P. XVII / ZE WSZYSTKIM UTKNĘLIŚCIE W TAKIM BAGNIE?
Dazai w duchu śmiał się sam z siebie. Nigdy wcześniej niczym się nie stresował. Znał ludzi, z którymi pracował. Znał ludzi, dla których pracował. Nigdy nie musiał się starać. Teraz jednakże miał spotkać matkę najważniejszej dla niego osoby. Gdyby mógł, w tym momencie wybrałby walkę z Gildią. To byłoby o wiele mniej stresujące. Nawet wizja zniszczenia całego świata jawiła się jako taka.
Najpierw skierował swoją uwagę ku Shuujiemu Nakaharze. Starszy brat Chuuyi naprawdę miał niezwykle soczyście zielone włosy, postawione w irokeza na środku głowy. Do tego dwa kolczyki, drobne kółeczka w prawej brwi. Przez lewy policzek, praktycznie do połowy szyi biegła szeroką szrama. Widać było, że chłopak niezbyt się nią przejął, bo wyglądała, jakby zarosła na dziko, bez opieki lekarzy. Z jego postrury naprawdę emanowała władczość i niechęć do wszelkiego życia, ale jego twarz rozświetlał tak promienny uśmiech, że Dazaia przez chwilę skołowało. Miał na sobie grubą, skórzaną kurtkę, czarne, pełne dziur dżinsy i koszulkę z logiem zespołu, który Osamu doskonale znał. Całości obrazu dopełniały skórzane, czarne rękawiczki bez palców. Dazai miał przeczucie, że chłopak jest motocyklistą. Shuuji miał ze sobą plecak, w którym, jak założył Dazai, miał spakowane rzeczy na przeżycie poza stałym miejscem zamieszkania, a w obu rękach niósł coś. W jednej, ogromny, wiklinowy kosz, który wyglądał na dość ciężki, w drugiej ogromną, materiałową torbę, która na o wiele lżejszą też nie sprawiała wrażenia. Na końcu Dazai ocenił wzrost chłopaka. Był wyższy od Chuuyi i od ich matki, ale z pewnością był niższy od samego Osamu. Niewiele, ale zawsze. W myślach, dla możliwie kompletnego obrazu, przypomniał sobie, że Shuuji miał jakieś dwadzieścia siedem lat.
Później wzrok Dazaia spoczął na kobiecie, która szła, zwrócona twarzą do starszego syna. Osamu musiał stwierdzić, że była definicją klasy samej w sobie. I w sumie, że jego wyobrażenia nijak miały się do obrazu, który zobaczył. Były zbyt słabe. Matka Nakahary, pomimo swojego wieku, wciąż mogła bezproblemowo uchodzić za niezwykłą piękność, mimo, że była już koło pięćdziesiątki. Ubrana w czarny płaszcz, czerwoną marynarkę, białą, elegancką koszulę i czarne dżinsowe spodnie z kilkoma przetarciami. No i czerwone trampki. Dazai w mig zrozumiał, po kim Chuuya odziedziczył nie tylko śmiech, ale i świetne wyczucie stylu. No i tę płomienną szopę na głowie. Pani Nakahara miała włosy identycznego koloru, co młodszy syn. Tego dnia zostawiła je rozpuszczone, więc Dazai mógł na oko ocenić, że są gdzieś do połowy pleców. Od całej postawy matki Chuuyi biło ciepło i zdecydowanie. Na pewno była kobietą, której wszyscy się słuchali i wszystko działało jak w zegarku. Najtwardsza stal charakteru kryje się w najbardziej niepozornych i ciepłych ludziach.
Dazai spojrzał wreszcie na Chuuyę, który wyglądał, jakby gwiazdka przyszła wcześniej.
- Biegnij do nich - mruknął Osamu z uśmiechem, widząc, jak reaguje przyjaciel. - Nie ucieknę, obiecuję. Tylko nie zerwij szwów.
