P. XLVIII / PRAWDZIWSZYM STWIERDZENIEM BYŁOBY, ŻE WIERZĘ W CIEBIE
- Jesteś pewna, że tego właśnie chcesz? - spytał cicho Dazai. - Rekrutacja nie należy do najprzyjemniejszych, a nawet jeśli ją przejdziesz to i tak zostaje kwestia tego, że gdy Ci się odwidzi to już po Tobie. Utkniesz tu na zawsze. Rozumiem, że Portowa Mafia zrobiła na Tobie ostatnimi czasy pozytywne wrażenie, ale pamiętaj, że bycie członkiem Mafii to nie tylko rozmowy z przyjaciółmi w szpitalu. Teraz niewiele się dzieje, to fakt, ale niedługo trzeba będzie posprzątać cały burdel po Morim i zrobi się nieprzyjemnie. Przecież, gdy jeszcze byłaś w Agencji, miałaś okazję walczyć z Portówką. Wiesz, jak działamy. Na pewno, chcesz się przyłączyć?
Yosano spojrzała na niego z lekkim uśmiechem. Przewidziała tę sytuację. Wiedziała, że Dazai będzie próbował przemówić jej do rozsądku, czy chociaż prosić, by się namyśliła. Nie mogła go za to winić. Chłopak po prostu się o nią martwił i nie chciał, by podejmowała tak poważną decyzję pod wpływem emocji, wzburzenia czy kurczącej się ilości czasu. Ba, była mu nawet za to wdzięczna, a to dodatkowo utwierdzało ją w słuszności tej decyzji.
- Wiesz czemu dołączyłam do Zbrojnej Agencji Detektywistycznej Dazai? - spytała, uciszając natłok pytań Dazaia i poprawiając się, by wygodniej usiąść po turecku na łóżku Osamu. Brunet pokręcił przecząco głową. - Kiedyś opowiem Ci całą historię - obiecała Yosano. - Głównie chodziło o to, że szukałam domu. Z własnego zostałam wyrzucona i pomieszkiwałam u przyjaciela. Fukuzawa zaproponował mi dom. I pracę. A później udało mi się stanąć o własnych siłach i kupić sobie mieszkanie na własną rękę. Ale wciąż tym, co trzymało mnie w Agencji była ta rodzinna atmosfera pełna zrozumienia, wsparcia i przyjaźni. Ostatnimi czasy okazało się, że zbytnio wyidealizowałam Agencję i jej członków. Szukam domu, rozumiesz Dazai? Szukam ludzi, którzy akceptują się nawzajem. Którzy mogą się nie zgadzać w fundamentalnych sprawach, ale będą się i tak nawzajem szanować. Owszem, nie przebywam z Twoimi ludźmi zbyt długo. Może i mam mylne wrażenie. Jeśli tak, wyprowadź mnie z błędu. Ale wydaje mi się, że to najlepsze miejsce, w którym mogę się teraz znaleźć. I w którym chce się znaleźć. Chcę się rozwijać, pomagać, mieć ideę i kogoś za kogo potrafiłbym nawet umrzeć.
- Nie idealizuj Mafii tylko dlatego, że Agencja zawiodła twoje oczekiwania - poprosił cicho Dazai, nie odrywając od kobiety wzroku.
- Nakahara, opowiedz mi proszę o Eleven - kobieta zmieniła taktykę. Po zrezygnowanej minie Osamu zrozumiała, że podjęła właściwą decyzję.
Rudzielec spojrzał z bezpiecznej strefy swojego łóżka na strefę walk na łóżku Dazaia. Zobaczył proszące spojrzenie bruneta, ale zupełnie je zignorował. Rozumiał, że chłopak martwił się o przyjaciółkę, ale jego zdaniem nie powinien jej ograniczać. Ale to przecież nie on znał się na ludziach tylko Dazai.
- Eleven gromadziło różnych ludzi. Nie zgadzaliśmy się dosłownie w niczym. Mieliśmy różne poglądy w niemal każdej kwestii. I żarliśmy się na każdym kroku i chyba nie było dnia żebyśmy nie zaczęli się wyzywać. Ale mimo wszystko się szanowaliśmy. I ufaliśmy sobie.
