P. LXIII / WIESZ O TYM, PRAWDA?
Hej Miśki! Dzisiaj wrzucam wybitnie krótki rozdział, ale chcę go wrzucić zanim przekroczę granicę. Mam obóz naukowy do 25, więc raczej nie spodziewajcie się do tego czasu żadnych nowości. Miłego czytania!
Nakahara spał spokojnie przez bardzo krótki czas, choć jemu, patrzącemu przez pryzmat urywanych chwil przysypiania, wydawało się to niemal wiecznością. Wręcz spodziewał się koszmarów. W końcu towarzyszyły mu nieustannie od tych cholernych wydarzeń, budząc go w środku nocy, w lepszym czy gorszym stanie. A jednak tym razem ich nie doświadczył. Sam nie wiedział, czemu może to przepisywać. Czy to, że się otworzył w końcu pozwoliło mu na rozpoczęcie długiej drogi, na końcu której znajdowała się akceptacja i zdrowie? Tak czy siak, zamierzał się z tego cieszyć, bo od dłuższego czasu nie obudził się tak wypoczęty. Ani tak obolały, patrząc na zaistniałą sytuację z drugiej strony.
W łazience, jak to w łazience, brakowało okna, więc Chuuya nie był w stanie stwierdzić, czy spał godzinę, dwie czy osiem. Czy może nawet przysnął na raptem na pięć minut. Przeciągnął się nieznacznie, próbując rozprostować plecy. Bolało go dosłownie wszystko, a w pierwszym momencie nie potrafił nawet zrozumieć, gdzie się znajduje i dlaczego się tam znajduje.
Jego najdrobniejszy ruch sprawił, że Dazai, który delikatnie głaskał ręką jego plecy, natychmiast zaprzestał działania i odchylił się kawałek, opierając całkowicie o kafelki i spojrzał na niego z szerokim uśmiechem. Do zaspanego Nakahary powoli zaczęły docierać fakty. Zasnął, gdy siedzieli w brodziku. Zaskoczyło go to, że obudził się w tym samym miejscu, bo sądził, że Osamu albo przeniesie go na łóżko, albo, co bardziej prawdopodobne jego zdaniem, zostawi go samego w łazience, a samemu szturmem przejmie łóżko. Nie spodziewał się obudzić w sposób, w który się obudził.
- Jeśli chcesz to idź jeszcze spać Chuu - oznajmił cicho Dazai.
Brunet był zmęczony i potrzebował kawy bardziej niż powietrza. Najgorsze jednak nie było to, że czuł się zmęczony fizycznie. Przywykł do zarywania nocek, do przebywania w niewygodnych pomieszczeniach w niewiele mniej wygodnych pozycjach. Czuł się zmęczony psychicznie, przygnieciony ciężarem wydarzeń, o które się obwiniał, mimo iż rudzielec przecież mu wybaczył. Nie zamierzał jednak dać niczego po sobie poznać. Nie chciał dokładać Chuuyi więcej zmartwień. Każdy z nich miał do wygrania kilka własnych bitew i o ile w większości przypadków mogli się wspierać i sobie pomagać, o tyle każdemu zdarzały się walki solo.
- Tego jeszcze nie grali - stwierdził Nakahara z lekkim uśmiechem i widząc zaskoczoną minę Osamu, wyjaśnił, co miał na myśli. - Pod prysznicem jeszcze nie spaliśmy.
- Ale w wannie już tak - przypomniał mu Dazai, uważnie przypatrując się twarzy rudzielca.
- Wciąż jestem zaskoczony, że nas nie znaleźli - oznajmił Chuuya, przybierając nad wyraz zamyślony wyraz twarzy. - W sensie, to zupełnie nielogiczne. Jedyne, co zrobiliśmy to schowaliśmy się w wannie i zaciągnęliśmy zasłonkę, a Ci idioci władowali cały magazynek w ścianę i łóżko, w którym nas nie było, po czym zauważyli, że nas tam nie ma, więc uznali, że uciekliśmy. Zero konsekwencji.
- Gdyby byli bardziej konsekwentni moglibyśmy wąchać teraz kwiatki od dołu - zauważył Osamu.
- Czy Ty właśnie zwątpiłeś, że dałbym radę powstrzymać kule z byle karabinu przy użyciu mojej Zdolności? Gnido, chyba zapominasz, co potrafię - obruszył się rudzielec.
- Przypominam Ci, że byłeś wtedy na dole - zaznaczył Dazai. - Mogłeś ich na czas nie zauważyć.
- Tylko dlatego, że chciałeś zrobić z siebie bohatera - wytknął mu rudzielec, delikatnie dźgając bruneta palcem wskazującym w klatkę piersiową.
