P. CXXXVI / JA DO TEJ HISTORII POTRZEBUJĘ WINA
Dazai chciałby móc powiedzieć, że obudzili się skoro świt, przytuleni do siebie i w pełni gotowi żeby produktywnie zacząć dzień. Rzeczywistość nie mogłaby być jednak dalsza od takiego stwierdzenia. Gdy chłopak otworzył oczy, w sypialni było ciemno tylko i wyłącznie dlatego, że opuszczone do końca zasłony ratowały ich przed natarczywymi słonecznymi promieniami. Wystarczyło jednak jedno spojrzenie na stojący na szafce nocnej zegarek by do Dazaia dobitnie dotarło, że było już grubo po dwunastej. Nijak nie zmieniło to jednak jego chęci do opuszczenia łóżka, która wciąż została na tragicznie niskim poziomie. Dlatego Osamu jedynie przysunął się bliżej Nakahary i poprawił na nich kołdrę, którą skopali w najdalsze odmęty łóżka, jak tylko się dało. Obserwował śpiącego chłopaka, nie potrafiąc powstrzymać się od myślenia, co by zrobił gdyby to Chuuya znalazł się na miejscu Kaguyi.
- Lubisz przyglądać się ludziom, gdy śpią? - spytał po jakimś czasie, zaspanym głosem Chuuya, nawet nie otwierając jeszcze oczu.
- Tylko tym, co chrapią - odparł Dazai z rozbawieniem, za co zarobił od ukochanego kuksańca w żebra. Wybitnie celnego jak na nie do końca obudzonego rudzielca.
- Która godzina i za ile musimy wstawać? - Nakahara zdecydował się na zignorowanie drobnego przytyku ukochanego i jedynie splótł ich palce razem, zmieniając ich pozycję tak, by mógł leżeć z głową na klatce piersiowej Dazaia i chłopaka przytulać, jakby na znak, że jemu się z łóżka nigdzie nie spieszy.
- Wstaniemy kiedy tylko będziesz chciał - odparł Osamu, delikatnie z nawyku gładząc ukochanego po nagich plecach. Jakimś cudem nawet po prysznicu nie chciało im się szukać ubrań i ograniczyli się tylko do bokserek.
- Nie musisz dzisiaj ratować świata? - spytał z lekkim przekąsem rudzielec.
- Kręci się dłużej, niż istnieje życie na Ziemi. Chyba pokręci się o jeden dzień dłużej nawet beze mnie, co? - odpowiedział pytaniem na pytanie z cichym śmiechem Dazai.
Tak naprawdę Osamu nie pamiętał, kiedy ostatnio mogli sobie zrobić takie absolutnie wolne żeby odciąć się całkowicie od świata i po prostu nacieszyć własną nawzajem obecnością. Jasne, spędzali razem sporo czasu. Ba, nawet spędzali sporo czasu w mieszkaniu, ale tak bezpośrednio dla siebie nie mieli zbyt wiele chwil. Zazwyczaj byli albo ciężko ranni, albo pracowali z domu. I jasne, z jednej strony im obu absolutnie to pasowało i dzięki temu nie nudzili się w życiu, ale z drugiej nie oznaczało to, że nagle przestaną doceniać wolniejsze momenty, którymi mogli się rozkoszować jedynie od czasu do czasu.
Chuuya w pewnym momencie podniósł się na łokciach i spojrzał na ukochanego z najszerszym uśmiechem, jaki Dazai widział u niego od dłuższego czasu, po czym uniósł rękę żeby zacząć bawić się jego włosami.
- Farba Ci się już sprała - oznajmił rudzielec udając lekkie rozczarowanie. - A wolałem Cię w ciemniejszych. Robiłeś groźniejsze wrażenie.
- Wiesz, to żaden problem - uświadomił go spokojnie Osamu. - Mogę skoczyć do sklepu i za kilka godzin nie będzie już widać prześwitów.
- O nienienie - zaprotestował Chuuya, przetaczając się tak, by całkowicie leżeć na wyższym od siebie chłopaku, co Dazai skomentował krótkim śmiechem i krótkim, delikatnym pocałunkiem w czubek głowy. - To wymagałoby wyjścia z łóżka.
