P. CVIII / O KURWA

Hej Miśki! Dzisiaj rozdział wybitnie krótki, bo to moje pierwsze podejście do tego typu sceny z jakimkolwiek większym zbliżeniem, więc bądźcie łagodni  ♥ Uprzedzenie dla osób, które mogą nie chcieć tego czytać ze względu na zahaczenie o tematykę 18+


Dazai naprawdę chciał to wszystko przerwać. Zatrzymać Nakaharę. Spojrzeć na to z logicznej strony, wytknąć, choćby samemu sobie, że przecież obaj są ciężko ranni i że to nie może skończyć się dobrze, a jemu naprawdę nie widziało się zszywanie ich ponownie w prysznicowej kabinie z butelką beznadziejnego alkoholu. Do tego gdzieś w głębi wciąż krążyła ta cholerna myśl, jak bardzo Kenichi zniszczył rudzielca psychicznie i Dazai w żaden sposób nie chciał powiększać tej traumy, za którą czuł się przecież odpowiedzialnie. Nie potrafił nawet sobie wyobrazić, dlaczego Chuuya chce go w jakikolwiek sposób. Jego. Najzwyklejszego potwora na świecie, który zawiódł go tyle razy. Jego, z tym cholernym tatuażem i większą ilością blizn, niż ktokolwiek chciałby kiedykolwiek policzyć. I naprawdę argumentów przeciw było więcej niż tych, które opowiadały się za. I Osamu doskonale je wszystkie znał, wydawało mu się nawet przez chwilę, że pozwoli logice wygrać. A później spojrzał w oczy Nakahary.

W te piękne, niebieskie oczy, które patrzyły na niego tym magnetycznym, pełnym miłości i pożądania wzrokiem. Wzrokiem, w którym nie było za grosz niepewności. I to wystarczyło, by Dazai odrzucił wszystkie swoje logiczne powody i skupił się na tej jednej, tak cholernie ważnej chwili. Brunet miał wrażenie, że ze szczęścia aż kręci mu się w głowie. Że upija się każdą sekundą spędzoną z Nakaharą, że każda z nich ciągnęła się niczym wieczność i on z tej wieczności za nic nie chciał rezygnować. Co prawda, do odczuwania efektu lekkiej nietrzeźwości z pewnością dołożyły się leki, których obaj pochłonęli ogromne ilości by móc w ogóle wytoczyć się ze szpitala, ale kto by się tym przejmował w takim momencie.

Nakahara miał na początku lekkie wyrzuty sumienia, że zestresował Dazaia. Niby mieli o tym wszystkim porozmawiać, ale bardzo szybko Chuuya uświadomił sobie, że jeśli tylko poruszy ten temat, jeśli podejdą do tego na chłodno to na pewno obleci go strach i wycofa się ze wszystkiego. Dlatego postanowił postawić wszystko na jedną kartę. Nie było to trudne, skoro doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nieważne, w jakim momencie pojawiłaby się u niego bariera związana z traumą, Dazai odpuściłby. Nie zmuszałby go do niczego. I być może to właśnie było tą ostatnią kroplą, która przelała czarę i wywołała lawinę zdarzeń.

Światło w przedpokoju zgasło, gdy tylko plecy Osamu zderzyły się ze ścianą akurat w miejscu, w którym znajdował się jeden z włączników. Żaden z mężczyzn jednak nijak się tym nie przejął. Ciemność rozświetlana jedynie chłodnym światłem księżyca wpadającym przez okno w salonie dobrze kryła rumieńce, na razie niewielkie, które powoli zaczynały pojawiać się na twarzach przyszłych kochanków. Przez krótką chwilę Nakahara przestraszył się, że być może pospieszył się i popełnił błąd, który rzutować mógł na całą ich relację, że za bardzo się pospieszył, ale wystarczyło jedno spojrzenie w oczy Dazaia, oczy pełne miłości, ciepła i pożądania, by wszelkie wątpliwości zniknęły jak ręką odjął.

