P. CLV / STANY ZJEDNOCZONE - LAS VEGAS I MONUMENT VALLEY
Dazaiowi zaplanowanie całej wycieczki, łącznie z obliczeniem ile benzyny będą spalać i co ile trzeba będzie robić postój, a co ile tankować, zajęło prawie dziewięć godzin. Chłopak podziękował grzecznie za pierwszą przekąskę, która przybyła do niego już po dwóch godzinach i szklance z coca-colą, o którą po prostu poprosił przechodzącą stewardessę. Kobieta spojrzała na niego zaskoczona, oczekując raczej, że dorosły chłopak zamówi coś wysokoprocentowego, jednak spełniła jego prośbę bez wahania. Delikatnym ruchem głowy zaoponował, gdy stewardessa gestem spytała o obudzenie Nakahary. Lot mijał chłopakowi nadzwyczaj spokojnie, choć wystarczyło, że się wyprostował żeby się rozejrzeć, a do góry natychmiast podrywały się zawsze cztery inne głowy. Jego podwładni, gotowi do każdej, niezapowiedzianej i nagłej akcji.
Osamu odłożył laptopa i włączył sobie film na ekranie znajdującym się na zagłówku fotela przed nim, nie przestając delikatnie gładzić ukochanego i zamierając dosłownie za każdym razem, gdy Nakahara mruknął coś z niezadowoleniem czy jakkolwiek się poruszył. Dazai nie doczekał jednak nawet połowy puszczonego filmu, gdy Chuuya zaczął się podnosić, a wreszcie usiadł i przetarł zaspane oczy.
- Już jesteśmy? - spytał z nadzieją Nakahara, próbując jakoś wrócić do rzeczywistości.
- Niestety nie skarbie - odparł Dazai, czule odgarniając ukochanemu włosy z twarzy i uśmiechając się lekko. - Ale ponad połowa drogi już za nami jeśli jakkolwiek Cię to pocieszy. Może spróbujesz się jeszcze przespać?
- Wpadnę w śpiączkę, jeśli pójdę dalej spać - zażartował słabo Chuuya, choć względnie i tak dobrze wyglądał jak na taką ilość czasu w powietrzu. - Ale z chęcią bym coś zjadł - przyznał się szczerze, czemu zawtórował jego żołądek wydając z siebie przeciągły jęk.
- Wolisz kurczaka, wołowinę czy wersję wege? - spytał Dazai, delikatnie całując ramię ukochanego.
- Cokolwiek skarbie, cokolwiek - odparł Nakahara, przecierając twarz i uśmiechając się słabo do bruneta.
Dazai wstał i na boso skierował się w stronę tego przedziału samolotu, gdzie znajdowała się kuchnia i gdzie w wolnym czasie gromadziły się w stewardessy. Chłopak postawił na swój urok w każdym calu i z miną uśmiechającego się szczeniaka podszedł do pierwszej z kobiet. Do tej, która wcześniej przechodziła z całym wózkiem. Po czym ładnie wytłumaczył jej całą sytuację, powiedział, że jego ukochany nie za dobrze się czuje, ale że się obudził i z chęcią by coś zjadł i czegoś się napił. Czy to zadziałał urok bruneta, czy kobieta miała po prostu miękkie serce, ważne, że koniec końców Dazai skończył z trzema pudełkami ciepłego jedzenia, po każdym z jednego rodzaju, dla Chuuyi i jednym kurczakiem dla siebie. A jakby tego było mało to stewardessa chciała wcisnąć mu litrową butelkę coli i dwa plastikowe kubeczki, ale niestety Dazaiowi nie starczyło do tego rąk, więc kobieta z cichym westchnięciem po prostu poszła za brunetem i zaniosła mu napój. Osamu solennie jej za to podziękował.
Gdy kobieta odeszła, Nakahara spojrzał na ukochanego jak na idiotę, ale też z pewnym rozczuleniem. Cóż, wzrok zakochanego idioty Chuuya opanował do perfekcji.
- Co Ty znowu wymyśliłeś? - spytał rudzielec.
