P. CXCV / POWROTY Z DALEKICH STRON
Krótkie odautorskie:
Już coraz bliżej końca. Jeny. Tylko cztery rozdziały do końca. Kiedy to się stało? Miłego czytania!
#Morrigan_Out
Pierwsze dwadzieścia cztery godziny spędzone w Kobe były dla Nakahary absolutną udręką. Miał absolutnego kaca stulecia, ale to nie było najgorsze. Najgorszym było dla niego to, że ich przejęcie Tokio dalej się opóźniało i powoli zaczynało się to robić problematyczne. Albo na tym przynajmniej wolał się skupiać Chuuya żeby nie wyobrażać sobie tego, jak w ich mieszkaniu wyglądałoby życie, gdyby dalej był tam Dazai i dwójka ich dzieci. Nie, przecież to oczywiste, że Chuuya wcale sobie tego nie wyobrażał. I wcale nie uciekał przed tą myślą na salę treningową. Tyle z tego dobrego, że chociaż Seika miała partnera do ćwiczeń i powoli zdawała się przywiązywać do Nakahary, jakby naprawdę był jej starszym bratem.
Trenowali spokojnie, początkowo bez użycia Zdolności. Nakahara był ciekawy, na czym polegała Zdolność Seiki, ale dziewczyna nie potrafiła jej przywołać. A do metod Dazaia na razie rudzielec nie chciał się uciekać. Chuuya pokazywał dziewczynie konkretne ruchy, które ona wplatała do tych bojowych umiejętności, które wyniosła z Yakuzy. Wymienianie ciosów, atak, blok. To wszystko z boku wyglądało nieomal jak taniec. I nie przeszkadzało nikomu nawet to, że bardzo szybko do zabawy dołączył Akutagawa i Atsushi, którzy początkowo walczyli między sobą, ale ostatecznie każdy walczył przeciw każdemu. Albo raczej każdy walczył przeciwko pewnemu niewysokiemu rudzielcowi.
- Panie Nakahara, jest pan potrzebny w konferencyjnej. To ważne - oświadczył pachołek, który wbiegł na salę treningową bez najmniejszego uprzedzenia, po czym pochylił się dynamicznie, gdy kątem oka zauważył, jak w jego stronę leci Rashoumon w postaci szponu. - To bardzo ważne - dodał, nijak nie przejmując się tym, że przez przypadek właśnie znalazł się o krok od śmierci.
- Trenuję - stwierdził oczywistą oczywistość Chuuya, patrząc na mężczyznę, jak na idiotę. - Niech Harada się tym zajmie.
- WiceSzef Harada właśnie mnie po pana przysłał - odparł kundel spokojnie. - Oznajmił, że to jedna z tych spraw, która podlega bezpośrednio pod pańską jurysdykcję i że on nie będzie się w to mieszał, bo to za duży poziom problematyczności.
- Czyli jak zwykle Harada zrzuca na mnie gówno, z którym nie chce mu się użerać - westchnął ze zmęczeniem Nakahara i opuścił pole walki, aktywując swoją Zdolność i zrzucając na stojącą na trójkę na macie ogrom pobliskich głazów czy przypadkowych kawałków ścian czy sufitu.
Może Nakaharze daleko było do stosowania metod Dazaia, ale wiedział, na ile może sobie przy podwładnych pozwolić. Atsushi bardzo ładnie wybrnął z sytuacji, zamieniając się w Tygrysa, który był przecież większy od niego, zatrzymując na sobie gruz tylko po to, by wrócić do swojej ludzkiej postaci i korzystając ze szpar, prześlizgnąć się ku bezpieczeństwu. Zirytowany Akutagawa jedynie użył swojej Zdolności, niszcząc głazy, które były dookoła niego. Chłopak nawet się nie schylił ani nie wyjął dłoni z kieszeni i tylko spojrzał na Nakaharę zmęczonym wzrokiem, gdy ten z lekko wrednym uśmieszkiem wzruszył nieznacznie ramionami. Seika przez chwilę straciła wzrok. Gdy jednak odetchnęła, uświadamiając sobie, że jest przerażona i mając wrażenie, że zaraz skończy jej się powietrze, zrozumiała, że to nie tak, że przestała widzieć. Po prostu zaczęła widzieć obrysy przedmiotów, obrysy ludzi, a przede wszystkim szpary, które były wystarczająco duże, by mogła się przecisnąć ku najbliższej osobie. Wyczołgała się spod głazów kaszląc i ze łzami w oczach, trafiając na Akutagawę.
- Żyjesz? - spytał szorstko Akutagawa, wyciągając do dziewczyny rękę.
