P. XLIV / ZOSTAWIŁAM BUTY

Oświadczenie odautorskie: rozdział zawiera treści homofobiczne, które mogą wywołać nieprzyjemne reakcje w czasie czytania. Tak, @Uroczysko16, to informacja głównie dla Ciebie :D I naprawdę przepraszam za to, co zrobiłam z Kunikidą, ale no ktoś musiał być zły, a on mi najlepiej pasował. Choć może się jeszcze nawróci? A może ktoś go zabije? Nawet ja tego nie wiem Miśki. Miłego ~ 



Wszelka przyjazna atmosfera, która wytworzyła się pomiędzy Yosano i Masao prysła, jak bańka mydlana, gdy tylko lekarka usłyszała głos Doppo. Zatrzymała się nagle, zupełnie zaskakując swojego ochroniarza. W tym momencie jednocześnie niesamowicie cieszyła się, że nie jest sama i że Dazai przekonał ją do wzięcia ze sobą Strażnika, ale również bała się, że członek Mafii zbyt szybko podejmie działania i skończy się to źle dla Wieszcza.

- Kunikida - przywitała się z blondynem w dokładnie ten sam sposób, co on z nią.

 Na chwilę zapadła cisza, jakby Kunikida oczekiwał, że towarzysz Akiko również się przedstawi. Ten jednak tylko stał, dosłownie o pół kroku przez Yosano, z lodowatym acz pogardliwym wyrazem twarzy, gotowy w każdym momencie rzucić się, by zasłonić lekarkę własną piersią. Nie była to tylko i wyłącznie kwestia tego, że przez czas ich krótkiego spaceru zdążył ją polubić. To też się do tego przykładało, ale głównym motorem napędowym Masao była chęć wypełnienia prośby Szefa, nawet za cenę własnego życia.

- Zgadując po towarzystwie - ruchem głowy wskazał na mężczyznę ubranego na czarno i w czarnym płaszczu. - Byłaś u Dazaia - bardziej oznajmił niż spytał blondyn.

Yosano skinęła powoli, twierdząco głową.

- Ktoś w końcu musiał - oznajmiła chłodno lekarka. - A dzięki Tobie nikt nie zamierzał.

Kunikida zaśmiał się krótko i poprawił okulary na nosie.

- Tylko próbowałem ich ochronić Yosano. Przecież sama doskonale to rozumiesz. No bo, po co miałabyś iść go odwiedzić? Upewniłaś się tylko, że jest potworem, prawda?

- Pracujemy razem od niezwykle długiego czasu - zaczęła Yosano ze słabym uśmiechem. - Pamiętam, jak Rampo przyprowadził Cię do Biura, ogłaszając wszem i wobec, że znalazł kogoś godnego, komu mógłby przekazać tajniki wiedzy detektywistycznej. A Ty byłeś zapatrzony w niego, jak w obrazek. A mnie się bałeś, jak cholera. Nic zresztą dziwnego, w końcu przez nieuwagę Rampo zostałeś ranny już na pierwszej misji i od razu oddali Cię w moje ręce. Zapewniłam Ci traumę do końca życia, co? Pamiętam, jaki wtedy byłeś. Dobre stopnie, dzieciak z dobrego domu. Zupełnie nie pasowałeś do bandy wyrzutków, którzy szanowali swoje dziwactwa. A jednak dałeś radę się wpasować, mimo swojego silnego kodeksu moralnego z jego wszystkimi, nawet przestarzałymi wartościami. A później przyszedł Dazai. I Wasza współpraca była jedną z najlepszych rzeczy, jakie przydarzyły się Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Nie wspominając już o Waszej przyjaźni. Ty byłeś spięty, idealny, zawsze ze wszystkim na czas. Oasmu był Twoim zupełnym przeciwieństwem. I dlatego tak cudownie Wam się współpracowało. Obaj mieliście zupełnie inne poglądy na różne sprawy, ale uzupełnialiście się. Co się zmieniło?

- Dowiedziałem się prawdy - oznajmił Kunikida, odwracając wzrok, jakby miał nadzieję, że słowa Yosano do niego w jakiś magiczny sposób nie dotrą. Przykro było słuchać o starych, dobrych czasach.

- Jakiej prawdy? Że Dazai kocha Nakaharę? Że Dazai jest silny? Że Dazai był w Portowej Mafii? Przecież wszyscy to wiedzieli od cholernie dawna i nikt przed Tobą wrót niebiańskiej wiedzy nie uchylił byś się tego dowiedział - spytała pielęgniarka, cudem zachowując pełną kontrolę nad głosem.