- Nie mogłeś się zdecydować - usprawiedliwił się Dazai z lekkim wzruszeniem ramion po czym nalał im picia i wziął się za rozpakowywanie swojej porcji, co rusz dmuchając na poparzone od gorącej folii palce. - A poza tym, te porcje są malutkie. Jedną się nie najesz. Trzema może dasz radę. Solidnie polecam wołowinę, jadłem wcześniej i jest naprawdę dobra. Dla różnorodności teraz wziąłem sobie kurczaka to jak zjem to Ci powiem, czy warto - oznajmił.
Nakahara uśmiechnął się szeroko i nachylił tak, by szybko pocałować ukochanego i mu szybko podziękować. Chwycił też sztućce i zaczął od wersji bezmięsnej, woląc sobie zostawić najsmaczniejszy posiłek na sam koniec. Tak na wszelki wypadek. Chłopak musiał jednak przyznać, że gdy spałaszował dwie porcje i trochę się napił, poczuł się od razu o niebo lepiej. Może nie na tyle żeby polubić latanie, ale zdecydowanie na tyle, by przeżyć ten lot do końca. Dazai nie chcąc robić stewardessom dodatkowego problemu zabrał ich śmieci i odniósł do ogólnego kosza znajdującego się w kuchni, ponownie solennie dziękując kobietom za ich szczodrość.
Gdy wrócił na miejsce próbował razem z Nakaharą obejrzeć film. Rudzielec usiadł tak żeby oprzeć policzek o ramię Dazaia i rozdzielili między siebie słuchawki, po czym Chuuya wybrał film z listy. Żaden z nich nie potrafił się jednak skupić na tyle, by wciągnąć się w fabułę. Woleli po prostu ją na przemian komentować i śmiać się z idiotycznych sytuacji. Z kuriozalności mafijnych, filmowych zagrań, które były tak dalekie od rzeczywistości. Z tanich romansów, gdzie jeden zakochany idiota stawał w deszczu i dramatycznie wyznawał swoje uczucia. Choć przy tych akurat Dazai za każdym razem powtarzał, że też by coś zrobił dla Chuuyi dokładnie to samo, za co zarabiał mocnego kuksańca w bok od rudzielca. Co prawda po uderzeniu następowało krótkie buzi, ale Osamu i tak udawał obrażonego.
W pewnym momencie Nakaharze udało się jakoś ponownie zasnąć, na co Dazai zareagował lekkim uśmiechem. Sen ów nie potrwał jednak za długo, bo Dazai nie chciał żeby Nakahara przez szesnaście godzin zjadł raptem jeden, co prawda składający się z trzech, ale kalorycznie liczący jako jeden posiłek. Osamu delikatnie obudził więc ukochanego i zjedli drugie danie. Po tym Chuuyi nie udało się już jednak zasnąć, ale chłopak był daleki od narzekania na to, gdy niemal przykleił się do okna, gdy Vegas pojawiło się w zasięgu wzroku z całym swoim oświetleniem, które robiło wrażenie nawet w środku dnia i rudzielec wręcz nie mógł odwrócić od nich spojrzenia, co rusz ciągnąc Dazaia za rękę żeby podszedł bliżej i też spojrzał.
Samo lądowanie było najgorszym momentem całego lotu i Osamu poczuł to na własnych palcach, gdy Chuuya nieomal mu je zgniótł ze stresu. Odbiór bagażu przeszedł im jednak bez większych problemów. Tak jak zamówienie taksówki i dostanie się do hotelu, w którym zamówili dla siebie całe piętro. Ogromny apartament składał się z głównej sypialni, którą Nakahara zajął, w bardzo dojrzały sposób biegnąc do niego i z miejsca rzucając się na łóżko, a pozostałe cztery pokoje zajęły trójki mafiozów. Dazai tylko stał w przejściu, trzymając walizkę swoją i Nakahary i ledwie powstrzymywał się od ciężkiego westchnięcia, że przyszło mu pracować i żyć z bandą dzieci.
