P. XXII / BYLIBYŚMY PRAKTYCZNIE JAK MAŁŻEŃSTWO

Na podziemny parking wjechali, gdy między wieżowcami już prześwitywały pierwsze promienie wschodzącego słońca. Tym, co najbardziej zmartwiło Nakaharę było to, że Dazai wcale nie wyglądał lepiej. Wciąż nie odezwał się do niego ani słowem i zdawał się mieć mózg ustawiony na najwyższe obroty. Gdy windą dojechali do mieszkania, Dazai życzył Chuuyi dobranoc, zakładając, że po nieprzespanej nocce rudzielec pójdzie spać. Zupełnie nie zwracał uwagi na to, co działo się dookoła, więc nie zarejestrował ani zmartwionego wyrazu na twarzy Nakahary, ani tego, który pojawił się później i sugerował, że chłopak uważa go za skończonego idiotę, jeśli myśli, że zostawi go samego w takim stanie chociaż na chwilę.

Osamu wyszedł na balkon i usiadł po turecku, opierając się wyprostowanymi plecami o ścianę. Zimno od razu go zaatakowało. Świat wszakże dopiero się budził i chłodne powietrze wbijało się drobnymi igiełkami w ciało każdego, kto ośmielił się wystawić nos poza mieszkanie. Odetchnął głęboko i otworzył kolejną paczkę fajek. W pewnym momencie podczas ich niekontrolowanej podróży musieli zjechać na stację benzynową, bo zwyczajnie nie starczyłoby im paliwa. Wtedy też Dazai uświadomił sobie, że wypalił Nakaharze całą paczkę. Kupił więc cztery kolejne. Jedną, ulubioną markę rudzielca, by mu je oddać, a resztę dla siebie. Wiedział, że nie zazna spokoju przez bardzo długo, a palenie pozwalało mu się skupić na jednej rzeczy na raz i nieco uspokoić.

Przetarł oczy palcami lewej dłoni. W prawej, opartej na zgiętej nodze, już trzymał kolejną odpaloną fajkę. Westchnął ciężko. Przeanalizował każdą sytuację. Miał wszystkie dane. Dlaczego był pewien, że coś go zawiedzie? Jak mógł uchronić się przed skutkami tego niespodziewanego? A co ważniejsze, jak mógł ochronić Nakaharę? Zapatrzył się na widok, który widział przez szklaną barierkę obiegającą obszerny balkon. Wszystko wydawało się tak piekielnie spokojne, gdy w jego duszy szalał sztorm.

Poczuł, że ktoś siada obok niego i okrywa kołdrą. Zaskoczony spojrzał na Chuuyę, który wyglądał, jakby nie zamierzał się stamtąd ruszyć. Rudzielec objął delikatnie jego rękę i położył policzek na ramieniu bruneta, delikatnie się do niego przytulając i również wpatrując w widok. Przed nimi, w zasięgu ręki postawił dwa parujące kubki z piciem, termos oraz miskę czegoś, czego Dazai nie potrafił zidentyfikować. Z dziwnej miski wystawały dwie łyżki.

- Powiesz mi, co się stało Osamu? - spytał w końcu cicho Nakahara.

Dazai oparł policzek o czubek głowy przytulającego się do niego rudzielca.

- Mój brat Ci groził - odparł równie cicho brunet. - To nie ma najmniejszego sensu. Jest w jakiejś tam mafii. Nie, nie w Kobasie. Również nie w Portówce oczywiście. Przez przypadek wkręcił się w jakieś małe gówno w więzieniu i uważa się za najważniejszego człowieka na całym świecie. Salvatrucha. Tak się nazywają. Sprawdziłem ich. Lubią tatuaże i więzienia, a większość członków ma wyrok do końca życia. Banda idiotów kierowana przez idiotę. Zaczęło się za kratkami i wątpię by skończyło się gdziekolwiek indziej.

