P. X / TERAZ PRZYNAJMNIEJ NIE BĘDĘ TĘSKNIŁ SAM

Katowski topór opadł na kark Neda Starka w tym samym momencie, w którym nóż Dazaia opadł na ogórka znajdującego się na desce do krojenia. Osamu, zobaczywszy, ile kanapek pochłonął Nakahara, bez choćby słowa wstał, skierował się do kuchni i wziął się za robienie więcej. Chuuya chciał poczekać z serialem, aż brunet uwali się z powrotem na kanapie, ten jednak zaoponował twierdząc, że z kuchni wciąż będzie doskonale widział, a zmarnowali już wystarczająco dużo czasu.

- Dzisiaj zamierzam wygodnie spać na łóżku bez stresu, że zasnę na kanapie, więc musimy skończyć wystarczająco wcześniej - oznajmił, celując ostrzem w rudzielca.

Chcąc nie chcąc, Chuuya przyznał mu rację i usadowiwszy się wygodnie, nacisnął przycisk play. Wyciągnął też ręce w stronę czarnego kota, który wciąż wylegiwał się na oparciu kanapy, chcąc go złapać i zacząć głaskać, ten jednak fuknął na niego niezadowolony, dopiero co wybudzony z zapewne cudownego kociego snu o mysich przysmakach i zeskoczył z mebla zanim jeszcze dłonie Nakahary zdążyły go dotknąć. Na twarzy mężczyzny pojawił się wyraz niezadowolenia i niezrozumienia.

Kot z pełną gracją ruszył w stronę kuchni i po otarciu się o nogi Dazaia, który zareagował na to wiązanką pełnych czułości słów skierowanych do stworzenia, wziął rozbieg w kilku susach i wbiegł na schody.

Dazai przekrzywił głowę, jak zawsze, gdy coś go zaskakiwało, czegoś nie rozumiał lub był zdziwiony, że sam wcześniej czegoś nie zauważył. Wycelował czubek noża, tym razem w stronę schodów.

- Głupku, masz dwupiętrowe mieszkanie? - spytał, zupełnie zapominając, że miał skupiać swoją pełną uwagę na serialu.

- Mieszkanie z antresolą - odparł Chuuya, nawet nie odwracając się w stronę tematu ich rozmowy. - Ale parter mi wystarcza, więc tam stoją dwa pokoje, które nie są mi potrzebne. Nawet nie zdjąłem taśmy i folii ochronnych.

Osamu do reszty zignorował serial i zaintrygowany ruszył w stronę spiralnej klatki schodowej o drewnianych, ciemnych stopniach, która była ustawiona w zagłębieniu ściany w przeciwległym rogu pomieszczenia. Nakahara westchnął cicho.

- Mam zatrzymać? - krzyknął tylko pytanie.

- Nie ma potrzeby. Jak wrócę to wszystko ogarnę.

Dazai nie zaprzątał sobie głowy złapaniem się za barierkę i tylko podążył za kotem, pytając go, dokąd go prowadzi. Chuuya musiał powstrzymać się przed wybuchnięciem śmiechem, ale nie udało mu się zamaskować niewielkiego uśmieszku, który pojawiał się na jego twarzy, za każdym razem gdy brunet zaczynał rozmawiać ze zwierzakiem.

Osamu oparł się o barierkę, zerwał ochronną folię i spojrzał z góry na Chuuyę. Uśmiechnął się szeroko. Wiele można było o Nakaharze powiedzieć. Głównie dobrego. Zawsze przygotowany, zawsze lojalny, poważny, gdy wymagała tego sytuacja. Okazywało się, po tylu latach ich znajomości, że miał niesamowicie wielkie serce, potrafił wesprzeć człowieka i kochał zwierzęta. No i miał naprawdę niezły gust.

Brunet zajrzał do obu pokoi. Zwykłe, dwie sypialnie. Pewnie projektowano je pod trzy lub czteroosobową rodzinę. Dla samego Chuuyi było po prostu za duże.

Dazai usiadł na krawędzi antresoli i spuścił nogi w dół. Oparł przedramiona o poziomy szczebelek barierki, a na dłoniach ułożył podbródek. Zaczął wesoło machać nogami. Czarna kulka z prędkością błyskawicy znalazła się przy nim, więc mężczyzna zdjął jedną rękę by móc głaskać kota, który wyrobił sobie już nawyk moszczenia się na jego kolanach.

