P. LVI /OSAMU DAZAI WYGRAŁ KOLEJNĄ WALKĘ

Constanza był wściekły, jak rój os, gdy ponownie przekroczył drzwi oddziału, na którym leżał Dazai. I choć nie sprawiało to w najmniejszym stopniu, że ktokolwiek lubił go bardziej, Yosano potrafiła zrozumieć jego podejście i problem, jaki Włoch miał z nadzwyczajną ilością Japończyków znajdujących się w szpitalu. Nawet, jeśli tego dnia nie miał najmniejszego zamiaru wdawać się w interakcje, z którymkolwiek z nich, musiał, według własnego, lekarskiego kodeksu, sprawdzić stan pacjenta. Tak więc brunet, z miną ukazującą największą niechęć, przyszedł wypełnić swoją powinność. 

Kolejne dni wszystkim mijały względnie tak samo. Constanza pojawiał się jedynie w dwóch przypadkach. By nadzorować operację lub by ocenić stan Dazaia. I choć tego nie mówił, zaczął traktować niechcianych gości z większym szacunkiem, bo plan działał i wszystko wyglądało tak, jakby pacjent naprawdę miał się obudzić i wyjść ze wszystkiego cało. Oczywiście, w którymś momencie zdarzyło mu się przeprowadzić wybitnie poważną rozmowę z Akiko w sprawie tego, kto ma sobie przypisać zasługi za operację, której on był tak niechętny. Dopiero kilkugodzinne zapewnianie lekarki, że ma całkowicie w dupie, kto będzie sterczał przed kamerami, bo ona chciała tylko przylecieć uratować przyjaciela, Constanza przeżył egzystencjonalny przełom i zaczął traktować Japończyków bardziej jak ludzi.

Inna sprawa, że Nakahara dość dobitnie wbił dobry humor Giovanniego w ziemię, gdy oświadczył, że Dazai nie pokaże się w żadnej telewizji. Włoch zaczął bronić się, że jak ma zorganizować konferencję naukową i prasową z powodu uratowanego wybitnie dużego guza, będzie potrzebował żywego pacjenta, bo inaczej nikt mu najzwyczajniej w świecie nie uwierzy. Oświadczył również, że z racji tego, iż operował Dazaia, marnował na niego czas, sprzęt i ludzi, to ma prawo do wykorzystania go do jednego czy dwóch spotkań. Brzmiał naprawdę, jakby był o tym święcie przekonany.

W Nakaharze chyba naprawdę zaczynał budzić się Capo, bo coś w jego postawie i spojrzeniu zmroziło Giovanniego wystarczająco, by ten zaczął tylko narzekać, że nie może wykorzystać Osamu, ale już nie wspominał o zaciągnięciu go na żywca. Oświadczył, że nie opublikuje twarzy i danych pacjenta, ale wykorzysta wyniki badań, które uzyskiwali. Po dłuższej konsultacji z Akiko w sprawie tego, czy ktokolwiek jakkolwiek mógłby dać radę na podstawie tych wyników rozpoznać Dazaia, Chuuya ostatecznie przystał na tę, stosunkowo uczciwą propozycję. Nie żeby był z tego powodu zbyt szczęśliwy, bo przecież Osamu może podjąć zupełnie inną decyzję, ale nie przeszkadzało mu to.

Choć nawet Shizuki przyznała, że inna decyzja byłaby prawdopodobnie najgłupszą na świecie. Bo pokazanie Osamu Dazaia, Szefa Portowej Mafii Kobe, jako przykładu udanej operacji guza nie mogło się dobrze skończyć. Raz, że pokazałoby to Portówkę jako stosunkowo słaby twór, więc ilość ofert, które otrzymywali, drastycznie by spadła. Dwa, że pokazałoby to Portówkę jako wybitnie słaby twór, więc zagrożenie w postaci innych Mafii najeżdżających na Kobe żeby zyskać większy teren znacząco by wzrosło. I obie te rzeczy zachodzące jednocześnie nie wróżyłyby nikomu dobrej przyszłości.

Kato okazała się aż nazbyt chętna na przygotowanie wszystkiego dla Yosano. Zasypywała Nakaharę tonami wiadomości o postępie prac, o zadaniach, o wszystkim. Jasne, do niektórych z tych rzeczy potrzebowała aprobaty rudzielca lub Szefa, ale meldowanie się, co przeciętnie sześć godzin, wywoływało u Nakahary tylko uśmiech, a nie chęć działania. Bał się, że to ostatnie może zachęcić Kato do jeszcze cięższej pracy, a wszyscy w Portówce doskonale wiedzieli, że gdy blondynka ma zbyt dużo energii, to ktoś mocno ucierpi. Czasami wróg, czasami członek Mafii, który został przypadkiem wciągnięty w zadanie, które wymyśliła sobie Kato.

