P. CIX /WIDZĘ, ŻE PORTÓWKA PEŁNA JEST OPTYMISTÓW
Nawet kilka dni później były ogromne trudności z ustaleniem, co tak naprawdę zaszło w domu Dazaia. Niby wszyscy obecni mówili jedną wersję, ale wersja ta nijak nie trzymała się kupy i nikt nie potrafił na jej podstawie wyciągnąć logicznych wniosków, które mogłyby jakkolwiek wybronić całą sprawę w oczach publiki. Niby w wiadomościach zatajono, do kogo należało mieszkanie, ale i tak swoją ilość materiału o rozwalonej kamienicy nakręcono. Osamu podburzył jeszcze uspokajającą się wodę, gdy kazał podrzucić pod gruzy kilka trupów z wypalonymi na wszelki wypadek palcami i sztucznie wstawionymi zębami. Dział technologiczny zrobił naprawdę ogrom roboty, od momentu, w którym zrobili odciski uzębienia i wyrwali Nakaharze i Osamu po prawej górnej dwójce. Chłopcy pierwotnie byli mocno przeciwni temu pomysłowi, mimo iż był to przecież pomysł Dazaia, ale ostatecznie zgodzili się na pozbycie tego jednego zęba na podstawie którego technologiczny spreparował całe ich szczęki, które później znalazły się w gębach trupów. Brunet uznał, że najzabawniej byłoby podłożyć jego zęby Kunikidzie, ot z czystej przekory, ale wszyscy wiedzieli, z jak wielkim ryzykiem wiązałoby się tak nierozsądne zagranie. Długo nie trzeba było czekać na informację o zwłokach, a jeszcze krócej na ich identyfikację, która uziemiła Nakaharę i Dazaia na dłuższy czas w domu. Przynajmniej przez pierwsze dni, bo praca na odległość nie służyła nikomu, więc z zachowaniem najwyższej ostrożności przeprowadzili się do Biurowca. Dziwnie było słuchać o własnej śmierci, więc Chuuya, gdy tylko przyłapał kogoś na oglądaniu tych wiadomości, rzucał w niego pilotem. Oczywiście po wyłączeniu telewizora. Osamu gdzieś tam w głębi duszy irytował się, że nie mają bezpośrednich wtyk ani w policji, ani w mediach, ale doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że nie daliby rady pociagnąć tylu różnych spraw na raz, zwłaszcza, że i tak pracował po dwadzieścia godzin na dobę.
Kolejne przesłuchania były tak nudne, że Dazai absolutnie przestał się hamować. Połowę kandydatów witał leżąc na stole, z głową przewieszoną poza jego krawędzią i obserwując wchodzącego do góry nogami tak długo, aż zaczynało mu się robić niedobrze. Chuuya tylko patrzył na niego w takich momentach z wyrazem absolutnego załamania wymalowanym na twarzy i wyglądał, jakby musiał sobie co rusz przypominać, że tak, to jest mężczyzna jego życia. Nie trzeba było dużo czasu, a Nakahara przedstawił również plan wybicia Salvatruchy, który po drobnych poprawkach Dazaia trafił do wszystkich, którzy mieli w akcji wziąć udział i Hayato obiecał, że przygotuje jedną z sal treningowych tak, by mogli wszystko dokładnie przećwiczyć. Na nic zdały się pytania Szefa, czy nie mogliby sobie tego odpuścić i jakoś wykorzystać tych idiotów. Chuuya uparcie trwał przy swojej pierwotnej decyzji i z szacunku do niego Dazai nie spytał więcej niż raz.
