P. C / NIE BOISZ SIĘ GO?
Hej Miśki! Króciutkie odautorskie. Przede wszystkim chciałabym Wam podziękować za wytrwałość, z jaką czytacie to opowiadanie. Naprawdę Was za to podziwiam. Te 20,5 tysiąca odsłon znaczy dla mnie naprawdę wiele! Tak samo zresztą jak 4,6 tysiące gwiazdek, które zostawiliście po sobie pod tym opowiadaniem. Jesteście przekochani ♥♥♥ Mam szczerą nadzieję, że opowiadanie Wam się nie znudzi.
Po drugie, chciałabym zadedykować ten rozdział @domi112konie ♥, której możecie podziękować za zaczęcie drobnego backstory Chuuyi, bo wypomniała mi, że Dazai swoją dostał, a nieładnie szykanowć rudych xD
Chciałabym też się bardzo pochwalić, że wreszcie zebrałam się w sobie i zrobiłam okładki do pozostałych opowiadań. Zadziwiająco dobrze się przy tym bawiłam. Oh, no i zaczęłam pisać na nowo jedno ze starych opowiadań, na razie jest sam opis miejsca w pierwszym rozdziale, ale w drugim już pojawi się troszkę akcji. Także serdecznie zapraszam. "Lalkarz", jeśli ktoś byłby ciekawy, choć kilkoro z Was już go wyczaiło, Wy moi kochani stalkerzy ♥
Żeby nie przedłużać, zapraszam na rozdział! Setny, to prawie jak jubileusz :D
Shuuji długo bił się z myślami i miał nadzieję, że nie zostanie to zauważone przez pozostałych. Oczywiście, że chciał dla brata jak najlepiej. Że zawsze chciał go chronić i upewnić się, że będzie szczęśliwy do końca jego dni. I robił to, od kiedy tylko pamiętał. Na pamiątkę miał nawet cholernie widoczną, grubą, jasną bliznę, która przecinała jego prawy policzek prawie od skroni, aż po dolną linię szczęki niedaleko ust. Znał jednak Chuuyę lepiej, niż ktokolwiek inny na calutkim świecie. Nawet lepiej, niż ich rodzona matka. Jakie więc szanse mógł mieć Dazai, by poznać największy sekret rudzielca? Według Shuujiego praktycznie zerowe. I mimo, że z doświadczeń zielonowłosego wynikało, że Chuu potrafił kontrolować swoją przypadłość, nie oznaczało to, że tak zostanie już zawsze. A to przecież mogło być niebezpieczne. A skoro to mogło zagrażać życiu bruneta, którego zdążył już polubić, czuł powinność, by mu powiedzieć, nawet jeśli tym samym nadużyje nieco zaufania brata.
Chłopak z niepokojem obserwował, jak Dazai usiadł na głębokim parapecie, a tuż obok niego pojawił się Chuuya, który oparł się tuż obok, kładąc głowę na ramieniu bruneta. Początkowo nie wzbudziło to jego podejrzeń. Przecież byli razem. Mogli chcieć przebywać w swoim towarzystwie. Wielka gula pojawiła się w gardle Shuujiego, gdy mężczyźni zaczęli rozmawiać, a na twarzy Nakahary pojawiło się typowe zmarszczenie brwi, które dobitnie sugerowało, że chłopak usłyszał coś, czego usłyszeć nie chciał. Shuu przez chwilę był całkowicie pewien, że Osamu się już wygadał, bo nie chciał utrzymywać sekretów w ich związku i przez plecy gitarzysty przebiegło całe stado ciarek.
Dazaiowi mocno nie podobał się pomysł oszukiwania rudzielca w jakiekolwiek płaszczyźnie. Doskonale pamiętał, co mówiła cudna pani psycholog, do której chodzili z rudzielcem. Zaufanie to podstawa. Zresztą, Osamu sam z siebie też nie miał zbyt dużych kłopotów by o tym pamiętać. Jednak Shuuji wydawał się tak spięty, że Dazai niemal fizycznie to czuł przez pół sali. Dobrze, że chociaż Ukai uważnie obserwował zespół, bo gdy tylko do bruneta podszedł Chuuya, mężczyzna zapomniał o bożym świecie. Potrwali chwilę w ciszy, którą przerwał wreszcie Osamu, a na wiadomość, którą Nakahara usłyszał, zmarszczył się i obrócił, tak by stać do ukochanego przodem. Ta rozmowa zapowiadała się poważnie.
