P. LXX / PRZYPADEK
Największym wyzwaniem, zgodnie z oczekiwaniami Yosano, okazało się wyjęcie drobnych odłamków, dosłownie centymetrowej długości, z wnętrza dłoni chłopaka i oczyszczenie wszystkiego. Akiko jednak nie przed takimi problemami stawała i wychodziła obronną ręką, więc po dłuższej chwili, użyciu pęsety, igły, nici oraz tony bandaża, Dazai był gotowym by wrócić do życia. Na własną rękę przemył rankę na twarzy wodą utlenioną i podziękowawszy Akiko za lekarską pomoc, posprzątał zakrwawione waciki i gazy, wyrzucił użyte jednorazowe materiały, wziął plaster z Hello Kitty i pomaszerował w stronę Nakahary, który jakimś cudem nie zauważył przedłużającej się nieobecności bruneta. Zapewne dzięki niesamowitej umiejętności Sayori do zagadania wszystkich na śmierć.
Gdy Dazai rozsiadł się wygodnie na fotelu, patrząc na całą trójkę, z Chuuyą w środku, ściśniętą na kanapie, która przecież spokojnie mogłaby ich pomieścić, atmosfera zgęstniała. Wszyscy patrzyli na Dazaia z oczekiwaniem i poczuciem winy wymalowanym na twarzach. No, przynajmniej dwoje z nich. Kato wyglądała, jakby nie mogła być z siebie bardziej dumna. Osamu wręczył rudzielcowi plaster i obserwował, jak Nakahara z lekkim uśmiechem przykleja mu go na rankę. Drobnostka, ale przecież to o drobnostki chodzi w relacjach między ludźmi.
- Wydaje mi się, że jako Szef Portówki powinienem wyciągnąć względem Was jakieś wyjebiście poważne konsekwencje. Koniec końców naraziliście nas na dość spore straty - zaczął chłopak, nie wiedząc, co w sumie powinien zrobić, czy powiedzieć.
- A na jakie straty naraziłeś nas Ty, gdy zburzyłeś sporą część miasta, może z miesiąc temu? - spytała Kato, wykazując się albo absolutną głupotą, albo wybitną odwagą, choć głównie brakiem umiejętności zamknięcia jadaczki, gdy jest to potrzebne. Na szczęście w jej głosie nie słychać było wyrzutu czy złości, a jedynie porównanie suchych faktów.
- Na żadne - uświadomił ją Dazai, nieco się spinając na samą myśl o tym, co zrobił przy nadbrzeżu. - Korzystam z pomocy Portówki żeby ogarnąć cały ten burdel, ale wszelkie koszty jakie ponosimy w międzyczasie, pokrywam ja. Niedługo wejdzie tam wynajęta przeze mnie firma, która ma ogarnąć gruz na tym pobojowisku, a gdy wszystko wewnętrznie się w Mafii ureguluje, zajmę się rozmowami z architektami, którzy zaproponują, jak najbardziej ergonomicznie można odbudować ten teren.
- Nie masz tyle kasy Dazai. Na pewno. Miasto ledwo dałoby udźwignąć tak sporą inwestycję, a Ty jesteś raptem jednym człowiekiem - zaoponowała zaskoczona Sayori.
