P. LXXX / NAJNUDNIEJSZY TYDZIEŃ ŻYCIA
Dazai wstał bez słowa i opuścił pomieszczenie tuż za Hayato. Nie on jeden zresztą, bo w konferencyjnej zostali jedynie Nowi Hersztowie i Izaki. Osamu uznał, że powiedzenie raz, że jest przerwa jest wystarczająco dosadne, więc nijak tego nie komentując, samemu wyszedł by poszukać czegoś do zjedzenia. Było już solidnie po osiemnastej i jego wnętrzności coraz głośniej dawały o sobie znać. Nakahara, w równej ciszy ruszył za nim. Uśmiechnął się lekko, gdy zauważył, że brunet czekał na niego w korytarzu, by mogli iść ramię w ramię.
- Myślałem o jakimś makaronie - oznajmił Dazai, wkładając dłonie do kieszeni płaszcza, który założył tuż po wyjściu z konferencyjnej. - Czy wolisz coś innego?
- Makaron może być. Zdążymy? - spytał w odpowiedzi Nakahara, sprawdzając godzinę w telefonie.
- Skoczymy do najbliższej knajpy, myślę że nie będzie problemu. Ewentualnie niedługo kupimy jakąś knajpę żeby pokazać się nieco na legalnej arenie i wtedy zawsze będziemy pierwsi - zauważył z szerokim uśmiechem Dazai.
- Jesteś chyba jedynym człowiekiem na tej planecie, który żeby zjeść obiad kupuje całą restaurację gnido - westchnął ciężko Nakahara i pokręcił z niedowierzaniem głową.
- Dla Ciebie kupiłbym nawet pięć - oznajmił Osamu, zupełnie nie zrażając się reakcją rudzielca.
- To dość specyficzna liczba. Czemu akurat pięć? - spytał zaciekawiony Chuuya, wciskając przycisk przywołujący windę.
- Żebyś miał jedną na każdy dzień pracujący. Wiesz, brak rutyny i te sprawy. A w weekendy ja bym Ci gotował. Albo, co jeszcze lepsze, gotowalibyśmy razem - wytłumaczył Dazai, jakby to naprawdę była najbardziej oczywista rzecz świata.
- Jestem pewien, że gdyby tak było, nie mógłbym doczekać się weekendów - zauważył z lekkim śmiechem Nakahara.
- A to dlaczego? - spytał Dazai, zupełnie ignorując zmieniające się cyferki świadczące o piętrze, na jakim znajdowała się winda i skupiając uwagę na rudzielcu.
Jakimś cudem byli na przyciemnym korytarzu sami. Żadnemu z nich nie chciało się ruszyć do włącznika światła, ale ciemność czy półmrok nigdy im nie przeszkadzały. Inna sprawa, że w każdej chwili z konferencyjnej mógł ktoś wyjść. Tak, jak z windy mógł ktoś wysiąść. Niby nie byli w Biurowcu sami, niby gdzieś tam tłoczyli się ludzie, gdzieś mieszkali, gdzieś przygotowywali się na rozmowy z Hersztami. Jednak była już stosunkowo późna godzina i wszelkie osoby, których obecność nie była konieczna bądź wymagana, po prostu cieszyły się własnymi życiami poza budynkiem Mafii.
- Bo tęsknię - oznajmił cicho rudzielec, odwzajemniając w pełni skupione na nim spojrzenie Dazaia. - Niby jesteśmy razem przez cały dzień, ale gdy tylko wejdziemy do Biurowca, zachowujemy się profesjonalnie i udajemy, że tylko to między nami jest. Że nie ma niczego więcej. To trochę boli - przyznał.
Osamu nie zawahał się ani chwili słysząc te słowa. Po prostu zrobił ten jeden krok, który ich dzielił i zupełnym przypadkiem lekko popychając Nakaharę na ścianę tuż za nim, stanął tak blisko, że Chuuya wręcz słyszał jego oddech. Dazai delikatnie i czule chwycił twarz rudzielca w dłonie i spojrzał na niego z uśmiechem. Na jego rozbiegany wzrok pędzący od jego oczu do ust i kończący na niemrawym rozglądaniu się, czy ktoś nie idzie. No i to cudowne pytanie wymalowane na twarzy. Co Dazai wyczynia? Jego delikatnie rozchylone wargi, jakby już spodziewał się, co go czekało. Gdy byli blisko siebie po prostu wszystko zdawało się być naelektryzowane.