Yosano musiała przyznać, że gdy rudzielec odsuwał emocje na bok, stawał się naprawdę przerażający. Próbowała z nim porozmawiać, nawet kilkukrotnie, na temat tego, co przeżył, nim Dazai go uratował, ale za każdym razem słyszała tylko stanowczą odmowę i podziękowanie za troskę. I tonę zapewnień, że wszystko jest w jak najlepszym porządku. Mimo, że Yosano musiałaby być głupia, żeby w to naprawdę uwierzyć, udawała, że tak właśnie było. Martwiła się o rudzielca i jego pozorną fasadę spokoju, którą okazywał wszystkim, a jednocześnie wydawało jej się, że coraz lepiej rozumie, czemu Osamu go kocha.

Wytrwałość, siła i branie odpowiedzialności za cały świat połączone z cierpliwością i potrzebą wykonania wszystkiego w najlepszym możliwym wydaniu. Całkowicie abstrahując od tego, jak bardzo głos Nakahary potrafił się zmienić, gdy trafiał na trudniejszego lub mniej lubianego przez siebie rozmówcę. Yosano doświadczyła tego na własnej skórze, gdy Nakahara ciepłym, pełnym spokoju głosem opowiadał jej jeszcze raz historię rekordu Harleya, tylko że wolniej tak, żeby lekarka, zupełnie nie będąca w temacie, miała szansę na zrozumienia. Akiko była wtedy przekonana, że nie znajdziesz na świecie spokojniejszego człowieka o tak przyjaznym nastawieniu. A później zadzwonił telefon rudzielca, więc ten przeprosił ją i odebrał, a chłodność jego głosu zdawała się obniżać błyskawicznie temperaturę w pomieszczeniu. Gdy Yosano usłyszała tę jego wersję po raz pierwszy, dosłownie ją zamroziła, bo nie sądziła, że jedna osoba może mieć dwa tak różne oblicza.

Ale najwidoczniej w Mafii to działa. Najwidoczniej nauki Dazaia nie szły w las. Bo Nakahara nie miał najmniejszego problemu z przyznaniem się, że wszystkiego nauczył się właśnie od Osamu. W końcu byli partnerami, brunet spędził w Mafii więcej czasu i lepiej wszystko rozumiał. A i to nie uwzględniając potęgi jego mózgownicy. 

Dni zlewały się praktycznie w jeden, tak jak w jeden zlewali się też ludzie. Niby czwórki do pilnowania Dazaia się zmieniały, ale w końcu zaczęły się robić takie roszady, że nikt już nie ogarniał, kto był kim i kto z kim kiedy stał na warcie. I Nakahara wiedział, że powinien był tego pilnować, ale Shizuki zapewniała go, że wszyscy strażnicy są tymi, za których się podają. Yosano zaskoczyła lekkość, z jaką dziewczyna podeszła do zadania, bo pamiętała, jak wzdragała się przed spojrzeniem na ludzką twarz z powodu wybitnie widocznego wyroku śmierci wiszącego nad ramieniem każdego człowieka. Ren bardzo szybko sprowadziła ją na ziemię, mówiąc, że jeśli ma w głębokim poważaniu, czy ktoś przeżyje, to jednostkowe daty jej nie przeszkadzają. Ale na ulicę tak czy siak z otwartymi oczami nie wyjdzie, bo to dla niej nie dość, że smutne, to jeszcze irytujące.

Jakoś udało im się przywyknąć do siebie nawzajem. Było to mocno raczkujące początki, ale jednak. Cosa Nostrę i Portówkę najbardziej zjednoczyła chyba radość, że jakimś cudem przez te czternaście dni nie narazili się Camorrze. Conzstanza natomiast tak bał się sprzeciwić Nakaharze, w strachu przed kolejnym nieprzewidywalnym zachowaniem rudzielca, że gdy ten poprosił go o sprawdzenie stanu złamanej wcześniej nogi i zdjęcie gipsu, Włoch zgodził się natychmiast. Yosano dorzuciła do tej prośby ogólne badania żeby sprawdzić, czy po spotkaniu z Yakuzą zostały jakieś większe, boleśniejsze ślady. Zadziwiające, ale okazało się, że poza kilkoma ranami, które potrzebowały tylko czasu do zabliźnienia się, Chuuya był w perfekcyjnym stanie. Przynajmniej fizycznie. W dniu wolnym od operacji przeprowadzili podobny zestaw badań na Dazaiu.

