P. XL / MYŚLAŁEM, ŻE DAM RADĘ CIĘ OBRONIĆ
Dazai z niejakim smutkiem zauważył, że nikt ze Zbrojnej Agencji Detektywistycznej się do niego nie pokwapił. Cóż, nie potrafił im się dziwić. Najwidoczniej Kunikida i Yosano dość adekwatnie zrelacjonowali wszystkim, co się stało. W takim wypadku zapewne wszyscy, jak jeden mąż uznali go za potwora i najwidoczniej nie chcieli się z nim zadawać. Było mu trochę przykro z powodu tych myśli, ale nic ponad to. Nie oni pierwsi i nie oni ostatni będą uważać go za pozbawionego człowieczeństwa.
Trzeba przyznać, że wypadek zadziałał na Dazaia w najmniej korzystny sposób. W sumie, jak mógłby inaczej? Osamu włączył się tryb, w którym chłopak analizował wszystko, zakładając najgorsze rozwiązania z możliwych. Nie miał pojęcia, że Zbrojna Agencja próbowała ze wszystkich sił odciągnąć policję od miejsca, w którym niegdyś stała opuszczona fabryka, by Portowa Mafia mogła niepostrzeżenie wejść i sprzątnąć ciała. Kunikida uznał, że wytłumaczenia dostaną później, a na razie musieli zadbać, by Dazaiowi nic nie groziło od strony prawnej. Tylko i wyłącznie z tego powodu nie mogli jeszcze pojawić się u bruneta w odwiedzinach.
Atsushi wykorzystywał swój dar i przemieniał się w białego tygrysa, gdy tylko mógł. Pobiegał po okolicy, poprzewracał śmietniki, pozostawiał rysy na ścianach budynków i murach. Czasem wyrwał latarnię z ziemi. Były to najmniejsze szkody, jakie chłopak mógł wyrządzić, choć i tak czuł z tego powodu ogromne wyrzuty sumienia. Musiał jednak jakoś ściągnąć na siebie uwagę policji zabezpieczającej miejsce wstrząsów. Takie zadanie dał mu Kunikida i chłopak nie zamierzał się od niego wymigiwać, nawet jeśli nie do końca mu ono pasowało. Choć musiał przyznać, że jakiekolwiek słowo wytłumaczenia byłoby niezwykle mile widziane. Dowiedział się jednak, że wszystko zrozumie w swoim czasie, gdy Dazai wyjdzie ze szpitala.
Yosano była nie do zniesienia. Całkowicie porzuciła rolę medyka w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej i tylko samoistnie podjęła decyzję, że pomoże Atsushiemu w odciąganiu policji. Wszyscy spojrzeli na nią zaskoczeni, gdy wychodziła z Agencji, trzaskając niechcący drzwiami z taką siłą, że trzymały się one teraz chyba tylko dzięki sile przyjaźni między zawiasami. Kobieta nie udawała, że wszystko jest w porządku. Nie potrafiła udzielić Dazaiowi pierwszej pomocy na miejscu, bo udzieliła jej Nakaharze. Zgodnie z poleceniami Osamu. Nie wiedziała, że sprawy mogą przybrać aż tak krytyczny obrót, a ona i jej Zdolność okazały się być zbyt słabymi by sprostać zadaniu.
Yosano mogła tylko towarzyszyć parze w drodze do szpitala. Widok dwóch wykrwawiających się ludzi, którym obiecała, że im pomoże, zapadł w jej pamięci do końca życia i prawdopodobnie tyle samo będzie ją prześladował. Pielęgniarz, który wyskoczył z karetki, którą wezwał Kunikida, chciał zwrócić jej uwagę, że przecież nie jest z rodziny i nie może wsiąść do karetki, jednak jego wola przeżycia okazała się silniejsza niż wyuczone zasady, bo Yosano miała wtedy iście morderczy wzrok.