Problemem jednak wciąż pozostawało ciało Kunikidy, które od kilku dni zalegało im w piwnicy, choć duch mężczyzny już dawno opuścił ziemski padół. Gdy Akiko pewnego pamiętnego wieczoru wkroczyła do więzienia Portówki i spędziła tam całą noc, nikt nie spodziewał się, że realnie mogłaby byłego przyjaciela skrzywdzić. Chyba Hayato, który zobaczył ją jako pierwszy, gdy czekał pod wejściem do piwnic z ręcznikiem w rękach, doznał największego szoku. A i tak nie dał nic po sobie poznać. Nawet nie mrugnął, widząc, jak wychodzi pokryta od stóp po końcówki włosów krwią, która z pewnością nie należała do niej. Lekarka ze zmęczonym uśmiechem przyjęła ręcznik i udała się do apartamentów, które wyznaczył jej Nakahara w Biurowcu, by mogła z siebie zmyć resztki nieprzyjaciela. Hayato z ciekawości zajrzał, oczekując znalezienia ciała Kunikidy nieco zmaltretowanego, ale w jednej części. Ogrom zaskoczenia, które odczuł, sprawił, że dał radę jedynie zdać raport i nie chciał nigdy więcej o całej sytuacji wspominać. A Nakahara nie potrafił przestać się śmiać na stwierdzenie, że Wieszcza trzeba było ze ścian celi zeskrobywać szpachelką. A przynajmniej jego resztki.
Nawet Izaki czynił ogromne postępy w sprawie słuchawek, nad którymi pracował. Choć gdy na którymś z kolejnych z zebrań wpadł dosłownie w pół przesłuchania i opadł jedynie bezwładnie na najbliższe krzesło, zupełnie niezgodnie z jego użytkiem, zaciekawił nawet Dazaia. Skończyli czym szybciej przesłuchanie, ale chłopak i tak zdążył zasnąć, powykrzywiany pod nieludzkimi kątami, próbując się jakkolwiek wygodnie ułożyć na niewielkiej przestrzeni krzesła. Nakahara, ze zdecydowanie zbyt szerokim uśmieszkiem wykorzystał swoją Zdolność i sprawił, że ów mebel objęła nagle zupełnie inna grawitacja. Taka, która zrzuciła leżącego na nim chłopaka, twarzą w stronę powłoki, a Dazai nagle przypomniał sobie, jak ciekawy jest sufit. Jako Szef nie powinien popierać takich zachowań wśród swoich podwładnych. Jako przyjaciel nie powinien był dopuścić do takiej sytuacji. Ale jako chłopak Chuuyi dawał dość jasne sygnały, który z tych trzech impulsów wygrywa.
Izaki spojrzał ciężko na wszystkich obecnych, którzy próbowali mniej czy bardziej skutecznie powstrzymać śmiech, a jego ramiona znacząco opadły. Nie skomentował tego jednak tylko poklepał się kilkukrotnie po policzkach, próbując doprowadzić się do względnego stanu używalności i wcisnął do rąk Hayato kolejny prototyp słuchawek. Ninomyia tylko spojrzał na Dazaia z bezgranicznym przerażeniem i spytał, który z następnych kandydatów jest do odstrzału, odkładając słuchawki na stół z taką ostrożnością, jakby bał się, że najmniejszy wstrząs sprawi, że wybuchną. Osamu podał podwładnemu nazwisko i już wkrótce można było zobaczyć, jak Hayato z delikatnym i pełnym współczucia i pocieszenia uśmiechem, który zaskoczył wszystkich. Ozaki cicho rzuciła komentarz, że chłopakowi należy się Oskar jak nic, bo zagranie takiego wsparcia to nie lada wyzwanie. Zwłaszcza, ze wywołany przez niego chłopak wszedł do sali z uśmiechem na ustach.