Miała ochotę wrzeszczeć. I kopać. I bić. Wszystkie negatywne emocje, które zaczęła czuć względem Wieszcza, gdy Fukuzawa powiedział jej o jego przekręcie, nagle zapragnęły znaleźć ujście. Cudem powstrzymywała się od tak gwałtownej reakcji. Nigdy wcześniej nie widziała Kunikidy w takim stanie i wolała nie ryzykować. Ludzie nieobliczalni bywają z reguły bardzo niebezpieczni.

- Nawet nie poruszaj przy mnie tematu miłości między nimi - zażądał Kunikida, kręcąc z niedowierzaniem głową. - Wychowano mnie w domu z prostymi, jasnymi zasadami. Z rozgraniczeniem tego, co złe, a co dobre. Wiem, co jest naturalne, a co nie. I miłość między dwoma mężczyznami, dwoma osobami tej samej płci, naturalna nie jest. I nigdy nie będzie.

- A co to za różnica? Miłość to miłość - oburzyła się Yosano, mimo własnych wcześniejszych postanowień. - Dazai flirtował z masą kobiet i nigdy nie brał tego na serio. Może gdyby spotkał odpowiednią kobietę, może by się zakochał. Ale cholera wie, bo tak się nie stało. Skoro czuje się szczęśliwy i czuje się człowiekiem i istotą godną życia dzięki Nakaharze to niby z czyjej racji to miałoby być złe? I nieludzkie?

Yosano mogłaby odpuścić rozmówcy wiele rzeczy. Kiedyś odpuszczała nawet, gdy coś zdecydowanie uderzało w jej poglądy, bo bała się zostać sama. Na szczęście jednak w odpowiednim momencie jej życia znalazł ją Fukuzawa i zaproponował dom. I to dosłownie, bo z własnego Akiko została wyrzucona przez niezwykle religijnych rodziców, którzy stwierdzili, że ich córka umawiająca się z dziewczyną to dla nich zbyt duża potwarz. I na nic zdał się płacz, na nic zdały się obietnice, że pójdzie na terapię, że przecież kiedyś miała chłopaka i że może po prostu to nie był ten właściwy. Jej rodzice nie ugięli się. Dali jej jeden wieczór na spakowanie się, pieniądze na dalszą drogę życia i kazali odejść. Zrobiła to z całkowicie złamanym sercem. Zupełnie nie wiedziała, co ma ze sobą zrobić. Zamieszkała u najlepszego przyjaciela, ale wiedziała, że to było tylko chwilowe rozwiązanie. Czuła, że jest problemem, mimo że dokładała się do opłat i jedzenia.

I wtedy zupełnym przypadkiem, Fukuzawa się o niej dowiedział. Jej przyjaciel, Fuji, był fanem mało jeszcze wtedy popularnego sportu jakim był motocross. Chłopak uwielbiał prędkość, ryk silnika, piasek i brud. A Yosano uwielbiała go obserwować. Co tydzień urządzane były zjazdy, zaraz za miastem, w opuszczonym kamieniołomie. Akiko w żadnych innych okolicznościach nie widziała nigdy tak ogromnej rzeszy pędzących wariatów, wyskakujących kiedy tylko mogli i robiących naprawdę szalone rzeczy z maszynami, na których powinni grzecznie siedzieć. Yosano uwielbiała tych ludzi i uwielbiała na nich patrzeć. I nie ona jedna. Zjazdy zbierały ogromne tłumy widzów.

Wszystko układało się, jak w bajce, dopóki Fuji nie miał wypadku. Yosano jeszcze wtedy nie wiedziała, że posiada jakąkolwiek Zdolność, ale i tak rzuciła się, przerażona do szpiku kości, w stronę nieruchomego ciała chłopaka, leżącego z kończynami wykrzywionymi pod zdecydowanie niewłaściwym kątem i w powiększającej się kałuży krwi. Yosano zbiegła wtedy po stromej, niemal pionowej ścianie kamieniołomu, nieomal samej przypadkiem się nie zabijając. Odgoniła wszystkich wrzaskiem i dopadła ciała przyjaciela. Był w tragicznym stanie. Jej Zdolność zadziałała samoistnie. Otoczyła ich i uzdrowiła go tak, że w kwadrans był jak na nowo narodzony. Akiko sama wtedy nie wiedziała, co się stało. Powiedział jej Fukuzawa, oferując pracę i dom. Wyjaśnił jej wszystko. Później Yosano przegadała wszystko z Fujim, bo potrzebowała rady kogoś, komu na niej zależało. Pierwotnie, na wszelki wypadek przyjęła tylko propozycję pracy. Później Agencja stała się jej życiem. Fukuzawa jako jeden z nielicznych wtedy w pełni ją akceptował. I Akiko wykształciła w sobie asertywność i umiejętność postawienia się temu, co jej nie pasowało. I skoro wtedy potrafiła wygarnąć ludziom ze szkoły, że są bandą niedorozwiniętych, homofobicznych idiotów, to na pewno teraz, po wielu latach, nie zamierzała milczeć, stojąc naprzeciw idioty.

