P. XXIX / TO JESTEM KURWA JA

Dazai uśmiechnął się lekko, rozkładając ręce, wciąż stojąc w korytarzu. Odstawił walizkę i wciąż trzymając w dłoni torebki z prezentami, pewnym krokiem ruszył w stronę de Luki, który specjalnie wstał i czekał przy stole.  Osamu musiał sprzedać samemu sobie kilka mentalnych policzków, by się uspokoić. Kiedy wejdziesz wśród członków mafii musisz znać swoje słabe i dobre strony. Oraz dobre i słabe strony przeciwnika. Przede wszystkim musisz znać moment, w którym udawanie, że masz więcej jednych niż drugich, przestaje mieć sens. Będąc między członkami mafii nie możesz więc udawać, że jesteś pewny siebie. Musisz być pewny siebie. A to spora różnica.

Dazai ominął ludzi, których nie spodziewał się na tym spotkaniu i ruszył wprost do de Luki. Przystanął dosłownie dwa kroki od mężczyzny i skłonił lekko głowę w wyrazie szacunku. De Luca uczynił dokładnie to samo. Przez chwilę atmosfera wydawała się aż nazbyt gęsta i czuł to nawet Nakahara stojący wciąż u progu przedpokoju. Dopiero po chwili, która wydała się Dazaiowi wiecznością, de Luca uśmiechnął się szeroko i otworzył ramiona, przyciągając go w niedźwiedzi uścisk, który wkrótce Osamu odwzajemnił. Odsunęli się od siebie po dłuższej chwili.

- Dobrze Cię widzieć stary przyjacielu - oświadczył w końcu de Luca. - Wybacz za to nie uzgodnione wcześniej towarzystwo. Czy pozwolisz, by przedstawiciel Cosa Nostry pozostał w naszym rodzinnym gronie. Zaznaczam, że byłoby to sprawiedliwe, biorąc pod uwagę, że w pokoju znalazł się aktywny członek Portowej Mafii, z którą chwilowo nie łączą mnie zbyt pozytywne relacje. Nie uprzedzałeś, że przyjedziesz w takim towarzystwie Dazai. Przyjaciele winni uprzedzać się wzajemnie o takich rzeczach. Zwłaszcza, tak starzy przyjaciele jak my.

- Wybacz to niedociągnięcie z mojej strony Don. Obiecuję, że następnym razem, o ile takowy nastąpi, nie będzie takiej wpadki z mojej strony.

- Przeczuwam, że czeka nas jeszcze niejedno spotkanie - oznajmił de Luca i usiadł wygodnie w fotelu.

De Luca zapalił cygaro i leniwym gestem wyprosił członków Cosa Nostry. Spojrzenia wszystkich spoczęły na młodszej córce de Luki, Adelaide. Szczupła brunetka o zadziornym wyrazie twarzy i złowrogich iskierkach w intensywnie niebieskich oczach, skinęła twierdząco głową, popierając czyny ojca. Koniec końców byli tu z jej ramienia, nie jego. Utkwiła wzrok w jednym z mężczyzn, który pozostał niewzruszony, gdy reszta bez słowa wyminęła Nakaharę i opuściła pomieszczenie. Dazai spojrzał na pozostałego, nieznanego mu mężczyznę, a później dość znacząco na Adelaide. Dziewczyna, ewidentnie pozując, że go wyzywa, wzruszyła ramionami z lekkim uśmiechem.

- Miał zostać jeden przedstawiciel Nostry - przypomniał Dazai, lekko przekrzywiając głowę.

- Uznajmy, że tak, jak Ty, udaję, że jestem tylko konsultantem - odparła zaczepnie Adelaide.

Teraz, gdy zostali w tak wąskim gronie, dziewczyna usiadła bokiem względem oparcia krzesła i przerzuciła nogi przez podłokietnik. Podparła łokieć na drugim podłokietniku i podbródek na dłoni.

- Uczciwe - przyznał jej Dazai.

Dziewczyna ponownie wzruszyła ramionami.

- Co tam dla mnie masz? - spytała z radosnymi iskierkami w oczach. - Bo przecież nie przyjechałbyś bez prezentu. Jesteśmy prawie jak rodzeństwo Dai - oznajmiła, robiąc oczekującą minę i wyciągając rękę.

- Masz szczęście Adsy, że Cię toleruję, bo inaczej parę skiepów być dostała, a nie prezent - uświadomił ją Dazai, grożąc jej przyjacielsko palcem.

