P. LXXXV / CÓŻ, ŚWIAT JEDNAK NIE JEST TAK ŁASKAWY DLA SZEFÓW

Króciutkie odautorskie!: ponieważ trzymałam Was tak długo bez rozdziału, dzisiaj się zebrałam w sobie i jakimś cudem nasmarowałam specjalnie dla Was drugi (i wcale nie zaczynam trzeciego, nieee, kto, Luceusz?)! Miłego czytania Miśki ~ 



Nie trzeba było długo czekać nim na miejscu rzeczywiście pojawił się człowiek, po którego zadzwonił Araki. Nie żeby Dazai w ogóle zamierzał narzekać, skoro i tak miał swoje prywatne sprawy do załatwienia. W Fukuzawie, który boleśnie zdawał sobie sprawę z kosztów, obudziła się żyłka handlarza-negocjatora, więc gdy tylko Osamu podszedł, by przeprosić za opóźnienia, które wyniknęły wyłącznie z jego winy, czego oczywiście nie zdążył powiedzieć, Fukuzawa zażądał by Portowa Mafia pokryła dodatkowe dziesięć procent kosztów. Nakahara, gdy to usłyszał, oznajmił, że musiał się najwidoczniej przesłyszeć, bo pomysł zdawał się irracjonalny i bezpodstawny. Dazai jednak, widząc jak niektórzy członkowie Zbrojnej Agencji Detektywistycznej już ostrzą sobie zęby na możliwy kolejny konflikt i potyczkę, westchnął tylko ciężko i oznajmił, że może zgodzić się w ostateczności na pięć procent, zaznaczając, że w ostatecznym rachunku to i tak okaże się sporą kwotą. Szef Agencji uznał, że najwidoczniej nie warto przeciągać struny, bo zgodził się na taki układ i wraz z pracownikami stanął najdalej jak się tylko dało od Dazaia i Nakahary.

- Czeeeeść Szefowie! – rozległ się radosny okrzyk i gdy mężczyźni obejrzeli się, bez problemu dostrzegli niską, różowowłosą osóbkę podskakującą w ich stronę z szerokim uśmiechem.

- Dzień dobry – oznajmił o wiele mniej energicznie idący tuż obok niej Hayato, gdy tylko znaleźli się w wystarczająco małej odległości by móc porozmawiać w cywilizowany sposób. – Przepraszamy za spóźnienie – dodał poważnie.

- Przecież się nie spóźniliśmy tak na dobrą sprawę – oznajmiła Kaguya, próbując jakoś się usprawiedliwić, w międzyczasie spoglądając na zegarek.

- Kto nie jest kwadrans przed czasem ten jest spóźniony – odpowiedzieli jej chórem Chuuya i Hayato, uśmiechając się szeroko i załamując tym samym Dazaia.

- Będziecie mi ten tekst wypominać do końca świata, a ile razy on Wam dupska uratował to nawet nie zliczycie. No i jednak tego wymaga kultura – oznajmił Osamu, zakładając ręce na piersiach i przyjmując obronną pozycję, jakby czuł się urażony, że podwładni wypominają mu teksty, którymi rzucał zdecydowanie zbyt często, jednak w słusznej sprawie.

- Co racja to racja – przyznała Kaguya, wciąż szeroko się uśmiechając. – Pamiętasz, jak poszliśmy na akcję i się okazało, że to była pułapka? A Ci frajerzy się nie wyrobili i kończyli ją zastawiać praktycznie przy nas. Chociaż to w sumie nawet nie była pułapka, skoro Szef to przewidział i doskonale o niej wiedzieliśmy. Ale to wyglądało tak komicznie, gdy próbowali nas zagadać, gdy ktoś jednocześnie nas otaczał. Szkoda tylko, że nie zauważyli mojej Bariery i tak jakby poparzyli sobie o nią gęby.

- Kaguya na bogów – westchnął ciężko Dazai, czując się w tym momencie wybitnie staro i zdając sobie sprawę z tego, że nagle z własnej nieprzymuszonej woli przejmuje rolę ojca.

- Jasne, jasne, przepraszam Szefie – dziewczyna w lot pojęła, że chodzi o jej sposób mówienia i od razu położyła po sobie uszy. – Ale to tylko dlatego, że stoimy tak w czwórkę. Przy kimkolwiek innym bym się pohamowała – zaczęła się jednak bronić.