Yosano skinęła głową w podziękowaniu i wróciła spojrzeniem w stronę Dazaia. Uśmiechnęła się lekko.
- A powiedz mi szczerze, jak Twoi ludzie zareagowali na Twój powrót? Bo z tego, co ja zauważyłam, z opowieści wszystkich, z którymi zdążyłam się już poznać wynika, że bardzo za Tobą tęsknili i żałowali, że odszedłeś. Szanowali Cię i ufali Ci. Masao był gotowy umrzeć byleby ochronić zupełnie obcą mu kobietę, bo go o to poprosiłeś. Naprawdę sądzisz, że nie znajdę tutaj tego, czego szukam?
- Nawet jeśli znajdziesz - Osamu przychylił się do jej wersji wydarzeń. - Nie twierdzę, że znajdziesz. Tylko zakładam pewną wersję wydarzeń. Możliwą, ale nie pewną. Nie potrafię Ci tego zagwarantować. Tak jak nie będę potrafił zagwarantować Ci bezpieczeństwa. Ani wielu innych rzeczy. A co jeśli pójdziesz na misję i coś Ci się stanie? Albo będziesz musiała kogoś zabić i potem znienawidzisz mnie za to, że to przeze mnie. Albo, co gorsza, znienawidzisz siebie. Nie chcę być za to odpowiedzialny.
Yosano nie zawahała się. Przemyślała to wszystko już wcześniej. A większość z tych spraw nawet przedyskutowała z Kato. Sayori opowiedziała jej, jak wyglądają różne misje, jakie umiejętności trzeba posiadać. I Akiko uznała, że jest chętna podjąć wszelkie wiążące się z tym ryzyko.
- Dazai przemyślałam to wszystko. Naprawdę. A Kato opowiedziała mi, jak wyglądają misje. Nie spodziewam się znaleźć tu podobnych środków, jakich używaliśmy w Agencji. I jedyna opcja, że Cię znienawidzę będzie wtedy, gdy nie pozwolisz mi spróbować chociaż przejść przez rekrutację. Nie zamierzam korzystać z tego, że jesteś Szefem. Chcę oficjalnie i uczciwie dołączyć. I naprawdę jestem gotowa na wszystko. Nie ucieknę przed konsekwencjami.
- Poproś Kato, pomoże Ci złożyć odpowiednie podanie. W najbliższym czasie będę przeglądał papiery wszystkich członków, bo muszę się zająć reorganizacją. Wtedy pewnie też usiądę do rekrutów.
Nakahara westchnął ciężko. Czyli wracali do starego trybu pracy. A to oznaczało wiele nieprzespanych nocy. Rudzielec uśmiechnął się jednak szeroko. Miło było widzieć Dazaia ponownie w jego żywiole.
Yosano również się uśmiechnęła. Bała się, że Dazai nie zaakceptuje jej decyzji, a wyjątkowo to od niego wszystko zależało.
- Dbasz tak o wszystkim członków Mafii czy tylko o przyjaciół, rodzinę i podwładnych? Bo Twój poziom martwienia się o ludzi przekracza wszelkie skale - zaśmiała się lekarka.
- Tylko o podwładnych, rodzinę i przyjaciół - odparł Dazai, drapiąc się z zakłopotaniem po głowie.
- Gnido, jak byłeś Hersztem to miałeś przekichane ze swoją wrażliwością. A teraz jesteś Szefem. Teraz cała Portowa Mafia to Twoi podwładni - uświadomił go Nakahara, kręcąc głową z niedowierzaniem.
- O chuj... - zawiesił się na chwilę Dazai i mina znacząco mu zrzedła. - Racja.
Yosano i Nakahara spojrzeli na niego z uniesionymi brwiami i niedowierzaniem malującym się na twarzach. A później wybuchnęli śmiechem. Zaskakujące, jak niektóre fakty mogą łatwo człowiekowi umknąć. Nawet te dość spore.
Dazai wymusił na Yosano obietnicę, że wstrzyma się ze złożeniem podania do końca tygodnia. Poprosił również Nakaharę by, w ramach możliwości, przygotował ich stary wspólny pokój na zebranie z Hersztami. Raz, że było to bliżej piętra szpitalnego, a dwa, że wzbudzi mniejsze zainteresowanie niż oficjalne Zebranie Hersztów. Musiał ich jakoś poinformować, że będzie chciał trochę pomieszać w ich szykach, a na to mogą nie przystać zbyt chętnie.