- Jak jesteś odpowiednio dobra to odpowiednio dużo Ci płacą. Odpowiednio dużo płacą Ci też za zlecenia poza Portówką. Zadziwiające, jak wielu ludzi ma kogoś, kogo chce zabić. Podejmowałem się tych dodatkowych prac, o ile nie zagrażały one w żaden sposób Portówce. No i odpowiednio zainwestowałem. I tyle. Może będę musiał ograniczyć wydatki na następnych wakacjach i nie kupię sobie willi, ale opłacenie naprawy tego, co rozjebałem, nie będzie stanowić najmniejszego problemu - wytłumaczył jej Osamu. - To jednak nie jest kwestia, którą musimy dzisiaj omówić. Jak już wspominałem, to, że naraziliście nas na straty to jedna rzecz. Niemalże drobnostka. Nie zamierzam Was w żaden sposób ukarać. Yosano na dobrą sprawę nie podlega jeszcze mojej jurysdykcji, bo nie jest oficjalnym członkiem Portówki. Nie wiem, jak miałbym opieprzyć Nakaharę bez konsekwencji dla naszej relacji. Nie wiem nawet, jak powinienem ukarać Kato, która najwidoczniej cieszy się z tego, jak rozwinęła się sytuacja. Może to będzie moja słabość, jako Szefa, ale po prostu tego nie wiem. Wiem tylko, że zignorowaliście moją prośbę. Doskonale zdaję sobie sprawę z tego, że gdybyście chcieli, dalibyście radę tak przytrzymać członków Zbrojnej Agencji, że nie wyrządziliby praktycznie żadnych szkód. Czy Ty Nakahara manipulacją grawitacji, czy Kato stwarzając coś, co by Was oddzieliło. A jednak zdecydowaliście się na walkę, mimo że Was o coś prosiłem. Jest mi po prostu przykro, że nie sprawia Wam żadnego kłopotu żeby zawieść mnie, jako osobę, która ma być Waszym przełożonym. I to mnie w tym wszystkim najbardziej boli, to jest największy problem. Że dopóki to jest prośba to uważacie, że możecie to naginać do woli. Jeśli będę musiał oddzielić nasze prywatne relacje od zawodowych, zrobię to bez najmniejszego wahania. I po następnej wpadce to już nie będzie prośba. To będzie rozkaz. Nawet jeśli miałoby to zniszczyć nasze relacje, czy złamać mi serce. Bo poczujecie się bardziej odpowiedzialni za wykonanie rozkazu, bo za jego złamanie zawsze są konsekwencje - oświadczył Dazai, z takim smutkiem i zrezygnowaniem w głosie, że cała trójka, która siedziała na kanapie, nagle zdawała się skurczyć w sobie jeszcze bardziej.
Naweto Kato, do tej pory szczęśliwa i przepełniona dumą, straciła chwilowo swój wewnętrzny wigor i wyglądała na przybitą. Żadne z nich się tego nie spodziewało. Mieli gdzieś tam w głębi myśli, że dostaną opierdol. Może nawet karę. Byli tego świadomi. Nie spodziewali się natomiast, że aż tak rozczarują Dazaia. Nie przypuszczali, że jego myśli pójdą takim torem. "Skoro nawet przyjaciele mnie nie szanują, jak mają szanować mnie podwładni?". Uzyskali dokładnie przeciwny efekt od zamierzonego i nie mieli bladego pojęcia, jak to naprawić. A przecież tylko chcieli ochronić Dazaia, jego uczucia i honor. Chcieli sprawić, by nie musiał się martwić o złe opinie na swój temat, a jedynym, co zdziałali, było zwiększenie jego wątpliwości, czy na pewno da sobie radę na stanowisku, które dzierżył.
Po przedłużającej się chwili ciszy, odezwała się wreszcie Yosano.
- Nie miałeś tego odczuć w ten sposób Dazai - oznajmiła, zdając sobie sprawę, że niewiele można powiedzieć, by zmienić obecny stan rzeczy. I tak zamierzała spróbować. Może jeśli się wytłumaczą, zawód Dazaia się nieco zmniejszy i stanie się dla nich znośny, a nie rozgniatający ich serca na miliony kawałeczków. - Naprawdę próbowaliśmy. Staliśmy kulturalnie naprzeciwko wejścia, rozmawialiśmy, robiliśmy wszystko by nie zbliżyć się do członków Agencji i nie dać im powodu do zrobienia burdy.
- Kyouka cały czas nawijała tym swoim przepełnionym jadem i wkurwem, przepraszam Szefie, zdenerwowaniem głosem. Mówiła o Tobie, jak o potworze, ale prosiłeś nas żebyśmy na to nie reagowali i naprawdę próbowaliśmy. Potem przerzuciła się na Portówkę. Ewidentnie szukała tematu, który zmobilizowałby nas do działania - podchwyciła historię Kato i kontynuowała zamiast Akiko. - Ale powiedziałeś, że nie mogę jej zabić, więc to ignorowaliśmy. Do tego była pod zwiększoną grawitacją Nakahary, więc nie mogła się ruszyć, więc uznaliśmy, że atakowanie jej w takiej sytuacji byłoby mocno nie fair. Zresztą, reszta członków Agencji po prostu stała z założonymi rękoma i patrzyła na nas dość wrogo albo zupełnie nas ignorowała. Biło od nich na kilometr przekonanie, że nie jesteśmy tam mile widziani, ale dopóki byli cicho to dało się udawać, że po prostu ich tam nie ma. Ale potem rzuciła jakimś tekstem. Nie pamiętam dokładnie jakim, przestałam słuchać, bo Akiko poradziła, że to najlepsza metoda, że jak ją zignoruję i dzieciak zobaczy, że jego pomysł nie przynosi efektów, to się zmęczy i przestanie. Zresztą, dzięki temu nie miałam aż takiej ochoty żeby się na nią rzucić. Tylko naprawdę nie mogę sobie przypomnieć, co takiego powiedziała - Sayori zrobiła zamyśloną minę i naprawdę ciężko myślała, próbując sobie jednak przypomnieć.