Więc nie, Yosano, z natury spokojna, tej kłótni przeoczyć nie mogła.

- "Miłość to miłość"? - przedrzeźnił ją pogardliwie Kunikida. - Co to za gówniana polityka. O nie. W to wierzą tylko skrzywieni ludzie. To się powinno leczyć. Może nawet tworzyć osobne ośrodki żeby wydzielić ich z normalnego społeczeństwa. W życiu nie zaakceptuję takiego stanu rzeczy. A fakt, że taki potwór, jakim jest Dazai, jest jeszcze tylko dodatkowo skrzywiony, tylko potwierdza moją teorię, że nie powinien mieć prawa do życia.

Yosano osłupiała. Masao natomiast po raz pierwszy od początku tego niechcianego spotkania przestał udawać kamienny posąg. Wyciągnął broń, odbezpieczył ją i pewnym ruchem wycelował prosto w głowę Kunikidy.

- Znacząco odradzałbym wysuwania takich hipotez - oznajmił tak chłodno, że aż Yosano przeszły ciarki.

- Oh, bo co? Mafijny pies zaszczeka? - spytał drwiąco Doppo.

- Mafijny pies jest w stanie ugryźć, jeśli ktoś tylko zagrozi jego panu - odparł Masao, zupełnie nic nie robiąc sobie z przytyku blondyna.

- A no tak. Zapomniałem. Zanim zdradził był Waszym hersztem, co?

Członek Mafii skinął twierdząco głową. Pamiętał, że fakt, iż Dazai został Szefem, był na razie tajemnicą i nie zamierzał wygadać się byle komu.
A skoro nie udzielasz właściwie odpowiedzi to przecież nie kłamiesz, prawda? A Mafijne Psy służące pod Dazaiem wybitnie ceniły sobie dobre maniery, zdolność do wyrażania własnego zdania i szczerość. Kunikida podniósł ręce w geście poddania się, więc Masao opuścił broń. Nie zamierzał jej chować w towarzystwie tego nieprzyjemnego człowieka. Kunikida zrozumiał.

- Dlaczego poszłaś go odwiedzić? - spytał Kunikida, chwilowo porzucając całkowicie temat niemoralności.

Wieszcz musiał mieć pewność, że nie jest jedynym, który uznaje Dazaia za potwora. Fukuzawa jasno wyraził swoje zdanie w tej sprawie, ale on tylko o tym wiedział. Nie widział tego na własne oczy. Oni natomiast widzieli. Jeśli oboje okrzykną Dazaia potworem, słowo Szefa nie będzie wiele znaczyć. Wystarczy, że staną razem przed wszystkimi, opowiedzą jak było i wszystkim odwidzi się przychodzenie do Osamu. Bo przecież Yosano musiała myśleć o Dazaiu w ten sam sposób, co on, prawda?

- Chciałam zobaczyć na własne oczy, w jakim jest stanie. Od pielęgniarek i od Ciebie wypłynęły dwie zupełnie różne informacje i nie wiedziałam, kto mówi prawdę. Nie rozumiałam, czemu miałbyś skłamać, że wszystko jest w porządku. W końcu Dazai był Twoim partnerem i myślałam, że się o niego martwisz. Dalej nie rozumiem - dodała, z ogromnym rozczarowaniem w głosie.

Kunikida zaśmiał się krótko i nieszczerze. Dłoń, w której Masao trzymał broń, drgnęła delikatnie, ale Doppo zdawał się tego nie zauważać. Zdjął okulary i przetarł oczy.

- Czekaj, czekaj, bo to brzmi, jakbyś miała wyrzuty, że ich okłamałem - oznajmił, samemu nie wierząc w to, co mówił.

