P. LXXXIV / PRZECIEŻ NAJWIDOCZNIEJ CZARNE KOTY WCALE NIE PRZYNOSZĄ PECHA
Krótkie odautorskie: Siemson Miśki! Przepraszam Was za tak długą przerwę w pisaniu tego opowiadania, ale jakoś nie mogłam się do niego zabrać. Ruszyłam natomiast dalej z Haikyuu (miało być AsaNoya, jest Noya x OC ze skrawkami AsaNoyi, ale co się odwlecze to nie uciecze czy jakoś tak) i z własnym tekstem (wow, dwa rozdziały, brawo Lucek). Niemniej, nie przedłużam, życzę miłego czytania Miśki! #LuceuszOut ~
Stojąc i słuchając, jak Nakahara opowiada Kato o tym, dlaczego ściganie się z Adelaide, lub chociaż pozwolenie jej na prowadzenie, jest złym pomysłem, który skończy się rozwałką, Dazai przypominał sobie o innych zniszczeniach, za które byli ostatnio odpowiedzialni. Wyciągnął telefon i będąc przekonanym, że Fukuzawa już śpi, napisał krótką wiadomość, że pojawi się jutro z architektem i budowlańcem do wyceny. Następnie przejrzał listę kontaktów i wybrał jeden, praktycznie z samego końca. O ile sądził, że Szef Zbrojnej Agencji już śpi, wszakże było po północy, o tyle dzwoniąc do swojego ulubionego architekta miał pewność, że zastanie mężczyznę na nogach. Przecież architekci nigdy nie śpią. Nie potrzebują tego, skoro żywią się kawą i nienawiścią do zidiociałych klientów. Osamu uśmiechnął się lekko, gdy mężczyzna odebrał po raptem trzech sygnałach.
- Co tym razem zburzyłeś? - padło pytanie zamiast jakiekolwiek formy przywitania.
- Lepiej zatrudnij sobie asystenta - odparł na to Szef Portówki.
- Nie było żadnego trzęsienia ziemi, prawda? Ten obszar, praktycznie w centrum, nad rzeką to Twoja sprawka? Mogłem się domyślić - kontynuował architekt, a Dazai niemal potrafił wyobrazić go sobie, jak mężczyzna siedzi i bawi się długopisem w czasie rozmowy.
-Mogłeś - przyznał brunet. - Ale to nie wszystko. Jeszcze jeden budynek, wyślę Ci adres. Masz czas jutro?
- Głupie pytanie dzieciaku - w głos architekta wkradło się nieco rozczarowania. - Oczywiście, że nie mam. Mam cztery inne projekty w toku. Ale jak znam życie to wpompujesz taką kasę w nadbrzeże, że będę żałował, że się tego nie podjąłem. Znajdę jutro czas. O której i gdzie najpierw?
- Nadbrzeże dostaniesz w prezencie jeśli dobrze sobie poradzisz z tym drugim budynkiem - oświadczył Dazai niesamowicie się ciesząc. - Czy dziewiąta rano Ci pasuje? Odebrać Cię z firmy albo mieszkania czy wolisz spotkać się na miejscu?
- Możesz odebrać mnie z firmy. Muszę dzisiaj zarwać nockę, a do tego będę miał czas żeby na Ciebie ponarzekać. Tak czy siak wygrywam. Do jutra Dazai.
Osamu grzecznie podziękował, pożegnał się i rozłączył. W normalnych okolicznościach zapewne obraziłby się za nazwanie go dzieciakiem. Zwłaszcza, że Eiji Araki doskonale wiedział, że Dazai należy do Portówki. Troszkę przestarzała informacja, ale trzeba było mu oddać, że była aktualna, gdy rozmawiali po raz ostatni. Pewien poziom ekspresji i profesjonalizmu, który perfidnie widać było w pracach architekta zauroczył młodego Osamu na tyle, by pozwolić czterdziestolatkowi na nazywanie go, jak tylko chciał. W pewnych granicach oczywiście.
