P. CXII / ZWOLNIENIE CHOROBOWE
#Krótkie_odautorskie
Niby miałam się uczyć do matury, ale chyba się poddaję. Nie ma cholery we wsi, że to zdam. Więc zamiast tego napisałam rozdział. Szczęście w nieszczęściu.
I mam do Was trzy pytanka, a za odpowiedzi będę bardzo wdzięczna ♥
1. Którą z niekanonicznych postaci polubiliście najbardziej (i dlaczego jeśli Wam się chce rozpisywać)?
2. Które szipy najbardziej chcielibyście żeby znalazły się w dalszych rozdziałach?
3. Czy w opowiadaniu znalazły się momenty, które Was wzruszyły/rozbawiły/wywołały jakieś głębsze emocje? Ostatnio się nad tym zastanawiałam i mam wrażenie, że nie potrafię napisać sceny tak żeby czytelnik wyskoczył z zaskoczenia z kapci, więc za wszelkie spostrzeżenia/rady będę bardzo, bardzo wdzięczna!
Miłego czytania #Luceusz_Out
Trzeba było przyznać, że Kaguya miała coś w sobie z wrednego diabełka. Było to szczególnie widoczne, gdy zamawiała pizze, kierując się dokładnie tym, czego ludzie nie znosili najbardziej. No z takiego przynajmniej wychodziła założenia, od którego prawda nieco się różniła, ale liczyły się przecież intencje. Dla Nakahary i Dazaia wzięła tradycyjną hawajską z dodatkowym serem, kątem oka obserwując, jak Osamu od razu dobiera się do pudełka żeby plasitkowym widelczykiem wygrzebać kawałki ananasa co do jednego i poprzekładać je na część Chuuyi, na co rudzielec zareagował absolutnym załamaniem, którego nie zamierzał ukrywać choćby w najmniejszym stopniu. Dla siebie i Hayato wzięła cztery sery, na co chłopak bezgłośnie westchnął z ulgą, ale na tym normalne zamówienia się kończyły. Na kolejnych znalazły się niebotycznie zagrażające zdrowiu i życiu mieszkanki. Po pięć dodatkowych składników, wszystkie dobrane tak, by jak najmniej pasowały do poprzednich. Dazai nie potrafił stwierdzić, kto wygląda gorzej. Czy Endoki, który musiał za to zapłacić, czy cała część grupy, która musiała wynalazki Kaguyi zjeść. Gdy dziewczyna stanęła obok nich, opierając się łokciami o oparcie wysokiego stołka, Nakahara podsunął jej pięćset jenów, na co Dazai przewrócił oczami.
- Pięcioro - oświadczył Chuuya, ewidentnie rzucając Dazaiowi wyzwanie. Kaguya zagwizdała cicho z uznaniem i dołożyła swoją dolę na stół.
- Ja klasycznie, siedmioro - obstawiła ze szczerym i nieco zbyt szerokim uśmiechem, zgodnie ze swoim systemem. Zawsze brała poprawkę na to, że jedna osoba może mieć nieco zbyt silny żołądek. - Naprawdę się postarałam żeby to było absolutnie niejadalne. To moja Kaplica Sykstyńska niezjadliwej pizzy panowie - dodała, dumna z siebie niczym paw.
- No kochani, trochę wiary - zaoponował Dazai, wyciągając portfel z kieszeni płaszcza. - Przecież Kags nie mogła tak tego dobrać żeby wszyscy się rozchorowali i jutro wzięli wolne. Ja optymistycznie obstawię troje - oznajmił cicho, gdy Hayato zabierał kasę, by za dwa dni oddać ją osobie, która była najbliżej zgadnięcia ilości chorobowych.
- Przejrzałam akta przed misją. Tak na wszelki wypadek gdybym wygrała - oświadczyła Kaguya niby mimochodem, ale iskierki w jej oczach jasno sugerowały, jak pewna była własnej wygranej.
- To trochę oszukiwanie - zaoponował Nakahara, krzywiąc się lekko z naburmuszenia.
- Nope, bo nie ma o tym ani słowa w regułach - uświadomiła go różowowłosa patrząc, jak resztki nadziei opuszczają wzrok rudzielca.
