P. LXXIX / TYLKO NIE DAJCIE UCIEC MOJEMU KOTU

W sali konferencyjnej cisza i gwar przychodziły i odchodziły niczym morskie fale. Początkowo, gdy Dazai tylko mówił o tym, co zamierza zrobić, gdy dla wszystkich obecnych w sali brzmiało to rozsądnie, była cisza. Przeprowadzenie rozmów w otoczeniu całej Cuppoli składającej się z Eleven i Rady Hersztów miało z założenia być monotonnym i czasochłonnym zajęciem. Dzięki takim jednak rozmowom, można było bezpośrednio wykluczyć ludzi, którzy nie wyobrażali sobie pracy pod rządami Dazaia. Co więcej, można było od razu przydzielić ludzi do konkretnych Hersztów, zgodnie z tym, co rozplanował sobie wcześniej Osamu, a Hersztowie od razu wiedzieliby, kogo mają w swoich Oddziałach. Gdy brunet wstępnie poinformował ich o zmianach byli nieco zawiedzeni. Nie mógł im się dziwić. Przywykli do mniejszego tłumu, a z podwładnymi wypracowali już sobie konkretne relacje. A on zamierzał większość z tego po prostu zniszczyć od tak. Nie sprzeciwiali się jednak. Kto jak kto, ale Hersztowie doskonale znali mózg Dazaia. I jego możliwości. I nikt nie śmiał wątpić w to, że chłopak podejmuje dobre decyzje, które w przyszłości przyniosą same dobre zmiany. Po prostu nie mieli czasu by się na nie przygotować. Dlatego, choć przyjmowali je ze spokojem, pojawiły się szczątki negatywnych uczuć, które po pewnym czasie znikną same z siebie.

Do tego sam fakt, że było ich nagle tak wielu był przytłaczający. W Portowej Mafii było pięciu Hersztów od dosłownie niepamiętnych czasów. Taką liczbę ustawił Trzydziesty Szef i tak już zostało. Miało to swoje logiczne powody. Brak parzystości niwelował możliwość takiej samej liczby głosów po obu stronach problemu. No i wtedy to jeszcze wystarczało, bo Portówka dopiero się rozwijała, a ludzie byli dobierani z najwyższą starannością. Coś zupełnie innego, niż przyjmowanie każdego, kto potrafi wypowiedzieć "Portowa Mafia" przez Moriego. To zresztą był tylko dodatkowy powód utwierdzający wszystkich w przekonaniu, że powinni zrobić selekcję. Kto wie, czy nie przyjęli kapusia czy kogoś o słabych nerwach? Niby Hersztowie próbowali sprawdzać tych ludzi, nawet po przyjęciu, żeby może dać im prywatnie znać, że nie pasują do Portówki i powinni zniknąć, ale z wyraźnymi rozkazami Szefa i jego decyzjami, co do powiększania szeregów Mafii, mieli dosłownie związane ręce.

Fakt, że Dazai zamierzał przepytać ponad sześć tysięcy osób w przeciągu najbliższego kwartału brzmiał nieco przerażająco. W końcu mieli w tym czasie wykonywać inne akcje, wykorzystując do tego jedynie zaufanych ludzi. Co oznaczało, że zostaną sporo razy po godzinach. I choć była to niezbyt przyjemna wizja, doskonale zdawali sobie sprawę z tego, że to tylko brzmi tak źle. Byli niemal pewni, że rozmowa z prawie połową mafiozów będzie czysto formalna. Byli to ludzie, którzy poświęcali niekiedy całe swoje życia Portówce i służyli jej wiernie, nigdy nie dając powodów do wiary, że działają na korzyść innej organizacji. Dlatego w wielu przypadkach padałyby tylko trzy pytania, w towarzystwie Kaguyi oczywiście, i tyle. Najszybsza rozmowa kwalifikacyjna świata. Czy ktoś jest w stanie pracować dla Dazaia. Czy zdradził bądź zamierza zdradzić organizację. Czy przysięga pracować jedynie na korzyść Portowej Mafii lub opuścić ją raz na zawsze, gdy jego ideały przestaną pasować do mafijnych. I tyle. Wystarczyły dobre odpowiedzi i koniec rozmowy. Dlatego wszyscy, jak jeden mąż, już  z góry nie lubili rozmów, które nastąpią po tych krótkich.