Brunet uśmiechnął się szeroko, gdy w drzwiach pojawiła się Kato, z ewidentnym przerażeniem wymalowanym na twarzy. Gdy Nakahara zaczął od informacji, że są nawet w podobnym wieku, że Adsy jest tylko o dwa lata starsza od Sayori, dziewczyna odetchnęła z ulgą. Gdy dowiedziała się o jej osiągnięciach, zachowaniu i manierach, jej nadzieje zniknęły jak poranna mgła. Chuuya tylko szedł za nią, nie próbował jej nijak pocieszyć. Doskonale wiedział, że na nic się to zda, a że lepiej było przygotować dziewczynę na najgorsze. Uśmiechnął się jednak szeroko widząc czekającego na niego Dazaia. Gdy Kato oddaliła się, zostawiają ich samych, Nakahara zaczął cicho temat.
- Jak mina Harady? - spytał szeptem, próbując się nie śmiać.
- Lepsza niż potrafisz sobie wyobrazić. Dobrze, że siedział - odparł Dazai z lekkim uśmieszkiem. - Załatwiłem też sprawę z Ozaki, ot żeby nie marnować czasu - brunet zobaczył jak Nakahara kiwa ze zrozumieniem głową. - I jest jeszcze jedna rzecz, o której koszmarnie zapomnieliśmy. Afera ze Zbrojną Agencją. Mieliśmy im ponad tydzień temu wysłać kogoś do wyceny.
- Cholera, zapomniałem o tym - mruknął Chuuya, zaczynając być złym na siebie. Przecież obiecał sobie, że będzie pamiętał, choćby ze względu na to, ile Dazai na siebie wziął i chcąc nieco go odciążyć. - Przepraszam - dodał poważnie. - Ale wiesz, może to znak? Może próbujesz zrobić za dużo rzeczy na raz?
- Pewnie masz rację - przyznał się Osamu, przeczesując włosy palcami. - Ale nawet jeśli to i tak inaczej nie potrafię. Niemniej, musimy tam jutro pojechać. Jesteśmy umówieni z Arakim o dziewiątej. Weźmiesz budynek Zbrojeniówki?
- Chcesz od razu załatwić nadbrzeże? - spytał Nakahara, w lot pojmując plan Dazaia i zgadzając się na niego. Wiedział, że odciąży go, zabierając mu jedną sprawę, ale nie będzie wchodził z butami na teren, który Dazai chciał posprzątać sam.
- Yep - potwierdził Osamu, dodatkowo skinąwszy głową.
- Powiadomię Yuriko i Kumizawę - oznajmił Nakahara, wyciągając telefon i już pisząc wiadomości. - Spotkamy się z nimi na miejscu. Chcemy kogoś do ochrony?
- Myślałem o tym, ale wydaje mi się to niepotrzebne - odparł Dazai. - Obaj umiemy dobrze strzelać, więc nawet w najgorszym przypadku sobie poradzimy. Chociaż Kaguya by się ucieszyła z możliwości pójścia z nami - dodał z szerszym uśmiechem.
- Przeczuwasz, że ktoś będzie próbował Cię oszukać? - spytał z lekkim niedowierzaniem Chuuya, z palcami dosłownie o centymetr zawieszonymi nad ekranem telefonu.
- Oczywiście że nie - żachnął się Osamu. - Ona po prostu ma zacięcie architektoniczne i strasznie lubi takie rzeczy.
- A, w ten sposób - skinął głową Nakahara. - Bez Hayato się nigdzie nie ruszy, więc z góry napiszę do obojga.
- Powiadom jeszcze jeśli możesz Shizuki - dodał po krótkim namyśle Dazai.
- Shizuki? - spytał Chuuya, z lekko niedomyślną miną. - Przecież ona jest od narkotyków.
- A my będziemy potrzebować pralni brudnych pieniędzy. Najłatwiej ustawić to w nowym budynku, projektowanym przez kogoś, komu w pełni ufamy - wytłumaczył mu spokojnie brunet, opierając się względnie wygodnie plecami o ścianę.
