P. XXIV / TAK, UKRADŁEM CI GACIE.

- Wesołe miasteczko? Ile Ty masz lat Dazai? - spytał Nakahara z rozbawieniem.

- Wiek to tylko liczby. A ja doskonale wiem, że w głębi serca się cieszysz, choć próbujesz tego nie okazać, bo jesteś taki ważny i poważny i wszystko - Dazai zaczął maszerować, jakby właśnie odbywał musztrę.

Chuuya lekko go za to walnął. Obaj jednak szeroko się uśmiechali.

- No nie aż tak w głębi - oznajmił w końcu Nakahara, splatając palce z palcami bruneta.

Wspólnie przekroczyli bramę główną prowadzącą do miasteczka. Już od progu Dazai coś dostrzegł i rzucił się pędem w tamtą stronę, ciągnąc za sobą Nakaharę. Niczego niespodziewający się rudzielec prawie wyrżnął orła, gdy został niespodziewanie zmuszony do biegu.

- Gniiiiiiiiidooo - rozległ się wrzask Chuuyi, który rozniósł się prawdopodobnie po całym ośrodku.

Dazai tylko szerzej się uśmiechnął i niespodziewanie zahamował, tym razem sprawiając, że ponownie niczego niespodziewający się Nakahara tym razem wylądował na plecach bruneta. I już miał zostać obrzucony kolejną porcją bluźnierstw, gdy oczom Chuuyi ukazało się to, do czego tak popędził Osamu. Brunet wyszczerzył się, jak małe dziecko i kupił dwie waty cukrowe rozmiaru XXXXXL. Jedną z nich, niebieską, wręczył Nakaharze, który ucieszył się z tego bardziej niż Dazai mógłby przypuszczać. Nie skomentował tego, tylko z uśmiechem pokręcił głową. Gdy rudzielec trzymał rękę nieco w dole, wata tworzyła chmurę, która zasłaniała go całego i jeszcze wystawała kawałek nad jego głową. Szli spokojnie w stronę ławki, by spożyć tę niesamowitą dawkę cukru, gdy tuż obok pojawiło się dwóch mężczyzn. 

Obaj byli niezwykle wysocy, wzrostu Dazaia lub nawet nieco wyżsi. Obaj mieli też mięśnie, których nie powstydziłby się niejeden stały bywalec siłowni. Wyglądali dosłownie, jak dwie chodzące góry mięśni. A z wyrazu ich twarzy można było wyczytać, że nie grzeszyli inteligencją. Po chwili dało się słyszeć zachrypnięty głos.

- Ej stary, patrz kurwa. Chmura leci. I ma cztery nogi.

Dazai wybuchnął śmiechem, co spowodowało nagły wzrost przerażenia w dwóch przygłupach, którzy wzięli nogi za pas i odbiegli gdzieś, gdzie wzrok Osamu nie mógłby ich odnaleźć nawet, gdyby chciał. Po chwili również do Nakahary dotarło, że wypowiedziane słowa dotyczyły ich, więc również się zaśmiał. Brunet zapatrzył się na swojego partnera. Zawsze chciał go takim widzieć. Radosnym, uśmiechniętym. Czasami, gdy Chuuya się śmiał, wierzchem dłoni zakrywał nieco usta. Drobny nawyk, ale Dazai uważał go za absolutnie uroczy. Wesołe ogniki w oczach Nakahary tylko dopełniały perfekcyjności tego obrazu.

- Na co się gapisz gnido? - spytał, uśmiechając się szeroko.

- Na Ciebie. Wyglądasz niesamowicie, kiedy jesteś radosny. Chciałbym zawsze Cię takim widzieć.

- Idiota - odparł, nieco zbyt szybko, Chuuya, wgryzając się w watę cukrową i udając, że jest to najciekawsze, co potrafi znaleźć dookoła nich.