- To nie brzmi jak realne zagrożenie dla kogokolwiek - przyznał szczerze Nakahara.

- No i tu właśnie leży problem. Przeanalizowałem wszystko. Każdą sytuację. Każdą możliwość. Czy mają Uzdolnionych, czy mają wtyki w ważniejszych miejscach, jakie przeprowadzali akcje, jak stoją z finansami. Wszystko. Sprawdziłem ich na wylot. I monitoruję ich poczynania. Wiem, że nie są groźni. Nie mają praktycznie żadnej siły przebicia. Przeanalizowałem jednak również opcje, w których któreś z moich informacji okazałyby się błędne. Chyba przed żadną akcją nie rozważyłem tylu opcji. I wciąż nie widzę żadnej alternatywy, w której mój brat mógłby spełnić swoją groźbę wobec Ciebie. A jednak szósty zmysł mówi mi, że to się nie skończy dobrze. Że on coś wie, czego ja nie wiem. Że udało mu się coś zaplanować z tym jego mózgiem wielkości orzeszka. I to wszystko sprawia, że jestem niespokojny. Boję się, że Cię stracę. Że nie dam rady Cię obronić.

Nakahara uśmiechnął się delikatnie i odsunął się kawałek od bruneta.

- Umiem się obronić sam gnido. To urocze, że się martwisz i wiem, że Twój szósty zmysł ratował nas więcej razy niż powinien, ale może tym razem wystarczy zaufać naszym umiejętnościom? Raz, że naprawdę sam dam sobie radę, nawet jeśli będę musiał użyć Drugiego Źródła. Dwa, że mam Ciebie. Nic nam się nie stanie. Twój brat pewnie myślał, że jesteś taki sam, jak kilkanaście lat temu i dlatego spróbował Cię zastraszyć. Opowiesz mi całą historię?

W misce, po którą sięgnął Dazai, okazała się być zabójcza mieszanina cukru. Żelki, chipsy, lody, polewa toffi, bita śmietana, czekolada i kilka innych słodyczy, wrzuconych tam w nieokreślonych ilościach i wymieszanych ze sobą. Zaczęli pochłaniać papkę pocieszenia, a Osamu zaczął opowiadać Nakaharze, jak wyglądało jego spotkanie z bratem. Pod koniec całej historii, Nakahara zaczął się śmiać. Pstryknął Dazaia lekko w czoło.

- Pamiętaj, że nie jesteś jedynym potworem w tym mieście, co? Najwidoczniej coś do siebie przyciąga różne potwory, patrząc przez pryzmat tego, że jesteśmy teraz razem. I chciałbym, żebyś raz na zawsze coś sobie zapamiętał. Nieważne, co próbuje wmówić Ci świat. Dla mnie nigdy nie będziesz, ani nie byłeś potworem.

Resztę poranka spędzili w o wiele przyjemniejszej atmosferze. Zupełnie jakby pojawiające się na zewnątrz ciepło odpędziło chłód złych myśli. W pewnym momencie nawet Dazai oświadczył, że dzisiaj śpią u niego, bo roślinki to pewnie mu już pousychały. No i bardzo chciał, by Nakahara zobaczył jego mieszkanie. Zupełnie jakby to miało ostatecznie uświadomić brunetowi, że są w związku. Właśnie, w związku. To obudziło bardzo ważne, acz głupie pytanie.

- Chuuya, kim my teraz dla siebie jesteśmy? - spytał cicho Dazai, jakby obawiał się odpowiedzi.

Nakahara tylko westchnął ciężko, nie wierząc z jakim idiotą przyszło mu żyć. Nie wychodząc spod kołdry, którą byli otuleni, wpakował się na kolana bruneta, twarzą do niego.

- Osobiście uznaję się za Twojego chłopaka gnido - odparł, przekrzywiając lekko głowę. - Ty oczywiście masz obowiązek uznać analogicznie. W związku jesteśmy. Relacja. Zdrowa relacja dwójki kochających się ludzi - rudzielec tłumaczył mu wszystko, jak skończonemu debilowi.