Dni mijały, a guz systematycznie się pomniejszał. Akiko i Shizuki miały ochotę ze szczęścia coś zrobić, ale nie do końca wiedziały co, bo obie chciały tkwić przy Dazaiu, ot na wszelki wypadek, gdyby coś się pogorszyło. No i wybitnie chciało im się spać, bo życie przez prawie dwa tygodnie na półśnie, marnej kawie i rogalikach, które w ramach posiłków przynosili im strażnicy zmieniający się na straży, nie mogło nie być męczące. Zwłaszcza, że dopiero po jakichś pięciu dniach pobytu w szpitalu kobiety odkryły szpitalną stołówkę, bo Nakahara im o niej powiedział. Mężczyzna sądził, że Yosano i Shizuki o niej wiedziały, ale ich radość, gdy obie niemal pobiegły, zostawiając go samego przy ekranach, na których pokazywały się wyniki Dazaia, uświadomiła go, że chyba jednak nie wiedziały.

Sam Nakahara natomiast dość szybko przystosował się do nowego trybu życia. Zwłaszcza, gdy uwolniono go od tego cholernego gipsu. Fizycznie czuł się naprawdę nieźle i tak też wyglądał. A na rozważania o psychice sobie nie pozwalał. Rudzielec wisiał na telefonie bardziej niż typowa nastolatka. Wciąż odbierał telefony od poszczególnych członków Mafii, którzy informowali go o postępach. Oczywiście, informacja nie szła prosto do niego. W końcu nieliczni wiedzieli, że Dazai został Szefem. Więc wszelkie postępy szły przez Hersztów, którzy dobijali się później do Nakahary. Pani Ozaki nie zapomniała wypomnieć mu, że teraz czeka go takie właśnie życie, gdy wymsknęło mu się lekkie narzekanie na ilość obowiązków. Hierarchia obowiązywała i nic tego nie zmieni. Choć zgodnie z tym, co mówili Hersztowie, to i tak starano się go odciążyć.

Najważniejsze dla Nakahary było jednak to, że wydzielono dni, w których Dazai mógłby się stawić w Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, by skończyć wszystko, co musiał skończyć. Także to, że ustalono daty spotkań Hersztów, minionków Mafii, a także rozwijającej się na nowo rekrutacji. Dzięki temu Chuuya był pewny, że zakończono segregowanie wszystkich teczek z aktami. I przemyślano ile czasu zajmie Dazaiowi przejrzenie wszystkich, zestawienie danych i wyciągnięcie odpowiednich wniosków. Rudzielec nieco wyręczył ukochanego, bo przekazał Hersztom informację o sprawdzeniu szeregów Portówki. Wszyscy przyjęli to zadziwiająco spokojnie. Mniej spokojnie przyjęli uwagę, że na tych prywatnych spotkaniach, każdemu po kolei, ogłosi się, że Dazai został Szefem.

Nakahara trzymał też rękę na pulsie jeśli chodziło o emocje dotyczące powrotu Dazaia. Wciąż wrzało po akcji z Yakuzą, ale powoli i to się uspokajało. I choć pojawiały się głosy niechęci oraz stwierdzenia, że Dazai był przecież zdrajcą, okazało się, że jest ich zadziwiająco mało. I ich liczba malała z każdym dniem. A  rosła ilość zmartwionych ludzi, którzy dostali ochłap informacji, że po tamtej bójce, Osamu wciąż wracał do zdrowia. Inna sprawa, że większość członków Mafii była przerażona tym, jaką siłę miał brunet i do czego był zdolny.

Gdy Chuuya nie wisiał na telefonie, dokładając wszelkich starań, by świat nadal się kręcił, przesiadywał u Dazaia, kiedy tylko mógł. Mówił do niego, przypominając mu wszystkie głupie rzeczy, które zrobił w życiu. Zaczynając od rekordu Harleya i reakcji Adelaide, a nie kończąc właściwie na niczym, bo lista głupot Osamu nie była aż tak krótka, by dwa tygodnie starczyły na opowiedzenie jej.

Adelaide próbowała delikatnie wypytać Yosano o to, jakim cudem Dazai wylądował w takim stanie i co się stało z Nakaharą i dlaczego obaj wydają się tak bardzo inni, ale lekarka milczała. Po kilku próbach Adsy zrezygnowała widząc, jak wiele smutku pojawia się na twarzy Akiko za każdym razem, gdy tylko zaczynała temat. Jasne, chciała wiedzieć. Zawsze chciała. Dazai nauczył ją tego, że wiedza to władza. Ale Yosano oznajmiła tylko, że jeśli Dazai abo Nakahara kiedyś będą chcieli to jej opowiedzą i że to nie leży w zakresie jej kompetencji.

