P. XXV / PRAKTYCZNIE POKAZAŁA CI CYCKI, JAK MOGŁEŚ TEGO NIE ZAUWAŻYĆ?

Dazai zgodził się, by na spotkanie z Mitsubasą pojechali chevroletem Nakahary, bo wiedział, że w każdym innym wypadku, od motoru poczynając, a na rowerze kończąc, będzie musiał słuchać narzekania przyjaciela. Zostali zatrzymani przez bardzo ładną recepcjonistkę, która z pełnym profesjonalizmem spytała ich, z jaką sprawą przybywają. Nieskromnym zdaniem Chuuyi, niska brunetka zbyt mocno wpijała spojrzenie swoich piwnych oczu w Osamu, co nieco wyprowadziło go z równowagi. Rudzielec dałby radę wyczuć drobny flirt nawet przez sen i gdy patrzył na starania dziewczyny, dosłownie zalewała go krew. Stał jednak grzecznie, opierając się o ladę i tylko zaciskając pięści, jakimś cudem dając radę zachować poważny, acz obojętny wyraz twarzy. Dazai udzielał podstawowych informacji. Krótkie, zwięzłe odpowiedzi na pytania i najmniejszej reakcji na flirt. Tak to przynajmniej widział brunet, który kątem oka obserwował dziwnie zachowującego się rudzielca.

- Macie spotkanie z panem Mitsubasą - zaczęła, stukając w klawisze komputerowej klawiatury.

- Tak, zdajemy sobie z tego sprawę, na dziewiątym piętrze - uprzedził ją brunet.

- O, rzeczywiście - oznajmiła po chwili wpatrywania się w komputer.

Po chwili wstała i wychyliła się, opierając o ladę w sposób, który ewidentnie uwydatniał jej piersi. Spojrzała przeciągle na Dazaia i po chwili wyciągnęła rękę, wskazując konkretny kierunek. Jedno proste zdarzenie, jedna zbyt typowo przybrana poza i wściekłość Nakahary sięgnęła zenitu. Chłopak tak mocno ściskał pięści patrząc na to, że aż pobielały mu knykcie.

- Musicie pójść...

- Za bramkami prosto, później minąć reprezentacyjne schody prowadzące tylko na piętro, skręcić w lewo i za pokojem socjalnym znajdą się windy i schody przeciwpożarowe. Reprezentacyjna winda znajduje się po prawej stronie, tuż za głównymi schodami - Dazai ponownie wszedł jej w słowo, patrząc w omawianym kierunku i nie zwracając na kobietę najmniejszej uwagi.

- Rzeczywiście - odparła zaskoczona kobieta i uśmiechnęła się nieco zbyt radośnie. - Brzmisz jakbyś już tu kiedyś był - dodała, siląc się na zalotny ton.

- Brzmi pan – poprawił ją chłodno Dazai. – Cóż mogę powiedzieć. Wszystkie wieżowce budowane są w ten sam sposób.

Osamu nie mógł przyznać, że w przeciągu kilku ostatnich dni, bardziej w ramach przypomnienia niż zrobienia tego po raz pierwszy, przejrzał plany całego budynku. Wszystkie piętra, zabezpieczenia, drogi ucieczki. Zaplanował kilka różnych sposobów wyjścia tylko i wyłącznie na bazie tego, jak rozwiążą się negocjacje z Mitsubasą. Nie odpowiadając na uśmiech recepcjonistki, ruszył w obranym przez siebie kierunku, a Nakahara postąpił za nim. Bardzo szybko dotarli do wind, a humor Chuuyi nie poprawił się ani trochę. Gdy drzwi windy zamknęły się Dazai spojrzał na rudzielca wzrokiem pełnym troski i złapał go za podbródek, zmuszając do spojrzenia sobie prosto w oczy. Mieli jeszcze osiem pięter żeby wszystko sobie wyjaśnić.

- Co się stało Chuu? W chevrolecie miałeś jeszcze dobry humor, a teraz?

Chuuya wyrwał się z delikatnego acz stanowczego uchwytu chłopaka i wbił wzrok w podłogę.

- Flirtowała z Tobą – stwierdził oskarżająco.

- Naprawdę? Nie zauważyłem.

- Praktycznie pokazała Ci cycki, jak mogłeś nie zauważyć? – odparł, podrywając nagle głowę i patrząc Dazaiowi prosto w oczy.