- I tak w którymś momencie trzeba będzie to zrobić - mruknął Dazai. - Prędzej czy później.
Nakahara ewidentnie chciał odpowiedzieć, że później zawsze brzmi jak lepsza opcja, ale wybitnie głośny dźwięk dobiegający z jego brzucha zdążył zadać kłam jego słowom jeszcze zanim Chuuya zdążył wypowiedzieć choćby słowo. Osamu zaśmiał się cicho i dość krótko, biorąc pod uwagę mordercze spojrzenie, które rzucił mu ukochany. Dazai delikatnie chwycił jego podbródek i pocałował go czule.
- Może umówmy się tak - zaczął iście negocjacyjnym tonem. - Ty zostaniesz w łóżku, a ja skoczę zrobić nam śniadanie. A później zdecydujemy, co chcemy robić z nadmiarem wolnego czasu. Brzmi jak plan?
- Nie brzmi najgorzej - przyznał Chuuya z szerokim uśmiechem. - Ale to wszystko za chwilę - dodał, udawanie marudnym tonem i nim Dazai zdążył zapytać, o co rudzielcowi chodzi, Nakahara ponownie złączył ich usta w pocałunku.
Minęło zdecydowanie zbyt dużo czasu nim brunetowi udało się wreszcie wyczłapać z łóżka i Nakahara nie potrafił powstrzymać się od zwycięskiego uśmiechu, gdy po przejechaniu palcami po plecach Dazaia wyczuł drobne ranki, które sam mu zrobił poprzedniej nocy. Osamu nijak tego nie skomentował tylko sięgnął do szafy po dresowe spodnie i podkoszulek. Oczywiście, Chuuya srogo zaprotestował przeciw tej zbędnej części ubioru, ale Dazai skomentował to jedynie pełnym niedowierzania i załamania, drobnym uśmiechem i zniknął za drzwiami.
Stojąc boso na kuchennych płytkach pluł sobie w brodę, że jak zwykle nie pomyślał o założeniu czegokolwiek na stopy, ale był zbyt leniwy żeby wrócić do sypialni po skarpetki. Zamiast tego dość cicho włączył sobie stojące na kuchennej wyspie głośniki, podłączając je z miejsca do swojego telefonu i wrzucając dosłownie którąkolwiek z list na Spotify. Nucąc pod nosem zaczął krzątać się po kuchni, która w końcu przestała wyglądać jak z wystawy w sklepie meblowym i była to w większości jego zasługa. Od kiedy wprowadził się do Nakahary, wymógł na ukochanym zakup ziół, roślin i dodatków, które sprawiły, że każdy kąt domu stał się jakiś taki bardziej przytulny. No i w końcu Dazai nie mógł narzekać na brak odpowiednich składników, skoro sam uzupełniał lodówkę.
Chłopak nie chciał jednak marnować zbyt dużo czasu na przygotowanie posiłku, więc wszystkie bardziej wykwintne opcje od razu odpadły. Pierwszy raz od wielu dni, jak nie miesięcy, czuł się jak najzwyklejszy dwudziestolatek, który spędza czas z ukochanym, a nie jak człowiek, na którego ramionach spoczywa los całej organizacji, miasta czy zgodnie z przyszłościowymi planami - świata. Nie pamiętał, kiedy ostatnio czuł się tak lekko i tak bardzo oderwanym od rzeczywistości. Sam nawet nie zauważył, kiedy zaczął tańczyć po całej kuchni, używając drewnianej łyżki jako mikrofonu i co rusz dorzucając nowe składniki do przygotowywanego przez siebie śniadania.
Nakahara, który jednak zdecydował się wyjść z łóżka wcześniej, niż później, obserwował całą tę scenę z sypialnianych drzwi, oparty ramieniem o framugę i uśmiechając się delikatnie. Nie potrafił sobie przypomnieć, kiedy ostatnio wydurniali się dla zabawy, zupełnie nie myśląc o konsekwencjach. Chyba we Włoszech tak na dobrą sprawę. Dazai w którymś momencie zauważył ukochanego, więc podszedł do niego z wyciągniętą ręką, którą Chuuya, mimo pełnego szoku kręcenia głową, oczywiście chwycił. Osamu przyciągnął go do siebie i ustawił się niby do jakiegoś poważnego tańca, z jedną ręką w górze, a drugą na talii Chuuyi tylko po to, by po chwili zacząć bujać się niekontrolowanie w rytm muzyki.
