P. CXI / DWADZIEŚCIA SZEŚĆ I JEDNA SZÓSTA
Hej Miśki! Rozdzialik z dedykacją dla @Shadow_Aylin za zmotywowanie mnie i dla @Neferety oraz @Luimirekuoxios za Wasze cudowne rozważania pod ostatnim rozdziałem. Bardzo mnie cieszy, jak czasem zmotywuję Was do myślenia, co tam nasza kochana mumia zaplanowała i odjaniepawliła ♥
Życzę miłego czytania, a tymczasem #Luceusz_Out
- Potrzebujesz chwilki dla siebie czy możemy kontynuować? - spytał ciepło Dazai, patrząc ze współczuciem na Moribasę. - Rozumiem, że utrata kogoś bliskiego, na kim Ci zależało, może być bolesna i tylko dlatego wysuwam tę propozycję. To jedyna szansa żebyś mógł opłakać dziecko w spokoju. Chciałbym móc Ci zaproponować, byśmy przełożyli negocjacje na inny dzień, żebyś mógł pochować pustą trumnę i przeżyć wszystko po swojemu, ale wiem, że kierowany złością raczej planowałbyś mnie wykiwać, co skończyłoby się dwukrotnie większą rzezią, a tego przecież żaden z nas nie chce, prawda? Dlatego mogę dać Ci kwadrans. Ja i moi ludzie opuścimy to pomieszczenie na chwilę żebyś mógł przetrawić sytuację i z trzeźwym umysłem podszedł do negocjacji.
Moribasa spojrzał na stojącego przed nim młodzika z dwukrotnie większym przerażeniem wymalowanym na twarzy, niż kiedykolwiek wcześniej. Potrafił zrozumieć, że Dazai był potworem. Ostrzegano go to fakt, tak jak faktem było, że absolutnie to ostrzeżenie zlekceważył, nie uznając dwudziestoparolatka za wybitnie groźnego. No bo jak mógłby uwierzyć tym wszystkim historiom o dzieciaku, który był o połowę młodszy od niego? Przeszedł jednak przez pierwszy szok, gdy Osamu wymordował część jego ludzi i przygotował dla niego egzekucję własnej córki. Teraz przechodził drugi, o niebo większy. To z jaką łatwością Dazai skakał po różnych nastawieniach, tonach i brzmieniach swoich wypowiedzi przywodzić mogło na myśl czołowych aktorów, a nie dzieciaka, który wyglądał, jakby się świetnie bawił.
- Poproszę o tę chwilę - oznajmił słabo Moribasa, widząc w dobroci Dazaia szansę na zniszczenie go.
- Kwadrans. I ani minuty dłużej - oznajmił stosunkowo delikatnie czarnowłosy.
- Czy mógłbym poprosić o przyniesienie na ten kwadrans ciała mojej córki? Chciałbym móc ją pożegnać. Nie proszę o możliwość pogrzebu czy dłuższy czas. Po prostu, chciałbym potrzymać ją w ramionach ten ostatni raz - dodał szef Yakuzy, naprawdę sądząc, że Dazai się zgodzi, ale chłopak tylko zaśmiał się w odpowiedzi i udał, że ociera łezkę rozbawienia.
- Twoja córka to nie szmata żeby ciągać ją w tę i z powrotem po ziemi. A w tej ruinie podłogi i tak nie domyjesz - oznajmił Osamu, wzruszając lekko ramionami, ponownie przyjmując chłodniejszy ton.
Dazai naprawdę nie znosił ludzi, którzy wciąż się powtarzali i którzy nie wyciągali wniosków z jego czynów. Choć musiał przyznać, że zabawnym było zobaczyć tak ogromny tupet. Dawno nie spotkał kogoś, kto nie drżałby przed nim ze strachu niczym osika na wietrze i cieszył się z tego powodu, bo przynosiło to jakiś powiew nowości w życiu czarnowłosego. Osamu odwrócił się na pięcie, skinięciem łepetyny dając swoim ludziom znak, że mają na kwadrans ewakuować z pomieszczenia. Uśmiechnął się teatralnie, ukłonił po raz ostatni, by podejść do Hayato i Nakahary i przełożyć im ręce nad karkami,
- Panienki chcą zostać na ploteczkach, więc opuszczamy rewiry - oznajmił żartobliwie i dobitnie głośno Dazai.