- Mam - uświadomiła go krótko Yosano.

Doppo spojrzał na nią ze smutkiem w oczach. Ile osób musiało go jeszcze zdradzić? Dlaczego nikt poza nim nie widział tego, czym naprawdę był Dazai? Dlaczego nie rozumieli, że próbował ich chronić? A co jeśli Dazai wpadnie w szał w biurze? Albo podczas misji? Co jeśli kogoś zdradzi? Chociaż nie. Nie to chwilowo bolało Wieszcza najbardziej. Dlaczego nie dowiedział się wcześniej? Dlaczego Dazai powiedział Szefowi, a jemu nie? A co jeśli Yosano też wiedziała?

- Wiedziałaś wcześniej? - spytał cicho, dopiero uświadamiając sobie, że być może tak, jak z kwestią Osamu jako członka Mafii, zdecydowano, że on zostanie poinformowany ostatni. Jakby jego życie i świadomość były najlepszym żartem dla wszystkich dookoła.

- Co wiedziałam? Że jesteś niedorozwiniętą szują? Nie - odparła Yosano zanim zdążyła ugryźć się w język. Być może świadomość, że ma ochroniarza dawała jej zbyt dużą pewność siebie.

Doppo zupełnie zignorował jej słowa.

- Wiedziałaś, co Dazai potrafi? Wcześniej? O jego Drugim Źródle? - dopytał.

- Nie - odparła ponownie, z tym samym spokojem. - Nie wiedziałam. Ale to nic nie zmienia.

- To nic nie zmienia? Ta Zdolność jest stworzona do niszczenia, tak, jak ten potwór jest stworzony do mordowania niewinnych ludzi - warknął Doppo, intensywnie gestykulując.

- Kunikida - odparła Yosano głosem tak spokojnym, że aż mrożącym powietrze dookoła nich. Nawet Masao cofnął się o krok, choć było to zupełnie irracjonalne. - Nie zaatakuję Cię tylko i wyłącznie z trzech powodów. Po pierwsze zbyt szanuję Szefa, by atakować jednego z jego członków Zbrojnej Agencji Detektywistycznej. Po drugie, żywię pewien szacunek do Ciebie, jako do człowieka logicznie myślącego i sądzę, że chwilowo jesteś tylko wytrącony z równowagi, jednak, gdy minie pierwszy szok, wrócisz do swojego typowego myślenia i będzie się dało z Tobą wytrzymać. Po trzecie, jestem zmęczona i chcę w spokoju wrócić do domu. Zignoruję jednak wszystkie te trzy powody jeśli jeszcze raz nazwiesz mojego przyjaciela "potworem". W pełni rozumiem pobudki Dazaia i postąpiłabym dokładnie tak, jak on, więc jeśli jego uznajesz za anomalię, dopisz również mnie do tej kategorii.

- Nie znasz całej prawdy, co? - prychnął z pogardą Kunikida, choć jej postawa i słowa zasiały strach w jego sercu. Nie, to nie był strach. To było czyste przerażenie.

- A Ty znasz, że tak szybko wydałeś osąd? - odparowała Yosano, zakładając ręce na piersi.

- Potrafię połączyć fakty. Kilkudziesięciu zabitych teraz, pozycja Herszta, siła. To się składa na jeden obraz - oznajmił Doppo.

Akiko nie powiedziała niczego. Uśmiechnęła się tylko lekko i spokojnie podeszła do Kunikidy, ignorując rzucane przez Masao ostrzeżenia, które zbyła leniwym machnięciem ręki. Blondyn patrzył na nią zdziwiony, choć również z nadzieją, że może udało mu się dotrzeć do kobiety. Yosano stanęła tuż obok Kunikidy, choć patrzyła w zupełnie przeciwną stronę. Dosłownie w ciągu ułamka sekundy, korzystając ze swojej Zdolności, wytworzyła ogromny tasak, który trzymała pewnie w lewej ręce, chłodne ostrze opierając o szyję Doppo.

- Ja zabiję Ciebie jeśli jeszcze raz powiesz o tym chłopcu coś złego - oznajmiła tak cicho, że tylko Wieszcz to usłyszał. Kunikida chciał przełknąć ślinę, ale ostrze na jego gardle mówiło mu, że to może być bardzo zły pomysł. - Jeśli Dazai będzie chciał to podzieli się ze mną swoją historią. Jeśli tego nie zrobi, też zrozumiem. Nie potrzebuję wiedzieć, kim był wcześniej żeby móc docenić to, kim jest teraz. A Ty wybitnie zaczynasz działać mi na nerwy dzieciaku. Czy wyraziłam się jasno?