Osamu skorzystał z krótkiej chwili, którą mieli i nawet na chwilę nie odrywając oczu od ukochanego, odsunął się od ściany, sprawiając, że Nakahara mimowolnie, przygryzając dolną wargę cofnął się o krok. Dazai uśmiechnął się lekko, ściągając płaszcz i rzucając go byle gdzie na drewniane panele tylko po to by obserwować, jak rudzielec po krótkiej chwili absolutnego nieogarnięcia uczynił to samo. Materiał opadł z cichym szelestem, który zdawał się być nawet cichszym od zdecydowanie zbyt szybkiego bicia dwóch serc. Dazai wycofał się do miejsca, które zajmował wcześniej, dopiero teraz, bez ciepłej warstwy płaszcza czując na własnych plecach chłód bijący od ściany. Nakahara jednak dość szybko i poprawnie odczytał ten gest i od razu pokonał dzielący ich dystans, czekając aż Dazai przyciągnie go do siebie. Długo czekać nie musiał, a chłodne palce bruneta, delikatnie wbijające się w jego boki nie stanowiły żadnej konkurencji w kwestii uwagi rudzielca, gdy ich przeciwnikiem były nieco rozchylone wargi Osamu. Nakahara mógłby przysiąc, że na własnych ustach poczuł uśmiech ukochanego, gdy zacisnął dłonie na przedzie jego bluzy i przyciągnął nieco w dół. Nawet w takiej sytuacji rudzielec nie zamierzał stawać na palcach tylko dlatego, że jego ukochany był od niego wyższy o głowę.

Szum w uszach, pełne szczęścia, przyspieszone bicia serc i ciepło drugiego ciała znajdującego się tak blisko. Żadnemu z nich nie potrzeba było niczego więcej. Ich pocałunki, na przemian spokojne, delikatne i z wyczuciem, z tymi, które były pełne emocji i pasji, choć tych pierwszych już po chwili było zdecydowanie mniej. Absolutna bliskość, brak jakiejkolwiek zbędnej przestrzeni między nimi i nieco przyspieszone oddechy zgrywały się w jedną, pełną pożądania i harmonii całość. Jedynym momentem, w którym oderwali się od siebie na krótką, choć ich zdaniem i tak zbyt długą chwilę był moment, w którym Chuuya ugryzł niezbyt delikatnie wargę ukochanego i cofnął się o krok by nieco zbyt roztrzepanymi ruchami, jak najszybciej się dało, zdjąć mafijną bluzę. Dopiero czekając aż Dazai zrobi to samo, Nakahara uświadomił sobie, jak lodowato zimno było w pomieszczeniu i niekontrolowanie zadrżał. Chłód zniknął natychmiast, gdy Dazai bez najmniejszego uprzedzenia podniósł go, co nieomal skończyło się wywrotką spowodowaną zaplątaniem w leżące na podłodze ubrania. Chuuya ukrył twarz w zagłębieniu na szyi bruneta, gdy obaj cicho śmiali się z dazaiowej nieporadności, jednak gdy tylko poczuł, że zostaje posadzony na kuchennej wyspie, natychmiast zarzucił ręce na kark Dazaia, palce jednej dłoni powoli wplatając we włosy chłopaka i dając mu jasny sygnał, że nigdzie chłopaka nie puści. Zupełnie, jakby Osamu był w stanie myśleć o czymś takim.

Delikatne i czułe pieszczoty powoli przestawały im wystarczać i obaj doskonale to czuli. Chcieli jednak jak najdłużej cieszyć się chwilą. Dazai opuszkami palców badał całe ciało siedzącego przed nim rudzielca, zupełnie, jakby pierwszy raz widział chłopaka bez koszulki, jakby chciał nauczyć się go na pamięć zupełnie od nowa, zupełnie bez patrzenia. Początkowo Nakahara zaplótł nogi wokół bioder ukochanego pomimo sprzączki od paska, która niezbyt przyjemnie wbijała mu się w skórę, jednak bardzo szybko musieli zmienić plany i pozbyć się niewygodnych części ubioru, nim Chuuya poprowadził Dazaia wprost do sypialni. Żadnego z nich nie dziwiło to, jak doskonale rozumieją swoje wzajemne potrzeby. Jak szybko Osamu zrozumiał, że gdy Chuuya przekrzywia głowę w wybitnie typowy dla siebie sposób to po prostu robi to, by dać Dazaiowi lepszy dostęp do jego szyi, na której bardzo szybko pojawiło się zdecydowanie zbyt wiele malinek. Jak szybko jakakolwiek warstwa materiału znajdująca się pomiędzy nimi zaczęła im przeszkadzać. Jak wystarczyło jedno spojrzenie, jedno wyrażające pełnię niezadowolenia zadrapanie paznokciami, by dać drugiemu do zrozumienia, że potrzebują go bardziej.