- Jakoś - odparła, wciąż blada z przerażenia i dziękując za pomoc przy wstawaniu. - Wiem, że zrobiłam coś nie tak, ale żeby od razu tak reagować? To posrane - oznajmiła oburzona.
- Przywykniesz - uznał spokojnie Aku, wycofując się ze strefy rażenia i przygotowując się do ataku, gdy kątem oka zauważył, że rudzielec opuścił pomieszczenie.
- Przywyknę? - spytała tylko zszokowana Seika, na wszelki wypadek stając w pozycji obronnej.
- Wiesz, Dazai parę razy strzelił mi prosto w twarz z odległości może metra - odparł spokojnie Akutagawa, wzruszając lekko ramionami. - Może to dość okrutna i abstrakcyjna metoda, ale to jeden z lepszych sposobów na nauczenie Cię czegoś. Jeśli na razie nie potrafisz panować nad Zdolnością na tyle, żeby być w stanie ją sama wywołać to na pewno wywołasz ją w momencie, w którym szczerze będziesz bała się o swoje życie. A jak już zauważysz, że to potrafisz to wypracowanie tej Zdolności to kwestia kilku tygodni ćwiczeń. To, co zrobił Nakahara to tylko solidny kopniak żeby dać Ci siłę jakoś zacząć - uznał chłopak.
- Czyli to się nie stało przypadkiem? - spytała wciąż nie ogarniając rzeczywistości dziewczyna.
- A niby jak myślisz? Że Nakahara miałby stracić kontrolę nad własną Zdolnością? I że niby nie byłby w stanie podnieść z Ciebie paru głazów i kawałka sufitu? Proszę Cię. Nie bądź tak głupia, na jaką wyglądasz. Ten człowiek utrzymał cały budynek przed upadkiem - przypomniał jej Akutagawa, biorąc zamach i kopiąc dziewczynę z całej siły. Nie chciało już mu się gadać. Wolał potrenować.
Nakahara nie pytał, o co chodziło. Skoro pachołek sam z siebie mu tego nie powiedział to najwidoczniej była to jedna z tych spraw wielkiej wagi, o której nie wypadało mówić na korytarzu. Niepokój Chuuyi wzrósł, gdy zobaczył Haradę i paru jego podwładnych stojących jak kołki przed wejściem do konferencyjnej. No serce dosłownie podeszło mu do gardła, a zmartwiona mina Harady wcale nie polepszała sytuacji.
- Co? - spytał tylko Nakahara, wchodząc do pokoju i stając jak wyryty. - Dlaczego oni nie są w szpitalu?
Przed nim, na kilku kanapach siedziało pięć par w najróżniejszym wieku. I wszyscy wyglądali tragicznie. Mocno ranni, bladzi, brudni i przemęczeni, w ubraniach, które zdecydowanie nie były pierwszej świeżości. Wyglądali po prostu tragicznie i Nakahara od razu zaczął czuć wyrzuty sumienia, że zwlekał z wyjściem z treningu.
- Nie pomyślałem o szpitalu, przepraszam. Pomyślałem o bezpiecznym miejscu i przeniosło nas do budynku Zbrojnej, bo dotarły do nas informacje, że Biurowiec został zniszczony i że to tam teraz rezydujemy - wytłumaczył się Tori robiąc minę zbitego psa.
- A dlaczego czekaliście z wezwaniem karetki aż tu przyjdę? - warknął Chuuya, próbując zakryć strach złością. Najłatwiejsza metoda. - Zresztą nieważne. Wytłumaczycie mi się później. Tori dasz radę zrobić portal do najbliższego szpitala?
- Dałbym, ale nie bez źródła energii, a nie zamierzam wykorzystywać Sas. Nie w takim stanie - oznajmił chłopak patrząc na przełożonego z czystym przerażeniem.
- Wykorzystaj mnie - uznał rudzielec, podchodząc do niego dziarsko i z o wiele pewniejszą miną, niż czuł się wewnętrznie. - Harada, ściągnij tutaj ludzi, trzeba ich jakoś przeprowadzić przez ten portal.
- Szefie, jest szef pewien? - spytał Tori, patrząc na leżącą na pobliskim fotelu zakrwawioną i bladą siostrę. - Nigdy nie korzystałem z człowieka. To może Cię nawet zabić. Sas zawsze przekierunkowywała moc z wszechświata. Przy ostatnim przeskoku nadużyła mocy z samego słońca.