- Powiedziała, że pamięta Cię z czasów Portówki i że wszelkie pozytywne uczucia, które nam okazujesz to tylko gra, ot żebyś mógł łatwiej nami manipulować. Że nikt nie wraca od tak, dla kogoś. Że zgodnie z tym, czego Cię nauczono, wyczułeś krew i skupiłeś się na wszystkich środkach, by rozszarpać ranną zwierzynę. Że od zawsze chodziło Ci tylko o wygranie z Morim, a nigdy o ludzi. Nigdy o mnie - przypomniał jej cicho Nakahara, z wyraźnym bólem wypisanym na całej twarzy.
Dazai był tak wściekły na siebie, że naskoczył na Nakaharę. Na nich wszystkich. Powinien ich najpierw wysłuchać, nim coś powiedział. Potarł skronie palcami, czekając na dalszą część historii, choć i tak jej nie potrzebował. Rozumiał ich powody doskonale. Sam też dałby się przecież za nich pokroić. I tak cud, że wytrzymali tak długo.
- No więc Chuuya zmniejszył nieco manipulację grawitacją - kontynuowała znowu Yosano.
- Absolutnie przypadkiem! Przez te słowa - wcięła się na chwilę Kato, czująca potrzebę usprawiedliwienia Nakahary, który był najbardziej przybity z całej ich trójki.
- Przypadkiem - potwierdziła Akiko i wróciła do historii. - Ale to wystarczyło. Kyouka tylko czekała na ten ułamek sekundy, gdy Nakahara się rozproszy. Wydostała się z pola i nim którekolwiek z nas zdążyło zareagować, rzuciła się w stronę resztek miecza swojej demonicy i rzuciła nim w Chuuyę. Nie wiem czemu, ale wyjęłam tasak. To była kwestia instynktu, że czułam, że wiem, gdzie ten dzieciak rzuci. Zablokowałam odłamek, który spadł ze szczękiem na podłogę, a Kato w tym czasie rzuciła się na Kyoukę, nagle mając w dłoni coś ostrego i przyłożyła jej do gardła. Stała spokojnie, chciała tylko opanować tego dzieciaka, a nie zrobić jej krzywdę. I wszyscy to wiedzieliśmy. I my, i Zbrojna Agencja. Ale oni uznali to za pretekst. Miyazawa chwycił za biurko i rzucił nim w Kato, co było niezbyt przemyślane, biorąc pod uwagę, że stała praktycznie w tym samym miejscu, co Kyouka. Na szczęście demonica przyjęła to na siebie, ochraniając je obie. Później wszystko stało się tak zajebiście dziwnie - mina Yosano dokładnie pokazywała, jak bardzo kobieta nie rozumiała, jak to wszystko się stało.
- Nakahara dobrze pomyślał - podjęła wątek Kato. - Postawił przed ścianą do gabinetu dość wąskie pole zwiększonej grawitacji, więc nawet gdy trafiało w nią coś cięższego, typu nawet cegły, to wszystko odbijało się, jakby było z kauczuku. Kwestia Waszego bezpieczeństwa. Potem ten wyjebiście silny blondaś chwycił za okno i wyrwał kawałek ściany, jakaś laska, chyba z biurokracji, wyjęła skądś pistolet i nagle wszystko latało wszędzie albo unosiło się w powietrzu, a ludzie się na siebie rzucali jak zwierzęta. Wiem, jak irracjonalnie i niemożliwie to brzmi, sama bym w to nie uwierzyła, gdyby mnie tam nie było. Ba, byłam tam i dalej w to nie wierzę. W pewnym momencie nawet chciałam nas rozdzielić, więc zrzuciłam fragment sufitu na posadzkę by mieć materiał, ale nim zdążyłam użyć mojej Zdolności, zaczęłam widzieć Twojego trupa i zamarłam. Yosano odciągnęła mnie w ostatniej chwili, bo ktoś zburzył fragment podłogi i poleciałabym prosto w ramiona śmierci na chodniku. I potem zobaczyłam, jak Twój trup znika, jakby coś się rozpierdoliło w grze. Taka totalna pikseloza. I ogarnęłam, że to ta Zdolność tego jednego chłopaka. I reszta po prostu jakoś tak ewoluowała - Sayori wzruszyła ramionami, potwierdzając własne słowa, że nie rozumie, co tam się zadziało.