Wręczył jej jednak jedną z dwóch torebek. Dziewczyna natychmiast wyjęła ze środka , elegancką, niewielką torebkę w kolorze błękitu paryskiego. Adelaide zagwizdała cicho z wrażenia, oglądając swój prezent ze wszystkich stron. Z całej jej postawy biło wyraźne zadowolenie. Dazai odetchnął z ulgą. Jedna z głów trójgłowego smoka przestała stanowić śmiertelne zagrożenie. Teraz to już tylko kwestia refleksu i odpowiednio szybkiego ujścia z życiem.

- Powiem Ci Dai, że gust Ci się nie pogorszył. Chanel Reissue 2.55. Nieźle, nieźle. Prezent został zaakceptowany, młodsza córka przekupiona. Mogę Ci nawet wybaczyć te dwa lata nieodzywania się - oznajmiła łaskawym tonem, niemal przytulając torebkę do piersi.

- Pod kolor Twoich oczu słońce - uświadomił jej Dazai, wzruszając ramionami, jakby pokazywał, że zapamiętanie takich szczegółów to dla niego pryszcz.

- Lizus - odwarknęła z uśmiechem Adelaide.

Osamu powoli przeszedł do drugiej córki de Luki. Zatrzymał się kilka kroków przed nią i lekko skinął głową. O wiele mniej, niż w przypadku samego de Luki oczywiście. Starsza od niego kobieta porwała go w objęcia z szerokim, niemal matczynym uśmiechem. Dazai wyplątał się z tego uścisku i jej również wręczył prezent. Rosalia spojrzała na bruneta z lekką naganą w oczach.

- Mówiłam Ci przecież, że nie musisz mi nic kupować Dai - przypomniała mu.

- Musiało mi umknąć - oświadczył przekornie Dazai, niemal wciskając jej torebkę.

Starsza córka zajęła się rozpakowywaniem swojego prezentu i Osamu, kątem oka dosłownie, zobaczył, ze Adelaide wpatruje się w to, co zaraz wyjmie jej siostra i czy aby na pewno dostała lepszy prezent. Rosalia już po chwili trzymała w dłoniach zegarek Da Vinci Chronograph wyprodukowany przez firmę IWC. Adsy od razu straciła zainteresowanie. Jej zdaniem pożyteczne prezenty to nieadekwatne prezenty. Rosalia jednak od razu założyła zegarek na lewy przegub. Był nieklasyczny, złoty, na jasnoszarym, skórzanym pasku.

- Jest wspaniały, dziękuję - zaczęła kobieta, gdy nagle jej głos został zagłuszony wrzaskiem młodszej.

- JAK TO MU MÓWIŁAŚ - wydarła się Adelaide, której w końcu wszystko zatrybiło w głowie.

- Rozmawialiśmy. Tak dość często. Przeciętnie powiedziałabym, że z raz na dwa tygodnie - zamyśliła się Rosalia, jakby próbowała sobie przypomnieć wszystko z jak najdokładniejszymi szczegółami, byleby przypadkiem nie okłamać siostry. - Dai chciał być na bieżąco, czy jesteśmy szczęśliwi i co tam ogółem u nas.

Druga głowa smoka również przestała stanowić zagrożenie. Dazai odetchnął z ulgą i zaśmiał się szczerze, gdy zobaczył minę Adelaide. Dziewczyna wyglądała, jakby ktoś jej właśnie po raz pierwszy w życiu powiedział, że Święty Mikołaj nie istnieje. Przenosiła niedowierzające spojrzenie to z Dazaia na Rosalię, to na odwrót.

- Poprosiłem Rose żeby Ci nic nie wspominała, bo wiedziałem, że będziesz mieć tę cudowną minę. Aż żałuję, że tego nie nagrałem - Osamu dolał oliwy do ognia, którą załagodziła jedynie ściskana przez Adelaide, nowiutka torebka. - Co zaś do Ciebie, stary przyjacielu, Rose nie mogła Ci powiedzieć ze względu na, nazwijmy to delikatnie, Twoje niezbyt pozytywne relacje z Portówką.

De Luca tylko skinął głową, że rozumie i uśmiechnął się ciepło. Zawsze lubił patrzeć, jak ktoś rozpieszcza jego córki. Problem polegał jednak na tym, że jego córki miały dość wyśrubowany gust i rzadko kiedy prezenty przybywających dawały radę w nie trafiać. Zwyczajem w jego rodzinie było, by obdarować bliskich swojego gospodarza. Jeżeli byli oni zadowoleni, de Luca przyjaźniej podchodził do sprawy, z którą ktoś do niego przybywał. Dazai spojrzał z uśmiechem na Nakaharę, który wciąż stał niemal przy wyjściu, przy drugim końcu stołu.