Dazai delikatnie odgarnął włosy z twarzy chłopaka. Uśmiechał się lekko.

- Czy to oznacza, że mogę okazywać Ci uczucia w miejscach publicznych? Możemy się całować wszędzie, chodzić trzymając za ręce i robić wszystkie te inne pierdoły, które robią pary? - dopytał Osamu, za co znowu zarobił jednoznaczne spojrzenie od Nakahary.

- A coś stało temu na drodze?

- Jesteś w Mafii - przypomniał mu brunet. - Dość sporej Mafii. Cokolwiek zrobisz publicznie dotrze do wszystkich. Masz reputację, dość dobrą. Tak samo pozycję. Nie chciałbym temu w żaden sposób zagrozić.

Dazai bardzo szybko zarobił kolejnego pstryczka.

- Mówiłem Ci już, ale coś czuję, że będę mówił jeszcze długo, że jeśli miałbym wybrać między Tobą a Mafią, wybrałbym Ciebie. Bez najmniejszego wahania. Plus nie boję się reakcji innych ludzi. Nie miałbym nic przeciwko okazywaniu sobie nawzajem uczuć w jakimkolwiek miejscu gnido - uświadomił go, patrząc mu prosto w oczy i szukając w nich jakichkolwiek oznak zwątpienia. - Jesteś tylko mój i zamierzam to otwarcie pokazywać.

Chuuya pocałował go długo i czule, jakby na potwierdzenie własnych słów. Później przytulił się do niego. Zostali tak jeszcze przez bardzo długo. Wystarczająco, by Chuuya zdołał zasnąć. Dazai uśmiechnął się szeroko, słysząc spokojny, regularny oddech chłopaka. Wstał, powodując jak najmniej drżeń, jak tylko umiał i zaniósł wczepionego w niego rudzielca do sypialni. Okrył go szczelnie kołdrą i złożywszy delikatny, czuły pocałunek, opuścił sypialnię. Wiedział, że jeszcze przez bardzo długo nie zaśnie. Mimo słów Chuuyi, wciąż był niesamowicie niespokojny. Coś mu umykało i był tego świadom. A niewiedza, co konkretnie, potęgowała jego stres.

Chwycił za drugą teczkę ze stosu, który zostawili na stole poprzedniego dnia. Po krótkim namyśle poszedł do domowego gabinetu Nakahary i podkradł stamtąd ołówki, samoprzylepne karteczki i długopisy. No i ryzę czystego papieru oczywiście. Usiadł z nowymi nabytkami na kanapie i sporządził notatkę z działań, które udało im się zainicjować w sprawie Kobayashiego. Rozpisał także plan przyszłych działań. Dopiero wtedy ostatecznie odłożył te papiery i ponownie chwycił inną teczkę.

Trafiła mu się sprawa Mitsubasy. Po walce z Gildią finanse Mafii nieznacznie ucierpiały. Tego Dazai był pewien. Z tego jednak, co wynikało z załączonego zestawienia, ogólne finanse Mafii ledwie się trzymały, zupełnie, jakby nie dawali rady powiązać końca z końcem. A przy tak dużej organizacji z takimi dochodami to przecież niemożliwe. Za czasów Dazaia mieli wchłonąć Bank of Kobe, ale plany te zakładały dalekosiężne wpadki Mafii, na które przydałby się dodatkowy hajs dostępny od ręki, a taki właśnie gwarantował dobry układ z bankiem, który oddawałby im część swoich zysków. Wszystko miało pójść jak z płatka, zwłaszcza, że sam Mistubasa chciał wkupić się w ten sposób do Mafii, bo dzięki mafijnym plecom dałby radę wykończyć dwóch rynkowych przeciwników i zdobyć monopol na rynku. Dazai sporządził krótką notatkę, co do najbliższych poczynań i nakleił ją na okładkę teczki po wewnętrznej stronie, tuż obok pierwszej strony papierów.