Na kilka pudełek pizzy długo czekać nie musieli, a Hayato mógłby przysiąc, że nigdy wcześniej nie widział takiego smutku, jak w tej pizzerii na twarzy Endokiego. W końcu wyszła im niemała suma. Mężczyzna zapłacił jednak bez słowa narzekania, które pojawiło się dopiero, gdy musiał sam owe pudełka zanieść do Biurowca. Ani Hayato, ani Nakahara ani na sekundę nie wypuszczali swoich pizz z rąk, ot na wszelki wypadek, żeby się nie pomieszały. W niemal szampańskich humorach dotarli do sali konferencyjnej by w pełnym już składzie i Cuppoli i Eleven, obgadać co robią dalej. I tylko Dazai odłączył się od grupy dosłownie trzy piętra niżej, by załatwić jeszcze jedną sprawę. Chwycił jedno z pudełek i ruszył korytarzem, cicho nucąc.
Zatrzymał się dopiero przed dwójką ochroniarzy, by wygrzebać z portfela plastikową kartę członkowską Portówki. Zupełnie niepotrzebnie, bo mężczyźni od razu go rozpoznali, ale schylili z pokorą głowy, gdy powiedział im, że powinni sprawdzać każdego. Osamu wszedł do pokoju, w którym znajdowało się kolejnych sześciu jego ludzi i dwie, wyjątkowe dziewczyny. Jedna z nich stała na baczność w kącie pokoju, uważnie wszystkich lustrując, jakby spodziewała się ataku. Może i ją rozbroili, ale mafijne psy okazałyby się skończenie głupimi kundlami, gdyby pozwolili sobie na myślenie, że dziewczyna jest bezbronna tylko dlatego, że zabrali jej ulubione zabawki. Druga z nich siedziała na kanapie unosząc się dumą i udając, że nic dookoła jej nie obchodzi, choć jej irytacja była doskonale widoczna. Dazaiowi przypominała nieco wściekłą tygrysicę uwięzioną w klatce. A wytrąconych ze spokoju zwierząt nie zwykło obchodzić, z czego wykonano dla nich klatkę. Nawet jeśli była ona z samego złota.
- Odegrałaś swoją rolę liście oskarowo. Moje gratulacje. A no i Twój ojciec przeżył negocjacje - oznajmił Dazai takim tonem, jakby mówił o pogodzie, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że dodatkowo zirytuje tym rozmówczynię. - Myślałem, że będziesz chciała to wiedzieć. Stracił cały oddział i rączkę, ale poza tym to wszystko u niego w porządku. Przynajmniej z mojej strony, bo skąd mam wiedzieć, co Yakuza robi z pachołkami, które nie wypełniają powierzonych im zadań? - spytał teatralnie, wzruszając ramionami, jakby naprawdę nie miał o tym bladego pojęcia.
- Kłamiesz - syknęła dziewczyna, nie racząc nawet spojrzeć na Dazaia. - Wiesz doskonale, co z nim zrobią. Nie jesteś przecież idiotą Dazai.
- No tak, fakt, wiem - zauważył Osamu, krzywiąc się lekko, jakby z niesmakiem. - Trochę nie za bardzo mnie to obchodzi, bo w sumie to wiesz, co? W sumie to i tak wychodzę z tego obronną ręką. Czy Moribasa będzie dalej grzał stołek szefa czy wybiorą kogoś innego to i tak moje jest na wierzchu. Ale nie miej tego sobie za złe. Tak by nawet było gdybyś się tu nie pojawiła. Jesteście troszkę zbyt mali żeby stanąć mi na drodze. I zbyt nieznaczący - dodał, niemal pocieszającym tonem, odkładając pudełko z pizzą na pobliski stół.
- Skoro jesteśmy tak nieznaczący to może mnie wypuścisz? Twój mały teatrzyk już zadziałał, po co chcesz mnie tu trzymać, musieć pilnować i jeszcze ryzykować życiem swoich ludzi? - spytała nieco ironicznie, będąc doskonale świadomą, że tak łatwo Osamu jej nie wypuści.