Rudzielec zastanawiał się, jak to jest, że brunet potrafił mówić mu takie rzeczy bez najmniejszego skrępowania. Komplementować, doceniać. Wywoływać uśmiech na jego twarzy. I rumieniec. Ten cholerny rumieniec. Dazai dostrzegł jednak delikatnie uniesiony kącik wargi Nakahary, który świadczył o tym, że niższy chłopak się uśmiecha.

- I uroczo, kiedy się rumienisz - wyszeptał mu do ucha.

Osamu zdążył zacząć biec nim sens jego słów dotarł do Nakahary. Gdy tak się stało, rudzielec wypuścił watę cukrową z rąk, spalił jeszcze większego buraka i rzucił się w pogoń za śmiejącym się w czasie ucieczki mężczyzną. Gdy w końcu go dogonił, walnął go lekko i pokręcił z rezygnacją głową. Z jakim debilem przyszło mu żyć. Dazai wcisnął mu swoją watę, która jakimś cudem przeżyła dziką pogoń i odmówił przyjęcia jej z powrotem. Chuuya stanął na palcach i dał brunetowi krótkiego buziaka w policzek w podziękowaniu. Ta wata już w całości wylądowała w żołądku niższego chłopaka. Osamu tylko siedział obok niego z uśmiechem i nogą założoną na nogę. Obserwował ludzi przebywających w wesołym miasteczku i zastanawiał się, jak wyglądają ich życia. Zastanawiał się też, jak wyglądałoby życie Chuuyi i jego gdyby nie Mafia. Zakładając, że w ogóle by się poznali w takim wypadku. Teraz jednak, gdy siedział obok pełnego szczęścia i cukru rudzielca, nie potrafił pozwolić negatywnym myślom wygrać. Był zbyt radosny. 

Nakahara wyrzucił patyczek do pobliskiego śmietnika i chwycił siedzącego chłopaka za rękę. Tym razem to Dazai miał być ciągnięty, a ich pierwszą stacją okazała się atrakcja z samochodzikami. Osamu zapłacił za cały tor na pół godziny, wzbudzając tym niezadowolony jęk wszystkich dzieciaków, które chciały skorzystać z atrakcji. Brunet, w bardzo dojrzałym emocjonalnie geście, pokazał im język. Później oczywiście dostał za to pstryczka od Chuuyi.

Wsiedli do swoich autek i ruszyli. Wysokie antenki gibały się we wszystkie strony, gdy któryś z nich driftował, przyspieszał albo uderzał w drugiego. Tor był naprawdę spory, więc dawali radę przez chwilę powalczyć i pozderzać się, a później uciekać jeden przed drugim. Pracownik chciał im zwrócić uwagę, że mogą w ten sposób uszkodzić sprzęt i że dzieciakom zabrania się zderzania samochodzikami. Uznał jednak, że skoro brunet od ręki mógł mu zapłacić tyle kasy, to w razie zniszczeń też nie będzie najmniejszego problemu z opłatami. Dał więc i sobie, i im spokój. Pracownik nie potrafił uwierzyć, że można być poważnie wyglądającym dorosłym a cieszyć się jak dziecko na tak prostej atrakcji. Aczkolwiek przezwiska, którymi się obrzucali, zdecydowanie nie powinny być dopuszczalne do dziecięcych uszu.

Czas niestety szybko mija, kiedy spędza się go  z właściwymi ludźmi, więc pół godziny minęło im, jak jedna chwila. W fantastycznych humorach wysiedli z samochodzików i ruszyli w stronę kolejnej atrakcji. Tym razem Nakahara upatrzył sobie dom strachów. Wsiedli do wagonika, którego maska z przodu wyglądała jak wielki, zielony potwór z czerwonymi oczami, a za nimi ciągnął się fioletowy ogon. Wagonik powoli ruszył z lekkim skrzypnięciem i po chwili minęli pomalowane wrota i zagłębili się w ciemność. Zewsząd rozlegała się złowroga muzyka, przez którą na karku Chuuyi zjeżyły się włoski. Zaciskał dłoń na dłoni Dazaia. Z obu stron zaczęły wyskakiwać trupy, krzycząc przeraźliwie. Z mroku zaczęły wyłaniać się potwory. Nakahara zacisnął obie dłonie na metalowej rurze do trzymania z przodu wagonika, puszczając dłoń Dazaia. Po krótkiej chwili obejrzał się na bruneta, by zobaczyć, czy ten też jest tak przerażony i odkrył, że chłopaka tam nie ma. Zaczął się rozglądać w panice.

