P. LXXXII / OJ SPIERDALAJ SZEFIE
Hej! Króciutkie odautorskie! Jesteście Miśki po prostu wielcy! Nie wiem, jak to się stało, ale przekroczyliście dzisiaj pułap 3 TYSIĘCY gwiazdek, co jest dla mnie jakąś konstelacją nie do uwierzenia po prostu. Dziękuję, że to czytacie, że okazujecie w pewien sposób wsparcie i motywujecie mnie do dalszego pisania, choćby przez kliknięcie tej małej ikonki. Wciąż do mnie nie dociera, że jest tego aż tak dużo, to coś nieprawdopodobnego po prostu. Wy jesteście nieprawdopodobni. I mam nadzieję, że zostaniecie ze mną i z pisanymi przeze mnie opowiadaniami (zwłaszcza tym, bo jak zaczynam myśleć o tym konkretnym opowiadaniu to zaczynam czuć się jak dumna matka i zapominam o rozpisaniu własnych opowiadań, które kurzą się w odmętach randomowych folderów w komputerze) jak najdłużej! Ale żeby nie przedłużać tej ilości cukru, życzę Wam serdecznie miłego czytania Miśki! ~
O kandydatach można było powiedzieć dwie rzeczy. Byli zmęczeni i przestraszeni. Nie wiedzieli, jaka czeka ich przyszłość, nie wiedzieli, czy pozostaną w Portowej Mafii, a przede wszystkim nie rozumieli, przynajmniej w większości, jakie zmiany i dlaczego akurat takie chce wprowadzić Dazai. Nie rozumieli także po co całe to przesłuchanie, ale skoro nakazano im się stawić, zrobili to. Gdy pierwszy z nich, wysoki blondyn, wszedł do pomieszczenia, chyląc nisko głowę w wyrazie szacunku, również Hersztowie pojęli, że nie do końca rozumieją, co się teraz działo z Mafią. I choćby Osamu tłumaczył im to przez wiele godzin, nic by się nie zmieniło. Dazai był po prostu człowiekiem, który czuł potrzebę zmiany świata i rzadko kiedy ów świat za nim nadążał. A działania, które zarówno podejmował, jak i planował, były zakrojone na o wiele większą skalę niż to, co zdarzyło się w tej organizacji za życia któregokolwiek z nich.
- Imię, nazwisko, Zdolność, który Oddział - zaczął przepytywankę Izaki, zgodnie z protokołem, który ustalili na te rozmowy.
- Motoki Ushiba - odpowiedział chłopak, gdy zajął już przeznaczone dla niego miejsce siedzące po przeciwnej stronie stołu. Z jego perspektywy musieli wyglądać jak pieprzona loża szyderców. - Brak Zdolności. Oddział Herszta Harady.
- Zadam Ci teraz cztery proste pytania, od których będzie zależało, czy usłyszysz kolejne - odezwał się Dazai spokojnym tonem, podnosząc w górę rękę i prostując tylko cztery palce. - Czy to jasne?
- Oczywiście - odparł chłopak, wciąż nie dając w żaden sposób po sobie poznać, że ta konkretna sytuacja cholernie go stresuje.
- Zaczniemy nieco na poziomie osobistym, ale to niestety dość ważna kwestia. Muszę wiedzieć, jakie uczucia żywisz do mnie, zakładam, że doskonale wiesz, kim jestem skoro poczta pantoflowa działa tu perfekcyjnie. I, co z tego poniekąd wynika, czy potrafisz sobie wyobrazić współpracę ze mną bądź pracę w Portowej Mafii pod moimi rządami - w ustach kogoś innego mogłoby to zabrzmieć na przepełnione pychą. W ustach Dazaia brzmiało to raczej jak prośba o wybaczenie mu tego, że opuścił Portówkę i wszyscy Hersztowie doskonale to widzieli. W jego niby lekkomyślnej postawie i zachowaniu, w potrzebie udowodnienia, że nie bierze niczego na poważnie i pokazywaniu tego choćby poprzez siadanie na cholernym stole w czasie przesłuchań, w całej jego osobie, gdy zdjęło się tę powierzchowną warstwę, widać było jedynie ogrom smutku i niemal fizyczną potrzebę wybaczenia.