Osamu wymusił na pielęgniarkach własne wypisanie ze szpitala, choć jego stan wciąż był tragiczny. Czasami zdarzało mu się jeszcze zemdleć czy wykasłać tyle krwi, że gdyby ją oddał dobrowolnie równie dobrze mógłby zostać honorowym krwiodawcą, ale jego ogólny stan nie był już taki tragiczny. Nakahara natomiast poza złamaną nogą, która po prostu potrzebowała jeszcze trochę czasu, miał tylko kilka siniaków, otarć i niewielkich ranek. Obaj z ogromną radością opuścili szpitalne piętro. Może i Dazai odmówił wzięcia kul, bo uznał je za idiotyczne i po prostu brzydkie z wyglądu, ale i tak szedł oparty o Chuuyę. Osamu przypomniała się ich wycieczka do Włoch.
- Jeżeli jesteś w lepszym stanie tylko i wyłącznie dlatego, że wlazłeś na tego pieprzonego byka to po kolejnej takiej akcji zapieprzamy do cholernych Włoch i zatańczę kurwa na tej mozaice.
Nakahara roześmiał się, ale widząc iście morderczy wzrok Dazaia uznał, że taki powód ich kolejnej wycieczki jest wybitnie znośny.
Yosano wzięła ich leki oraz rzeczy i ruszyła za nimi, kręcąc z niedowierzaniem głową. Rozgościli się w starym apartamencie, który zdawał się im obu nagle jakiś taki mniejszy.Najważniejsze było jednak to, że w salonie znajdowało się wystarczająco dużo miejsca by pomieścić wszystkie osoby, które musiały się tam znaleźć. Sypialnia wyglądała dokładnie tak samo, utrzymana w odcieniach szarości i niebieskimi dodatkami. Nakahara naprawdę postarał się, by wszystko zostało przywrócone do poprzedniego stanu. W łazience wisiały czyste, czarne, puchate ręczniki, a aneks kuchenny świecił pustkami żeby Dazai mógł sobie ponarzekać na brak roślinek. Bublowi oczywiście niewiele przeszkadzało.
- Yosano, z góry muszę zaznaczyć, że być może zostaniesz wyproszona, gdy zbiorą się Hersztowie. Mimo, iż jesteś moją przyjaciółką, dla nich jesteś cywilem, który nawet nie jest w Mafii. Wprowadzę Cię, jak najszybciej będzie się dało - obiecał Dazai ze smutnym uśmiechem.
Akiko zupełnie się tym nie przejęła. Usiadła wygodnie w fotelu, podciągając nogi. Nie spodziewała się, że nagle zostanie wtajemniczona we wszystko, więc nie miała do Dazaia najmniejszych wyrzutów. Chciała tylko pomóc, jak tylko mogła, dopóki będzie mogła. A później grzecznie usunie się w cień dopóki nie nadejdzie jej czas.
Raczej z czystej złośliwości niż jakiegokolwiek innego powodu, Nakahara wezwał Matsumoto. Kazał chłopakowi przynieść wszystkie akta wszystkich aktywnych i nieaktywnych członków Mafii. Również zmarłych w przeciągu ostatnich dziesięciu lat. I kazał mu to wszystko przynieść na raty, bez pomocy jakiegokolwiek wózka, jakiegokolwiek człowieka, w ciągu jednego dnia.
Dazai, odpoczywający na kanapie z Bublem przysypiającym na jego klatce piersiowej, uniósł tylko brew, gdy rozległo się pukanie do drzwi, a Nakahara ruszył w stronę drzwi skocznym krokiem, niemal nucąc pod nosem. Yosano patrzyła zdziwiona to na jednego, to na drugiego, a jej zdziwienie sięgnęło zenitu, gdy Dazai zobaczył, kto odstawia stertę teczek na blat w kuchni i wybuchnął śmiechem.
- No nie mogłeś sobie darować, co Chuu? - spytał z rozbawieniem.
- Przywitaj się z wyższym rangą ćwoku - warknął rudzielec z iście morderczą miną.