- Jak słońce - wyszeptał tamten, starając się jak najmniej poruszyć.

Chłodny metal i tak rozciął mu skórę, choć było to płytkie nacięcie. Gdy tylko ostrze zniknęło, po szyi Wieszcza spłynęła niewielka kropla krwi.

- Możemy już iść? Robi się chłodno - oznajmiła Yosano, poprawiając torbę na ramieniu i odchodząc w stronę, w którą pierwotnie szli.

Masao schował broń i ruszył podbiegł do niej, rzucając jeszcze przelotne, niezbyt przyjazne spojrzenie w stronę Kunikidy. Blondyn stał tak przez chwilę, gdy tamci, jeszcze w ciszy, odchodzili. Nie mógł w to uwierzyć. To, że Szef widział we wszystkich to, co najlepsze, to jedna sprawa. Ale że zdradziła go również Yosano? Przecież widziała to na własne oczy! Nieomal wtedy umarła! Jak mogła wciąż darzyć Dazaia jakimikolwiek pozytywnymi uczuciami? Co chłopak miał takiego w sobie, że mimo wszystkiego, co robił, ludzie wciąż się od niego nie odwracali? I dlaczego Kunikida miał wrażenie, że zaczynają odwracać się od niego, gdy tylko wspominał, że Dazaia należy odciąć od nich wszystkich dla ich bezpieczeństwa?

Kunikidzie nie mieściło się to w głowie. Wyciągnął pistolet zza paska, odwrócił się i wymierzył prosto w plecy niczego nie spodziewającej się Yosano. Wystrzelił. Masao nie wiedział, co nim kierowało. Być może instynkt, być może kwestia nawyku. Co by to nie było, obserwował poczynania Doppo kątem oka. Nie zdążyłby się odwrócić i oddać strzału, więc zrobił to, co mógł zrobić. Odepchnął Yosano i sam przyjął kulkę centralnie w klatkę piersiową.

Lekarka nie potrzebowała wiele. Nie aktywowała nawet swojej Zdolności. Po prostu, wykorzystując moment zaskoczenia Kunikidy, który najwidoczniej nie spodziewał się, że członek Portowej Mafii będzie w stanie się dla niej poświęcić, stał osłupiały z wciąż wyciągniętą ręką i pistoletem w niej. Yosano natychmiast znalazła się przy nim i wyprowadziła jedno, szybkie i proste uderzenie, które od razu pozbawiło Doppo przytomności. Nie chciała go zabijać. Nie chciała spadać do jego poziomu.

Przerażona podbiegła do Masao. Jego rana była tragiczna, ale chłopak jeszcze nie był umierający, więc jej Zdolność na nic by się tu zdała. Siedzenie przy nim i czekanie aż się wykrwawi też nie należało do najbliższych planów lekarki. Zdjęła czarny sweter i przyłożyła go do rany na klatce piersiowej członka Mafii. O tyle dobrze, że kula przeszła na wylot, więc nie trzeba jej będzie usuwać w czasie operacji.

- Uciskaj, dobrze? - spytała ciepło i spokojnie, czekając, aż mężczyzna skinięciem głowy potwierdzi, że zrozumiał.

Kobieta szybko przegrzebała własną torbę w poszukiwaniu telefonu komórkowego. Jak na złość, zdążył jej się rozładować, jeszcze zapewne, gdy była w szpitalu. Cóż, z planu zadzwonienia do pielęgniarek nici. Chociaż znała numer jednej z nich na pamięć, a Kunikida zawsze miał przy sobie telefon, bo irytowali go ludzie, z którymi nie dało się skontaktować od razu. Lekarka podbiegła do niego, głośno stukocząc obcasami o beton. Przeszukała wszystkie jego kieszenie, ale wyjątkowo nawet Kunikida nie wziął dziś ze sobą telefonu. Pewnie wyszedł w pośpiechu i zostawił go w Biurze, gdy wkurzył się, że on jeden uznał Dazaia za potwora.

- Kurwa - mruknęła cicho Yosano i biegiem wróciła do Masao.