O dziwo światło dnia nikomu nie przeszkodziło w zaśnięciu. Tak, jak jakimś cudem później nie potworzyły się kolejki do łazienek, gdy wszyscy na raz próbowali wyszykować się na wieczorne przejście się po mieście. Nakaharze nie chodziło nawet o posiedzenie w kasynie, po prostu czuł, że musi zobaczyć wszystkie najważniejsze hotele znajdujące się wzdłuż głównej ulicy. Dazai nie rozumiał, co takiego zajmującego może być w hotelach, ale gdy w środku nocy dotarli na miejsce i jego oczom ukazała się kopia Sfinksa stojąca przed hotelem czy fontanny, które wznosiły wodę wyżej, niż powinno to być dopuszczalne, natychmiast zrozumiał. Las Vegas miało w sobie wybitnie źle wyważony ogrom kiczu i architekturę ściągniętą dosłownie z całego świata.
Dazai nie zamierzał jednak narzekać. Za bardzo wciągnął go moment. Chwila, w której on i Nakahara byli po prostu dwójką zwykłych chłopaków zwiedzających razem świat. No, okay, mieli ze sobą ogon w postaci grona znajomych, ale wszyscy zachowywali się wobec siebie absolutnie nieformalnie i Osamu niesamowicie to doceniał. Tak, jak brunet nie zamierzał narzekać, gdy Nakahara zmusił go do przepłynięcia się gondolą w Hotelu Weneckim, czy zaciągnął na pucharek lodowy we wnętrzu, które na suficie miało namalowany tak jasny sufit, że w pierwszym momencie Dazai naprawdę uwierzył, że jest środek dnia, a nie nocy.
Osamu nie potrafił powstrzymać uśmiechu, gdy Chuuya stanął przed Hotelem Paryskim i podniósł wyprostowane ręce do góry i złączył dłonie, uznając, że w ten sposób wygląda jak Wieża Eiffela. Dazai nie byłby jednak sobą gdyby nie rzucił telefonu jednemu z kolegów, a sam nie dołączył do ukochanego, by mieć z nim absolutnie idiotyczne zdjęcie. Sytuacja powtarzała się przed każdym możliwym zabytkiem i jedynie przed kopią fontanny z Tivoli Dazai podciął Nakaharę tak, że chłopak całkowicie stracił równowagę. Osamu oczywiście go złapał i w tej pozycji, z Chuuyą bardziej równoległym do ziemi i zawieszonym w powietrzu, niż stojącym o własnych siłach, całując go, zapozowali do zdjęcia.
Ulica była pełna życia, wszędzie grała głośna muzyka, a powietrze przesycone było zapachem narkotyków. A oni chodzili w tym tłumie, rozglądając się dookoła jakby chcieli jak najwięcej z tego miejsca zapamiętać. Bo w sumie tak właśnie było. I godziny mijały, a oni szli, objęci i zwiedzali tak zupełnie inny świat. Neony umieszczone na każdym budynku rozświetlały drogę tak bardzo, że uliczne latarnie zdawały się zupełnie nieprzydatne, a oni nie mogli się na nie napatrzeć.
Niemniej jednak czas mijał nieubłaganie, a oni zwiedzanie Vegas zostawili sobie na koniec zaplanowanej przez Dazaia wycieczki, więc nie przykładali do tego zbyt dużej wagi. Dlatego gdy alarm w telefonie Osamu się odezwał, wszyscy grzecznie zamówili sobie taksówki i wrócili do hotelu by się odświeżyć i spakować. Czworo z ochroniarzy pojechało odebrać wynajęte auta i Dazaiowi ramiona opadły w wyrazie załamania, gdy podjechali pod hotel, wyglądając tak mafijnie w czarnych Toyotach 4Runnerach, jak tylko się dało. Widząc jego załamanie Nakahara podszedł do niego i objął go od tyłu, stając na palcach żeby oprzeć podbródek o ramię chłopaka i udając, że nie zauważa, że Dazai nieco ugina kolana.
- Jest fantastycznie skarbie - mruknął cicho rudzielec, całując ukochanego w policzek.