- Dla Twojego bezpieczeństwa zawsze będę robić z siebie bohatera - odparł Osamu.
Nakaharze przez dłuższą chwilę zabrakło słów na jakąkolwiek logiczną odpowiedź, którą mógłby zakończyć tę konwersację, więc jako nieliczny z razów, kiedy to się zdarzało, postanowił się zamknąć i pozwolił Dazaiowi mieć ostatnie słowo. Tym bardziej, że było wybitnie urocze.
Posiedzieli jeszcze w tej samej pozycji przez krótką chwilę, bo Nakahara w końcu połączył fakty i uświadomił sobie, że skoro jemu było niewygodnie mimo wyjątkowo wygodnej poduszki, za jaką robił dla niego Dazai, to samemu Dazaiowi musiało być wręcz pieruńsko niewygodnie. Rudzielec wstał więc niechętnie, wciąż czując, że miałby ochotę trochę pospać. Tym bardziej, że Osamu zdawał się trzymać jego koszmary na dystans.
Brunet wstał powoli, rozciągając zastygnięte mięśnie i kości tak bardzo, że zaczęły mu wręcz strzelać. Wyszedł z kabiny prysznicowej tuż za Nakaharą, odkładając niepotrzebny już ręcznik na pralkę.
- Jaki mamy plan dnia? - spytał brunet, przeczesując palcami włosy, wciąż stojąc przed lustrem i próbując jakkolwiek uratować fryzurę po tym, jak włosy wyschły mu w wybitnie niekontrolowany sposób.
- Ty się musisz wziąć za papiery, ja muszę czegoś poszukać - oznajmił Nakahara, wyjątkowo pewny siebie.
- Chcesz zniszczyć Salvatruchę? - spytał, po krótkiej chwili zastanowienia. - Na własną rękę? Bez wsparcia? Wiesz, że to zły pomysł?
- To najlepszy, jaki chwilowo mam - odparł Nakahara, siadając na blacie obok umywalki tak, żeby nie zasłonić Dazaiowi jego odbicia. - Może jeśli rozprawię się z nimi to wtedy się uspokoję.
- O tyle dobrze, że nie chcesz się sam rzucić na Yakuzę - skomentował to Dazai.
- Chcę. Ale to mogłoby zaszkodzić Twoim planom, więc odpuszczę. Salvatrucha to nic. Praktycznie nie pamiętamy o tym gangu. Są w jednym więzieniu i czasem uda im się skontaktować z kimś większym. I tyle. Nie są Ci potrzebni, więc mogę ich zniszczyć.
Dazai przesunął się tak, by stać centralnie naprzeciwko rudzielca. Delikatnie odgarnął mu włosy z twarzy i uśmiechnął się lekko, kręcąc z niedowierzaniem głową.
- Czy Ty naprawdę myślisz, że moje plany w którymkolwiek momencie nie zakładały Twojej zemsty? Będziesz miał szansę utrzeć Yakuzie sporą część dupy, a później wejdziemy z nimi w spółkę. Oczywiście, my jako zarząd nadrzędny. Więc będziesz mógł mieć swoją zemstę w takiej ilości, w jakiej będziesz chciał i kiedy będziesz chciał. Tylko to jest ta różnica między Yakuzą i Salvatruchą. Bo z Salvatruchy też dałoby się zrobić coś przydatnego. Tylko, że Yakuza to przemyślana akcja, gdzie nie stanie się nikomu z naszych nawet najmniejsza krzywda. A Ty w wypadku Salvatruchy zamierzasz wejść do więzienia, użyć Zdolności i połamać im karki. Efektywne, szybkie i skuteczne, ale czy na pewno da Ci to, czego od tego oczekujesz? - spytał Dazai, całkowicie poważnie, zaplatając ręce na piersi.
- Zawsze musisz mieć wszystko przemyślane, co? To przerażające gnido - zauważył Nakahara.
- Dla nas to bezpieczne. I to się liczy - naprostował jego wypowiedź brunet.
- Obiecujesz, że będę mógł się odegrać na Yakuzie? - spytał cicho, po dłuższej chwili milczenia, wbijając wzrok w Dazaia, jakby miał w ten sposób wymóc na nim obietnicę większej wagi. I Dazai wpadł w pułapkę, w pełni świadomie, ale wciąż, tych intensywnie smutnych, niebieskich oczu.
- Obiecuję Chuu. Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z planem. Jeśli Ty będziesz trzymał się planu to tak. Będziesz miał swoją chwilę.
- A jeśli zaplanuję akcję przeciwko Salvatruche - zaczął nieco niepewnie rudzielec, jakby wciąż zbierał myśli. - Pomożesz mi? Pójdziesz jako wsparcie i będziesz się słuchał moich poleceń niezależnie od sytuacji?