- Myślałem, że tego chcesz. Że chcesz rozdzielić życie prywatne z służbowym. Ale jeśli potrzebujesz dowodów uczuć czy czułości, zawsze jestem obok specjalnie dla Ciebie - wyszeptał Dazai, pochylając się tak, by mówić bezpośrednio do ucha Nakahary. Rudzielec wzdrygnął się nieco i uśmiechnął lekko.
- To nieprofesjonalne gnido - mruknął cicho w odpowiedzi, ale jakoś tak wybitnie słabo i nieprzekonująco.
Dazai oparł swoje czoło o czoło rudzielca i uśmiechnął się najszerzej, jak się tylko dało, zaczynając delikatnie gładzić kciukami jego policzki.
- Co ja Ci zawsze powtarzam o Portowej Mafii? - spytał cicho, patrząc w ukochane, niebieskie oczy.
- Że jesteś tu dla mnie - odpowiedział Nakahara, cały czas szepcząc i dziękując, że w korytarzu jest ciemno i nie widać ogromnych rumieńców, które wypłynęły na jego policzki.
- Że jestem tu, bo kocham Cię najbardziej na świecie - poprawił go Dazai. - I zrobię wszystko żebyś był szczęśliwy.
Coś było takiego we wzroku Dazaia, że gdy tylko skupiał się na Nakaharze, rudzielcowi niemal z miejsca miękły kolana i nie potrafił powstrzymać uśmiechu. Chwycił chłopaka za poły kamizelki i przyciągnął do siebie tak, że nie było między nimi nawet centymetra zbędnej przestrzeni. Niby całowanie się po kątach kojarzyło się Chuuyi z zachowaniem z gimnazjum i pierwszymi głupimi miłościami ukrywanymi przed wszystkimi, ale jakim cudem mógł zachowywać się poważnie, gdy w takiej chwili jedyne, co czuł, to motylki w brzuchu? Jak mógł się powstrzymać, gdy jedyne, czego chciał to porwać gdzieś Osamu, do wolnej sali, do apartamentu, nawet za róg korytarza, byleby mieć go jedynie dla siebie?
- Idiota - mruknął cicho i pocałował Dazaia z całej siły, próbując w tym jednym prostym czynie przekazać mu, jak bardzo się stęsknił przez te raptem kilka godzin i jak bardzo potrzebuje jego i jego bliskości.
Osamu też zresztą nie pozostał bierny. Wplótł nieco palce we włosy rudzielca, dając mu tym samym znak, że nie zamierza puścić go ani na chwilę. Pierwszy, najbardziej przepełniony emocjami pocałunek trwał dopóki im obu powoli nie zaczęło brakować powietrza. Odsunęli się od siebie na dosłownie sekundę, by złapać nieco tlenu i wrócili do siebie, jak zwykle zapominając o bożym świecie. Dopiero sygnał zatrzymującej się na ich piętrze windy przywrócił ich nieco do rzeczywistości. Nie jednak na tyle, by byli w stanie się od siebie oderwać, więc po prostu Chuuya przepchnął uśmiechającego się Dazaia do środka windy, na ślepo wcisnął piętro, modląc się by trafił w odpowiednie i zarzucił ręce na kark przypartego tym razem do ścianki windy Dazaia, stając na palcach by móc wciąż całować go z taką samą pasją.
Osamu uznał jednak, że to mu nie wystarczy. Poklepał chwilę ręką po przyciskach zanim znalazł odpowiedni i wcisnął go z szerokim uśmiechem. Winda zatrzymała się między piętrami i włączyło się nieco ciemniejsze, awaryjne światło. Dazai wyłączył jeszcze tylko interkom żeby zaniepokojeni ludzie nie usłyszeli czegoś, czego nie powinni byli usłyszeć. Nakahara spojrzał na niego zdziwiony.