- Dopiero zaczęliśmy - zauważył z rozbawieniem Dazai.
- Moglibyśmy nawet na tym etapie skończyć, a i tak byłbym zadowolony - skontrował to ze wzruszeniem ramion Nakahara. - Każde wyjście z Tobą, gdzie nie musimy się niczym martwić, po prostu być sobą i być dwójką zwyczajnych, dzianych dwudziestolatków zamiast Szefami Mafii, każde takie wyjście jest dla mnie na wagę złota.
- Uroczy jesteś - zawyrokował Osamu i wyjątkowo nawet za to nie oberwał.
Chuuya słysząc otwierane drzwi natychmiast się odsunął od ukochanego i pognał zająć łazienkę, na co Dazai zareagował śmiechem. Wystawił jednak ich spakowane walizki do głównego pomieszczenia apartamentu i podziękował jednemu z ich towarzyszy, gdy ten zabrał je żeby wpakować do odpowiedniego auta. Osamu zdawał sobie sprawę, że on i Nakahara będą mieli najwygodniej. Wrzucą sobie walizki do bagażnika, jakieś koce i poduszki na tylne siedzenia. Tak samo zresztą jak całe żywieniowe zakupy. I będą mogli żyć jak królowie, a nawet spać w aucie. Reszta, która musiała się pakować czwórkami do pozostałych aut nie miała tak wygodnie. I Dazai nawet trochę im przez to współczuł, ale nawet przez myśl mu nie przeszło by zaproponować, że ktoś może jechać w ich samochodzie.
Wpakowali się do aut z gotowymi listami żywieniowymi na najbliższych parę dni i skierowali do najbliższego Walmartu. Karta z nielimitowanym internetem była pierwszą rzeczą, jaką do koszyka wrzucił Dazai, a Nakahara dorzucił plastik przyczepiany do szyby, dzięki któremu kierowca zawsze miał telefon w zasięgu wzroku. Koszyk szybko zamienił się na wózek, który sam w sobie i tak bardzo szybko się zapełnił. Pieczywo, owoce, warzywa, nutella i zupki chińskie królowały wśród wybieranych produktów, choć ich zakres powiększył się, gdy jeden z chłopaków przypadkiem znalazł lodówkę turystyczną. Wtedy do gry weszło też mleko i najróżniejsze płatki. W pewnym momencie Nakahara dorzucił do kompletu telefon wraz z powerbankiem i ładowarką, twierdząc, że umieści to wszystko na środku deski rozdzielczej i będzie nagrywał wszystko, co będzie się działo przed nimi na drodze, a potem zmontuje z tego filmik ze wspomnieniami.
Ostatecznie Dazai i Nakahara się zlitowali i zgodzili, by pozostała część ekipy wrzuciła do bagażnika ich samochodu namioty i karimaty, co doszczętnie wypełniło wolne miejsce, ale zdecydowanie ratowało pozostałych, którzy musieliby upchnąć wszystko chyba aż pod sam dach żeby jakkolwiek to zmieścić.
Z Walmartu obrali najważniejszy zdaniem żołądka Nakahary kierunek czyli najbliższego McDonalda. Gorący, nawet niezdrowy, posiłek był tym, czego zdecydowanie potrzebowali mimo absolutnie rozregulowanego planu dnia. Dopiero stamtąd, po zbyt długim siedzeniu na parkingu i wcinaniu jedzenia tylko dlatego, że nie chcieli pracownikom fastfooda robić dodatkowego problemu, dopiero stamtąd ruszyli tak naprawdę w drogę, a Nakaharze uśmiech nie potrafił zejść z twarzy. Rozglądał się dookoła, wpatrując się w każdy najmniejszy szczegół, jakby całym sobą chłonął miasto i jego energię.
- To gdzie najpierw jedziemy? - spytał Chuuya, wcinając truskawki prosto z pudełka i co drugą podsuwając prowadzącemu auto Dazaiowi.