- Byłem zajęty patrzeniem na mojego chłopaka, który zaczął dziwnie się zachowywać – odpowiedział mu spokojnie Osamu z lekkim uśmiechem na twarzy. – Uroczy jesteś kiedy przemawia przez Ciebie zazdrość.

- Ja nie bywam zazdrosny – oznajmił z powagą Nakahara.

- Oczywiście kochanie, oczywiście – brunet sarkastycznie przyznał mu rację.

Później przyciągnął go do siebie i pocałował. Bardzo szybko poczuł na własnych ustach, że Chuuyi przeszedł zły humor i chłopak zaczął się uśmiechać. Oderwał się w końcu od niego i poprawił mu lekko grzywkę.

- Już w porządku? – spytał cicho Dazai. – Przecież wiesz, że Cię nie zdradzę. Wiesz?

- W porządku – odpowiedział mu Chuuya, lekko przechylając głowę. – Wiem.

Zdążyli się jeszcze trochę ogarnąć nim winda zatrzymała się z cichą muzyczką. Drzwi rozsunęły się i mężczyźni równocześnie przekroczyli próg. Sekretarka siedząca na lewo od wejścia za ogromnym, niemal zasłaniającym ją kontuarem, powitała ich z uśmiechem. Zaproponowała, że odbierze od nich płaszcze, które z chęcią jej oddali. Dazai w jasnoszarym garniturze wyglądał naprawdę zabójczo, a idący minimalnie za nim Chuuya, w podobnym, acz czarnym stroju, nie prezentował się ani o jotę gorzej. 

Yamato Mitsubasa stał przy jednej z dwóch przeszklonych ścian pomieszczenia, w którym się znaleźli, plecami do wchodzących gości. W pokoju znajdował się jedynie długi, masywny, drewniany stół oraz stojące przy nim krzesła. Łącznie z krzesłem dla prezesa i tym centralnie naprzeciw niego,  znajdowało się tam dwadzieścia miejsc siedzących. Mitsubasa był jednym z najmłodszych prezesów banków, jakiego miał szansę w życiu poznać Dazai. Choć prawdopodobnie Osamu był ostatnią osobą, która powinna zwracać uwagę na wiek. Mężczyzna miał sylwetkę godną pozazdroszczenia. Widać było, że spędzał na siłowni dużo czasu, bo pod koszulą wyraźnie zarysowywały się mięśnie. Z jego twarzy bił spokój i opanowanie. Ogólnie Dazai miał wrażenie, że Mitsubasa mógł budzić respekt. Nie był też idiotą.

Zaprosił ich gestem, siadając na swoim zwyczajowym, prezesowskim miejscu. Dazai skierował swoje kroki tak, by za plecami mieli szybę. Zdjął też marynarkę i od razu powiesił ją na oparciu krzesła, które znajdowało się najbliżej Mitsubasy. Podwinął rękawy białej koszuli. Nakahara, który przywykł do różnych odpałów bruneta, po prostu to zignorował. Stoczyła się krótka walka na spojrzenia pomiędzy Dazaiem a Yamato. Żaden nie chciał pierwszy wyciągnąć ręki, obawiając się, że może to zostać uznane za przejaw słabości. W końcu przełamał się Mitsubasa i wkrótce Osamu poczuł, jak silny uścisk ma mężczyzna.

- Muszę przyznać, że jestem zaskoczony widząc tu członków Portowej Mafii - oznajmił, rozkładając ręce. - Wasza ostatnia propozycja wpłynęła do mnie niemalże półtora roku temu. Potraficie sobie więc wyobrazić, jak zaskoczony byłem, gdy odebrałem telefon od pana Nakahary, prawda? Z czystej ciekawości odwołałem spotkanie zarządu żeby móc się tutaj z Wami spotkać. Można wiedzieć skąd ten upór, by spotkać się akurat tutaj?