Dopiero, gdy Dazai powiedział im, że wstępnie zamierza przeprowadzać rozmowy jedynie przez tydzień, bo taka ilość ludzi będzie dla nich wystarczająca, by pozwolić Mafii na poprawne funkcjonowanie, a potem zamierza rzucić się na samą Yakuzę, wszyscy zamarli. Nawet Nakahara, który przecież sam zaplanował, jak zniszczyć Salvatruchę, a więc powiązaną akcję, spojrzał na chłopaka zdziwiony. Brunet jednak tylko puścił do niego oczko i uśmiechnął się lekko, przeczekując pierwszy moment, w którym wszyscy czuli potrzebę przekrzyczenia innych, w związku z właśnie usłyszaną wiadomością. I niby część z nich słyszała to już dzień wcześniej, przed rozmowami z kandydatami, ale wciąż najwidoczniej myśleli, że być może Dazai żartował i nie brali tego aż tak na poważnie. Część Hersztów, która dzierżyła tę pozycję dopiero od kilku godzin, nie odzywała się w ogóle. Jeszcze nie wiedzieli, czy mają do tego prawo, czy powinni używać jakichś formalnych zwrotów. Dla nich była to całkowicie nowa sytuacja, a do tego słowa Dazaia nimi wstrząsnęły. Przejęcie Yakuzy to byłoby coś. I pozwoliłoby im na wejście na większą scenę, może nawet międzynarodową, biorąc pod uwagę kontakty większej Mafii. No i na końcu tego wszystkiego siedzieli Kaguya z Hayato, którzy po prostu wyglądali, jakby właśnie dla tego dnia się urodzili i jakby gwiazdka przyszła wcześniej, a sam Święty Mikołaj obrzucił ich najlepszymi prezentami.

- Nie przejmiemy od razu całej Yakuzy - odezwał się w końcu Dazai, uciszając natychmiast powstały harmider, mimo że nawet nie podniósł głosu. - Mamy przewagę ze względu na ich akcję u nas i na skrzywdzenie wysoko postawionego członka. Akcja przeciwko Salvatruche odbędzie się najpierw, musimy się całkowicie pozbyć tego gangu. Niby to mafia, ale tak niewielka, że nie potrafię ich traktować tak samo, jak Yakuzy. Zniszczenie ich, jeśli podlegają Yakuzie będzie praktycznie wypowiedzeniem wojny. Ale to dobrze. Będzie musiało się odbyć spotkanie dwóch zarządów zanim poleje się więcej krwi. Nie ma szans, że pójdziemy wszyscy. Z tego, co wiemy, Yakuza ma urządzenie pozwalające na stłumienie Zdolności, a wszyscy obecni w tym pomieszczeniu jakąś posiadają, poza Izakim oczywiście. Jeśli coś pójdzie źle, a na to zawsze jest szansa, nie możemy za jednym zamachem pozbawić Portówki całego dowództwa. Dlatego na rozmowy pójdę ja, Nakahara, Endoki, Harada, Ren, Kato i Ajibana. Myślę, że siódemka z Rady wystarczy, a powoli trzeba wdrażać nowych Hersztów w akcję.

- Nie boisz się, że to za duże wyzwanie dla nowych Hersztów? - spytała Ozaki szczerze zmartwiona. - Zdecydowanie przeważyłeś proporcje. Jasne, Yakuza weźmie nas poważnie, gdy zobaczy, jak licznym składem się pojawiliście, ale bierzesz ze sobą raptem jednego doświadczonego Herszta. Jeśli zacznie się rozlew krwi, będziesz, za przeproszeniem, w ciemnej dupie. To nie tak, że umniejszam ich umiejętnościom, ale wielu z nich nigdy nie uczestniczyło w tego typu akcji i mogą nie wiedzieć, jak się zachować.