Kręcili się wokół własnej osi, śpiewali na całe gardła, podskakiwali i uderzali się co rusz o meble, ale przede wszystkim śmiali się do rozpuku, z tymi cudownymi pełnymi szczęścia iskierkami w oczach. I nawet nie zauważyli, że w którymś momencie znad patelni zostawionej przez Dazaia na kuchence zaczął się unosić szary dym. Alarm zaczął piszczeć, przebijając się przez dźwięki muzyki i nagle Osamu rzucił się w stronę kuchni żeby opanować sytuację. Nakahara patrzył na ukochanego jak na skończonego idiotę, ale pozostał poza zasięgiem dramatycznej sytuacji, doskonale wiedząc, że tylko by Dazaiowi przeszkadzał. Dwudziestolatek zaklął cicho i zdjął patelnię z ognia, przesypując całą zawartość do pobliskiej miski.
- Będziesz musiał chwilę poczekać Chuu - zarzekł z niemrawą miną Osamu. - Wywalę to do kosza jak tylko ostygnie, ale muszę zrobić wszystko od nowa.
- Idiota - zawyrokował Nakahara, podchodząc do ukochanego i stając na palcach by krótko i czule go pocałować.
- Ale Twój idiota - przypomniał mu Dazai, gdy rudzielec wskoczył na kuchenną wyspę, wygodnie się na niej rozsiadając i machając nogami w powietrzu.
Chuuya przewrócił oczami, co w zamyśle miało być jednoznaczne, ale pełen szczęścia uśmiech wymalowany na jego twarzy skutecznie temu przeczył. Chłopak bardzo szybko zaczął lekko bujać się i pstrykać palcami w rytm muzyki, a nieco bardziej przytwierdzony do ziemi Dazai bardzo szybko do niego dołączył. Nakahara okazał się zadziwiająco przydatny, gdy trzeba było zrobić kawę i poprzenosić naczynia na stoliczek w salonie. Obaj mężczyźni z miejsca rzucili się na kanapę, która przez nich musiała przechodzić zdecydowanie zbyt wiele. Nie trzeba też było czekać aż dojdzie do krótkich przepychanek, które w pewnym momencie skończyły się z Osamu siedzącym na klatce piersiowej Nakahary i przytrzymującym jego nadgarstki przyszpilone do kanapy nad jego głową. A jednak jakimś cudem to Chuuyi przypadła możliwość wyboru serialu, który będą oglądać do śniadania. Nim jednak chłopak zdążył przełączyć urządzenie na Netflixa, przez chwilę na ekranie wyświetliły się wiadomości, których tematem przewodnim wciąż była fala i sposób, w jaki Portowa Mafia była zamieszana w całe wydarzenie.
- Może lepiej nie wychodźmy dziś z domu - zaproponował Chuuya z przekąsem, nie chcąc nawet słuchać głupiego chrzanienia, w którym prezenterka zapewne przedstawia całą sytuację jako winę jednej organizacji.
- Wiesz, że i tak będziemy musieli odsłuchać te wiadomości, prawda? Sumawara nam nie przepuści - zauważył spokojnie Dazai.
- I właśnie dlatego nie chcę ich słuchać dwa razy. A zwłaszcza nie w nasz wolny dzień - podsumował Nakahara, wpatrując się we własne konto na Netflixie, jakby zobaczył je po raz pierwszy w życiu.
Dazai uniósł ręce w geście poddania i widząc dosłowną walkę wymalowaną na twarzy ukochanego po prostu nałożył mu porcję, która i tak miała ostygnąć w bardzo niedługim czasie, po czym zajął się swoim śniadaniem. Nakahara przeskakiwał z serialu na serial, cicho komentując, dlaczego nie mogą obejrzeć tego, dlaczego tamten jest za słaby i dlaczego przy tym logiczny mózg Osamu za bardzo się wkopie w akcje i zniszczy mu przyjemność z oglądania. Dazai słuchał tej tyrady w jego stronę z drobnym uśmiechem, ale gdy w końcu rudzielec wcisnął przycisk play, uznał, że tym razem da sobie spokój ze wszelkimi komentarzami, nieważne jak bardzo nie cisnęłyby mu się na usta.