- Musimy dać mu jakoś na imię - stwierdził, drapiąc stworzonko za uchem i wpatrując się w jego niesamowicie niebieskie oczy, które wyjątkowo przypominały oczy Chuuyi. Przekrzywił głowę, jakby to miało sprawić, że uda mu się jeszcze bardziej zatracić w dwóch małych, zamarzniętych jeziorkach.

- Będzie się nazywał Bubel gnido.

- To bardzo słabe imię Chuuya.

- I tak niedługo go oddam, niech nie przywyka.

- Czy ty nie masz serca?

- To znajda. Znajdzie się lepiej u kogoś innego.

- Ma takie same oczy, jak Ty. Tak samo intensywnie mroźne.

Dopiero po tych słowach, zaskoczony Nakahara odwrócił głowę i spojrzał na Dazaia. Nie spodziewał się znaleźć go w normalnej pozycji, ale i tak nie mógł powstrzymać się od przewrócenia oczami.

- Oczy nie mogą być „mroźne" idioto. To nie kolor.

Nakaharę bardziej jednak zaskakiwał sam fakt, że Dazai pamięta, jakiego koloru są jego oczy. Zastanawiał się czemu. Po co. Przecież to do niczego nie przydatna informacja.

- Twoje są. Zwłaszcza, gdy się cieszysz albo jesteś spokojny. Nie że bije z nich chłód czy opanowanie czy cokolwiek. Po prostu dwa jeziora o idealnie przezroczystej wodzie z tym wrażeniem ciemnego granatu związanego z brakiem światła z powodu głębokości mieszającym się z błękitem jasnego nieba, które się w nich odbija. I całość, po przemieszaniu tych wszystkich odcieni nagle zamarza, wyolbrzymiając choćby najmniejsze różnice kolorystyczne i dodając ostatecznego koloru.

Chuuya prychnął głośno chcąc zasygnalizować Dazaiowi, że cały jego wywód uważa za bezpodstawnie plecione głupoty, ten jednak nie przejął się tym nawet w najmniejszym stopniu. Nakahara prędzej by umarł niż się do tego przyznał, ale w jakiś niezrozumiały dla niego sposób, słowa Osamu wywołały falę ciepła w jego sercu.

Nie minęło nawet pół godziny, gdy Dazai stwierdził, że tak w sumie to podłoga na antresoli jest znacznie mniej wygodna niż kanapa znajdująca się tuż przed telewizorem i że jego tyłek potrzebuje jednak lepszych warunków bytowych. Chwycił więc kota tak, by go nie obudzić, ale móc bezpiecznie przetransportować i już po chwili siedział obok Nakahary.

Co kilka odcinków Dazai wstawał i dorabiał trochę kanapek czy jakieś sałatki, tak, żeby przeżyli na spokojnie do obiadu. Zaproponował kilka opcji Chuuyi, ten jednak nie chciał nawet słuchać chwilowo o gotowaniu. Oznajmił tylko pewnym głosem, że coś sobie później zamówią, a swoim kulinarnym brakiem kunsztu Osamu będzie mógł się pochwalić pod wieczór i jutro na obiad. Dazai przystał na to bez większych emocji. Uwielbiał gotować, ale nie było to konieczne do jego szczęścia. Widok uśmiechniętego Chuuyi już owszem. A skoro rudzielec chciał oglądać serial przez cały boży dzień bez najmniejszej przerwy, to co mu szkodziło się zgodzić?

- Ciekawe czy ta pizzeria, co ostatnio, zgodzi się na dowóz - zastanowił się na głos Dazai.

- Jeśli nie to będziesz zapieprzał po tę pizzę, bo ostrzegałem Cię żebyś nie podchodził do drzwi upierdolony krwią bardziej niż cholerne siostry po zalaniu korytarza krwią w hotelu Panorama - oznajmił Nakahara udając podirytowanie. - A ja strasznie lubię ciasto, które robią.

Osamu uśmiechnął się tylko i rzucił telefon Nakaharze.

- Ostatnio ja zamawiałem. Teraz Ty czyń honory. Mnie pasuje cokolwiek byleby bez ananasa.

Chuuya spojrzał na niego w wyrazie niemego przerażenia.

- Jak to bez ananasa? Przecież to najlepsza część pizzy - stwierdził oburzony.

- A ja myślałem, że masz dobry gust - jęknął zawiedziony się Dazai, wzdychając ciężko.

Osamu, który wlepiał wzrok w ekran telewizora nie miał najmniejszych szans na uchylenie się przed poduszką, która nagle uderzyła go w głowę. Kot fuknął głośno, wyrażając niezadowolenie na swoją ludzką poduszkę za taki nagły ruch, a tuż po tym odezwał się brunet.

