P. LI / TERAZ ZOSTAŁO IM JUŻ TYLKO CZEKANIE

Odautorskie: tak, zdaję sobie sprawę z tego, że lot z Kobe do Neapolu trwa 18 godzin, ale uznałam, że skoro już raz popełniłam ten błąd i skróciłam ten czas do 8 godzin, gdy Dazai i Chuuya lecieli do de Luki, to będę się tego trzymać. Błąd błędem pozostanie, ale ten jest świadomy :D Miłego czytania ~ 


Nawet Akutagawa zbytnio niczego nie opóźniał tylko widząc wzrok Chuuyi, poszedł się od razu spakować. Shizuki zrobiła to samo i z lekkim uśmiechem zauważyła, że w bardzo krótkim czasie zaczęli w pokoju pojawiać się kolejni ludzie. Nie komentowali niczego tylko stali, jak mała, czarna, powiększająca się plama w jednej części pokoju, gdy Nakahara dzwonił do Włoch, mając szczerą nadzieję, że Don de Luca okaże się im przychylny. Wszakże chodziło o Osamu, a jego zdawał się mężczyzna lubić.

 Yosano poinformowała ekipę medyczną, która pomogła jej w przygotowaniach do transportu. Został jej przydzielony anestezjolog, który miał pomóc we wprowadzeniu Dazaia w stan śpiączki farmakologicznej, a także w utrzymaniu go w takim stanie przez całą podróż na inny kontynent. Pielęgniarki i lekarze odpuścili sobie gadkę o zagrożeniach, bo Akiko doskonale je znała. Ale naprawdę nie mieli lepszej opcji.

Wszyscy wiedzieli, że brunet nie chciałby spędzić swoich ostatnich dni jako bezmyślne, nieprzytomne warzywo. Wolałby je spędzić z Nakaharą, ale rudzielec był w tak złym stanie na samą myśl o tym, że Dazai mógłby umrzeć, że byłby naprawdę kiepskim towarzystwem. Ale samopoczucie Czarnego Duetu nie było najważniejszym powodem, by ryzykować życiem Osamu w ten sposób. Akiko widziała w tym także dobrą szansę na lepsze przedoperacyjne przygotowanie Dazaia. Niby zabieg echolaserem wymagał jedynie igły o cholernie małej średnicy i ultradźwięków, ale nie ma takiego zabiegu, który można przeprowadzać na mózgu, który nie skorzystałby na spadku ciśnienia podczaszkowego. No może poza sekcją.

Podanie leków z grupy barbituranów poprzez obniżenie ciśnienia tętniczego obniżało ciśnienie podczaszkowe, czego efektem było zmniejszenie się obrzęku powstałego w mózgu w okolicach guza. To przemawiało do Yosano, jako jeden z nielicznych plusów. Mieszanka, którą zamierzali podać dożylnie nieprzytomnemu chłopakowi była koktajlem naprawdę różnych medycznych świństw, na czele z lekami nasennymi, zwiotczającymi i przeciwbólowymi. Zazwyczaj podawana na oddziale, pod stałą opieką lekarzy i aparatury, w środowisku stałym, bezpiecznym i przede wszystkim takim, które nie zmieniało pułapu wysokości nad ziemią. Podawanie tego chłopakowi w czasie lotu w warunkach, których nie dało się przewidzieć było ryzykiem. 

Ale musieli to ryzyko podjąć, bo nieważne, jak bardzo im się nie podobały możliwe efekty uboczne, wciąż były przyjemniejsze niż wybudzenie Dazaia z soporu też wiązałoby się z komplikacjami. Nie mówiąc już o tym, że wszystkie bodźce zewnętrzne, które kroplóweczka by dla niego wyłączyła, oddziaływałyby na niego, powodując po prostu ból. Nie zwykły brak komfortu. W końcu całe ciało Osamu zostało stosunkowo niedawno poddane zwiększonej sile grawitacji i jego organy z pewnością odczują jej ponowną zmianę.

Mimo wszystkiego, co mogło pójść źle, niewybudzenie Dazaia wciąż widniało w umyśle Yosano jako najbezpieczniejsza opcja. Choć bała się, że w przypadku zapaści albo innego cholerstwa, jej umiejętności i asysta anestezjologa mogą nie wystarczyć, by uratować chłopaka w trakcie lotu. Dobrze, że chociaż Portowa Mafia miała kilka prywatnych samolotów, więc nikt nie wchodził im w drogę, gdy powiedziano, że jeden z nich ma być przeznaczony do przewiezienia Herszta.