Po chwili poczuł, jak coś zakrywa mu usta i wyciąga z pojazdu. Chciał krzyczeć, ale coś mu to uniemożliwiało. Rozejrzał się. Gdy zobaczył, że tym, który go nastraszył był Osamu, miał ochotę zatłuc go na śmierć. Już zaczął się wyrywać by na niego nawrzeszczeć, gdy chłopak przyciągnął go do siebie mocno i pocałował. Nakahara bardzo szybko porzucił walkę. Stali więc na środku torów, otoczeni muzyką powodującą dreszcze, choć zupełnie jej nie słysząc.

Zeszli z torów dopiero, gdy nadjechał kolejny wózek i wjechał centralnie w nich. Na szczęście pasażerowie uznali to część atrakcji i mężczyźni zdążyli zbiec nim zostali przyłapani. Dazai skutecznie odwiódł Nakaharę od pobicia go w dość przyjemny sposób, a gdy kolejny wózek odjechał, weszli na tory i trzymając się za ręce,  pokonali resztę trasy pieszo. Osamu z uśmiechem obserwował, jak Chuuya minimalnie podskakuje za każdym razem, gdy coś wychylało się ze ściany. Wreszcie dotarli do końca ścieżki i wyjściowe wrota otworzyły się przed nimi wpuszczając do domu strachów światło dnia. Rudzielec odetchnął z ulgą. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, że to wszystko był jego pomysł, ale nie zamierzał w żaden sposób przyznawać, że się przestraszył.

- Teraz kolejka górska - zarządził Nakahara po krótkiej chwili zastanowienia.

- Chuu - zaczął Dazai, patrząc na zegarek. - Mamy czas na jeszcze maksymalnie dwie atrakcje, bo później nie zdążymy do kina. Musisz mądrze wybrać. No i weź pod uwagę, że zaraz zacznie się powoli ściemniać.

- Kolejka, a potem diabelski młyn - postanowił rudzielec z miną znawcy.

Dazai nie skomentował tego w żaden sposób tylko skierował swoje kroki ku pierwszej z atrakcji.

- Ta kolejka to jawna próba samobójcza - oznajmił Osamu, widząc ciągnącą się we wszystkie strony pod wszystkimi kątami ścieżkę.

- No to perfekcyjna atrakcja dla Ciebie, co gnido? - odparł Chuuya, wciągając bruneta w kolejkę.

- Wytłumacz mi, jak to jest, że boisz się jechać motocyklem, a na to chcesz wsiąść bez najmniejszych oporów?

- Tego nie będziesz prowadził Ty - uświadomił go Nakahara, zarabiającym tym stwierdzeniem pstryczka w nos.

Mężczyźni wsiedli do pierwszego wagonika i dokładnie zapięli uprząż. Kolejka ruszyła, powoli wspinając się w górę po czerwonych szynach. Gdy na sekundę zawisnęli nad krawędzią, tuż przed nagłym spadkiem, Chuuya zaczął się śmiać i wyrzucił ręce w górę. Dazai patrzył na niego, jak na skończonego idiotę. Wiatr rozwiewał im włosy we wszystkie możliwe strony, a ostre zakręty sprawiały, że niemal wypadali z kolejki.

