P. CLXVIII / RAPORT LUDZIE, RAPORT

Krótkie odautorskie:
Bardzo, ale to bardzo mocno chciałam podziękować takiej jednej osóbce, mianowicie @Teo-Bo-Tak za wszystkie przemiłe komentarze, które ostatnio zostawiła pod wszystkimi moimi rozdziałami, ale głównie pod ostatnią falą. Są cholernie motywujące i zawsze jak widzę od niej spam w powiadomieniach to aż cieszy mi się japa i mam ochotę od razu usiąść i pisać kolejny rozdział. Mega motywujące, więc bardzo Ci za to dziękuję ♥♥♥.  
Także ten. Kolejny rozdział. Koniec fluffu.
#Morrigan_Out



Na szczęście nikt nie wpadł na to żeby odebrać ich z lotniska, co wszyscy przyjęli z zadziwiającą ulgą. Podziękowali sobie wzajemnie za udany wyjazd i życzyli spokojnej nocy. Dazai nieomal zazdrościł swoim podwładnym, bo oni zostali odgórnym zarządzeniem wysłani na dwudniowy urlop, w czasie którego mieli przystosować się do nowej strefy czasowej i ogarnąć na powrót swoje życia w Kobe. No i troszkę podreparować się psychicznie po przygodach, których dostarczyło im szefostwo. A nieważne, jak bardzo Osamu chciał zostać ze swoim narzeczonym w domu, niestety musieli stawić się na spotkaniu Cuppoli. Nie rozpakowali nawet walizek, zostawili je w salonie, wyciągając tylko rzeczy do prania, które natychmiast wylądowały w pralce i pamiątki, które pokupowali ludziom. Z miejsca rzucili się też do łóżka, nie potrafiąc przestawić się do zwyczajowej godziny.

- Nie było nas miesiąc - oznajmił cicho Nakahara, wpatrując się w sufit. - Ciekawe ile rzeczy się zmieniło w Portówce.

- Pewnie niewiele - odpowiedział szczerze Dazai, przytulając ukochanego i całując go na dobranoc. - Wiadomo, że cała zabawa zniknęła im z horyzontu razem z nami.

- Ja się poważnie zastanawiam gnido - mruknął w koszulkę bruneta rudzielec.

- To poważnie Ci odpowiem. Ozaki została u steru razem z Sumawarą. Obie doskonale radzą sobie z każdą możliwą przeciwnością losu. Do tego mają całą Cuppolę, w tym Eleven. Do tego miały wszystkie plany na cały miesiąc zostawione w pudełku z wielką, czerwoną kokardką, więc o ile nie odeszły od nich za bardzo to nic nie powinno się spieprzyć. No i gdyby świat się walił to by do nas zadzwoniły i nas ściągnęły.

- Jak tak teraz wiem, jaką bombę szykowałeś na koniec to chyba bym zabił osobę, która ściągnęłaby mnie chociaż o dzień wcześniej - przyznał ze śmiechem Chuuya.

- To wtedy oświadczyłbym Ci się na lotnisku przed drogą do domu - odparł Dazai z lekkim wzruszeniem ramion.

- To wtedy zabiłbym Ciebie - odbił piłeczkę Nakahara. - Poważnie, czy Ty masz tylko dwa tryby w mózgu skarbie? Jeden, w którym robisz wszystko po najmniejszej linii oporu i drugi, gdzie Twoje starania wybijają w kosmos? Nie ma niczego pomiędzy? Żadnej szarej, logicznej strefy?

- Nope. Szare strefy są dla nudnych ludzi - zawyrokował Dazai ku absolutnej załamce Nakahary, która przejawiła się tym, że chłopak zaczął się cicho śmiać.

- Wciąż nie mogę uwierzyć, że mi się oświadczyłeś - przyznał po dłuższej chwili milczenia rudzielec, za co Dazai delikatnie go pocałował.

- Dlaczego? - spytał absolutnie szczerze.