Hayato zamknął za nimi drzwi i zaczął nawijać, że przeprasza za niedogodności, ale kandydaci muszą zakładać swoiste urządzenie, które wyklucza kłamstwo. Poprosił również by mężczyzna dla własnego bezpieczeństwa zdał broń, odznakę i wszystkie elementy metalowo-plastikowe, które miał w posiadaniu. Przesłuchany dostał słuchawki i nie przejął się nawet Izakim, który siedząc po turecku na podłodze, bezmyślnie wodził za Ninomyią palcem wskazującym, a który na dany mu znak odpalił urządzenie. Hayato cały test przeprowadził tak, by uzyskać wiarygodne wyniki i sprawdzić na jakich polach słuchawki mogły nawalić. Nawaliły oczywiście, choć obyło się bez wybuchu. Gdy kandydat wyjął z uszu dymiące i do niczego nie nadające się już urządzenie, Hayato tylko rzucił mu portfel do rąk i wprost powiedział, że jest wylany, co wprawiło wszystkich obecnych Hersztów w jeszcze większy szok. Choć lęk chłopaka przed byciem ponownym testerem był powszechnie i doskonale rozumiany. I choć sytuacja powtórzyła się w ciągu kilku najbliższych dni więcej niż dwa czy trzy razy, za każdym razem nagła zmiana w postawie Hayato wzbudzała takie samo zaskoczenie.
W pewnym momencie w wiadomościach sprawy zaczęły cichnąć. Wiadomość o śmierci Dazaia ugruntowała się i ewidentnie odbiło się to w ilości pomniejszych gangów, które nagle wypłynęły na powierzchnię z taką samą częstotliwością z jaką wyskakują grzyby po deszczu. Nakaharę aż korciło żeby wdać się w walki i pokazać tym małym durniom, gdzie ich miejsce, zwłaszcza, że najzwyczajniej w świecie korciło go po prostu do jakiejkolwiek walki. Z kimkolwiek. Z kimkolwiek poza Dazaiem, bo ostatnimi czasy to oni spędzali najwięcej czasu na jednej z niewielkich salek treningowych, walcząc wręcz i ćwicząc ciosy i uniki, do momentu tak skrajnego wyczerpania, że po prostu kładli się na macie, ignorując to jak spoceni są i momentalnie zasypiali. Hayato w pewnym momencie nawet przyniósł zestaw pościeli, który leżał smętnie w rogu sali i był wykorzystywany zdecydowanie zbyt często.
Wykorzystanie Matsumoto i Shiruby do przekazania Yakuzie tych jakże smutnych wiadomości okazało się kolejnym dobrym posunięciem. Nie żeby Nakahara nie maczał w tym palców, przecież to jemu najbardziej zależało na tym żeby sponiewierać chłopaka tak dobitnie, jak tylko się dało. Chwilowo Dazai uznał, że stracenie przewagi, jaką daje im obecność Chiby nie zamierzał tracić. Niby jej ojciec wysłał ją do Portówki na pewną śmierć, ale co innego powierzyć dziecku cholernie ważne zadanie, a co innego zamordować ją na jego oczach. A Osamu skłaniał się ku tej drugiej opcji. Tym bardziej, że nie spodziewał się pozytywnego obrotu spraw, skoro oficjalnie szli bez Szefostwa. Ku sporemu niezadowoleniu Nakahary oboje posłańców wróciło w pełni zdrowia i sił, choć znacząco poddenerwowani. Rudzielec nie dał jednak rady powstrzymać cisnącego mu się na usta komentarza o idiotyźmie Matsumoto, gdy wyszło na jaw, że to Shiruba pamiętała lokalizację fabryki, którą wybrała Kaguya, a w której mieli się spotkać. Ozaki tylko dołożyła swoje pięć groszy oznajmiając, że może rzeczywiście powiedzenie, że wrogów należy trzymać bliżej niż przyjaciół ma jakikolwiek sens, skoro wrogowie zadają sobie więcej trudu by spamiętać Twoje plany. Dazai uciął jednak te komentarze i stwierdził, że najważniejsze, że Moribasa był nieświadom zakresu sytuacji, co grało na ich korzyść. Choć jego żądania, że umowa, która nie zakładała możliwości ich wejścia do miasta, nadawała się tylko do zmiany jeszcze przed negocjacjami, szczerze rozbawiła Cuppolę Portówki.