- Don, stary przyjacielu, chciałbym Ci przedstawić członka Portowej Mafii i moją rodzinę, Chuuyę Nakaharę.

Rudzielec podszedł do Dona, zachęcony przyjaznym wyrazem twarzy Dazaia. Zupełnie nie rozumiał, co się działo, ale był pewien, że Osamu jakimś cudem kontroluje sytuację. Skinął głową, tak jak Dazai wcześniej. De Luca przyglądał mu się ze zmarszczonym czołem i Chuuya czuł się, jak pies na wystawie. Zestresował się tak bardzo możliwym werdyktem de Luki, że aż chciał przełknąć nerwowo ślinę, gdy uświadomił sobie, że zaschło mu w gardle. Uczepił się więc myślowo jednego słowa, które wypowiedział Dazai. Rodzina. Są rodziną. Co by się nie działo, tego mu nikt nie odbierze.

- Witaj Chuuya - rzekł w końcu de Luca z uśmiechem. - Wyglądasz na interesującego człowieka.

Później zupełnie stracił zainteresowanie rudzielcem, który podszedł przedstawić się siostrom. Don spojrzał na Dazaia poważnie.

- Zakładam, że omawiane sprawy będą sprawami relacji mojej firmy z Portową Mafią - zaczął Don, wskazując im ręką, by usiedli. - Zanim jednak zaczniemy wszelkie rozmowy, chciałbym wiedzieć, co się z Tobą stało przyjacielu. Ostatnim razem nosiłeś się w czerni.

Nakahara skorzystał od razu, Dazai wrócił na sekundę po walizkę do przedpokoju, a później zasiadł obok rudzielca, kładąc przedmiot na stole, klamerkami w stronę de Luki. Mężczyzna na razie po nią nie sięgnął. Oczekiwał wytłumaczenia, przewiercając mężczyzn wzrokiem. Dazai uśmiechnął się lekko i wzruszył ramionami, jakby chciał przekazać, że różnymi ścieżkami toczy się życie.

- Z prywatnych powodów musiałem opuścić Portówkę dwa lata temu. Zostawiłem po sobie plany, co ma zostać zrobione w następnych krokach. Szef Mafii uznał jednak, że próbuję się go pozbyć i przygotowane przeze mnie plany mają mi w tym pomóc. Zakazał więc stosowania ich. I jakoś tak wszystko się potoczyło, że Mori, że tak to ujmę, zachorował. A chorzy ludzie, którzy nie radzą sobie z własną chorobą, nie mają żadnego prawa radzić sobie z prowadzeniem jakiejkolwiek działalności - Dazai wzruszył ramionami.

- Nie wysiliłeś się ze szczegółami Dai - rzuciła z niezadowoleniem Adelaide, przyglądając się leniwie swoim paznokciom.

- Córko, na razie musi nam to wystarczyć - przywołał ją do porządku ojciec, nie przestając się ciepło uśmiechać. - Jednakże rozumiesz, stary przyjacielu, że tym razem umowa między Garettą, a Portową Mafią nie może opierać się jedynie na relacji zawodowej - zaczął de Luca.

Dazai wciął się idealnie w moment, kiedy mężczyzna zawiesił głos. Doskonale wiedział, dokąd to zmierza. I z miny Nakahary potrafił wyczytać, że chłopak również to wie. Nie za dobry początek negocjacji. Osamu choć na chwilę próbował zmienić ich bieg. Opóźnić nieuniknione.

- Do tego, co będzie w przyszłości, chciałbym przejść za chwilę. Wpierw chciałbym raz na zawsze zamknąć przeszłość - oznajmił, uciszając de Lukę, który spojrzał na niego zaintrygowany. - Doskonale znam okoliczności, w jakich zerwane zostały nasze dotychczasowe relacje. Padło o kilka słów za dużo, zarówno w Twoim kierunku, jak i produkowanych przez Ciebie dóbr. Wiem, że ujmy na honorze, jaką Ci to wyrządziło, nic nie zdoła naprawić. Wiem jednak również, o stratach finansowych, które poniosłeś. Zawartość tej walizki powinna je wynagrodzić

De Luca w końcu otworzył leżącą przed nim walizkę. Zobaczył leżące w środku, równiutko poukładane banknoty i zamknął ją z szerokim uśmiechem. Z całej jego postawy można było wyczytać aprobatę.