Wiadomości, które przesyłała Kato wywoływały uśmiech na twarzy Yosano. Blondynka przygotowała dla niej wszystko, by po powrocie mogła oficjalnie wstąpić do Portowej Mafii. No i wyczekała zdecydowanie więcej niż tydzień, który obiecała Dazaiowi. A wciąż nie zmieniła zdania. Trochę stresowała ją wizja powrotu do Zbrojnej Agencji Detektywistycznej, ale musiała załatwić chociażby oficjalne jej opuszczenie, żeby Zdolność Fukuzawy już jej nie obejmowała. Pomijając to, że zostało jej jeszcze trochę papierkowej roboty. Jednak dzięki uwadze Shizuki, że przecież Dazai też musi wrócić, Yosano poczuła się lepiej. Przynajmniej dopilnuje żeby wszyscy zachowywali się odpowiednio.

Gdy przeprowadzono ostatnią operację i zrobiono ostatnie badania, Nakahara nagle zaczął się stresować. To była ta chwila. Jak zwykle odczekali ten jeden dzień i Yosano odłączyła Dazaia od kroplówki, która utrzymywała go w stanie śpiączki farmakologicznej. Zgodnie z wynikami badań wszystko było w porządku. Po guzie nie było śladu. Akiko wytłumaczyła jednakże Chuuyi, że może pojawić się masa powikłań, których badania, które przeprowadzają, nie są w stanie wykryć. Jak chociażby problem z krążeniem, niewydolność oddechowa czy nawet zatrzymanie akcji serca. O spóźnionej reakcji alergicznej lub jakiejkolwiek takiej reakcji nie mówiąc. Albo o konsekwencjach związanych z mózgiem, jeśli uszkodzili go nawet w małym stopniu. Niby operowany był płat potyliczny, a więc stosunkowo najmniej ważny, ale zawsze istniało ryzyko, że nawet to wpłynie na zdolności motoryczne, mowę, szybkość przetwarzania informacji. A Chuuya wysłuchał całego wykładu, o tym, co może pójść źle i jak bardzo. I stresował się jak cholera. A Yosano przepraszała go, że go uświadamia, ale przypominała mu, że sam ją o to prosił.

Był już późny wieczór, gdy Dazai zaczął się budzić. Początkowo chłopak czuł się ociężały. Miał wrażenie, że świat dookoła niego jest zbyt duży i zdecydowanie zbyt szybki. Dlatego początkowo się nie ruszył, nie otworzył oczu. Próbował się dostosować. Próbował sobie przypomnieć, co pamięta jako ostatnie, ale wybitnie wolno mu to szło. Koniec końców udało mu się dostosować. Poczuł, że ktoś trzyma go za rękę i nie musiał nawet myśleć, by wiedzieć, kto to. Odchrząknął cicho, czując niesamowitą suchość w ustach i zachrypniętym głosem, który nawet on uznał za dziwny, odezwał się cicho.

- Co Ty tu robisz cholerna gnido? - spytał.

Nakahara, który zupełnie nie spodziewał się, że brunet tak szybko się obudzi, wzdrygnął się słysząc czyjkolwiek głos. Dopiero po chwili uświadomił sobie, że to Dazai do niego mówił. Poderwał głowę natychmiast i spojrzał w te cudowne, brązowe oczy, których tak mu brakowało. Uśmiechnął się szeroko. I to nie tylko dlatego, że pierwszą myślą Osamu, będącego nieprzytomnym przez dwa tygodnie, było nawiązanie do ich pierwszego spotkania po dwóch latach. Rudzielec cieszył się, że brunetowi nic nie jest.  Że wszystko będzie w porządku, tak, jak zawsze.

Chuuya wstał z krzesła, na którym siedział i pochylił się, czule całując chłopaka. Odgarnął mu włosy z czoła i uśmiechnął się szeroko, delikatnie ściskając jego dłoń.

- Witamy wśród żywych gnido - odparł nad wyraz szczęśliwy Nakahara, który sam nie wiedział, jak ma okazać tę ilość radości, więc zdecydował, że najprostsze środki są najskuteczniejsze. - Cieszę się, że już wszystko z Tobą w porządku. Chociaż znowu kazałeś na siebie czekać.

Yosano pojawiła się w pomieszczeniu jako następna i perfekcyjnie wykorzystując swoje kobiece prawa, najzwyczajniej w świecie się rozpłakała, siadając po drugiej stronie łóżka, naprzeciw rudzielca i mówiąc Dazaiowi, jak bardzo się cieszy, że chłopak przeżył. Później wpadła oczywiście Shizuki, którą zdziwiła nagła zmiana zachowania Akiko, więc pobiegła za nią. Ren dała znać Adelaide, ale nim cała ekipa, przebywająca w hotelu, dała radę zwalić się do pomieszczenia, wpadli do niego strażnicy. Gdy Constanza próbował się przecisnąć między ludźmi, by dotrzeć do pacjenta, okazało się to fizycznie niemożliwe. Zbyt dużo ludzi i zbyt mało przestrzeni. Ale czy ktoś mógł ich winić? Wszyscy po prostu cieszyli się, że Osamu Dazai wygrał kolejną walkę.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top