P. LXXXIX / NIE ROZTRZĄSAJMY TEGO
Do dwudziestej jedynym, co się zmieniło, poza przesłuchiwanymi, którzy wymieniali się co kilka minut, był rosnący stos pustych kubków po kawie, który powoli zaczynał przewyższać kosz. Przesłuchiwani zdawali się zlewać w jedno. Niby każdy był inny, z ciekawymi Zdolnościami, wyjątkowymi nazwiskami i historiami, które coraz częściej zdawały się powtarzać, ale koniec końców byli tylko masą, której większość z nich w ogóle nie zapamięta. Nawet Kaguya miała wrażenie, że gdyby nie kawa to już dawno przysypiałaby wygodnie oparta o plecy Dazaia. Na szczęście stos teczek, które leżały przed Osamu systematycznie malał, a stosy przed pojedynczymi Hersztami powolutku rosły. Pojawiły się nawet dwa stosy, które chwilowo nie miały właścicielek. Dazai rozglądał się po podwładnych, zastanawiając się, czy to już ten etap, że może powinien im odpuścić. Przecież mogli do tego wrócić jutro, a i tak byli do przodu. Drobne opóźnienia nie zniweczyłyby ich planów, a jedynie doprowadziły je do stanu, w którym powinny być, gdyby zachowali stałe, przewidziane tempo.
I wtedy do sali konferencyjnej wszedł ktoś, kto nie wyróżniał się z pozoru zupełnie niczym. Ot, chłopak wzrostu Chuuyi. Grzecznie przywitał się i odpowiadał na wszystkie pytania, choć jego nieco zbyt wyluzowana poza i dłonie wciśnięte do przednich kieszeni spodni odjęły mu kilka punktów. Dazai miał jednak wrażenie, że coś jest nie tak. Że ten chłopak jest zbyt mało ludzki. Ponieważ najwidoczniej jako jedyny odniósł takowe, nie wychylał się z tym. Wiedział jednak, że coś zdecydowanie mu przeszkadzało, a niewytłumaczalne uczucie chłodu w okolicach gardła jedynie to potwierdzało. No i jego intuicja niemalże wrzeszczała. A fakt, że Kaguya dawała mu niezrozumiałe sygnały też za wiele nie pomagał. Różowowłosa też nie do końca rozumiała zaistniałą sytuację. Gość stojący przed nimi nie kłamał, ale dlaczego jej Zdolność przy nim wariowała?
- Jaką masz Zdolność? - spytał Dazai, lekko przekrzywiając głowę i zaplatając ręce na klatce piersiowej.
Przez chwilę nie działo się nic. Chłopak najwidoczniej uznał, że lepiej pokazać niż opowiadać, bo skupił się na wyglądzie Dazaia, wymruczał pod nosem kilka nikomu niezrozumiałych słów, a już po chwili zmieniło się wszystko. Kolor jego włosów, wzrost, budowa ciała. Po krótkiej chwili od momentu, w którym kandydat aktywował swoją Zdolność, aktualnie zmienił się w drugiego Osamu. Dazai gwizdnął z podziwem i zaśmiał się krótko.
- Wiesz, Naoki, swojego czasu znałem jedną dziewczynę ze Zdolnością Zmiennokształtności - zaczął Osamu z lekkim uśmiechem.
- Wyglądało tak samo nieziemsko, jak w moim wykonaniu? - spytał się chłopak, absolutnie pewny siebie.
- No właśnie tu jest problem - oznajmił Dazai, a jego ręce ruszyły się nieznacznie, choć niemal nikt nie zwrócił na to uwagi. - Wyglądało zupełnie inaczej - dodał w końcu i zdawać by się mogło, że czas zamarł.
Osamu w przeciągu dosłownie ułamka sekundy wyciągnął broń z kabury i odbezpieczywszy ją, wycelował tuż za siebie, wolną ręką chwytając coś niewidzialnego, co jednak rzeczywiście tam było. Wszyscy z niedowierzaniem patrzyli, jak brunet odwraca się od kandydata i mierzy z pistoletu praktycznie w powietrze. I o ile Hersztowie naprawdę nie zdążyli ogarnąć, co się dzieje, o tyle Nakahara, Kaguya, Hayato i Izaki zdążyli wyciągnąć broń i wycelować ją w mniej więcej to samo miejsce w przestrzeni, co Dazai. Nie musieli myśleć. Zauważyli drobny ruch Dazaia, gdy ten odbezpieczał broń jeszcze w kaburze i to im wystarczyło. Słusznie zresztą, bo gdy tylko Osamu użył swojej Zdolności, która niwelowała inne, ukazał im się chłopak, wyglądający dokładnie tak samo, jak kandydat, ale stojący przed Dazaiem i przykładający sztylet o centymetr od jego gardła. I to właśnie za przedramię ręki dzierżącej nóż trzymał go brunet, uśmiechając się szeroko i z pełnym uznaniem. Hologram kandydata rozpłynął się w powietrzu, a Kaguya zaczęła cicho wyrzucać sobie, że przecież czuła, że coś nie gra.