- Shuuji chce ze mną porozmawiać po próbie - oznajmił spokojnie brunet, choć sam nie potrafił, które emocje targają nim chwilowo najbardziej.
- Mój brat? Po co? - zdziwił się Chuuya i od razu wyczuł w tym podstęp. - Przecież wiedział, że razem pracowaliśmy. A pogadankę o zranieniu mnie przecież już przeszedłeś, nie?
- Sam nie wiem, czego on chce - wzruszył ramionami Dazai i delikatnie założył niesforne kosmyki Chuuyi za jego ucho, po czym delikatnie pogłaskał go po policzku. - Ważne, że masz ode mnie wolne - dodał nieco bardziej żartobliwym tonem, mając nadzieję, że to odciągnie złe przeczucia chłopaka.
- Ehh gnido, jak zwykle spierdalasz, gdy jest praca do zrobienia - westchnął teatralnie Chuuya, co może i mogło wyglądać prawdopodobnie, gdyby nie szeroki, pełen szczęścia uśmiech na jego twarzy. - Pójdę z Ukaiem omówić finanse i lokację. Jestem Twoim Zastępcą, muszę Cię czasem troszkę wyręczyć w pracy. Aczkolwiek i tak masz mi wieczorem powiedzieć, o czym rozmawialiście - Nakahara pogroził ukochanemu palcem.
- Jeśli uznam to za wystarczająco ważne to obiecuję, że Ci powiem - przyrzekł Dazai poważnie.
- A co jeśli Twoja definicja "poważności" pewnych spraw różni się od mojej? - wytknął mu Nakahara, którego niedawno zyskany spokój zaczął ponownie się burzyć.
- Naprawdę chcesz słuchać o tym, jak Twój brat grozi mi, znowu, że jeśli złamię Ci serce to on złamie mi kości? - spytał Osamu z udawanym strachem w głosie. - Abstrahując od tego, że on nie zdążyłby się o tym nawet dowiedzieć, a Ty już byś skręcił mi kark manipulacją grawitacji?
- Nie zdążyłbym skręcić Ci karku - zaprzeczył spokojnie Nakahara. - Obaj doskonale wiemy, że prędzej umrzesz, niż złamiesz mi serce, więc istnieje tylko jeden koniec tego scenariusza. A ja nawet nie wiem, czy próbowałbym Cię ratować. Pewnie zależałoby od tego, jak bardzo mnie wkurzyłeś swoją zdradą.
Dazai przez chwilę chciał zaprotestować, że gdzie jakiekolwiek zaufanie, albo w ostateczności rozejście się w cywilizowanych i kulturalnych warunkach, ale musiał uznać zasadność stwierdzenia Nakahary. Inna sprawa, że brunet nawet nie chciał wyobrażać sobie, że coś między nimi może się popsuć.
- Nie chciałbym spaprać tego, co mamy. Nigdy - oznajmił cicho, zapatrując się przez chwilę w krajobraz za oknem, który miał za plecami.
Ramiona Nakahary delikatnie opadły w wyrazie absolutnego załamania. Zastanawiał się, kiedy żarty z ich ewentualnego rozejścia się przestaną kończyć się poważnymi przemyśleniami, jak tego uniknąć. I właśnie w tym momencie Chuuya zadecydował, że najlepiej będzie skończyć po prostu z tego typu debilnymi żartami. Delikatnie chwycił ukochanego za podbródek i zmusił go do obrócenia głowy, oderwania wzroku od ulicy i skupienia go na sobie. Gdy to mu się udało, zjechał ręką do kołnierza koszuli Dazaia i nie używając zbyt dużej ilości siły, przyciągnął go ku sobie, czule acz krótko całując.