- Mądre - oznajmił Nakahara z pochwałą w głosie i dodał kolejnego odbiorcę do wiadomości.
Dazai w tym samym czasie wysłał wiadomość do Arakiego z pierwszym adresem i godziną spotkania, ot na wszelki wypadek, bo przecież artystom zdarza się zapomnieć o bożym świecie i zrobił sobie notatkę by podjechać po kawę dla architekta. Wysłał również zawiadomienie do wszystkich w Cuppoli, że mają wolne do trzynastej, ale będą pewnie siedzieć do północy, więc żeby przyszli wypoczęci. Schował telefon do kieszeni płaszcza i spojrzał z rozczuleniem na Nakaharę. Harada miał rację, gdy przedstawiał mu swój wywód. Dazai doskonale wiedział, że zrobiłby wszystko byleby twarz Chuuyi zawsze była tak rozpromieniona i radosna. Ale tylko gdy są sami, przecież Chuuya udawał poważnego dorosłego, gdy w pomieszczeniu znajdował się ktoś trzeci.
- Myślisz o dodaniu kogoś jeszcze? - spytał Nakahara czując na sobie wzrok bruneta i nie potrafiąc go do końca zrozumieć.
- Nope - zaprzeczył Dazai lekko, nie przestając się wpatrywać w niższego chłopaka.
- To o co chodzi? - dopytywał rudzielec, chowając telefon i podnosząc wzrok tak, by spojrzeć Osamu prosto w oczy.
- To nic wielkiego - odparł Dazai z uśmiechem. - Po prostu za każdym razem, gdy na Ciebie patrzę, uświadamiam sobie, jak bardzo mi na Tobie zależy. I jak silny jesteś - oznajmił, odpychając się lekko od ściany i pokonując krok, który ich dzielił, tylko po to by delikatnie odgarnąć włosy z czoła Chuuyi i czule go tam pocałować.
- Idiota - mruknął Nakahara, czując, jak niewielki rumieniec wpływa mu na policzki.
- Ale idiota, którego kochasz - oświadczył Osamu i przerzucił rękę nad karkiem rudzielca, niejako zmuszając go do przytulenia się do niego i pokonania trasy do domu w sposób, gdzie nie było między nimi żadnej zbędnej przestrzeni.
Nakahara nic już nie odpowiedział tylko uśmiechnął się szeroko i objął wyższego w pasie, przy okazji opierając policzek o ramię Dazaia. Niezbyt wygodna pozycja do chodzenia, ale przecież nie zależało im na czasie czy wygodzie, a jedynie na byciu blisko siebie.
- Zadzwonię jutro do Shuujiego - oznajmił Nakahara, gdy wsiadali do auta na podziemnym parkingu, po tym, jak obaj zostali wylegitymowani. - Na weekend pewnie wraca do domu z uczelni, więc może da radę zebrać swój zespół i pojawią się tu na rozmowę z Ukaiem. Myślę, że on też będzie szczęśliwszy wiedząc, że ma od czego zacząć.
- Dobry pomysł - pochwalił go Dazai, zajmując niechętnie miejsce pasażera. - Jesteś pewien, że chcesz prowadzić? Nie jesteś zmęczony?
- Dam sobie radę gnido i nie wpakuję nas na uliczną latarnię - zapewnił go rudzielec, uruchamiając silnik. - A Ty chyba powinieneś zmienić jednak ten plastik - dodał, głową wskazując na kartę, którą Dazai wciąż trzymał w dłoniach. - Symbol Herszta już nie za bardzo Ci pasuje.
- Przyganiał kocioł garnkowi - Dazai w niezwykle dojrzały sposób wytknął język w stronę Chuuyi.
- Po prostu czekam, aż Ty to zrobisz. Inaczej mogłoby być trochę niezręcznie - odparł poważnie, przewracając oczami i próbując nie komentować dziecinnego zachowania Osamu.