- A to za co?

- Za darmo gnido. Za herezję w sprawie pizzy.

Sprawa zamówienia obiadu stała się nagle tak jakoś zupełnie drugoplanowa, gdy inna poduszka wylądowała na twarzy Nakahary. Dazai pamiętał, że musi się hamować, bo Chuuya może się zapomnieć i zignorować swój stan, który mimo, że lepszy, wciąż był słaby. Musiał pamiętać, ale nie chciał traktować Chuuyi, jak kaleki, bo wiedział, że to tylko zirytowałoby rudego. Uśmiechnął się szeroko po czym pokręcił głową z udawanym smutkiem.

- To nie tak, że Ty tylko nie masz gustu. Ty nie masz ani gustu ani refleksu.

Prawdziwy ogień rozgorzał w oczach Nakahary, gdy ten poprzysiągł Dazaiowi zemstę za te słowa. Odsunął poduszkę od swojej twarzy i chwyciwszy za jej dwa rogi, zamachnął się na Osamu. Brunet jednak zdążył sięgnąć po kolejną poduszkę i się zakryć, więc miękki materiał uderzył w inny miękki materiał, a nie w niezbyt miękką twarz Dazaia. Nie trzeba było długiej chwili, nim obaj stali na kanapie i okładali się poduszkami, które latały wszędzie.

Dazai raz uciekał przed poduszką Nakahary i stanął na oparciu kanapy, po czym stracił równowagę próbując zrobić unik. Runął, jak długi na panele z tyłu. Dobry humor i rywalizacja natychmiast zostały zastąpione czystym przerażeniem w sercu Nakahary, gdy zeskoczył ze stołu, na którym stał i po kanapie podbiegł do Dazaia. Stanął pewnie na siedzisku, drugą nogą opierając się o oparcie mebla. Spojrzał na Osamu, jakby ten był kompletnym idiotą. W sumie niewiele się to różniło od prawdy. Brunet natomiast, leżał sobie wygodnie na podłodze, z poduszką pod głową, jakby nic się właśnie nie stało.

- Idiota - mruknął Nakahara, nie wierząc w to, jak głupim można być. A jednak uśmiechnął się, dosłownie samym kącikiem ust, gdy Dazai nie mógł tego zobaczyć, zamykając oczy przed spadającą na niego poduszką.

Osamu natomiast wyszczerzył się, jak pięciolatek, który dostał właśnie największą kolejkę świata. Rudzielec, jako ten względnie poważniejszy i doroślejszy, chwycił w końcu za telefon i wybrał numer pizzeri. Gdy podał adres dowozu, był pewien, że usłyszał nerwowe przełknięcie śliny i już spodziewał się, że będzie musiał się kłócić o swoje, gdy chłopak po drugiej stronie połączenia po prostu się zgodził i oznajmił, że pizza powinna trafić do nich w przeciągu godziny.

Dazai stwierdził, że potrzebuje odmiany, więc tym razem położył się na brzuchu, głową w stronę telewizora. Po krótkiej chwili wahania, Chuuya poszedł w jego ślady. Czuł, że robi idiotycznie, ale przecież przy Osamu mógł być nawet największym idiotą świata. Żachnął się w myślach, że kładzenie się, jak debil, wcale nie jest najidiotyczniejszą rzeczą, jaką robi. Pozwolił sobie na przywyknięcie do obecności Dazaia, choć wiedział, że popełnia drugi raz ten sam błąd i że gdy tylko wyzdrowieje na tyle, by móc zostać bez pomocy, zostanie sam. Cóż można powiedzieć. Niektórzy nie uczą się na błędach. Inni po prostu nie chcą się na nich uczyć.

A jednak Chuuya nawet nie chciał o tym myśleć. Wiedział, że całkowicie popsuje mu to humor, a nie mógł nie patrzeć na Dazaia z pewnym rozczuleniem, gdy jego kot już na stałe zaadoptował sobie człowieka, na którego plecy właśnie się wdrapał i wygodnie ułożył. Nakaharę zdziwiła własna myśl.

"Teraz przynajmniej nie będę tęsknił sam".

- W ogóle Chuuya, wyglądasz, jakbyś lepiej się czuł - stwierdził Dazai, patrząc przez ramię na leżącego na nim kota.

Nakahara momentalnie zamarł. Myślał o tym, nawet przed chwilą, ale żeby Osamu potrafił czytać w myślach? A może miał go już tak bardzo dość, że chciał się uwolnić, jak najszybciej mógł? Próbował jednak zachować zimną krew i obojętną twarz.

