P. CXXX / DWANAŚCIE INWESTYCJI

Kaguya była jedyną osobą, która realnie stawiła się na czas. Ciężko westchnęła i spojrzała z lekkim zniechęceniem na własne otoczenie, żałując, że tak łatwo dała się podpuścić. Oczywistym było, że gdy spotkali się na Zebraniu tuż po tym jak ogarnęli sprawę z dwunastoma pomniejszymi gangami, rywalizacja będzie nieunikniona. Ot, przyjacielskie zawody, komu uda się lepiej wypełnić misję. Rzecz, którą Kaguya zazwyczaj sobie odpuszczała i tylko rzucała uszczypliwym komentarzem w stronę Hayato apropo tego, jak bardzo widzi go w przedszkolnej piaskownicy w takich momentach. Dziewczyna sama nie rozumiała co ją podkusiło akurat tym razem, ale gdy Shizuki rzuciła tekstem, że da radę podnieść z kolan najgorszą melinę, Kaguya poczuła wyzwanie. I głównie przez ten krótki przypływ głupoty stała teraz na środku opuszczonego magazynu, w którym więcej było kurzu i pająków, niż mogła sobie wyobrazić.

Dziewczyna nieco pluła sobie w brodę, że za bardzo przyzwyczaiła się do luksusów Portówki. Ogromny budynek, ogarnięte sale konferencyjne i ludzie, których nie bałaby się spotkać w środku nocy. Ludzie z pewną klasą i noszący się na konkretny sposób. Co prawda ludzi ze swojej nowej podopiecznej grupy jeszcze nie spotkała, ale oceniając przez pryzmat miejsca, które przydzielił jej Dazai na to spotkanie, raczej nie spodziewała się cudów. 

Nieco też zaczęły martwić ją wydatki Portówki. Niby stali względnie stabilnie, choć Yakuza uchylała się od płacenia daniny, co swoją drogą było największą głupotą jaką Kaguya potrafiła sobie wyobrazić, zwłaszcza po małym teatrzyku Dazaia, ale nie było bezpośrednio jej problemem. Finanse trzymały się lepiej, co było głównie zasługą Kumizawy, która wreszcie zrobiła coś, co większości mafijnych psów wydawało się absolutnie niemożliwe i ogarnęła bajzel, który zrobił Mori. Nowiutkie, na bieżąco prowadzone księgi, zdecydowanie dały im tę przewagę, że wreszcie wiedzieli, na czym stoją i nie musieli bawić się w długi. Choć tych i tak mieli przecież wystarczająco. Niemniej inwestowanie w dwanaście kolejnych działek wydawało jej się nieco zbyt optymistycznym podejściem.

Jasne, sprawdzili ceny gruntów, byli względnie gotowi do inwestycji, które mogłyby podnieść standard miasta, co w rezultacie mogłoby zwrócić im większy nakład niż zamierzali włożyć, ale było to zdecydowanie zbyt dalekoplanowe myślenie. Zwłaszcza, że nie kończyło się przecież na gruncie. Budynki, wprowadzenie fasadowych firm na rynek. To wszystko musiało zająć i czas i pieniądze, a kiedy ostatnio coś poszło po czyjejś myśli? Jasne, z Dazaiem na czele wszystko wydawało się możliwe, ale były rzeczy, których nawet oni nie daliby rady przeskoczyć i pieniądze były jedną z nich.

Kaguya wskoczyła na jedną z drewnianych skrzyń stojących w zupełnie przypadkowym miejscu w hangarze i rozsiadła się na niej, machając nogami w powietrzu i rozglądając dokładniej dookoła. Jasne, betonową posadzkę rozsadziły chwasty, dach ledwo się trzymał, a więźba wyglądała jakby miała runąć w przeciągu pięciu minut, ale nawet to nie dało rady zniszczyć jej radości. Dziewczyna nie zamierzała się do tego otoczenia jednak w żaden sposób przywiązywać. Dostała działkę w najbardziej oddalonej od portu części miasta, więc jej wybór w sprawie profilu przyszłej firmy, był mocno odgórnie ograniczony. Nie zamierzała jednak narzekać. Dostała we własne ręce ogrom pracy, który tylko podkreślał, jak wielkim zaufaniem darzy ją Dazai. No i zwerbowała już sobie do pomocy Izakiego, co też miało w tamtej sytuacji ogromne znaczenie. Dla niej ruina, która ją otaczała, była tylko początkiem. Pierwszym etapem długiej drogi, na końcu której czeka spełnienie celu.