Mężczyźni w trójkę wyszli jako pierwsi, udając, że doskonale się bawią, choć nerwowe spojrzenie wymieniane między Chuuyą a Ninomyią sugerowały zupełnie inną bajkę. Przećwiczyli to. Pamiętali, kiedy Dazai miał to powiedzieć i skoro to zrobił to znaczyło, że był cholernie osłabiony. Lecąca mu krew z nosa, która skapywała i ginęła w czarnej koszuli też nie świadczyła zbyt dobrze. Tuż za nimi ruszyła Kaguya, skinąwszy uprzednio głową w stronę Moribasy w wyrazie szacunku i delikatnie chwyciwszy Seikę za dłoń. Za nimi ruszyły kolejne grupki ludzi tak, że dopiero gdy ostatnia grupka opuszczała pomieszczenie, nikt nie stał na czatach i nie pilnował poczynań przeciwnika. Minimalizacja ewentualnych strat szła Dazaiowi więcej niż świetnie.
Gdy tylko przeszli do drugiej, równoległej hali, Kaguya natychmiast usiadła po turecku i wymawiając po cichu jedną z celtyckich modlitw, które ją uspokajały, natychmiast wytworzyła niewielką barierę. Barierę, która sprawiała, że żaden dźwięk nie wydostawał się na zewnątrz. Naoki pojawił się dosłownie znikąd i chwyciwszy dziewczynę za dłoń dodał swoją cegiełkę do zdolności bariery, tworząc fałszywą wizję tego, co zachodziło i o czym rozmawiali, tuż obok miejsca, w którym realnie się znajdowali.
Dazai usiadł i oparł się plecami o ścianę, pochylając głowę do przodu. Nakahara zdążył dosłownie w ostatniej chwili wystartować do niego z chusteczką higieniczną, bo drobny strumyk krwi bardzo szybko zamienił się w istny potok. I to na tyle silny, że pojedyncza chusteczka, a wreszcie cała ich paczka, nie dawała rady tego powstrzymać. Chuuya patrzył na ukochanego z przerażeniem wymalowanym na twarzy, gdy ten chwycił samego siebie za nadgarstek i anulował wszystkie Zdolności, których używał. Czarnowłosy uśmiechnął się słabo widząc zaniepokojenie na twarzach przyjaciół. Tych, którzy zostali, gdy reszta rozwiała się w zielony pył.
- Przerywamy akcję? - spytał Hayato poważnie. Stan Dazaia przekraczał wszystko, co do tej pory robili na treningach i nie żeby chciał kwestionować umiejętności i wytrzymałość własnego szefa, ale wolał by tenże szef pozostał wśród żywych.
- Nie, nie ma potrzeby. Jeszcze nie jest tak źle - oznajmił cicho Osamu, zbywając jego troskę machnięciem dłoni.
- Nie jest źle? - syknął Nakakahra, mając szczerą nadzieję, że się przesłyszał.
- No wiesz, wtedy na nadbrzeżu było gorzej - zauważył, słusznie zresztą, Dazai.
- Wtedy na nadbrzeżu wiesz, tak jakby prawie umarłeś - odbił piłeczkę rudzielec. - Jeśli chcesz to kontynuować to musimy z czegoś zrezygnować. Nie możesz trzymać tylu Zdolności na raz, bo to Cię wykończy.
- Zaraz wszystko się ładnie ułoży - oznajmił Dazai. - Moribasa za chwilkę nas zaatakuje, sądząc, że się tego nie spodziewamy i że jesteśmy bezbronni. Chce nas wziąć z zaskoczenia, w innych warunkach może nawet uznałbym to za mądre.
- Skąd ta pewność? - spytał Izaki, marszcząc czoło i próbując przeanalizować sytuację sprzed chwili żeby zrozumieć tok myślowy Dazaia.