- Osobiście nigdy pana nie spotkałem - przyznał chłopak. - Owszem, słyszałem, zarówno dobre, jak i złe rzeczy. Nie potrafię jednak odpowiedzieć na pańskie pytanie w sposób, który pana usatysfakcjonuje. Wszyscy, może z drobnym wyjątkiem niedawno zaprzysiężonych, doskonale wiedzą o pańskim analitycznym umyśle, dokładności przeprowadzonych akcji i skuteczności, również w duecie z panem Nakaharą. A mimo to, pańskie nazwisko pada niezwykle rzadko, wciąż z mieszanki przerażenia i szacunku. Z drugiej jednak strony, został pan ogłoszony naczelnym zdrajcą tej organizacji. I zdaję sobie sprawę z tego, że wielu ludzi sądzi, że jest to niegodny sposób opuszczenia mafii, którą powinno opuścić się jedynie po śmierci. Dla mnie jednak są to tylko suche fakty. Zostałem zaprzysiężony półtora roku temu. Nie poznałem pana, gdy działał pan na korzyść tej organizacji jako Herszt i połowa Czarnego Duetu. Nie mogę pana oceniać, bo po prostu nie mam ku temu podstaw. Nie znam powodów pańskiego opuszczenia Mafii. Więc gdybym miał szczerze odpowiedzieć na to pytanie, odpowiedziałbym, że nie obchodzi mnie, kim pan jest, czy kim pan był. I w absolutnym poważaniu mam, czy zdradził pan tę Mafię czy też nie. Nie mnie to osądzać. Dopóki pan będzie działał na korzyść Portowej Mafii, dopóty ja będę w stanie pracować pod pańskimi rządami i uznawać pana za Szefa.
- Nie jest to odpowiedź, której się spodziewałem - przyznał spokojnie Dazai. - Mylisz się jednak sądząc, że nie jest satysfakcjonująca. Wybacz nagłą zmianę tematu, ale wolimy skrócić czas poszczególnych rozmów z kandydatami. To nic osobistego, po prostu musimy porozmawiać z każdym z Was. Czy będziesz potrafił pracować z obecnym tu zarządem i uznawać ich decyzję oraz pozycję w hierarchii?
- Odpowiedź jest taka sama, jak w przypadku poprzedniego pytania. Dopóki wszyscy zasiadający w Cuppoli działają zgodnie z polityką rozwoju Portówki, będę służył wiernie i w miarę możliwości bezkonfliktowo.
- Wszystkich tak wytresowałeś Harada? - spytał Dazai z nieco głupim, niedowierzającym uśmieszkiem, wytykając blondyna wskazującym palcem i odwracając głowę tak, by spojrzeć na Herszta.
- Każdemu zdarzają się cięższe przypadki - oznajmił Herszt, jakby zupełnie nie brał za to odpowiedzialności.
- Przepraszam, że ośmielę się przerwać i spytać - wtrącił się chłopak. - Jednak chyba nie rozumiem. Czy moje odpowiedzi były błędne?
- Ty mi powiedz - odparł na to Dazai, wciąż powierzchownie udając lekkoducha, ale w jego rozbawionych oczach dostrzegalna była stal, której tak wielu się bało.
- Wciąż chyba nie rozumiem - odparł tamten z pewną rezerwą i zaczynając się powoli denerwować.
- Ty mi powiedz - powtórzył Osamu, skupiając pełnię uwagi na chłopaku przed sobą. - Chcę zmienić świat. Szukam wizjonerów, marzycieli, ludzi, którzy nie boją się brać spraw we własne ręce. Szukam ludzi, którzy widzą wodę i myślą, jak ją zapalić żeby paliła się, sam nie wiem - Dazai na chwilę zawiesił głos.
- Na fioletowo! - wtrąciła się z ewidentną radością Kaguya, celując lizakiem w blondyna.
- Jesteś pewna? - zwrócił się do niej Dazai, udając powagę. - Nie na różowo? - chłopak spojrzał sugestywnie na jej włosy, ale dziewczyna pokręciła przecząco głową.
- Na fioletowo! - ponowiła. - Wszyscy wiemy, że Nakahara ma słabość do fioletowego - dodała, wciągając się w grę aktorską Szefa. A niewypowiedziane "a wiemy, że Ty masz słabość do Nakahary" zawisło w powietrzu tak dosadnie, że na twarz Chuuyi wypłynął niewielki rumieniec.
- Niech będzie fioletowy - zgodził się Dazai, patrząc z rozczuleniem na zawstydzonego rudzielca. - Skoro szukam takich ludzi, a mam nadzieję, że załapałeś ogólną ideę, to powiedz mi. Czy Twoje odpowiedzi były błędne?
Blondyn zastanowił się przez chwilę.
- Nie - oznajmi w końcu, zaskakując wszystkich. Przez chwilę większość z nich zwątpiła, czy sens pokręconej historyjki Dazaia do niego dotarł, ale sam brunet jedynie siedział w oczekiwaniu. - Nie była błędna. Była niedostateczna. Jestem prostym żołnierzem. Zwykłym pionkiem na dobrą sprawę. Za panowania Szefa Moriego liczyła się ilość i wszyscy doskonale o tym wiedzieli. Posiadanie marzyciela jako Szefa jest dla nas czymś nowym - chłopak zawahał się na ułamek sekundy, który Dazai zdążył niestety wykorzystać.