- Dla miny Twojego ojca. Była naprawdę niesamowita, gdy widział jak umierałaś. Aż żałuję, że nikt nie zrobił mu żadnego zdjęcia, bo miałbym je chociaż na pamiątkę. Trochę mu się należało. Niemniej nie mogę mu teraz Cię oddać, jak gdyby nigdy nic. Raz, że możesz mieć informacje, które mogą nam się przydać. Dwa, że możesz coś chlapnąć ojcu no i trzy, że jeśli Twój ojciec znowu zrobi mi na bakier to zaciągnę Cię tam siłą i tym razem oddam mu Twoje ciało. Ładną buźką i średnią pogadanką nie wykpisz się ze wszystkiego, więc radzę Ci się tu na razie rozgościć, bo szybko stąd nie wyjdziesz - wyliczył na palcach Dazai. - No i zawsze możesz robić za kartę przetargową. I naprawdę nie musisz się martwić o moich ludzi. Poradzą sobie i z Tobą i z Twoją ochroną.
- Doskonale wiesz, że nic Ci nie powiem. Słówka nie pisnę o sekretach mojej mafii - oznajmiła dziewczyna, absolutnie unosząc się dumą i uśmiechając lekceważąco.
- Moi ludzie potrafią być przekonujący, jak się postarają - odparł Osamu, wzruszając ramionami. - I niedługo to nie będzie Twoja mafia - dodał, wykonując pistoleciki z palców. - Tylko moja. I zanim cokolwiek powiesz albo zrobisz to pamiętaj proszę, że żyjesz pożyczonym czasem. I to pożyczonym ode mnie. A ja bardzo nie lubię, gdy ktoś jest mi coś dłużny.
- Może mam Ci być jeszcze wdzięczna, że mnie nie zabiłeś? - prychnęła dziewczyna, patrząc na rozmówcę pierwszy raz od początku rozmowy i natychmiastowo odwracając wzrok, przerażona przez samo spojrzenie Dazaia. Wzrok potwora, który doskonale bawi się w swojej piaskownicy.
- W sumie byś mogła - przyznał Osamu, jakby szczerze to rozważał. - W końcu przybyłaś tu by umrzeć, prawda? Tak czy siak tik tok słońce. Chłopcy, pizza jest Wasza. Co prawda Kaguya wybierała smaki, więc może być niejadalna, ale jakby ktoś chciał zaryzykować to smacznego. Starałem się wziąć Wam tę najnormalniejszą - oznajmił Osamu z niemal przepraszającą miną, przyjmując zupełnie inną postawę niż w czasie rozmowy z Isą, po czym opuścił pomieszczenie i korytarz.
Nakahara czekał na niego, oparty o ścianę, tuż przy windzie. Uśmiechnął się z niedowierzaniem.
- Naprawdę sądzisz, że trzymanie jej tam to dobry pomysł? Z tymi ludźmi? - spytał rudzielec, odpychając się od ściany i próbując zrozumieć motywację ukochanego. - Sam powiedziałeś, że naszych trzech kochanych szpiclów jest z Yakuzy i dałeś im ją do pilnowania? Dlaczego?
- Bo uznałem, że tak będzie zabawniej Chuu - odparł Dazai, wzruszając ramionami i uśmiechając się jak dziecko.
- A co jeśli się dogadają i uciekną? - dopytywał Nakahara absolutnie załamany tym, z jaką lekkością Dazai podchodził do niektórych tematów.
- Oh, już się dogadali. Znaczy z pierwszej zmiany przynajmniej - odparł na to Osamu. - Wyobraź sobie sytuację Chuu. Jesteś więziony przez wroga i dowiadujesz się, że Twój strażnik jest z Twojej organizacji. Rodzi Ci się w głowie plan ucieczki. Ale wiesz, że musisz czekać aż ponownie będzie zmiana tego jednego kundla żebyś mógł coś dalej zrobić. Po czym przychodzi druga zmiana i nagle okazuje się, że tam też kogoś masz. I na trzeciej to samo. Wiesz, jak to brzmi?