- Przecież nie spaprzesz. Jesteś skazany na mnie do końca życia skarbie - oznajmił cicho i z radością zauważył, że niepewność Dazaia zmienia się w radość. - Ale proszę, uważaj na siebie. Co by się nie działo. I w razie czego napisz mi wiadomość to przybędę najszybciej, jak się będzie dało.
- Mój własny rycerz na białym koniu - zażartował Dazai, za co zarobił sobie delikatne pacnięcie w tył głowy od Nakahary.
- Myślałem, że już dawno temu ustaliliśmy, że w tej bajce była dwójka książąt - odparł, udając zaskoczenie.
Nakahara wyszedł z pomieszczenia, gdy zespół skończył próbę i natychmiast został porwany przez członków Pretty Redundant, którzy zaczęli mu czochrać włosy czy klepać po plecach w wyrazie podziękowania za danie im szansy na rozwój. Ukai przez chwilę zawahał się, gdy zobaczył, że Dazai wciąż siedzi na tym samym miejscu, na parapecie i zatrzymał się przy drzwiach, patrząc na niego pytająco. Wystarczył jednak jeden ruch głowy bruneta, tak drobny, że gdyby Herszt na niego nie czekał, zapewne by go nawet nie dostrzegł, by odwzajemnić gest i ruszyć za Nakaharą, jako jego obstawa. Może i rudzielec sam sobie dałby radę. Do tego otoczeni byli przez przyjaciół. Pozostawienie jednak Szefa czy ViceSzefa bez jakiejkolwiek ochrony byłoby przeciwko protokołom bezpieczeństwa. A tylko bogowie wiedzieli, jak trudne było zachowanie jakichkolwiek protokołów bezpieczeństwa w przypadku tej dwójki. Nakahary, który wszędzie i zawsze głośno mówił, że da sobie radę sam i Dazaia, który zbywał ich prośby o załatwienie sobie ochroniarza, machnięciem ręki i krótkim śmiechem. Coby jednak nie mówić, Osamu cieszył się, że Chuuya idzie z kimś w obstawie. Może i wydurniał się, ale Dazai wiedział, jaką ulgę przynosiła rudzielcowi obecność ochrony. Zupełnie, jakby miało to powstrzymać możliwość porwania go i skrzywdzenia w podobny sposób, w jaki zrobiła to Yakuza. Shuuji podszedł spokojnie do okna i stanął kawałek od bruneta, z dłońmi schowanymi w kieszeniach spodni.
- Zanim zaczniesz coś mówić - oznajmił Dazai tak oschle, że przez chwilę Shuuji naprawdę się go przestraszył i nie wiedział, czy na pewno rozmawia z tym samym człowiekiem, z którym był kiedyś na ognisku. - Chcę Cię tylko uświadomić, że jeśli uznam, że jest to coś, o czym nie chcę słuchać, wyjdę stąd bez słowa. Jeśli uznam, że jest to coś, o czym powinienem porozmawiać z Chuuyą, powiem mu wszystko, co do słowa. Zastanów się, czy na pewno chcesz mi to powiedzieć, bo nawet nie wyobrażasz sobie, jak wyczulony chwilowo jestem na możliwość straty zaufania tego chłopaka - ostrzegł go poważnie, opierając się plecami o chłodną szybę. - Tak czy siak, słucham.
- Nie taka była umowa - zaczął Shuuji, który natychmiast, w absolutnej panice zaczął myśleć o tym, co ustalili przed próbą.
- Nie było żadnej umowy - odbił piłeczkę Osamu. - I nie chcesz zaczynać ze mną tego tematu. Uwierz mi kiedy mówię, że przegrasz jeszcze zanim zaczniesz. Nie marnuj swojej jedynej szansy.
- Chyba zaczynam rozumieć, czemu Smark tak Cię podziwiał w pracy - mruknął niewyraźnie Shuuji, ale westchnąwszy ciężko podjął decyzję. Najwyżej brat go znienawidzi. - Chodzi o drobną przypadłość, którą ma Chuuya. Nie potrafię tego dokładnie nazwać i pewnie nawet mi nie uwierzysz, bo wiem, jak bardzo szalenie to zabrzmi. Ale mówię Ci prawdę. To się wydarzyło. To się pewnie dalej dzieje...