- Doskonale wiesz, że nie mogę Ci tego obiecać - oświadczył z miejsca Dazai, nawet się nie zastanawiając. - Jeśli będziesz zagrożony, zignoruję Twoje słowa. Zemsta to nie jedyna metoda na uciszenie Twoich demonów i uwierz mi, kiedy mówię, że tak jest, bo sam swojej dopełniłem. Zemsta natomiast, to najprostsza droga do autodestrukcji. I o ile zależy mi na Twoim samopoczuciu i szczęściu, o tyle na tym, żebyś wylazł stamtąd żywy zależy mi o wiele bardziej.
- Gnida - mruknął Nakahara z uśmiechem i zeskoczył z blatu. - Zaszyję się na piętrze, tam jedna z sypialni jest dostosowana pod gabinet. A Ty będziesz miał cały parter dla siebie.
- Twoja taktyka omijania ludzi idzie po najmniejszej linii oporów - skomentował to Dazai.
Czy to kwestia ostatniego zdania, które nie zostało skomentowane w żaden sposób przez Nakaharę, czy jakakolwiek inna, ale ostatecznie Dazai został siłą wypchnięty z łazienki z poleceniem zrobienia śniadania i wykonania odpowiednich telefonów. I chociaż brunet zapierał się ile sił w nogach, oznajmiając, że nie chce być dorosły i odpowiedzialny, Chuuya nie poddawał się i ostatecznie przepchnął bruneta tuż za drzwi.
Gdy Nakahara ponownie pojawił się w drzwiach, wyglądał o niebo lepiej w czystych i świeżych ciuchach i z ogarniętą fryzurą. Osamu przywitał go zapachem najzwyklejszej w świecie jajecznicy, ale usprawiedliwiał się kwestią godziny i sporymi brakami w lodówce rudzielca. Chuuya zbył jego słowa machnięciem ręki i dorwał się do swojej porcji tak szybko, że prawie umknął mu nieco zbyt nagły ruch Osamu, który niemal rzucił się by zablokować telefon, który leżał na blacie kuchennej wyspie. Uniósł brew w zdziwieniu, ale ponieważ Dazai nie podjął tematu, on też uznał, że wyjątkowo odpuści. Choć musiał przyznać, że poczuł dziwny ucisk w sercu i płucach na samą myśl, że brunet mógłby cokolwiek przed nim ukrywać albo działać za jego plecami. Bo przecież, co mógłby ukrywać, jak nie planowanie zemsty Chuuyi tak, by wykluczyć jego udział dla jego bezpieczeństwa?
Dazai nie chciał jednak, najzwyczajniej w świecie, dokładać rudzielcowi zmartwień. Wykorzystał choćby i te kilkanaście minut by zacząć szukać informacji, które mogłyby mu pomóc w zrozumieniu obecnej sytuacji. Może i Google to nie najlepsza forma zdobywania wiedzy, tym bardziej w porównaniu z rzetelnymi informacjami od lekarza, ale od czegoś trzeba przecież zacząć. Gdyby Nakahara zobaczył, co przeglądał, zrozumiałby, że Dazai działa na ślepo i poczucie, że brunet zawsze panuje nad sytuacją i wie wszystko, ległoby w gruzach. Czyli kwestia bezpieczeństwa i wiary zniknęłaby bezpowrotnie. A Osamu bał się działania na ślepo, bo nie wiedział, co może jeszcze bardziej zaszkodzić chłopakowi. A tego tak bardzo nie chciał.
Śniadanie zjedli w spokojnej atmosferze. Cały poranek zresztą minął im, jak z bicza strzelił, choć okazało się, że wstali praktycznie w środku nocy, a za oknami jeszcze długo miała gościć ciemność. Dazai zaczął się bronić, że przecież nie może budzić własnych pracowników w środku nocy i kazać im przewozić dokumentacji. Zaznaczył od razu, że owszem, znalazłoby się kilka przypadków, które obudziłby z chęcią, ale były one tak nieliczne, że nieomal pomijalne. No i górujący z tych przypadków musiał się wyspać żeby być w stanie stawić się na wielogodzinnych ćwiczeniach strzelniczych, które zamierzał mu zaserwować. I wyjątkowo nie była to kwestia jedynie rewanżu za bliznę, którą Dazai dzięki chłopakowi zarobił na policzku, ale kwestia bezpieczeństwa. Ludzie, którzy uważają, że umieją strzelać, mimo że rzeczywistość jest nieco inna są zwyczajnym zagrożeniem dla całej Mafii. A na to Osamu nie zamierzał się godzić. Przynajmniej dopóki miał w tej kwestii coś do powiedzenia.