- Czyli iluzja? - spytał Dazai, puszczając rękę chłopaka i obniżając broń, by wreszcie schować ją z powrotem do kabury. - Ma ograniczenia? Odległość? Czas?
- Ma czas - przyznał chłopak, tym razem stojąc z o wiele większą pokorą i nieco pochyloną głową. Podrzucił też sztylet, by po chwili złapać go za ostrze i podać Osamu, rączką w jego stronę. - Odległości nie ma. Udało mi się utrzymać Zdolność w Niemczech, gdy byłem tu, w Kobe. Na większy dystans co prawda nie było potrzeby próbować, ale myślę, że ten można uznać za wystarczający.
- Pod jakim Hersztem służyłeś? - spytał Dazai, przelatując wzrokiem po Starych Hersztach z miną jasno sugerującą niezadowolenie, gdy chłopak okrążał stół i stawał na miejscu, na którym powinien.
- Pod żadnym - odparł ten. - Nie zdołałem zostać przypisany, bo w Mafii jestem od ośmiu miesięcy.
- Przez osiem miesięcy nie zdążyli Cię przypisać? - spytał zaskoczony Dazai, zupełnie nie wiedząc, jak ma to rozumieć. - Co tu się działo przepraszam bardzo?
- Wiesz, byliśmy trochę zajęci - przypomniał mu Harada obronnym tonem.
- Próbowaliśmy ogarnąć Moriego - dodała Ozaki z lekkim wzruszeniem ramion.
- A nowych członków wciąż przybywało, Mori rekrutował praktycznie każdego, kto potrafił wypowiedzieć nazwę Portówki - zakończyła temat Fujimoto.
- Ilu jest takich, jak on? Nieprzypisanych? - spytał Dazai z absolutnym brakiem wiary w to, jak bardzo można zaniedbać taką organizację, choć oczywiście nie zrzucał winy na Starych Hersztów, a jedynie na Moriego.
- Znajdzie się z ośmiuset - przyznał Poughi. - Może trochę więcej.
Dazaiowi po prostu nie mieściło się w głowie, jakim cudem w Portowej Mafii mogło być tylu ludzi, o których nikt nie wiedział praktycznie niczego. Nie zamierzał jednak szerzej omawiać tej kwestii, przynajmniej na razie w obecności kandydata.
- Ozaki, jest Twój - oznajmił po krótkiej chwili niezręcznego milczenia Dazai i przesunął odpowiednią teczkę w stronę Herszt. - Ale nie przyzwyczajaj się do niego. Izaki, wiesz, co robić.
- Nie śmiałabym - odparła kobieta z szerokim uśmiechem, choć słychać było w jej głosie nutkę zawodu.
- Będę Ci go przecież pożyczać - obiecał Dazai tonem, jakby mówił o boskim pistolecie, którym niechętnie będzie się dzielił. Albo o lakierze do paznokci. Ton Dazaia zawsze był dla wszystkich skomplikowaną tajemnicą.
Chłopak wyszedł z konferencyjnej w dobrym humorze, ale gdy tylko drzwi się zamknęły, odezwał się Nakahara.
- Gnido, gość próbował Cię zabić, naprawdę chcesz mieć takiego człowieka w Eleven? - spytał, aktualnie zmartwiony.
- Oj Chuu, spójrz na to troszkę dokładniej. Najbardziej prawdopodobnym jest, że już wchodząc tutaj używał swojej Zdolności. Czyli miał całe pięć minut, przez które mógł mnie zabić, a zamiast tego tylko stał, przykładając mi praktycznie nóż do gardła - Osamu podniósł nieco omawiany przedmiot do góry. - Co to może znaczyć?