Mężczyzna zdążył już zemdleć i nic na razie nie zapowiadało na to, by mogła go ocucić. Cicho go przepraszając, za naruszenie jego prywatności, zaczęła sprawdzać jego kieszenie. Gdy znalazła telefon, miała ochotę krzyczeć z radości. Gdy nacisnęła przycisk odblokowania i ukazał jej się panel do wpisania sześciocyfrowego kodu, okrzyk zdecydowanie nie byłby radosny.

Jedyny plus, że byli niedaleko Biurowca Portowej Mafii. Yosano wrzuciła sobie telefon Masao do torebki i pochyliwszy się, przerzuciła sobie jego rękę przez kark. Chwyciła mężczyznę wolną ręką w pasie i podciągnęła do góry i dysząc z wysiłku, udało jej się stanąć, utrzymując go w pionie.

- Lekki to Ty nie jesteś - mruknęła, próbując złapać oddech nim pójdzie dalej. - Ale wypomnę Ci to jak już odzyskasz przytomność.

Od razu też zrzuciła buty ze stóp. Wysokie obcasy może i wyglądały zajebiście i powalająco, ale do tachania na własnych plecach średniożywego, minimum dziewięćdziesięciokilogramowego, nieprzytomnego mężczyzny, nie zbyt się nadawały. Choć Yosano musiała przyznać, że trochę szkoda, bo strasznie lubiła te buty.

Powoli drepcząc na boso i praktycznie niosąc na sobie chłopaka, bluźniąc z wszelkich możliwych powodów, ruszyła w stronę Biurowca.

- I zapłacisz mi za nowe buty, bo strasznie lubiłam tamte - mówiła Yosano do Masao, jakby liczyła, że chłopak odzyska przytomność. Tak naprawdę próbowała odciągnąć własne myśli od tego, jak ciężki jest mężczyzna i jak bardzo ma ochotę się poddać. - I za pralnię, bo kurwa z białego krew nie schodzi bez śladu. Nie mówiąc o masażu stóp jeśli przez Ciebie wlezę na jakieś potłuczone szkło.

Yosano kontynuowała swoją tyradę do wciąż nieprzytomnego mężczyzny, widząc po własnym ubraniu, które zaczęło farbować się od krwi Masao, w jak złym stanie jest tamten.

- No już nie daleko, damy radę - zaczęła mówić, z rosnącą paniką w głosie.

Zaczynało brakować jej sił. Jej oddech stał się płytki, a całe czoło pokrył pot. Mogła leczyć ludzi, ale nie mogła ich nosić. Zdecydowanie. Gdy zobaczyła rozsuwane drzwi budynku Portowej Mafii, miała ochotę rozpłakać się ze szczęścia.

- Udało nam się Masao! - oznajmiła cicho, skrajnie zmęczona, choć przeszła tylko kilka przecznic.- Zaraz Cię ładnie zoperują.

Może i byłaby w lepszym stanie, gdyby mężczyzna zachował minimum przytomności, a nie wlókł się nogami po ziemi, bo był zbyt wysoki i zbyt ciężki dla drobnej i szczupłej Akiko. Cóż, ludzi się jednak nie zmieni.

Wpadła przez drzwi, prosto do recepcji, zwracając uwagę wszystkich, którzy natychmiast z wyciągniętą bronią podbiegli do nich, obawiając się kłopotów. Równie szybko rozpoznali jednak jednego ze swoich i zauważyli, że kobieta go niesie, więc odrzucili pistolety, które w większości z głuchym łoskotem wylądowały na kafelkach.

- Chinatsu - zdążyła wrzasnąć Yosano i poczuła, że traci równowagę.

Cóż, dotarła na miejsce. Nogi mogły odmówić jej posłuszeństwa, a mięśnie palące żywym ogniem domagały się odpoczynku. Cóż, cardio ma odbębnione na najbliższe kilka lat. Poczuła, że upada, a razem z nią Masao. Jednak, gdy już spodziewała się twardego zderzenia z chłodną posadzką, poczuła, jak złapały ją dobre cztery pary rąk.

- Zostawiłam buty - oznajmiła cicho z żalem, czując się całkowicie bezpiecznie i przestając się martwić o Masao, którego natychmiast zaniesiono do windy i zawieziono na piętro szpitalne, informując wszystkich o sytuacji przez krótkofalówki.

Pięciu mężczyzn, z których dwóch przerzuciło sobie jej ręce przez karki i pomogło przejść przez ogromny hall aż do pomieszczenia przeznaczonego tylko dla pracowników, by Yosano mogła usiąść i odpocząć, pokręciło z niedowierzaniem głowami. Ah, kobiety...

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top