Brunet rozsiadł się wygodnie po tureku i poczekał, aż Nakahara do niego dołączy, siadając mu na nogach i opierając się plecami o jego klatkę. Dazai uwielbiał, gdy tak siedzieli, bo nie dość, że mógł ukochanego od tyłu objąć, mając wrażenie, że trzyma w ramionach cały swój świat, to jeszcze dzięki niskiemu wzrostowi Chuuyi, mógł spokojnie oprzeć swój podbródek o czubek głowy chłopaka albo nieco się przygarbić i wybrać jego ramię. Jakimś cudem, nie zmieniając za bardzo wygodnej pozycji, opatulili się kocami i z absolutnym spokojem, w niezwykle domowej atmosferze, skupili na serialu. Postanowienie Dazaia nie wytrwało zbyt długo, ale winić za to można było jedynie Nakaharę, który sam zaczął komentować i delikatnie zaczepiać ukochanego do wymiany zdań. W całym tym uroczym obrazku znalazło się nawet miejsce dla Bubla, który wskoczył Chuuyi na kolana i jednym, krótkim miauknięciem oznajmił, że nigdzie się stamtąd nie rusza.
Pełną śmiechu, cudowną atmosferę, przerwał dzwoniący telefon, na który Nakahara spojrzał ciężko. Starając się nie przesunąć, wychylił się najbardziej, jak to tylko możliwe i chwycił urządzenie. Wyświetlający się na ekranie numer Shuujiego wywołał u Chuuyi ciężkie westchnięcie. Nim Dazai zdążył go choćby spytać, czy rudzielec zamierza odebrać, Nakahara wyciszył telefon i odrzucił go gdzieś w odmęty kanapy.
- Pewnie chce tylko spytać, jak mu poszło albo pochwalić się koncertem - zauważył Chuuya widząc zdumiony wzrok Dazaia. - Nic, czego nie mógłby zrobić jutro albo no nie wiem. Nigdy. Przecież i tak wiem, że dobrze mu poszło. Po prostu nie chcę dostać opierniczu, że przegapiłem jego koncert po raz pierwszy. Jakoś mu to wynagrodzę kiedyś. Po prostu nie dziś. Dziś ważni jesteśmy tylko Ty i ja - podkreślił spokojnie, obracając się lekko w stronę Dazaia żeby dać mu szybkiego buziaka w policzek.
- Wiesz, że łatwiej by pewnie gdybyś to odbębnił teraz? - spytał w końcu Osamu, zaczynając powoli irytować się przez słyszalne wibracje urządzenia, gdy zapewne Shuuji dzwonił kilkunasty raz z rzędu, niezłomnie mimo że minęło już dobrych kilka godzin.
- Pewnie tak - przyznał mu rację Nakahara ze wzruszeniem ramion. - Ale gdzie w tym zabawa? Typowe irytowanie się nawzajem jak na rodzeństwo przystało?
Chuuya uznał też, że wie jak w najbanalniejszy sposób odwrócić uwagę ukochanego od nieprzyjemnego dźwięku, więc odwrócił się, ku absolutnemu niezadowoleniu Bubla, który tylko na nich prychnął i zeskoczył na szklany stolik. Dazai niczego nie komentował, ale obserwował rudzielca z zaciekawionym uśmiechem. Nakahara zaczął delikatnie, z ogromnym wyczuciem i niezwykle powoli całować ukochanego. Osamu, wciąż uznający zachowanie rudzielca w związku z Shuujim za absolutnie dziecinne, jakoś tak nagle stracił ochotę na jakiekolwiek protesty. I prawie poddał się całkowicie temu, co Chuuya chciał z nim zrobić. Nijak nie liczyło się to, że pieszczoty były na razie drobne, a czołówka serialu leciała któryś raz z rzędu, dobitnie podkreślając upływ czasu, tak przeciwny ich nietypowym pocałunkom.