- To jedyne piętro, które jest pozbawione kamer, mikrofonów i pluskiew. Dodatkowo tutaj pracują Twoi najbardziej zaufani ludzie. Nie oszukujmy się, jesteś biznesmenem. Nie wszystko da się załatwić oficjalnie. Twoja recepcja na parterze jest naszpikowana podsłuchem i monitoringiem. Korytarze też. Zakładam, że pomieszczenia na innych piętrach też są ich pełne. Nie obsadziłeś jednak niczego ani na schodach, ani w windach, bo uznałeś, że wiesz kto wsiada i kto wysiada. I że przez tak krótki czas nie da się ustalić niczego ważnego. Skoro jednak nie idziemy w pełną przejrzystość można założyć, że jedno piętro będzie całkowicie wolne od tych drobnostek. Wystarczyło zgadnąć które - wyjaśnił mu Dazai niespiesznie.

Mitsubasa zaczął powoli klaskać z uznaniem.

- Jesteś zadziwiająco spostrzegawczy, jak na swój wiek - skomentował to prezes.

- Nie zaprzeczę - odparł Osamu, wzruszając ramionami. - Wiek jednakże nie powinien być wyznacznikiem wartości negocjatora, nieprawdaż? Zdaję sobie sprawę z tego, że oczekiwałeś kogoś starszego, bo wiązać mogłoby się to z większym doświadczeniem, jednakże lepiej spotkać się z kimś, kto jest z różnymi sprawami na bieżąco. Takie jest przynajmniej moje zdanie.

- Rzeczywiście - zaśmiał się szczerze Mitsubasa. - Sam jestem tego przykładem, że wiek to tylko liczby. Tak na dobrą sprawę nie oczekiwałem nikogo starszego - wbił spojrzenie nieco zbyt rozumnych oczu w Dazaia. - Kilka dni temu otrzymałem telefon, w którym jasno zerwano ze mną wszelkie powiązania. Oraz z moim bankiem oczywiście. Nie nastąpiło to w zbyt kulturalny sposób. Zdziwiłem się, że szanowny pan Mori nawet nie dał mi szansy, zwłaszcza po tak długim oczekiwaniu. Choć muszę przyznać, że nie ograniczyłem się do czekania na Was. Czyżby jakieś problemy w Zarządzie? - spytał lekko sarkastycznie.

- Zarząd ma się świetnie - zapewnił go Nakahara, patrząc na mężczyznę z lekką pobłażliwością. Próbował wytrącić go z równowagi lekceważącym podejściem, by Mitsubasa przestał dopytywać o rozłamy w ich szeregach.

- Cóż, Wy tak twierdzicie. Moje źródła donoszą inaczej. A jak sami wspominaliście na początku, jestem tylko skromnym biznesmenem. Nie opłaca mi się inwestować w coś, co nie dość, że zaraz upadnie to jeszcze wiąże się z kosmicznym wręcz ryzykiem. Bilans strat i zysków panowie.

- Och, ma pan zapewne na myśli Yuukiego Kato, Kimiko Okumurę oraz Momoi Satsuki - wymienił Dazai, wyliczając na palcach.

Przy okazji Osamu rozsiadł się wygodnie na fotelu, nie czekając na zaproszenie. Drobne gesty, które miały na celu pokazać, kto tak naprawdę jest górą, a które niezwykle drażniły ludzi, którzy podchodzili do nich w ten sam sposób. Niezwykle miło jest pokazać środkowy palec, ale kiedy pokazują go tobie to już się tak nie cieszysz. Brunet założył nogę na nogę i poczekał, aż Nakahara usiądzie obok niego.

- Cóż, można powiedzieć, że wszyscy są z innego oddziału, wszyscy zajmują niskie pozycje w firmie, a do tego jedno z nich nie żyje, czego nawet pan nie zauważył, panie Mitsubasa. Nie są więc wiarygodnym źródłem informacji. Owszem, szykują nam się niewielkie zmiany, sięgające niemal samej góry, jednak wątpię by okazały się pańskim zmartwieniem.

- Skoro wiesz, że kogoś u Was mam, to po co cała ta szopka? - spytał szczerze zaciekawiony prezes.

- Oczywiście, moglibyśmy ich zwolnić - zapewnił go Dazai. - Ciężko jednak w dzisiejszych czasach o dobrych, wyszkolonych pracowników. Plus jakby na to nie patrzeć, kabel działa w dwie strony, prawda?