Gdy zjechali w końcu do punktu wysiadki, skierowali się do ich ostatniej atrakcji, diabelskiego młyna. Na dworze naprawdę zaczynała już zapadać ciemność i uliczne latarnie rozświetliły się żółtym, ciepłym blaskiem. Atrakcje z miasteczka również powoli zaczynały się podświetlać na tysiące różnych, często gryzących się ze sobą kolorów, tworząc przyjemną dla oka kakofonię. Wsiedli do przeszklonego wagonika i zamknęli za sobą drzwiczki. Dazai jako pierwszy usiadł i wygodnie zaparł się nogami o siedzenie po drugiej stronie. Nakahara od razu do niego dołączył. Usadowił się wygodnie i nim jeszcze oparł policzek o ramię Osamu, wyciągnął telefon.

- Uśmiechnij się gnido - oznajmił, samemu się uśmiechając.

Dazai zrobił, o co go poproszono i Nakahara zrobił zdjęcie. A potem dwadzieścia innych, gdy obaj zaczęli robić dziwne, idiotyczne miny i ostatnie, gdy Dazai pocałował Chuuyę w policzek. Później młyn ruszył i powoli przesunęli się na pierwszą pozycję z dwunastu. Na razie widok nie był zbyt wciągający, rozciągał się jedynie na pobliską część wesołego miasteczka i trochę drzew. Dlatego też Osamu zamiast na zewnątrz, patrzył na Nakaharę, który rozglądał się po wszystkim z zachwytem. Powoli, zatrzymując się na każdej stacji na pięć minut, w końcu dotarli do tej, znajdującej się na szczycie koła. Tam nawet Dazai rozglądał się z zaciekawieniem.

Miasto pod nimi wyglądało niesamowicie. Wszystko spowite ciemnością ze światłami, które ją rozświetlały i nadawały miastu kształt. Dawało się wyczuć, nawet stąd, jak pełne życia jest to miejsce, jednak szklane ściany dookoła nich odcinały ich od zbędnego hałasu.

- Piękny widok - oznajmił w końcu cicho Chuuya.

Dazai przeniósł wzrok z widoczków poza ich wagonikiem na Chuuyę. Rudzielec odsunął się od niego kawałek i spojrzał przez ramię. Był szczęśliwy, ale nie w ten sam sposób, co wcześniej. Teraz jedynie uśmiechał się samymi kącikami ust. Był zbyt zajęty obserwowaniem otaczającego go świata z wesołymi iskierkami w oczach, zupełnie, jakby widział go po raz pierwszy. Opierał policzek o chłodną szybę, a włosy idealnie mu się układały w kitce na lewym ramieniu.

- Rzeczywiście - przyznał Osamu, wpatrując się w rudzielca i całkowicie ignorując wszystko poza nim.

Dopiero po dłuższej chwili Nakahara zorientował się, że nie mówią o tym samym i lekki rumieniec pojawił się na jego policzkach.

- Przegapisz cały sens tej atrakcji gnido - oznajmił z lekkim politowaniem Chuuya.

Dazai włożył ręce do kieszeni i odchylił się na siedzeniu na tyle, na ile pozwalała mu bariera ze szklanej ściany. Zapatrzył się w niebo nad nimi. Nieprzeniknioną czerń usianą setkami jasnych, niewielkich punkcików.

- Tak sobie myślałem Chuu - zaczął na głos zastanawiać się brunet. - Skoro Ty chciałbyś żebym mówił do Ciebie "kochanie", to chyba uczciwym byłoby oczekiwanie tego samego w zamian, co?

- Nie możemy uznać, że moim "kochanie" jest "gnido"? - spytał z rezygnacją w głosie rudzielec.

- Co tam? Byłoby Ci zbyt głupio? Nie przeszłoby Ci to przez gardło? - Dazai zaczął go dźgać palcem w policzek z szerokim uśmiechem.

- Idiota - mruknął, uśmiechając się lekko i ignorując bruneta.

Nakahara doskonale rozumiał, że z Dazaiem jest jak z dzieckiem. Jeśli Cię denerwuje wystarczy go zignorować, a szybko się znudzi. Niejednokrotnie dawał Dazaiowi tę przewagę, że zaczynał się denerwować, gdy Osamu tego chciał. Teraz jednak był na to w zbyt dobrym humorze. Pocałował delikatnie bruneta w policzek.