- Dał znać swoim ludziom, gdy prosił o czas. Drobny gest, ale sam wymyślałem takich na potęgę, więc zawsze je rozpoznam - wytłumaczył Osamu. - Jeśli przeniesiemy walkę z powrotem do tamtej sali to będę mógł całkowicie przestać korzystać z Lekkiego Śnieżku. Naszą mniejszą liczebność wytłumaczymy zamordowanymi, a córki Moribasa nie będzie szukał, bo mogliśmy ją już wywieźć do Kobe, gdzie wstępu nie mają. A skoro już o Kobe mowa. Izaki, Ozaki, Naoki moglibyście wziąć moją siostrę, wsiąść w auto i odjechać do Biurowca? Będę czuł się o niebo pewniej, wiedząc, że nic jej nie grozi i że ma dobrą opiekę. Dajcie znać od razu, jak przekroczycie granice Kobe - zarządził Dazai.
- Z barier też musisz przestać korzystać - wytknęła mu Kaguya ciepło i z realnym zmartwieniem. - Wiem, że utrzymywanie wokół każdego z nas osobnej bariery cholernie Cię męczy, bo to moja Zdolność i znam ją jak zły szeląg. Wiem, że to pierwsza nasza wspólna misja w tym nowym ustawieniu, ale my naprawdę damy sobie radę. Nie musisz nas traktować jakbyśmy byli z porcelany. W najgorszym przypadku postawię barierę na biegu.
- Też mógłbym - wtrącił się Naoki. - Jakoś bym ich zmylił i szala i tak przeważyłaby się na naszą stronę.
- Wiem, że wyrywacie się do walki i wiem, że może trochę zbyt poważnie podchodzę do kwestii Waszego bezpieczeństwa, ale nie zamierzam Was narażać - oznajmił Dazai, uśmiechając się ciepło i spoglądając na zegarek. - Minęły cztery minuty, biorąc pod uwagę, jak tępi oni są, pewnie zaatakują za drugie tyle. Naoki zamaskuj Waszą obecność aż do samego Kobe. Z zewnątrz ma to wyglądać tak, jakby autem prowadził zwykły Japończyk, nijak nie powiązany z Portówką, jasne? - chłopak skinął głową na znak, że rozumie. Wydawał się również nieco skruszony, że zaproponował zmianę planu tylko dlatego, że chciał być bliżej walk. Dazai poklepał go delikatnie po ramieniu w geście zrozumienia. - Ozaki, zanim pójdziecie. Masz może przy sobie tę adrenalinę, którą dała Ci Akiko?
- Oczywiście, że mam. Cały zapas - oznajmiła kobieta, natychmiast klękając przy Dazaiu i wyciągając strzykawkę z kieszeni kimona i zupełnie nie bacząc na to, że brudzi sobie ubiór. Patrzyła na Osamu z tak wielkim lękiem, że niemal trzęsły jej się ręce. Pamiętała słowa Yosano o tym, jak bardzo adrenalina była ostateczną ostatecznością i fakt, że Dazai zamierzał jej użyć naprawdę nie świadczył dobrze. Chłopak tylko docenił, jak dobrze wszyscy odegrali swoje role, mimo strachu o niego i wiedział, że gdy całe to szaleństwo się skończy, pogratuluje im wszystkim. - Udo czy serce? - spytała Ozaki poważnie, biorąc głęboki oddech i uspokajając się.
- Udo - odparł Osamu z lekkim uśmiechem. - Wolałbym jeszcze pożyć tak szczerze mówiąc - częściowo zażartował Dazai dla rozluźnienia atmosfery.
- Jak ja kurwa nienawidzę igieł - mruknął cicho Nakahara, odwracając wzrok i patrząc na twarz Dazaia, mocno ściskając jego dłoń w geście wsparcia.
Ozaki oznajmiła, że policzy do trzech jednak gdy tylko dobiła do dwóch, wbiła nagle igłę w nogę Szefa i nacisnęła spust. Adrenalina rozeszła się po ciele Dazaia w tempie natychmiastowym i chłopak był niemal gotów do dalszej pracy. Osamu odrzucił jeszcze wszystkie zakrwawione chusteczki i rozejrzał się po zebranych, niemo pytając, czy wygląda w porządku czy jak ofiara przemocy domowej. Wszyscy zgodnie stwierdzili, że zdecydowanie to drugie, więc Dazai uznał, że mogą zaczynać cały ten cyrk na kółkach. Chłopak uczynił gest niczym dyrygent i w dokładnie tym momencie do pomieszczenia wpadło kilkunastu pachołków Moribasy i oddało strzały w stronę ich klonów.