Niemniej dni mijały, a gangi powoli zaczynały puszyć się i obrastać w piórka, gdy Portówka oficjalnie przygotowywała się do honorowego pogrzebu przywódców i praktycznie tym żyła, więc nie reagowała na zaczepki ze strony maluczkich. Dazai musiał niejednokrotnie apelować o spokój i wielokrotnie ich zapewniał, że przecież to jak z chwastami. Nieważne, jak zarośnie ogród i tak wyplenią to, co nie powinno się w nim znaleźć. Tyle, że jego argumenty o priorytetowości miały coraz mniejsze znaczenie, bo ludzie po prostu nie rozumieli, że czasami czekanie jest najrozsądniejszą opcją. Niby Portówka, zgodnie z tradycją, powinna zamrozić wszystkie swoje akcje aż do pogrzebu, ale ludzie wręcz palili się do działania i coraz trudniej było nad nimi zapanować.
Wreszcie jednak, po wielu dniach ćwiczeń, po wielu przypadkowo wykorzystanych przez Hayato i Izakiego kandydatach i po godzinach spędzonych w Lustrzanym Wymiarze, jednogłośnie stwierdzili, że są gotowi. Grupka, która skierowała się pod osłoną nocy w stronę miejsca spotkania była o wiele większa, niż Dazai pierwotnie zakładał. I już od wejścia nieco poobijani, bo Chirubie długo i dobitnie trzeba było tłumaczyć, że Isie nic nie grozi i że ma zostać w Biurowcu. Różowowłosej dziewczyny pilnowała równie zestresowana Ozaki, która wściekła na Akutagawę, że ostatnimi czasy nawet nie raczy pojawiać się regularnie w Biurowcu, wciąż miała złe przeczucia w związku z zabraniem chłopaka na misję. Niemniej jeden z najbardziej krwawych mafijnych psów pilnował pleców Nakahary, co zapewniało Dazaiowi nieco większy spokój ducha, więc Herszt nie mogła zbyt długo na jego obecność narzekać. Sam zresztą Dazai przefarbował się na czarno żeby nie można było go od razu rozpoznać i ruszył na misję z kapturem zaciągniętym na głowę, ubrany zupełnie nie w swoim stylu, choć płaszcz, który w zestawieniu z resztą jego ubioru wyglądał nieco kuriozalnie, zostawił tak czy siak. Na swoją obronę Osamu miał to, że nie przywykł ani do tego typu ciuchów, ani do bycia czyimś ochroniarzem, nawet jeśli tą farciarą była Shizuki, która gorąco zapewniała, że w pełni nadaje się do akcji. Dazai nie wyrażał swoich obaw na głos, obaw, które kręciły się głównie wokół bezpieczeństwa i dobrego samopoczucia dziewczyny, a nie na powodzeniu misji, skoro wiedział, że to drugie da radę zapewnić nawet gdyby Shizuki odwaliła absolutna szajba. Zauważył jednak ogrom ulgi, który objął dziewczynę, gdy zarzekł, że jego osoba działająca pod przykrywką będzie ją ochraniać.
Nakahara nie potrafił się przyzwyczaić do nowego wyglądu ukochanego, toteż gdy Dazai tłumaczył po kolei swoje plany, a także powody ich delikatnej zmiany, jak na przykład to, że Salvatrucha wciąż istniała, gdy brali się za Yakuzę, rudzielec najzwyczajniej w świecie siedział za nim i bawił się jego włosami. Musiał przyznać, że Dazaiowi pasowały czarne, ułożone w nieładzie loczki i nie mógł oderwać od nich wzroku. Ani rączek na dobrą sprawę. Delikatne mizianie jednak nijak nie rozpraszało Szefa, a skoro cała Cuppola zdążyła przywyknąć do dziwnych zachowań zarówno rudzielca, jak i niegdysiejszego bruneta, to po prostu przeszli nad tym do porządku dziennego. Zarówno Chuuya, jak i starzy Hersztowie zupełnie się rozkleili, gdy zobaczyli Dazaia z ciemnymi włosami i w typowym, czarnym, mafijnym płaszczu. Absolutnie skupiony, bez uśmiechu, przerażał samą swoją aurą. Uczucie, którego w obecności Szefa nie doświadczono od bardzo, bardzo dawna. No bo jak Mori miałby kogokolwiek przerażać. Z wyjątkiem jego głupoty, bo ona oszałamiała wszystkich.