- Na każdym stopniu próbowaliśmy zakończyć walkę. Ta banda debili po prostu za bardzo się na to uparła - zakończyła opowieść Akiko. - Szczerze myślę, że zrobili to głównie dlatego, że myśleli, że jeśli nas zranią, Ty oddasz im Kunikidę. Dlatego atakowali tak zawzięcie.
- To raczej była tylko kwestia strachu - skomentował to Dazai wzdychając ciężko. - Przepraszam, że Was tam wziąłem. Nie powinienem był tego robić, ale świadomość, że chcecie mnie wspierać mnie rozproszyła. To bardzo miłe i bardzo Wam za to dziękuję, ale niepotrzebnie Was naraziłem.
- Nie pierdol Szefie - wtrąciła się od razu Kato, doskonale wiedząc, że Osamu zamierzał teraz przypisać sobie winę za wszystko, co się wydarzyło. - Każde z nas, a także rzesza ludzi z Portówki, skoczyłaby za Tobą ogień. To nasza decyzja żeby iść za Tobą, gdziekolwiek nas poprowadzisz. I myślę, że powinieneś sobie całkowicie odpuścić Zbrojną Agencję, bo to tylko banda idiotów. A udowadniają to na każdym kroku. Po prostu chcieliśmy Ci się wytłumaczyć żebyś nie był nami rozczarowany i żebyś nie zaczął wątpić w siebie. Jasne, będziemy popełniać błędy, ale one nie są Twoją winą. Daj nam trochę czasu, a nauczymy się załatwiać sprawy tak, jak byś sobie tego życzył. Tylko nie miej wyrzutów, ani do siebie, ani do nas, jeśli strona przeciwna nam tego nie ułatwia. Niemniej jednak, rozumiem, że ze wszystkimi działaniami tego typu, będzie się w przyszłości wiązała kara. I nie martw się o to, że to wpłynie na nasze relacje. Nie obrazimy się za ukaranie nas, jeśli zrobimy coś źle. Nie jesteśmy wszyscy w podstawówce, nie?
- Czasami wydaje mi się, że nawet do tego nie dorośliśmy - odparł Dazai, lekko się uśmiechając, a atmosfera w pokoju jakoś tak stała się znośniejsza. Zupełnie jakby słońce wyszło zza chmur po bardzo długiej burzy. - Potrzebuję dokładnego raportu z całego wydarzenia. Teksty, Zdolności, akcje. Wiecie, jak to zrobić. Na jutro, jasne? To będzie Wasza dzisiejsza kara. Krótszy czas oddania raportu.
- Szefie, nie wiem, czy Szef pamięta, ale Szef nigdy nie dawał nam dłuższego czasu niż jeden dzień na skończenie raportu - zauważyła Kato z uśmiechem od ucha do ucha.
- No tak - zauważył Dazai. - To po prostu pokaż Yosano, jak wyglądają mafijne raporty, jak je pisać i w jakim tempie.
Sayori skinęła głową na znak, że da się to załatwić i grzecznie odniosła brudne kubki do kuchni. Wszyscy zrozumieli, że spotkanie dobiegło końca i że rozchodzą się bez żadnych uraz i poczucia zawiedzenia. Dziewczyny zebrały się do wyjścia i pożegnawszy, zniknęły za zatrzaskującymi się drzwiami windy, jadąc w sobie tylko znaną stronę. Dazai zamknął za nimi drzwi od mieszkania i wróciwszy do salonu, rzucił się na kanapę obok Chuuyi, zupełnie nic nie mówiąc i wyjątkowo, patrząc przez pryzmat najbliższych dni, nie sprzeciwiając się temu, że rudzielec oparł się o niego, niejako go przytulając.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top