- Wszyscy obecni w tej sali poza Tobą - Osamu podniósł nieco rękę i palcem wskazał wszystkich po kolei. - To marzyciele. Obrażasz swojego byłego Herszta twierdząc, że nigdy nie pracowałeś pod maniakiem, który zrobi wszystko żeby osiągnąć swoje.
- Ale bycie marzycielem to powolny proces - zauważył blondyn. - Wy wszyscy jesteście w tej mafii o wiele dłużej. Zajmujecie o wiele wyższe pozycje, posiadacie konkretne Zdolności. Ja jestem zwykłym szaraczkiem, który trafił, w co jak się zdaje, najgorszy możliwy okres tej mafii. Potrzeba odpowiednich wzorców i czasu by ludzie zaczęli inaczej postrzegać świat. Wiem, że kiedyś mogę być człowiekiem, którego szukasz. Tylko to kiedyś musi po prostu nadejść.
- Podoba mi się tok Twojego rozumowania - Osamu uśmiechnął się szeroko, a kolejne jego pytanie padło tak nagle, że zdziwiło nawet świadomych go członków Cuppoli. - Czy zdradziłeś bądź planowałeś zdradzić kiedyś Portową Mafię?
- Nie - odpowiedź była krótka, natychmiastowa.
Dazai spojrzał na Kaguyę, która dyskretnie pokazała mu znak, że chłopak nie skłamał.
- Czy jest możliwym, że kiedyś ją zdradzisz? Tylko nie dawaj mi trzeci raz tej samej odpowiedzi, bo nie wiem, czy wypieprzę przez okno Ciebie, czy Haradę, który Cię tego nauczył - zastrzegł od razu Osamu, ewidentnie wybijając blondyna z rytmu.
- Nie jest to możliwe. Jestem zbyt ciekaw tego, jak Portówka może się rozwinąć lecąc na skrzydłach marzycieli - odpowiedział po dłuższej chwili.
- Cóż. Nie brzmi to najgorzej. Trochę jak z reklamy kostek do zmywarki, gdzie wszyscy próbują Cię przekonać, że akurat ich kostka jest najlepsza - zauważył Poughi.
- To wracaj do kuchni idioto - mruknęła Fujimoto, komentując w ten sposób porównanie przyjaciela.
- Kanapki zrobicie sobie później - oświadczył Dazai i wziął teczkę Ushiby. - Witamy w Czterdziestej Drugiej odsłonie Portowej Mafii. Wcześniej służyłeś pod Haradą, od dzisiaj znajdujesz się w Oddziale Ukaia, mam nadzieję, że nie jest to problem - dodał Dazai głosem niby przyjacielskim, ale aż Nakaharze przeszły ciarki po plecach, gdy go usłyszał.
- Najmniejszy. Dziękuję za nowy przydział. Mam nadzieję, że będę służył godnie - odparł tamten, obserwując jak Dazai podaje jego teczkę Ozaki, która przekazała ją kolejnym aż do Ukaia.
Chłopak pożegnał się, zgodnie z wszelkimi formalnościami. Osamu zatrzymał go jeszcze na chwilę, pytając Hersztów czy nie chcą się o chłopaku czegoś konkretnego dowiedzieć. Wszyscy zgodnie pokręcili jednak przecząco głowami. Nie czuli potrzeby znania większej ilości szczegółów o tym szaraczku, skoro nie trafił się im. A Ukai nawet nie wiedział, o co mógłby zapytać.
- Ciężki przypadek - westchnął ciężko Harada, zauważając, że Dazai ponownie sprawdził godzinę w telefonie.
- Mnie to mówisz? - spytał Szef Portówki równie zmęczonym głosem. - Chłopak był tu przez kwadrans, a jeszcze minuta i przysięgam, że zacząłbym używać formalnych zwrotów grzecznościowych.
Wszyscy znający podejście Dazaia do takich, jak on to zwykł nazywać, pierdół, zaśmiali się szczerze, nawet nie potrafiąc sobie wyobrazić takiej sytuacji. Wszyscy poczęstowali się kawałkiem pizzy i wkrótce ruszyli dalej z przesłuchaniami. Przez pierwsze trzy godziny stosy teczek przed Nowymi Hersztami urosły tak bardzo, że Hayato zniknął na chwilę, by pojawić się z dodatkowymi pudłami, w które ludzie mogliby je popakować.
- Mamy coś nierówny podział - zauważył Poughi, sugestywnie patrząc na cztery teczki leżące w jego pudle, jedną teczkę leżącą przed Ozaki i dwanaście leżących w pudle Ukaia.
