P. XXXII / JAKIM CUDEM TO CI WYPALIŁO W RĘKACH IDIOTO?
Dazai uwielbiał patrzeć, jak Nakahara korzysta ze swojej Zdolności. Szczerze mu jej zazdrościł. Nie dość, że wyglądała niesamowicie, gdy czerwoną poświatą unosiła się wokół całego ciała rudzielca, to aż dało się czuć moc, którą ze sobą niosła. Już po chwili poczuł, jak grawitacja wokół się zmienia, jak unoszą się, najpierw zaledwie kilka centymetrów nad ziemią, a po chwili stali już na ciemnoczerwonej dachówce dwuspadowego dachu murów otaczających przyzamkowy dziedziniec.
Dzięki delikatnemu oświetleniu widać było idealnie przystrzyżone trawniki i niewielkie szpalery, dokładnie opracowaną ścieżkę dla zwiedzających. Wszystko było oporządzone w nadzwyczaj prosty, ale efektowny sposób. Stanęli obok wieży, więc mieli perfekcyjny widok na idealnie symetryczną fasadę. Ceglana, zwężająca się tarasowo wieża, zwieńczona hełmem, z ogromnym trójdzielnym, niezwykle zdobionym oknem na środku. Po obu stronach wieży znajdowały się ciągnące się przez wiele metrów, jasne ściany z rzędem okien obramowanych ceglaną dekoracją.
Wszystko było delikatnie podświetlone. Nie tak jak w dzień, by wydobyć największe atuty ze wszystkiego. Podkreślić szczegóły. Teraz był to bardziej wymóg firm ochroniarskich, które miały strzec tego terenu. Minimalna ilość oświetlenia potrzebna do prawidłowego działania systemów ochronnych. A jednak to własnie podkreśliło magiczność tej chwili.
Nakahara stał na dachu i rozglądał się z zachwytem. Nie tylko po zamku i jego otoczeniu, ale również po kamienicach i budynkach dookoła. Spodziewał się czegoś zupełnie innego. Może to alkohol uderzał mu do głowy, ale najzwyczajniej w świecie nie chciał się ruszać z tego jednego miejsca aż do końca świata.
Na Dazaiu robiło to mniejsze wrażenie. Dla niego budynek to budynek i ot, cała filozofia. Widział, że jest ładny, ale czy naprawdę wymagał poświęcania mu aż takiej uwagi? Dlatego, gdy Nakahara obracał się dookoła siebie, jak małe dziecko, Osamu dyskretnie wyjął telefon. Cóż, z ich poprzedniego wyjścia miał zdjęcia i nagrania z kamer monitoringu i ochrony, ale bawienie się z zabezpieczeniami systemów w innym języku nie bawiło go aż tak bardzo. Dlatego wolał mieć własną serię zdjęć na pamiątkę.
Przyciągnął do siebie niczego nie spodziewającego się Nakaharę i pocałował go, wyciągając rękę z telefonem tak, by objęła ich obu perfekcyjnie. Gdy Chuuya spojrzał na niego, jak na skończonego debila z podniesionymi brwiami, brunet wzruszył ramionami.
- Nowa tapeta - oznajmił z szerokim uśmiechem. - Chodź, przejdziemy się - dodał po chwili. Skinięciem głowy wskazał wieżę po drugiej stronie podwórza. - Musimy wejść tam.
- Możemy użyć mojej Zdolności i znajdziemy się tam w kilka sekund - przypomniał mu Nakahara.
Tym razem to Dazai spojrzał na niego, jak na idiotę, ale z lekką dozą rozczulenia. Splótł ich palce i przytulił się od tyłu do Chuuyi, opierając podbródek o głowę niższego chłopaka.
- Kochanie - wymruczał cicho. - Jesteśmy w jednym z najpiękniejszych miast świata. Nocą. Pijani nie tylko szczęściem. Włamujemy się do jednego z lepiej strzeżonych budynków w tymże cudownym mieście. Jeszcze będziemy mieć mnóstwo okazji do użycia Twojej Zdolności. Nie wolisz przejść się po dachu, ciesząc oczy widokiem? Powiedz mi, kiedy ostatnio chodziłeś po dachu dla przyjemności - zakończył z lekkim wyzwaniem w głosie.
