P. CXVIII / GEST DOBREJ WOLI
Dazai uśmiechnął się, wysiadając z policyjnego radiowozu przed komisariatem. Nie była to jego pierwsza taka wizyta i z pewnością nie ostatnia, wiec nie za bardzo się cala sytuacją przejmował. Zwłaszcza, ze miał przecież pod sobą ludzi, w których wierzył, ze dadzą rade pociągnąć przedstawienie bez niego przez parę długich chwil. Sam ich przecież sprawdził i poza kilkoma szpiclami, których zostawił na własny użytek i dla własnej uciechy, ufał tym ludziom niemal bezgranicznie. A jemu zdecydowanie przydałoby się parę chwil w samotności żeby mógł przemyśleć parę rzeczy. I mimo, ze wiedział, ze pierwszeństwo w tej kwestii powinna mieć jego siostra, zdecydował się na rozważenie dalszych planów Portówki. W końcu miał stracić budynek, z którym wiązał ogromne plany. Plac na nadbrzeżu powoli przestawał być placem już od kilku miesięcy. Byli właściwie bliżej skończenia budowy, gdy Kaguya poinformowała Arakiego, ze musi wprowadzić pewne zmiany w ostatecznym wyglądzie budynku. Musieli osunąć wszelkie tajne przejścia, zlikwidować pokoje, których oficjalnie nie było na planach i doprowadzić budynek do takiego poziomu przejrzystości, jakby naprawdę od samego początku inwestowali w legalną działalność.
Kordon, który go otoczył nieomal sprawił, ze chłopak wybuchnął śmiechem. Wiedział, ze nie zostanie potraktowany jak ktoś, kogo sprowadza się na komendę po raz pierwszy, ale środki bezpieczeństwa, które podjęła policja, zdecydowanie go bawiły. Doceniał ich wysiłek, oczywiście ze tak. Tylko, ze gdyby chciał się wyrwać to przedarcie się przez nich nie sprawiłoby mu żadnego problemu. Nawet by się nie zmęczył, bo nie musiałby choćby pstryknąć palcem. Jednak Zdolności bywały przydatne. Nikt jednak nigdy nie udowodnił mu, ze jakiekolwiek z nich posiada, a każda jego wizyta w celi kończyła się dość szybko, bo Ozaki naprawdę znała się na swojej robocie i wyciągała go za każdym razem niemal natychmiast, a on tylko twierdził, ze znalazł się w złym miejscu o złym czasie.
Tuz po wejściu do budynku, katem oka obserwując policjantów, którzy trzymali dłonie na kaburach, jakby spodziewali się z jego strony ataku, zatrzymał się przy niewielkim okienku. Dazai naprawdę musiał się wysilić żeby zachować względnie poważny wyraz twarzy, z lekkim jedynie uśmiechem. Ci ludzie naprawdę liczyli, ze daliby rade go zatrzymać albo powalić, nie zdając sobie zupełnie sprawy z tego, ze więksi, silniejsi i lepiej uzbrojeni już próbowali, a to Osamu wyszedł z tamtych starć obronna ręką. Gdy Szef Portowej Mafii zdawał funkcjonariuszowi telefon, słuchawki, pasek i wszystko, co pracownicy komendy zaklasyfikowali jako względnie niebezpieczne, musiał się naprawdę wytężyć żeby nie przewrócić oczami.
Swoją drogą Dazai widział wśród nich zdecydowanie zbyt wiele znajomych twarzy. Czy to policjantów z poprzednich aresztowań czy własnych ludzi, którzy nawet nie najgorzej wtopili się w otoczenie, za co zdecydowanie będzie musiał podziękować Starym Hersztom, gdy już skończy się ta cala szopka. Oczywiście kojarzył wszystkich, głównie ze względu na to, ze dzień po tym, jak uznał, ze chce by członkowie Portówki przeniknęli szeregi służb bezpieczeństwa, poprosił Izakiego o włamanie się do odpowiednich baz danych i sprawdzenie każdego policjanta w Kobe. Ot, kwestia odpowiedniego odrobienia pracy domowej i poznania przeciwnika. Jednak Sun Tzu miał trochę racji jeśli chodziło o sztukę wojny.