- Lato będzie trochę krótsze, nie ma za co gnojki - oświadczyła cicho, przerywanym głosem Sasaki, ściągając na siebie uwagę wszystkich, a Tori natychmiast do niej doskoczył, mocno ściskając ją za dłoń.
- Damy radę. Tylko niech wszyscy będą gotowi do przejścia najszybciej, jak się da. Nie mam pojęcia jak długo uda mi się to utrzymać - oświadczył Nakahara i gdy do pokoju wpadło kilkanaście czarnych płaszczy i wszyscy stanęli grzecznie w parach, podtrzymując kogoś innego, westchnął ciężko. - Tori, przygotuj się.
Nakahara zamknął oczy zaciskając powieki tak mocno, jak tylko dał radę. Normalnie jego Zdolność polegała na manipulacji grawitacją, ale zastanawiał się, czy nie dałby rady wykorzystać do czegoś ziemskiej grawitacji I właśnie nadarzyła się idealna okazja żeby to sprawdzić. Dlatego aktywował swoją Zdolność, poczekał, aż znajdzie się na krawędzi między Zdolnością a Drugim Źródłem i pozwolił czerwonym pasom objąć jego przedramiona, ale nic więcej. Poczuł cholerny ból, jakby wszystkie jego kości łamały się w tym samym momencie, gdy udało mu się zaczepić o grawitację całej planety i nie otwierając oczu, skinął lekko głową na Toriego, który natychmiast złapał go za ramię. Początkowo nic się nie działo i wszyscy patrzyli tylko po sobie ze zmartwieniem i niezrozumieniem. A później wszystkie meble na chwilę uniosły się w powietrze by z hukiem opaść z powrotem na panele, a Tori nagle otworzył portal, patrząc z szokiem na Nakaharę.
Harada pospieszył wszystkich żeby przeszli najszybciej, jak tylko mogli przez portal, z uwagą obserwują Nakaharę, który bardzo szybko zaczął wyglądać bardzo źle i mężczyzna przez chwilę zaczął się zastanawiać, czy nie powinien ogłosić czerwnego alarmu w całym Kobe. Alarmu, który na prośbę samego Nakahary przecież przygotowali. Gdy jednak wszyscy przeszli na teren szpitala, a Tori pociągnął za sobą rudzielca, gdy przeskakiwali jako ostatni, Nakahara praktycznie zemdlał z wycieńczenia. Przygotowany na to Tori złapał go w dosłownie ostatniej chwili i delikatnie odstawił na pobliską kanapę. Jedna z pielęgniarek natychmiast przybiegła ze szklanką wody, doskonale rozpoznając Nakaharę, a kolejne kilka z nich bez zwłoki zajęło się tłumem nowych pacjentów.
Gdy tylko Chuuya doprowadził się do nieco lepszego stanu, siedząc z głową praktycznie pomiędzy nogami, zimnym okładem na karku i ze szklanką wody w dłoni, natychmiast wystartował żeby sprawdzić, co działo się z jego ludźmi. Pielęgniarka podążyła za nim, gotowa łapać go gdyby znowu zamarzyło mu się zemdleć i tylko w myślach przeklinała jego lojalność i oddanie w stosunku do własnych ludzi. Na głos jeszcze nie odważyła się tego zrobić, bo to w końcu był Szef Portowej Mafii, ale wiedziała, że jeszcze kilka takich wizyt i im wszystkim siądzie już cierpliwość. Zwłaszcza, że kto jak kto, ale Nakahara był po prostu niereformowalny. Chuuya poczekał aż pielęgniarki skończą pracę i poszedł wypytywać je o wszystkich po kolei.
- Wrócili z Afryki, tak? - spytała kobieta odchodząc od jednego ze zranionych mężczyzn i podchodząc do rudzielca stojącego przy drzwiach zabiegowego.
- Owszem - potwierdził Nakahara, nie wiedząc, czy to cokolwiek znaczy, ale skoro cały personel był świadom ich działań i historii to nie widział powodów żeby okłamywać lekarzy.
- Cóż w takim wypadku nie byli zbyt łagodni dla nich - oznajmiła pielęgniarka patrząc na wycierającego lecącą krew z nosa Chuuyę. - Nie jestem w stanie zdjąć szwów, które zostały założone. Ba, dosłownie mogłabym odciąć im skórę i mięśnie w całej okolicy ust, a te szwy i tak by się trzymały. Oczyściłam wszystko, co mogłam, nie wygląda jakby wdawało się tam zakażenie. Mogę przepisać mu leki przeciwbólowe. I tyle. Ewentualnie mogę wprowadzić go w stan śpiączki famarmakologicznej, bo to powinno kupić Wam trochę czasu, ale nie wiem jak dużo. I obawiam się, że tak czy siak za mało. Żeby go uratować będziecie potrzebować czystego cudu. Albo magii.
