P. LXVIII / MAFIJNY PIES NIE SZCZEKA BEZ POZWOLENIA PANA

Dazai wiedział, że źle zrobił. Doskonale zdawał sobie sprawę z tego, jak źle prawdopodobnie potoczą się sprawy. Wiedział, że jest obecnie w niełasce wszystkich, wiedział, że Agencja bardzo się nie lubi z Portówką, wiedział, że Kyouka to bomba z opóźnionym zapłonem. Doskonale wiedział to wszystko, a jednak liczył, że nie zrobią rozpierdolu. Przecież tak ładnie ich o to wszystkich prosił. Fukuzawa, zdziwiony dość nietypową reakcją byłego podwładnego, stanął tuż obok niego, a wyraz zaskoczenia, który wymalował się na jego twarzy, wymieszany był z największą rezygnacją, jaką Osamu dane było w życiu widzieć.

Nakahara, Yosano i Kato stanęli praktycznie na baczność, gdy tylko usłyszeli głos Dazaia. Sytuację ratował fakt, że czuli się winni wyrządzonym szkodom, bo mieli dość nietęgie i przepraszające miny. No, przynajmniej dwoje z nich, bo Kato wyglądała, jakby Gwiazdka przyszła wcześniej. Osamu zdawał sobie sprawę, że pogadanka dużo im nie da, bo przecież wszyscy już swój czas temu skończyli podstawówkę. Choć chwilowo dość mocno w to wątpił. Przewidywał zniszczenia. Rozważał połamane biurka, rozwaloną biblioteczkę i sprzęt komputerowy w kawałkach. To mógłby w ostateczności nawet opłacić, jako że zniszczenia pośrednio wynikały z jego błędu.

Odbudowa połowy budynku to zupełnie inna kwestia.

Przecierając czoło palcami, w geście próby jakiegokolwiek rozluźnienia się i znalezienia względnie pokojowego rozwiązania sytuacji, Dazai przeszedł przez pole bitwy i podszedł do fragmentu zarwanej podłogi, tuż w narożniku budynku. Stanął najbliżej, jak się dało, tak, że nawet Yosano pomyślała, że Dazai się załamał i zamierzał skoczyć. Brunet jednak spojrzał tylko w dół, z cichym westchnieniem ulgi upewniając się, że wszyscy pracownicy biurowi Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, a także wszelcy inni, nie posiadający Zdolności ludzie, zdążyli uciec z budynku, zapewne zaniepokojeni dziwnymi odgłosami dobiegającymi z Agencji. To nie pierwszy raz, gdy coś dziwnego dzieje się w biurze, więc okoliczni mieszkańcy po prostu przywykli. Inna kwestia to materiał, którego Fukuzawa użył do wyciszenia drzwi, bo żeby nie słyszeć tego armagedonu w przeskalowanej wersji, to ów materiał musiał wybijać w kosmos poza wszelkie skale zajebistości.

Będąc pewnym tego, że ucierpiały tylko przedmioty nieożywione, Dazai rozejrzał się po pomieszczeniu. Ściany, notabene nośnej, pomiędzy biurem Uzdolnionych, a częścią administracyjną, po prostu nie było. W ogóle. A jedynym, co powstrzymywało strop w tamtym miejscu była umiejętność manipulacji grawitacją Chuuyi. Nie było również całej zewnętrznej jednej ściany, połowy drugiej, tak, że cały narożnik wpuszczał teraz nadzwyczajną ilość dziennego światła, które notabene wpadało też przez ogromną dziurę w dachu. Resztki dachówek i elementów stropu czy więźby walały się po podłodze, mieszając z resztkami czegoś, co kiedyś funkcjonowało jako meble.

Nie był to jednak koniec zniszczeń, jakim uległy ściany zewnętrzne, co biorąc pod uwagę, że skoro były całe dwie, to był to wybitnie zły znak. Resztki, około połowy, ściany, która się jakimś cudem ostała, były podziurawione na wylot, mniejszymi czy większymi dziurami. W kilku Dazai bez najmniejszego problemu rozpoznał ślady po umiejętności Nakahary, niektóre nosiły znaki samurajskiego miecza, a w niektórych wciąż tkwiły różnej wielkości tasaki. Członkowie Portowej Mafii chcieli się zacząć jakoś bronić, ale nim zdążyli wydać z siebie choć najcichszy dźwięk, brunet podniósł w górę rękę, uciszając ich.

Dazai aż podskoczył ze zdziwienia, gdy wyciągnął ze ściany jeden z owych tasaków, a ściana, gdy tylko poczuła, że jest wolna, dołączyła do reszty cegieł, dwa piętra niżej. Osamu nie miał najmniejszego pojęcia, jakim cudem cokolwiek się tu jeszcze trzymało. Chyba na siłę przyjaźni. I Zdolność Nakahary. Na obu ulicach, do których przylegał budynek, znajdowały się obecnie ogromne kawałki zewnętrznych ścian, łącznie z potłuczonym z okien szkłem, ramami okiennymi, rynnami, elementami broni czy elektroniki i kawałkami mebli.