Policjanci chcieli go zamknąć w osobnej celi oddalonej od pozostałych, uznając, ze w ten sposób zapobiegną jakimkolwiek próbom komunikacji i przekazania rozkazów. W końcu podejrzewali, ze był w Portowej Mafii na zdecydowanie wyższym szczeblu, niż to okazywał. Mimo, ze bycie szefem ochrony to i tak niezła fucha sama w sobie. Dazai musiał przyznać, ze był to pierwszy tak mądry pomysł, na który wpadli od kiedy założyli mu na przeguby kajdanki, ale daleki był od zrobienia tego na głos.
Stanęło jednak na tym, ze na chwile obecna komenda nie miała wystarczającej liczby funkcjonariuszy, którzy mogli pozostać w budynku, by pozwolić sobie na luksus trzymania Osamu w odosobnieniu. W końcu na patrole tez ktoś musiał jeździć. Przynajmniej dopóki policja jeszcze działała w takiej formie, w jakiej wszyscy ja dotychczasowo znali. W którymś momencie padło typowe pytanie, czy Dazai życzy sobie prawnika, za co ten delikatnie podziękował, ale odmówił i metalowa krata zatrzasnęła się, pozornie oddzielając go od wolności. Jego w ludzie, w celach obok, patrzyli na niego z lekkim niezrozumieniem, ale gdy Osamu wzruszył ramionami na znak, ze wszystko jest w porządku, absolutnie stracili nim zainteresowanie i powrócili do bycia marmurowymi posagami, które nie odzywały się nawet do siebie.
Dazai usiadł na niezbyt wygodnej pryczy w zacienionym kacie celi i aktywował swoje Drugie Źródło. Upewnił się, ze kilka czarnych wstęg pozostaje poza zakresem kamer i powoli przesuwa się w ich stronę, korzystając głównie z sufitu. Gdy tylko wstęgi dotknęły urządzeń, natychmiast je zniszczyły. Nie sproszkowały, jak to miał w zwyczaju Dazai, ale najzwyczajniej w świecie spowodowały usterkę, która sprawiła, ze zamiast obrazu z kamery, na ekranie monitora widać było jedynie irytującą szarość trzaskających szumów. Osamu, odliczając wszystko w myślach, zwrócił się do Akutagawy zajmującego polowe sąsiedniej celi. W drugiej jej połowie kisiło się dobrych dziesięciu członków Portówki, ale Dazai miał lepsze rzeczy do roboty, niż komentowanie ich strachu.
- W Alcatraz musisz zrobić tyle zamieszania, ile tylko dasz rade - zaczął Dazai tak cicho, ze Akutagawa musiał solidnie wytężyć słuch. - Tak żeby trupy po naszej stronie nie wydały się dziwne. Zabieram Ci Wakanę, nią zajmie się ktoś inny. Ty masz nowy cel. Masao Toru. I ma to wyglądać jakby poległ ze strony Salvatruchy, jasne?
- Jakim cudem mam niezauważenie zabić jednego z najpopularniejszych psów? - syknął Akutagawa, nie kryjąc zaskoczenia. - Gość jest tak miły do porzygu, ze wszyscy go uwielbiają.
- Możesz obiecać mu pomoc w uratowaniu Salvatruchy - zaproponował Dazai, wzruszając lekko rękoma. - To chyba najbardziej do niego przemówi. Ale możesz spróbować czegoś, na co sam wpadniesz. Tylko zadbaj żeby wszystko wyglądało przekonująco - dodał Szef, a chłód i pewność w jego glosie dały rade sprawić, ze po plecach Akutagawy przebiegło cale stado ciarek.