- Kiedyś muszą się nauczyć - zauważył Dazai. - Zresztą, przemyślałem wszystko. W razie niepowodzenia wolę, by większość Starych Hersztów przeżyła i kontynuowała działanie Mafii, bo jeśli wymordują nas, na pewno rzucą się na Kobe, uznając je za swój teren. Wszyscy, którzy zostaną będą musieli być przygotowani na wojnę. W ten sposób może uda się ochronić jak najwięcej ludzi, a przy okazji Portową Mafię. Dodatkowo, nie idziemy przecież tam sami. Zdecydowałem, że przydzielę po dwóch ochroniarzy do każdego idącego. Ot kwestia odpowiedniego pierwszego wrażenia na wejściu, że jesteśmy liczną grupą. Tu chciałem wprowadzić trójkę członków Eleven przede wszystkim. Jako moja ochrona pójdą Izaki i Kaguya. Nie chodzi mi tu o kwestie fizyczne oczywiście. Zakładam, że Yakuza spróbuje przeciw nam użyć tego urządzenia, które niweluje Zdolności. Naprawdę wiele będzie od Ciebie zależało - zwrócił się Dazai do Izakiego. - Musisz się niepostrzeżenie, bez żadnej ochrony przedrzeć za linię wroga, złamać wszelkie zabezpieczenia i zdezaktywować te urządzenia, bo dopóki one działają, jesteśmy praktycznie bezbronni. Myślałem o przydzieleniu Ci Akutagawy do ochrony. Zastanawiam się jedynie, czy nie jest on zbyt wybuchowy i niezrównoważony do tak delikatnej akcji.

- Dazai, doskonale zdajesz sobie sprawę z tego, że ten dzieciak zrobi wszystko byleby Ci zaimponować. We Włoszech nikogo nie zabił - przypomniała mu Shizuki z lekkim wzruszeniem ramion. - Jeśli mu powiesz, jak ważna jest dla Ciebie dyskrecja w tej misji, nawet Ty nie zauważysz, jak się przemyka. Do tego puszczenie samego Izakiego ma i wady, i zalety. Jasne, mniejsza szansa na wykrycie go i nie jest zależny od tych urządzeń niwelujących Zdolności, ale może sam nie dać rady się obronić.

- Zwłaszcza, że wciąż nie potrafi celnie strzelać - wtrącił się na chwilę Nakahara, dość sugestywnie patrząc na policzek ukochanego. - A Akutagawa potrafi, choć ciężko mi to przeszło przez gardło.

Wiele osób znajdujących się w pomieszczeniu zgodziło się z tą dwójką. Demokracja już zaczynała działać. Dazai w końcu, po usłyszeniu opinii wszystkich, ponownie zwrócił się do Izakiego.

- Wolisz iść solo czy z Akutagawą? Czy masz inny pomysł? Wysłucham wszystkiego - oznajmił spokojnie.

- Pół na pół. Nie chcę iść z samym Akutagawą - odparł Izaki. - Jeśli on zacznie szaleć będziemy musieli się rozdzielić. Najchętniej poszedłbym z nim i z kimś, kto nie posiada żadnej Zdolności, ale jest piekielnie dobrym strzelcem. Jeśli Akutagawa da radę nas ukryć, co raczej nie powinno stanowić problemu, wydaje mi się, że to najlepsza opcja, a i ja będę czuć się bezpieczniej, mając świadomość, że mam plecy. 

- Okay - zgodził się Dazai bez wahania. - Przedstaw mi jutro propozycje ludzi, których uważasz za nadających się na trzecie miejsce - Izaki skinął głową na znak, że tak zrobi i Osamu już chciał kontynuować swój plan, gdy przeszkodziła mu Fujimoto.

- Dazai, jeśli Twoja dwójka, pardon, trójka ochroniarzy idzie na solową misję to znaczy, że Ty zostajesz sam. Wszyscy Starzy Hersztowie są świadomi Twoich umiejętności i logicznego myślenia i przewidywania wszelakich sytuacji, ale zrozum, że nie możemy puścić Szefa zupełnie bez ochrony. Bez urazy Kaguya.

- Właściwie to się zgadzam, więc zero problemu - odparła dziewczyna, wbijając wzrok w Dazaia. - Jeśli Izaki pójdzie wypełnić pobocznego questa, a Yakuza użyje tych magicznych urządzonek, skąd w ogóle wiemy, że je mają - zapytała w połowie zdania i wróciła do przerwanego wątku, lekko wymachując lizakiem. - A moja Zdolność to tylko wykrywanie kłamstw. Mogę spróbować użyć Drugiego Źródła i wytworzyć barierę, ale pamiętaj Szefie, że to ma olbrzymie ograniczenia. Zwłaszcza czasowe. I nie mam pojęcia czy zadziała przeciw urządzeniu, które ma niwelować Zdolności. To bardzo dużo pytań bez odpowiedzi - zauważyła, celując lizakiem w Dazaia, a z całej jej postawy można wyczytać zmartwienie.