Nowo przybyły skinął głową w wyrazie szacunku, choć po tym, jak wykrzywiła mu się twarz, wszyscy obecni zauważyli, że przyszło mu to z wielkim trudem.
- Panie Nakahara, Herszcie Dazai - kontynuował formalne przywitanie się.
- No czeeeeeeeść - oznajmił Osamu przeciągając słowo i machając leniwie chłopakowi ręką, nawet nie racząc usiąść, jakby kot miał więcej szacunku niż ten członek Mafii.
- Mogę spytać, po co Wam te wszystkie akta? I tak tego nie przejrzycie - próbował dopytać tamten.
- Nie. Nie możesz spytać. Wyjdź - oznajmił Osamu, zmieniając zupełnie ton głosu.
Teraz nawet Akiko przestała się uśmiechać, a lodowaty dreszcz przebiegł przez jej ciało. To był jedynie ton głosu, więc lekarka nie miała najmniejszego problemu z wyobrażeniem sobie, co potrafił zrobić brunet i jaki strach musiał budzić w ludziach. Nakahara zaś stał, oparty o szafkę kuchenną z rękoma założonymi na piersi i z wyrazem dumy, uznania i mściwej satysfakcji obserwując zaistniałą scenę.
Yosano rzuciła jednym z papuci, które dostała od Dazaia, jako prezent na nową drogę życia, celując w nogi Osamu. Chłopak z szerokim uśmiechem opowiedział jej historię, jak po raz pierwszy spotkał Matsumoto i jak Nakahara prawie złamał mu rękę za brak szacunku. Lekarka zrozumiała ironię całej obecnej sytuacji i też nie potrafiła powstrzymać uśmiechu. Obserwowała, jak chłopak raz po raz wchodzi i wychodzi z pomieszczenia. Po pewnym czasie zaczęła gwizdać. Później komentować jego tyłek, nogi, klatkę, bicki. Dazai szybko podjął zabawę i komentował na zmianę z Akiko, posuwając się czasami do naprawdę okropnych stwierdzeń.
Gdy wszystkie papiery, całe osiem tysięcy dwieście czterdzieści trzy teczki, zawaliły doszczętnie kuchnię, Dazai niechętnie wstał z kanapy, na co najmniej radośnie zareagował chyba Bubel, nad wyraz delikatnie zdjęty z klatki piersiowej bruneta przez Yosano. Osamu westchnął ciężko i wziął się za odsuwanie kanapy, by zrobić więcej miejsca na papiery, ale Nakahara od razu wybił mu to z głowy i sam się za to wziął z ogromną pomocą Akiko.
Później rozłożyli wszystko na mniejsze stosy dosłownie po całym pokoju. Datami, Hersztami, aktywnością, stopniem. Wszystko miało swój konkretny układ i wszystko byłoby dobrze, gdyby Dazai nie przekroczył chwilowej wytrzymałości swojego ciała i nie zaczął kasłać krwią. Oczywiście od razu zasłonił usta ręką, więc ku własnej radości nie zalał zbyt dużej ilości dokumentów własną krwią. Yosano znalazła się przy nim w ułamku sekundy i podtrzymując go, odprowadziła go do łazienki, wzrokiem usadzając Nakaharę. Z jednym plującym krwią da sobie radę, z dwoma będzie już gorzej, więc Chuuya grzecznie siedział i dalej układał papiery. Yosano usadziła Dazaia na toalecie i podsunęła mu miskę. Pierwszą falę musiała przeczekać. Dazai spojrzał na nią z bezgraniczną wdzięcznością.
Gdy wrócili, Osamu był o wiele bledszy, ale uśmiechał się szeroko. Usiadł na kanapie. Czuł się głupio, że tak musi wykorzystywać przyjaciół, ale wolał nie pozbyć się kolejnej partii krwi w ten sam, nieprzyjemny sposób. Yosano usiadła obok niego, przejmując opiekę nad Bublem, który umościł się na jej kolanach, zupełnie jakby czuł, że chwilowo kolana Dazaia przeznaczone są do większych celów. Nakahara spytał tylko, od czego Dazai chce zacząć i podał mu pierwszą teczkę, siadając po turecku na fotelu.