- Ja pierdolę, wykrztuś to z siebie wreszcie zanim stracę resztkę cierpliwości - mruknął rozdrażniony Dazai, przewracając wybitnie sugestywnie oczami i jeszcze bardziej pesząc zielonowłosego.
- Chuuya potrafi manipulować grawitacją - powiedział w końcu cicho Shuuji.
Dazaia na chwilę zamroziło. Nie był pewien, czy na pewno usłyszał to, co wydawało mu się, że usłyszał. Mrugnął parę razy oczami ze zdziwienia i spojrzał z wymalowanym pytaniem na twarzy na rozmówcę.
- Słucham? - spytał z niedowierzaniem, równie cicho.
- Mówiłem, że mi nie uwierzysz. No mówiłem - odparł Shuuji, który zaczął wyrzucać sobie, że w ogóle postanowił się w tej sprawie odezwać. - I po co mi to wszystko było.
- Mógłbyś powtórzyć, co przed chwilą powiedziałeś, a nie wpadać w szał jak nastolatka, której odmówiono koncertu Biebera? - spytał Dazai, nie mając choćby i cienia sympatii dla pełnego rozterek Shuujiego.
- Powiedziałem, że Chuu potrafi kontrolować grawitację. Przedmioty w okół niego latają. I towarzyszy mu taka dziwna, czerwona poświata - wyjaśnił ponownie, wyciągając dłonie z kieszeni i zaczynając mocno gestykulować.
Dazai przez chwilę popatrzył na Shuujiego tak martwym wzrokiem, że zielonowłosy zaczął się zastanawiać, czy może zbytnio się nie pospieszył. Za dobry znak nie wziął również tego, że Osamu zaczął się tak mocno śmiać, że w kącikach jego oczu aż pojawiły się łzy, a sam chłopak praktycznie zgiął się w pół, leżąc brzuchem na własnych nogach i nie potrafiąc wykrztusić z siebie żadnej reakcji, której mógł się po nim spodziewać starszy Nakahara. Opanował się po dłuższej chwili konsternacji Shuujiego i otarł oczy wierzchem dłoni. Uśmiechnął się ciepło i przeprosił za swój wybuch. Poprosił by chłopak kontynuował swoją historię.
Teraz, gdy okazało się, że Chuuya nie ma jakiegoś wielkiego sekretu, z serca Dazaia spadł dosłownie kamień wielkości Euroazji. Uznał, że z chęcią dowie się czegoś więcej o swoim chłopaku, od jednego z najbardziej zaufanych źródeł. Nawet atmosfera wokół nich zdawała się jakaś taka bardziej znośna, od kiedy Osamu uznał, że może przestać chwilowo traktować Shuujiego jak wroga. Zielonowłosy spojrzał na niego z zaskoczeniem.
- Nie jestem pewien, czy zrozumiałeś, co powiedziałem - zaczął spokojnie, chcąc się upewnić, że Osamu myśli o tym samym, o czym on.
- Tak, nie jestem idiotą. Chuu potrafi manipulować grawitacją. Czas na historię. I lepiej żeby była ciekawa - uciął jego dywagacje Dazai i uśmiechnął się ciepło.