- Odkąd skończyłem jakieś osiem lat gnido, to mi się nie zdarzyło. A wiesz czemu? Bo nie jestem dzieciakiem - skomentował to rudzielec z lekkim uśmiechem.
Zdecydowali się jednak na wersję Osamu. Obaj musieli nieco odsunąć się od kalenicy, by móc iść w odpowiedniej równowadze. Dazai wyciągnął rękę w bok, udając, że chodzi po linie z tyczką, wywołując śmiech u Nakahary. Kilkukrotnie musieli gwałtownie rzucać się na dachówki, bo akurat ulicą ktoś przechodził, a oni nie chcieli zostać spostrzeżeni. Nawet pijany, zbyt rozgadany mężczyzna, mógł ściągnąć na nich niechcianą uwagę.
Któregoś razu Chuuya zrobił to na tyle nieuważnie, że zjechał kilka dachówek na brzuchu i zatrzymał się tylko dzięki czujności Dazaia, który w porę go złapał. Rudzielec rzucił mu tylko spojrzenie, sugerujące, że wszelkie śmieszki z tego tematu nie będą mile widziane, a Osamu uznał, że chwilowo ma ważniejsze sprawy na głowie niż śmianie się z własnego chłopaka. Na przykład zapewnienie mu najbardziej niesamowitego wieczoru w dotychczasowym życiu.
Pomógł mu się pozbierać z lekkim uśmiechem i ruszyli dalej. Udało im się dotrzeć do wieży bez większych problemów. Dazai wyjął z kieszeni telefon i opierając się o ścianę, tuż pod oknem, zaczął cicho nucić wklepując kolejne cyferki na ekranie. Nakahara poczekał aż chłopak przestanie nucić. Wiedział, że robi tak, gdy się na czymś skupia i nie zamierzał mu przeszkadzać. Nie potrafił jednak powstrzymać się od zaglądania mu przez ramię i próbowania dowiedzenia się tego na własną rękę. Dazai skutecznie to ignorował.
Brunet przekręcił lekko głowę i nasłuchiwał. Po krótkiej chwili dało się słyszeć ciche pyknięcie oznaczające wyłączenie alarmu. Dazai uśmiechnął się szeroko i dopiero teraz spojrzał na Nakaharę, chowając telefon do kieszeni płaszcza.
- Tu, mój drogi, mamy najważniejszy pokój na całej naszej trasie. Tu możemy wyłączyć wszyściutkie alarmy, które mogłyby zakłócić nasze zwiedzanie. Ty sobie grzecznie usiądziesz, a ja skoczę na małe rendez-vous z komputerkami.
Dazai złapał się parapetu i podciągnął, kartą kredytową podważając niewielki zameczek w oknie i wchodząc do pomieszczenia, jakby miały go tam przywitać błyski fleszy i reflektory. Nakahara wybrał prostszą, niewymagającą posiadania mięśni, opcję. Najzwyczajniej w świecie użył swojej Zdolności i wszedł po pionowej ścianie z taką samą łatwością, z jaką normalnie chodził po chodniku. Zeskoczył z parapetu i zamknąwszy za nimi okno, rozsiadł się wygodnie.
Osamu od razu dorwał się do komputera i z pełnym skupieniem zajął się swoją częścią. Znał na pamięć systemy ochronne, wiedział, jak się do nich włamać. Przygotował się do tego wcześniej. Przygotował się nawet na nieprzewidziane. Cholera, dobrze, że we Włoszech wciąż nie wierzono w istnienie ludzi o specjalnych Zdolnościach, bo w co najmniej ćwierci jego planów, Zdolność Chuuyi ratowała im tyłki przed odmarzaniem w niewygodnej więziennej celi. Nakahara przyglądał mu się z boku. Naprawdę uwielbiał patrzeć, jak Dazai pracuje. To opanowanie, które wynikało nie z przybranej maski, ale pewności, że ma wszystko pod kontrolą, bo już to przerobił dobre kilkadziesiąt razy. Uśmiechnął się pod nosem.