- Bo wciąż wydaje mi się to zbyt szczęśliwe. Zwłaszcza, po ostatnich wydarzeniach z tego roku. Czy w ogóle całokształcie mojego życia - odparł cicho Chuuya. - Mieć coś spokojnego, stałego. Stworzyć z kimś nierozerwalną więź. Niby wiem, że na każdym kroku zawsze udowadniasz mi, że stawiasz mnie na piedestale i może dlatego tak bardzo się boję, że zrobię coś nie tak i z niego spadnę, a pierścionek w jakimś stopniu potrafi mnie uspokoić, że może wszystko po prostu skończy się dobrze niezależnie od przeszkód po drodze. Znasz mnie jak nikt inny na świecie i nigdy mnie nie oceniasz. Zawsze mnie wspierasz. Jesteś praktycznie chodzącym ideałem. Jasne, czasem zachowujesz się jak skończony bachor albo niepotrzebnie ryzykujesz własnym życiem, ale z perspektywy czasu nawet to wydaje się na swój sposób urocze. A poza tym jesteś lojalny do granic możliwości, musisz mieć wszystko zaplanowane i uporządkowane i nawet nie najgorzej wyglądasz. Nawet z tymi nieszczęsnymi bliznami na twarzy od spotkania z moim kotem. I po prostu jakoś moment, w którym mi się oświadczyłeś sprawił, że to wszystko, co mamy stało się jakieś takie bardziej namacalne. I to najszczęśliwszy moment w moim życiu. I chyba po prostu chciałbym się z tym podzielić z kimś, komu zależy na moim szczęściu.

- Przecież wiesz, że Ozaki wyciągnie Cię jutro po zebraniu żebyś opowiedział jej absolutnie wszystko - zauważył delikatnie Dazai, przytulając chłopaka nieco mocniej, jakby przez sam ten gest próbował mu przekazać, że zawsze może na niego liczyć. - Do tego będziesz miał na głowie Sumawarę, Yosano i każdą osobę, z którą kiedykolwiek poszedłeś na misję. O Twojej starej jednostce już nawet nie mówiąc.

- Ja wiem. Naprawdę wiem. I pewnie docenię to wszystko, zwłaszcza, że Ozaki i Yosano to już praktycznie rodzina po wszystkim, co razem przeszliśmy, ale wiesz o co mi chodzi. Chciałbym móc się pochwalić rodzinie. I to nie tak, że narzekam, że tylko Ty jesteś teraz moją rodziną, bo to samo w sobie jest cudowne, ale po prostu wiesz. Przywykłem do tego, że moja rodzina jest jednak trochę większa - zakończył ze smutną nutą w tonie. - Wiesz, normalnie pierwszą rzeczą, którą bym zrobił po opadnięciu emocji byłoby zadzwonienie do matki i brata. Ale w obecnych okolicznościach to może być zły pomysł. W Stanach starałem się o tym nie myśleć, bo wolałem się skupić na przyjemniejszych rzeczach, ale teraz?

- Teraz musisz się skupić na przyjemniejszych rzeczach. Właśnie teraz - oznajmił spokojnie Dazai, gładząc ukochanego po plecach. - Zawsze, ale to zawsze będziesz miał mnie. I nic tego nie zmieni. Wiem, że jestem słabym zamiennikiem Twojej rodziny, ale oni potrzebują jeszcze trochę czasu. I tego niestety nie przyspieszysz. A w najgorszym wypadku zadzwonimy do de Luki to jego córki przylecą tu najbliższym odrzutowcem żeby Ci poświrować ze szczęścia nad głową. Rosalie to i tak Twoja zapasowa starsza siostra, więc mogłaby się przydać.

- No tak, zapomniałem, że to załatwiłeś - odparł Nakahara z lekkim śmiechem, wyplątując się nieznacznie z uścisku ukochanego żeby otrzeć sobie twarz.

Przez resztę czasu nie mówili już niczego. Dazai tylko co jakiś czas delikatnie ocierał twarz Nakahary z łez, w pakiecie od razu też czule go całując, czy to w policzek, nos czy czubek głowy. Niewiele trzeba było rudzielcowi czasu żeby zasnął, co Osamu poznał po jego uspokojonym oddechu. Przez chwilę patrzył na śpiącego ukochanego z dosłownie łamiącym się sercem. Jasne, że chciałby pokonać wszystkie problemy rudzielca i zabrać od niego wszystkie smutki, ale niestety nie miał takiej mocy. Mógł go tylko wspierać.

Pobudka ze świadomością, że muszą się stawić w pracy była takim zaskoczeniem, że nawet nie wiedzieli, czy był to dobry poranek, czy wręcz przeciwnie. Przez miesiąc wakacji zdecydowanie się rozleniwili. Nakahara zamierzał udawać, że wcale tak nie było, więc natychmiast się ubrał w koszulę, marynarkę i wyglądał tak, jak zwykle. Dazai natomiast uznał, że przecież wszyscy i tak doskonale wiedzą, jak wygląda, więc wcisnął się tylko w czarną bluzę i pasujące pod kolor dżinsy, uznając, że jest gotowy. Obaj też cały czas nosili wisiorki, na które uparł się Chuuya. Rudzielec przez chwilę chciał zmyć ukochanemu głowę, że mógłby chociaż pierwszego dnia udawać, że się stara, ale wystarczyło mu jedno spojrzenie na bruneta by zrozumieć, że wcale nie musi. Może i Dazai wyglądał jakby traktował wszystko na luzie, ale nie zmieniało to faktu, że szli tylko na wewnętrzne spotkanie. Nie zamierzali rozmawiać z prasą, nie kontaktowali się z innymi mafiami. A do zarządzania Portową Mafią Osamu nie musiał zakładać najlepszego garnituru. Choć Nakahara i tak nie zamierzał przepuścić okazji do dogryzienia ukochanemu.