- Jesteśmy stuprocentowo pewni, że je mają. Wszyscy zapewne wiecie, że oddział Yakuzy stacjonujący w Kobe ponad trzy miesiące temu porwał i torturował Nakaharę - Dazai spojrzał na rudzielca, próbując w ten sposób okazać mu wsparcie i obiecać, że żadne niechciane szczegóły nie wypłyną w czasie tej rozmowy. Jednocześnie widział, jak Chuuya spiął się na samo wspomnienie tych wydarzeń i w sumie nawet nie miał prawa mu się dziwić. - Sam fakt, że dali radę go porwać jest dość nietypowy, bo wszyscy tu obecni również znają umiejętności Nakahary. Skoro praktycznie na własną rękę zdołał zmusić Pradawnego do wycofania się i regeneracji, jego moc nie jest mała.

- To urządzenie powoduje otępienie umysłu - podjął Nakahara, chcąc jak najlepiej przygotować ekipę na to, co mogło ich spotkać. - W pierwszym momencie poczułem, jakby uderzyła we mnie fala, która zaczęła siać spustoszenie w mojej głowie. Stałem na świeżym powietrzu, a miałem wrażenie, że brakuje mi tlenu. I tak cholernie bolała mnie głowa. Do tego wszystko zdawało się być takie szybkie w porównaniu do mnie. Słyszałem słowa, ale jakby przyciszone zza grubej kotary. Jedynie wzrok pozostawał nienaruszony.

- Jeśli to kwestia fal i słuchu, mogę coś wykombinować. Rodzaj słuchawek, które może zwiększyłyby Waszą odporność na to - wtrącił Izaki, zapisując kolejne rzeczy w notesie. - Choć dopóki nie będę miał możliwości rozgrzebania na czynniki pierwsze oryginalnego urządzenia, nie jestem w stanie zagwarantować, że zadziałają. Mogę spróbować z najbardziej prawdopodobnymi opcjami. Jeśli nie trafię to i tak znajdziecie się w wyjściowej pozycji, gdzie jesteście zagrożeni. Jeśli trafię, może to Wam jakoś pomóc.

- To dobry pomysł - przyznał Nakahara. - Lepsze to niż w ogóle nie spróbować.

- Z tego, co wiemy Yakuza nie posiada Uzdolnionych - kontynuował Dazai, z bólem w sercu patrząc na Izakiego skrobiącego coś w notesie i przypominając sobie o jeszcze jednej osobie, która miała nawyk zapisywania wszystkiego. Tę sprawę też należałoby jak najszybciej załatwić, bo przetrzymywali go już zdecydowanie zbyt długo. - Wątpię by dali radę kogoś do siebie przyłączyć, zapewne nawet nie do końca rozumieją Zdolności. Rozumieją je jednak na tyle, że wytworzyli przeciwko nim skuteczną ochronę. W ostateczności zostaniemy więc tylko my, jako równi ludzie, z odpowiednią ilością broni. I tak, słusznie zauważyliście, że pozbawiam się ochrony. To nie jest kwestia pychy. Wiem, że sam dam radę się obronić, a nawet jeśli nie to macie iść zgodnie z planem, a nie rzucać się żeby mnie uratować. Organizacja zawsze była ważniejsza od jednego człowieka.

- Nie zawsze Dazai - wtrącił się Hayato spokojnie. - Jasne, Mori nie patrzył na straty w ludziach. Poprzedni Szefowie też przymykali oczy na straty poboczne. Twój Oddział? Nawet my, jako Eleven. Grupa Zadaniowa Nakahary, gdy jeszcze był pod Herszt Ozaki. Zdarzały się przypadki, zwłaszcza w Twoim towarzystwie, że żadne straty w ludziach nie były dopuszczalne. Nie było ofiar pobocznych. Choćby trzeba i wyrżnąć całą Japonię, wszyscy byli pewni, że Twoim ludziom nic się nie stanie. Więc nie obraź się Szefie, ale nie pieprz, że organizacja jest ważniejsza od jednego człowieka, bo ta organizacja pod Twoją władzą jest jednym człowiekiem. Jedną rodziną. I każdy się liczy. I doskonale wiem, że tak myślisz, więc nie możesz stosować tej taktyki względem wszystkich poza sobą.