- Że rozkoszował się możliwością wysłania Cię na tamten świat o minutę za długo? - spytał Nakahara tonem, który ewidentnie sugerował, że Dazai jest skończonym idiotą.
- Nie Chuu - brunet pokręcił przecząco głową, odkładając nóż przed siebie na blat. - To znaczy, że nie chciał mnie zabić. Testował mnie. Po co służyć pod kimś słabszym? No i zapewne chciał się jakoś wyróżnić. A musisz przyznać, że tego gościa zapamiętasz. Tak samo, jak musisz przyznać, że nie pamiętasz gościa, który wszedł tu o siedemnastej czterdzieści dwie, bo on tylko grzecznie się przedstawił i odpowiedział na nasze pytania. Prezencja jest ważna. A jego Zdolność może być bardzo przydatna i oszczędzić mi kłopotów z szukaniem drugiego Szefa.
- Dazai - warknął ostrzegawczo Harada, który już przecież rozmawiał z Osamu o tym, czy ten aby na pewno czuje się odpowiednio po szefowemu.
- Nie panikuj Harada - odparł ten, machając lekko ręką, niby uspokajająco. - Nie rezygnuję ze stołka. Po prostu przydałby się nam ktoś, kogo moglibyśmy oficjalnie podstawić policji. Kogoś, kto będzie na wszystkich naszych legalnych akcjach, ale nie będzie wiedział o szemranych sprawach. Taka fasada parawanowa. Będzie zakrywał mnie, a w razie podejrzeń Portówki, aresztują jego a nie mnie.
- Normalnie boli mnie głowa, jak Cię słucham - oznajmił Harada, rozmasowując skronie i spoglądając na nich zmęczonym wzrokiem. - Nie wyobrażam sobie myśleć w ten sposób. Rozważać wszystko. To dopiero musi być uciążliwe.
- Wciąż mniej uciążliwe niż Twój wytrenowany piesek - Dazai zdobył się na przytyk niskich lotów i wytknął język w stronę mężczyzny.
- Jeśli mówisz o Ushibie to ja wciąż będę się bronił, że to nie moja wina i dzieciak po prostu już tu taki przyszedł - odparł tamten, podnosząc rękę.
- Oczywiście Harada, oczywiście - oznajmił Osamu, udając, że wierzy mężczyźnie. - Ale na razie wróćmy do reszty kandydatów, dobrze? - dodał, zanim Herszt zdążył cokolwiek dopowiedzieć.
Minęło kilku kolejnych nudnych ludzi i Dazai zaczynał żywić przekonanie, że naprawdę nic dziwnego więcej się tego dnia nie wydarzy. Trzeba było jednak przyznać, że sytuacja z Naokim rozbudziła wszystkich i dała im jakiegoś nowego kopa do roboty. I zdecydowanie była wydarzeniem dnia. Przynajmniej dopóki nie pojawił się jeden z kolejnych, dość nietypowych kandydatów.
- Czy potrafisz służyć pode mną i obecnym tu zarządem? - spytał Dazai spokojnie, niemal leniwie, ale gdzieś tam w nim kryła się pewna czujność, widoczna jedynie w jego oczach.
- Stwierdzam to z ogromną przykrością, ale nie.
Wzrok wszystkich utknął w starszym, ponad pięćdziesięcioletnim mężczyźnie, który stał przed nich, nie wykazując praktycznie żadnych emocji. Dazai musiał przyznać, że była to jakaś nowość, choć nie jedna z tych przyjemnych. I musiał przyznać, że solidnie zabolało go serce, choć miał nadzieję, że nie dał niczego po sobie poznać. Nakahara delikatnie ścisnął rękę Osamu, siedząc z tyłu i potrafiąc sobie wyobrazić, co w tym momencie brunet czuł. Niejednokrotnie Dazai współpracował z Yujim, co prawda nigdy nie potrafili się dotrzeć i ustalić jednej wersji wydarzeń, głównie przez lekkomyślne i niedbałe podejście bruneta, które doprowadzało Yujiego do szewskiej pasji.
- Spędziłem w Portowej Mafii praktycznie całe swoje życie. Ishiguri uratował mnie na dobrą sprawę z ulicy. Pracowałem dla niego, później dla Moriego. Łącznie będą trzydzieści cztery lata. Nie sądzę jednak bym był w stanie pracować dla Ciebie. Nie dogadywaliśmy się, gdy byłeś Hersztem i nie sądzę, by cokolwiek zmieniło się teraz. Oczywiście, widzę, że się zmieniłeś, może nawet dorosłeś, ale to nie jest wystarczające. Nie dla mnie.