Wkrótce Dazai skończył i wszystkie kontrolki zapaliły się na oczekiwany, zielony kolor. Osamu wprowadził swój telefon do systemu, tak, by w razie czego móc wszystkim zarządzać, gdyby któryś alarm przypadkiem się włączył. Uśmiech Nakahary wciąż się powiększał, zwłaszcza, gdy w końcu wstali i skierowali się w stronę niezbyt bezpiecznych schodów. Osamu poszedł pierwszy, by w razie czego móc złapać Chuuyę, gdyby ten się poślizgnął. Niby alkohol nie miał już na nich wpływu, ale po co ryzykować tak śliczną twarzyczką?
Zeszli na sam parter, do środkowej, najważniejszej galerii. Wysokie sufity z bogatą dekoracją rzeźbiarską same w sobie były niesamowitym dziełem sztuki. Ogromne przeszklenia, ozdobne ściany, sztukateria. Nakahara miał ochotę stanąć na środku i zacząć kręcić się dookoła własnej osi ze szczęścia. Same zaś dzieła sztuki ustawione były dosłownie wszędzie. Były powieszone na ścianach. Stały w gablotach, na sztalugach.
Dazai poczuł, jak rudzielec ciągnie go za rękę do kolejnych ekspozycji i mówi mu dosłownie wszystko, o każdej kolejnej. Istna chodząca encyklopedia wiedzy historycznej. Osamu zdawał sobie doskonale sprawę z tego, że nie zapamięta nawet jednej setnej z tych informacji, ale nie chciał przerywać słowotoku Chuuyi. Zbyt uroczo rudzielec wtedy wyglądał.
Dazai czasami zatrzymywał go przy jakiejś rzeźbie, robiąc debilną minę i zmuszając Nakaharę do zrobienia tego samego, uwieczniając wszystko na zdjęciach. Ogółem to brunet był w wyjątkowo głupkowatym nastroju i Nakahara, doskonale wiedząc, jak bardzo przeciąga chłopaka, był w stanie zgodzić się niemal na wszystko. Tak więc mieli zdjęcia, gdzie obaj całują policzki rzeźby, której nazwy Osamu nie zapamiętał, gdzie opierali się o replikę Dawida Michała Anioła, jakby stali z własnym ziomeczkiem, a Dazai uparł się nawet by udawać Jezusa w Piecie. Nakahara w duszy dziękował bogom, że to tylko repliki, bo wyrzuty sumienia zeżarłyby go na wylot, gdyby zniszczył coś o realnej historycznej wartości.
Gdy przeszli do obrazów, obaj do końca zapomnieli o historiach kryjących się za płótnami. Choć gdyby ktokolwiek spytał Chuuyę, jaki był jego ulubiony moment wieczoru, to na dany moment odpowiedziałby, że Dazai udający jednego z aniołków Charliego z siedemnastowiecznym pistoletem. I najgłupszym, bo muszkiet wystrzelił, przyprawiając ich obu o zawał. Nakahara tylko patrzył z przerażeniem i niedowierzaniem na swojego chłopaka. Bez chwili zastanowienia, zaraz po usłyszeniu wystrzału, rzucił się w jego stronę i niezbyt delikatnie badając jego klatkę piersiową, szyję i głowę, sprawdził, czy brunet na pewno się nigdzie przypadkiem nie postrzelił. Dazai pozwalał mu na to wszystko, bo zauważył tak przerażone spojrzenie u rudzielca, że ani myślał się ruszać.
- Nic mi nie jest Chuu - oznajmił spokojnie, gdy chłopak odsunął się od niego dosłownie na kawałek.
- Jakim cudem to Ci wypaliło w rękach idioto? - spytał poważnie zmartwiony rudzielec, odkładając broń na miejsce i zupełnie ignorując dość widoczne wgłębienie w suficie nad nimi.
Osamu wzruszył ramionami i przyciągnął do siebie rudzielca.
- Wystarczyło żeby jakiś szczyl wrzucił do środka kamyka - wyjaśnił mu spokojnie Dazai. - Przecież nic się nie stało. Jestem cały.
- Tylko dlatego, że zadziałały resztki Twojego mózgu i nie celowałeś sobie w nic ważnego - warknął Nakahara, próbując wyrwać się z uścisku bruneta.
Dazai pozostawał jednak niewzruszony i wciąż mocno przyciskał do siebie niższego chłopaka, uśmiechając się lekko.