Nakahara spojrzał na niego z wdzięcznością i natychmiast ruszył w stronę rodziny. Dazai patrzył na to z uśmiechem. Miło było go widzieć takiego szczęśliwego, w rodzinnym środowisku. Przez myśli bruneta przeszła krótka chwila zastanowienia, czy ma szansę, by Chuuya kiedyś witał się tak radośnie z nim, ale postanowił tę myśl odgonić. To nie był czas ani miejsce na takie rozważania. Dazai był świadomy, że w bagażniku Chevroleta mają podręczną apteczkę i masę rzeczy na zmianę, ale wolał nie ryzykować konieczności tłumaczenia się rodzinie Nakahary, dlaczego ma on wielką ranę na boku. A jednak nawet nie potrafił o tym myśleć, gdy patrzył na jego radość. Osamu strzelił sam sobie mentalnego sierpowego i ogarnął się. Nie mógł spanikować przy matce Nakahary.
Nakahara stanął pomiędzy nimi, cały w skowronkach.
- Mamo, Shuu, chciałbym Wam oficjalnie przedstawić Osamu Dazaia - oznajmił radośnie rudzielec.
Dazai skinął głową w wyrazie szacunku.
- Pani Nakaharo, Shuuji, niezwykle miło mi Was poznać - zaczął z delikatnym uśmiechem, wręczając matce Nakahary bukiet. Czuł, że Shuuji lustruje go dokładnie wzrokiem. Na chwilę zapadła cisza.
- Myślałem, że będziesz niższy - oznajmił w końcu starszy Nakahara.
Osamu spojrzał na niego zaskoczony. To było chyba ostatnie zdanie, które spodziewał się usłyszeć. A jednak to jedno zdanie wystarczyło, by rozluźnić atmosferę. Chuuya napuszył się i zaczął dość energicznie machać rękami, co w jego wydaniu zapewne miało być zwykłą gestykulacją, która przekona jego rodzinę, by nie wygadali się, co im naopowiadał. Uspokoił go dopiero telefon. Uśmiech nieco zszedł mu z twarzy, gdy spojrzał na wyświetlacz. Rzucił Dazaiowi kluczyki.
- Muszę odebrać, to z pracy.
Osamu zrozumiał od razu. Nieważne, jak blisko było się z rodziną. Mafia stała ponad to. Była jak druga, o wiele większa i groźniejsza rodzina, którą samemu i bardzo dobrowolnie się wybierało. I czasami, gdy one stawały sobie na drodze, robiło się naprawdę nieciekawie. Dlatego wszyscy, którzy posiadali chociaż dwie szare komórki w mózgu, robili co mogli, by oddzielić od siebie te dwa światy.
- Wiem, gdzie zaparkowaliśmy, zaprowadzę Was - oznajmił z uśmiechem, wyciągając rękę w stronę Shuujiego, który spojrzał na niego z niezrozumieniem. - Jak chcesz mogę wziąć jedną torbę. Wyglądają na ciężkie.
Starszy brat Chuuyi spojrzał na niego, jakby Dazai wątpił w jego męskość. Przekazał mu jednak materiałową torbę.
- Gdyby Chuu uprzedził wcześniej, dałabym radę przygotować coś lepszego - stwierdziła kobieta z lekkim niezadowoleniem.
- Jestem pewien, że Chuuya będzie zachwycony tym, co udało się Pani przygotować - odparł uspokajająco Dazai, zastanawiając się, czy naprawdę w obu torbach znajduje się jedzenie.
Nie rozumiał też, jakim cudem, przy takich nawykach żywieniowych, Nakahara dawał radę utrzymać taką linię. Bo chłopak był naprawdę szczupły. Osamu usłyszał śmiech kobiety.
- Nie musisz się do mnie zwracać, jakbym była reliktem z muzeum. Mów mi Sachiko. To takie małe, specjalne przyzwolenie, dla przyjaciół Chuu - brunet zobaczył uśmiech, który doskonale pamiętał z innej twarzy.
Odłożyli wszystkie torby do bagażnika. Przez chwilę Dazai martwił się, że Shuuji za bardzo zainteresuje się ogromną apteczką, ale bardzo szybko mu przeszło. Brunet chciał puścić kobietę na miejsce pasażera, ta jednak odmówiła, twierdząc, że posiedzi ze starszym synem z tyłu. Radość Shuujiego, że to jemu w takim wypadku przypadnie najlepsze miejsce w aucie, trwała bardzo krótko i została zakończona niezwykle gwałtownie. Gdy tamci wygodnie zajmowali miejsca w autach, Dazai oparł się o maskę samochodu i założył ręce na klatce piersiowej. Przygryzł nerwowo wargę i lekko przekrzywił głowę. Po chwili na parking wbiegł Nakahara. Spojrzał na przyjaciela wzrokiem, który stanowił mieszankę wkurwu i zmęczenia. Marna mieszanka, jak na rodzinny wyjazd. Osamu uniósł lekko brwi, niemo pytając rudzielca, co się stało.