- Zanim zaczniemy bawić się w przedszkole, opuśćmy budynek - zarządził Dazai zmęczonym głosem i nie patrząc, czy ktokolwiek ruszył za nim, wyszedł na korytarz. Choć to też nie było właściwe stwierdzenie, skoro trzymały się raptem drzwi i kawałek ściany dookoła nich, a resztkę stanowiła pustka.

Osamu uznał, że wyjdzie kulturalnie, przez przeznaczony do tego element, więc delikatnie złapał za klamkę i pociągnął drzwi do siebie. Zdążył się odsunąć o dosłownie sekundę, bo drzwi wyleciały z zawiasów i legły z hukiem na gruzie pokrywającym znaczną część podłogi. Chłopak westchnął ciężko. Niemniej jednak wyszedł przez ościeżnicę, która trzymała się tych czterech cegieł na krzyż. Jego podwładni, bardziej bojąc się reakcji Szefa, niż dalszego zniszczenia budynku, wyszli w jednym rządku tuż za nim.

Żaden z członków Zbrojnej Agencji Detektywistycznej nie ruszył się choćby o milimetr. Nie zamierzali przyjmować rozkazów od zdrajcy i potwora. Wybitnie głupia decyzja, biorąc pod uwagę, że to Zdolność Nakahary, właśnie opuszczającego budynek, trzymała sufit nad ich głowami, a nie na podłodze piętro niżej. Fukuzawa wykazał się jednak większą ilością szarych komórek i wkrótce również zarządził ewakuację, jako pierwszym opuszczając strefę czerwonej poświaty, która ukazywała, gdzie działa Zdolność Chuuyi. Szef Zbrojnej Agencji westchnął ciężko, przypominając sobie, jak narzekał na koszty, gdy Portowa Mafia zrobiła nalot na ich siedzibę i ostrzelała wszystkie ściany, zostawiając w nich ogromne dziury po kulach w niezliczonej ilości. Yukichi oddałby naprawdę wiele, by móc narzekać, że tamte straty były najgorsze, bo w porównaniu z tym, co zafundowano mu dzisiaj, były praktycznie nieistniejące.

Gdy tylko wszyscy ponownie niechętnie znaleźli się we wspólnym gronie tuż przed budynkiem, niczyjej uwadze nie umknął brak gapiów. Najwidoczniej wszyscy wiązali ich ponowne pojawienie się w jednym miejscu z kolejną porcją rozróby i chcąc uniknąć bycia ofiarą poboczną i najzupełniej przypadkową, uciekli. Niezwykle rozsądna decyzja.

- Nakahara, puść - poprosił Dazai, wkładając dłonie do kieszeni płaszcza.

Chuuya nie zaprotestował. Zgodnie z prośbą chłopaka zaprzestał używania swojej Zdolności. Przez chwilę nie działo się nic, co pierwotnie członkowie Zbrojnej Agencji uznali za dobry znak. W końcu chodziło o miejsce, w którym spędzali znaczną część czasu, o ich pracę, stały element ich życia. Może i zachowali się, jak niedorozwinięci, gdy wywiązała się walka, i może nawet zrobiliby dokładnie to samo, gdyby cofnęli się w czasie i mogli coś zmienić, ale koniec końców rozumieli powagę sytuacji. I ilość problemów, jaka wiązać się będzie z tak znacznym zniszczeniem tego miejsca. Ich radość potrwała wybitnie krótko.

Dwa ostatnie piętra razem z nieużytkowym poddaszem oraz samym dachem runęły z taką siłą, że nie dość, że gruz przebił się kolejne piętro niżej, a podmuch wiatru związany z nagłym sprężeniem budynku był tak silny, że dało się go odczuć na własnej skórze. O ilości wzbitego kurzu i dymu nawet nie wspominając.

Dazai westchnął zmęczony życiem.

- Przyślę jutro kogoś, kto wyceni, ile będzie kosztować odgruzowanie tego wszystkiego i odbudowa do pierwotnego stanu. Później przyślę czek pokrywający połowę kosztów. To uczciwy układ, prawda? - Bardziej oznajmił, niż spytał Osamu, wyciągając telefon i przeszukując od razu listę kontaktów.

- Przyślesz kogoś, kto oceni to na Twoją korzyść i zapłacisz o wiele mniej niż powinieneś, skazując na dodatkowe koszty - wytknęła mu Kyouka, która nagle, ni z gruchy, ni z pietruchy najlepiej ogarniała finanse obu organizacji.