Może i nie była w stanie użyć swojej Zdolności, ale wciąż pozostawała cholernym lekarzem i od razu chwyciła się za kroplówkę i wszelki dostępny medyczny sprzęt, wydając rozkazy wszystkim obecnym w niewielkiej przestrzeni pojazdu. Nie mogła rozdzielić się na sale operacyjne, bo Dazaia i Nakaharę przewieźli do osobnych. Doskonale wiedziała również, że chodzenie od jednej do drugiej nie miało najmniejszego sensu, bo w ten sposób nie dałaby rady pomóc żadnemu z nich. Wybrała więc Dazaia z pełną świadomością, że jeśli Chuuya umrze to Osamu będzie winił ją do końca życia. W końcu przez cały czas trwania ich znajomości poprosił ją tylko o tę jedną rzecz. Nawet nie pakował się w aż takie kłopoty żeby musiała go leczyć. A ona nie potrafiła sprostać jednej prośbie.
Obie operacje się udały i była tego w pełni świadoma. Sama poprowadziła operację Dazaia, który był w o wiele cięższym stanie niż mogła przypuszczać. Nie chodziło tylko o jego rany zewnętrzne, bo te z łatwością dało się pozszywać. Chłopak, używając Zdolności Chuuyi, praktycznie zmiażdżył sobie płuca, do których wciąż wpływała krew z ran wewnętrznych. Nie wspominając już o stanie w jakim był jego mózg, wątroba czy serce. Musieli operować wszystko na raz, a Osamu wykrwawiał się na stole operacyjnym. Z tego, co po dziesięciu kawach dowiedziała się od pielęgniarki, która wykazywała się niezwykłą troską o stan Yosano, wynikało, że operacja Nakahary przebiegła pomyślnie i bez większych problemów. I że to jej zasługa, bo pozamykała większość ran wewnętrznych i praktycznie uratowała chłopaka. Pielęgniarka kilkukrotnie podkreśliła, że gdyby nie pierwsza pomoc Yosano, Chuuya nie dożyłby dojazdu do szpitala, jednak nawet takie słowa nie potrafiły ukoić zszarganych nerwów kobiety.
Nie potrafiła myśleć o Dazaiu, jako o potworze. Owszem, nigdy wcześniej nie widziała jego Zdolności, nawet nie posądzała go o taką moc. Doskonale zdawała sobie sprawę z tego, jak wiele Osamu potrafił zdziałać swoją Zdolnością Nieludzkiego. Jednak to, co pokazał im na nadbrzeżu przekraczało wszelkie jej pojmowanie. Jednak Yosano go rozumiała. Znała Dazaia i wiedziała, że chłopak nie zrobiłby nikomu krzywdy, więc jeśli dał się ponieść aż tak to tylko dlatego, że Chuuya był dla niego tak cholernie ważny. Co prawda, nie wiedziała, jaki Osamu był przed dołączeniem do Agencji, jednak nie chciała oceniać go przez pryzmat jego historii. Człowiek, jakiego znała, był dobry, uprzejmy i chętny do pomocy, choć nieco leniwy i irytujący, a także oschły, gdy ktoś nadużywał jego przyjemniejszej strony i się nad sobą rozczulał.
Jak jednak, mimo masakry, którą zobaczyła na własne oczy, mogła uznać Dazaia za potwora, skoro wszystko, co zrobił, było powodowane miłością do rudzielca, który był w naprawdę przerażającym stanie? Yosano byłaby pewna, że gdyby jej miłość życia ucierpiała tak bardzo, a ona posiadałaby tę samą Zdolność, co Osamu, zapewne zrobiłaby dokładnie to samo. Już prędzej siebie uważała za potwora, że nie dała rady sprostać jednemu, wyznaczonemu jej zadaniu.
Wyrzuty sumienia gryzły ją od środka, więc udawanie psychopatki i latanie po mieście z tasakiem w ręku, jednocześnie będąc ubrudzonym sztuczną krwią, dawało jej drobne poczucie spokoju w tym wszystkim. Ludzie niemal tratowali się wzajemnie zbiegając jej z drogi i chowając się przed nią. Nie raz i nie dwa rzuciła narzędziem tak mocno, że utkwiło ono w pobliskiej ścianie. Cóż, nieco pomagało jej to wyładować złość, głównie tę, którą odczuwała na samą siebie. Cieszyła się, że może pomóc Mafii.