Fabryka, którą wybrała Kaguya, była idealną lokacją na załatwienie tego typu sprawy. Usytuowana tuż poza granicami miasta, tak blisko, że gdy wyjeżdżało się z leśnej drogi na tę główną, nie dało się przeoczyć tabliczki z napisem "Kobe". Dobitny policzek dla Yakuzy i podkreślenie tego, jak bardzo nie mają wstępu do samego miasta. A z drugiej strony pokazanie własnej wyższości, bo przecież gdyby Portowej Mafii się chciało to ruszyliby się dalej, ustalili spotkanie w połowie drogi między głównymi siedzibami. Tylko, że im się nie chciało. I zamierzali to, i własną wyższość, pokazywać na każdym możliwym kroku.
Jedynym, co mogła zrobić Yakuza, co według nich wydawało się logiczne, mimo iż w rzeczywistości dalekie od takiego było, było spóźnienie się. Wejście smoka, wejście z klasą. Pokazanie, że to na nich się czeka, a nie że to oni czekają. Taka taktyka miałaby szansę zadziałać, gdyby tylko chodziło o jakąkolwiek inną mafię. O jakiegokolwiek innego szefa. Bo Dazaia ludzie spóźniający się irytowali ponad wszelką miarę i nie była to irytacja, która miała szansę go rozproszyć, a raczej taka, przez którą miał ochotę zabić któregoś z negocjatorów z drugiej strony stołu tylko po to, by wytknąć idiotom absolutny brak kultury. Najlepiej stojąc zwycięsko z nogą opartą o zwłoki jednego z rozmówców i Nakaharą stojącym z tyłu, wyglądającym jakby nie był pewien, czy uczenie kogokolwiek kultury to sprawa Dazaia i czy uczenie jej w taki sposób jest dobrym pomysłem, ale koniec końców nie zwracającym ukochanemu uwagi, bo widział, jak dobrze Osamu się bawi.
Niemniej minuty mijały, a oni stali, w ustalonej formacji, zupełnie sami w ogromnej ruinie fabryki. Kolejną zaletą lokacji było na pewno to, że w razie wywiązania się walki zdążą zwiać nim na miejsce przyjdzie policja, więc nie będą musieli za zniszczenia płacić. Bardzo dobra opcja biorąc pod uwagę słabe fundusze Portowej Mafii i uszczuplony stan konta Dazaia.
Środkowe dwa miejsca zostały puste. Miejsca, w których oficjalnie powinni znajdować się Szef i Vice. Jakiż byłby jednak sens bawienia się w przykrywki i ukrywania faktu ich przeżycia, gdyby nie zamierzali wykorzystać tej karty na swoją korzyść? Reszta rozlokowała się w kilku rzędach, z delikatnym przesunięciem. Po trzech ochroniarzy na jedną osobę. Wszyscy stali w niewielkim rozkroku, z dłońmi splecionymi za plecami. Wyjściowa, oficjalna poza Portówki, która sama w sobie dawała już radę onieśmielać ludzi. Chuuya, mimo iż również szedł na akcję pod przykrywką, ofukał Akiko, gdy kobieta tylko zaczęła zbliżać się do niego z opakowaniem farby do włosów. Na jaw wyszło, że pierwszego zielonego irokeza Chuuya zawdzięczał właśnie nieudanemu farbowaniu, bo żaden kolor na rudym trzymać się nie chciał, a czarny został w postaci zgniłej zieleni. I choć Nakahara bardzo polubił ów kolor i później farbował się na niego świadomie, nie zamierzał niszczyć absolutnie własnej reputacji i wcielać się w rolę nastoletniego punka - buntownika. Za bardzo lubił postrach, który siał, a gdyby jego włosy nie spełniały pewnych standardów, które sam sobie ustalił, ów strach i szacunek mogłyby znacząco opaść. A tego chłopak nie zamierzał ryzykować. Zwłaszcza, że Kaguya obserwowała go uważnie spod swoich różowych włosów i tylko czekała, aż powie jedno słowo za dużo.