- Zostaniemy tu tak długo, aż mojemu chłopakowi naładuje się bateria potrzeby bliskości - oznajmił z szerokim uśmiechem Dazai, po czym delikatnie odgarniając włosy z twarzy rudzielca i patrząc na niego, jak na ósmy cud świata dodał. - Musisz się zdecydować kochanie. I mi otwarcie powiedzieć. Czy mam Ci okazywać uczucia wszędzie tak samo, czy wolisz zachować nasz związek w tajemnicy przed członkami Portowej Mafii. Moje zdanie w tej sprawie znasz - dodał na końcu, gładząc rudzielca po policzku opuszkami palców tylko po to, by za chwilę przejechać nimi po jego rękach, zdjąć je ze swojego karku i spleść ich palce razem, całując wszystkie knykcie rudzielca po kolei i ani na chwilę nie pozwalając się Nakaharze odsunąć.
- Wiesz, że serce i rozum mówią mi dwie różne rzeczy - wytknął mu chłopak, podnosząc rękę chłopaka do swojego policzka.
- Wiem, dlatego Cię nie pospieszam - odparł brunet z uśmiechem.
- Ale jednego nie wiesz - zauważył Nakahara i widząc pytające spojrzenie Dazaia oznajmił. - Jeszcze nie naładowałem swojej, jak to nazwałeś, baterii.
Osamu zaśmiał się cicho i czule pocałował rudzielca w czoło.
- Doskonale wiesz, że nie o to mi chodziło - zauważył rudzielec z niejakim zawodem w głosie.
- A o co? - spytał zaczepnie Dazai, zamieniając ich pozycje tak, by to znów Nakahara był oparty plecami o chłodną ścianę. - O to? - spytał, delikatnie przekrzywiając palcami głowę Nakahary trzymając ją za podbródek i czule całując dostępne teraz zagłębienie szyi rudzielca. Chuuya wzdrygnął się lekko czując ciepły oddech chłopaka na swojej skórze.
- Mmm, to wciąż nie to - odparł, siląc się by brzmieć poważnie, choć obaj doskonale wiedzieli, że rozpływa się pod czułościami bruneta.
Dazai ruszył z pocałunkami w górę szyi, zupełnie się nie spiesząc i ignorując trzaski słyszalne w interkomie. Pocałował zarys szczęki chłopaka, jego policzek, nawet nos, za każdym razem pytając o to samo i testując cierpliwość Chuuyi. Gdy w końcu ich usta ponownie się spotkały, żaden nawet nie pomyślał o oderwaniu się od siebie. Nakaharę zawsze zaskakiwało, jak gładkie i zachęcające do całowania usta ma Dazai. Przyłapywał się nawet na myślach, że te jedne właśnie usta mógłby całować do końca życia. Obaj uśmiechnęli się z rozczarowaniem, gdy ktoś po drugiej stronie interkomu zdecydowanie zaczął się niecierpliwić.
- Tak, jesteśmy tu, ściągnijcie nas na dół - odparł Dazai, na chwilę tylko włączając interkom windy żeby dać znać ludziom z recepcji, że winda nie jedzie pusta.
Chuuya porwał jeszcze bruneta do ostatniego, pełnego namiętności acz krótkiego pocałunku i odsunął się kawałek, poprawiając ubranie, które zdecydowanie tego potrzebowało, mimo że przecież nie robili niczego wielkiego.
- Mógłbym przywyknąć, a rozum czasami się myli - oznajmił Nakahara, gdy już doprowadził się do porządku. - Choć cud, że winda była pusta - dodał po chwili.
Dazai uśmiechnął się szeroko i chwycił dłoń chłopaka.
- Jesteś tego absolutnie pewien? - spytał spokojnie.
- Absolutnie - odparł tamten z całkowitą pewnością w głosie, odchrząkując lekko by przywrócić sobie normalny ton głosu i splatając ich palce razem, jakby na znak, że nie pozwoli Dazaiowi tak łatwo uciec od tej decyzji.
Przed windą czekał już na nich niemały tłumek. Wszystkie sześć osób zaczęło ich przepraszać i obiecywać, że już zadzwonili po konserwatora i że taka sytuacja się już nigdy nie powtórzy. Mina Nakahary sugerowała jednak, że powtórzy się jeszcze wielokrotnie i nawet jeśli ludzie będą domyślać się przyczyny, dlaczego tak często Dazai i Nakahara utykają w windzie, nikt nie odważy się powiedzieć o tym złego słowa. Czy jakiegokolwiek na dobrą sprawę. Osamu jednak zbył tylko sprawę machnięciem wolnej ręki i oznajmił, że najważniejsze, że nikomu nic złego się nie stało.