Tak więc wylądowali na kanapie, oglądając kolejne odcinki Gry o Tron, wspomagane idealnie odegranymi dialogami Chuuyi i komentarzami Dazaia, który w pewnym momencie jednego z pierwszych odcinków uznał, że nie zamierza się powstrzymywać, bo głupota większości bohaterów, w tym bohaterów, którzy ogólnie winni być uznawani za sprytnych i myślących, po prostu za bardzo go porażała. Wytknął Nedowi wszystkie jego błędy, nie omieszkał zmyć głowy Littlefingerowi i Varysowi, a później zaczął rozwodzić się nad idiotyzmem relacji rodzeństwa Lannisterów i tego, jakim cudem nie zostali oni nakryci. Chuuya w głębi duszy musiał przyznać mu rację, co nie zmieniło faktu, że oficjalnie bronił serialu do upadłego, ostatecznie posuwając się nawet do uciszania Osamu krótkimi pocałunkami, byleby brunet po prostu na chwilę się zamknął. I mimo delikatnie kładzionej na jego twarzy dłoni czy czule wplecionych w rude włosy palców, Nakahara nie potrafił przełamać się, by zainicjować jakąkolwiek bardziej intymną czy choć z nieco większym pożądaniem akcję. W pewnym momencie spojrzał nawet na Dazaia nieco przestraszony, obawiając się, że takie drobne pieszczoty, które dotąd w ich związku przeplatane były z lekko intensywniejeszymi sytuacjami, mogą brunetowi nie wystarczyć. Osamu jednak tylko uśmiechał się ze stoickim spokojem i samym wzrokiem zapewniał Nakaharę, że poczeka, bo na rudzielca po prostu warto było czekać choćby i całą wieczność. I o ile taka postawa wywoływała w sercu Chuuyi wylewy ciepła i motylki w brzuchu, o tyle wywoływała u niego również poczucie winy. I na to drugie nie pomagała nawet twarz Dazaia, nieco przyprawiona smutkiem, ale w większości niemal rozjaśniona niezrozumiałym blaskiem wywołanym miłością i radością z tak zwyczajnej czynnością, jaką było wspólne spędzanie czasu i oglądanie serialu.
Gdy słońce nieśmiało zawitało do salonu domu Nakahary, rudzielec nie odsunął się od swojego partnera. Nie przekręcił nawet głowy. Wciąż wtulał się w niego, czując ramiona bruneta wokół siebie. Dazai też nie próbował niczego pospieszać, zamierzając w pełni poddać się decyzjom Chuuyi. Jego wyczuciu czasu i gotowości do kolejnych zadań.
Niemniej jednak nie minął nawet kwadrans, a Nakahara, wciąż zapatrzony w promienie słońca, które powoli wizualnie ogrzewały wnętrze pomieszczenia, w którym się znajdowali, oświadczył, że czas wstawać i wrócić do życia. Wręcz siłą wcisnął telefon Dazaiowi do ręki i kazał wybrać odpowiedni numer. Osamu zrobił to wyraźnie niechętnie i ze sporym ociąganiem.
W momencie, gdy rozległ się dźwięk domofonu, Nakahara bez słowa ruszył na górę po kręconych schodach, żałując, że w apartamencie nie ma kota. Nie mógł się jednak temu faktowi dziwić, w końcu ostatnimi czasy rzadko bywał w domu, a zwierzak transportowany był do niego, a nie na odwrót.
Dazai zatrzymał się jedynie na krótką chwilę, w połowie drogi między kanapą, a drzwiami wejściowymi. Miał jeszcze trochę czasu, w końcu nawet wjechanie windą z taką ilością papierów nie mogło zająć sekundy. Uśmiechnął się lekko i spojrzał na Nakaharę, który właśnie pokonał ostatni stopień.
- Pamiętaj Chuu - zwrócił na siebie uwagę rudzielca, który zatrzymał się i oparł nonszalancko o barierkę, by spojrzeć na niego z góry. - Wystarczy jedno słowo. Wyrzucę ich stąd bez najmniejszego wahania. Nawet jeśli będą w połowie wnoszenia tych idiotycznych pudeł z papierami. Tak samo zostawię papiery jeśli tylko dasz mi odpowiedni sygnał. Wiesz o tym, prawda? - spokój pobrzmiewający w głosie chłopaka i jego pewność w tym, o czym mówił, miały niesamowitą zdolność wywołania uśmiechu u Chuuyi i uspokojenia jego serca.
- Wiem kochanie. Pamiętam. Na razie idź zgodnie z planem - oznajmił Nakahara, uśmiechając się delikatnie, jakby z przyzwoleniem dla Dazaia, tylko po to, by po chwili zniknąć w czeluściach pokoju na antresoli.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top