- Wiem, ale to ma swój sens, przysięgam - zaznaczył Dazai. - Wolę rozdzielić osoby przyjęte przez ostatnie dwa lata do Nowych Hersztów. Nijak Wam tym nie zamierzam ubliżyć, po prostu zawsze wierzyłem, że zaufanie i relacje trzeba budować od zera. I nie obraźcie się, ale wątpię by pod rządami Moriego którykolwiek ze Starych Hersztów bawił się w zdobywanie zaufania i odpowiednie kontakty. Zbyt byliście zajęci ogarnianiem tego burdelu. To tworzy szansę dla Nowych Hersztów. Poza tym, możecie zauważyć, że to głównie im przypadła legalna działalność tej organizacji. Nie potrzebują aż tak wielu Uzdolnionych w swoich szeregach. Dlatego ludzi z większym potencjałem bojowym wolę przydzielić Starym Hersztom, zwłaszcza naszej kochanej trójce z grupy uderzeniowej. Kwestia logiki i pewnego chaosu w kolejności przyjmowania tych ludzi, ale jak posiedzimy tu jeszcze z osiemnaście godzin to w pełni zrozumiecie, jakim systemem się kieruję.
Gdy wybiła dwudziesta trzecia, Kaguyi zabrakło lizaków, pizza się skończyła, a dosłownie wszystkim w pomieszczeniu zabrakło kawy, głos zabrał Hayato.
- Myślę, że na dziś powinniśmy już kończyć - zauważył, co spotkało się z lekkim ożywieniem w tłumie. - Jest jeszcze kilka kwestii, które wymagają prywatnego omówienia, a wszyscy są już zmęczeni. Szefie, wczoraj udało Ci się od tego jakoś wymigać, ale musisz dać mi znać, czy zamierzasz nocować w swoim apartamencie w Biurowcu, czy gdzie. Tak samo Vice. Każdy z Was dostanie prywatnego ochroniarza. Kwestia bezpieczeństwa i protokołu.
- Nie możemy pieprzyć protokołu? - spytał Dazai zrezygnowanym tonem. - Naprawdę nie potrzebuję niańki. Chuuya też się bez opiekunki obejdzie. Zresztą, kto jak nie my, da radę sam się obronić?
- To nie tak, że się z Tobą nie zgadzamy Szefie - wtrąciła się Kaguya, gdy Izaki wyszedł na korytarz oznajmić pozostałym kandydatom, że rozmowy zawieszone zostały do jutrzejszego poranka. - Wiemy, że potrafisz się obronić. Po prostu nie chcemy żebyś musiał. No i to jednak zawsze bezpieczniej, gdy ktoś stoi między Tobą a wrogiem.
- Tylko, że to nie jest bezpieczniejsze - zauważył Nakahara poważnie. - Obaj śpimy z bronią praktycznie pod poduszką. Do tego nasze mieszkanie jest dostosowane pod najgorsze okoliczności, trójwarstwowe, kuloodporne szkło, drzwi, których nie da się w żaden sposób staranować i wzmocnione ściany. To jak wielki bunkier tylko z dobrymi widokami.
- Chuuya ma rację. Żyjemy praktycznie w twierdzy. Postawienie dwóch ludzi przed wejściem tylko przyciągnęłoby niechcianą uwagę. Myślę jednak, że możemy pójść na kompromis i uznać, że na większość poważnych akcji będziemy zabierać ochronę. Wtedy może rzeczywiście na coś się przydadzą.
- Niby to co mówisz brzmi logicznie, ale nie jestem przekonana - wtrąciła się Ozaki. - W końcu chodzi o Wasze bezpieczeństwo, teraz, gdy jesteście tak ważni dla Portówki i dla nas.
- Damy sobie radę - zapewnił wszystkich Dazai z szerokim uśmiechem. - Nie przez takie rzeczy się przechodziło.
- To akurat prawda - przyznał Nakahara, czując delikatne ukłucie w sercu na samą myśl o bracie Dazaia. Niby leki pomagały i zaczynał nabierać do tego dystansu, ale był pewien, że do pełnego wyzdrowienia będzie potrzebował kilku ładnych lat i odpowiedniej dawki wsparcia.
- Dobra, na dzisiaj koniec - zarządził oficjalnie Osamu, zacierając ręce. - Dziękuję Wam wszystkim za dzisiejszą współpracę. Chciałbym też poprosić osoby, z którymi mam coś do omówienia o poczekanie na korytarzu. Sayori idziesz na pierwszy ogień żeby nie blokować Waszych ustaleń co do terminu pracy nad słuchawkami ochronnymi. Harada, mam nadzieję, że się nie obrazisz.
- Oj spierdalaj Szefie - mruknął mężczyzna uśmiechając się pod nosem. Teraz to nie była kwestia dumy. Wszyscy byli sobie równi. Więc tak jak wszyscy z wyjątkiem Nakahary i Sayori, opuścił pomieszczenie.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top