Nakahara jedynie siłą woli powstrzymał się od przełknięcia śliny czy spojrzenia na Dazaia z przerażeniem. Nigdy wcześniej nie blefowali. Zawsze mieli pokrycie swoich słów, a jeśli nie to mieli broń i ludzi, którzy zaczynali strzelać, gdy tylko coś zaczynało przejawiać oznaki, że może się spieprzyć. Nigdy nie skłamali potencjalnemu współpracownikowi prosto w twarz. A brunet zrobił to bez mrugnięcia okiem. Chuuya czuł się trochę niepotrzebny, bo większość rozmowy na razie przeprowadzał Dazai, ale cieszył się, że ma bruneta przy sobie, bo sam nie dałby rady. Gdyby dał, ta sprawa byłaby dawno załatwiona.

- Rzeczywiście, mogłem się tego spodziewać - skomentował Mitsubasa.

Zapadła chwila niezręcznego milczenia, którą przerwał dopiero Yamato, prosząc Nakaharę by usiadł, co w sumie od razu uczynił, gdy tylko otrzymał pozwolenie. Nadeszła pora by przejść do spraw czysto biznesowych. Pierwotny plan zakładał zapewnienie ochrony Mitsubasie i jego inwestycjom, a także możliwość poszerzenia wpływów i pomoc w uzyskaniu monopolu. Obaj mężczyźni przeczuwali, że będzie to mocno nieaktualne. W końcu czekali trochę zbyt długo. Musieli jednak zagrać tą właśnie kartą, z góry stawiając się na przegranej pozycji.

- Przejrzeliśmy pańskie inwestycje. Rozumie pan, tak szybki i duży zarobek może wzbudzić podejrzenia. Roztacza pan pieczę nad wieloma mniejszymi inwestycjami, które nie do końca są legalne. Ale wejście w takie środowisko nie zawsze dobrze się kończy. Moglibyśmy zapewnić najlepszą możliwą ochronę.

- Obawiam się, że w tej kwestii  nie jesteście w stanie dużo zdziałać. Nie chciałbym umniejszać Portowej Mafii, jednakże skorzystaliśmy z oferty Yakuzy. Nie spieszyliście się za bardzo, a my nie mogliśmy czekać.

- Nie wypada źle mówić o innych ludziach z tej samej branży, jednakże Yakuza ma pewien problem. Nie wiedzą, kto jest w ich szeregach. To bardzo nierozsądne - oznajmił spokojnie Dazai, wyciągając telefon z kieszeni. - Z tego, co udało mi się ustalić, wynika że jeden z naszych ludzi opiekuje się pańską córką. Niestety nie udało nam się dotrzeć do pańskiej żony, ale to chyba niewiele zmienia. Bardzo uprzejmie prosiłbym o zaprzestanie lekceważenia Portówki - ostatnie zdanie zostało wypowiedziane tak oschłym tonem, że aż Nakahara chciał zacząć się kajać.

Rudzielec zdecydowanie widział w brunecie przyszłego szefa mafii. Opanowany, zawsze z planem, choć nigdy nie mówiący o wszystkim. Nad tym ostatnim trzeba będzie trochę popracować.

- Jestem świadom, kto chroni moją córkę panie Dazai. I z pewnością nie jest to członek Portowej Mafii, lecz Yakuzy.

- Yakuza jest leniwa panie Mitsubasa. Oni osiadają na laurach i wykorzystują ludzi dostępnych na miejscu, co możnaby nazwać odpowiednim rozporządzaniem, ja jednak wolę nazywać to skrajnym idiotyzmem, bo żeby kogoś wykorzystać trzeba go doskonale prześwietlić. A tym Yakuza nie zajmuje sobie głowy. Przyjmują każdego, kto wyrazi poglądy wystarczająco podobne do ich. Myślę, że potrafi pan łączyć fakty. Kogo Yakuza mogła zgarnąć z tutejszych, dwa lata temu? Tylko i wyłącznie mojego człowieka.

- Zachowuje się pan, panie Dazai, jakby był królem świata, a Portowa Mafia jedynym funkcjonującym organizmem - oznajmił z lekkim uśmiechem Mitsubasa. - Lubię takie podejście. Sam takie mam, bo jak inaczej zdobyłbym moją fortunę.

Osamu zaczął machać dłonią w geście zaprzeczenia i uśmiechnął się szeroko, zupełnie porzucając powagę.

- Schlebia mi Pan, ale jestem tylko prostym konsultantem. W sprawach układu należy rozmawiać z uprawnioną do tego osobą - dodał, wskazując sugestywnie na Nakaharę.