- Czy ja wyglądam na czterdzieści lat, kryzys wieku średniego i kogoś z niezdrowym pociągiem do małych, blond dziewczynek? - spytał Dazai Nakaharę, który w lot pojął żart i uśmiechnął się pod nosem. Osamu natychmiast jednak spoważniał. - Dziecko drogie, nie mówię do Ciebie. Nie wtrącaj się, gdy dorośli rozmawiają. Fukuzawa, pasuje Ci taki układ?

Nim Szef Zbrojnej Agencji Detektywistycznej zdążył cokolwiek odpowiedzieć, Kyouka stała już w pełni gotowości z demonicą wiszącą jej nad głową, Miyazawa zdążył wyrwać pobliski słup ze znakiem drogowym, a Tanizaki wytwarzać lekki, zielony śnieżek.

Dazai westchnął po raz kolejny tego dnia i ze sporym zdenerwowaniem uświadomił sobie, że nic innego przecież nie robi cały dzień, tylko załamuje się ludzką głupotą. Własną, cudzą, ogólną. Wybitnie męczące, jak na jeden, skromny dzień, który miał się zupełnie inaczej potoczyć. Brunet kątem oka zobaczył, że Nakahara już aktywował swoją Zdolność, Yosano stała z tasakiem, dzierżąc go w obu dłoniach, w pełni gotowa do ataku, a Sayori, cholera jedna wie skąd, ale z okolicznych elementów zdołała w minutę sklecić kilka ostrych, najróżniejszych elementów, dzięki którym najwidoczniej zamierzała ćwiczyć celność, za tarcze obierając sobie członków Agencji.

Tylko Rampo stał, dwa kroki obok, dzierżąc kulturalnie okulary w dłoni i przecierając je materiałową chusteczką, narzekając cicho pod nosem, jaka to wszystko jest wielka głupota i jak bardzo będą tego wszystkiego żałować. Atsushi stał natomiast, tuż obok starszego kolegi, rozglądając się, zupełnie nie ogarniając, co się dzieje, dlaczego się dzieje czy dlaczego dzieje się tak szybko. Machał więc głową na boki, to patrząc na członków Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, to na członków Portowej Mafii, zarabiając tym samym dość uszczypliwy komentarz Rampo, że zaraz skręci sobie kark od takiego rozglądania się.

- Ja pierdolę - mruknął ponownie Dazai, czując jak powoli jego złość zaczyna wyrywać się z ram, w których próbował ją utrzymać.

W chłopaku zbierało się bardzo dużo najróżniejszych emocji. Gdzieś, cierniem w sercu siedziało mu to, jak łatwo ludzie, z którymi spędził tyle czasu, go skreślili. Gdzieś tkwiło w nim poczucie, że przecież i tak zawsze wszystko niszczy, więc po co się hamować. Czuł też wyrzuty sumienia, że będzie musiał raz na zawsze zakończyć działalność firmy, której wbrew pozorom sporo zawdzięczał. Był też najzwyczajniej w świecie, po ludzku, wkurwiony, że ta banda inteligentów nie dała rady wytrzymać bez walki przez pół cholernej godziny i że przysporzy mu to roboty, której i tak miał powyżej uszu. Do tego niesamowicie bolała go głowa, co przypisywał niedawnym operacjom powiązanym z dużą ilością stresu. Chłopak zamknął oczy i zaczął trzeć czoło palcami w złudnej nadziei, że nieco to zmniejszy ból.

Świat zdawał się zatrzymać, gdy tatuaże Dazaia zmieniły się w czarne, otaczające go wstęgi, zupełnie bez najmniejszej wiedzy właściciela. Szef Portówki otworzył oczy ze zdziwienia, gdy zamiast harmidru i odgłosów walki otoczyła go cisza, jakby ktoś przypadkiem wyłączył na świecie dźwięk. Nie trzeba było mu wiele czasu, by zrozumieć przyczynę takiego stanu rzeczy. Wszyscy gapili się na niego, przerażeni lub zmartwieni.

Dazai jednak doskonale czuł, że nie traci kontroli nawet w najmniejszym stopniu. Nie miał zielonego pojęcia, jak udało mu się aktywować Drugie Źródło, bez aktualnego, celowego zrobienia tego. Ani jakim cudem utrzymuje wstęgi na wodzy, a nie niszczy wszystko dookoła w obrębie czterech przecznic, jak to się stało ostatnim razem. Uznał jednak, że jest to prawdopodobnie jedyna szansa na szybkie zakończenie całej tej sytuacji. Zupełnie nie wiedząc, jak ma to zrobić ani się za to zabrać, pomyślał, że skupi się na tym, co chciał osiągnąć. Jazda bez trzymanki już za pierwszym razem, to zapowiadało się prosto na katastrofę.