- Zrobiło się bagno ze sprawą Masahikiego - westchnął ciężko, przecierając twarz dłonią. - To jest po prostu nie do wiary, że Ci idioci jeszcze się z tym bujają. Przecież to się zaczęło jeszcze, gdy Ty byłeś. Telefon to mi dzisiaj nie przestanie dzwonić.
Dazai posłał mu współczujące spojrzenie. Pamiętał tę sprawę. Zgodnie z jego planem powinna zostać załatwiona w najlepszym wypadku w ciągu miesiąca, w najgorszym, gdy najlepsza opcja się nie powiedzie, w ciągu jednej nocy. Dziwił się, że to aż tak się rozjechało w czasie. Uznał jednak, że spyta o to później. Lub, że po prostu będzie służył radą w czasie drogi. Nakahara wyciągnął do Dazaia rękę, gestem sugerując, że brunet ma mu oddać kluczyki.
- Mógłbym - odparł Osamu, widząc to. - Ale Twoja mama chyba nie lubi, jak rozmawiasz prowadząc. A na głośnik tego nie dasz.
Nakahara chcąc nie chcąc, musiał przyznać mu rację. Darował sobie zabieranie mu kluczyków i obszedł auto, grożąc Dazaiowi palcem. Osamu zrozumiał od razu, że jeśli choćby zarysuje Chevroleta to równie dobrze może pożegnać się z życiem. Skinął głową na znak, że rozumie. Chuuya zajął miejsce pasażera i już miał dorwać się do radia, gdy nagle wystrzeliła zza niego dodatkowa ręka, która wcisnęła do Dazaiowi do ręki płytę.
- Nagraliśmy nową płytę z Pretty Redundant. Już demo poszło do studia, ale całość chciałem pokazać najpierw wam - oznajmił Shuuji z dumą. - Zobaczymy czy Dazai nadaje się do rodziny.
Osamu, który już wcześniej zakładał, że Shuuji ma sporo tatuaży, teraz zyskał pewność. Chuuya wyglądał jakby miał zaprotestować, jednak uciszył go głos Shuujiego.
- Kierowca wybiera muzykę, pasażer zamyka jadaczkę. Twoja zasada kurwiu.
Sachiko pacnęła lekko starszego syna w tył głowy w geście upomnienia go za nazwanie brata w ten sposób, a Chuuya wyglądał jakby tylko pas bezpieczeństwa powstrzymywał go przed wyrwaniem Shuujiemu zielonych kłaków. Nakahara spojrzał z nadzieją na Dazaia, ten jednak tylko wzruszył ramionami.
- Co Ci poradzę. Jestem ciekawy - oznajmił z uśmieszkiem, który sugerował, że cieszy się, że uda mu się choć trochę poddenerwować przyjaciela.
- Ty mała gnido - mruknął Chuuya, godząc się dość niechętnie ze swoim losem.
Dazai posłał mu jednak taki uśmiech, że Chuuya nie mógł się oprzeć. A co dopiero być złym tak długo. Osamu spytał tylko o kierunek i cel ich podróży. Jeszcze za czasów miasta zapamiętał cały jego układ i dla własnej wygody i ćwiczenia mózgu, utrzymywał informacje na bieżąco. W pewnym momencie zjechali ze zwykłej drogi w siatkę niewielkich uliczek, na co Shuuji zareagował, że na pewno się zgubili i że zaraz odpali GPS-a. Zaświadczył też, że Dazai więcej nie prowadzi, bo wywiezie ich na manowce albo nie daj bóg gdzieś, skąd nie będą wiedzieli jak wrócić. Chuuya tylko uśmiechał się lekko pod nosem, w duchu śmiejąc się z brata. Zbyt długo przebywał w towarzystwie Osamu by wątpić w jego decyzje i umiejętności.
- Pamiętasz drugą zasadę Hulku? Nie komentujesz wyboru drogi. Albo Ci pasuje, albo wysiadka. Z chęcią Ci pomogę.