- Załóżmy, że mnie przekonaliście chłopcy. Bardzo wstępnie. Powiedzmy, że chciałbym wejść z Wami w układ. Co będę z tego miał? I jak zamierzacie ochronić mój tyłek od Yakuzy, która nie będzie zbyt szczęśliwa, gdy dowie się, że się na nich wypiąłem? - spytał poważnie, przenosząc wzrok z gościa na gościa i splatając ze sobą ręce.

- Gdy oficjalnie podpiszemy umowę, nie będzie już Yakuzy, o którą mógłby się pan martwić. Gwarantuję to - oznajmił z lekkim uśmiechem Dazai, tonem, jakby mówił o tym, że kupi sobie pączka w pobliskiej cukierni.

Mitsubasa zaśmiał się szczerze. Nie z kpiną czy prześmiewczo. Ot, został zaskoczony bezpośredniością chłopaka. Miał wrażenie, że siedząca przed nim para nie bierze niczego na poważnie. Podchodzili do jego słów z rezerwą i lekką pobłażliwością, która prawdopodobnie by go zdenerwowała, gdyby pojawiła się u kogokolwiek innego. Lekki ton mężczyzn też średnio go zachęcał. Jednak przyszli przygotowani na każdą możliwość. To było widać z daleka. Przeżyli tę rozmowę więcej razy niż mógł to sobie wyobrazić. Dlatego zawsze wiedzieli, co powiedzieć. Dlatego wiedzieli, czym będzie się bronić. Dlatego też mogli udawać, że nie przejmują się konsekwencjami. I w końcu właśnie dlatego mogli być w tej rozmowie tak beztroscy. Bo nie było niczego, co dałoby radę ich zaskoczyć. Zaczynał szczerze lubić tę dwójkę. Teraz to Nakahara przejął pałeczkę.

- Portowa Mafia jest w stanie zapewnić panu oraz pańskiej rodzinie i interesom całkowite bezpieczeństwo. Oczekujemy z pańskiej strony pełnej przejrzystości. Będziemy mieć również wpływ na podejmowane przez pański bank działania. W zamian za to, oprócz bezpieczeństwa oczywiście, oferujemy miejsce na wysokim szczeblu w Portowej Mafii wraz z wszelkimi przywilejami z tym związanymi. Pomożemy panu uzyskać monopol, co pozytywnie wpłynie na pańskie przychody. Dodatkowo będziemy w stanie zapewnić bezpieczną możliwość ekspansji poza granice naszego uroczego miasta. A to tylko na początek.

- Widzi pan - dodał Dazai, podchodząc do okna i spoglądając w dół. - Portowa Mafia i to miasto są jak dwie strony tej samej monety. Jedno nie może istnieć bez drugiego. Rozrost i wzbogacenie jednego umożliwia to samo drugiemu. Po walce, która niedawno miała miejsce, miasto jeszcze długo się nie pozbiera. Chyba, że mu w tym pomożemy.

- A po walce, która u Was toczy się, dacie radę się pozbierać? - spytał Mitsubasa.

- Drobne problemy z zarządem jeszcze nigdy nie dały rady zmieść całej firmy, nieprawdaż? - odparł pytaniem na pytanie Nakahara.

- Racja. Panowie o ile będę prosił o jakieś dowody, że rzeczywiście to Wasz człowiek został przypisany do mojej córki, o tyle nie chciałbym nigdy więcej słyszeć choćby cienia groźby dotyczącej mojej rodziny. Czy to jasne?

- A czy do tej pory Ci grożono? - spytał Nakahara ze stoickim spokojem.

- Nope, do tego jeszcze chyba nie doszliśmy - potwierdził Dazai, wciąż nie odwracając się od okna. - Na razie tylko stwierdziliśmy, że nasz człowiek pilnował, by pańskiej córce nie stała się żadna krzywda.

- Więc nie była to groźba? - spytał sarkastycznie z brwią uniesioną ku górze.

Dazai wzruszył ramionami.