W kolejnej teczce Dazai znalazł szczegóły dotyczące Momoiro Clover Z. Popowy zespół, który zdobywał szturmem popularność w sieci, a dopiero człapał na realnej scenie. Objęcie ich ochroną dałoby im niesamowity potencjał. Raz, że zyskaliby zupełnie nowe kontakty, dwa, że w łatwy sposób mogliby zatuszować swoje biznesowe podróże. No i oczywiście kasa byłaby z tego naprawdę niezła. Chwycił telefon i szybko wystukał nazwę zespołu. Zaklął cicho, gdy okazało się, że mieli już swój debiut na realnej scenie. Mieli też producenta, menadżera i chmary ludzi od wizerunku. Wybili się sami, nie czekając na pomoc od Mafii. Ale to też dało się jeszcze naprawić. Osamu uczynił z tą sprawą dokładnie to samo, co z poprzednią. Krótka notatka na samoprzylepnej karteczce.

Później Dazai przejrzał rozpiskę kupowanej broni. Z niejakim przerażeniem odkrył, że nie tylko przerzucili się na najtańszą dostępną na rynku broń, ale też sporo zalegali. Naprawdę sporo. I o ile w przypadku firm typu Beretta, które gdy miały z kimś dobre relacje, to nie stanowiłoby problemu, o tyle w tej nowej stanowiło. Beretta przede wszystkim była świadoma, że sprzedaje broń mafiom. Głównie włoskiej zresztą. To było zaufani ludzie, którzy potrafili rozłożyć partię na części, załatwić wszystko tak, by nie wzbudzać podejrzeń i wysłać w odpowiednie, fałszywe lokacje udając, że to części samochodowe czy zabawki lub urządzenia domowe. Wszystko było kryte i rozchodziło się po kościach. Trwało dłużej, owszem, ale dzięki temu nikt spoza kręgu zainteresowanych nie miał pojęcia, gdzie Mafia kupuje broń i nie dało się powiązać z nimi Beretty. Nawet jeśli była znajdowana na miejscach zbrodni. Wtedy funkcjonariusz dzwonił do Włoch, a tamci ukręcali łeb sprawie przez pokazanie fałszywych ksiąg rachunkowych i tekst, że najwidoczniej ktoś musiał odsprzedać ich broń. Beretta potrafiłby zrozumieć, że przechodzą przez finansowe problemy i ustaliliby formę spłaty, która byłaby realna dla Mafii. Pod każdym względem wszyscy byli kryci. Ta nowa firma jednak to co innego. Nie dość, że im zalegali, co w każdym momencie mogło skończyć się nagłośnieniem sprawy i zwykłym zniszczeniem całej Portówki, to jeszcze kupowali wszystko na raz z dostawą do głównego biura. Coś takiego kiedyś wydawało się niedopuszczalne. Dazai westchnął ciężko. Jeżeli Mori zakończył współpracę z Berettą w zły sposób to prawdopodobnie nie uda im się odnowić tej relacji. Trzeba będzie jednak spróbować, bo zła broń w niedoświadczonych rękach oznaczała martwego członka Mafii. A to nie przyciągnie do nich nowych rekrutów. No i trupy przyciągają sępy i policję. Złe połączenie. Dazai zrobił kilka notatek i gdy miał odkładać teczkę, zadzwonił jego telefon. Spojrzał na wyświetlacz i odrzucił połączenie. Na razie wciąż był zbyt zdenerwowany na rozmowę z Morim. Telefon zadzwonił jeszcze dwa razy i umilkł, więc Osamu oderwał wzrok od wyświetlacza i skupił się na kolejnej teczce.