- Tylko żebyś nie wpadł na pomysł, że na nasz ślub też przyjdziesz w dżinsach - zagroził mu, stojąc w przedpokoju machając kluczykami i czekając aż brunet skończy parzyć kawy w kubkach termicznych.

- Oświadczyłem Ci się na dobrą sprawę wczoraj, a Ty już planujesz nasz ślub? Szybki jesteś skarbie - zauważył z rozbawieniem Dazai, całując ukochanego po drodze do auta, gdy ten na to już niczego nie odpowiedział.

Gdy dotarli do konferencyjnej dwadzieścia minut przed czasem, wszyscy już tam byli. Nakahara na całe szczęście przejął od Dazaia jego kubek z kawą, bo skończyłby on w tragicznym stanie, gdyby Osamu upuścił go widząc Kaguyę. Jasne, wydawała się szczuplejsza, niż zwykle i miała zdecydowanie dłuższe, choć wciąż różowe włosy, ale Dazai wszędzie poznałby swoją przyjaciółkę. Kags wstała niepewnie z fotela i przytrzymując się jego oparcia poczekała na przyjaciela, który natychmiast do niej podbiegł i przytuliwszy ją, uniósł ją w powietrze.

- Kags! Wróciłaś! - oznajmił z absolutnym szczęściem brunet, co Chuuya obserwował z lekkim rozczuleniem. - Wszystko w porządku? Jak się czujesz?

- Wróciliśmy tydzień temu - odpowiedziała dziewczyna z szerokim uśmiechem, gdy tylko została odstawiona na ziemię. - Już wszystko w porządku, dziękuję.

- Ale jak to możliwe? - spytał Dazai, powoli wracając do Nakahary, uważnie obserwując podwładną.

- Lekarze w Niemczech dokonali cudu. Fizjoterapeuci zresztą też. Krótko mówiąc, Kags ma teraz takie niewielkie urządzonko w kręgosłupie, które pomaga jej utrzymać pion - opowiedział zwięźle Hayato, wstając żeby pomóc Kaguyi usiąść.

- Tia, urządzonko i od zasrania metalowych śrub - mruknęła niezbyt zadowolona dziewczyna.

- Ale chodzi głównie o to, że końcówkę terapii może kontynuować już tutaj, a wręcz wyrywała się do domu, więc wróciliśmy. Jeszcze daleka droga przed nami, ale lekarze mówią, że uszkodzenie nie było aż tak poważne, jak początkowo sądziliśmy i da radę z tego wyjść. I nawet będzie mogła normalnie chodzić jeśli nie zacznie znowu kłócić się z lekarzem - kontynuował nie zrażony drobną wstawką Hayato.

- Ale to, to jest mały pikuś - wtrąciła się ponownie Kaguya. - Wy małe mendy pojechaliście na wakacje do Kalifornii beze mnie! - oznajmiła obrażonym tonem, zakładając ręce na piersiach i udając obrażoną.

- Nie tylko pojechaliśmy na wakacje - zaprzeczył z miejsca Dazai. - Pojechaliśmy na miesiąc miodowy - oświadczył z dumą ku absolutnemu zdziwieniu większości ludzi w pomieszczeniu.

- Gnido, on jest po ślubie. Nie przed - zaznaczył z załamaną miną Nakahara.

- Pojechaliśmy na wakacje i wzięliśmy ślub w Vegas! - kontynuował Osamu, jakby rudzielec wcale mu nie przerwał. - Możecie zacząć nam gratulować.

- CO?! - wydarła się Kaguya, która jako pierwsza otrząsnęła się z szoku po słowach Dazaia, które dosadnie usadziły dosłownie wszystkich w pomieszczeniu. Nawet Sumawarę, która miała przecież najaktualniejsze informacje.

Nakahara delikatnie pacnął ukochanego w tył głowy i spojrzał na niego jak na skończonego debila, wzdychając ciężko.