Dziewczyna musiała mocno się powstrzymać przed przewróceniem oczu, gdy jej nowi podopieczni wreszcie przybyli na miejsce. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że nie wyglądała w żaden sposób przerażająco i że pewnie po jakimś czasie ktoś wykruszy się z szeregu i będzie musiała upaprać sobie rączki, ale choć pozornie tego nie chciała, gdzieś tam głęboko w duszy nie mogła się tego doczekać. Kaguya doskonale rozumiała, kim byli członkowie Portówki i dlaczego nazywano ich kundlami. Jeśli oferowano im wystarczającą ilość zabawy, zajmowano ich kolejnymi misjami i dawno możliwość do wyżycia się, wszystko działało dobrze. Mogli kogoś zamordować, zapomnieć i mieć udanych kilka dni czy tygodni. Tyle, że potem zaczynali się nudzić. A ponieważ nie mieli tego problemu, co Dazai, to nuda zdecydowanie im przeszkadzała. Nieważne od tego, na jak pełnych klasy pozowali, jak elokwentnie się wypowiadali i jak drogie ciuchy nosili, tak naprawdę byli bandą nieogarniętych morderców i mieli na tyle godności by temu nie zaprzeczać.

Niemniej czasem poziom Portówki przesłaniał jej wizję innych gangów. Malutkich stowarzyszeń, które nie miało odpowiednich finansów żeby bawić się w drogie garniaki czy ładne budynki. Dlatego nieco skrzywiła się, widząc stojącą w nieładzie grupkę ludzi, którzy nijak nie wyglądali jakby przynależeli do tej samej organizacji. A co dopiero do Portówki. Wiedziała, że będzie musiała nad tym solidnie popracować, ale nawet to nie potrafiło zniszczyć jej entuzjazmu.

Kaguya miała jednak tę przewagę, że wciąż byli przerażeni. Ich szef wciąż nie doszedł do siebie po tym, jak sam musiał zastrzelić trzech najcenniejszych podwładnych, a ludzie utracili do niego zaufanie, więc ogólnie atmosfera w hangarze była mocno nieciekawa. Kaguya nie miała na to jednak czasu. Musiała w ciągu miesiąca postawić ich do pionu, a akurat tego dnia była w sporym niedoczasie, więc nie zamierzała bawić się w gierki, nie zamierzała sprawić, że ją polubią. Była tam w konkretnym celu i po jego wypełnieniu zamierzała się zmyć. W końcu skazana na oglądanie tych zmęczonych twarzy przez najbliższych kilka miesięcy, więc czym mogło zaszkodzić jej kilka godzin spóźnienia?

- Baioretto no tsuyoi hiro – oznajmiła głośno, zwracając na siebie uwagę wszystkich. – Tak ma nazywać się to miejsce w przyszłości. Za rok, dwa, może pięć, gdy nie będzie tu tej durnej ruiny, ale budynek, z którego wszyscy będziemy zadowoleni. A Wy nie będziecie bandą przybłęd, która dostała drugą szansę, ale członkami Portowej Mafii. I szczerze? Patrząc teraz dookoła nie wiem, w co bardziej wątpię, ale dostałam zadanie i choćbym miała wypełnić Wami nieoznaczone groby w pobliskim lesie to doprowadzę to zadanie do końca. Ma tutaj powstać najnowsze centrum laboratoryjne w kraju. Dostaliście gałązkę z medycyną, bo Wasz udział w prochach był najmniejszy, ale ostrzegam, że jeśli to się zmieni to koniec nie będzie dla Was przyjemny. Co do reszty, radzę Wam usiąść, bo szybko stąd nie wyjdziecie.