Może i Dazai zdawał się być milszy i zwracać bardziej uwagę na ludzi. Może rzeczywiście jego logiczny i chłodny umysł tworzył plany, które nigdy nie miały wad i sprawdzały się co do joty. Może Nakahara nawet go zmienił. Może nawet miała na niego wpływ Zbrojna Agencja Detektywistyczna. Ale prawda była jedna i zawarta w jednym z licznych mafijnych motto. Raz wytresowanego psa nie da się wytresować ponownie. A Dazai nie dość, ze wytresował się sam to jeszcze pożarł gościa, który miał być jego treserem. Może i wiele się zmieniło, ale w głębi duszy Osamu był tym samym mafiozem, który strzelił Akutagawie w twarz, bo ten nie potrafił wykorzystać własnej Zdolności. I strzeliłby ponownie jeśliby musiał. I Akutagawa dalej, gdzieś na dnie serca, wciąż się własnego Szefa bal, mimo ze sam budził niemały postrach. Dazai był po prostu taka osoba, której się nie odmawiało. I nie zadawało zbędnych pytań. Akutagawa skinął wiec twierdząco głową na znak, ze przyjmuje nowe zdanie i katem oka zauważył, jak Osamu lekko się odsuwa od niego żeby zatrzeć wrażenie, ze mogli ze sobą rozmawiać. Mężczyzna usiadł po turecku i uśmiechnął się lekko, opierając plecami o chłodną ścianę.
W takiej pozycji zastali go policjanci, którzy wpadli do pomieszczenia z wysoko uniesionymi pistoletami, jakby spodziewali się zastać na miejscu rozróby. Wszyscy osadzeni siedzieli jednak, absolutnie niewzruszeni, nawet niezaciekawieni cala sytuacja. Jedynie Dazai przekrzywił lekko głowę, obserwując zestresowanych, pełnych emocji funkcjonariuszy, którzy zaszokowani zastałą sytuacja, wciąż nie opuszczali broni. Jeden z nich, ten który ocknął się jako pierwszy, ruszył by sprawdzić, co stało się z kamerami, odprowadzany pełnym politowania wzrokiem Dazaia.
- Problemy ze sprzętem, co? - spytał, udając troskę. - Nam się nie zdarzają, ale potrafię sobie wyobrazić, ze są irytujące.
Pomimo tego, ze to ludzie znajdujący się po drugiej stronie krat byli wolni, to oni sprawiali wrażenie niespokojnych i chcących uciec, co stanowiło ciekawy kontrast względem iście posagowego spokoju portówkowych psów. Policjanci, wciąż czując się nieswojo, zaczęli powoli opuszczać pomieszczenie, chowając bron do kabur i cicho wymieniając miedzy sobą uwagi, nim w końcu jeden z nich odezwał się do osadzonych.
- Wasza prawniczka przyjechała - oznajmił mężczyzna z lekka niechęcią w glosie. - Keisuke idzie na pierwszy ogień.
- Czy mam poinformować Ozaki o najnowszych zmianach? - spytał cicho Akutagawa, wciąż próbując zrozumieć motywy Dazaia, gdy wszyscy niechciani w pomieszczeniu osobnicy już je opuścili.
- Nie ma takiej potrzeby, a ona ma większe problemy na głowie - odparł Dazai spokojnie, znajdując sobie zabawę w grzebaniu w niewielkim zameczku od kajdanek podłużnym kawałkiem metalu, który niejako stworzył sobie używając Drugiego Zrodla i dotykając ławeczki.
Zamek kliknął i kajdanki otworzyły się ku uciesze Dazaia, który najwidoczniej nie traktował poważnie sytuacji, w której się znalazł. Przynajmniej powierzchownie, bo za fasada idiotycznych zachowań i wrednych komentarzy, mozg Osamu działał na najwyższych obrotach.