- Wiem, wiem - przyznał szczerze Dazai, absolutnie poważniejąc. - Po prostu w jakiś sposób to do mnie wciąż nie dociera. Raczej nie tego spodziewałem się po tej organizacji. Są jednak pewne plusy w związku z tym, jak bardzo spierdolił Mori. Nikt nie bierze nas już na poważnie, więc chwilowo unikamy niechcianego rozlewu krwi, a możemy robić wszystko, co musimy, w naszym spokojnym tempie.
- Żadne tempo z Tobą nie jest spokojne - wytknął mu Nakahara, rozpędzając się na pustych ulicach.
- Przesadzasz - skomentował to Osamu, ale obaj uśmiechnęli się szeroko.
Najbardziej niezadowolony tego wieczora okazał się Bubel, którego potrzeba pieszczot nie została zaspokojona, z tego prostego powodu, że obaj mężczyźni byli w pracy. Okazało się jednak, że potrzeba pieszczot i bliskości Nakahary była znacząco większa, więc nikt specjalnie kocurem się nie przejął, a zamiast tego obaj mężczyźni, praktycznie obijając się o meble, ściany i framugi dotarli do łóżka, absolutnie zajęci sobą. To Dazai okazał się być logiczniej myślącym i przerwał w odpowiednim momencie, odgarniając włosy z czoła Nakahary i patrząc na jego cudowne, błyszczące oczy i oznajmiając mu, że przecież mają na wszystko czas. Chuuya nie mówił tego głośno, ale był wdzięczny za ten poziom zrozumienia, zwłaszcza, że gdzieś tam w nim wciąż tkwił strach, który zasiał w nim Kenichi. Niemniej jednak cieszył się, że nie wpływa to na pewien poziom intymności ich relacji. Dopiero gdy zasnęli, jeden w objęciach drugiego, po długiej serii czułych słówek i czynów, Bubel wdrapał się na łóżko i położył w jego nogach z czymś, co można byłoby uznać za koci uśmiech. Skoro jego właściciel był zadowolony, dlaczego miałby to po kociemu psuć? Przecież najwidoczniej czarne koty wcale nie przynoszą pecha.
Poranek był dla Nakahary nietypowy, ale musiał przyznać, że o niebo przyjemniejszy od poprzednich. Tym razem, jakimś cudem, otworzył oczy przed zamachnięciem się ręką, więc niczego niespodziewający się Dazai nie został omyłkowo znokautowany już w pierwszych minutach nowego dnia. Rudzielec uśmiechnął się szeroko, delikatnie obrysowując palcami obrys twarzy bruneta tak się na tym skupiając, że nie zauważył, kiedy ów brunet otworzył oczy.
- Rzeczywiście takie poranki są przyjemniejsze - przyznał Dazai z lekkim uśmiechem, zupełnie zaskakując Nakaharę, który natychmiast zabrał rękę.
- Oj spierdalaj - mruknął rudzielec, jednak nie protestował, gdy został siłą przyciągnięty do uścisku. - Nie musimy zrobić jakiegoś śniadania czy czegoś? - spytał tylko, jednak ton jego głosu wyraźnie zaznaczał, że rudzielcowi nijak po drodze z wychodzeniem z kuchni.
- Zaraz zrobimy - odparł Dazai, nawet na chwilę nie poluźniając uścisku.
To Dazai zajął się śniadaniem, gdy Bubel wskoczył na blat i dość sugestywnie podstawił się pod rękę Nakahary. Dobre intencje rudzielca żeby pomóc na nic się zdały, pokonane przez czarną kulkę. Telefon rudzielca rozdzwonił się, gdy przyszło mu pięć powiadomień z potwierdzeniami o pojawieniu się w wyznaczonym miejscu. Osamu pamiętał, że powinni zahaczyć o kawiarnię, zresztą Nakahara na widok kawy też jakoś tak nagle zmiękł, mimo że prowadził. To Osamu trzymał dzielnie wszystkie kubki na papierowej podkładce, gdy zajechali pod biurowiec, w którym mieściła się pracownia architektoniczna Arakiego. Mieli jeszcze piętnaście minut, ale przecież bycie przed czasem należało do zasad dobrego wychowania, nie? Według Arakiego, który wpadł zdenerwowany do auta, najwidoczniej nie.