- Nie będę stawiał Wam barier, ale jak tylko wyczujecie niebezpieczeństwo to spieprzacie - oznajmił Dazai, stając na nogi i ogarniając, że gdy już nie przeciążał się Zdolnościami to nawet nieźle się czuł.
- To co? Obstawiamy kto zabije więcej? - spytał Nakahara z szerokim uśmiechem.
- Ale tylko pod warunkiem, że wcześniejsze trupy Szefa się nie liczą - zaznaczyła Kaguya, puszczając dłoń Naokiego i przygotowując broń.
- I żadnych mocy - dodał Endoki spokojnie. - Przydałoby się wypróbować nowe nabytki od Beretty.
- Pracuję z dziećmi - oznajmił Dazai, zgadzając się na ich drobny zakład i przez chwilę obserwował jeszcze, jak część jego podwładnych znika w zupełnie innym kierunku, niż oni się kierowali, by w końcu odetchnąć i skupić się stuprocentowo na zadaniu.
Gdy Naoki i Kagyua pstryknęli jednocześnie palcami, ich obie bariery opadły, odsłaniając zupełnie ich aktualną pozycję. I tak udało im się ogromnie zaskoczyć niewielki oddział, który stał przed nimi, bo nim zdążyli choćby unieść broń, padli martwi, rozstrzelani na ziemię. Dazai i Nakahara poszli na pierwszy ogień, tuż za nimi Kaguya i Hayato. Doskonale przyzwyczajeni do pracy ze sobą nawzajem, tworzyli idealne duety. Nawet Akutagawa i Endoki dali radę się jakoś dograć, choć nie była to ta sama jakość. Hayato nie musiał nawet patrzeć, by wiedzieć, kiedy należało złapać Kaguyę za rękę i odepchnąć, strącając ją tym samym z toru wystrzelonego w nią pocisku, a Kaguya wiedziała, kiedy ściągnąć Hayato w dół, ratując chłopaka przed bolesną utratą mózgu. Dazai i Nakahara pilnowali swoich pleców, jak na dobre, stare mafijskie małżeństwo przystało.
Mimo tego, jak lekkie humory mieli jeszcze przed wejściem, w hali ich nastawienie zupełnie się zmieniło. Nie było miejsca na żarty, nie było miejsca na docinki. Liczyła się szybkość, skuteczność i bezpieczeństwo. Dopiero, gdy cała szóstka wymierzyła do Moribasy, uśmiechnęli się niemal w tym samym czasie. Mężczyzna obserwował całe zajście przerażony, ogłuszony nagłą wymianą ognia i wrzaskami. Hayato na chwilkę wyłamał się z formacji żeby przejść się do jednego z poległych członków Yakuzy, który najwidoczniej nie dostał zbyt celnie, bo szybko się wykrwawiał. Szybko i na swoje nieszczęście głośno, co zirytowało Ninomyię, który postanowił ukrócić własne cierpienie i nie słuchać tego durnego biadolenia.
Gdy chłopak wrócił do szeregu, wszyscy opuścili broń i Dazai wyszedł o krok przed nich, kładąc Moribasie dłoń na ramieniu. Po ich stronie nie było żadnej straty. Po stronie Yakuzy z całego ogromnego oddziału, również ludzi, którzy na dźwięk zadymy porzucili swoje pozycje w lesie i przybiegli do hali, został raptem jeden człowiek.
- Widzisz, ostrzegałem Cię - oznajmił, jakby zdradzał mu sekret, ale głosem tak pełnym zawodu, że brzmiało to aż kuriozalnie. - Rozumiem, że chciałeś być mądrzejszy. W końcu przewodzisz większą i starszą organizacją i jesteś starszy i myślisz, że masz więcej doświadczenia. To ostatnie to trochę błąd, ale może kiedyś to do Ciebie dotrze. Chcę żebyś wiedział, że wszystkie walające się tu trupy to nie jest nasza wina. Ich krew jest na Twoich rękach. No, ręce, bo niekompetencja Twoich ludzi naprawdę mnie wkurwiła - oznajmił Dazai, w ułamku sekundy uruchamiając swoje Drugie Źródło i obserwując, jak ramię Moribasy aż do barku zmienia się w pulpę. Sproszkowane mięśnie, trochę wylewającej się krwi. Ogółem bałagan. - Musisz przyznać, że dotrzymuję słowa. Obiecałem, że wyjdziesz stąd żywy, nigdy nie powiedziałem, że w jednym kawałku.