- Mogę spytać dlaczego chcesz się go pozbyć? - dopytywał Akutagawa, wyrzucając sobie, ze przecież jest to absolutnie nie w jego stylu i zrzucając za to winę na Atsushiego, który nauczył go kwestionować wszystko.
- A musisz? - spytał Dazai, z nawyku używając suchego tonu, który przerażał Akutagawe tak samo kiedyś, jak i w tym momencie. Tak jak przerażająca była różnica miedzy pełnym wściekłości Akutagawa, a spokojnym jak kamień Osamu.
- Teoretycznie nie - przyznał Ryunosuke. - Ale praktycznie wolałbym wiedzieć, czy w niedalekiej przyszłości nie wydasz komuś innemu rozkazu zajęcia się mną w taki sam sposób.
- Nawet jeśli wydałbym taki rozkaz to byłbyś ostatnim, który by się o tym dowiedział. I za długo byś się ta wiedza nie nacieszył. Ale spokojnie, na razie nic Ci nie grozi - zauważył poważnie Dazai, po czym dodał o wiele lżejszym tonem słowa, które wystarczyły Akutagawie za wszelkie wyjaśnienia. - No chyba, ze dowiem się, ze sprzedajesz ważne informacje poza Portówkę. A przecież Ty akurat wiesz, ze ja zawsze się dowiem.
W mózgu Ryunosuke coś zaskoczyło i wreszcie połączył watki. Decyzja Dazaia stała się jaśniejsza, ale nie potrafił zrozumieć, dlaczego Osamu tyle zwlekał skoro najwidoczniej znal prawdę od dłuższego czasu. Nie wiedział tez, czy za ta decyzja stały jakieś logiczne powody, czy po prostu Szef Portowej Mafii zabijał w ten sposób nie tylko ludzi, ale i nudę. Na zadanie tych pytań Akutagawa nie znalazł w sobie jednak odwagi, nawet jeśli po głowie odbijała mu się wątpliwość, czy Masao rzeczywiście przyznał się do swoich zbrodni.
- Zmieniłeś się - oznajmił cicho Osamu, a jego rozmówca nie potrafił do końca stwierdzić, czy w glosie Dazaia pobrzmiewała duma czy rozczarowanie i Akutagawa nie wiedział, co ma na to odpowiedzieć. Czul tylko wyrzuty sumienia i przez chwile jego postawa zmieniła się tak bardzo, jakby próbował zająć jak najmniej miejsca i zamknąć się w sobie. - To wpływ Atsushiego? - spytał Dazai nie doczekawszy się żadnej reakcji.
- Może - warknął Akutagawa, nie patrząc nawet w stronę Szefa. Najłatwiej było maskować strach złością. A on bal się, ze spartolił misje, którą mu przydzielono. - Nawet jeśli to absolutnie Twoja wina - wytknął mu równie nieprzyjemnym tonem.
- Nie kazałem Ci się z nim zaprzyjaźniać - zauważył Dazai, odchylając nieco głowę w tył i przymykając oczy. - Miałeś go tylko zwerbować do końca tego roku.
- Ale wiedziałeś, ze tak się stanie - odbił piłeczkę Akutagawa, a spokój Osamu powoli zaczął wytrącać go z równowagi.
- Oczywiście, ze wiedziałem - przyznał Szef. - To najprostsza i najbardziej ludzka rzecz jaka zrobiłeś. Poczucie zrozumienia i bezpieczeństwa, które wynika z dzielenia traumatycznych wspomnień o pewnym charakterze. Dla Was był to pobyt w sierocińcu i życie na ulicy w ciągłym biegu. Prędzej czy później musieliście dać rade spojrzeć ponad różnice i podziały i znaleźć wspólny grunt.
- Wiec dlaczego kazałeś mnie to zrobić - warknął Akutagawa. - Masz pod sobą tylu ludzi, którym mogłeś to zlecić, a wybrałeś akurat mnie. Dlaczego? Zeby mnie podręczyć?