- Jeden to przypadek, dwoje budzi podejrzenie ale trzech to już celowe działanie - mruknął cicho Nakahara, gdy jego trybiki powoli zaczęły działać. - Jeśli ta trójka się ze sobą nie dogada to ona tam sfiksuje. Poważnie jej odwali. Będzie wiedziała, że Ty ich tam przydzieliłeś celowo, więc będzie się bała uciec. Mądre. Tylko, dlaczego tego nie rozgłosi? Że nie dogra działań ich trójki i nie ułoży jakiegoś genialnego planu? - Dazai był dumny słysząc, jak Nakahara podchodzi logicznie do sprawy i wytyka błędy logiczne. Najdumniejszy chłopak świata.
- Na początku tego nie rozgłosi. Nie będą mieli zbyt wielu okazji do komunikowania się otwarcie, w końcu w pokoju zawsze jest czterech strażników, a szpicel nie chciałby wsypać sam siebie. No i jak myślisz, że jesteś jedynym, wyjątkowym, który gra na dwa fronty to ciężko Ci uwierzyć, że jednak nie jesteś taki wyjątkowy. No i Isie troszkę zacznie odbijać. Powolutku, każdego dnia trochę bardziej. Mam nadzieję, że Moribasa niczego nie odpierdoli zanim ta laska zwariuje, bo może być naprawdę zabawnie - przyznał Dazai.
- Ja pierdolę, gnido - oznajmił Chuuya, absolutnie załamując się i uznając, że chyba nie ma na tyle sił by próbować wytłumaczyć Osamu to, że bawienie się ludźmi to jak bawienie się jedzeniem. No po prostu nie powinno się tego robić.
Mężczyźni weszli do konferencyjnej, w której nagle zrobiło się jakoś tak tłoczno. Nic dziwnego, skoro Dazai wreszcie dobrał ludzi na wolne miejsca w Eleven. Teoretycznie wszyscy jak jeden mąż powinni stawić się na piętrze medycznym, ale skoro ich rany ograniczały się do drobnych zacięć, postanowili, że najpierw odbębnią zebranie, na które żadne z nich nie miało ochoty, ale wszyscy doskonale wiedzieli, że Szef im tego nie odpuści. Szybko, punkt po punkcie, przedyskutowali najważniejsze elementy akcji, to czy poszła zgodnie z planem, to, co dało się poprawić i korzyści, jakie z niej odnieśli. Wszyscy zgarnęli ze stołu teczki do uzupełnienia raportu i skoncentrowali się na pizzach, na które patrzyli z niemałym stresem. Kaguya siedziała w poprzek krzesła, z nogami przerzuconymi przez podłokietnik i obserwowała wszystkich z nieco zbyt szerokim uśmiechem.
- Raporty do wieczora mają znaleźć się u mnie na biurku. W najbliższym tygodniu mamy kilka akcji do ogarnięcia, więc będzie trochę do roboty. Ktoś ma coś ważnego do dodania? Jakaś sprawa niecierpiąca zwłoki? - spytał Dazai, rozglądając się po obecnych.
- W ciągu dwóch najbliższych tygodni wszyscy członkowie Portówki będą mieli oficjalne pozwolenia na broń. W większości przypadków wystarczyło odnowienie licencji, w niektórych trzeba było przechodzić cały proces od zera. Niemniej, żadnego powiązania z Mafią, wszystko zrobione na czysto bez przekupywania - oznajmiła Kumizawa.
Dazai, który wcześniej wskoczył na stół i rozsiadł się na nim po turecku, wychylił się zaskoczony, wskazując na dziewczynę palcem z jednym pytaniem wymalowanym na całej twarzy. "Kto ją tu wpuścił?". Hayato nagle jakoś tak uznał, że podłoga jest zajebiście ciekawa, więc Osamu darował sobie jakiekolwiek uwagi. Spojrzał natomiast wyczekująco na niesforną dziewczynę.
- Zostaniesz po zebraniu - oświadczył tylko nieco chłodno. - Coś jeszcze?
- Oczywiście. Przygotowałam już część ksiąg. Wszystko w sprawie Arakiego będzie gotowe do końca tygodnia, ale przygotowałam już system, który będzie tuszował nasze dochody ze strony Yakuzy. Uznałam, że ta sprawa ma priorytet. I zaangażowałam w to Yuriko. Przynajmniej w tę oficjalnie legalną część - dodała dziewczyna, ani na sekundę nie schodząc z poważnego tonu. Doskonale wiedziała, że jej przyszłość w tej organizacji waży się jak niczyja inna.