Dazai nie musiał wypowiadać pytania na głos. Wiedział, że Chuuya rozumie jego obawy i niechęć do skrzywdzenia go, dlatego delikatny uśmiech, który wypłynął na twarz rudzielca był więcej niż wyczerpującą odpowiedzią. Uśmiech, który nijak się nie zmienił, gdy obaj opadli na łóżko, praktycznie potykając się o własne stopy, a Nakahara poruszył się tak by usiąść okrakiem na biodrach bruneta. Doceniał to, że Dazai dawał mu praktycznie wolną rękę we wszystkim na razie, mimo że obaj doskonale wiedzieli, kto później będzie górą. Chuuya czuł się w tej ich drobnej zabawie i przepychankach więcej niż dobrze i bezpiecznie. To wszystko, łącznie ze szczegółami, które tak dobrze odnotowywały się w jego pamięci, jak szelest kołdry, jak ciepło było mu, gdy był niemal jednością z ukochanym czy to, jak Dazai delikatnie ściskał ich palce za każdym razem, gdy łączyli dłonie było zdaniem Nakahary po prostu idealne. Przynajmniej do czasu, gdy zaczął składać pocałunki na klatce piersiowej ukochanego, trzymając ręce Dazaia nad jego głową i kierując się w stronę żuchwy, policzka i ust i gdy usłyszał to, czego w tamtej sytuacji spodziewał się prawdopodobnie najmniej.

- O kurwa - wypowiedziane damskim, pełnym włoskiego akcentu głosem. - Przepraszam chłopaki, poczekam w salonie.

Dźwięk zamykanych drzwi, który nastąpił po tych słowach, zdawał się tak nierealny, że obaj mężczyźni na chwilę zamarli z niedowierzaniem wymalowanym na twarzach. Niemniej obaj również doskonale wiedzieli, co to oznaczało. Atmosfera, którą zdążyli zbudować prysła jak bańka mydlana, co tylko potwierdził Nakahara, kładąc się z pełnym zawodu jękiem obok Dazaia na miękkim materacu. Miła odmiana po wszystkich twardych powierzchniach, o które się obił. Osamu przekręcił się na bok tak by móc spojrzeć na ukochanego i delikatnie pogładził go po policzku, czule choć krótko całując.

- Wiem kochanie, wiem. I też jestem zawiedziony, ale obowiązki nas wzywają - oznajmił cicho przesuwając się tak blisko Chuuyi, by móc zetknąć się z nim czołami. - Choć jeśli ta mała wredota przeszkodzi nam kiedyś jeszcze raz to własnoręcznie ją uduszę - dodał, na co rudzielec zaśmiał się cicho.

- Może to i lepiej - skomentował cicho Nakahara, choć w jego głosie brzmiał taki zawód, że mimo iż Adsy nie mogła tego usłyszeć, powinna odczuwać ogromne wyrzuty sumienia. - W sensie, przynajmniej nie otworzą nam się rany, więc siostra Chinatsu nas nie zabije. Ani nie będziesz musiał mnie znowu zszywać pod prysznicem - wytłumaczył, widząc pełen niezrozumienia wzrok Dazaia.

- Fakt - przyznał mu rację brunet, lekko się uśmiechając. - Mam załatwić to sam czy poczekać na Ciebie?

- Nah, idź sam, chwilowo byłbym dla niej zbyt wredny przez to, że nam przerwała - uznał Chuuya, wturlawszy się pod kołdrę i ułożywszy wygodnie. Dazai pocałował go jeszcze na odchodne i wyciągnąwszy z szafy randomowe ubrania, wyszedł niechętnie z sypialni, już od progu patrząc na zaczerwienioną ze wstydu Adelaide z wyrzutem.