Pamiętała, jak pani Ozaki przekroczyła próg Agencji, sprawiając, że Kyoka nieomal zeszła na zawał w wieku czternastu lat. Miała zmartwioną minę i ogromne worki pod oczami. Nie odstępowała chłopców na krok przez pierwsze dni po operacji, jednak zrozumiała, że niedługo może być za późno by posprzątać bałagan, którego narobili. Poprosiła Doppo i Yosano o rozmowę w sześć oczu. Reszta członków Agencji niechętnie na to przystała i opuściła lokal. Najdłużej ociągała się Izumi, która wciąż żywiła do kobiety pewną niechęć i bała się, że jeśli zostawi ją samą z Kunikidą i Akiko, może wyrządzić im krzywdę. Naomi zapewniła ją jednak, że nawet jeśli intencje kobiety są nieczyste, to z pewnością akurat ta dwójka da sobie z nią radę.
Ozaki poprosiła ich wtedy, by nie ujawniali zbyt wielu szczegółów, ale że trzeba posprzątać cmentarz, który pod gruzowiskiem urządził sobie Dazai. Oczywiście, nie chciała zniszczyć nieposzlakowanej opinii Agencji, więc nie zamierzała wciągać ich w jakiekolwiek nielegalne procedery. No, przynajmniej te większe. Potrzebowała jednak, by odwrócili uwagę policji. Yosano zgodziła się bez wahania, mając nadzieję, że choć to przyniesie jej ulgę.
Nie przyniosło. No i wciąż bała się spotkania z Dazaiem. Nie wiedziała, jak ma go przeprosić. Nie wiedziała nawet, czy to jeszcze była rzecz, za którą należało przepraszać, czy już zdrada najgorszego sortu.
Nawet Rampo, który zwykle stronił od zadawania się z idiotami, jak to pobieżnie określił policję funkcjonującą w tym mieście, postanowił, że dla dobra Dazaia przeboleje ich towarzystwo i podchodził do wszystkich mężczyzn i kobiet w mundurach znajdujących się w okolicy i zagadywał ich, pokazują swoją Zdolność Dedukcji.
Szef Zbrojnej Agencji Detektywistycznej oczywiście nie szczędził ludzi ani środków, gdy tylko usłyszał, że to dla dobra Osamu. Zabrał też Ozaki na bok, gdy ta już skończyła rozmawiać z dwójką jego ludzi i spytał o to, co wciąż nie pasowało Kunikidzie. Dlaczego Portowej Mafii tak bardzo zależy na zatuszowaniu burdelu Dazaia, który pracował przecież dla Agencji? Ozaki wiedziała, że nie powinna niczego mówić. Nie wiedziała, jakie plany miał Dazai co do wszystkiego, a nie chciała niczego przypadkowo popsuć nim ten jeszcze oficjalnie zacznie swoją działalność. Uznała jednakże, iż Fukuzawa był jedną z nielicznych ludzi, którym powiedzenie tego niczemu nie zaszkodzi.
Opisała mu pokrótce całą historię i o dziwo, mężczyzna zrozumiał wszystko za pierwszym razem. Nawet uśmiechnął się. Cóż innego mu pozostawało, skoro cieszył się szczęściem Dazaia? Owszem, miło było go mieć w zespole, bo ludzi z tak analitycznym mózgiem i niesamowitymi umiejętnościami nie spotyka się zbyt często. Skoro jednak ten rozdział w życiu Osamu miał się niedługo zamknąć, to dlaczego miałby mu to utrudniać, skoro życzył brunetowi jak najlepiej? Ozaki zaznaczyła również, dość dobitnie, że nie ma zielonego pojęcia, co będzie chciał zrobić Dazai, gdy już obudzi się ze śpiączki i że istnieje szansa, że choć na chwilę będzie on chciał powrócić do Agencji. Fukuzawa rozumiał to doskonale i nie zamierzał zamykać chłopakowi drzwi przed nosem.
Wszyscy zadziwiająco łatwo poszli na współpracę, choć nikt nie znał całej prawdy. Najbliżej byli oczywiście Yosano, Kunikida i Fukuzawa, ale oni obiecali Ozaki, że nie pisną ani słówka i dotrzymywali słowa. Akcja dywersyjna Zbrojnej Agencji Detektywistycznej ruszyła pełną parą.