W następnej teczce znalazł to, czego się zupełnie nie spodziewał. Mafia weszła w bezpośredni handel narkotykami. Dazai przeglądał kolejne strony o dostawach, dealerach i sprzedaży, a jego złość rosła. Zgodnie z jego planem mieli wchłonąć kilka większych gangów, które się tym zajmowały. Mogliby czerpać z tego korzyści, jednocześnie pozostając w cieniu i w razie wpadki nie znaleźliby się pod lupą policji. Cały plan jednak anulowano i zastąpiono pozornie prostszą opcją. Dazai usłyszał, że dzwoni telefon Nakahary i w myślach przeklął się, że nie odebrał. Wtedy przynajmniej Mori nie obudziłby chłopaka.

~ Dzień dobry, Nakahara ~ po prostym przywitaniu nastąpiła chwila ciszy. ~ Bardzo mi przykro panie Mori, ale Dazai zniknął wczoraj, późnymi godzinami. Jak tylko się pojawi dam panu znać. Rozumiem. Oczywiście.

Zaspany Chuuya wkroczył do salonu, ciągnąc po panelach poduszkę, jeden jej róg trzymając w dłoni. Telefon, na którym upewnił się pięć razy, że się rozłączył, zostawił w sypialni. Rzucił poduszką w bruneta, patrząc na niego z wyrzutem.

- Musiałem skłamać dla Ciebie szefowi - mruknął, obchodząc kanapę i rzucając się na nią. Po chwili doturlał się do Dazaia i położył głowę na jego udzie.

- Jak Ci zaraz zrobię śniadanie to mi wybaczysz tę niedogodność? - spytał Dazai z delikatnym uśmiechem, zaczynając już z nawyku głaskać Chuuyę po włosach.

- Będziesz miał zdecydowanie lepsze rokowania - oznajmił Nakahara, udając, że się zastanawia, po czym spytał poważniejszym tonem. - Co nas dzisiaj czeka? Nie będę pytał, jak bardzo jesteśmy w dupie, bo jestem tego świadom - Dazai spojrzał na niego pytająco. - Mori uznał, że Twoje plany na różne akcje mają ukryty cel i że jeśli postąpimy zgodnie z nimi to przejmiesz Mafię. Dlatego zabronił robić czegokolwiek podobnego do tego. A że wszystkie akcje przechodzą przez niego? Średnie pole manewru. Kazał Cię nawet śledzić - prychnął rudzielec.

Dazaiowi coś zaświtało w głowie. Trybiki ruszyły wolniej niż się spodziewał. Cegła na ścianach mu się nie podobała.

- Jak bardzo kazał mnie śledzić? - spytał cicho. Wszystkie jego mięśnie nagle się spięły, a mózg zaczął szukać innego rozwiązania.

- Zostałeś objęty pełnym programem - odparł Nahakara, wzruszającc ramionami.

Czyli byli w jego mieszkaniu. Skoro Kenichi wiedział o tym, jak wygląda jego mieszkanie, to znaczy, że mieli agentów również w więzieniu. Strażnicy więzienni nie dzielili się informacjami z więźniami. Więc zostawali osadzeni. Policja nie miewała agentów wśród osadzonych. Owszem, informatorzy, kapusie. To się zdarzało. Ale nie kogoś, do kogo docierałyby środowiskowe plotki.

- Szpicel nie jest informatorem dla policji, jak zakładaliście - oznajmił w końcu Dazai. - To byłoby łatwiejsze do wykrycia. Plus policja nie ma niczego do zaoferowania. Inna mafia to z kolei ciekawsza sprawa. Można kogoś przekupić. Przyjąć w szeregi dając wyższą pozycję.

- Nie ma silniejszej mafii niż Portówka w Kobe - oznajmił po dłuższej chwili rozważań rudzielec.