- To urocze, że aż tak się o mnie martwisz- oznajmił cicho.
- A jak mam się nie martwić głupia gnido - odpowiedział mu jeszcze ciszej Nakahara, nie zauważając kiedy kurczowe próby odepchnięcia się od Dazaia zmieniły się w kurczowe trzymanie się jego koszulki. - Beznadziejne się robi z Tobą układy, wiesz? Pięć lat czekania i dwa tygodnie związku, a Ty już chcesz spierdolić w ramiona śmierci.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo kochanie - obiecał mu Osamu.
- Przysięgnij - zażądał Chuuya, chowając twarz w płaszczu wyższego mężczyzny.
- Przysięgam Chuuya - potwierdził brunet, składając czuły pocałunek na czole Nakahary.
I ta chwila naprawdę mogłaby być urocza, gdyby nie to, że wystrzał może i nie uruchomił alarmów, ale mało kto nie usłyszałby wystrzału. W końcu mówimy tu o dość głośnym dźwięku. Osamu usłyszał szuranie i niemrawo otwierane drzwi. Strażnik spojrzał na zabezpieczenia i z przerażeniem odkrył, że wszystko jest wyłączone. A zatem mieli włamanie.
- Kochanie, jeśli nas tu znajdą uznają, że to nie błąd systemu tylko włamanie. Co powiesz na przechadzkę po suficie? - zaproponował z szelmowskim uśmiechem.
Nakahara prychnął cicho.
- Tam przynajmniej nie położysz łap na niczym niebezpiecznym gnido - oznajmił Chuuya, akceptując pomysł towarzysza.
Już wkrótce widać wokół nich było delikatną, czerwoną poświatę, a oni sami stali sobie na suficie, zwieszeni głowami w dół jak nietoperze z połami płaszczy, udającymi skrzydła.
Omijali malowidła Chrystusa i apostołów, ale namalowaną roślinność deptali bez najmniejszego wahania. Co jakiś czas musieli zaprzestawać rozmów, by nie podnieść alarmu wśród przechodzących pod nimi strażników. Zadziwiające, jak niewielu ludzi patrzy w górę. Ale z drugiej strony, kto spodziewałby się dwóch gości chodzących po suficie? Na pewno nikt o zdrowych zmysłach.
Oczywiście Dazai uznał, że zabawnym będzie łaskotanie, wyjątkowo podatnego na łaskotki Nakahary i robił to bez przerwy, gdy tylko jakiś zestresowany strażnik znalazł się w pobliżu. Chuuyi udawało się powstrzymać śmiech, ale kilka razy niemal stracił kontrolę nad własną Zdolnością, co skutkowało w powrocie do normalnej grawitacji, a więc w ich spadnięciu. Rudzielec dałby sobie rękę uciąć, że raz, płaszczem dotknął strażnika, ale ten w żaden sposób nie zareagował.
Oczywiście Dazai nie byłby sobą, gdyby nie zaprosił Nakahary do tańca. Osamu wyciągnął rękę, ukłonił się i spytał, a Chuuya nie wierząc w nierealność tego, co chłopak zamierzał, po prostu poszedł za jego wytycznymi. Przez chwilę brunet stał i machał rękoma, jak dyrygent, jedynie lekko się pochylając, ale gdy tylko rudzielec chwycił jego dłoń, natychmiast się uspokoił. Sunęli więc po malowanym suficie, w rytm niesłyszalnej dla nikogo innego muzyki. Zaczęło się spokojnie, od walca, ale bardzo szybko kroki przestały mieć znaczenie, a koniec końców i tak stali przy sobie, ledwie się kołysząc, a Nakahara cicho się śmiał. Nie pamiętał, kiedy ostatnio tańczył. Cała ta chwila była więcej niż magiczna. Nie na co dzień w końcu włamujesz się do muzeum żeby potańczyć na jego suficie ze swoim ukochanym, nieprawdaż?