- Czuję się lepiej - odparł, bojąc się powiedzieć coś więcej, wiedząc, że głos zacznie mu się trząść.

Osamu przez chwilę wyglądał na zamyślonego, jakby na poważnie rozważał opcje, które ma, a każda kolejna sekunda przeciągała się dla Nakahary w nieskończoność.

- To jutro rano pójdziemy do sklepu. Mam dość jedzenia pozbawionego przypraw. A wszyscy wiedzą, że najlepsze są te małe, żywe i urocze w doniczkach. Tylko, za pierwszym razem uznałem, że nie opłaca się ich kupować, bo myślałem, że zostaję na jeden dzień, a wiem, że Ty byś o nich zapomniał i przez przypadek je ususzył. Skoro jednak mam zostać aż do momentu Twojego powrotu do Mafii, można je kupić. Bo jeszcze z tydzień poleżysz do pełnego wyzdrowienia. Tak moim zdaniem. Ale lekarzem nie jestem. No i w sumie nie powiedziałeś konkretnie, kiedy mam stąd spierdalać, a to w końcu Twoje mieszkanie, więc Ty podejmujesz decyzję ostateczną.

Nakahara poczuł, jak olbrzymi głaz spada mu z serca. Mimo wszystko próbował jednak zachować obojętną minę.

- Możesz tu zostać jeszcze z tydzień. W końcu podpisałeś papiery, że bierzesz za mnie odpowiedzialność, więc głupio by było gdybym przypadkiem umarł. Miałbyś same problemy.

Dazai uśmiechnął się szeroko, zaczesując włosy palcami do tyłu. Było o niebo lepiej niż to przewidział. Był świecie przekonany, że rudzielec nie chce go znać, a tu takie zaskoczenie. Nie zamierzał przeginać i naciągać własnego szczęścia póki jeszcze trwało.

Nakahara zapatrzył się na Dazaia zupełnie nieświadom tego, jak podobnymi torami biegną ich myśli. Brunet chyba poczuł to spojrzenie, bo chrząknął znacząco, ale nie rzucił ani słowa komentarza tylko sięgnął po pilota.

- Musimy jakoś dobić do tego dwudziestego odcinka - oznajmił, jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. - Może i znam na pamięć wszystkie Twoje akcje, morderstwa i życie, ale to tylko wydrukowane znaczki na kartkach papieru i nasze wspólne wspomnienia. Chciałbym poznać Twoją historię z najlepszego możliwego źródła. Od Ciebie.

- Miałeś za dobrze w Mafii wiesz? - rzucił Nakahara, do którego pierwszy raz w życiu dotarło, że ktoś miał dostęp do jego życia bez jego najmniejszej wiedzy. - Żeby grzebać innym ludziom w aktach. No kurwa nudziło Ci się czy jak.

- Pamiętam każdego - wzruszył lekko ramionami, jakby to naprawdę nie było nic wielkiego. - Od kiedy zostałem hersztem pan Mori nie przyjął nikogo bez mojej wiedzy. Wszystkie papiery szły przeze mnie, wysyłałem swoich, starannie dobranych ludzi żeby upewniali się, czy nikt nie sknocił roboty. Jak miałem mało do zrobienia, sam się za to brałem. A potem tylko przeglądałem wszystko i szedłem do pana Moriego. Mówiłem mu, czy kandydat się nadaje, czy nie. Ale chyba nie zajęło mi to nigdy więcej niż trzech dni. A że mój mózg nie potrafi inaczej niż zapamiętać wszystko? Bardzo często żałuję tej umiejętności, ale to nie zmieni faktu, że ją mam. Więc pamiętam wszystkich. Swoją drogą, śmieszna droga do szantażu. Jeden spacer na policję i mógłbym zniszczyć całą Portową Mafię. Może i zaczęliście nowe akcje, ale wszystko i tak bazuje pewnie na moich ludziach i na mojej pracy. I na ludziach, których zrekrutowałem do Mafii. Zabawne swoją drogą.

Chuuyę korciło żeby zatrzymać serial i skupić się na kolejnej części przeszłości Dazaia. Spodziewał się, że nie usłyszy wszystkiego na raz. Udało mu się jednak nie sięgnąć po pilota i Gra o Tron nagle stała się tylko tłem, które nic dla niego nie znaczyło. Już to widział. A Osamu i tak wszystko zapamięta. Miał podzielną uwagę. A Nakahara chciał podejść do sprawy łagodnie. Bał się, że po zburzeniu murów Dazai stanie się całkowicie bezbronny i nawet najmniejsza rzecz będzie mogła go psychicznie złamać. Sprawienie, że nie skupi się w pełni na tym, co mówił, wydało się Chuuyi dobrą metodą na początek.