- Przed nami tylko siedemset kilometrów i Monument Valley - oświadczył Osamu z szerokim uśmiechem. - Według Google Maps powinniśmy tam dojechać w siedem godzin, ale że chciałem żebyśmy dłużej posiedzieli w Vegas to my się raczej zmieścimy w jakichś czterech. Może nawet w mniej. W końcu słyszałem, że wschód słońca tam to niezapomniane przeżycie - dodał brunet.
- Poczekaj, sprawdzę, co w necie o tym piszą - odparł rudzielec, choć nie potrafił powstrzymać uśmiechu na myśl, że zobaczy jedną z rzeczy, o której tak marzył.
Nakahara rozłożył się tak, że zaparł się stopami o deskę przed nim i jedną ręką zaczął wyszukiwać jakichkolwiek podstawowych informacji na temat atrakcji, którą mieli niedługo zwiedzić. Wolną ręką zaczął machinalnie drapać Dazaia w kark, a gdy zmęczył się w tej jakże niewygodnej pozycji, po prostu chwycił dłoń Osamu. Ogromna zaleta automatycznej skrzyni biegów, że zwolnienie jednej ręki nigdy nie stanowiło dla kierowcy problemu. Brunet włączył cicho muzykę i delikatnie kiwał głową w jej rytm, słuchając ciekawostek Dazaia.
- Wiedziałeś, że cały ten region leży na granicy stanów Utah i Arizony, ale że jednocześnie cały jest objęty terenem rezerwatu Navaho? - spytał rudzielec, przewijając kolejne strony.
- Nie wiedziałem - przyznał się szczerze Dazai.
- A wiedziałeś, jak blisko stamtąd do Punktu Forresta Gumpa? - kontynuował niezrażony tym Nakahara.
- Skarbie ja nawet nie mam pojęcia, kim jest Forrest Gump - uświadomił go brunet z cichym śmiechem.
- Cały czas zapominam, jak wielkie masz braki filmowe. Nawet jeśli tak bardzo się staram żeby wtłoczyć Ci jakąkolwiek wiedzę do Twojego ogromnego mózgu - Chuuya westchnął ciężko i teatralnie. - Nadrobimy przy najbliższym dłuższym postoju - obiecał Dazaiowi. - Ale zahaczymy o to miejsce, prawda? - spytał z nadzieją, co Dazai z szerokim uśmiechem potwierdził.
- A wiedziałeś, że nazywa się ten teren Doliną Pomników, mimo że tak naprawdę nie jest wcale doliną? Po prostu swobodnie można poruszać się tylko po dolnych partiach. Dla zwykłych śmiertelników to raczej niemożliwe żeby wejść na szczyt któregokolwiek z pomników - zauważył ze smutkiem Nakahara.
- Dlaczego?
- To pionowa ściana skarbie. Mało wypustków, mało miejsc, gdzie można się złapać i zerowe zabezpieczenie do wspinaczki - przeczytał dalej rudzielec.
- Ale my nie jesteśmy normalnymi ludźmi - przypomniał mu Dazai, podnosząc na chwilę jego dłoń by ją ucałować.
- A no fakt! - uświadomił sobie Chuuya, mając ogromną ochotę sprzedać sobie samemu mentalnego face palma.
Reszta drogi minęła im na rozmowach o najbardziej błahych możliwych tematach. Rudzielec czytał ciekawostki albo tłumaczył Dazaiowi, co jest takiego fantastycznego w Forreście Gumpie. Chłopak poddał się jednak po jakichś dwóch godzinach drogi, zmęczony tym, że otaczała ich tylko czerń. Przez chwilę wydawało się im nawet, że poza nimi i podążającymi za nimi Toyotami na drodze nie ma zupełnie nikogo. Nie było też żadnej formy oświetlenia, więc reflektory samochodowe były jedynym źródłem światła. Taka monotonia szybko zawładnęła Chuuyą, który jeszcze nie do końca przepracował zdrowotnie podróż samolotem. Dazai nie miał mu tego jednak za złe i jedynie okrył go szczelnie kocem, na sekundę tylko puszczając dłoń ukochanego żeby sięgnąć po koc na tylne siedzenia.