- Ja przepraszam, naprawdę przepraszam, cholera przepraszam - dziewczyna zaczęła brzmieć jak zacięta płyta, próbując gestykulować dłońmi, choć było to tak chaotyczne, że sama pewnie siebie nie rozumiała. - Powinnam ogarnąć, że coś jest na rzeczy, widziałam porozwalane od wejścia ubrania, mogłam coś wcześniej powiedzieć, dać znać, że jestem. Kurwa no, przepraszam.

- Teraz już historii nie zmienisz - skomentował to Dazai, do końca jej jednak nie wybaczając, ale uznając sprawę za zamkniętą. - Czemu w ogóle tu jesteś? Powinnaś być w Biurowcu pod opieką strażników i pielęgniarek. Herbaty? - spytał chłopak, wchodząc do kuchni, gdy dziewczyna zajęła miejsce po drugiej stronie wyspy i skinęła twierdząco głową.

- Byłam, spałam, bo któraś z sióstr dała mi jakieś leki. Tylko, że się obudziłam i zaczęłam panikować, więc siostra Chinatsu, czy jakaś taka, te Wasze nazwiska są trudne, poleciła żebym znalazła kogoś, komu ufam, bo tylko dzięki temu się uspokoję, zwłaszcza po przeżyciu trudnych chwil, a że jesteś jedyną taką osobą w tym mieście no to wyboru za bardzo nie miałam - wytłumaczyła się szybko dziewczyna i podziękowała za herbatę, otaczając kubek palcami i ogrzewając w ten sposób dłonie. - No więc trzech Twoich ludzi mnie tu przywiozło, aż pod klatkę schodową, potem uznałam, że przecież dam sobie sama radę, więc wjechałam windą. A drzwi były otwarte, więc weszłam. Powinnam się była skapnąć, że coś jest nie tak, ale po prostu założyłam, że już śpicie. Naprawdę przepraszam Dai - dodała, próbując ukryć ziewnięcie.

- Powinienem był przewidzieć, że możesz wywinąć taki numer - westchnął Dazai ciężko. - Leć na górę, przenocujesz dzisiaj u nas, nic nie powinno Ci się tu stać, zwłaszcza, że będziemy tuż obok. Możesz przyjść kiedy chcesz tylko następnym razem na miłość boską pukaj, dobrze?

- Dzięki Dai, za wszystko. I naprawdę przepraszam - dodała, przytulając chłopaka na odchodne, który tylko poczochrał jej włosy i życzył kolorowych snów. Dopił swoją herbatę obserwując, jak dziewczyna wchodzi po krętych schodach i znika we wskazanym jej wcześniej pokoju. Sam zresztą tuż po włożeniu kubków do zmywarki, wrócił do sypialni, gdzie zastał już śpiącego ukochanego. Wszedł więc tylko jak najciszej do łóżka i położył się obok rudzielca, a Chuuya przez sen, mamrocząc cicho z niezadowoleniem, wtulił się w niego.

Kolejnych kilka dni i poranków minęło im w błogiej atmosferze. Z Adsy powoli było coraz lepiej, głównie dzięki bezpieczeństwu, które zapewniało jej dwóch tak silnych ludzi. Swoją rolę odegrał też fakt, że Dazai zarządził kategorycznie kilkudniową przerwę w sprawie przesłuchań, argumentując to prostym faktem, że wszyscy mieli dość zawodzenia przesłuchiwanych. Siedząc natomiast jednego ranka z laptopem na kolanach rozplanował cały plan treningowy dla wszystkich, którzy przesłuchania już przeszli. Wszystkich nieco martwiło to, że wszystkie inne sprawy odeszły nieco w odstawkę, ale ufali przecież Dazaiowi i wiedzieli, że nawet jeśli mają obsuwę to tylko dlatego, że tę obsuwę mieć mogą. Z czasem rany zaczęły się też goić, zszyte i zadbane, a gdy z chłopcami było wystarczająco dobrze i Adsy wróciła do mieszkania w Biurowcu, dokończyli to, co zostało im tak nagle przez Włoszkę przerwane.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top