- Dziękuję za dzisiaj - powiedział cicho. - To byłaby udana pierwsza randka... kochanie.

Dazai spojrzał na rudzielca z bezgraniczną radością. To było tak urocze, bo nie sądził, że Chuuya naprawdę to powie. Delikatny rumieniec był doskonale widoczny nawet w tak słabym świetle, które ich otaczało. Nakahara przysunął się bliżej bruneta i pewnym gestem chwycił go za przód koszuli, tuż przy samym gardle, po czym pociągnął nieco w dół tak, by wyrównać poziom, na którym znajdowały się ich twarze. Atmosfera i widok były niesamowite. Kolorowe światła mieszały się z radosnymi iskierkami w oczach Dazaia. W końcu Chuuya zainicjował pocałunek, powoli, niespiesznie. W końcu mieli jeszcze dwie stacje do przejechania.

Wtedy także Osamu splótł palce swoje i Nakahary. Puścił jego rękę dopiero, gdy znaleźli się ponownie przy motocyklu. Tym razem rudzielec sięgnął po kask sam z siebie i pogroził nim przez chwilę brunetowi.

- Zaufam Ci, że mnie nie zabijesz - oznajmił zapinając pasek od kasku.

Dazai tylko się zaśmiał i poklepał Chuuyę po kasku. Tym razem jechał o wiele wolniej. Po jakimś czasie nawet Nakaharze udało się oderwał twarz ukrytą w plecach Osamu i otworzyć oczy. Chuuya oparł podbródek o ramię bruneta i z zachwytem obserwował otoczenie, które mijali. Rudzielec musiał przyznać, że gdy tylko dał szansę temu sposobowi podróży, okazało się, że jest to nawet przyjemne. Kino minęło im równie szybko. Chuuya próbował udawać, że wcale film go nie rusza, ale Dazai widział, jak po policzkach rudzielca spłynęły łzy w kluczowym momencie. To urocze, tak się wzruszać na zwykłej bajce.

Wrócili do domu Dazaia w cudownych humorach i Nakahara od progu zaklepał łazienkę jako pierwszy. Osamu nie protestował i tylko z uśmiechem skierował się do gabinetu. Tam też, po zadziwiająco długim prysznicu, znalazł go Chuuya. Rudzielec uwiesił się na brunecie od tyłu i oparł podbródek o czubek jego głowy, zaglądając w laptopa.

- Co robisz, gnido? - spytał z zaciekawieniem.

- Włamałem się do kamer miejskiego monitoringu i tych prywatnych z wesołego miasteczka żeby ściągnąć nagrania, na których jesteśmy.

- Przecież ich tam było krocie - zdziwił się rudzielec. - Na każdej atrakcji było po kilka, na przejściach, na drogach. Każde skrzyżowanie to kamery.

- Dokładnie siedemdziesiąt cztery - uświadomił go chłopak. - Gdy wszystko się już ściągnie, przepuszczę to przez kilka programów żeby wydobyć jak najlepszą jakość i przejrzę klatka po klatce. I będziemy mieć masę zdjęć z dzisiaj.

- A telefon po co podłączyłeś? - dopytywał rudzielec.

- Nie zamierzałem w pełni polegać na miejskich kamerach. Przecież większość z nich to taniocha, która ledwo działa. Sam też sporo zrobiłem. Zgrywam wszystko.

Nakahara wyjął z kieszeni dresów telefon i podał go brunetowi.

- Moje też zgraj, będzie komplet - odpowiedział na nieme pytanie chłopaka.

Dazai podłączył też telefon Nakahary i zostawił wszystko włączone. Obrócił się na krześle by znaleźć się na wprost Chuuyi. Z podniesioną brwią zlustrował ubrania chłopaka. Koszulka była typowa, czarna, luźna. Dresowe spodnie natomiast...

- Tak, ukradłem Ci gacie. Twoje są cieplejsze i wygodniejsze - oznajmił Chuuya z taką samą pewnością, z jaką stwierdzałby w deszczowy dzień, że pada.