Grupka spojrzała na nią, jakby urwała się z choinki, zupełnie nie ogarniając wielkich planów, które przygotowała dla nich Portówka. No i podłoże tez nie było zbyt zachęcające do odpoczynku. Mijały jednak kolejne godziny, których upływ uzmysławiał im tylko pojawiający się raz na jakiś czas osobnik w czarnym płaszczu, który przynosił Kaguyi kolejną kawę. Dziewczyna gadała nieprzerwanie, tłumacząc im, czym będzie różnić się od teraz ich sposób działania, skoro oficjalnie dołączyli do Portowej Mafii jako podwykonawcy i w którym momencie zostaną ostatecznie do Portówki wcieleni i jakie korzyści będę się z tym wiązać. Później szybko przeleciała całą tematykę planów budynku, od znalezienia tymczasowej lokalizacji, poprzez zatrudnienie architekta do ostatecznego wybudowania. Wspomniała też o tym, jak miałoby działać laboratorium i jakie zadania przypadną stojącej przed nią dziewięćdziesiątce ludzi. Mniej więcej.

W pewnym momencie Kaguya dostała informację o nowej wiadomości na smartwatchu i musiała przyznać, że w życiu nie cieszyła się tak bardzo z głupiego powiadomienia. Endoki jej potrzebował, a to oznaczało ratunek z tej pełnej niechęci, zmęczenia i przerażenia sytuacji. Kaguya nie spodziewała się, że da radę dużo ustalić w ciągu pierwszego spotkania. Po prostu musiała przekazać im podstawowe informacje i wytypować piątkę, która jako pierwsza spotka się z legionem psychologów, których zatrudniała Portówka. Podwykonawcy czy nie, zasady obowiązywały ich te same. A nikt nie mógł pracować dla Portowej Mafii bez  testów psychologicznych. Dziewczyna wiedziała też, że w którymś momencie przestanie być miła i zacznie się robić nieprzyjemnie. Zacznie im strzelać pod nogi za spóźnienie, będzie kazać walczyć między sobą za nieposłuszeństwo. I będzie czerpała z tego przyjemność. Dla niej będzie to zabawa i Kaguya nie zamierzała udawać, że  będzie inaczej. Dlatego tylko odprowadziła wzrokiem piątkę, która ruszyła za czarnym płaszczem, który przyszedł ich odebrać, a później ustaliwszy godzinę następnego spotkania, opuściła towarzystwo. I pewnie gdyby w dłoniach nie trzymała kawy, biegłaby jak szalona.

Hayato z kolei przyjął postawę zupełnie inną od tej, która obrała sobie jego ukochana. Mógł się bawić w bycie miłym, gdy jego podwładni przejdą już testy, okażą się wystarczająco dobrzy by zostać w Portówce na stałe czy po prostu udowodnią swoją przydatność lub starania. W przeciwieństwie do większości pozostałych wyznaczonych do tego zadania ludzi, jemu nad głową wisiała wizja możliwego terminu ostatecznego, a nie chciał pozostawiać rozgrzebanego zadania na czyjejś głowie. Dlatego gdy pojawił się na wyznaczonej dla niego lokalizacji po raz pierwszy, przyniósł ze sobą papiery, które ułożył na drewnianym podwyższeniu obok pistoletu i rozsiadł się wygodnie. Nie musiał długo czekać na pojawienie się pierwszych osób czy grupek, które w ciszy zajmowały swoje miejsca. Ninomyia potrafił dosłownie mordować wzrokiem i w sytuacjach takich, jak ta, zdecydowanie pomagało mu to w utrzymaniu i zaprowadzeniu porządku.