- Więc czemu jej nie zniszczysz gnido? Ludzie i tak uważają Cię za zdrajcę. Równie dobrze mógłbyś oczyścić miasto - spytał zaciekawiony.

- Lubisz Portową Mafię Nakahara? - odparł pytaniem na pytanie.

Chuuya przekrzywił głowę i zapatrzył się w widok za oknem, równocześnie wyciągając rękę w stronę kota, by go pogłaskać. Czarna kulka zamruczała szczęśliwie.

- Raczej tak. Spędziłem w niej najlepsze lata swojego życia. Może nie było cukierkowo, ale źle też nie. A przypadkowe ofiary to no cóż, przypadkowe ofiary. Chociaż każdego dnia dziękuję bogom, że przeżyłem kolejny dzień.

- No to masz swoją odpowiedź na swoje pytanie - oznajmił z lekkim uśmiechem Dazai.

Chuuya spojrzał na niego zaskoczony. Nie spodziewał się, że Osamu będzie żywił tak ciepłe uczucia wobec Mafii. Zwłaszcza po historii, którą usłyszał wczoraj. Coś mu jednak nie stykało w tej historii, więc wolał dopytać.

- Nie chcesz zniszczyć Mafii, bo lubisz wspomnienia, które z nią masz?

Dazai spojrzał na niego, jak na skończonego idiotę i w myślach zanotował sobie, że chyba powinien dodać to spojrzenie do wachlarza podstawowych.

- Niby z którego momentu udało Ci się wyciągnąć taki wniosek - oznajmił zaskoczony. - Nie żywię żadnych uczuć wobec Portowej Mafii. Inna sprawa z pojedynczymi ludźmi. Ale sama instytucja jest mi całkowicie obojętna. Ale Ty się w niej dobrze czujesz. Więc dlaczego miałbym Ci to zabierać? Tylko jeszcze bardziej byś mnie znienawidził.

Zaskoczenie Chuuyi sięgnęło zenitu. Myślał, że Dazai denerwuje go, bo jest zwykłym idiotą. Później go poznał i uznał, że gdyby się nie wydurniał to byłby naprawdę znośnym człowiekiem. Choć zawsze gdzieś w głębi duszy był pełen podziwu dla jego analitycznego umysłu. Dopiero, gdy Dazai zniknął, uświadomił sobie, jak bardzo zżył się z tym idiotą. Jak pewnie czuł się w jego towarzystwie. Jak czuł, że może podbić cały świat i rzucić go sobie do stóp, pod warunkiem, że Dazai będzie z nim. Potem pamiętał tylko pustkę. Nigdy jednak nie wiedział, jakim cudem tak szybko awansował na partnera herszta. Zupełnie bez jakiegokolwiek sprawdzenia go w terenie. Pomyślał wtedy, że to błąd, ale gdy zaczęły mijać miesiące i jego dalej nie wyrzucono, uznał, że wystarczająco ważna osoba go tam umieściła by się uczył od najlepszych. Najlepszych, ale też najbardziej wkurwiających. Choć bardzo często wątpił w to, że Dazai mógłby być autorytetem dla kogokolwiek.

A teraz po tym wszystkim dowiadywał się, że Osamu ustawił wszystko tylko na podstawie swoich przeczuć. Nie rozumiał, jak mógł znaczyć tak wiele dla tak niezwykłej osoby. Jak mógł tyle znaczyć dla kogokolwiek. Żachnął się, próbując ukryć szczęście, które nagle poczuł.

- Przesadzasz. Nie mógłbym Cię znienawidzieć. A przynajmniej nie bardziej niż za to, że mnie porzuciłeś. Nawet jeśli wierzyłeś, że to dla mojego dobra. I tak, rozumiem logiczne powody. Ale jednak gdzieś w sercu to dalej boli.

Zapadła chwila niezwykle niezręcznej ciszy, którą przerwał dopiero Dazai. Delikatnie zrzucił kota ze swoich pleców i usiadł po turecku, na wprost Nakahary.

-Chuuya, naprawdę za to przepraszam. Nie myślałem, że aż tak to odczujesz. Co mam zrobić żebyś mi wybaczył?

- Masz zostać. Albo tym razem zabrać mnie ze sobą.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top