Wpakowali się do samolotu pierwszej klasy, przywieziono Dazaia leżącego na łóżku, pod kroplówką i z kilkoma wyjątkowo małymi maszynami w akompaniamencie i na noszach przeniesiono go na pokład. Nie było sensu wtaszczania łóżka do środka. Nie mieliby jak go przytwierdzić, by zaoszczędzić nieprzyjemnych turbulencji Osamu, więc logiczniejszym było by umieścić go względnie wygodnie na rozłożonym na płasko fotelu.

W tym czasie Nakahara dodzwonił się do Dona, nerwowo bębniąc palcami o blat, z sercem zamierającym przy każdym kolejnym sygnale. W końcu mężczyzna odebrał, a w jego głosie słychać było zdziwienie. Nie spodziewał się telefonu od Chuuyi, ale od Dazaia. No i zdziwił się, że tak szybko udało im się opanować sytuację w Mafii. Mimo mózgu chłopaka to powinno było zająć im te kilka miesięcy. W końcu nawet Osamu nie był robotem, niezależnie od tego, jak bardzo mógł tego czasami chcieć.

~ Witam. Słucham? - rozległo się po drugiej stronie słuchawki.

Chuuya nie silił się na ten dziwny, modulowany ton, którym mówił do Włocha Dazai. Nie dorzucał tez tekstów o ich przyjaźni, bo ich akurat żadna jeszcze nie łączyła. Widzieli się cały jeden raz w życiu. Musiał jednak powołać się na przyjaźń, która istniała między dyrektorem Beretty, a Dazaiem.

- Witam. Potrzebuję pomocy. Mam nadzieję, że ze względu na Twoją przyjaźń z Dazaiem, będę mógł liczyć, na Twoją pomocną dłoń - zaczął, starając się mówić krótko, zwięźle i na temat. - Dazai ma ... - Nakaharze końcówka tego zdania nie potrafiła przejść przez gardło. Dazai ma guza mózgu? O nie, powiedzenie tego na głos to jak przyznanie, że to prawda, a na to Chuuya jeszcze nie był do końca gotowy. I nigdy nie zamierzał być. - Dazai jest niezwykle chory. Potrzebuje operacji, którą jest w stanie przeprowadzić tylko jeden, włoski zespół. Z użyciem echolasera.

Don de Luca zrozumiał od razu. Nie był idiotą i potrafił dodać dwa do dwóch. Pamiętał także, jak zirytowali Dazaia w czasie ostatniej wizyty, naciskając na ślub. To mogło zdecydowanie nadkruszyć ich przyjaźń, a teraz znajdowała się idealna szansa, by wynagrodzić to chłopakowi. Oczywiście, że zamierzał zrobić, co w jego mocy, by pomóc temu dzieciakowi. Już abstrahując zupełnie od jego pozycji w Mafii, odsuwając zarobki Beretty na bok. De Luka uważał Dazaia po prostu za rodzinę. Owszem, widywali się rzadko, ale to nie zmieniało faktu, że utrzymywali kontakt, głównie przez Rosalie, ale to zawsze coś. Uratowałby tego chłopaka nawet, gdyby nic z tego nie miał.

~ Co mogę zrobić? - spytał tylko. 

Nakahara miał się ochotę rozpłakać z ulgi. Nie sądził, że pójdzie tak łatwo.

- Prosiłbym żebyś skontaktował się z Cosa Nostrą. Szpital, który posiada potrzebny sprzęt, znajduje się w Neapolu, ale dwóch głównych lekarzy przebywa za granicą, w Czechach na konferencji naukowej. Trzeba ich ściągnąć. My za chwilę ruszymy, powinniśmy być w Neapolu w przeciągu ośmiu godzin. Dasz radę to załatwić?

~ Muszę dać radę - odparł tamten i rozłączył się żegnając.