Pierwsze dwadzieścia teczek Dazai przeczytał na głos, ale głos zaczynał mu wyraźnie chrypnąć, więc Yosano zaoferowała się, że zrobi im wszystkim po kawie. Uznała kuchnię za swoje królestwo i zadbała o chłopców. Później czytali wszystko na przemian dopóki Yosano nie odpadła, jako pierwsza i nie zasnęła skulona w kulkę na swojej połowie sofy, więc na niemą prośbę Dazaia, Nakahara przyniósł po kocu dla nich wszystkich i dokładnie, acz delikatnie przykrył jednym z nich Yosano.
Dazai delikatnie pogłaskał Chuuyę po policzku i uśmiechnął się szeroko.
- Idź spać Chuu - oznajmił szeptem żeby nie obudzić Akiko.
- Nie zostawię Cię z tym samego przecież - odparł równie cicho Nakahara.
Odsunął czule włosy z jego czoła i pocałował go w czoło.
- Ale wezmę sobie książkę, dobrze? Od patrzenia na te cyferki to już mnie mdli - powiedział wręcz błagalnym tonem.
Dazai zaśmiał się cicho i skinął twierdząco głową. Doskonale rozumiał Nakaharę i wiedział, ile ten potrafi wytrzymać. Zawsze siedział z nim tyle, ile dawał radę, ale raporty nie były jego specjalnością. Rudzielcowi wystarczyło, że Osamu mu wszystko streścił to, co najważniejsze. To Osamu uwielbiał planowanie. Chuuya był bardziej człowiekiem czynu. Może dlatego tak perfekcyjnie się dopasowywali.
Nakahara przesunął nieco stosy dokumentów. Te, których już nie potrzebowali nieco dalej, te, które Dazai zamierzał przejrzeć w ciągu najbliższych dwóch godzin, na tyle blisko by brunet nie musiał za bardzo wstawać. Okrył go kocem i sam wyciągnął jedną z książek z biblioteczki. Rozsiadł się wygodniej i otworzył wielkie tomiszcze.
- Moim zdaniem i tak powinieneś jeszcze siedzieć w szpitalu - zaznaczył rudzielec.
- Cztery tygodnie w szpitalu, z czego prawie trzy spędziłem nieprzytomny. Świat nie staje w miejscu i nie czeka tylko dlatego, że zrobiłeś sobie kuku kochanie - oświadczył Dazai. - Muszę to ogarnąć, jak najszybciej się da. Jak tylko będę w stanie chodzić i nie zalewać wszystkiego krwią, będę musiał wrócić do Agencji żeby dokończyć wszystkie sprawy tam, a to tylko dodatkowe opóźnienie. A sen też by mi się przydał.
- Masz dwie godziny, potem transportujemy Cię do łóżka. Musisz spać, a nie będziesz w takim stanie spać na kanapie. Jak zemdlejesz jeszcze raz to wracasz pod kroplówkę - przypomniał mu Chuuya. - Chociaż moim zdaniem powinieneś wrócić do szpitala gnido.
- Też Cię kocham Chuu - Osamu posłał chłopakowi buziaka.
Troska Nakahary była urocza i Dazai naprawdę ją doceniał, ale rzeczywistość naprawdę malowała się ciężko. Spraw do naprawienia po beznadziejnych rządach Moriego było naprawdę wiele. Rekrutacja siadła totalnie i przyjmowano prawie wszystkich. Trzeba było przetrzebić szeregi, sprawdzić, kto jest godny pozostania w Mafii.
- A co jeśli Hersztowie się nie zgodzą? - spytał Chuuya racjonalnie. - Na zmianę w składach ich Oddziałów - wyjaśnił, gdy zauważył, że Dazai nie rozumie, co miał na myśli.
Brunet nie oderwał nawet wzroku od czytanych linijek, ale Nakahara wiedział, że i tak będzie w stanie nadążyć za ich rozmową.
- No wiesz. Teraz niby tylko przeglądasz akta. Potem zaczną się prywatne rozmowy w cztery oczy, później, jeśli ktoś nie spełni Twoich standardów, pozwolisz mu przejść ponowną rekrutację, ale jeśli zawiedzie, wyrzucisz go. Nie musiałeś mi nawet tego mówić. Znam Twoje morale i politykę. I metody. To może wzbudzić sporą niechęć. Co zrobisz jeśli się nie zgodzą?