- Widzę, że za bardzo udzielił Ci się mój idealizm - zauważył Dazai wywołując lekką salwę śmiechu u wszystkich zebranych. - Niemniej jednak po prostu Was o to proszę. Musicie mi zaufać, że dam radę się obronić, nawet jeśli będzie to źle wyglądało. Musimy dobrze dociągnąć tę akcję do końca. Poza tym, Yakuza zrzuci to na moją pychę i dodatkowo wytrąci ją to z równowagi. Łatwiej będzie dojść do porozumienia na naszych warunkach. A to względnie niewielkie ryzyko. Hayato, musisz sobie kogoś dobrać do ochrony Nakahary, reszta dostanie informacje o swoich ochroniarzach w teczkach, które macie znać na pamięć przed spotkaniem tylko i wyłącznie w tej sprawie. Chciałbym jeszcze załatwićtrzy rzeczy zanim się rozejdziemy - Osamu spojrzał na zegarek, samemu nie wiedząc, jakim cudem uciekło im aż tyle czasu. Dazai zastanawiał się, czy przypadkiem Yosano nie znudziła się czekaniem. - Najpierw Nakahara omówi plan zniszczenia Salvatruchy. Tej podrzędnej mafii ma nie być na tej planecie, gdy zaczniemy prowadzić rozmowy z Yakuzą, a do tego został nam niecały miesiąc.

Chuuya skupił na sobie uwagę wszystkich. Nikt do końca nie rozumiał, dlaczego całe planowanie przypadło jemu, skoro Dazai i jego logiczne myślenie mogli załatwić wszystko szybciej. Nikt jednak również nie powiedział o tym ani słowa. Do tego Osamu doskonale znał pomysł Nakahary. Omówili to już nawet, trzykrotnie jeśli chodziło o ilość i cały plan idealnie wpasowywał się w zakładane działania w związku z Yakuzą. Dlatego, gdy Nakahara przedstawiał kolejne etapy i limity czasowe na ich wykonanie, wszyscy mieli pewność, że te działania nie zaszkodzą ich dalekosiężnym planom. Rudzielec przedstawił historię Salvatruchy, raporty o tym, jak daleko sięgają ich wpływy i kogo w jakiej kolejności należy wyeliminować. Odnalazł poprzez swoich ludzi wszystkich, którzy współpracowali z Salvatruchą, a nie byli osadzonymi, a także osadzonych z innych więzień. Trzy więzienia, łącznie czterdzieści osób, plus ósemka wolnych strzelców w Kobe. Żadnych strat w ludziach po stronie Portowej Mafii. Dazai nie mógł się napatrzeć na to, z jaką pewnością Nakahara przedstawia wszystkim swój plan. Był po prostu najdumniejszy w świecie ze swojego chłopaka i szczerze cieszył się, że zniszczenie tych gnojków będzie kamieniem milowym na drodze do wyzdrowienia Chuuyi. Takim samym lub większym, niż okazały się odpowiednie leki.

Wszyscy Hersztowie zgodzili się na takie wykorzystanie ludzi. Pierwotnie Chuuya zapytał tylko Starych Hersztów, zapominając absolutnie w ferworze myśli o reorganizacji, ale Nowi Hersztowie nie wydawali się wybitnie przeciwnymi temu pomysłowi. W końcu nikt jeszcze nie wiedział, kogo będzie miał w Oddziale. Później jednak, słysząc upominające chrząknięcie pani Ozaki, zreflektował się. Dazai ledwie powstrzymał śmiech, widząc, jak pewne relacje są trudne do wyplenienia. I nawet nie zamierzał ich przecież niszczyć. Po prostu Ozaki czasami zachowywała się jak zastępcza matka Chuuyi, nawet gdy była o stopień niżej w hierarchii niż on.