Nakahara przez chwilę wpatrywał się z niedowierzaniem w telefon. Miał ochotę zacząć się śmiać. Jak łatwo załatwiało się wszelkie sprawy, nawet wykraczające poza granice jednego państwa, gdy posiadało się odpowiednich przyjaciół i miało się dobry kontakt z inną mafią. Ten świat był tak ze sobą powiązany, a jednak nie było tego widać aż tak, na co dzień. Dopiero w sytuacjach kryzysowych ludzie uświadamiali sobie różne sprawy.

Chuuya nie był zbyt zadowolony z tego, jak rozdzielone zostały miejsca w samolocie. Musiał jednak przyznać, że było to najlogiczniejsze wyjście. Po obu stronach idącego środkiem korytarza znajdowały się po dwa, zwrócone przodem do siebie fotele. W całym samolocie były cztery takie zestawy. Dazaia umieszczono w drugim, licząc od strony wyjścia. Miejsce naprzeciwko niego zajęła Yosano, odpowiedzialna za jego stan. Siedzenie odpowiadające siedzeniu Dazaia, po drugiej stronie korytarza przypadło lekarzowi, którego Nakahara nie pamiętał z imienia, więc on zajął ostatnie, najbliższe miejsce, które zostało w tym zestawie, choć mimo przemawiającej do niego logiki takiego ustawienia, był zawiedziony, że był tak daleko od chłopaka, którego kochał.

Pierwszy zestaw był okupowany przez Akutagawę i nikt wybitnie się nie rwał do zajęcia któregokolwiek miejsca obok niego. Nakahara ze zdziwieniem zauważył, że na pokład weszło dwóch strażników. Tych samych, którzy objęli jedną wartę przed drzwiami Osamu, gdy ten leżał na piętrze szpitalnym. Spoglądając szybko głową zauważył, że wszyscy poza Yosano zdawali się zdziwieni. Pochylił się ku niej z jednoznaczną miną.

- Chcą go pilnować, tak jak wcześniej. No i uznali, że przyda nam się jakaś siła ognia w realnych pociskach. Ja wiem, że mamy Zdolności. Naprawdę różne, ale czysta siła też się przyda. Poza tym, próbowanie przekonania ich, że to zły pomysł, tylko zmarnuje nasz czas. A Dazai nie ma czasu - dodała, głosem sugerującym, że jest to niepodważalne stwierdzenie.

Nakahara przyznał jej rację i wrócił na swoje miejsce, z uwagą obserwując Dazaia. Z tego, co powiedziała lekarka wynikało, że nie było szans na obudzenie się chłopaka w trakcie lotu, ale to nie zmieniało faktu, że przez większość czasu rudzielec nie zamierzał oderwać od jego wzroku.

Ku niezadowoleniu Akutagawy, cały zestaw siedzeń, które miał nadzieję zająć dla siebie, zapełnił się, gdy jeden z mężczyzn, których Nakahara zaciągnął na misję że względu na jego umiejętności obronne, usiadł na przeciwko czarnowłosego. Shizuki i pozostali zwerbowani przez Chuuyę zajęli swoje miejsca, siadając po prostu tam, gdzie było wolne. A tego mimo wszystko im nie brakowało.

Lot nie wydawał się Nakaharze tak przyjemny, jak wtedy, gdy leciał z Dazaiem. Jednak odpowiednie towarzystwo zmienia wszystko. Ciszę, która panowała w samolocie na początku przerywały tylko ciche dźwięki wydawane przez aparaturę otaczającą Osamu, głos pilota i ryk silników zagłuszany przez poszycie. Dopiero po jakimś czasie rudzielec zarejestrował cichą rozmowę pomiędzy Shizuki a jej towarzyszami. Choć Chuuya leciał tą trasą tylko raz, miał wrażenie, że nigdy nie dłużyła mu się, ani nie będzie mu się dłużyć tak bardzo, jak ta.

W Neapolu na lotnisku przywitała ich sama Cosa Nostra. Tak przynajmniej wywnioskował Nakahara na podstawie ich typowych, niemal identycznych strojów. Ciemnoszare marynarki i butonierka zaszyta czerwoną wstążką na lewej piersi. Zabawne, że wbrew pozorom to nie ubrania wyróżniały członków mafii z tłumu lecz ich postawa. Spokój, powaga. Naprawdę rzadkim było, by ktokolwiek na jakiejkolwiek misji zachowywał się nieodpowiedzialnie, żartował sobie i miał wszystko w głębokim poważaniu. Oczywiście, zawsze znajdował się ktoś pokroju Dazaia, ale była to znacząca mniejszość. Natomiast gdy mafiozi po prostu prowadzili swoje życia, nie dało się ich odróżnić w tłumie poważnych pracowników zajmujących wysokie pozycje w korporacjach, których przecież nie brakowało. Dla dobra mafii wszyscy potrafili odsunąć swoje uczucia i charaktery na bok. No chyba, że byli, lub uważali się, za tak wybitnie ważnych, że pokazywali siebie, gdzie tylko mogli, wystawiając na próbę cierpliwość wielu ludzi.