- W samym Kobe nie. Ale jest Triada. Yakuza. Cosa Nostra - zaczął wyliczać Dazai. - A to tylko te najbliższe, które działają niedaleko. Mają o wiele większy zasięg niż Portówka. Portówka to jedno miasto i chwilowo żadnych aspiracji na coś większego. Żadnej większej siły przebicia na potężniejszej arenie. Tylko że im nie jest potrzebny nikt na niższym szczeblu. Odpowiedni poziom zaangażowania, udział w ważniejszych akcjach - po dłuższej chwili milczenia Dazai dodał coś, co zaszokowało Nakaharę. - Myślę, że to ta sama osoba, która została oddelegowana do szpiegowania mnie. Albo jej podwładny, choć to z mniejszym prawdopodobieństwem. Kenichi wiedział, jak wygląda moje mieszkanie. Jak wygląda moje całe życie. I wiedział to na bieżąco. Więc muszą mieć kogoś u nas i kogoś w więzieniu. Portówka to największa mafia w Kobe, więc nie umknęłoby nam, gdyby inna mafia rozwinęłaby nam się tak tuż pod nosem. Skoro nie mniejszy, logicznym wnioskiem jest, że to większy gracz.

Nakahara uśmiechnął się szeroko, pełen szczęścia i delikatnie pogłaskał Dazaia po policzku. Chłopak przerwał swoją wypowiedź i spojrzał na rudzielca zaskoczony. Nie musiał pytać, by doczekać się odpowiedzi.

- Mówiłeś o Portówce. I użyłeś słowa "nas". Przypominają się stare czasy.

- To nie oznacza, że wracam - przypomniał mu Dazai.

- Na razie nie. Ale wrócisz. Shizuki miała rację. Byłbyś świetnym nowym szefem.

- Słowa jednej dziewczyny nie znaczą aż tak dużo - zaśmiał się brunet, głaszcząc Nakaharę po policzku.

- A jednego chłopaka? Moje? - spytał, wbijając swoje wybitnie intensywne spojrzenie niebieskich oczu w oczy bruneta.

- Twój osąd jest zaburzony - odparł poważnie. - Przez to, że mnie kochasz, wydaje Ci się, że potrafię przenosić góry. Ale nie potrafię. Jestem zwykłym człowiekiem.

Nakahara postanowił podejść go od drugiej strony.

- A co z Twoim sercem? - Dazai spojrzał na niego z niezrozumieniem, więc Chuuya kontynuował z lekkim poczuciem zwycięstwa w sercu. - Mówiłeś, że zabijając pochłaniasz cudze emocje, umiejętności, wspomnienia. Że to wypełniało pustkę w Twoim sercu. Ale teraz, gdy jesteś ze mną, pamiętasz cokolwiek z tego? Potrafisz sobie przypomnieć choćby jedno cudze wspomnienie? Przemyślałem to dokładnie. Doszedłem do wniosku, że może jeśli dałbyś radę wypełnić serce miłością i przyjaźnią, wtedy nie musiałbyś się martwić o negatywne skutki Twojego Drugiego Źródła. I mógłbyś wrócić bez obawy, że coś Ci się stanie.

- Może masz trochę racji. Rzeczywiście, od kiedy jestem przy Tobie nie potrafię sobie przypomnieć niczego, co nie jest moje. W końcu czuję się, jakby całe moje ciało było moje. Jakby wszystkie wspomnienia, uczucia, emocje były w pełni moje. Nigdy wcześniej się tak nie czułem. Nawet, gdy zabiłem tego dzieciaka idąc do Ciebie. Owszem, poczułem, że mam jego umiejętności, które zresztą od razu odrzuciłem, bo były naprawdę nic nie warte. Poczułem, że mam jego wiedzę. Nie wspomnienia czy emocje. Samą wiedzę. Z łatwością oddzieliłem wszystko, co wiedział o Mafii. O reszcie nawet nie myślałem. W sumie bardzo szybko przestałem myśleć również o tym, bo na tym polu również się nie popisał. Martwiłem się wtedy o Ciebie. I to było jedyne, co czułem. Teraz nie czuję już tej pustki w sercu. Nie czuję się jak potwór. Czuję za to, jakbym w końcu miał prawdziwą rodzinę i był szczęśliwy. Ale to wszystko wciąż może być delikatne. Nie chcę tego stracić przez jedną głupią decyzję.