- Doceniam gest Dazai - oznajmił szczerze. - Weź swoje pieniądze i wydaj je, na co tylko chcesz. W przeciągu kwadransa odrobiłem stratę, jaką poniosłem ze względu na Portową Mafię. Pamiętaj, że broń, która miała trafić do Was, trafiła po prostu do kogoś innego. Wystarczyło ją minimalnie przerobić. Nie wysyłamy dwóch identycznych broni do dwóch różnych odbiorców. Zmiany są niezauważalne, więc policja wciąż uważa, że to taki sam model, jednak wszyscy w mojej fabryce potrafiliby rozróżnić, która była czyja - w głosie mężczyzny pobrzmiewała doskonale słyszalna duma. - Dobrze jednakże, że zachowujesz się honorowo. To się ceni, przyjacielu.

- Ach, wy Włosi, i Wasz brak przyjaźni dla policji - skomentował to Osamu, z lekkim uśmiechem.

- Doskonale wiesz głupku, że policja w tym kraju niewiele może zdziałać. Dlatego nie zatrzymali Cię, mimo, że jechałeś jak wariat - przypomniała mu z nutą lekceważenia i rozbawienia w głosie Adelaide.

- Wypraszam sobie - Dazai wyglądał na szczerze poruszonego i obrażonego. - Ty, młoda damo, po pierwsze nie powinnaś mi tego wypominać, a po drugie, nigdy nie widziałaś, jak jeżdżę, kiedy jeżdżę jak wariat - uświadomił ją i spojrzał na nią tak, jakby rzucał jej wyzwanie.

Dziewczyna posłała mu całusa przez połowę pomieszczenia, a jej twarz wykrzywiła się w doskonale Dazaiowi znanym wyrazie. Połknęła haczyk. Będzie się chciała ścigać. Będą mieli chwilę, gdzie nie będzie ani de Luki, ani Cosa Nostry. To się może przydać.

- Może i nie, ale i tak wąchasz po mnie spaliny - odwarknęła się, szczerząc jak małe dziecko.

Don spojrzał na swoją młodszą córkę z mieszaniną miłości, troski i niedowierzania. Osamu domyślał się, ile razy musieli przeprowadzać rozmowę na ten temat. Delikatnie ścisnął dłoń Nakahary pod stołem. Nie musiał na niego patrzeć, by wiedzieć, że chłopak czuje się niekomfortowo. Na razie nie przeszli jeszcze do spraw bezpośrednio związanych z nową współpracą, więc chwilowo był zagłuszany przez każdego. No, może nie przez każdego. Agent Cosa Nostry nawet się nie przedstawił. W sumie to został zignorowany przez wszystkich, w momencie, w którym raz spróbował się odezwać, ale został spiorunowany wzrokiem Adelaide. Więcej nie popełnił tego błędu. Przynajmniej na razie.

Dazai uśmiechnął się kpiąco i uniósł brew w wyrazie niedowierzania, ale już nie skomentował słów dziewczyny. Rosalie natomiast wyglądała, jakby się załamała. Typowa kobieta ze zbyt silnym instynktem opiekuńczym. Pewnie siostra przyprawi ją o siwość już za parę lat, jeśli tylko się postara.

Nakahara siedział obok Osamu, trzymając jego dłoń. Nie miał za złe brunetowi, że to on na razie wszystko mówi. Doskonale wiedział, że nie jest tu potrzebny. Dazai dałby radę załatwić wszystko sam. Ale chciał załatwiać z nim, nawet jeśli jego rola ograniczałaby się do słuchania i ewentualnego bronienia mu tyłka. Uwielbiał obserwować Osamu w pracy. Nawet za czasów ich wspólnego bycia w Mafii. Dazai mógł robić z siebie idiotę przez większość czasu, ale gdy trzeba było coś załatwić na poważnie, załatwiał to szybko i skutecznie. I zawsze wiedział, gdzie uderzyć.

- Wy młodzi i ta Wasza energia i pogoń za śmiercią - westchnął Don, ewidentnie się poddając. Niektórym po prostu nie można przetłumaczyć, że coś jest głupie i niebezpieczne. - Skoro już zamknęliśmy sprawy przeszłości, chciałbym porozmawiać o przyszłości. O teraźniejszości opowiemy sobie, już przy dobrym trunku - zarządził.

- Wciąż raczysz przyjaciół Campari? - spytał Dazai, lekko się uśmiechając.