Idąc ramię w ramię, przechodząc przez barierki i omijając recepcję, wyszli na miasto, ciesząc się chłodnym powiewem wiatru, który nieco ich ostudził.
- Dalej masz ochotę na kluski? - spytał Dazai z szerokim uśmiechem.
- Jakimś cudem tak - odparł Nakahara. - Choć wizja bycia porwanym do własnego domu przez własnego chłopaka i przyjemniejszego spędzenia wieczoru też kusi.
Osamu nie skomentował tego tylko podniósł dłoń Chuuyi i pocałował jej zewnętrzną stronę. Nakahara uśmiechnął się lekko. O dziwo zdążyli też zjeść kluski, mimo że Dazai nie kupił całej restauracji, zdążyli też zamówić czternaście pizz dla całej Cuppoli. To Chuuya pomyślał, że może Nowi Hersztowie nie wpadli na to żeby skoczyć coś zjeść, a skoro już im kupowali, niezręcznie byłoby nie kupić reszcie. Tak więc podali adres, na co Dazai mógł przysiąc, że student za kasą przełknął nerwowo ślinę i oddalili się ze swoimi dwoma pudełkami makaronu. Skierowali się ku jednej z mniejszych, bocznych alejek, w której ustawione były ławki i kilka kolorowych klombów i z ogromną chęcią spałaszowali posiłek.
- Robisz zdecydowanie lepsze jedzenie - przyznał Nakahara. - Chociaż to też jest niesamowite - dodał, ukradkiem sprawdzając godzinę w telefonie. Powoli kończył im się czas.
- Kochanie, nawet jeśli akurat my się spóźnimy to i tak mamy pewność, że bez nas nie zaczną - zauważył Dazai, gdy po raz kolejny przyłapał Chuu na patrzeniu się na godzinę.
- W sumie racja - przyznał w końcu, na chwilę zamierając, z pałeczkami dosłownie w połowie drogi między ustami a pudełkiem. - Kurwa, wciąż to do mnie nie dociera. To jak sen. Jesteś tu, ze mną i jesteś szefem. I wiem, że Portówka się rozwinie, ale to wciąż takie nierealne. Rozumiesz?
- W pewnym sensie tak - odparł Dazai, wpatrując się w Nakaharę zapatrzonego w klomby. - W sensie, nigdy nie wyobrażałem sobie, że będziemy razem. I że wbrew wszystkiemu będziemy szczęśliwi. Znaczy, mam szczerą nadzieję, że jesteś szczęśliwy mimo wszystko, co się wydarzyło. No i świadomość, że mogę w końcu w pełni skupić się na planowaniu i myśleniu i używaniu tego, co pod kopułą mam też jest niesamowita. W Zbrojnej nie miałem okazji ani chęci na dobrą sprawę, żeby się wykazać. Wcześniej w Portówce planowałem, ale zawsze miałem to widmo nad głową. A teraz czuję się po prostu wolny. Wolny i szczęśliwy. W końcu mogę robić wszystko, co chcę i nie muszę się martwić, że to się jakoś źle skończy. Nigdy nie sądziłem, że uda mi się tyle osiągnąć. Szczerze, to w pewnym momencie byłem święcie przekonany, że skończę jako gnijący trup w rowie - zaśmiał się Dazai, a Nakahara niebezpiecznie wycelował w niego pałeczki, ostrzegając go, że jeszcze jeden taki tekst i czymś oberwie.
- Jestem szczęśliwy, bo jestem z Tobą. Poradziłem sobie z przeszłością. Jest kwestia, którą chciałbym z Tobą omówić póki nie będzie za późno, ale to już na inny moment temat. Taki bardziej prywatny, w domu, na poważnie - zaznaczył Chuuya.
- W dowolnym momencie, który uznasz za stosowne - odparł Dazai, zabierając ich puste pudełka i wyrzucając je do pobliskiego śmietnika. Stanął tuż obok rudzielca i wyciągnął w jego stronę rękę. - Wracamy?
- Chyba powinniśmy - zauważył Nakahara z lekkim rozczarowaniem, ale pełen radości chwycił dłoń Dazaia i ruszyli w odpowiednim kierunku.