- Ty pieprzony potworze - wycharczał Moribasa między wrzaskami pełnymi bólu.
- Oj będę miał migrenę od tego darcia się - westchnął Hayato, patrząc na Dazaia błagalnie, czy na pewno nie mogą zabić też tego, jednak czarnowłosy pokręcił przecząco głową, na co Hayato zrobił iście cierpiętniczą minę.
- Dazai daruj sobie - oznajmił spokojnie Nakahara widząc, że chłopak już zabiera się za słabej jakości żarty z nazwania go potworem. - Naprawdę sobie daruj. Omów z nim szybko fakty, bo się wykrwawi i chuj będzie z całą tą jatką. No i chcę wiedzieć, kto wygrał.
- Pewnie Szef - mruknęła cicho Kaguya, nieco obrażona na świat, jakby naprawdę zależało jej na tej wygranej. I z pewnością tak w sumie było.
- Moribasa, masz teraz przed sobą skomplikowane zadanie. Twoje zapasowe oddziały czekają ile, dwadzieścia kilometrów stąd? Musisz do nich dotrzeć. Myślę, że dasz radę poprowadzić auto jedną ręką, w końcu kto tak nie robił, nie? Zimny łokieć, chęć zaimponowania dziewczynie. No każdemu się zdarzało. Dotrzesz do nich i przeżyjesz. I brak łapki będzie Ci przypominał dlaczego spierdoliłeś pierwszą poważną umowę, za którą się zabrałeś. Negocjacje uznaję za zakończone. Procentowo sześćdziesiąt do czterdziestu dla nas. Będziecie nam płacić daninkę. Powiedzmy raz w tygodniu, wpłata na konto. Dostaniecie od nas dzisiaj wiadomość z dokładną kwotą. Spotykać się będziemy raz w miesiącu, tutaj. Żebyś nie zapomniał, gdzie Twoje miejsce. Bo wstępu do Kobe też na razie nie macie, chyba że pod eskortą kogoś z Portowej Mafii i odpowiednio uzupełnionymi papierami, a możesz być pewien, że te papiery sam przygotuję tak żebyście się posrali zanim je wypełnicie. Ot drobna złośliwość. Jeśli spodoba mi się nasza współpraca może podniosę to do podziału pół na pół, a może nawet wpuszczę Was do miasta. Ale wszystko zależy od mojego humoru, więc lepiej ugnij się i dostosuj do nowej rzeczywistości.
- Co to kurwa ma być? - warknął Moribasa, wychodząc z założenia, że więcej stracić już nie może.
- Koniec negocjacji? - spytała Kaguya takim tonem, jakby udzielała odpowiedzi w Familiadzie, a z sufitu miał na sznurach zjechać Karol Strassburger.
- Po moim trupie. W życiu nie zgodzimy się na takie warunki - oznajmił Moribasa, który nagle skądś odzyskał resztki godności ludzkiej i zaczął się zachowywać, jakby naprawdę miał jaja.
- Wiesz, to da się bardzo łatwo załatwić. Zabijemy Ciebie jeśli się nie podporządkujesz. Wybiorą kolejnego szefa - Dazai zaczął wyliczać to na palcach, jakby mówił o liście zakupów na obiad. - Spotkamy się z nim, zapewne tutaj, bo nie chce nam się jeździć dalej. Będzie kolejna jatka, zabijemy kolejnego szefa. I tak dalej, i tak dalej, aż w końcu ogarniecie, że nie macie jednak aż tylu ludzi, ilu Wam się wydawało.I w końcu któryś z Was się zgodzi. Ale z każdą kolejną rundą będzie dostawać coraz gorsze warunki. O dziesięć, o pięć procent. W zależności od tego, jak bardzo ktoś wyprowadzi mnie z równowagi. I koniec końców zamiast pomóc Wam się rozwinąć, rozdepczemy Was jak karaluchy, którymi jesteście.