- Mieliście być o dziewiątej - wytknął im, zamiast przywitania.
- Mieliśmy być spóźnieni? - spytał Nakahara, podając alternatywę.
- Nie, mieliście być na czas - oznajmił architekt, wygodnie rozsiadając się na tylnych siedzeniach. - Jeśli Wy bylibyście spóźnieni, ja musiałbym czekać, a to niegrzeczne. Jeśli przyjeżdżacie za wcześnie, stawiacie mnie w sytuacji spóźnienia, mimo że tak naprawdę się nie spóźniłem, co też zbyt grzeczne nie jest. Czy to kawa? - zakończył swój wywód pytaniem, skierowanym wprost do Dazaia.
- Tak, a Ciebie też miło widzieć - oznajmił brunet, z uśmiechem podając jedną kawę do tyłu. - Muszę Cię ostrzec, że nie będziemy sami. Dostałem wiadomość od Fukuzawy, że kilku ludzi od nich wolałoby się przyglądać Twojej pracy. No i będzie kilku ludzi ode mnie.
- Po co ten tłok? - spytał retorycznie mężczyzna i westchnął ciężko, ale więcej nie zamierzał narzekać. Przynajmniej nie na członków Portówki, którzy gdy on zaczynał pracę, grzecznie stawali obok i odpowiadali konkretnie na pytania, a nie wałęsali i włóczyli mu się pod nogami, przeszkadzając w pracy. Rozumiał, że oni też mieli swoje protokoły.
- Niestety jest konieczny - odparł mimo to Dazai. - Zanim jeszcze dotrzemy. Na nadbrzeżu będę potrzebował podwójnych planów. Oczywiście, dostaniesz taką wypłatę, jakiej sobie zażyczysz - zaznaczył też od razu.
- Wykorzystujesz teren pod pralnię. Mądre. Wycenę za tamto Ci przedłożę najpóźniej jutro rano, wycenę za Zbrojeniówkę rozumiem, że w dwóch egzemplarzach. Do Was i do Zbrojeniówki?
- Owszem - potwierdził Nakahara spokojnie i zaparkował w niedalekiej odległości od kupy gruzu.
- Żeście narozrabiali - gwizdnął z niejakim podziwem Araki. - Zadzwonię po mojego sprawdzonego majstra to przyjedzie z ekipą budowlaną w przeciągu pół godziny i zaczną zgarniać ten gruz. Chociaż samo to Was będzie kosztować majątek - zaznaczył mężczyzna, wysiadając z auta i odchodząc kawałek.
- Jesteś pewien, że to dobry pomysł? - spytał cicho Nakahara, sięgając po kubek z kawą i starając się wyglądać jak najmniej podejrzanie. - Gość może nas wsypać w każdym momencie na policji jeśli będzie wiedział o pralni od tak.
- Ale nie wsypie - zapewnił go Dazai z szerokim uśmiechem. - Właśnie za to go cenię. Pracuje dla Portówki od wielu lat i nigdy nas nie zdradził. A wiesz czemu? Bo na tym zarabia. W dupie ma, czy buduje rzeźnię czy przedszkole dopóki dostanie za to odpowiednią wypłatę. No i gość jest jednak nieco socjopatą. Taki już jego urok. Trzeba tylko dbać o jego ego, ale od tego mamy przecież Kaguyę, prawda?
- Nie on jeden mógłby pretendować do tytułu socjopaty - mruknął Nakahara, gdy wysiadali z auta, za co Dazai nagrodził go nierozumiejącym spojrzeniem. - Niezbyt typowego, ale jednak pewne tendencje są - dodał sam dla siebie, zamknął auto i grzejąc palce o ciepły kubek, ruszył za Dazaiem. W powietrzu czuć było już nadchodzącą chłodną jesień.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top