- Oczywiście rozumiem - oznajmił Dazai poważnie, nieco głucho. - Kaguya, podałabyś mi proszę tamto pudło, to, w którym nie ma już dokumentów - wyjaśnił, gdy dziewczyna wstała i pokazała jedno z nich i podziękował, gdy postawiła je tuż przed nim.
- Dazai - zaczęła cicho Ozaki, jednak chłopak powstrzymał ją uśmiechem.
- Musisz zdać identyfikator, kartę wstępu i podręczną broń. Teraz - oznajmił Szef, przesuwając pudełko w stronę mężczyzny. - Masz czas do jutra do północy na zdanie dwóch paszportów na fałszywe nazwiska, jakiejkolwiek broni pozyskanej od Portowej Mafii, pozwolenie na posiadanie broni jeżeli zostało ono wyrobione za czasów Twojego pobytu w tej organizacji. A także wszelkich innych dokumentów, którymi legitymowałeś się za czasów służby. Oczywiście nie zostanie ograniczona Twoja możliwość wstępu do i wyjścia z budynku do jutrzejszej północy, będziesz jednak musiał potwierdzać swoją tożsamość w recepcji. Kwestia bezpieczeństwa, zresztą, doskonale to wiesz. Jeśli mieszkasz lub na stałe przebywasz w budynku Mafii masz dwa dni na opuszczenie Biurowca. Maksymalnie pojutrze o północy w takim wypadku musiałbyś zdać klucze do zajmowanego pokoju, a także wszelkie inne, związane z tymże budynkiem lub innymi powiązanymi z Portową Mafią. Czy to jasne? - spytał Osamu, zachowując pełną powagę, choć w środku praktycznie skamieniał, ale jakimś udem dał radę wypowiedzieć całą formułkę mimo zmartwionych spojrzeń wszystkich.
Mężczyzna podszedł i wrzucił wszystkie wymienione rzeczy, które miał przy sobie do pudełka.
- Resztę zdam jutro na recepcji pod własnym nazwiskiem - oznajmił. - Dziękuję za lata współpracy.
- Yuji, pamiętaj proszę, że jeśli kiedyś zmienisz zdanie, zawsze będziesz mile widziany w tych progach, jeśli tylko zdecydujesz się wrócić - oświadczył Dazai, słabo się uśmiechając. - To niezwykle mało prawdopodobne, ale wolę żebyś o tym pamiętał.
- Dopóki żyję nie ma na to najmniejszych szans - obiecał mu Yuji, praktycznie stojąc już w drzwiach, gdy ponownie zatrzymał go głos.
- Nie zapomnij o zakryciu tatuażu przynależności - przypomniał mu Dazai. - Innym tatuażem, operacją laserową. Nie wnikam. Niestety robisz to już na własny koszt, nie będę wnikał w jaki sposób.
- Już umówiłem spotkanie w tym celu - oznajmił Yuji i zniknął za drzwiami.
W pomieszczeniu po kliknięciu zamka w drzwiach zapadła cisza tak gęsta, że zdawałoby się, że można ją kroić nożem. I nikt nie odważyłby się jej przerwać. Nie jako pierwszy. Siedzieli więc tak, jak zaklęci w czasie, wszyscy zmartwieni o Dazaia, który tylko siedział na stole, patrzył w przestrzeń i się uśmiechał, co chyba najbardziej ich w tej sytuacji przerażało. Chyba nawet bardziej niż leżące tuż przed nim pudełko.
- Nie roztrząsajmy tego - oznajmił spokojnie chłopak. - Wszyscy wiedzieliśmy, że to się w pewnym momencie stanie. To się musiało stać. A my mamy jeszcze kilkunastu ludzi do przepytania.
Spokój w jego głosie byłby nawet uspokajający, gdyby nie fakt, że ściskał palce tak mocno, że knykcie pobielały mu tak mocno, że wyglądało to cholernie niezdrowo. Nawet Nakahara, mimo że naprawdę chciał go pocieszyć, pogłaskać po plecach, czy okazać wsparcie w jakikolwiek sposób, najzwyczajniej w świecie się bał. I przez dłuższą chwilę nawet nie potrafił go dotknąć, choć sam nie wiedział dlaczego i doskonale potrafił zrozumieć, jak irracjonalne to było.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top