- Nie miał na to żadnego wpływu. Urodził się z tym. Pewnie będzie mu to towarzyszyło do śmierci. Ukrywaliśmy to przed mamą i przed wszystkimi. Znaczy, ja kazałem mu ukrywać. Uznałem, że tak będzie dla niego bezpieczniej. Może i potrafił coś niesamowitego, może i mogło to się okazać niebezpieczne dla jego otoczenia, ale przecież był tylko moim młodszym braciszkiem. Nie chciałem żeby ktoś go zabrał tylko po to żeby go przebadać. A ludzie z takimi umiejętnościami przecież się nie rodzą. Na pewno zrobiliby z niego szczura laboratoryjnego. Chciałem mu tego oszczędzić - zaczął Shuuji, gestykulując mocno, ale skupiając się na historii by opowiedzieć ją jak najdokładniej. - Wszystko zaczęło się tuż po jego urodzeniu, gdy tylko wróciliśmy do domu. Chuu rzadko płakał. Ale gdy płakał, zawsze trzęsła się ziemia. Mama zawsze sądziła, że Chuu płacze przez trzęsienia, a ojciec żartował, że Chuu jest takim małym, oddychającym wykrywaczem sejsmicznym. Później bardzo często rozmawiali o tym z sąsiadami, że spadła im szklanka, czy że bali się, że to trzęsienie zmieni się w coś poważnego, ale sąsiedzi zazwyczaj patrzyli na nich tylko z ogromnym zdziwieniem. W końcu po dłuższej rozmowie uznawali, że musieli to przeoczyć. Nic dziwnego, żyliśmy w strefie, którą od biedny można było uznać, za dość aktywną sejsmicznie, choć wstrząsy nigdy nie wyrządzały większych szkód.
- Skąd wiesz, może Twoja matka miała rację? Nic dziwnego, że małe dziecko płacze, gdy czuje coś, czego nie powinno - odparł Dazai ze wzruszeniem ramion, mając wewnętrznie całkiem niezły ubaw i uznając, że podpuści starszego brata swojego ukochanego.
- To nie tak. Na początku nie wiedziałem. Dopiero za którymś razem zauważyłem schemat. Chuuya płakał przed wstrząsami. One jakby przychodziły z jego płaczem. On je wywoływał. Drobne, praktycznie nieszkodliwe poza paroma stłuczonymi przedmiotami, ale niekontrolowane. Potem było coraz gorzej. Kojarzysz jak są takie zabawki, drewniane klocki z różnokolorowymi prostymi obrazkami albo literami? Chuuya takie miał. Wróciłem kiedyś ze szkoły i było jakoś tak dziwnie cicho w domu. Od razu pobiegłem do niego, bojąc się, że coś mogło się stać. Mama spała w pokoju obok, musiała być cholernie zmęczona pracą. A Chuu tylko siedział na środku pokoju. Nie wiem, jakim cudem wyszedł z łóżeczka. A te zabawki latały wisiały wszędzie wokół niego w powietrzu. Gdy wszedłem, chciał się pochwalić, więc zaczął nimi ruszać. Rozmówiłem się wtedy z nim. Wtedy mu tego zakazałem. I przez bardzo długo nie widziałem tej jego umiejętności. Myślałem, że może jakimś cudem z tego wyrósł. Ale coś się stało w jego szkole. Zupełnie nie wiem, co, ale któregoś dnia przyszła tu kobieta. Poważna, spokojna, stanowcza. Nosiła kimono, co wyglądało tak idiotycznie w dzisiejszych czasach. I oznajmiła, że Chuuya jest wyjątkowo zdolny i chciałaby go wziąć pod swoją opiekę. Zaczął się rozwijać, robić karierę. Byliśmy z niego dumni. Dalej jesteśmy. Nie wiem tylko, jak z tą jego mocą.
- Czy to już wszystko, co masz mi do powiedzenia? - spytał szczerze rozczarowany Dazai, w głowie obiecując sobie, że musi poważnie porozmawiać z Ozaki. - Trzy marne historyjki?
- Marne? Kontrola grawitacji i marne? Nie rusza Cię to w ogóle? A co jeśli użyje tego na Tobie? - spytał coraz bardziej roztrzęsiony Shuuji.
- Oh użył. I to nie raz. Raz mi nawet złamał w ten sposób rękę. Bolało jak skurwysyn - odpowiedział Dazai z niewielkim uśmieszkiem, rozmyślając przez chwilę o dawnej sytuacji. - A jak długo zbierał się potem na przeprosiny. Nawet sobie nie wyobrażasz. Już myślałem, że się nie doczekam.
- Jak, rękę, co? - spytał Shuuji, czując, że grunt zupełnie ucieka mu spod nóg. - Wiedziałeś? Powiedział Ci? Używa tego dalej?