- Wpadłem ostatnio na taki idiotyczny pomysł - zaczął Dazai. - Tylko się nie wkurzaj. Pytam najpierw Ciebie, bo chcę znać Twoją opinię i jeśli się nie zgodzisz, będziemy się zachowywać jakby tego pomysłu w ogóle nie było - zaznaczył, gdy Chuuya spojrzał na niego dość nieufnie.
- To nie zaczyna się dobrze - zauważył, nieco mocniej ściskając rękę chłopaka.
- Chodzi o Portówkę zajmującą się legalnymi biznesami - odparł od razu Dazai, nakierowując rozmowę na odpowiednie tory. - Pamiętasz ten zespół, którym mieliśmy się zająć? Momoiro Clover Z? Takie bardziej popowe, ktoś nam ich zwinął sprzed nosa.
- Pamiętam, ten pomysł był tak komiczny, że nie dało się go nie zapamiętać. Już wyobrażałem sobie Ciebie kontra nastoletnie faneczki. Niestety zazwyczaj przegrywałeś, ale tylko dlatego, że nie mogłeś użyć ani Zdolności, ani broni. No i miały dość sporą przewagę liczebną.
- Dobrze wiedzieć, co Ci się marzy - mruknął Dazai, przykładając kartę i przechodząc przez bramkę, uśmiechając się na myśl, że to wciąż jest jeden i ten sam kawałek plastiku, który dostał, gdy przekroczył te progi po raz pierwszy.
- Oj doskonale wiesz, że nie o to chodziło. Co z tym zespołem?
- No właśnie to, że zastanawiałem się nad innym - odparł Dazai, kątem oka uważnie obserwując reakcję rudzielca. - Nad Pretty Redundant dokładniej. Wiesz, zespół Twojego starszego brata.
Nakahara jedynie spojrzał na niego zaskoczony, ale nie dostał szansy na wtrącenie swoich trzech groszy.
- Wiem, że chcesz odcinać życie prywatne od służbowego, ale pomyślałem, że to byłaby dobra okazja dla nich. Moglibyśmy ich wypromować na szerszej arenie, co z pewnością by się im przydało, a my wyrobilibyśmy sobie markę i zdobyli doświadczenie. Obie strony korzystają. A Twój brat wciąż nie musi wiedzieć niczego o mniej legalnych działaniach Portówki. Trzymałby się tylko tego jednego studia.
- Myślę, że to dobry pomysł - oznajmił Nakahara po krótkiej chwili wahania. - W sensie, zaczęlibyśmy z bardzo złym wizerunkiem, gdybyśmy jako naszą pierwszą akcję odbębnili wyrwanie komuś tego popowego zespołu. A tak możemy iść od zera z jednym zespołem, przy którym mamy pewność, że będą nam wierni. I myślę, że da radę to zrobić bez uświadamiania mojej rodziny, co robię na co dzień i w jakim zawodzie pracuję. Rozplanowałeś to już jakoś?
- Poniekąd. Chciałbym żeby któryś z Nowych Hersztów zajął się prowadzeniem legalnej działalności w tym kierunku. Wiem, że przez to poniekąd zmarnują się ich Zdolności, ale przecież liczy się końcowy efekt. Dlatego teraz tak ważny był ten nabór. Dzięki odpowiedniemu rozplanowaniu możemy przydzielić konkretne zadania konkretnym Hersztom i nie martwić się, że nielegalne interesy wejdą w drogę legalnym.
- W sumie po co nam cokolwiek legalnego? - spytał Nakahara, gdy wysiadali z windy. - Przecież wszyscy wiedzą czym jest Portowa Mafia. Nie zmienimy wizerunku.
- Wiem, że damy radę zmienić ten wizerunek. A legalnej strony potrzebujemy ze względu na dotacje. Zamierzamy sporo zmienić w tym mieście, częściowo za sprawą pieniędzy i nie potrzebujemy policji siedzącej nam na ogonie ze względu na gotówkę. Do tego to będzie doskonała przykrywka, gdy służby międzynarodowe zaczną się nami przejmować. Tutejsza policja nie piśnie ani słowa, ale gdy już przejmiemy Yakuzę, zawiążemy bliższą relację z Cosa Nostrą na zasadzie partnerstwa i zaczniemy rozmowy z Irlandczykami, zaczniemy zwracać na siebie uwagę. Ogólnoświatową uwagę.
- Ty nie dopuszczasz do siebie myśli, że coś może pójść nie tak, prawda? - spytał z szerokim uśmiechem Nakahara.