- Magii? - spytał z kpiną Nakahara patrząc na kobietę jakby postradała wszystkie zmysły. - Magia nie istnieje.
- Tak jak nie istnieją ludzie, którzy potrafią zatrzymać kilkudziesięciotonową falę wody siłą woli - odbiła piłeczkę pielęgniarka. - To, że czegoś nie rozumiesz, nie znaczy, że nie istnieje. Dla przeciętnego człowieka Wasze Zdolności to magia. Dlaczego zakładasz, że ludzie z innego miejsca na całej planecie nie mają czegoś, co jest typowe dla nich?
- Dlaczego może mu nie starczyć czasu? - spytał tylko Nakahara ucinając konwersację i patrząc z niepokojem na podwładnego i uśmiechając się spokojnie i pocieszająco, gdy mężczyzna spojrzał na niego z pytaniem w oczach.
- Nie jestem w stanie tego określić. Po prostu patrząc przez pryzmat jego partnerki to moje dalekoidące wnioski. Nic więcej. To tylko gdybanie. Ale ona ma na ustach dokładnie to samo, co on. To są te same szwy. Ten sam sznur. Tylko wydaje mi się, że zostały jej one założone wcześniej. I teraz ten sznur oplótł już część mózgu i nerwów. I doprowadził do jej ślepoty. I myślę, że niedługo doprowadzi do utraty słuchu, a w następnych stadiach do braku kontroli nad własnym ciałem. A w ostateczności do śmierci. I to niezwykle z jednej strony bolesnej, ale z drugiej strony będą tak otępiali, że nie będą nic czuć - oznajmiła cicho pielęgniarka. - Ale to tylko hipoteza. Nic pewnego.
- Najczęściej hipotezy, które nie chcemy żeby stały się prawdą, właśnie prawdą się stają- uznał Chuuya i podziękował pielęgniarce za wszystko.
- Nie chcesz porozmawiać o tej drugiej kwestii? - spytała delikatnie kobieta, patrząc na niego z aktualną troską. - O tym, w jakim stanie tu wpadłeś? Znowu?
- Nah, to nic wielkiego. Zawsze tak reaguję. Obiecuję, że nie będę przesadzał ze Zdolnością - przysiągł grzecznie Chuuya, choć poczuł dość spory ucisk w gardle.
Rudzielec dopytał też o stan pozostałych osób i niestety okazało się, że wszyscy są wyczerpani, ranni i niezbyt szczęśliwi. Nakahara wiedział, że nie powinien się cieszyć, bo sytuacja wyglądała źle i go przerażała, ale nie potrafił powstrzymać się od drobnego uśmiechu. Żyli. I to już był cud sam w sobie. Wszyscy w Portowej Mafii zakładali, że dwójki powysyłane w świat umarły i nikt nawet nie wiedział, w którym kraju konkretnie, a co dopiero, gdzie znajdują się ich groby. A oni wszyscy wrócili. Zgodnie z tym, co zakładał Osamu. Może nie wrócili w sposób, w który Nakahara by chciał ich zobaczyć, ale był daleki od narzekania na cud.
Yosano bezpardonowo przepchała się przez tłum na korytarzu i wbiegła do sali operacyjnej, do której zabrali Sasaki. Dziewczyna leżała nieprzytomna na klatce piersiowej, któraś z pielęgniarek próbowała nieskutecznie podłączyć ją pod jakiekolwiek znieczulenie, ale wystarczająco duża utrata krwi radziła sobie z ogłuszaniem dziewczyny wystarczająco dobrze. Akiko założyła tylko rękawiczki i stanęła przy stole, w pełni gotowa do działania. Nawet jeśli ogromna rana, która szła od barku do prawie połowy pleców wyglądała po prostu tragicznie. I nawet jeśli skóra i mięśnie dosłownie odchodziły dziewczynie od kości. Dobrze, że Akiko była Aniołem Śmierci, bo inaczej los Sasaki byłby mocno przesądzony. I to raczej nie w tę dobrą stronę.
Nakahara przerażony całą sytuacją usiadł obok Toriego na kanapie w szpitalnej poczekalni, podając chłopakowi kubek z ciepłą herbatą. Chwilowo Tori był jedyną, przytomną osobą, od której mógł się dowiedzieć, co się w ogóle stało. I co poszło nie tak. Zanim jednak zdążył zapytać o cokolwiek, Tori odezwał się sam z siebie, tępo wpatrując się w ścianę przed nim.