- Nie sądziłem, że największy potwór Kobe jest tak małostkowy - przyznał Moribasa ze skwaszonym uśmiechem. - Mieszać prywatne sprawy, uczucia z interesami firmy. Nie sądzisz, że to obróci się przeciw Tobie?
- Nope - odparł bez zastanowienia Dazai, na chwilę wkładając dłonie do kieszeni płaszcza. - Wiesz, sprawa tak jakby wygląda tak, że obecna Portowa Mafia to trochę coś innego, niż to do czego przywykłeś. Teraz są w niej zupełnie inne osoby. Oni wszyscy, ruszą za mną choćby na koniec wszechświata. A jeśli zadecyduję, że chcę jechać solo to wezmą popcorn i będą się przyglądać, jak jadę wyrżnąć Was wszystkich w pień, bo mnie uraziliście - pochwalił się Dazai tonem dumnego ze swoich ludzi chłopaka. - A i nawet sobie nie wyobrażasz, jak małostkowy potrafię być. Zwłaszcza, jak ktoś położy mi ananasa na pizzy. Albo przyniesie zły sos do kebsa. No naprawdę sobie nie wyobrażasz - oznajmił Osamu lekko i odwrócił się z zamiarem wyjścia. Pomachał siedzącemu na środku sali wśród stosu trupów Moribasie, nawet na niego nie patrząc. - A właśnie, co do pizzy! Kto dzisiaj stawia? Raport ludzie, raport - zarządził, chowając dłonie w kieszeniach i kątem oka obserwując Moribasę. Załamany wrak mężczyzny w niczym nie przypominał pyszałka, który przyjechał na spotkanie spóźniony.
- 27! - oznajmiła z dumą Kaguya, zaplatając dłonie za plecami.
- Kurwa, 19 - mruknął Hayato robiąc z góry niezbyt zadowoloną minę.
- 23 - podbił stawkę Akutagawa takim tonem, jakby zupełnie go to nie obchodziło. Wewnątrz cieszył się jednak, że jego fundusze są bezpieczne.
- 25 - mruknął Nakahra, przeciętnie szczęśliwy. Chciał smaki, ale nie chciał płacić, więc czuł się nieco rozczarowany, ale i bezpieczny.
- 7 - oznajmił z absolutnym załamaniem Endoki, z miejsca wyciągając portfel.
- 26 - dodał Dazai, z lekkim wzruszeniem ramion i obejmując Nakaharę ręką w pasie. - Nie popisałem się dzisiaj.
- No szefowi możemy policzyć 26 i jedną szóstą - oznajmił Hayato, dość sugestywnie wskazując rękę i nawiązując do tego, czego Moribasie już zawsze będzie brakować.
- Yis! - wydarła się Kaguya, podskakując radośnie, uświadamiając sobie, że to jej przypadnie w zaszczycie wybór smaków pizzy, którą kupią, gdy tylko dojadą do Kobe żeby świętować sukces.
Dazai obserwował dziewczynę z lekkim uśmiechem. W aucie skomentował tylko, że jest z nich wszystkich zajebiście dumny i że liczy, że utrzymają taki poziom akcji w przyszłości, by zamilknąć i darować sobie firmowe sprawy i nacieszyć się wyjściem na zwycięską pizzę. Droga autem minęła im bardzo szybko, gdy Nakahara włączył radio, a Kaguya i Hayato uznali, że czas na karaoke, które nieomal psychicznie zabiło Akutagawę. Endoki mógłby przysiąc, że widział, jak czarnowłosy w pewnym momencie sięga do klamki żeby wyskoczyć z auta jadącego z prędkością stu na godzinę. Gdy zaparkowali pod pizzerią, Kaguya odciągnęła Osamu na chwilkę od reszty i pocałowała szybko w policzek.
- Wiem, że Szef zabił więcej. Liczyłam i wyszło mi na spokojnie z czterdziestu. Ale doceniam gest. Bardzo. Jedną pizzę wezmę w ulubionym smaku Szefa - obiecała, tuż przed wejściem, uśmiechając się tym swoim absolutnie rozanielonym uśmiechem.
- Zmykaj - oznajmił Dazai ciepło, potwierdzając w ten sposób jej wersję. - Ale weź ulubiony smak Nakahary, dobrze?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top