Oczywiście nie obyło się też bez pocałunków, które pojawiały się dość często. Głównie wtedy, kiedy Dazai uznawał, że Nakahara za bardzo nakręca się na ciekawostki o eksponatach i chciał go uciszyć. Rudzielec zbytnio nie protestował przeciwko takiemu rozwiązaniu. Śmieszne to uczucie, kiedy miękną Ci kolana, gdy stoisz na suficie. Niezapomniane. Chuuya zaczął się zastanawiać, czy kiedykolwiek znudzą mu się pocałunki Osamu. Czy kiedyś do nich przywyknie. Jednak za każdym razem, gdy ich usta się spotykały, miał wrażenie, że to uczucie jest coraz silniejsze. Że uzależnił się od Dazaia, jak od najcudowniejszego narkotyku.
Dokończyli zwiedzanie galerii, jakby nic, z tą niewielką różnicą, że musieli mówić nieco ciszej. Na koniec Dazai wyprowadził Nakaharę przez okno, wprost na mniejszy dziedziniec z krużgankiem. Strażnicy akurat zdążyli zrobić dokładny obchód czterokrotnie i aktywowali na nowo zabezpieczenia. Osamu mógłby się znowu z nimi bawić i je wyłączyć, ale gdy patrzył na Nakaharę widział, że rudzielec jest szczęśliwy, ale zmęczony, jak diabli. Uznał więc, że akurat, skończą na dziedzińcu.
Położyli się na chwilę na środku trawnika, tuż obok niewielkiej fontanny i wpatrzyli w gwiazdy.
- To była najcudowniejsza randka mojego życia - przyznał z szerokim uśmiechem Nakahara. - Dziękuję kochanie.
Dazai uśmiechnął się szeroko i pogładził rudzielca po policzku.
- Oj Ty już doskonale wiesz, że dla tego słowa jestem w stanie zrobić prawie wszystko - wypomniał mu radośnie.
- Dla którego? "Kochanie"? Mam używać go częściej? - drążył temat Nakahara, głupkowato się śmiejąc.
- Małpa - skomentował to Dazai, czochrając rudzielcowi włosy za karę.
Osamu wiedział, że strażnicy nie wejdą na ten dziedziniec. Był zbyt mało znaczący. Mogli więc co najwyżej zobaczyć ciemność. Bo na pewno nie wyraźne kształty o tej godzinie. Mrok na dobre zapanował już nad Mediolanem i rozświetlały go tylko gwiazdy, o wiele lepiej widoczne niż wcześniej.
Żaden z mężczyzn nie potrafił przestać się śmiać. Takie przynajmniej wrażenie miał Dazai, który z rozczulonym uśmiechem zauważył z opóźnieniem, że Nakahara smacznie sobie śpi, wtulony w jego bok. W takich momentach kochał swoją Zdolność. Nieludzki. Bardzo proste określenie. Nikt nie spodziewał się po tym głębi, a jednak. Cechą, którą Osamu najbardziej szanował w swojej Zdolności było to, że mógł przyswajać Zdolności innych i używać ich, jak swoich. Nie opowiadał o tym jednak Chuuyi, więc już planował, jaką wymyśli historię ich ucieczki.
Wziął chłopaka na swoje plecy i przerzucił sobie jego ręce przez barki, pewnie chwyciwszy go pod tyłkiem po zapleceniu nóg rudzielca wokół swoich bioder. Swoją drogą, musiał przyznać, że Nakahara miał świetny tyłek. Wcześniej mógł go podziwiać, ale nigdy wcześniej dotknąć. Coś niesamowitego. To niemal grzech mieć tak boskie ciało.
- Zdolność: Nieludzki, Drugie Źródło, Dla splugawionego smutku - mruknął cicho, pod nosem.
Wkrótce też ich obu otoczyła niewielka, czerwona poświata i Dazai, kontrolując grawitację, przeszedł spokojnie do otaczającego dziedziniec muru i zaczął po nim iść, jak gdyby nigdy nic. Przeskoczył dopiero przy fosie.
Niewielkie poruszenie na jego plecach zasygnalizowało mu, że być może powinien poruszać się wolniej, skoro nie miał w planach obudzenia rudzielca.
- Kocham Cię Osamu - mruknął cicho, zaspanym głosem Chuuya, wzmacniając swój uścisk na szyi bruneta.
- Też Cię kocham głupku. Śpij - odpowiedział mu Dazai, nie potrafiąc ukryć rozczulenia. - Zaniosę Cię bezpiecznie do naszego łóżka w hotelu i pogadamy rano.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top