- Skoro o tym mowa, gdzie reszta? Powinni już tu też przecież być. Zwłaszcza, że Shizuki doskonale zna moje metody i wie, że nie powinna się spóźnić – zauważył Dazai cicho. – Choć oczekiwałem nieco więcej po Nowych Hersztach. Są jakieś wiadomości od Yuriko i Kumizawy?

- Czysto teoretycznie mają jeszcze pięć minut żeby się tu pojawić – odparła Kaguya, próbując ich usprawiedliwić.

Dazai doskonale to rozumiał. Nie rozumiał jednakże, jakim cudem Kaguya jest w stanie cokolwiek odczytać z jej typowego zegarka na jasnym pasku, o srebrnej tarczy i cyfrach, które nie trzymały się swoich typowych, zegarkowych miejsc, ale wyglądały jakby wszystkie spadły i rozbiły się o spód zegarka. Niemniej przestał nawet próbować już spory czas temu. Nakahara stał tuż obok Dazaia, trzymając rękę na jego ramieniu i kreśląc samym kciukiem delikatne szlaczki, licząc że w ten sposób okazywane wsparcie, nieco uspokoi bruneta. Najwyraźniej działało, skoro po krótkiej chwili Osamu odwrócił głowę i spojrzał na niego z delikatnym uśmiechem.

- Kabuto będzie za piętnaście minut – oznajmił Araki wracając do towarzystwa i chowając telefon do kieszeni bladoniebieskiej marynarki. – On się lepiej zna na wycenie tego, co zostało rozwalone. Ile to miało pięter?

- Plus dwa do tego, co widzisz teraz – odpowiedział Dazai spokojnie, lekko przekrzywiając głowę i kątem oka obserwując Kaguyę.

- I dach, nie zapomnij o dachu – wtrąciła się Kaguya radośnie. Zarobiła za to wybitnie ciężkie i pełne bólu spojrzenie od architekta, które sprawiło, że automatycznie nieco posmutniała.

- Każdy budynek ma dach dziecko – oznajmił mężczyzna, a pogarda w jego głosie była tak doskonale wyczuwalna, że gdyby Kaguya sama z siebie nie dała rady odpowiedzieć, Hayato, zachowując pełną kulturę, poprosiłby architekta o wypierdalanie w podskoczkach.

- Mansardówkę – uzupełniła dziewczyna, nieco cichszym i poważniejszym głosem. – Dach mansardowy – wyjaśniła, widząc pełne niezrozumienia spojrzenie architekta. – Siedemdziesiąt pięć i dwadzieścia pięć stopni, ale nie jestem pewna. W końcu widziałam ten budynek tylko raz – wytłumaczyła z lekkim wzruszeniem ramion, unikając jego wzroku i wyrabiając sobie bardzo złą, wstępną opinię.

- To zupełnie zmienia postać rzeczy – zauważył architekt. – Mogę ją porwać na chwilę? – Dazai skinął głową, lekko podnosząc jednak brwi, dając mężczyźnie do zrozumienia, że ostateczna decyzja należy do Kaguyi.

Dziewczyna zgodziła się bez chwili wahania i porzuciwszy nawet Hayato, ruszyła za mężczyzną, który zdawał się być jakiś taki większy, gdy szedł obok niskiej, różowowłosej osóbki, której słowa najwidoczniej łechtały jego próżne ego. Zaczęło się od faktu rozpoznania dachu, a skończyło na wymienianiu się pomysłami przy jednoczesnym zachowaniu elewacji. Wystarczyło, by Kaguya dosłownie raz pochwaliła Arakiego za jakiś pomysł, a mężczyzna napuszył się jak paw i nagle uznał, że to małe stworzenie jest przydatne. Hayato w międzyczasie subtelnie dał głową znak, że na skrzyżowaniu niedaleko pojawiły się dwie kobiety, na które czekali.

- Już sobie wyobrażam narzekanie Kai – westchnął ciężko Hayato, nie odrywając wzroku od pospiesznie zbliżających się do nich kobiet. – A ja będę musiał tego słuchać.