Portowa Mafia również nie próżnowała. Za każdym razem, gdy którykolwiek z policjantów opuszczał posterunek, przemykali na teren gruzowiska przebrani za meneli i bezdomnych. Gdy stwierdzali, że było wystarczająco bezpiecznie, przekopywali gruz i wyciągali spod niego ciała członków Yakuzy. Albo przynajmniej to, co po nich zostało, bo nikomu nie chciało się zeskrobywać zaschniętej, krwawej paćki, jaka została z jednego z martwych mafiozów tylko dlatego, że Dazai przesadził z siłą grawitacji. Wiedzieli, że prędzej czy później ktoś będzie musiał się tym zająć, ale było to tak obrzydliwe zadanie, że każdy liczył, że ostatni trup nie znajdzie się na jego zmianie.
Ciała wyrzucali do rzeki, która niosła je z prądem kilkadziesiąt metrów, a tam czekali na nie inni członkowie Portowej Mafii, którzy wyławiali je, zapakowywali w specjalnie przygotowane czarne wory i wrzucali do wynajętych aut z firmy pogrzebowej, ciężarówek rozwożących lody z tą ich wesołą melodyjką, która kuriozalnie kontrastowała z chwilową zawartością zamrażarek, w bagażnikach zwykłych aut i w karetkach.
Oczywiście nie był to jedyny punkt zbioru. Hersztowie nie byli głupi. Rozstawili takie stanowiska po obu stronach rzeki, w różnych odległościach od miejsca zrzutu. W końcu kilka ciężarówek z lodami wyjeżdżających znad zrujnowanych nadrzecznych budynków mogło wzbudzić podejrzenia.
Pakowanie trupów szło im zadziwiająco gładko. Naomi stała na czatach kawałek dalej, więc realnie nie zobaczyła ani jednego ciała, ale w razie zbliżania się policji lub przypadkowych kłopotów, miała poinformować, że mają się zwijać.
Później wywozili je w kilka różnych, wcześniej ustalonych miejsc. Część ciał wrzucono do pojemników z kwasem, część do beczek z ropą, a niektóre rozczłonkowano i zakopano pionowo, bardzo głęboko w ziemi, kilka metrów nad nimi zakopując dodatkowo martwego psa. Nikt z Mafii nie wykazywał stresu. Wiedzieli, że spokój zapewni ich misji powodzenie. Skoro Hersztowie nie przewidywali żadnych ofiar ani aresztować to ich nie będzie. Wystarczyło im zaufać. O dziwo, członkowie Agencji również nie poddawali się presji. Choć to głównie dlatego, że większość z nich nie miała zielonego pojęcia, co aktualnie robili i dlaczego.
Jedynie Kunikida odmówił współpracy. Nie chciał nikomu tłumaczyć się, dlaczego. Szef Zbrojnej Agencji czuł, że chyba rozumie jego powody, ale nie zamierzał blondyna naciskać. Niby wszyscy cały czas powtarzali, że Dazai kiedyś był w Portowej Mafii, ale nikt nigdy nie potrafił określić, co konkretnie tam robił. Nikogo to zresztą nie obchodziło. Dla nich liczył się Dazai, jakiego znali teraz. Jedynie Doppo zaczął mieć z tym problem. Wcześniej nie wierzył nikomu. No bo nie mieli na to dowodów. Owszem, Osamu ustawił jedno spotkanie z Portową Mafią, ale na tym się skończyło. Każdy mógł to zrobić. To niczego nie dowodziło.
Teraz jednak, gdy sam Herszt w postaci Ozaki przybył do Agencji, prosząc o pomoc w zatuszowaniu bajzlu, jakiego narobił Dazai, Kunikida poczuł, że czegoś nie potrafi ogarnąć. Dlaczego chcieli pomóc brunetowi? Jaki mieli w tym cel? Przecież nie mógł zajmować tam wysokiej pozycji, więc co mógł im zaoferować, że aż tak się o niego martwili? Nic nie miało sensu. Nagle Doppo zapragnął wiedzieć wszystko o przeszłości Dazaia.
Blondyn czuł się... zdradzony? Sam nie wiedział, jak to określić. Po prostu czuł, że partnerzy powinni mówić sobie wszystko. A Dazai najwidoczniej zawiódł na tym polu, bo jednak bycie w głównej Mafii w mieście było czymś, o czym partner powinien był mu powiedzieć.