Osamu nie skomentował tego w żaden sposób. Zostawił wszystko włączone i wstał z krzesła, przeciągając się.

- Czas spać. Jutro czeka nas pracowity dzień.

- Dzisiaj - poprawił go Nakahara.

- Dzisiaj? - Dazai spojrzał na godzinę wyświetlającą się w dolnym rogu ekranu laptopa. Wskazywał niemal na drugą. - Rzeczywiście, dzisiaj. Na razie jednak czeka nas tylko łóżko.

Nakahara musiał przyznać, że łóżko Dazaia było niezwykle wygodne. Aczkolwiek chyba wszystko zależało od poduszki. A Osamu robił za niesamowitą poduszkę. Zadziwiające również było, jak dobrze można się wyspać, jeśli tylko śpi się z odpowiednią osobą. Ranek minął im równie przyjemnie z tą różnicą, że śniadanie smakowało jakoś tak lepiej. Chuuya spytał o to bruneta, a ten tylko wskazał na kawałek ściany tuż obok okna, znajdujący się w zasięgu kuchni. Znajdowała się przy nim drabina, a dalej, aż  pod sufit znajdowało się kilka rzędów przypraw w, stylizowanych na drewniane, doniczkach podpisanych na czarnym pasku farby kredowej.

- Siła przypraw. Rozumiem - oznajmił Nakahara, przypominając sobie, jak Dazai upierał się by kupić kilka roślinek, gdy byli jeszcze u niego.

Chuuya był rozdarty. Z jednej strony miał wrażenie, że mieszkanie Dazaia jest jak żywcem wyjęte z bloga jakiegoś bogatego dzieciaka z dobrym gustem, a z drugiej zdawało się, że przynajmniej połowa mebli czy ozdób jest wykonana własnoręcznie przez Osamu. A jednak brakowało tam zbędnych ozdobniczków, zupełnie jak u niego w domu. Dopiero po śniadaniu, gdy Dazai skierował się do gabinetu, by zakończyć to, co zaczął poprzedniego wieczora, Nakaharze przypomniało się, że udało mu się załatwić to, o co go poproszono.

- Mamy spotkanie z Mitsubasą w sali, którą sobie wybrałeś. W samo południe.

Nakahara zaczął chodzić po całym mieszkaniu. Chciał dokładnie obejrzeć wszystko. Nawet widok za oknem. Ot, zwykła ciekawość. Podświadomie czuł, że da radę się tu odnaleźć bez najmniejszego problemu, bo wątpił by zmysł funkcjonalności Dazaia uległ stępieniu. Osamu w tym samym czasie zdążył sprawdzić, jak się mają sprawy z nagraniami i popchnąć je do przodu, nim chwycił Nakaharę w pasie, przerzucił go sobie przez ramię i odłożył dopiero na kanapie.

- To oznacza, że mamy co najmniej dwie godziny żeby porobić coś zupełnie nieproduktywnego - oznajmił z radością Osamu.

- A co ze zdjęciami? - spytał Nakahara, przygnieciony całym ciałem bruneta.

- Przerobię je kiedy będziesz spać, a potem wybiorę to, na którym wyglądasz najgorzej, jakieś z otwartą buzią albo dziwną miną, którą nie sądziłeś, że uda mi się dostrzec i powieszę sobie w gabinecie, centralnie za biurkiem, na wielkiej korkowej tablicy. A potem znowu Cię gdzieś wyciągnę i znowu zrobię Ci dokładnie to samo. Aż w końcu będę miał calutką tablicę naszych wspólnych zdjęć - przedstawił mu swój plan.

Nakahara tylko jęknął z niedowierzaniem. Znał umiejętności Dazaia i jego fotogeniczność, więc był całkowicie pewien, że chłopak spełni swoją groźbę. Zresztą, nawet gdyby chciał go powstrzymać, to i tak chwilowo leżał centralnie pod nim, przygnieciony jego olbrzymim, nie aż tak ciężkim ciałem i miał zerową mobilność.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top