Tym razem to młodszy brat otrzymał karne pacnięcie. Ogółem atmosfera w samochodzie była sielankowa. Śmiali się, żartowali, a w tle leciał któryś z kolei kawałek nagrany przez zespół Shuujiego. Pretty Redundant grali ciężką muzykę, coś z pogranicza rocka i metalu. Ta mieszanka nie miała innego wyboru, jak tylko idealnie wpaść w ucho Dazaiowi, który najzwyczajniej w świecie uwielbiał taką muzykę. W pewnym momencie telefon Chuuyi przestał milczeć, a sam poszkodowany spojrzał z bólem na wyświetlacz.
- Nakahara - przedstawił się zamiast przywitania.
Dazai musiał się trochę skupić, ale doskonale słyszał głos, po drugiej stronie aparatu. Z tego jednak, co sprawdzał w lusterku, pasażerowie z tyłu wydawali się tylko lekko rozśmieszeni. Cieszyli się, że firma, w której pracuje Chuuya uważa go za tak ważnego, że muszą zajmować mu czas nawet, gdy powinien mieć wolne. Shuuji, co prawda, uważał, że Nakahara wyrośnie na kolejnego pracoholika, tak, jak ich mama, twierdząc jednocześnie, że anarchia i życiowy rollercoaster to jest to, czego w życiu mu trzeba. Sachiko usadziła wtedy syna prostym stwierdzeniem, że chłopak na próbach i wykładach spędza więcej czasu niż ona przez ostatnie pięć lat pracy, co zniszczyło marzenie Shuujiego o anarchii i buncie.
- Jakim cudem zawadza Wam Takumi idioci? - spytał, marszcząc brwi.
Rozłożył się wygodnie na fotelu z nogami po turecku, opartymi o deskę rozdzielczą. Zaczął nerwowo trzeć brwi. Sytuacja naprawdę nie wyglądała zbyt dobrze. Dazai szybko przeanalizował wszystkie aspekty. Zastanawiał się tylko, jak przekazać wszystko Nakaharze, by jego rodzina się nie domyśliła.
- Wakana, wspólniczka Takumiego, jest nieosiągalna od jakiegoś czasu. Zniknęła gdzieś na południu - podpowiedział Osamu, patrząc się na Chuuyę z cichą modlitwą, by ten zrozumiał, co próbował mu przekazać. Nakahara warknął na kogoś by ten się przymknął i spojrzał na Dazaia z prośbą o rozwinięcie tematu. - Kobayashi Wakana - dodał znaczącym tonem brunet i w końcu coś zatrybiło w umyśle rudzielca.
Poruszając samymi ustami i nie wydając żadnego dźwięku Nakahara podziękował mu i uśmiechnął się szeroko, z ulgą.
- Wyślijcie kogoś do Alcatraz- Fidelsky żeby skontaktował się z Wakaną Kobayashi. Tylko weźcie kogoś, kto ma chociaż dwie szare komórki w mózgu, a nie tłumoka. Ta sprawa się robi coraz delikatniejsza. Chcemy zmotywować Takumiego, a nie go przestraszyć. Musimy to doprowadzić do końca, bo siedzi nam to kolcem w oku.
- Shizuki Ren - dodał po krótkiej chwili namysłu Dazai. - Była ostatnio widziana w towarzystwie Wakany. Może ona da radę ją przekonać. Jeżeli od początku idziecie starym planem to powinniście mieć nawet informację o tym, czy nie weszły w głębszą relację biznesową dla upewnienia waszej inwestycji - Osamu wzruszył delikatnie ramionami.
Mina Nakahary przeszła z mocno wdzięcznej na uwielbiającą Dazaia. Brunet doskonale zdawał sobie sprawę, że ratuje Chuuyi dupę. Aczkolwiek trochę go to zmartwiło. Poczekał, aż rudzielec przekaże informację dalej i w końcu rozłączy się, bez słowa pożegnania. Typowe dla niego, gdy załatwiał sprawy, które już działały mu na nerwy i gdy rozmawiał z ludźmi, których kompetencja była mniejsza niż mysi mózg. Mężczyzna westchnął ciężko. Miał ochotę wywalić telefon za okno jadącego auta i mieć wszystko w głębokim poważaniu. Wiedział, że ktoś musiał donieść, że widział go na nogach. Inaczej telefon dalej by milczał. Gdyby Nakahara poznał nazwisko człowieka, który zniszczył jego spokój, zabiłby go na miejscu. Dazai szturchnął go lekko.