Wśród oczekujących znajdowali się sami mężczyźni. Nic zresztą dziwnego. Kobiety we włoskiej mafii to nowość i to prawdopodobnie ewenement na skalę kraju, że w Cosa Nostrze jakiekolwiek się znajdowały. Wcześniej uważano, że to kwestia mężczyzn by zapewnić kobiecie godne i bezpieczne życie oraz pomyślność kraju. I pewnie taka mentalność by została, gdyby nie wybitnie upierdliwi policjanci, którzy doprowadzili do aresztowania większości głów tej mediolańskiej mafijnej rodziny. Dumni z siebie funkcjonariusze spodziewali się, że mafia rozpadnie się szybciej, niż aresztowani wyjdą z więzienia. Nie było możliwości wpłaty kaucji. Nakahara dalej nie potrafił wyobrazić sobie ich zdziwienia, kiedy Cosa Nostra zamiast popaść w ruinę i stopniowo się rozwiązać, dosłownie rozkwitła. Na miejsca mężów, braci i ojców wstąpiły żony, siostry i córki, rozwijając mafię w sposób, o którym nikomu wcześniej się nie śniło. No i policjanci jakimś magicznym cudem zniknęli z powierzchni planety, a mafia po cichu upewniała się, że nowicjusze nie są zbyt sprytni lub, że da się ich łatwo zastraszyć. Cosa Nostra objęła realną władzę w Mediolanie.

Patrząc na spory tłumek stojący przy wejściu, Nakahara coś sobie uświadomił. Ludzi było za dużo. Jasne, kilkoro z nich miało zająć się przetransportowaniem Dazaia, ale do tego potrzebowali raptem czterech osób, dbających by łóżko jechało na swoich drobnych kółeczkach w odpowiednim kierunku, z czego dwa miejsca miał zająć ktoś z Portówki. Ot, dla bycia uczciwym. Natomiast oczekiwało ich dwanaście osób. To zdecydowanie za dużo. Dopiero wtedy do rudzielca coś dotarło. Camorra. Główna mafia w Neapolu. Wysłanie jakiejkolwiek ilości członków jednej mafijnej rodziny mogło oznaczać wojnę w przypadku, gdy druga się o tym dowie. Starali się po prostu być przygotowani.

Wymieniwszy przywitania i wstępne uprzejmości, ruszyli od razu w stronę aut, które zostawili na chodzie, na parkingu przed lotniskiem. Ludzie schodzili im z drogi, widząc rannego, któremu teraz, Yosano podłączyła jeszcze respirator dla wzmocnienia pracy płuc. Oparta o jedno z aut czekała Adelaide ze zmartwionym, poważnym wyrazem twarzy. Gdy Nakahara spotkał ją po raz pierwszy, uznał ją za rozpuszczonego bachora, który dostaje wszystko, co chce, bo jej tatuś dostarcza broń mafii. Teraz jednak, widząc jej postawę, zrozumiał, jak bardzo się mylił. może i w domu dziewczyna zachowywała się jak księżniczka, ale teraz widział, dlaczego dawała sobie sama radę w mafii. Mimo, że to tylko pierwsze wrażenie po raz drugi.

Adelaide tylko wyraziła swoje wsparcie dla Nakahary i poznała się z Shizuki i Yosano, po czym gwizdnęła głośno, dając znać swoim ludziom, że czas zbierać dupy w troki i zająć się tą sprawą na poważnie. Podstawiona karetka pochłonęła Dazaia. Pielęgniarz już chciał się kłócić z Chuuyą, gdy do akcji wkroczyła de Luca i poparła go. Pod naporem niezwykle ciężkiego i jednoznacznego spojrzenia rudzielca poparła również Yosano, która podziękowała jej skinieniem głowy.