Kolejną sprawą, w której absolutnie różnił się od ukochanej, było to, jak podchodzili do różnych spraw. Dla niego agresja i przemoc czy wzbudzanie strachu, które przecież dla Portówki było codziennością, było czymś, czego nie dało się uniknąć, ale czymś, z czego nie chciał korzystać, gdy nie musiał. Kaguya natomiast czerpała z tego jakąś przyjemność, której nie potrafił zrozumieć, ale niezbyt mu to przeszkadzało. Rozumiał, że nie miał prawa zmieniać jej w żaden sposób. No i dopóki ona była szczęśliwa to on też, a to, że ktoś mógł na tym ucierpieć to już kwestia zdecydowanie trzecioplanowa.

Hayato westchnął ciężko, gdy wybiła godzina, o której umówili się na spotkanie i zaczął obracać w dłoniach pistolet, wywołując lekki zawał u ludzi, którzy zdążyli już przyjść. Kolejną grupę, która się pojawiła, najpierw usłyszał, a dopiero później zobaczył. Nie spóźnili się dużo, raptem kilka minut, ale do pomieszczenia weszli rozmawiając i śmiejąc się tak głośno, że gdyby Hayato przedstawiał właśnie plan najbliższej akcji, z pewnością by mu przeszkodzili. Chłopak w ułamku sekundy wycelował i oddał kilka strzałów. Huk rozniósł się z echem, które krążyło po ogromnej hali jeszcze przez chwilę, ale gdy umilkł, okazało się, że nikt w hangarze nie śmie odezwać się nawet słowem. Ba, bali się nawet głośniej odetchnąć. Zwłaszcza grupka, której strzelił pod nogi, a która wyglądała, jakby w tamtej sekundzie chciała uciec jak najdalej. Hayato odłożył spokojnie broń na deski obok siebie. Nie odezwał się ani słowem, ale w ten sam sposób powitał kilka kolejnych grup, nim wreszcie przerwał milczenie.

- To już wszyscy? - spytał, pobieżnie licząc ilość podwładnych, a jego głos brzmiał na wyjątkowo pusty.

Kilka osób skinęło niemrawo głosami, ale cisza, która nastała po oddaniu pierwszych strzałów jakoś zdołała się utrzymać.

- Dobrze. To dobrze. Jak pewnie zdążyliście się zorientować, nie lubię, gdy ktoś się spóźnia - zaczął spokojnie Hayato, przelatując spojrzeniem po zebranych. - Rozumiem, że Wasze stare sposoby może tego nie uwzględniały, ale teraz czas na spore zmiany. Więc jak ktoś nie jest w stanie nadążyć i dorosnąć to wiecie gdzie są drzwi. To ostatnia tego typu okazja, więc radzę skorzystać jeśli ktoś wie, że wymięknie. 

Sporo osób wyszło, a Hayato nawet nie udawał, że interesuje go, kto to zrobił. Miał akta wszystkich w swoim pokoju w Biurowcu. Zamierzał poczekać kilka dni, może nawet cały tydzień, zobaczyć, kto się wykruszył i wtedy po cichu pozbyć się problemu. Raz na zawsze. Jasne, mógłby zacząć wcześniej, ale wtedy resztę kundli mógłby owładnąć strach, który powstrzymałby ich przed odejściem. Całkiem logiczna sytuacja, jednak mocno nie na rękę w mniemaniu Hayato. Wydawało mu się, że tydzień to odpowiedni czas. Idioci poczują się wystarczająco bezpiecznie żeby nie uciekać z miasta, ale też zerwą kontakt z byłymi kumplami z miasta. A wykopanie kilkunastu grobów to żaden problem. Gdy jednak szuranie ustało i w pomieszczeniu zostało zdecydowanie mniej ludzi, dopiero wtedy zaczął im przedstawiać plany na najbliższą przyszłość.

Ta sama sytuacja powtarzała się w jeszcze dziesięciu innych placówkach w najróżniejszych częściach Kobe. I różni, wyznaczeni do tego ludzie, podchodzili do tematu z najróżniejszych stron, jednak wszyscy  w pewnym stopniu wciąż bazowali na strachu, który wzbudzili swoimi pierwszymi akcjami. Zajęli się największymi z malutkich gangów, które wyrosły w Kobe po zniknięciu Dazaia z Portówki niczym grzyby po deszczu i tak naprawdę została im tylko Kobasa, ale tę mafijkę Osamu zostawił sobie na sam koniec, rozkoszując się przerażeniem, które wzbierało w ich przywódcy. Cóż, fakt faktem, że żaden z gangów nie nabruździł Portówce tak, jak zrobiła to Kobasa zabijając kilkudziesięciu z ich ludzi.