- Nie wzięliśmy ślubu - uspokoił wszystkich Chuuya. - Ale fakt faktem, ta gnida się oświadczyła.

I te słowa sprawiły, że wzrok wszystkich natychmiast powędrował na palce Nakahary. A jakakolwiek ramówka czy plany na przebieg spotkania odeszły w niepamięć, gdy Ozaki porwała rudzielca w objęcia i fala gratulacji spłynęła na uroczą parkę po raz drugi. Dazai przesiedział jej większość na stole, popijając kawę i z uśmiechem obserwując szczęśliwego ukochanego. Słowa rudzielca dość mocno wryły mu się w pamięć, więc to oczywiste, że zmanipulował całą sytuację tak żeby Nakahara poczuł, że jest kochany, przez więcej niż jedną osobę. Bo tak naprawdę cała Cuppola była jak jedna wielka rodzina. Może nie taka z krwi i kości, ale to przecież nie oznaczało, że gorsza. A gdy po zdecydowanie zbyt długim czasie wszystko się uspokoiło, Nakahara uśmiechnął się lekko do Dazaia, dając mu tym samym znać, że zrozumiał, co brunet miał w zamierzeniu.

- Dobra, dobra już spokój - zarządził wtedy Osamu, obracając się na stole tak, by siedzieć do wszystkich przodem. - To tylko oświadczyny, jak Wy się tak teraz zachowujecie to co będzie po ślubie. Jak będziecie się rozklejać to nawet nie dostaniecie zaproszeń - ostrzegł wszystkich Dazai. - A teraz możemy wrócić do spraw biznesowych? Zmiana stref czasowych jest mocno niefajna. Zgaduję, że zebranie i tak będzie krótkie, bo Kobe jakimś cudem dalej stoi.

- Stoi i się rozwija - potwierdziła Shizuki z absolutną dumą w głosie.

- Raport ludzie, raport - zaklaskał w dłonie Dazai i wskazał na pierwszą lepszą osobę.

- The Pretty Redundant byli dobrym początkiem - zaczął bez wahania Ukai. - Skończyliśmy pracę nad pierwszą płytą dwa tygodnie temu, choć były drobne problemy z wokalistą. Trzymają się zadziwiająco dobrze na listach sprzedażowych jak na debiutancki zespół, ich kanał na YouTubie się rozwija, nasz zresztą też. Pomysł i wykonanie tego ostatniego to sprawka Kaguyi z czasów, gdy jeszcze była uziemiona w Berlinie.

- No co? Coś musiałam robić w wolnym czasie - mruknęła, jakby to nie było nic wielkiego Kags.

- Oczywiście kanał chłopaków składa się głównie z paru wywiadów z nimi, nagrań z koncertów i paru piosenek, na naszym ogólnym pojawiła się większość ich utworów. Można śmiało powiedzieć, że nie dość, że The Pretty Redundant zaczęli wreszcie zarabiać sami na siebie to jeszcze przynoszą nam zyski. I to takie, że pokryły koszty dotychczasowej współpracy w dwa tygodnie. Obecnie chłopaki rozpoczynają powoli pracę nad drugą płytą, bo uznaliśmy, że nie chcemy ich tak szybko puszczać na trasę koncertową. Na razie są młodzi i nie aż tak znani na rynku, więc nie chcemy żeby się przypadkiem zniechęcili. Mamy już jednak projekty z ich merchu zakładające bluzy, koszulki, plecaki i kubki termiczne, więc tylko czekamy na odpowiedni moment żeby to wypuścić. Po ich sukcesie zgłosiły się do nas dwa kolejne nikomu nieznane zespoły. Jeden z Yokohamy, drugi z Nagoyi. Do tego jeden z większych zespołów z konkurencyjnej firmy chce do nas przejść, ale to dużo babrania się od strony prawnej, więc nie chcieliśmy tu podejmować pospiesznej decyzji.

- Myślisz, że którykolwiek z tych zespołów nam się opłaci? - spytał logicznie Dazai.

- Myślę, że wszystkie. Tylko wątpię żebyśmy byli w stanie pociągnąć te trzy sprawy na raz. Ten duży zespół nam nie ucieknie. Z rozmowy z nimi wynikało, że i tak biorą sobie pół roku przerwy od własnej twórczości. Przez te pół roku zdążylibyśmy osadzić te dwa mniejsze zespoły już jakoś na scenie muzycznej, podbić własną wartość rynkową i wtedy zacząć współpracę z nimi. W ten sposób wyjdziemy ze wszystkiego obronną ręką i z zyskami, a jednocześnie nie zwalimy na siebie kupy roboty. Jasne, mamy jedno studio nagraniowe, drugie się buduje w związku z niesławną dwunastką, ale nie powinniśmy wylewać dziecka z kąpielą - podsumował swoją wypowiedź Ukai.