- Nie masz styczności z żadnym nielegalnym gównem? - spytał Dazai, patrząc wprost na drugą z dziewczyn.
- Z ani jednym jenem - zaprzeczyła z miejsca dziewczyna, doskonale pamiętając ich podział obowiązków.
- Kay, dobrze, że to ruszyło. Bardzo dobrze. Coś jeszcze? Ostatnia szansa zanim przejdziemy do naprawdę ważnych kwestii - oznajmił chłopak, rozglądając się po wszystkich.
- Mamy gotowy pierwszy singiel - oświadczył Ukai, wzruszając lekko ramionami, zdając sobie sprawę z tego, że to raczej niewielkiej wartości sprawa.
Dazai i Nakahara podnieśli głowy unisono, niemal jak surykatki, ku zdziwieniu mężczyzny absolutnie zainteresowani tematem. Cóż, fakt, że zespół należał do brata Chuuyi został przed większością skrzętnie ukryty. Choć może to złe stwierdzenie. Oni po prostu pominęli tę informację uznając ją za niezbyt istotną.
- Jak wyszedł? - spytał Dazai, przekrzywiając lekko głowę, gdy Nakahara ściskał dłonie, niemal modląc się o pozytywną odpowiedź.
- Cóż, całe studio jest nowe, więc nikt się o nas nie bije. Singiel sam w sobie moim zdaniem wyszedł wcześnie, ale czekamy na odzew żeby puścić go w świat. Skończyliśmy też już z pożyczaniem sprzętu. Mamy calutkie studio dla siebie. Pretty Redundant są z niego bardzo zadowoleni - rozwinął swoją wypowiedź Ukai, starając się mówić spokojnie i rzeczowo.
- Nagraj mi ten ich kawałek na pendrive'a - oznajmiła Kaguya, jakby mówiła o czymś absolutnie zwyczajnym. - Zaniosę go do rozgłośni to powinni go puścić w ciągu dwóch, może trzech dni. Może wcześniej, jeśli uda mi się dorwać do płyty, ale wtedy poleci nocą, więc będzie mniejsza ilość odbiorców. Tylko na bogów, w doskonałej jakości, bo nie chcę zrobić sobie siary przed tymi ludźmi.
- Dorabiasz sobie w radiu? - spytał zaskoczony Ukai, wypowiadając się za dosłownie wszystkich na sali.
- Nie wspominałam? - odpowiedziała pytaniem na pytanie, ale zrobiła to tak zmęczonym głosem, że Dazai uzna, że wypyta ją przy innej okazji. Po dzisiejszej akcji dziewczyna miała pełne prawo do bycia skrajnie wyczerpaną.
- Tylko o kanale na youtubie - wzruszył ramionami Osamu, patrząc na dziewczynę tak jednoznacznie, że zrozumiała, że niedługo będzie się musiała wyspowiadać ze wszystkiego.
- W sumie to się ze sobą łączy - odparła na swoją obronę. - No ale nieważne. Załatwię to. Tylko nie wiem, gdzie jest nasze studio. Ukai, jutro o dziesiątej tutaj w recepcji? - spytała, na co mężczyzna skinął twierdząco głową, a reszta uznała temat za chwilowo zamknięty.