Kaguya odetchnęła z ulgą, gdy wreszcie wsiadła do swojego małego autka i puściła muzykę, cicho nucąc i od razu ustawiając nawigację na miejsce docelowe. Teoretycznie powinna pojechać po Endokiego, ale wolała najpierw odebrać sprzęt i upewnić się, że odpowiedni ludzie zjawią się w odpowiednim miejscu. W końcu wszyscy z radia robili jej tym ogromną przysługę. Jasne, puściła parę razy kawałki The Pretty Redundant w czasie nocnych audycji i odbiór okazał się mega pozytywny, na co nawet miała dowody na Twitterze, ale nie zrobili niczego więcej żeby wypromować zespół. A to, że przypadkiem mieli jesienny przesłuch kapel, na który Endoki jakimś cudem chłopaków wkręcił, było czystym cudem i Kaguya wiedziała, że nagina swoje szczęście prosząc ludzi z pracy o pojawienie się w starej fabryce i popchnięcie kariery chłopaków do przodu. Zwłaszcza w wypadku, w którym wypadliby beznadziejnie.

Dziewczyna ruszyła z piskiem opon i zupełnie ignorując przepisy przemknęła przez miasto. Wszystko czekało na nią przygotowane w portierni na parterze, za co grzecznie podziękowała i obładowana torbami wróciła do autka, otwierając sobie po drodze drzwi nogą i zapewniając starszego mężczyznę za ladą, że sama da sobie świetnie radę, ale że dziękuje za pomoc. Odłożyła wszystko na tylne siedzenia i nie powstrzymać uśmiechu. Cieszyła się na ten koncert. Cieszyła się, że wszystko idzie zgodnie z tym, co zaplanował Dazai i że ich oficjalne i legalne akcje zaczynają wreszcie coś znaczyć. Cieszyła się, że ich umiejętności poboczne wreszcie zostały wzięte pod uwagę. Dla Moriego to, że Kaguya pracowała w radiu było jedynie niedogodnością, której należało się pozbyć. Dla Dazaia był to dodatkowy atut, który można było wykorzystać.

No i gdzieś tam w duszy cieszyła się, że będzie mogła towarzyszyć przedstawicielom radia w czasie wywiadu z The Pretty Redundant. Nie liczyło się to, że dzięki niej wywiad był całkowicie ustawiony. No bo jak mogłoby być inaczej? Jeszcze nie daj bogowie Shuuji wypaplałby coś, o czym nie powinien nawet wspominać. Albo padłoby pytanie, na które nie byłoby prostej odpowiedzi. Tak więc, na wszelki wypadek, gdy tylko Kaguya dorwała listę pytań w swoje rączki, natychmiast wysłała jej zdjęcie do Nakahary, który zajął się problemem z miejsca. Więc tak naprawdę koniec końców jej obecność w pomieszczeniu nie była konieczna, ale uwielbiała oglądać swoją przełożoną w pracy i pomagać w czasie wywiadów. Zawsze dzięki temu miała okazję żeby nauczyć się czegoś nowego.

Zauważając, że zbliża się do siedziby Portówki, Kaguya porzuciła swoje rozmyślania i z lekkim uśmiechem zaparkowała, nieomal powodując wypadek. Tak to już bywa, gdy bez włączenia choćby migacza przejeżdża się przez przeciwległy pas tylko po to żeby zaparkować zgodnie z jego kierunkiem. Endoki, który stał przed wejściem, spojrzał na nią z przerażeniem po czym odwrócił się na pięcie.

- Nie ma opcji. Jeździsz gorzej niż Dazai - oznajmił, ruszając z powrotem w stronę budynku i jak najdalej od Kaguyi, która wyskoczyła z auta i rozkładając ręce, zaczęła gorąco obiecywać, że jazda z nią wcale nie ma skutków śmiertelnych.