- Policja nam się absolutnie podporządkowała - kontynuował zdawanie raportu Harada. - Nasi oczywiście wciąż działają pod przykrywką, na wszelki wypadek, ale udało się usunąć ze stanowisk niezbyt współpracujące jednostki i teraz mamy od nich bezpośredni przesył danych. Gwarantuje nam to tyle, że o ile nie odwalimy czegoś naprawdę poważnego, jak na przykład kolejna rzeź w centrum miasta, to nie musimy bać się o własne dupy. Zaprzestaną aresztowań naszych i będą wpuszczać nas na miejsca zbrodni.

- Wywaliliśmy ostatnie gramy kokainy z Kobe - podjęła temat Shizuki. - Kontrolujemy przekaz narkotyków w obrębie koło siedemdziesięciu kilometrów od granicy miasta, ale już do samego Kobe nie wpuszczamy żadnego syfu. Oczyściliśmy też ulice z malutkich gangów, które próbowały obejść nasze decyzje.

- Mimo incydentu z Yakuzą nasze akcje powoli idą w górę jeśli chodzi o wizerunek. Mamy solidnie prowadzone media społecznościowe i powoli widać też nasze coraz większe udziały w akcjach charytatywnych. Idzie na to trochę kasy, ale dzięki temu pomagamy odbudować Kobe od samego spodu. Dzięki naszemu dofinansowaniu powstała jedna garkuchnia otwarta dla wszystkich, niedaleko centrum i jedna noclegownia, bogato wyposażona. Pokoje zostały już w większości zajęte, a my powoli rozpoczynamy program pomocy w kwestii powrotu na rynek pracy -  dorzuciła swoje trzy grosze Yuriko. - Ludzie powoli się do nas naprawdę przekonują i są w stanie przymknąć oko na to, że poza miastem jesteśmy trochę bardziej żądni krwi.

- Jak stoimy z Yakuzą? - spytał Dazai, patrząc bezpośrednio na Ozaki.

- Jakoś stoimy - mruknęła kobieta niezbyt zadowolona. - Aczkolwiek nie tak dobrze, jakbyś chciał. Oczywiście wdrożyliśmy treningi tak szybko, jak tylko się dało, więc z naszej strony jesteśmy gotowi zaatakować nawet jutro, ale pojawiły się komplikacje ze strony, z której się ich nie spodziewaliśmy. A przynajmniej nie tak szybko. Wiem, że zaplanowałeś atak na nich na dopiero za miesiąc, ale musisz podjąć decyzję.

- Dlaczego nie podoba mi się Twój ton? - spytał Osamu, marszcząc lekko brwi.

- Bo nie udało nam się złapać Michizou - wtrącił się na chwilę Poughi. - Niestety, uciekł nam.

- Gość jest śliski jak wąż, więc nie Wasza wina - uspokoił go z miejsca Nakahara.

- Niby tak, ale trzeba być idiotą żeby nie połączyć jego ucieczki z listem, który wylądował u Dazaia na biurku tydzień temu. Listem, który przyszedł do nas aż z Anglii - dodał Poughi.

- Oh, przyciągnąłem w końcu uwagę samej Agatki? - spytał Osamu, teatralnie przedstawiając, jak dumny z siebie jest. - Proszę, proszę, czuję się wyróżniony. Zostałem doceniony przez bardzo dużego gracza i wszyscy powinniśmy być z tego dumni. Chuu, skarbie, poprowadź spotkanie do końca, Hayato mogę Cię prosić na słówko?

Nakahara spojrzał na ukochanego zaskoczony, ale skinął twierdząco głową i przejął obowiązki głowy Portowej Mafii, gdy uśmiechnięty od ucha do ucha Dazai wyszedł z pomieszczenia w towarzystwie Hayato, który nie wyglądał na zbyt szczęśliwego. Mężczyźni w ciszy pokonali całą drogę do windy, a następnie aż do gabinetu Dazaia, skąd Osamu wyrzucił strażników. I dopiero, gdy zostali sami we dwóch na całym piętrze a drzwi na pewno zostały zamknięte, z osoby Dazaia opadły wszystkie maski. Przestał się uśmiechać i spojrzał na Hayato poważnie.

- Jest źle. Jest kurwa tragicznie - oznajmił cicho zestresowanym tonem.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top