Uśmiech ten był co prawda nieco dla bruneta trudny. Na samo wspomnienie alkoholu przypomniał sobie, jak mocną głowę, ma jego rozmówcę. Osamu sam mógł pochwalić się nienajgorszą tolerancją alkoholową. Wszakże przepił Adelaide i był pewien, że przepiłby również Rosalie, gdyby ta stanęła w szranki. Kobieta jednak, zachowując trzeźwość umysłu i wiedząc doskonale, jak to się skończy, z grzeczności wypiła z Dazaiem lampkę wina i odmówiła dalszego współzawodnictwa, tylko obserwując ich z rosnącą rezygnacją. Dona jednak przepić się nie dało. A jeśli kiedyś znajdzie się ktoś, kto tego dokona, stanie się istną legendą.

- Wciąż nikt nie potrafi dotrzymać mi kroku, gdy zacznę od Campari - poprawił go Don, śmiejąc się przyjaźnie i szczerze.

- Jakoś mnie to nie dziwi przyjacielu - skomentował to Osamu, kręcąc lekko głową.

- Posłuchaj, jak ja to widzę Dazai - zaczął Don, splatając palce i opierając łokcie na stole. - Pan Mori nie jest już w stanie działać na korzyść Portowej Mafii, więc w niedługim czasie będziecie mieć ciekawe zmiany w zarządzie. Pamiętam, że gdy dwa lata temu byłeś w Mafii, zajmowałeś nieoficjalne miejsce zastępcy Szefa. Zakładam, że gdy zmiany już zajdą, Ty właśnie staniesz się nową głową Mafii. A przyjaciel, z którym tu przyjechałeś, Twoim zastępcą.

- Nie przypisywałbym sobie aż takich zasług - oznajmił z nieudawaną skromnością Dazai.

To, że miał wysoką pozycję w Mafii nie oznaczało, że zawsze ją lubił. Don spojrzał tylko na niego z lekką naganą, że chłopak mu przerwał, ale w żaden sposób tego nie skomentował.

- Rozumiesz, że po tym, jak ostatnio potoczyły się rozmowy między Garettą a Portówką, nie jestem zbyt przyjaźnie nastawiony do tej organizacji. Oczywiście, rekompensata i wybaczenie są już za nami, ale potrafisz chyba zrozumieć, że waham się przed wejściem ponownie w tę relację, by przypadkiem nie dać szansy drugiej takiej sytuacji.

- Oczywiście. To logiczne, że chcesz jak najlepiej zabezpieczyć swoje interesy - przyznał mu Dazai, bez cienia złośliwości w głosie.

Rozmowa zaczynała schodzić na tory, które coraz bardziej mu się nie podobały, choć miał wrażenie, że najgorsze dopiero przed nimi.

- Jeśli tym razem zawiążemy relację, nie może ona być tylko czysto zawodowa. Nalegam na relację małżeńską.

Nakahara ostatkami sił powstrzymał się przed opuszczeniem buzi w wyrazie zaskoczenia. Dazai, na pozór, przyjął to o wiele spokojniej. Nie było sensu się stresować, gdy nie wyłożono na stół jeszcze wszystkich kart. W razie czego po prostu wybiorą inną firmę. Zapewne gorszą, ale Beretta nie była jedyną firmą produkującą broń na świecie. Już pomijając fakt, że jeśli te rozmowy również nie skończą się najlepiej, Don za pewne nie pozostanie milczącym i plotka o niewiarygodności Portowej Mafii rozejdzie się po świecie szybciej niż ciepłe bułeczki rano u piekarza.  A to ostatecznie pogrzebie ich szansę na znalezienie dobrego dostawcy.

- Moja młodsza córka, jak wiesz, skończyła w tym roku dwadzieścia lat. Jest silna, młoda, piękna i niesamowita. No i zajmuje wysokie rangą miejsce w Cosa Nostra. Połączenie dwóch mafii mogłoby być korzystne, nie sądzisz Dazai.

- Jeśli rzeczywiście wyląduję na stołku prezesa przyjacielu, Cosa Nostra będzie ze mną współpracowała bez względu na to, czy tego chce, czy nie - delikatnie zaznaczył Dazai, bez narzucania się.

Nakahara nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Potrafił natomiast wyobrazić sobie Osamu, który w napadzie całkowitego szału niszczy wrogów jednego po drugim, praktycznie w pojedynkę, a później uśmiecha się do niego i podchodzi, by się przytulić. Żadnego stresu, że Dazaiowi mógłby pstryknąć przełącznik. Wizję rudzielca przerwało kpiące prychnięcie.