- No rękę. Złamał. Ale w sumie moja wina, mogłem go aż tak nie wnerwiać. Chociaż i tak się powstrzymał, mogło być gorzej. Oczywiście, że wiedziałem. Narobiłeś mi takiego stracha tym wielkim sekretem - Dazai zaczął parodiować zbyt poważnego Shuujiego. - Że naprawdę zacząłem się martwić, że to coś poważnego. A Ty mi z taką pierdołą wylatujesz. Oczywiście, że wiedziałem, bo to była spora część powodów, przez które wymusiłem na niegdysiejszym szefie do zrobienia z nas duetu. Zaczęliśmy razem pracować, bo wiedziałem. Spróbuj czasem spojrzeć na ludzi, z którymi przebywasz, co? Nie zauważyłeś, jak Ukai mimowolnie nieco płaszczy się przed Twoim bratem? Że okazuje mu trochę za dużo szacunku? Próbujemy go tego oduczyć, ale wszyscy nowi w zarządzie są strasznie sztywni. A Chuu ma wyrobioną niezłą reputację. Głównie dzięki tej swojej Zdolności. Więc tak, wiedziałem. I jestem z niego cholernie dumny. I używa tego dość często w dzisiejszych czasach. Nawet nie chcę myśleć, jak bardzo będzie tego używał w niedalekiej przyszłości. Jeśli to wszystko to niestety będę musiał Cię opuścić. Mam sporo ważniejszych rzeczy na głowie niż uświadamianie mi faktów, które znam od kilku lat. Mam też nadzieję, że kiedyś, może w lepszych warunkach, przy kawie na przykład, podzielisz się ze mną innymi historiami, które będą chociaż nieco ciekawsze.
- Nie boisz się go? - spytał Shuuji poważnie, nieco marszcząc brwi. - Złamał Ci rękę, tak? Nie boisz się, że kiedyś przypadkiem Cię zabije, że może przestać się kontrolować?
- A czy Ty się bałeś? - odpowiedział pytaniem na pytanie Dazai, zeskakując z parapetu i otrzepując sobie spodnie, jednocześnie wbijając przenikliwe spojrzenie w starszego Nakaharę. - Bałeś się z nim bawić, gdy był dzieckiem? Bałeś się go przytulać? Bałeś się spędzać z nim czas? Myślałeś, że może zrobić Ci krzywdę? Przestałeś go kochać, bo zauważyłeś, że coś potrafi?
- No nie, oczywiście, że nie - zaperzył się Shuuji, będąc oburzonym, że Dazai mógł w ogóle coś takiego zainsynuować.
- No właśnie - przerwał mu Osamu i uśmiechnął się spokojnie. - Pytanie, które powinieneś był zadać, było zupełnie inne. I zastanawiam się, jakim cudem nie wpadłeś na to żeby je zadać, skoro tak kochasz młodszego brata.
- Jakie to pytanie? - spytał słabo Nakahara.
- Czy Chuuya nie boi się mnie - uświadomił go Dazai i z szerokim, przyjaznym uśmiechem, któy nie sięgał oczu, delikatnie dotknął dłonią ściany, tuż obok okna, tuż obok miejsca, o które jeszcze przed chwilą się opierał.
Przez chwilę nie działo się zupełnie nic i Shuuji zaczął nawet myśleć, że Dazai po prostu się podparł, bo się zasiedział. Po chwili jednak spora część ściany po prostu zniknęła. Z nieprzyjemnym hukiem, jakby coś się waliło, kilkanaście cegieł zmieniło się pył, który spokojnie opadł na podłogę, nim Dazai otrzepał z jego resztek dłoń.
- Zgaduję, że Chuuya sam będzie musiał zdecydować, czy jest się czego bać. Może wtedy Ci podpowie - skomentował to, zostawiając Shuujiego w pełnym osłupieniu wpatrującego się w brakujący kawałek ściany i założywszy płaszcz, opuścił pomieszczenie w zadziwiająco dobrym humorze.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top