Nakahara chwycił jego dłoń i delikatnie ją pocałował. Uśmiechnął się pocieszająco.

- Nie stracisz. Zrobimy wszystko małymi kroczkami. Najpierw będziesz sobie tym konsultantem. Później ja dołączę do Agencji, choć bez tego Waszego motta i ratowania życia. I możemy tak żyć przez bardzo długo. Ale przecież wiesz, że w którymś momencie będziesz musiał wybrać. Nie musisz się martwić o to, czy mnie stracisz, bo nie stracisz, niezależnie od Twojej decyzji. A musisz też wziąć pod uwagę, jak to wszystko wygląda z wewnątrz. Wszyscy na wyższych szczeblach wiedzą, że z Morim jest coraz gorzej. A my nie mamy Twojego mózgu. Pani Ozaki próbuje coś robić, ale nie potrafi przekształcić poleceń Moriego tak, jak Ty przekształcałeś działania Sato. Reszta Hersztów też jest bezsilna. Do tego nagle wszystkie Twoje plany zostały zawieszone. To jawna słabość Moriego. Szef boi się Ciebie i to widać. A skoro widać czyjąś słabość, to szacunek powoli spada. Natomiast ten do Ciebie rośnie. Przynajmniej na wyższych szczeblach. Do tego te akcje teraz. Jeśli Twoje działania teraz przywrócą Mafię na właściwy tor i uchronisz ją od upadku, jasnym stanie się, że nadajesz się na szefa. Ludzie to wszystko wiedzą. I dlatego Mori się boi. Bo jemu wystarczy jeden zły krok i przegra. Pod Tobą natomiast wszystko mogłoby się ułożyć. I gdybyś zdecydował się zostać szefem, byłbym przy Tobie. Dalej Twoje serce byłoby wypełnione miłością i pozytywnymi uczuciami, więc nie musiałbyś się martwić o Drugie Źródło. Musiałbyś mi tylko zaufać Osamu. A przecież mi ufasz, prawda? Możemy się umówić tak, że ruszymy te wszystkie akcje, które masz tu w papierach i gdy wszystko będzie już na chodzie, wtedy zdecydujesz? Zaakceptuję Twoją decyzję. Jasne, będę próbował namówić Cię do powrotu, ale tego nie potrafię powstrzymać.

- Czemu aż tak Ci na tym zależy Chuuya - spytał zaciekawiony Dazai. Rzeczywiście, to, co mówił rudzielec miało sporo sensu.

- Bo to ciekawsze życie. Ty, ja i masa przygód. Miałbym Cię w domu, pracowałbym z Tobą. Bylibyśmy praktycznie jak małżeństwo.

- To da się załatwić nawet bez mojego powrotu do Mafii, wiesz? - spytał Dazai.

- Gnida - mruknął Chuuya słysząc to, spalił buraka. Osamu zaśmiał się widząc to.

- Zgoda - oznajmił, odkładając wszystkie teczki z powrotem na stolik. - Jeżeli po załatwieniu tych wszystkich spraw będę czuł się pewnie, wrócę do Mafii. Nie obiecuję Ci, że zostanę przyjęty, ani, tym bardziej, że zostanę nowym szefem. Ale postaram się wrócić.

Twarz Nakahary rozpromieniła się w największym uśmiechu, jaki Dazai kiedykolwiek widział. Uśmiechu, który nie opuścił rudzielca nawet wtedy, gdy telefon bruneta ponownie zadzwonił. Osamu poczochrał włosy swojego chłopaka i sięgnął po komórkę.

- Tym razem to odbiorę - oznajmił spokojnie, wciskając zieloną słuchawkę.

~ Dazai - przedstawił się krótko, w typowy dla Portówki sposób.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top