- Druga sprawa to Zbrojna Agencja Detektywistyczna - kontynuował Dazai, gdy Chuuya podziękował wszystkim za uwagę, oznajmiając, ze skończył swoją część. - Dałem Fukuzawie trzy miesiące na podjęcie decyzji. Uważam, że to logiczne posunięcie, bo nie będzie nam to w żaden sposób ingerowało w rozgrzebane sprawy z Yakuzą. Mam też nadzieję, że przez te dwa miesiące od pierwszych rozmów z Yakuzą, aż do ostatecznego terminu decyzji, będziemy mieć już konkretny grunt w tej sprawie. Szansa na to, że Agencja będzie chciała współpracować z Portówką jest praktycznie zerowa. I to moja wina, więc mam nadzieję, że mi wybaczycie. Może chcieliby dla nas pracować, gdybym nie dał popisu wtedy nad rzeką, kto wie. My się już nie dowiemy. Liczę na rozwiązanie Agencji, bo to jedyna opcja, w której nie poleje się krew. Rozumiem jednak, że z racji zranionych uczuć mogą szukać odwetu. Nie chcę żeby ktokolwiek zagroził któremukolwiek członkowi tej Mafii, nawet jeśli są to ludzie, których kiedyś uważałem za kolegów. Dlatego jeśli pojawi się choćby cień zagrożenia z ich strony, będziemy musieli podjąć działania mające na celu wyeliminowanie ich. Jednak, mam szczerą nadzieję, że Fukuzawa dotrze do swoich ludzi i przemówi im do rozsądku na tyle, by wiedzieli, że zadzieranie z nami to bardzo zły pomysł. Tak też przechodzimy do trzeciej kwestii - zaczął Dazai, zeskakując ze stołu i podchodząc do drzwi. - Mam nadzieję, że nie obrazicie się za udział cywila w obradach, ale wyjątkowo sprawa dotyczy także jej, więc uznałem, że powinna mieć swoje zdanie w tej kwestii - Osamu otworzył drzwi i wpuścił do pomieszczenia Masao i Yosano, którzy schylili głowy w wyrazie szacunku zaraz po przekroczeniu progu. - Zajmijcie miejsca - poprosił Dazai i wrócił na swoje ulubione. - Ponieważ część z Was może nie znać tych dwóch osóbek, przedstawiam Akiko Yosano, byłą lekarkę Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, obecnie ubiegającą się o przejście testów do Portowej Mafii oraz Masao Kidasha, członka Portowej Mafii, brak Zdolności, służy pod Hersztem Haradą. Skoro przedstawienie ich mamy za sobą, chciałbym przejść do tejże niezręcznej trzeciej kwestii. Od miesiąca przetrzymujemy na poziomie minus trzecim Doppo Kunikidę, członka Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, który wykazał się znaczną niechęcią względem obecnej tu dwójki, a także samej instytucji Portowej Mafii. Mimo licznych upomnień nie zmienił swojej postawy, co zaowocowało jego obecnością w naszym więzieniu. Przyznaję, że jest to problem, który wyniknął jedynie z mojego powodu - Akiko wyglądała na tak podirytowaną tym stwierdzeniem, że prawie mu przerwała. - Kunikida był moim partnerem w Zbrojnej Agencji, zupełnie nieświadomym moich Zdolności i przeszłości. Gdy się dowiedział, w dość nietypowy i błyskawiczny sposób w czasie połączonej akcji w starej fabryce, nie zniósł tego dobrze. Poczynając od grożenia mnie, aż do próby postrzału, wtedy jeszcze członkini jego własnej Agencji, a kończąc na zranieniu obecnego tu Masao, który został przydzielony Akiko jako ochroniarz. Chłopak spędził dwa tygodnie w szpitalu, po dość ciężkiej operacji, w pewnym momencie znajdując się praktycznie na granicy śmierci. Yosano sama go tu dotaszczyła, co rozeszło się pocztą pantoflową w ciągu kilku dni, notabene dzięki Hayato, zawsze warto wiedzieć, że umiesz trzymać buzię na kłódkę - wtrącił Dazai, przez chwilę patrząc na radosnego chłopaka.

- Jest lekarką, nie mogła uleczyć go na miejscu? - spytał Herszt Poughi, nie do końca rozumiejąc zaistniałą sytuację. Pewnych rzeczy po prostu w raporcie nie było, bo ostatecznie zrezygnowano z dokładnego przesłuchania Yosano.