- Zawsze widziałeś się jako ofiarę Akutagawa. Zawsze - zaczął spokojnie Osamu. - Uważałeś, ze wszyscy Cie zaniedbują, nawet gdy znalazłeś dom w Portowej Mafii. Uważałeś, ze jestem potworem, który chce Cie zniszczyć. Prawda była taka, ze próbowałem pomoc Ci się rozwinąć. Może wybrałem do tego najbardziej niefortunna z metod i widzę to dopiero teraz, ale próbowałem. I wiem, ze Atsushiemu uda się to, co nie udało się mnie. Ba, to już zaczęło działać. Sam to widziałeś, gdy walczyliśmy z Gildia. Twoja moc się zmienia. Ewoluuje. Przybiera nowe postaci. Niedługo, przy dobrych wiatrach, dasz rade odkryć Drugie Źródło, bo jestem pewien, ze je masz. Musisz tylko porzucić ograniczenia, które nakładasz sam sobie. I wiem, ze jeśli się przyłożycie do treningu to za piec, moze dziesiec lat, zajmiecie miejsce moje i Nakahary, bo prawdopodobnie będziecie silniejsi od nas. Dlatego to Ty musiałeś go zrekrutować. Dlatego musieliście się poznać i nawiązać te nic porozumienia.
- Tyle ze on nie zmienia tylko mojej mocy. Zmienia tez mnie. I to w sposób, o którym nigdy nie myślałem, ze będzie możliwy - zauważył Akutagawa cicho, jakby nie był pewien, czy chce się przyznać do własnej słabości.
- To dobrze Akutagawa. To znaczy, ze dorastasz. A to z kolei daje mi powód do dumy - oznajmił Dazai tak lekkim tonem, ze przez chwile Ryunosuke sądził, ze się przesłyszał.
- Dumy? - powtórzył tępo, jakby słowo, które usłyszał było wypowiedziane w obcym, nieznanym mu języku. Zupełnie, jakby własnie dane mu było dotknąć Świętego Graala.
- Owszem - potwierdził Dazai. - To była jedyna rzecz, której od Ciebie wymagałem. Myślenia poza szablonem, rozwijania Zdolności, przekraczania granic. Teraz naprawdę zaczynasz to robić. I zanim zapytasz. Tak, dałem Ci rozkaz zrekrutowania go. I tak, powoli kończy Ci się czas, bo zostały Ci mniej jak dwa miesiące do końca roku. Bliżej jednego tak w sumie. Ale nie zabroniłem Ci otworzenia się przed nim. Nie zabroniłem Ci poznania go. Nie mogłem Ci tego nakazać, to fakt, bo w życiu byś mnie nie posłuchał, ale jeśli w czasie wykonywania mojego rozkazu zdobyłeś przyjaciela to jestem z tego powodu po prostu szczęśliwy.
- Jesteś przerażający Dazai - westchnął ciężko Akutagawa.
- Po prostu za dobrze Cie znam - odparował Osamu, uśmiechając się lekko i po raz pierwszy od początku tej rozmowy patrząc Ryunosuke prosto w oczy.