- Zasłoniła mnie - oświadczył cicho. - Ten atak był wymierzony we mnie, ale nie zauważyłem go, bo byłem skupiony na utrzymaniu portalu. Cały ten plan to była jedna wielka porażka. Umówiliśmy się w konkretnych miejscach, miałem otworzyć wszystkim przejścia do domu, mimo że byliśmy rozrzuceni po całej planecie. I byłem tak skupiony na tkaniu Zdolności, że nie zauważyłem, jak gość z plemienia na Antarktydzie się na mnie rzuca. Nie wiem, czy to była Zdolność czy broń. Sas zauważyła to wcześniej. I mnie zasłoniła. Chcieli mnie powstrzymać od postawienia portalu. I teraz ona umiera.
- Sasaki nie umrze. Jest tak wredna, że nawet samą śmierć przegada - oznajmił spokojnie Nakahara. - A poza tym na moją prośbę zajęła się nią Akiko. Ta kobieta uratowała mnie znad krawędzi więcej razy, niż jestem w stanie zliczyć. Ba, to ona uratowała Dazaia. Więc im bliżej śmierci jest Sasaki, tym większe szanse na powodzenie ma Yosano. Dlatego w ogóle się tym nie martw. Sasaki zrobiła dobrą rzecz, bo dzięki niej daliście radę wrócić do domu. I wiem, że teraz zupełnie nie masz do tego głowy, ale prosiłbym Cię żebyś wytłumaczył mi, co tam się właściwie stało.
- Cóż. Mogę bezpiecznie założyć, że dwójka, którą wysłaliście na Antarktydę nie żyje - odparł spokojnie Tori z cierpkim uśmiechem. - Nie mieliśmy od nich żadnego znaku życia, a patrząc przez to, jak ciepło powitali nas, to raczej nie spodziewałbym się cudów. Para z Afryki też trzyma się kiepsko. Ale nie potrafię Ci wytłumaczyć, dlaczego. Takich ich już znaleźliśmy. Iso niosła Keia praktycznie na własnych plecach, bo chłopak byl tak ciężko ranny i też nie potrafiła zebrać się w sobie na tyle, by coś powiedzieć. I padła z wycieńczenia, gdy tylko znaleźliśmy się w domu. Tylko w Amerykach poszło względnie okay. I w Europie. Chociaż parę z Europy trzeba definitywnie przebadać psychiatrycznie, bo wyglądali na zagubionych, gdy do nas przyszli.
- Czyli tak naprawdę niewiele wiesz - podsumował Nakahara.
- Niewiele. Prawie nic - potwierdził z rozżaleniem Tori - Nie wiem, jak to się stało. Poza Antraktydą mieliśmy kontakt ze wszystkimi. I trzy miesiące temu, gdy się kontaktowaliśmy, było jeszcze w porządku. Wszystko się układało, zdobywali zaufanie, uczyli się tamtejszych odmian Zdolności. Coś się musiało spieprzyć całkiem niedawno.
- Jak znam nasze szczęście to robota Christie - uznał Nakahara ze zmęczonym uśmiechem. - Dzięki za informację. Resztę dopytam się już naszych, gdy staną na nogi. Też jesteś wyczerpany. Wróć do siebie do domu. Jak nie to masz pokój w nowym Biurowcu.
- Przyganiał kocioł garnkowi - oznajmił Tori, delikatnym ruchem podbródka wskazując na twarz Nakahary.
- Kurwa - mruknął cicho i sięgnął po leżące na stoliku chusteczki, by otrzeć sobie nos. - Dawno nie używałem Zdolności. A w tak męczący sposób to chyba nigdy - wytłumaczył się spokojnie chłopak.
- Tiaaa. Albo po prostu spieszy Ci się na drugą stronę - skomentował to tylko Tori, a jego wzrok wydał się Nakaharze jakiś taki zbyt mądry. - Ale tak czy siak, wolałbym zostać tutaj. Nie wiadomo, kiedy skończą operować Sas, a nie chcę żeby się obudziła i pomyślała, że jest sama.
- Pójdę dogadać z pielęgniarkami żeby przestawiły do jej pokoju dodatkowe łóżko. To będziesz się chociaż miał gdzie położyć, jak już wywiozą ją z operacyjnej - uznał Chuuya i delikatnie poklepawszy Toriego po ramieniu, odszedł w stronę pokoju pielęgniarek, po drodze spoglądając w aparat telefonu żeby sprawdzić, czy na pewno pozbył się całej krwi ze swojej twarzy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top