Do tego jego moc. Osamu nigdy chętnie nie używał swojej Zdolności, choć wielokrotnie mogła ona skrócić ich misję. Doppo nie spodziewał się, że istnieje coś takiego, jak Drugie Źródło. Owszem, słyszał o tym, ale ponieważ nie znał nikogo z taką Zdolnością, uznał, że jest to tylko plotka. Miejska legenda żeby ludziom ze Zdolnościami uświadomić, że nie są wszechmocni. Teraz sam jednak, na własne oczy, zobaczył, co potrafią zrobić niektórzy ludzie.
Dazai używający kilku Zdolności równocześnie i to Zdolności innych ludzi. Krew, która ściekała z niego i Doppo nie był pewny, czy to aby na pewno jest tylko jego krew. Te wrzaski ludzi. Ten nieludzki śmiech Osamu. To było czyste szaleństwo. Kunikida był wtedy po prostu przerażony. Bał się tego, z kim pracował. Bał się tego, że tego nie wiedział wcześniej. Najzwyczajniej w świecie bał się teraz Dazaia. No bo kim mógł być człowiek o tak nieludzkich umiejętnościach i szaleńczym zachowaniu, który morduje innych z zimną krwią, jak nie potworem? O tak, Dazai w jego oczach stał się ucieleśnieniem słowa "potwór". Dlatego nie zamierzał choćby kiwnąć palcem, by mu pomóc. Jakakolwiek pomoc by to miała nie być.
Jego zachowanie zdziwiło wszystkich. Członkowie Agencji spodziewali się, że on jako pierwszy ruszy na pomoc, gdy tylko usłyszy, że jest potrzebny. Ten jednak tylko rozdzielił zadania, a samemu wrócił do wypełniania zaległych raportów, niechętnie patrząc na stosik na biurku Dazaia. Ten idiota pewnie nie przyjdzie tego skończyć. Skoro teraz opiekuje się nim Portowa Mafia to czego miałby szukać w tak niewielkiej i nic nie znaczącej firmie, jaką była Zbrojna Agencja Detektywistyczna?
Doppo był pewien, co Dazai dostanie od niego, jeśli kiedykolwiek jego stopa postanie w biurze Agencji. Prawego sierpowego na twarz.
Nakahara leżał obok Osamu, przytulony do niego na tyle, na ile pozwalała mu na to cała ta niezrozumiała dla niego maszyneria i stan zdrowotny Dazaia. Rudzielec złapał się już kilkukrotnie na tym, że zasnął z głową na klatce piersiowej bruneta, a ten najzwyczajniej w świecie nie chciał go obudzić, choć cholernie go to bolało i wywołało niewielki wylew do płuc, bo otworzyła się jedna z jego licznych, wewnętrznych ran. Pielęgniarki, które zauważyły nagłą zmianę w odczytach wyników, natychmiast popędziły do pokoju Dazaia i niezbyt delikatnie obudziły Chuuyę, który zeskoczył z łóżka, jak oparzony, bojąc się, że zrobił brunetowi trwałą krzywdę i mając do siebie wielkie wyrzuty sumienia. Pielęgniarki biegnąc wyprowadziły łóżko Osamu z pokoju i zawiozły go z powrotem na salę operacyjną. Niby Nakahara za wiele nie widział, bo Dazaia przesłoniły mu ciała pielęgniarek, zdołał jednak zobaczyć, jak brunet wykasłuje krew, która rozlewała się po jego brodzie i pościeli w najbliższym otoczeniu.
Ogółem, trzeba było obiektywnie przyznać, że Dazai wyjątkowo często wracał na salę operacyjną z najróżniejszych powodów. A to zjadł przemyconą przez strażników pizzę, która zaowocowała pogorszeniem się jego stanu, bo chwilowo powinien być tylko na kroplówkach i szpitalnym, specjalnie dla niego przygotowanym żarciu. A to innym razem wybrał się na spacerek i zemdlał na korytarzu, bo ubzdurał sobie, że chce iść odetchnąć na taras na dachu, świeżym powietrzem, bo ma dość szpitalnego smrodu. A to wdał się w tak zażartą dyskusję z pielęgniarką na temat własnego stanu, że aż zaczął się krztusić własną krwią, bo przez gestykulację otworzył sobie kilka ran zarówno wewnętrznych, jak i zewnętrznych.