- Mógłbyś w międzyczasie wyjść z friendzone'u – dodał absolutnie poważnie Nakahara, choć i tak wszyscy dali radę wyczuć lekką kpinę.

- Doskonale wiesz, że to nie tak działa. Ona jest dla mnie jak młodsza siostra, to byłoby po prostu dziwne – odparł Hayato, minimalnie rumieniąc się jednak.

- Pieprzenie – skomentował to krótko Dazai. – Nasze zakłady dalej aktualne kochanie? – spytał Chuuyę.

- Możemy uznać, że tak, ale straciłeś te dwa lata, więc mam tylko większą szansę na wygraną – zaznaczył rudzielec.

- Dlaczego mam wrażenie, że te zakłady dotyczą zejścia się mojego i Kai? – spytał ciężko Hayato, opuszczając ze zrezygnowania ramiona.

- Bo tak jest – odparł ciepło Dazai. – Może jestem ostatnią osobą, która powinna udzielać jakikolwiek związkowych rad, ale wiesz. To, że się o nią boisz, nie znaczy, że dasz radę ochronić ją przez odsunięcie się od niej. Próbowałem, patrz jak to się skończyło – Osamu z lekkim uśmiechem wskazał kciukiem Chuuyę, który w rewanżu sprzedał mu kuksańca łokciem w żebra.

Wystarczył ułamek sekundy, a Czterdziesty Drugi Szef Portowej Mafii z przyjaznego, ciepłego i wręcz emanującego spokojem człowieka zmienił się w mrożącego krew dyktatora. Nawet Nakahara zabrał na chwilę rękę z jego ramienia. Ze spojrzenia i postawy Osamu biło takie zimno i irytacja, nawet Hayato miał ochotę za coś go przeprosić, mimo że przecież nie miał za co. Ot, aura zdenerwowanego i zawiedzionego Osamu była po prostu przerażająca. Choć i tak nie była ostateczną formą straszenia ludzi. Niemniej jednak wystarczała na dwie nowe osóbki zasiadające w Cuppoli, które chwilowo bały się mu spojrzeć w oczy.

- Przepraszamy za spóźnienie. Był problem z pijanym człowiekiem w metrze i motorniczy musiał się zatrzymać, z czego wynikło nasze opóźnienie – wytłumaczyła się jedna z nich, łapiąc oddech.

Ewidentnie tu biegły, próbując spóźnić się jak najmniej, jednak Dazai wiedział, że pewne zachowania trzeba tępić od początku. Tym razem oni tu byli. Tym razem to nie była wybitnie ważna sprawa. Gdyby jednak którakolwiek z nich spóźniła się na spotkanie z ważnymi przedstawicielami innej Mafii to raz, że nikt by nie poczekał, aż raczą się zjawić, niezależnie od przyczyn. W gorszej wersji zawsze zostawało to, że mogliby zostawić jednego człowieka, który po prostu by je zabił za znieważenie innej organizacji. Eleven mogło śmiać się z jego podejścia do punktualności, ale prawda była taka, że jeśli w mafijnym świecie nie byłeś za wcześnie, to po prostu byłeś za późno, okazja uciekła, a Ty prawdopodobnie masz już wykopany grób.

- Dlaczego nie wzięłyście wcześniejszego? – spytał lodowato. – Nie chciało się Wam czekać, prawda?

Hayato zamierzał się wtrącić, że przecież to ich pierwszy dzień, że nie spóźniły się przecież tak dużo, bo tylko dwie minuty. Doskonale jednak zdawał sobie sprawę z tego, że mogłoby to uznać za próbę podważenia autorytetu Dazaia, a tego nawet nie zamierzał ryzykować. Inna kwestia, że kolejne zdanie wypowiedziane przez drugą z kobiet, zabiło w nim wszelką chęć ratowania ich.

- Musiałybyśmy czekać godzinę – zauważyła Kumizawa, jakby robili problem z czegoś naprawdę niewielkiego i ona miała to w głębokim poważaniu. – A spóźniłyśmy się raptem dwie minuty. Naprawdę jest o co robić problem?

Jeśli wcześniej Dazai miał zamiar tylko je postraszyć, teraz naprawdę się zirytował. Naprawdę uważał, że pracuje z ludźmi, którzy biorą wszystko na poważnie wtedy, kiedy tak brane być powinno. I nigdy wcześniej żaden z jego podwładnych nie odważył się poddawać w wątpliwość jego słów czy ostrzeżeń, a jeśli wytykał komuś błąd to ta osoba brała to do siebie i robiła poprawkę.