- Nie mogłam - wtrąciła się dziewczyna. - Moja Zdolność polega na umiejętności uratowania kogoś, kto jest już na skraju śmierci. Mogłam więc poczekać aż Masao dostatecznie się wykrwawi, by móc coś zdziałać, ryzykując pojawienie się przypadkowych świadków, gapiów, czy nie daj boże kolejnego napastnika, bądź martwić się o to, czy Kunikida się nie obudzi po znokautowaniu go lub zgodnie z moją medyczną wiedzą, wyjąć kulę, wstępnie odkazić ranę i zatamować krwawienie, licząc, że dotrę z nim do Biurowca Portowej Mafii. Macie tu dobrze wyposażone skrzydło szpitalne, więc postawiłam na drugą opcję, bo uznałam ją za bezpieczniejszą - wytłumaczyła spokojnie.

- Tamtej nocy, niedługo po przybyciu Yosano do naszego budynku, co skutkowało uratowaniem Masao - kontynuował Dazai. - Ludzie pełniący wartę w recepcji Biurowca dotaszczyli nieprzytomnego Doppo do naszego więzienia. Ponownie przypominam, że przebywa już tam miesiąc. Musimy zdecydować, co z nim zrobimy. Szef Agencji prosił mnie o wyrozumiałość i wypuszczenie chłopaka po odpowiednim czasie odsiadki. Jest to niebezpieczna opcja, dlatego uznałem, że mogę się na to zgodzić pod warunkiem, że Kunikida znajdzie się pod stałą obserwacją co najmniej dwóch członków Portowej Mafii. W każdej minucie swojego życia. Potraficie sobie wyobrazić niechęć Fukuzawy do tego pomysłu. Ponieważ jego działania koniec końców wymierzone były przeciwko całej organizacji, chciałem omówić z Wami, co z nim zrobimy.

- Wciąż jednak masz największy głos Szefie - wtrącił się Hayato. - Z wstępnych zeznań Yosano wynikało, że Kunikida Ci groził. Nie można od tak grozić sobie Szefowi Portowej Mafii i potem pójść wolno. Zwłaszcza, że z jego Zdolnością Wieszcza będzie stanowił realne zagrożenie i może ingerować w nasze przyszłe plany. Co jeśli na przykład dowie się o rozmowach z Yakuzą i postanowi przypadkiem tam wpaść i kogoś zastrzelić? Wystarczy jeden przypadkowy trup i z pokojowych rozmów nici, a wszystko zamieni się w jatkę. Zresztą, nawet jeśli nie, zamierzasz ukrywać się do końca życia? Albo narażać siebie i Nakaharę?

- To prawda, Doppo nie odpuści dopóki się Was nie pozbędzie - przyznała Yosano. - Strzelił do mnie, mimo tylu lat współpracy i pomimo faktu, że praktycznie niczym sama mu nie zawiniłam, tylko dlatego, że wzięłam Twoją stronę. Jeśli będzie miał okazję, spróbuje Cię zabić. Nie możemy tego ryzykować, zwłaszcza, że dopiero co zostałeś Szefem.

- Macie rację, ale zabicie go będzie wiązać się z wypowiedzeniem wojny Zbrojnej Agencji, a tego chce uniknąć Szef - wtrącił się Poughi, za co został zgromiony przez Osamu wzrokiem. - Przepraszam, tego chce uniknąć Dazai - poprawił się mężczyzna.

- To nie będzie wojna. Wszyscy doskonale wiemy, że to będzie wtedy rzeź - zaznaczyła pani Ozaki. - Zbrojna Agencja nigdy nie stanowiła dla nas zagrożenia, nawet w najgorszych momentach pod rządami Moriego. Są po prostu zbyt słabi i zbyt mało liczni.

- Kunikida bardziej niż swoje życie ceni dwie rzeczy - zakończyła rozważania Yosano. - Swoją Zdolność Wieszcza i  porządek w jego życiu. To drugie zostało mu niejako odebrane przez Dazaia, przez co teraz chłopak będzie chciał się zemścić, nawet jeśli będzie go to kosztować życie. A Ty się przecież nie zgodzisz na całodobową obstawę, ryzykując tym życie i swoje i Nakahary. Pomyśl o tym. Bo nie tylko Ty jesteś na celowniku - podkreśliła lekarka.