Wszyscy stali, jak jeden mąż patrząc w przód, lecz uważnie nasłuchując, czy zagrożenie nie zbliża się z jakiejkolwiek innej strony. Nikt nie zaczął się nerwowo rozglądać, nikt nie patrzył na Dazaia oczekując poleceń. Nawet jeśli zamierzali ich przetrzymać i sprawdzić to Osamu przewidział to i cała ekipa niejednokrotnie to przećwiczyła. Dlatego stali, spokojni i względnie wyluzowani, ale niejako na baczność i w pełni skupieni, czujni. Dazai niemal mógł w powietrzu posmakować rywalizacji, którą mimowolnie między sobą zaczęli. Każdy chciał wypaść jak najlepiej przed nowym szefem, każdy chciał odegrać swoją rolę najlepiej jak się tylko dało. Nikt nie dopuszczał do siebie myśli, że może zawieść Dazaia, zupełnie jakby powodzenie ich pierwszej wspólnej misji miało rzutować, czy Osamu zostanie, czy zawiedziony ich brakami, porzuci ich i tym razem zrobi to ostatecznie. I choć nikt nie mówił tego na głos, wszyscy potrzebowali misji przeprowadzonej na wysokiej jakości poziomie. Tak po prostu, żeby dobitnie sobie uświadomić, że mroczne czasy Moriego już minęły. Szkoda tylko, że Yakuza nie podzielała ich nowo odzyskanego profesjonalizmu. Yakuza, która w akompaniamencie wrzawy rozmów wreszcie wkroczyła na miejsce spotkania. Spóźniona prawie godzinę i ku własnej niewiedzy zaanonsowana z wyprzedzeniem, gdy tylko przekroczyli pole ochronne Kaguyi. Szkoda tylko, że mieli znaczącą przewagę. Około czterech na jednego. Dazai nie mógł nie zauważyć pełnych radości spojrzeń podwładnych i ich zupełnie nieonieśmielonych, drobnych uśmieszków. Wszyscy aż rwali się do walki, niemal pragnąc by negocjacje diabli wzięli. I Osamu prawie miał ochotę im na to pozwolić, gdy przywódca Yakuzy odezwał się pełnym lekceważenia i wyższości tonem.
- Korki. Rozumiecie - oznajmił, jakby to tłumaczyło ich spóźnienie choć o tak późnej porze i w takim rejonie żadnych korków szans nie było. - Coś tłoczno się zrobiło - skomentował, nie zmieniając tonu, gdy jego ludzie ustawiali się naprzeciw Portówki. - Choć paru zdaje się brakuje - wytknął im, sugestywnie skinąwszy głową w stronę pustych miejsc.
- Wam brakuje paru punktów IQ, ale nikt Wam tego nie wypomina - mruknęła cicho Kaguya, a Dazai słysząc to musiał przygryźć wargę by się nie uśmiechnąć. Wiedział, że jako Szef nie powinien popierać takich komentarzy, ale trudno nie popierać czegoś, z czym człowiek w pełni się zgadza.
- Czy możemy pominąć te niezbyt przyjemne grzeczności i przejść do tematu. Negocjacje i tak zajmą nam pół nocy - wtrącił się Endoki spokojnym tonem, zażegnując w ten sposób konflikt.
- Widzę, że Portówka pełna jest optymiastów - skomentował jeszcze ironicznie szef Yakuzy, ale pstryknął palcami i pozornie nieuporządkowana grupa za nim nagle stanęła w formacji, w pełnej gotowości. - No ale nie ma co przedłużać. Zaczynajmy.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top