I gdy w którymś momencie odezwał się nie tylko telefon, ale i dzwonek do drzwi, Nakahara nie potrafił powstrzymać się od spojrzenia ze zirytowaniem w tamtym kierunku. Kilka godzin drobnych czułości i uszczypliwości zdecydowanie nie dały rady spełnić jego potrzeby bliskości i nie miał nic przeciwko spędzeniu na takowym działaniu całego dnia, ale wszechświat najwidoczniej miał dla nich inne plany. Nie odsunął się jednak od ukochanego, a jedynie zetknął razem ich czoła.
- Spodziewamy się kogoś? - spytał, delikatnie zahaczając o nos Dazaia własnym, nie podnosząc głosu bardziej niż do szeptu.
- Nope - odparł pewnym tonem Osamu, nie przestając kreślić kciukami drobnych kółek na bokach ukochanego. - Ale jeśli w Biurowcu uznali, że coś wymaga naszej natychmiastowej uwagi, a żaden z nas nie raczy odebrać to mogli wysłać portowego kundla pod nasze drzwi.
- Na bogów jest dopiero szesnasta! - obruszył się cicho Chuuya, wpatrując brunetowi w oczy i widząc w nich dokładnie to samo niezadowolenie, które widniało w jego własnych. - Świat miałby się zawalić, bo przez dwadzieścia godzin jesteśmy poza zasięgiem?
- Wiesz, jak na nas to całkiem możliwe - zauważył niechętnie Dazai, a jego pewność, że świat będzie się bez nich kręcił zaczęła jakoś tak nagle maleć. - Wiesz, że z chęcią kontynuowałbym oglądanie serialu - ostatnie dwa słowa Osamu wypowiedział najbardziej dwuznacznie, jak tylko się dało, za co zarobił pełne niedowierzania i załamania spojrzenie od Chuuyi. - Ale im szybciej wywalimy stąd tego ziomeczka tym szybciej wrócimy do przyjemniejszych rzeczy. I to nie tylko na kanapie. Choć to też dobre miejsce - zażartował Dazai za co został przyciągnięty do ostatniego, głębszego pocałunku, nim rudzielec niemrawo zszedł z jego kolan.
- Grozisz czy obiecujesz? - spytał zalotnie Nakahara, ruszając w stronę przedpokoju i w ostatniej chwili wpadając na to, by powiesić ich bluzy na przeznaczonych do tego kołkach i zamknąć drzwi prowadzące do sypialni.
- A co Cię bardziej kręci? - odpowiedział pytaniem na pytanie Dazai i Nakahara tylko cieszył się, że jest tak daleko od chłopaka, dzięki czemu mógł chociaż próbować ukryć rumieniec, który wystąpił mu na policzki.
Rudzielec z pewną dozą irytacji otworzył drzwi, nie racząc nawet sprawdzić, kto za nimi czeka. Wybitnie idiotyczne posunięcie jak na tak wysoko postawioną w Portowej Mafii osobę, ale z drugiej strony Nakahara był jedną z nielicznych osób, które mogły nawet w przypadku postrzału zdążyć ustawić między sobą a przeciwnikiem barierę, która by go ochroniła, więc chłopak mógł sobie pozwolić na pewien stopień nierozwagi. Za drzwiami nie czekał jednak nikt z Portówki, nie było tam również dostawcy pizzy ani przeciwnika, który chciałby jego śmierci. Stał natomiast Shuuji, który sam nie wiedział, czy bardziej chce brata przytulić czy go uderzyć.
- Co Ty tu robisz? - spytał zaskoczony rudzielec, nie pomyślawszy nawet o tym żeby przesunąć się ze środka przejścia i zrobić bratu przejście do środka mieszkania.
- Nie odbierałeś - odparł Shuuji, jakby próbując skonstruować zdanie, ale był zbyt zajęty wpatrywaniem się w drobne rany i przecierki wciąż widoczne na twarzy i szyi jego młodszego brata. Na zaschniętą krew przecinającą jego łuk brwiowy czy linię jego szczęki.