Czarne wstęgi Dazaia otoczyły wszystkich, pierwotnie nie dotykając żadnego z ludzkich ciał i będąc oddalonymi od nich o raptem kilka centymetrów. Wszyscy waleczni członkowie Zbrojnej Agencji Detektywistycznej nagle jakby zmaleli w sobie, dość dosłownie, bo próbowali zająć jak najmniej miejsca w przestrzeni, byleby tylko dalej od Wstęg. To, że Wstęgi dopasowywały się do konkretnej odległości wymagało spostrzegawczości i działających kilku szarych komórek. Członkowie Agencji żadnej z tych cech chwilowo nie mieli.

Najspokojniejszymi w całej zaistniałej sytuacji okazali się Nakahara i Kato, których wiara w działania Szefa, przyjaciela i ukochanego była tak silna, że nie pozwalała nawet strachowi wkroczyć do ich umysłów. Yosano, pamiętająca zarówno własne słowa, jak i Wstęgi w akcji z poprzedniego razu, była o wiele mniej spokojna niż posąg stoicyzmu, w które zamieniła się tamta dwójka, ale również nie panikowała.

Oczy wszystkich wciąż skierowane były na Osamu.

Chłopak zebrał się w sobie i sprawił, by Wstęgi delikatnie dotknęły ciała Sayori. Nie miał najmniejszej pewności, że jej tym nie zrani, ale chciał wierzyć w to, że panuje nad własną mocą. Niemal wyskoczył z siebie z radości, gdy Wstęga anulowała Zdolność Kato, po czym odwinęła się od niej, pozostawiając ją fizycznie nie tkniętą. Jedynie u jej stóp leżały puste aluminiowe puszki, metalowa rura i parę innych śmieci, z których dzięki swojej Zdolności stworzyła coś, na kształt sztyletów. Wszystko utraciło formę, jaką im nadała i obróciło się w czynniki względnie pierwsze, z których było zrobione.

Następnie, w dość podobny sposób, zniknął tasak z rąk Yosano i czerwona poświata Nakahary, a Wstęga systematycznie puszczała swoich chwilowych więźniów wolno. Następnymi w kolejce okazali się członkowie Agencji, choć Dazai na sam koniec zostawił sobie demonicę Kyouki. Zdolność dziewczyny, absolutnie unieruchomiona i wijąca się w męczarniach, wyglądała na zrezygnowaną.

- Naucz się szacunku, nim będzie za późno - zaczął Dazai spokojnie. - Nie życzę sobie więcej kłopotów z Twojej strony, w żadnym wydaniu, czy to z ramienia Agencji, czy z Twojej własnej decyzji. Jeśli się sprzeciwisz mojej prośbie będę zmuszony odebrać Ci najfajniejszą z zabawek. Czy to jasne?

- Potwór - syknęła Kyouka, próbując oswobodzić demonicę, choć każde zetknięcie jej dłoni z Wstęgami kończyło się dla niej płytką ranką.

- Uznam to za tak - oświadczył Dazai, anulując Zdolność dziewczyny jako ostatnią, ale nie niszcząc jej. Brunet nawet nie miał pojęcia, skąd czerpie świadomość, że może zniszczyć czyjąś Zdolność. Po prostu to wiedział, tak samo, jak wiedział, że słońce wschodzi na wschodzie. - Rozumiem też, że zgadzasz się na moje warunki Fukuzawa. To i tak dość szczodra oferta, biorąc pod uwagę, po czyjej stronie leży wina.

- Mafijny pies nie szczeka bez pozwolenia pana? - spytał Yukichi z niemrawym uśmiechem, doskonale zdając sobie sprawę z tego, kto zaczął potyczkę i dlaczego nie byli to ludzie Dazaia.

- A no właśnie - przyznał Dazai i odwrócił się do całego towarzystwa plecami. - Żegnam. Widzimy się za trzy miesiące.

Członkowie Portowej Mafii ruszyli od razu za Osamu, natychmiast się z nim zrównując, ale nie przerywając panującej ciszy. Brunet był im za to wybitnie wdzięczny. Musiał poważnie zastanowić się nad tym, co zrobił i jak to zrobił. Bo na dobrą sprawę naprawdę nie miał pojęcia. A nie chciał przypadkiem skrzywdzić kogoś przez brak kontroli nad własną mocą, która co krok zaskakiwała go czymś nowym i bardziej szalonym.

- Mieszkanie Nakahary - oznajmił w końcu Dazai, przerywając ciszę. - Macie mi tam zdać dokładny raport, co się odjebało, że zburzyliście pół budynku.

Cała trójka ruszyła grzecznie do auta rudzielca, gdy Osamu bez żadnego dodatkowego wyjaśnienia skierował się ku swojemu motocyklowi i wsłuchawszy się w dźwięk jego pracy, próbował oczyścić umysł.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top