- To spotkanie? – zaczął omiatając wzrokiem wszystkich obecnych na ulicy. – To jest nieważne. Zbrojeniówka może nam gówno zrobić. Są małą, beznadziejną organizacją, która już praktycznie nie trzyma się w kupie. Jeśli któraś z Was spóźni się na spotkanie z kimś, nie daj bóg, ważnym, zostanie z Was mokra plama, a ja w pełni będę to rozumiał, bo to absolutny brak szacunku względem osoby, z którą jesteście umówione. Nie wspominając o Waszym braku szacunku względem mnie, skoro moje uwagi są dla Was tak mało znaczące. Wróćcie kiedy nauczycie się pokory.

Hayato na wszelki wypadek nieco się odsunął. Nakahara zresztą zrobił dokładnie to samo. Może i obaj zamierzali zwrócić mu uwagę, że może potraktował je zbyt ostro, nie zamierzali robić tego przy świadkach. Kobiety jednak stały, nie do końca rozumiejąc, czego się od nich oczekuje. A humor Dazaia powoli zbliżał się do tak złego, jak wtedy, gdy Akutagawa oświadczył, że nie potrafi wytworzyć tarczy, więc Dazai najzwyczajniej w świecie wypalił w jego stronę cały magazynek pistoletu. I patrząc przez pryzmat toru pocisków, wszystkie zostały wystrzelone w celu zabicia go i gdyby dosięgły celu, Akutagawa padłby martwy z uszkodzonymi najważniejszymi organami. Tym razem nie było w okolicy nikogo, kto dałby radę powstrzymać pociski czy wytworzyć tarczę, a nikt nie chciał przypadkiem oberwać. W takich wypadkach Nakahara zaczynał żałować, że zaproponował Dazaiowi odebranie jego broni z Portówkowej zbrojowni. Gdyby nie ta sytuacja, Osamu nie miałby w tym momencie wetkniętego pistoletu w kaburze, praktycznie pod ręką. Znaczy, miałby prywatny, niezbyt legalny, ale dwa razy pomyślałby przed użyciem jej, skoro legalnie mieć jej nie powinien. Chłopak jednak uspokoił się i odetchnął, uśmiechając się lodowato.

- Nie rozumiem, czemu jeszcze obie tu jesteście? Możecie wrócić, gdy nauczycie się pokory – oznajmił spokojnie, chowając dłonie w kieszenie płaszcza. – Być może przeliczyłem się, oczekując od Was zachowań typowych dla Hersztów. To może być moja wina. Jednakże żadna z Was nie dostanie żadnej poważnej misji dopóki ja nie uznam, że zmądrzałyście. To dotyczy również dzisiejszych akcji. Nie oczekuję również Waszego pojawienia się na dzisiejszym zebraniu Cuppoli. Ani na żadnym kolejnym dopóki nie dojdziecie do konkretnych wniosków. Gdy to się stanie, zapraszam prywatnie do mnie. Hayato przejmujesz tę inwestycję. Kagyua na pewno Ci pomoże. Dasz radę czy mam dzwonić po kogoś innego? Nakahara nadzoruje – dodał Osamu i odwrócił się.

Kobiety wciąż stały nie do końca rozumiejąc, co się właśnie stało. To był ich pierwszy dzień w terenie, praktycznie drugi w ogóle. A już zostały zrugane i została im odebrana pierwsza, dana im sprawa. Czuły ogromny wstyd i upokorzenie. Nakahara bez słowa ruszył za Dazaiem, ale miękkie serce Hayato zwyciężyło nad rozsądkiem.