Akutagawa nie sądził, by dal rade zapomnieć tego jednego, konkretnego uśmiechu do końca życia. Czy w ogóle całego wyrazu twarzy Dazaia. Czekał na ten moment przez tyle lat. Tyle lat zarzekał się, ze nienawidzi mężczyzny, który bez wahania strzelił mu prosto w twarz tylko po to żeby mu coś udowodnić, mimo ze w ten sposób jedynie chował własny smutek i zagubienie. Nie sądził, by kiedykolwiek wcześniej zrozumieli się z Dazaiem aż tak dobrze, jak w tym pojedynczym momencie, gdy siedzieli po dwóch stronach krat, obaj w celach, czekając na dalszy rozwój wydarzeń. Akutagawa nagle zrozumiał, ze lata, które spędził żywiąc się i kultywując wściekłość, zal i nienawiść były jedynie krokiem, który zabrał mu zbyt dużo czasu, ale krokiem, który wreszcie zrobił i mógł iść dalej. Tak, jak nagle zrozumiał logikę, która stosował wobec niego Osamu. Jego postawę i podejście. I chyba po raz pierwszy w życiu poczuł się tak niesamowicie spokojny i pewny tego, ze robi dobrze i ze da sobie rade ze wszystkim. Nie żeby od razu miał zamiar być miłym dla wszystkich. Jego chęć dowiedzenia czegoś Osamu powoli zaczęła znikać, ale w jej miejsce pojawiła się czysta chęć poprawnego wykonania każdej misji. Nawet jeśli ta misja miałoby być zabicie Masao.
- Dziękuję Dazai - oznajmił cicho, nie potrafiąc sobie nawet przypomnieć, kiedy ostatnio użył tego słowa względem kogokolwiek. - Za wszystko co dla mnie zrobiłeś.
- Nie ma za co Aku, nie ma za co - odpowiedział mu Osamu, przymykając oczy i rozkoszując się ostatnimi chwilami spokoju.
Cisza, która zapadła, nie była nieprzyjemna. Wręcz przeciwnie, była pełna zrozumienia i pewności. Czasem była przerywana dźwiękami naprawianej kamery, od momentu, w którym w pomieszczeniu pojawił się mężczyzna z firmy technicznej. Dazai nie raczył nawet otworzyć oczu, gdy ów osobnik się pojawił. Mimo, ze nie wiedział dosłownie niczego o sprzęcie to doskonale wiedział, ze popsuł kamery tak mocno, ze trzeba było je po prostu wymienić. Technik jednak uparcie próbował je naprawić, ku wzroście własnej frustracji, która zaczęła bawić Akutagawe.
Ludzie wciąż wychodzili z celi, wzywani pojedynczo, a czas mijał nieubłaganie. Godzina, dwie, sześć. Dzięki ciężkiej pracy Ozaki wychodzili wszyscy poza nim i Dazai potrafił zrozumieć te taktykę. Liczyli, ze może wezmą go na przeczekanie. Naiwna wiara, ale nie mógł im przecież tego zabronić. Zwłaszcza, ze po czterdziestu ośmiu godzinach i tak musieli go wypuścić. A gdyby odmówili mu wyjścia, zawsze mógłby zadzwonić po Ozaki żeby zrobiła zadymę. W końcu nawet Akutagawa został wypuszczony, choć on jako jeden z nielicznych wracał się do celi dobre trzy razy. Podobno nie chciał współpracować i był niebezpieczny dla otoczenia. Dazai komentował jego ciągle powroty drobnym uśmiechem, ale od kiedy w pomieszczeniu znajdowały się osoby trzecie, zaprzestali wszelkich rozmów. Wreszcie Dazai został sam, bawiąc się w dłoniach kajdankami, które sam sobie zdjął i gdy za oknami zapadł już zmrok, komendant zabrzęczał kluczami na znak, ze nadeszła jego kolej.
- Zanim wejdziesz do sali przesłuchań będziemy chcieli zdjąć Ci kajdanki - zaczął mężczyzna, otwierając na oścież drzwi od celi. - Ot, gest dobrej woli z naszej strony - dodał takim tonem, jakby liczył, ze Dazai zacznie mu za to niezmiernie dziękować i nagle wyda mu wszelkie sekrety Portowej Mafii.
- Dzięki za chęci, ale poradziłem sobie sam - odparł Dazai lekko, zeskakując z niewygodnej pryczy i kręcąc kajdankami na palcu wskazującym młynka w powietrzu. Przechodząc obok policjanta, podał mu żelastwo, z którego sam się oswobodził i uśmiechnął szeroko. - To w której sali mam się stawić?
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top