- Spróbuję przekonać ich po raz drugi - oświadczył z całkowitą pewnością Dazai.
- A jeśli to nie zadziała kochanie? - spytał poważnie Nakahara.
- Cóż. Pytam ich tylko z grzeczności. Na dobrą sprawę już jestem Szefem. To jest zapisane w papierach, gdyby ktoś zechciał to podważyć. Nawet jeśli się nie zgodzą, mogę robić co zechcę. Jasne, nie chcę robić tego w taki sposób. Wolałbym żeby wszystko poszło gładko. Żeby się zbyt nie stawiali. Wtedy udałoby mi się ułożyć Portową Mafię tak, jak zawsze sobie ją wyobrażałem. Opartą na szacunku i głębokich relacjach. Nie chcę żeby Mafia była tylko zbieraniną ludzi, którzy przypadkiem się gdzieś zaplątali, znaleźli w złym miejscu i w złym czasie, więc uznali, że dołączą. Nie. Chciałbym żeby Portowa Mafia była rodziną dla wszystkich.
- Wiesz, że nie musisz nadrabiać braku rodzinnego podłoża grupą ośmiu tysięcy ludzi? Masz mnie, moją mamę i Shuu - zaznaczył nieco sarkastycznie rudzielec, przerzucając kartkę.
- Wiem kochanie. Naprawdę wiem - oznajmił Dazai poważnie. - Mnie się udało znaleźć rodzinę tam, gdzie nigdy nie spodziewałam się jej znaleźć. Ale pomyśl o innych. Co z ludźmi takimi, jak Yosano? Bez domu, bez miejsca, w którym mogliby się zatrzymać, ale z silnymi poglądami? Z potrzebą akceptacji? Nie mam pewności, że oni znajdą ten dom na własną rękę dlatego chcę, żeby mogli znaleźć go tutaj. Wiesz, udało mi się już ich przestraszyć. Ale rządzenie ludźmi, którzy się boją, nigdy się nie sprawdziło. Prędzej czy później ktoś się wyłamie, ktoś zaatakuje, a potem wszystko pójdzie jak lawina. I rządy upadną. Oni już się mnie boją. Nie mogę im się dziwić. Nie muszą mnie kochać. Nie muszą mnie nawet lubić czy szanować. Wystarczy, że będą szanować ideę, którą chcę stworzyć i zaszczepić w ich sercach. Że będą gotowi za tę ideę umrzeć. A żeby tak było, muszą czuć się akceptowani. Muszą poczuć, że są rodziną. Czemu się tak na mnie patrzysz?
Nakahara uwielbiał słuchać Dazaia. Głos bruneta miękł i miał taką typową barwę, nieco zaplamioną melancholią, ale i radością oraz wiarą, w to co mówi, gdy mówił o rzeczach, w które wierzył. Nawet jego mina się wtedy zmieniała. To było coś niezwykłego. Taka szczerość i delikatność, dawały wrażenie, że chłopak był zupełnie bezbronny, co tylko sprawiało, że Nakahara kochał go jeszcze bardziej. I był trochę zazdrosny, że gdy Osamu pokaże całemu światu tę stronę, że wtedy cały świat go pokocha i będzie musiał się nim podzielić. A ta wizja bardzo mu się nie podoba.
- Nic, nic kochanie - zapeszył się od razu, że został przyłapany, ale nie potrafił zmazać z twarzy szerokiego uśmiechu. - Po prostu cieszę się, że jeszcze wierzysz w rodzinę. Po tym wszystkim, co przeszedłeś, to tylko pokazuje, jak silny jesteś.
- Nie wierzyłbym w rodzinę gdyby nie Ty - przypomniał mu Dazai. - W sumie... Prawdziwszym stwierdzeniem byłoby, że wierzę w Ciebie. I to daje mi siłę by dać każdemu poczuć tutaj to, co ja czuję przy Tobie.
- Wracaj do tych swoich papierków kochanie - oznajmił Nakahara, całkowicie zawstydzony i udający, że zagłębia się w lekturę żeby ukryć niewielki rumieniec, który wypłynął mu na policzki po czym dodał o wiele ciszej. - Też Cię kocham.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top