Obserwujący sytuację z dość wysokiego piętra Dazai musiał przyznać, że był dumny, za co Nakahara lekko pacnął go otwartą dłonią w tył głowy, przypominając mu, że nie powinien przerzucać swoich samobójczych pobudek na podwładnych. Teoretycznie obaj mężczyźni mieli jeszcze nadmiar czasu, bo do koncertu zostało kilka ładnych godzin, a The Pretty Redundant nie stanowiło na razie żadnej konkurencji na rynku muzycznym dla nikogo i nie miało jeszcze psychofanów, ale obaj zgodnie uznali, że pojadą wcześniej żeby sprawdzić, czy ich podwładni dobrze zabezpieczyli teren. W końcu nie dość, że Portowa Mafia zobowiązała się do robienia za ochronę przez cały czas trwania imprezy to w skład zespołu wchodził przecież brat Nakahary i Dazai nie musiał posiadać umiejętności czytania w myślach żeby wiedzieć, że chłopak by sobie nie wybaczył gdyby stało się coś złego. A ich dobra passa ostatnimi dniami zwiastowała, że coś takiego na pewno się stanie. Jednak nawet Dazai nie był w stanie określić, co dokładnie i liczył, że może po prostu raz na jakiś czas bogów przestaje bawić utrudnianie ludziom żyć.

Mężczyźni byli niemal gotowi do wyjścia, żartując między sobą i docinając, co zawsze kończyło się drobnymi przepychankami, a później pocałunkiem na zgodę, gdy do pomieszczenia wpadł osobnik, którego nijak się nie spodziewali. Dazai nie w tamtym momencie, a Nakahara, który założył, że dziewczyna była już martwa, w ogóle.  Obaj spojrzeli na nią, jakby widzieli ją pierwszy raz w życiu, a jednocześnie jakby zobaczyli ducha. Nie żeby to było niemożliwe przy szerokim wachlarzu Zdolności, ale nie o to w tamtym momencie przecież chodziło. Tuż za zdecydowanie zbyt brudną i ranną osobistością, wpadł do pomieszczenia niemal huragan krzyczących ludzi, którzy natychmiast się na nią rzucili i przygwoździli w siedmiu do podłogi, blokując tym samym przejście i tworząc w nim niemałą górkę. Dazai i Nakahara w życiu nie patrzyli na kogoś tak bardzo, jakby urwał się z choinki. I wzrok ten nijak się nie zmienił, gdy na korytarzu zatrzymał się szef ochrony, natychmiast pochylając głowę i solennie przepraszając. Na dobrą sprawę miał za co. W końcu wpuścił nieznaną kobietę, która zdołała ominąć barierki, straże i dostać się do windy i do pomieszczenia, w którym znajdowało się Szefostwo. A stamtąd miałaby teoretycznie prostą drogę do wykończenia ich, gdyby tylko zechciała i gdyby może chodziło o kogoś innego, niż Dazai i Chuuya.

- Szczerze Szefa przepraszam za zamieszanie. Ta wariatka wbiegła tutaj i ominęła wszystkich jakby to było nic wielkiego. Jakby znała nasze wszystkie ruchy - zaczął się tłumaczyć mężczyzna, wbijając wzrok w podłogę. - Naprawdę nie mam pojęcia, jakim cudem ona to zrobiła i ...

- Cóż może należy nie lekceważyć własnych przełożonych? - spytał z rozbawieniem Dazai, dając dłonią znak, żeby wszyscy z biedaczki wstali i podszedł do niej, kucając niedaleko jej twarzy, gdy próbowała złapać choć trochę powietrza. - Cieszę się, że jakimś cudem żyjesz, ale skąd to wejście smoka? - spytał poważniejąc. - I gdzie jest ...

- Tsunami - oznajmiła cicho dziewczyna, patrząc na Dazaia ze strachem i słysząc ton jej głosu Osamu po prostu wiedział, że z koncertu nici. - Do Kobe zbliża się tsunami.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top