- Groźba pojawiłaby się, gdyby obecny tu mój kolega zaczął wymieniać, jak mocno trzymamy członków pańskiego zarządu w garści. I gdyby do tego doszło to proszę mi uwierzyć, że trzymalibyśmy im stopę na gardle tak bardzo, że pozbawiliby stanowiska nawet pana - oznajmił Osamu. Po czym dodał o wiele przyjaźniejszym tonem. - Na szczęście jednak nie uciekamy się do tak drastycznych i niehonorowych środków. W końcu przychodzimy tu - Dazai zawahał się na chwilę, jakby szukał odpowiedniego słowa. - w przyjaźni.

- Czyli twierdzi pan, że warto być  pańskim przyjacielem? - upewnił się Mitsubasa.

- Ze mną może pan pozostawać w dowolnych warunkach. W pańskim interesie leży natomiast by stać się przyjacielem Portowej Mafii - skomentował, a później wskazał na siebie. - Zwykły konsultant - wskazał na Nakaharę. - Przedstawiciel Portowej Mafii.

- Czego oczekuje ode mnie Portowa Mafia w ramach dowodu przyjaźni? Bo zakładam, że jakiegoś wymaga - oznajmił Mitsubasa. - Oczekuję również, że jeśli nie rozwiniemy naszej przyjaźni w przyszłości dowód ów zostanie w pełni zwrócony.

- Oczywiście - odparł Nakahara, bo to była oczywistość.

Portowa Mafia nie mogła sobie pozwolić na większą ilość wrogów. Dodatkowo jej finanse stały na tak beznadziejnym poziomie, że Chuuya mógłby poświęcić naprawdę sporo, by dać im choć szansę na ustabilizowanie się. Jeśli współpraca między Portówką a Mitsubasą się nie powiedzie, muszą rozejść się w pokojowy sposób.

- Słucham więc? - ponowił pytanie Yamato.

- Milion - oznajmił pewnym głosem Nakahara.

Prezes zagwizdał cicho.

- Wysoko cenicie swoją przyjaźń - oznajmił, zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Jesteśmy tego warci - przypomniał mu Chuuya twardo.

Zapadła chwila ciszy, podczas której prezes zastanawiał się, czy się zgodzić. Milion nie był dla niego jakąś nierealną kwotą. Zwłaszcza, że potencjalnie mógł zyskać o wiele więcej. Nawet jeśli Mafia nie wywiązałaby się z obietnicy i byłby stratny o ten jeden milion, nic wielkiego by się nie stało. Odbiły się w przyszłym roku. Albo rok później. Zerowy problem.

- Zgoda - oznajmił, wstając i wyciągając rękę w stronę Nakahary. - Liczę jednak, że Wasza przyjaźń okaże się równie szczera, co korzystna dla mnie. Lub, że poniesiecie konsekwencje jeśli coś pójdzie nie tak.

- Oczywiście panie Mitsubasa - odparł Chuuya, chwytając rękę prezesa w uścisk, który z założenia miał być żelazny.

Następnie mężczyzna podszedł do Dazaia, również z wyciągniętą ręką. Ten jednak stał z dłońmi włożonymi w kieszenie spodni i tylko skinął mu głową, dając tym samym znak, że nie zamierza zgadzać się na żaden kontakt fizyczny. Yamato zrozumiał to zadziwiająco bez problemu. Cofnął rękę i również skinął głową, wywołując lekki uśmiech na twarzy Osamu.

Opuścili budynek Bank of Kobe we wspaniałych humorach i z milionem w gotówce schowanym w czarnej, eleganckiej teczce w równo poukładanych stosikach.

- Nie spodziewałem się, że to naprawdę zadziała - oznajmił wciąż niedowierzający Nakahara. - Byłem przekonany, że Yakuza ma więcej do zaoferowania niż my.

- Bo ma. Ale tylko chwilowo - uświadomił go Dazai.

- Mamy jakiś plan na Yakuzę? - spytał zaskoczony Chuuya, wkładając walizkę do bagażnika chevroleta.

- Jeszcze nie - odparł Osamu śmiertelnie poważnie.

Rudzielec przez chwilę patrzył na niego w wyrazie całkowitego osłupienia. Dopiero później wybuchnął śmiechem tak silnym, że nieomal się rozpłakał. Nakahara odpalił silnik i poczekał, aż Dazai zajmie miejsce pasażera. 

- Z kim ja muszę żyć - mruknął z niedowierzaniem Chuuya. - Dokąd teraz?

- To Ci się nie spodoba - oznajmił Dazai, słabo się uśmiechając.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top