- Naprawdę będzie lepiej jeśli już pójdziecie – oznajmił delikatnie, próbując dotrzeć do nich tak, by nie załamać ich do końca. – Szef naprawdę nie ma na myśli niczego złego, nawet jeśli jego metody wydają się dość – chłopak zamyślił się, jakby szukał odpowiedniego słowa. – Drastyczne. Ale wszystkich nas też tak traktował, gdy założył Eleven. Jestem pewien, że nikt ze Starych Hersztów nie miałby również żadnej taryfy ulgowej, gdyby to zależało od niego. Ale uwierzcie mi na słowo, jego słowa naprawdę ratują człowiekowi dupę. Moją uratowały wiele razy, a też zaczynałem od opieprzu. Przemyślcie to, może przenieście się do Biurowca? Te pokoje nie są tragiczne, a będziecie miały łatwiejszy dojazd wszędzie. Dopiero później wróćcie na swoje. No i to ogromna oszczędność kasy. Tylko się nie zniechęcajcie, on naprawdę robi to tylko dlatego, że się o Was martwi.

- Jest przerażający – oznajmiła szeptem Yuriko, aktualnie przestraszona.

- To? – spytał Hayato z lekkim śmiechem. – To jest nic. Nie wyobrażacie sobie, jak przerażający potrafi być, gdy naprawdę się wkurzy. Albo, gdy ktoś zagrozi ludziom, którzy są dla niego ważni. Wtedy nawet diabeł biegnie się schować. I próba zlekceważenia jego słów tudzież umniejszenia ich wagi naprawdę źle się kończy, nie próbujcie tego więcej, bo tym razem obszedł się z Wami naprawdę łagodnie.

Odwrócił się jednak i odbiegł w stronę Dazaia i Nakahary stojących kawałek dalej, przez ramię obserwując, jak dziewczyny odwracają się i odchodzą, znikając Szefowi z oczu. Gdy Hayato zatrzymał się przy nich, rudzielec był w trakcie rugania bruneta i Osamu naprawdę wyglądał, jakby nieco żałował swoich czynów, co przejawiało się głównie w jego zakłopotanym drapaniu się po tyle głowy.

- Może i macie rację – oznajmił spokojnie, wracając do normalnego tonu i pozy. – Może zachowałem się zbyt ostro, ale wyjdzie im to na dobre. Wam wyszło, a też nie mieliście taryfy ulgowej – przypominał im i rzeczywiście, żaden z nich nie mógł zaprzeczyć.

- Szeeeefie! – rozległ się radosny krzyk, który do końca rozwiał negatywną atmosferę. – Mamy już wstępne obie wyceny, chociaż Araki mówi, że ostateczne kwoty mogą się nieco różnić. Gdzieś w granicy dziesięciu procent w górę i w dół. Ale to chcieliby żebyście podeszli. Nie wiem, kto przekaże to Zbrojeniówce, bo też powinni przy tym być, a mnie się do nich nie spieszy.

- Już idziemy – odparł Dazai spokojnie, nie podnosząc głosu. – Gdzie jest Shizuki? Po nowych mogłem się tego jeszcze spodziewać, ale poważnie, nawet ona?

- Shizuki nie zamierza się pojawić – wyjaśnił Nakahara, któremu ta sprawa całkowicie przez chwilę wypadła z głowy. – Napisała mi wiadomość, jakieś dwadzieścia minut przed dziewiątą. Uznała, że to bezsensowne żeby Araki ją poznawał. Nie chce być skojarzona z pralnią. Jest gdzieś w okolicy, ale nie podejdzie do nas bezpośrednio tylko będzie obserwować.

- W sumie to mądrzejsze podejście – przyznał Dazai, uśmiechając się lekko na myśl, że choć jedna kobieta tego dnia postanowiła przewyższyć stawiane jej oczekiwania. – Posłuchamy, co ma do powiedzenia, gdy spotkamy się na zebraniu Cuppoli.

Z niemalże cierpiętniczą miną Osamu ustawił się o kilka kroków od Arakiego, jego ludzie stanęli krok za nim. Dłuższą chwilę zajęło Fukuzawie zrozumienie, że to czas na odłożenie własnych problemów i podejście do sprawy, jak na dorosłych przystało, jednak nawet on uległ i już po chwili stał po lewicy architekta. O krok za nim ustawili się członkowie, których Dazai naprawdę wolałby chwilowo nie widzieć. Ledwo zamknie mu się budżet w tym roku. Co to ma być, że jest Szefem od tak niedawna, a już musi martwić się pieniędzmi? Z racji swojej pozycji powinien przecież móc szastać nimi na prawo i lewo. Cóż, świat jednak nie jest tak łaskawy dla Szefów.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top