Gdyby chodziło tylko o jego bezpieczeństwo, Dazai nie wahałby się ani chwili. Jeśli jednak chodziło o bezpieczeństwo kogoś, kogo kochał najbardziej na świecie i komu przyrzekł, że więcej nie pozwoli go zranić, sprawa miała się zupełnie inaczej.

- Gnido, mną się aż tak nie przejmuj. Potrafię o siebie zadbać i ten mały kurwik nie stanowi dla mnie realnego zagrożenia. A i tak cały czas musimy się oglądać przez ramię, choćby przez wzgląd na pozycje jakie zajmujemy - uciszył tę kwestię Nakahara. Dazai spojrzał na niego i spokój rudzielca udzielił się także jemu.

- Mam inny pomysł. Który nie kończy się ani jego śmiercią, ani zagrożeniem dla nas - oznajmił Osamu. - Wydaje mi się, choć nie jestem tego absolutnie pewien, że będę w stanie odebrać Doppo jego Zdolność Wieszcza. Stanie się on wtedy zwykłym mężczyzną, człowiekiem pozbawionym Zdolności. Nie poradzi sobie. Zasugeruję Fukuzawie jego wizytę u psychiatry, podsuwając Kunikidzie kobietę, która leczy członków Portówki i zawsze działa na naszą korzyść. Ona postawi diagnozę, że Doppo stanowi zagrożenie dla otoczenia i Kunikida dostanie bilet w jedną stronę do psychiatryka. Nie będzie już dłużej problemem, a my załatwimy wszystko w białych rękawiczkach.

- Skąd pomysł, że uda Ci się odebrać czyjąś Zdolność? Znaczy, jasne, dezaktywowałeś je wcześniej, wszyscy to wiedzą - zauważył Herszt Harada. - Ale to coś trochę innego.

- Wydaje mi się, że w związku z wydarzeniami ostatniego półrocza odkryłem nową odsłonę swojej Zdolności. Muszę jedynie ją wyćwiczyć i spróbować, czy mi się uda. Zdołałem raz na zawsze zniszczyć miecz demona Kyouki, choć było to przypadkowe działanie - wytłumaczył Dazai.

- To za mało - skomentowała Yosano, zwracając na siebie uwagę wszystkich. - Po jego słowach i czynach, wysłanie go do psychiatryka i odebranie Zdolności to za mało.

- Yosano, weź proszę pod uwagę, że przeleżał miesiąc w dość słabych warunkach, w ciągłych torturach przeprowadzanych przez strażników. Myślę, że to adekwatna kara - zauważył delikatnie Dazai.

- Ale nie przeze mnie - skomentowała to twardo Yosano. - Obiecałeś, że będę miała swój moment. Nie zakończę spraw z tym człowiekiem dopóki nie stanę z nim twarzą w twarz.

- Da się to załatwić - poddał się Dazai, nie chcąc łamać własnych obietnic. - Po prostu uważaj na siebie. Nienawiść to bardzo wyniszczające uczucie i ja wiem o tym najlepiej - Yosano przez chwilę poczuła się wybitnie głupio, ale zanim zdążyła przeprosić, Dazai ponownie się odezwał. - Muszę Was teraz prosić o opuszczenie pomieszczenia. Zrobimy sobie godzinną przerwę i zajmiemy się tymi cholernymi rozmowami kwalifikacyjnymi. Zostają członkowie Eleven, którzy szukają nowych kandydatów i wszyscy Hersztowie. Hayato, mógłbyś zorganizować kogoś do przewiezienia wszystkich papierów tutaj? Wiem, że strasznie Was z nimi męczę, przewożąc je z miejsca na miejsce, ale mam nadzieję, że mi wybaczycie.

- Jasne, już dzwonię Szefie - oznajmił, wstając od stołu i łapiąc w powietrzu rzucone mu przez Nakaharę kluczyki. Kaguya również zaczęła się zbierać.

- Potowarzyszę mu - oznajmiła radośnie. - I tak nie miałabym co robić przez tę godzinę. Do tego Nakahara ma śliczne mieszkanie - skomentowała, ze wzruszeniem ramion.

- Tylko nie dajcie uciec mojemu kotu - poprosił nieco zrezygnowany chłopak, lekko wzdychając i zastanawiając się, czy wpuszczenie tych ludzi do własnego mieszkania to na pewno dobry pomysł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top