- Ze wszystkim utknęliście w takim bagnie?
Chuuya nie musiał dopytywać, o co chodzi brunetowi. Plan, według którego podążali, był planem stworzonym przez Dazaia prawie dwa i pół roku temu. Początkowo szło gładko. Nawet po odejściu bruneta. Później jednak nastąpił nagły, niewyjaśniony spadek kompetencji. Nadal postępowano zgodnie z tymi samymi schematami działań, ale wszystko szło gorzej, z większą ilością wpadek, które się nawarstwiały, opóźniały i niszczyły wiele możliwości. Nakahara skinął głową, ewidentnie się tego wstydząc. Osamu westchnął ciężko i zabębnił palcami o kierownicę.
- Poproś Yamamoto żeby przyniósł Ci wieczorem wszystkie papiery. Wiesz mniej więcej, ile nam zajmie ratowanie mojego dzieciństwa, więc powiedz mu, o której ma się zjawić i że będziesz go informował na bieżąco.
- Kadry przepisały Yamamoto do innego działu. Nie dostanie tych papierów - odparł Nakahara, drapiąc się nerwowo po karku i próbując wymyślić lepszą alternatywę.
- Ryoichi?
- Zwolniony.
- Kaguya?
- Inny dział.
- Tadashi?
- Tak samo.
- Naprawdę się wszystko posypało od kiedy odszedłem - stwierdził z zawodem w głosie Dazai.
Naprawdę chciał by mafijny świat kręcił się bez niego. Wtedy mógłby się oszukiwać, że miał w to wszystko mały wkład. Na każdym jednak kroku był uświadamiany, że było inaczej. Nakahara wzruszył ramionami. Nie miał aż takiego wpływu na działania Portowej Mafii. Był tylko Egzekutorem. W końcu jednak Chuuya postanowił zaufać jednemu ze swoich ludzi i wyciągnąć go z łóżka w środku nocy. Przejrzał szybko obszerną listę kontaktów i po chwili zastanowienia wybrał jeden z nich.
- Nakahara - przedstawił się ponownie. - Matsumoto mógłbyś podrzucić mi do mieszkania papiery ze wszystkich spraw, które mamy na bieżąco. Załatwię wszystko z szefem.
Dazai wyłączył na chwilę muzykę, a rozgadana rodzina Chuuyi na chwilę zamilkła. Wydawało się, że wszyscy wstrzymali oddech. Telefon to współpracownika to nic ważnego. Telefonu do szefa nie wykonuje się jeśli nie jest to całkowita ostateczność.
- Dzień dobry, panie Mori - zaczął Chuuya, zupełnie innym tonem niż wcześniej. - Chuuya Nakahara z tej strony. Przez kilka najbliższych dni nie pojawię się w siedzibie, jednak jeśli wydałby Pan zgodę, jeden z moich podwładnych przyniósłby mi teczki obecnych spraw. Mógłbym je na spokojnie przejrzeć, przeanalizować i zoptymalizować.
Przez chwilę Nakahara milczał, wyraźnie zestresowany. Po chwili niemalże poderwał się z siedzenia i zaczął gwałtownie gestykulować, nieomal nie przyprawiając Dazaia o zawał i wypadek samochodowy.
- Tak jestem stuprocentowo pewien, że tajemnice naszej firmy nie zostaną zdradzone konkurencji. Można mu zaufać.
Dazai przewrócił oczami w wyrazie zniecierpliwienia. Miał dość tego, że pan Mori robił wokół niego wciąż taki problem. Owszem, gdyby Osamu tylko chciał, to głowa Mafii już dawno by nie żyła. Jednak on po prostu wybrał inną ścieżkę życia. Chuuya spojrzał prosząco na przyjaciela i Dazai tylko skinął głową. Rudzielec włączył głośnomówiący i odłożył telefon na półeczkę.