- No to pozostaje najważniejsza sprawa. I raczej się nie ucieszycie, ale musimy to załatwić za jednym zamachem - zaczął Dazai, drapiąc się z zakłopotaniem w tył głowy. Dopiero co wrócili z trudnej akcji, a on już funduje im następną. Cóż, ten kto mówił, że w mafii żyje się łatwo, prosto i przyjemnie najwidoczniej nie miał bladego pojęcia o życiu w mafii. - Salvatrucha, Alcatraz-Fidelsky i Kobasa. Te trzy rzeczy muszą iść jednocześnie. Wiem, że Hayato rozeznał się w planach, a Nakahara ułożył plan, który klepnąłem. I wszystko pięknie tylko dochodzi nam jedna osoba. Musimy zabić Wakanę Kobayashi. Wiem, że pierwotnie miała do nas dołączyć, ale po przemyśleniu tego doszedłem do wniosku, że nie wniesie do Portówki niczego przydatnego, więc po prostu nam się to nie opłaca. Pamiętajcie, że musicie oszczędzić w miarę możliwości strażników. Każdemu niewinnemu, który umrze trzeba będzie zafundować pogrzeb i rentę dla rodziny, a na to szczerze mówiąc niezbyt mamy kasę. Niemniej Wakana i Salvatrucha muszą zniknąć. Macie też trzy dni żeby przygotować notkę prasową i zasłonę dymną. Myślę, że wystarczy dla zamieszania wysłać mały oddział gdzieś w miasto i zacząć wojnę gangów. To skutecznie odciągnie policję. Jutro o dwunastej chcę tu widzieć wszystkich potrzebnych do akcji ludzi. W tym pokoju grupę uderzeniową do więzienia, dwa pokoje dalej grupę do zasłony. Jak się z tym uporamy to trzeba będzie rozwiązać problem z Adelaide. Miała przyjechać na kilka dni, siedzi u nas już kilka miesięcy. Plus tego taki, że Don obniżył nam dzięki temu koszty dostaw, dzięki czemu możemy się spodziewać nowiutkich zabawek w środę, ale minus taki, że dziewczyna jeszcze nikogo nie wybrała.
- Dość dobrze dogaduje się z moim Drugim - wtrąciła się Ozaki, uśmiechając lekko w typowo matczyny sposób.
- Nie będzie Cię bolała strata Drugiego? - spytał zaskoczony Nakahara.
- Przeżyję. To dość opłacalna umowa - odpowiedziała Ozaki, wzruszając ramionami.
- To dobrze - odetchnął z ulgą Dazai, ciesząc się, że pozbędzie się Adelaide, która coraz częściej próbowała wyrwać się na crossy ku jego przerażeniu. - Umówię spotkanie z Donem i Cosa Nostrą na przyszły weekend, trzeba się do tego będzie przygotować. Na razie w piątek czeka nas Salvatrucha, więc na tym się na razie skupmy - zauważył Osamu, karcąc wszystkich za odejście od głównego tematu. - Wszystko dogadajcie z Nakaharą, bo ja niestety od tej akcji zostałem odsunięty i idę tylko jako ochrona. Sumawara, gotowa na swoje pierwsze przedstawienie? - spytał, zwracając się do siedzącej kobiety, która, gdyby usiadł na swoim przeznaczonym miejscu, siedziałaby po jego lewicy.
- Cycki do przodu i dam radę Szefie. Policjanci rzadko dają sobie radę z atrakcyjnymi kobietami - odpowiedziała, uśmiechając się lekko, absolutnie dumna ze swoich atutów. Ćwiczyła do tej roli przez ostatnich kilka miesięcy i nie zamierzała zmarnować szansy, którą dała jej pani Ozaki.
- Wiesz, że w razie czego będę tam jako Twój asystent, ale musisz zrobić dobre wrażenie jako Szefowa Mafii. I zmylić policję tak żebyśmy wyszli na czysto. Teoretycznie nie będzie za dużo śladów, które mogłyby prowadzić do nas, ale i tak policja do nas zapuka. Rozgościłaś się już w gabinecie?
- Dawno po remoncie - odpowiedziała, skinąwszy twierdząco głową. - Mori naprawdę za grosz nie miał gustu.
- Pamiętaj żeby dogadać się z naszymi legalnymi działami, co kto wtedy robił. Plan zapasowy zawsze się przyda - dodał na koniec Osamu i spiorunował wzrokiem Kaguyę, która parsknęła śmiechem.
- Szef i "plan zapasowy" - skomentowała, przedrzeźniając czarnowłosego, ale natychmiast spokorniała. - No już nic nie mówię, fajnie mieć babkę na stanowisku kierowniczym. Nawet jeśli to tylko fałszywka - dodała, na co Dazai udał obrażonego, a Sumawara puściła do różowowłosej oczko.
- Gorzej niż w przedszkolu - skomentował to Nakahara, już nawet nie licząc, ile razy załamał się w ciągu jednego dnia przez ludzi, z którymi pracował.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top