Podobnych sytuacji było multum i wkrótce pielęgniarki uznały, że sześć godzin bez wizyty Dazaia na sali operacyjnej to stracone sześć godzin.
Gdy odstawiono Dazaia z powrotem do pokoju, Nakahara siedział grzecznie na swoim łóżku, z dłońmi splecionymi na kolanach i winą wymalowaną na twarzy. Nie ruszył się nawet, gdy Dazai sugestywnie i z uśmiechem przesunął się na łóżku. Brunet westchnął ciężko i powstrzymując jęk bólu, usiadł na łóżku, by zrzucić nogi i w końcu niepewnie na nich stanąć. Gdyby nie to, że przytrzymał się poręczy szpitalnego łóżka, zapewne wyrżnąłby jak długi, otwierając sobie o wiele więcej ran i wyrywając wszystkie wenflony, które ku jego niezadowoleniu wciąż tkwiły w jego rękach.
Podszedł do Chuuyi, ciągnąc za sobą łóżko i zbliżając się powoli do rudzielca. Odetchnął głęboko, zdziwiwszy się, że jest tak osłabiony, że nawet tak niewielki wysiłek aż tak go wyczerpał. Oparł dłonie po obu stronach nóg Nakahary i spojrzał na niego z lekkim uśmiechem, opierając czoło o czoło rudzielca. Wyjątkowo, dzięki wysokości szpitalnego łóżka, na którym siedział rudzielec, ich twarze znajdowały się na tym samym poziomie.
- Co się stało? - spytał cicho Dazai zmartwionym tonem.
- Boję się, że przez przypadek zrobię Ci krzywdę - przyznał Nakahara od razu, odwracając wzrok od przeszywającego spojrzenia Osamu. - Już miałeś przeze mnie krwotok. Poczekam. Nie muszę być aż tak blisko Ciebie. Nie chcę zrobić Ci krzywdy.
- Miałem też krwotoki z zupełnie niezależnych od Ciebie powodów - przypomniał mu Dazai, poważniejąc.
- To nic nie zmienia. Poczekam. Jak będziesz w lepszym stanie wtedy wrócę do bycia blisko Ciebie. Na razie każdy zostaje na własnym łóżku - zarządził Nakahara.
Dazai zaśmiał się cicho i delikatnie pogłaskał Chuuyę po policzku.
- Nie musisz się o mnie aż tak martwić. Wyjdę z tego. Nic mi nie jest.
- Prawie umarłeś gnido - warknął Chuuya, przerywając mu.
- Właśnie. Prawie. Ale żyję. I wydobrzeję. Wiesz, że teraz takie sytuacje mogą być coraz częstsze? Teraz, kiedy zostałem Szefem?
- Myślałem, że dam radę Cię obronić - wyznał mu zawstydzony Chuuya, jakby nie dał rady wypełnić swojego zadania.
- Przecież Ci się udało - zauważył Dazai, nie przestając głaskać chłopaka. - Tylko dzięki Tobie wciąż tu jestem. Gdybyś mnie wtedy nie powstrzymał, padłbym na tamtym gruzowisku.
Nakahara zdobył się na słaby uśmiech i zmusił się by spojrzeć na bruneta. W jego oczach nie widział wyrzutów czy złości. Jedynie czystą miłość i wdzięczność. I radość, że są razem. Nawet w tak tragicznej sytuacji.
- Marsz do mnie do łóżka albo zero tego słodyczowego miksu, którym próbowałeś mnie zabić. Pamiętasz? Tego, który zrobiliśmy u Ciebie, wrzucając wszystkie możliwe słodycze do jednej michy. Dostaniesz zakaz na najbliższe dziesięć lat - oznajmił Dazai z pełną powagą.
- Już idę kochanie - mruknął Nakahara z szerokim uśmiechem. - Ale jeśli będę Ci robił krzywdę masz mi o tym natychmiast mówić, obiecaj.
- Obiecuję Chuu - oznajmił Dazai i pocałował go czule.
Wkrótce obaj wylądowali na jednym szpitalnym łóżku, a serce Nakahary jakoś się tak uspokoiło. Serce Kunikidy natomiast napierdalało szybciej niż Usain Bolt, bo mężczyzna zupełnie nie wiedział, co powinien myśleć i czuć.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top