- Dopuszczam kochanie - uświadomił go Dazai. - Właśnie dlatego planuję wszystko z wyprzedzeniem, eliminując wszystko, co może pójść "nie tak".
- Mój chłopak przejmie władzę nad światem - zaśmiał się Chuuya, doskonale zdając sobie sprawę z tego, że nie jest to tak niemożliwe, jak brzmi.
Stali już pod drzwiami do konferencyjnej, więc Dazai obrócił się tylko na pięcie i uśmiechnął szeroko.
- Przejmę i rzucę go ukochanemu do stóp. A później pojedziemy na jakieś wakacje. Może Belgia? Albo Ameryka? - spytał absolutnie poważnie i pocałował Chuuyę czule w usta. - Gdzie tylko będziemy chcieli.
- Nie brzmi to jak najgorsza opcja - przyznał Nakahara, uśmiechając się samym kącikiem ust.
We wspaniałych humorach weszli do sali, mając jeszcze kwadrans w zapasie. Części osób wciąż nie było, ale to nie stanowiło problemu. Najważniejsze, że zadzwonił telefon Dazaia z obwieszczeniem, że przywieziono pizzę. Ze względów bezpieczeństwa oczywiście nie mogli wpuścić sprzedawcy na wyższe piętra, więc Osamu powiedział im, że jedzenie jest opłacone, dwie pizze są dla nich na dole w recepcji, a resztę niech ktoś przywiezie do konferencyjnej.
Gdy w drzwiach, z twarzą ukrytą za mnóstwem kartonowych pudełek, na które wszyscy zareagowali westchnieniem pełnym szczęścia, pojawił się Matsumoto, Chuuya wiedział, że nie może przepuścić okazji. Chłopak stał grzecznie, przed progiem pomieszczenia, wyciągając ręce do przodu, choć pizza powoli zaczynała mu ciążyć. Harada odebrał pudełka, a Nakahara z wybitnie wrednym uśmieszkiem zatrzasnął chłopakowi drzwi przed nosem.
- Zadowolony? - spytał Dazai z niedowierzaniem, nie ogarniając, jak można być tak małostkowym po tak długim czasie żeby cieszyć się, że zamyka się komuś drzwi praktycznie na twarzy.
- Bardzo - odparł Chuuya, szczerząc się jak głupi do sera.
- Ja wiedziałam, że przydzielenie go do Ciebie się źle skończy - westchnęła Ozaki ciężko, na co cała trójka zareagowała śmiechem.
Gdy jeszcze przyszedł Hayato, przepraszając wszystkich za spóźnienie i informując ich o kolejce, która zebrała się w całym korytarzu przed pomieszczeniem, byli już w komplecie. A to, że Hayato zgodnie ze swoim przeczuciem przyniósł każdemu kawę, a Kaguya, jakby przewidując przyszłość uparła się na słodkie gazowane napoje, stanowiło jedynie zwieńczenie pysznego posiłku, który mieli zjeść pomiędzy przesłuchaniami. Wszystkie pudła, zgodnie z zaleceniem Dazaia, zostały wniesione przez kilkunastu ludzi i ustawione w rządku pod ścianą przeciwległą do wejścia. Osamu, doskonale pamiętając swój system otworzył pierwsze pudełko i wyjął teczkę.
- Nie ma sensu kopiować tego dla każdego z Was - zaczął na początku, gdy drzwi były jeszcze zamknięte. - Dlatego jedyną kopię będę miał ja, wszelkie informacje otrzymacie od kandydata. Możecie zadawać jakie tylko chcecie pytania. Teczka wyląduje u Herszta, pod którym kandydat będzie od teraz służył. Wszystko jasne? - spytał Dazai, rozglądając się po pomieszczeniu i zauważając, że wszyscy zgodnie kiwają głowami. - To dobrze. I proszę, zachowajmy minimum profesjonalizmu i nie jedzmy w czasie rozmów. Najwyżej kolejni trochę poczekają. Na szczęście kawa nie podlega dyskusji - dodał, widząc nieco zmęczone już twarze współpracowników.
Wypijając pierwszy łyk czarnej kawy, Dazai dał znak Hayato by poszedł po pierwszego osobnika. Czekał ich najnudniejszy tydzień życia.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top