- Chyba się przeceniasz Dai - oznajmiła Adelaide, z lekką nutką ostrzeżenia w głosie.

- Ależ nie słońce - odpowiedział tym samym, spokojnym tonem brunet. - Potrafię obiektywnie ocenić swoją mafię. Oraz Twoją. To jak matematyka. Pewne prawdopodobieństwa mają większą szansę w rzeczywistości niż inne.

Don zdawał się zignorować drobną utarczkę słowną pomiędzy dwójką młodych.

- Rozumiesz również, że nie może to być byle osobnik. Potrzebujemy kogoś na wysokim stanowisku. W ramach utwardzenia naszej umowy oczywiście. Zastępca Szefa doskonale by się nadał - zakończył Don, przenosząc wzrok na Nakaharę.

Adelaide przekrzywiła głowę i bezpardonowo zaczęła wzrokiem rozbierać i oceniać Nakaharę. Po krótkiej chwili skinęła twierdząco głową, oznajmiając, że może ujdzie. Już niemal radosną, rodzinną atmosferę przerwał lodowaty głos Dazaia, który sprawił, że nagle wszyscy wbili się w krzesła jakoś tak bardziej. Osamu nie przypominał sobie, by kiedykolwiek musiał być stanowczy wobec rodziny de Luki. Cóż, zawsze musi być ten pierwszy raz. Sam jego wzrok. Spojrzenie brązowych oczu, które nagle zdawały się jakieś takie czarne z wściekłości, paraliżowało wszystkich obecnych w pomieszczeniu. Nawet Chuuyę, choć rudzielec wiedział, że nie jest wymierzone w niego.

- Nie - odparł lodowato, zaskakując Dona. - Mogę się zgodzić na ślub. Za obustronną zgodą oczywiście. Adelaide może wrócić z nami do Japonii i poznać członków Mafii, których uznam za posiadających odpowiednio wysokie stanowiska. Jeśli wybrana osoba się zgodzi i Adelaide się zgodzi. Wtedy mogą brać tyle ślubów, ile Tobie chce się składać posagów. Nie ma jednak najmniejszych szans na jakąkolwiek relację z moim zastępcą.

  Nakahara zamarł i jakby stracił kontakt z rzeczywistością. Wszystko dookoła niego działo się, jak w zwolnionym tempie. Słowa de Luki strzaskały jego serce. Dazai musiał się zgodzić. Od tego mogła zależeć przyszłość całej Portowej Mafii. Nawet Dazai nie jest wystarczająco głupi, by przeciwstawić się takiemu żądaniu. Zwłaszcza, że byli na przegranej pozycji od kiedy tylko weszli do tego pomieszczenia. Rudzielec westchnął cicho. No i tyle z jego szczęśliwego związku z Osamu. Dobrze, że dostał chociaż tyle. Będzie przynajmniej miał, co rozpamiętywać do końca życia. Czekaj, moment. Czy Dazai właśnie powiedział "nie"?  

- Cóż takiego wyjątkowego jest w Twoim zastępcy Dazai, że zamierzasz narazić dla niego całą organizację? - spytał zaszokowany de Luca, wcale nie rozluźniając się. - Wiesz, jak szybko mogą pójść plotki jeśli uznam, że rzucenie Ci kłód pod nogi będzie zabawne. Więc dlaczego?

Nakahara patrzył na Dazaia chyba z największym zdziwieniem, spośród wszystkich obecnych w pomieszczeniu.

- Chuuya jest już zajęty i nie zamierzam rozbijać jego obecnego związku - Osamu rzucił to stwierdzenie takim tonem, jakby temat już uznał za zamknięty, a wszelkie dalsze poruszanie go, miałoby nieprzyjemne nacechowanie.

Adelaide poczuła się zdecydowanie urażona i nagle jakoś wróciła jej odwaga.

- Ten związek chyba nie może być ważniejszy od tego, który daje możliwości połączenia dwóch mafii, co? Zresztą, kto to niby kurwa jest? Że niby jest ważniejsza, ładniejsza czy lepsza ode mnie? - warknęła wkurwiona, czując, że jej kobieca duma jest deptana. - I że niby kto to kurwa jest? - powtórzyła własne pytanie.

- To jestem kurwa ja - odpowiedział jej Dazai, z irytacją i złością, która w tempie kosmicznej rakiety zaczynała zbliżać się do końca znanej ludzkości skali.

A to nie mogło się dobrze skończyć.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top