- Mam wolne na bogów, oddzwoniłbym jutro - odparł Chuuya głosem, który ewidentnie sugerował, że jego brat przesadzał.
- Mogłeś chociaż dać znać, że żyjesz! Zamartwialiśmy się na śmierć. Matka czeka w samochodzie - kontynuował Shuuji, nijak nie przejmując się tonem Chuuyi.
Zanim jednak Nakahara zdążył cokolwiek odpowiedzieć, targany ciekawością Dazai dołączył do nich w przedpokoju i objąwszy ukochanego od tyłu, oparł podbródek na jego ramieniu.
- O! Cześć Shuu - oznajmił radośnie, okazując w ten sposób zadowolenie, że to jednak nie żaden wysłannik Portowej Mafii. - Może skoczysz po Sachiko, a my w tym czasie zaparzymy Wam herbatę? Skoro już się tu kłopotaliście to możecie wejść na chwilę.
Shuuji, który cofnął się z przerażeniem na widok Dazaia, natychmiast pokiwał twierdząco głową i zniknął z ich pola widzenia, biegnąc do windy. Osamu nie mógł go winić za taką reakcję, w końcu gdy widzieli się po raz ostatni, zniszczył przy nim fragment ściany i praktycznie mu zagroził. Nakahara westchnął ciężko, przykrywając na chwilę ręce Osamu swoimi i delikatnie miziając je samymi opuszkami palców.
- Nie tak wyobrażałem sobie nasz wspólny dzień - mruknął z niezadowoleniem rudzielec.
- Wiem skarbie, ale wynagrodzę Ci to później. Obiecuję - odparł Dazai, czule składając na szyi chłopaka rząd pocałunków.
Nakahara wykorzystał ostatni moment, który mieli, do tego by obrócić się i stanąwszy na palcach, zarzucić ręce na kark Dazaia i pocałować go z całą pasją, jaką miał w sobie. Delikatnie zaciśnięte palce ukochanego na jego karku i jego błyszczące z podniecenia oczy tylko potęgowały jego niechęć do nagłego najazdu rodziny. Oderwali się od siebie dopiero, gdy usłyszeli kroki na korytarzu i Chuuya zdołał jeszcze jakkolwiek poprawić pogniecioną koszulkę, nim ich mieszkanie zostało zaszturmowane przez jego własną matkę, która wpadła niczym burza, od razu rzucając się synowi na szyję, nie racząc powiedzieć nawet słowa.
Dazai przeczekał te pierwsze momenty, doskonale rozumiejąc, co czuła rodzina Chuuyi. W końcu sami mieli rozmowę w dokładnie tej tematyce. Dlatego nikogo nie pospieszał, a jedynie wycofał się do kuchni żeby wstawić wreszcie wodę na herbatę. Sachiko po krótkiej chwili porwała w objęcia również jego, od tak, profilaktycznie, a następnie spojrzała na trzymane przez Dazaia opakowanie, jakby był skończonym idiotą.
- Wino. Ja do tej historii potrzebuję wina - oznajmiła kobieta, siadając po drugiej stronie kuchennej wyspy, a Dazai nie protestował tylko wyciągnął na blat kilka kieliszków i szklanek, a następnie do kompletu dostawił dwie butelki wina.
Brunet spojrzał również na Shuujiego, który zajął miejsce obok matki, z niemym pytaniem, czy ma wyciągać również piwo, ale starszy chłopak jedynie pokręcił przecząco głową i zamachał w powietrzu kluczykami od aut. No tak, chociaż on jeden zachowywał się, jakby życie było mu miłe. Nakahara stanął obok Dazaia i uśmiechnął się lekko, oplatając go ramieniem w pasie i czując, rękę Osamu niedaleko własnego karku, gdy chłopak przytulił go w odpowiedzi. Stali tak, bez zbędnej przestrzeni między sobą, czekając aż zasiadający po drugiej stronie kuchennej wyspy pluton egzekucyjny zacznie zasypywać ich pytaniami, które będą przeszywać ich bardziej, niż mógłby to zrobić niejeden pocisk.
Sachiko pochłonęła pierwszy kieliszek czerwonego wina praktycznie jednym haustem i wtedy się zaczęło.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top