- Dazai! Jakże miło cię słyszeć. Wybacz brak zaufania, ale sam rozumiesz. Firma przede wszystkim. A ty już ją opuściłeś, więc możesz chyba wyobrazić sobie moje zdziwienie, gdy dowiedziałem się, że chcesz nam pomóc. Jestem zaskoczony. Skąd mogę wiedzieć, że posiadając te informacje nie zadziałasz przeciwko nam?
Dazai wiedział, że pewnie nie zrobi dobrego pierwszego wrażenia, ale nie potrafił się powstrzymać. Pan Mori coś za bardzo zaczynał przypominać swojego poprzednika, którego sam przecież zresztą wyeliminował. I niezbyt dużo osób o tym wiedziało, a Osamu powoli kończyła się cierpliwość do tego człowieka.
- W głębokim poważaniu mam obecne działania firmy - oznajmił Osamu lodowatym tonem. - Dostaliście ode mnie plany z idealną strategią, z wszelkimi alternatywnymi rozwiązaniami, dodatkowym przeanalizowaniem problemów i wszystkim, o czym moglibyście tylko pomyśleć. A Wy zamiast zrobić z tych papierów użytek podtarliście sobie nimi dupy. Zależy mi tylko na tym żeby akcje sygnowane moim nazwiskiem nie były przeprowadzone w najgorszy możliwy sposób, bo to będzie skazą tkwiło przy mnie. Bo chwilowo błaźnicie się tak bardzo, że to nawet nie jest śmieszne. Miałeś być mistrzem logiki z tego co pamiętam. Może i byłeś przez prawie dekadę. Teraz bardziej przypominasz Ishiguriego. Nie boisz się, że niedługo ktoś z zarządu uzna, że jesteś już zbyt stary na tę pozycję?
Nastała bardzo długa, bardzo krępująca cisza. Rodzina Nakahary nie do końca rozumiała, dlaczego były pracownik administracyjny może mieć takie negatywne emocje względem własnego szefa. I dlaczego ten sam szef zdaje się czuć zagrożonym przez Dazaia. Nakahara siedział tylko, wyjątkowo spokojnie i cicho. Przez pewien czas tliła się w nim nadzieja, że zdoła namówić Osamu do powrotu do Mafii. Że brunet nie będzie musiał zabijać, ale że znów będą duetem. To by była najlepsza opcja. Oczywiście, Nakahara nie był idiotą,który liczył, że ktoś porzuci dla niego swoje życie. Sam też był gotów odejść z Mafii byleby tylko być z Dazaiem. Nie spodziewał się jednak, że relacje tej dwójki wyglądały aż tak tragicznie. Sachiko tym razem lekko pacnęła Dazaia w tył głowy, na znak, że nie wolno bluźnić. Chłopak uśmiechnął się mimowolnie. W końcu pan Mori podjął decyzję.
- Mogę zagwarantować Ci pełen dostęp do wszystkich działań firmy. Pamiętaj jednak, że jeśli coś przekombinujesz to będziesz tego bardzo mocno i bardzo długo żałował.
- Nie zależy mi na tym aż tak - odparł ze znużeniem Dazai i rozłączył się, rzucając telefon Nakaharze.
Dało się słyszeć, że mafijny szef chciał coś jeszcze dodać, ale nie zdążył, z oczywistych względów. Nakahara spojrzał na przyjaciela, samemu nie wiedząc, co ma powiedzieć. Dazai natomiast uśmiechnął się lekko. Czuł, jakby minęły dosłowne wieki od kiedy ostatnio zajmował się czymkolwiek związanym z Mafią.
- Ogarniemy to razem - oznajmił z całą pewnością, rozwiewając wszelkie wątpliwości Nakahary.
Sachiko siedziała z tyłu i uśmiechała się lekko. Cieszyła się, że jej syn w końcu znalazł sobie odpowiednią osobę. Choć sam na razie nawet nie chciał się do tego przyznawać. Shuuji, gdy tylko ogarnął, że już wolno być głośno, a muzyka z powrotem zadudniła w głośnikach, powrócił do narzekania na umiejętności terenowe Dazaia. GPS pokazywał mu coraz dłuższą drogę wymagającą zawrócenia. Jakież wielkie było zdziwienie zielonowłosego, gdy Osamu zaparkował na parkingu na skraju lasu i odwrócił się do niego z najszerszym możliwym uśmiechem.
- Dojechaliśmy - oznajmił radośnie brunet.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top