- Tylko rodzina powinna jechać z poszkodowanym - przypomniał jej mężczyzna, gdy zamknął drzwi za tą dwójką.

- Oni są jego rodziną - oznajmiła Adelaide ze smutnym uśmiechem.

Machnęła ręką, dając znak do wyjazdu i karawan złożony z dwóch Alf Romeo Gulii, karetki oraz dwóch kolejnych BMW Alpin B5, ruszył we względnie zwartym szyku. Pierwsza, jak zwykle pędziła Adsy, choć nawet pielęgniarz w karetce mógłby, przynajmniej zdaniem Yosano, która jeszcze nie miała przyjemności podróży autem z Dazaiem za kierownicą, ubiegać się o stanowisko w profesjonalnych grupach wyścigowych. O dziwo, na miejsce dojechali cali.

I tu dopiero zaczęły się kłopoty. Członkowie Cosa Nostry, których ściągnięto z Węgier do Czech, by załatwili potrzebne sprawy, jeszcze nie wrócili. Byli już w drodze powrotnej, przewożąc ludzi, którzy wyjątkowo chętnie opuścili konferencję naukową, ale wciąż byli dobre dwie godziny od lotniska, a niemal trzy od miejsca docelowego. Czas ten zdecydowanie dałoby się skrócić, gdyby tylko Cosa Nostra zainwestowała w cokolwiek, co lata lub pływa, ale oni grzecznie trzymali się czterech kółek i asfaltu pod nimi.

Yosano dostała pełen dostęp do bloku operacyjnego, który, łącznie z całym personelem, który choć raz miał styczność z potrzebną aparaturą, został jej przekazany, niemal paraliżując działanie szpitala. Nakahara wiedział, że będzie musiał wymyślić na to dobrą wymówkę dla Cosa Nostry, bo skoro problem wyniknął z jego powodu, od niego oczekiwać będzie się jego rozwiązania. Akiko rozstawiła wszystkich i przygotowała Dazaia na tyle, na ile potrafiła. Niby coś czytała o tym sprzęcie, ale w życiu nie widziała go nawet na oczy, nie mówiąc o zastosowaniu go. Shizuki swoim iście wyrobionym szóstym zmysłem wyczuła stres lekarki.

- Wiesz, że wystarczy mi pięć minut z tą maszyną i to ogarnę? Nie będę miała pewnej, lekarskiej ręki, ale będę mogła Cię pokierować, co masz po kolei robić - powiedziała cicho, odciągając ją na bok.

Yosano skinęła głową z uśmiechem pełnym ulgi. Jasne, teraz, gdy Dazai nie był narażony na wszelkie komplikacje związane z przetransportowaniem go, mogli poczekać te trzy godziny na lekarzy. Inna sprawa, że zwykłe siedzenie i czekanie po prostu zabijało wszelką nadzieję, którą mieli. Zwłaszcza Akiko nie przywykła do tego, że nie może zrobić niczego, by komuś pomóc i wybitnie ją to dobijało, choć starała się tego po sobie nie pokazywać.

Lekarka patrzyła na Nakaharę, który owszem, chodził ze wzrokiem wbitym w podłogę, jeśli tylko Dazaia nie było w pomieszczeniu i zdawał się jakby kurczyć się w sobie, siedział, nie okazując żadnych oznak wigoru czy radości, ale trzymał się. Najważniejszy człowiek w jego życiu mógł zaraz umrzeć, a on robił wszystko na wypadek, gdyby tamten jednak przeżył. Akiko rozumiała, że zajęcie się pracą i myśleniem odciąga myśli, do których człowiek nie chce się przyznać nawet sam przed sobą, ale jej robienie dokładnie tego samego wychodziło o wiele gorzej. No i czuła, że jednak powinna być dla rudzielca podporą. Może i praktycznie się nie znali, ale łączył ich Dazai, a już samo to sprawiało, że byli jak rodzina również dla siebie nawzajem.

Ren wyprosiła na chwilę wszystkich lekarzy z pomieszczenia, idąc z Yosano pod rękę. W Kobe potrafiła się poruszać opierając się tylko i wyłącznie na wszystkich swoich wyostrzonych zmysłach z wyjątkiem wzroku, ale w nowym miejscu wiedziała, że tylko rozbiłaby się o ścianę. Niby ciemne okulary ukrywały, że ma zamknięte oczy, a Nakahara wcisnął Adelaide kit, że Shizuki jest ślepa, ale jednak wolałaby nie potwierdzać tego, łamiąc sobie nos.