Na miejsce dojechali zgodnie z planem, choć kierowcy, którzy wysiedli za Dazaiem na pierwszej lepszej stacji, patrzyli na niego z lekkim przerażeniem. Dwukrotnie przekraczali dopuszczalną prędkość i może byli sami na drodze, a sama droga była nieomal prosta to taka prędkość była jawnym proszeniem się o kłopoty. Osamu zbył jednak ich troski obiecując, że następnym razem postara się jechać bardziej przepisowo, choć wszyscy wiedzieli, jak to się skończy. I że na pewno nie skończy się to spełnieniem obietnicy.
Do parku narodowego ze względu na wczesną porę wjechali bez najmniejszego problemu. Dazai zanotował sobie w głowie, że przy wyjeździe muszą kupić Annual Passa żeby móc za darmo wjeżdżać do amerykańskich parków, ale wydawało mu się to daleką przyszłością. Cieszył się też, że chłopcy wybrali auta o tak wysokich podwoziach, że nie musiał się ani przez chwilę stresować tym, że coś może stać się nie tak z podwoziem, gdy zjeżdżał po zdecydowanie zbyt stromym zjeździe na teren samych monumentów. Jakimś cudem uniknęli wypadków i podjechali do najdalszego pomnika, gdzie przez chwilę Dazai stresował się, że się nie wyrobią, bo niebo powoli zaczęło robić się jasne.
Obudził jednak Nakaharę na czas i zamknąwszy auta i skorzystawszy ze Zdolności Chuuyi, wznieśli się na ogromną platformę monumentu znajdującą się ponad trzysta metrów od poziomu, na którym zostawili auta. Dazai natychmiast usiadł na samym brzegu, machając nogami nad wielką pustką, a Nakahara po krótkiej chwili kręcenia głową z niedowierzaniem dołączył do niego, dając obserwującym ich mafiozom niemały zawał. Osamu opatulił ich kocem, gdy tylko rudzielec się do niego przytulił i gdy Chuuya oparł policzek o jego ramię, czuł, że ten poranek będzie po prostu niezapomniany. Dookoła nich rozciągała się praktycznie pustynia porozrzedzana jedynie masywnymi monumentami, a oni mieli najlepsze możliwe miejsca i najpiękniejszy widok z samej góry na wstające słońce.
Spędzili na wyżynie ogrom czasu, najpierw czekając, aż słońce zagości wysoko na niebie, a później chodząc po olbrzymiej skale, której średnica przekraczała kilometr. Dazai uznał, że stanie na rękach blisko krawędzi, bo z tego mogło być zabawne zdjęcie, za co został później ofukany przez Nakaharę. Niemniej zdjęcie wyszło cudowne i Chuuya natychmiast ustawił je sobie na wygaszaczu telefonu. Spędzili prawie dwie godziny wydurniając się i żartując, chodząc i siedząc, czy po prostu rozmawiając, nim uznali, że może czas ruszyć dalej. I tylko rudzielec na chwilę się zatrzymał by wyjąć z kieszeni niewielkie przezroczyste, szklane pudełeczko, które napełnił piaskiem, twierdząc, że to na pamiątkę.
Więc wsiedli z powrotem do aut, a Chuuya otworzył okno i maksymalnie się wychylił, obserwując czerwone, piaszczyste otoczenie dookoła. Chłopak śmiał się w niebogłosy, zupełnie nie przejmując się tym, że ubrudził się kurzem, który wznosił się spod kół ich wypożyczonego auta.
Nakahara naprawdę wziął sobie do serca, że musi udokumentować cały wyjazd, więc non stop chwytał telefon i kładł się tak, by częściowo leżeć na prowadzącym i rozbawionym całą sytuacją Osamu i nagrywać kolejne filmiki. Chłopak robił więcej zdjęć, niż Dazai sądził, że jest to fizycznie możliwe na sekundę, ale jakoś nie potrafił się zmusić do skomentowania tego. Zwłaszcza, że nie widział ukochanego tak wyluzowanego i szczęśliwego od bardzo, bardzo dawna.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top