Nakaharze nieco szczersze.

- Długo jeszcze nie wyleczymy Cię z tego uważania się za potwora, co kochanie? - spytał cicho Nakahara, delikatnie opierając się łokciami o klatkę piersiową Dazaia i czule głaszcząc jego policzki.

- Powoli, ale idzie - przyznał Osamu. - Ale to działa też w drugą stronę, wiesz? Pewnie dzień, w którym ja przestanę uważać się za potwora, będzie dniem, w którym Ty przestaniesz uważać, że jesteś niekompletny czy popsuty. Przepraszam, że o tym wspomniałem - zorientował się natychmiast brunet i nieco mocniej przytulił Chuuyę, czując jak rudzielec spina się na samo wspomnienie tamtych zdarzeń.

- Jakoś to wszystko razem przeżyjemy. Przecież mamy całe życia przed sobą, prawda? - odparł tylko Nakahara i stanął na palcach by nieco zmniejszyć różnicę w ich wzroście i czule, acz krótko, pocałować Osamu prosto w usta. - Chyba powinniśmy już wracać - dodał po chwili, ponownie stojąc normalnie na całych stopach, a Dazai niechętnie przyznał mu rację i zgasiwszy niedopałek o barierkę, wyrzucił peta do stojącego przy wyjściu na taras śmietnka.

Osamu rzadko palił. Praktycznie tylko w trzech typach sytuacji. Po pierwsze, gdy cholernie się stresował i potrzebował tej jednej, prostej czynności by się na niej skupić i uspokoić. Po drugie, gdy myślał nad jakimś wybitnie wykwintnym planem, a po trzecie, gdy spotykał się z innymi ważnymi osobistościami, które paliły i kultura wymagała od niego tego samego. Nie trzeba oczywiście dodawać, że zarówno Akiko, jak i siostra Chinatsu robiły mu o to ogromne wyrzuty i straszyły kolejnym typem raka, co Dazai miał w poważaniu. Skoro czuł się jak młody bóg to czemu miałby się przejmować? Niemniej jednak od momentu swojego powrotu do Portówki brunet zaczął palić niemal tyle, co Nakahara, tylko wciąż dziwnym trafem zapominał zapominać własnego zapasu fajek z domu.

Gdy wrócili do konferencyjnej, Dazaiowi długo zajęło przekonanie wszystkich, że wszystko jest w absolutnym porządku. Z osiem razy musiał im przypominać, że przecież się tego spodziewali i cała ta sytuacja tylko go zaskoczyła i że wcale nie potrzebuje przerwy, na którą zaczęła upierać się większość z nich. Nawet liczył, ile razy padały te same pytania, które wymagały dokładnie takich samych odpowiedzi. Wreszcie jednak zwyciężył tę batalię, która przedłużyła ich krótką przerwę do prawie półgodzinnej, ale wreszcie, dorwawszy się do świeżej kawy, wznowili rozmowy. Lista przepytywanych zatrzymała się dopiero na dziewczynie, która potrafiła stworzyć równoległy wymiar i przejście do niego. Nazywała to Lustrzaną Rzeczywistością i wytłumaczyła im, że co by się nie działo po drugiej stronie, nie wpływa to na rzeczywistość. Dazai uznał, że to wybitnie potrzebna im teraz Zdolność, więc poprosił dziewczynę o poczekanie przez chwilę przed salą, równocześnie odwołując resztę kandydatów. Osamu zerknął dyskretnie na wyświetlacz telefona i westchnął w duchu, gdy zobaczył, że pokazuje on drugą w nocy. Znowu się zasiedzieli.

- Chciałbym przesunąć rozmowy z kandydatami oficjalnie na czternastą - oświadczył Dazai, gdy zostali sami. - Niby planowo mamy je zaczynać o dziewiątej, ale wychodzi nam to nad wyraz rzadko. No i przepraszam za zabieranie Wam wolnego czasu, zwłaszcza w weekendy, które obiecuje, że Wam zwrócę, jak tylko uporamy się z najważniejszą falą przepytki. Niemniej jednak, Seiiya ma ciekawą Zdolność, którą moglibyśmy wykorzystać, choć nie jestem pewien, czy zadziała tak, jak mam nadzieję, że zadziała. Dlatego jutro o dziewiątej chciałbym żebyśmy spotkali się na najwyższym tarasie w celach treningowych. Wykorzystamy Zdolność Seiiyi, przejdziemy do Lustrzanej Rzeczywistości i tam poćwiczymy nasze Zdolności i walkę ogółem. Przy okazji zacznijcie już rozpisywać harmonogram na ćwiczenia strzelnicze dla swoich podwładnych. Jeśli trening z Lustrzanką zadziała, będziemy go kontynuuować zrzeszając coraz więcej osób. Na pierwszy ogień jednak może lepiej nie dawajcie swojej prawdziwej siły, tak na wszelki wypadek. Co zaś tyczy się niedzieli. W niedzielę od rana macie wolne, chyba że dogadacie się z Seiiyą w sprawie dodatkowych ćwiczeń, ale to już Wasza wolna wola. Będziecie mieć czas do zebrania o czternastej, bo od rana chciałbym wdrożyć jedną z naszych legalnych akcji. Pojawi się u nas zespół, który bardzo chciałby z nami współpracować i myślę, że to dobra okazja żeby już z czymś wystartować.

Wszyscy oczywiście zgodzili się na rozplanowanie Dazaia i ucieszyli, że już znalazł się muzyczny zespół. Fakt, że w tymże zespole grał brat Nakahary pozostawał na razie tajemnicą, bo po co tak od razu podcinać wszystkim skrzydła. Przecież gdy osiągną sukces z jednym zespołem to kolejne będą już tylko kwestią czasu. Wytumaczenie dziewczynie, dlaczego i jak potrzebują jej Zdolności też nie należało do zbyt trudnych, zwłaszcza, że zgodziła się praktycznie z miejsca. Choć Dazai nie spoilerował jej na razie, że chciałby ją mieć w Eleven. Brunet przypomniał sobie, jak bardzo martwił się o puste miejsca przy stole, ale wystarczyło kilka dni i powoli zaczynał wierzyć, że może mieć problem w zupełnie inną stronę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top