Cały personel posłusznie wyszedł, choć obie kobiety były całkowicie pewne, że nie zostawią na nich choćby i suchej nitki, gdy tylko znajdą się w swoim prywatnym otoczeniu bez obcych. Shizuki założyła okulary na czubek głowy, odgarniając przy okazji włosy i unikając zbyt długiego patrzenia na Yosano, poprosiła ją, by lekarka wskazała jej, które maszyny ma ogarnąć.

Ren nie musiała długo czekać, aż zadziałało jej Drugie Źródło. Było spokojne, ale przesyłało zdecydowanie za dużo informacji do jej mózgu, by miała używać go na co dzień, a przepisane jej przez lekarza leki na migrenę do tanich nie należały. Kobieta spojrzała na pierwsze urządzenie i zobaczyła, jak w jej sposobie widzenia otoczenia, rozkłada się ono powoli, zajmując coraz większy obszar. Widziała wszystkie najdrobniejsze części, połączenia, kabelki. Dosłownie wszystko. Później skupiła się na liczbach i instrukcjach działania, jak należy się z tym obchodzić.

Z boku wyglądało to dość komicznie i Yosano zapewne parsknęłaby śmiechem, gdyby sytuacja nie była tak poważna. Przeciętnego wzrostu kobieta wpatrywała się w nieruchomą maszynę, jakby spodziewała się znaleźć tam prawdę objawioną. Nie pospieszała jej jednak. Musiała poznać mechanizm działania tego, by móc poprowadzić w razie czego pielęgniarzy, a czytanie instrukcji nie wchodziło w rachubę.

Shizuki na wszelki wypadek przyjrzała się wszystkim urządzeniom w pomieszczeniu, które wydały jej się ważne, poza tymi, które wskazała jej lekarka. Po pół godzinie z lekkim uśmiechem opuściła okulary z powrotem na oczy.

- Możesz operować pani doktor - oznajmiła z całkowitą pewnością.

Zdolność Shizuki, zwłaszcza przy korzystaniu z Drugiego Źródła, nie tylko pozwalała zrozumieć wszystko od samych podstaw, przy czym podstawy te były tak dokładne, jak użytkowniczka sobie założyła, ale pokazywała także alternatywne wersje różnych rozwiązań, które byłyby najzwyczajniej w świecie skuteczniejsze. Ren jednak już dawno nauczyła się, że ludzie, którzy mają się za geniuszy, bo coś wynaleźli, rzadko dobrze przyjmują krytykę i poprawki ich projektów. A nie mogli zrazić do siebie włoskiego personelu, bo jednak mimo swojej wiedzy i pewności, którą pokładała w umiejętnościach Yosano, wolała by operacji przewodniczył Giovani Giuseppe di Constanzo, który prostu znał się na tym, bo przeprowadził takich operacji już całkiem pokaźną ilość. Akiko w życiu nie była z kimś tak zgodna.

Chuuya, który jakiś czas wcześniej odesłał jednego z członków Cosa Nostry z notatką wyjaśniającą wyłączenie tak dużej części szpitala z użytku na tak długo, bez ujawnienia, że przebywał w nim ktokolwiek z Portowej Mafii. Mężczyzna pokazał karteczkę Adelaide, która zatwierdziła taką wersję i minionek pobiegł tłumaczyć z angielskiego na włoski, by móc podać informację publicznie. Przez chwilę brwi rudzielca zdawały się chcieć odfrunąć z jego twarzy, gdy podniósł je wysoko, w wyrazie zdziwienia i niedowierzania. Gdyby wiedział, że tekst ma przejść przez ręce i oczy dziewczyny, po prostu by ją jej podał. No ale cóż. Hierarchia.

Yosano i Shizuki usiadł obok Nakahary, a lekarka delikatnie poklepała go po ramieniu uspokajającym gestem, za który rudzielec podziękował jej uśmiechem. Kilku pielęgniarzy wróciło do sali operacyjnej, by mieć oko na Dazaia.

Cóż, teraz zostało im już tylko czekanie. 

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top