P. CXLIII / WŁOSKO - JAPOŃSKI SOJUSZ
Hej Miśki!
Przepraszam za tak długi brak rozdziału, ale powolutku wracam do pisania, więc mam nadzieję, że mnie nie zabijecie! Miłego czytanka!
Było coś niezwykłego w oglądaniu świata, gdy ten budził się ze snu. Obserwować, jak pierwsze promienie światła przedzierają się najpierw dyskretnie między dachami budynków, by po chwili zalśnić w całej swej istocie. I przede wszystkim było spokojnie. Puste ulice, ciche mieszkania, w których większość ludzi jeszcze spała. Dazai nie potrafił powstrzymać się od myślenia, że tak naprawdę nie ma bladego pojęcia, ile takich spokojnych poranków przyjdzie mu przeżyć. Że tak naprawdę rzadko kiedy celebrował tak proste, acz powtarzające się momenty. Że w ich aż czasami nazbyt szybkim życiu pozostawało zbyt niewiele czasu na docenianie otaczającego ludzkość piękna.
Nie rozmawiali już z Rose po ostatniej wymianie zdań. Osamu był więcej, niż świadom, że dziewczyna miała pełne prawo odrzucić jego prośbę. W końcu zrzucał na nią ogromny ciężar, nie mając nawet bladego pojęcia, czy za tę parę miesięcy czy lat Rose będzie w ogóle w stanie wypełnić przysięgę. No bo skąd miała mieć pewność, że się nie rozwiedzie, że ktoś w ramach odwetu na Adelaide, zastrzeli jej dzieci czy choćby że sama nie ulegnie poważnemu wypadkowi? Jasne, przeciętnych ludzi rzadko spotyka coś złego, ale Rose żyła tuż na granicy. Nie zanurzyła się w pełni w gangsterski półświatek i nie narażała życia na co dzień, ale wciąż mogła być uznana za słaby punkt swojej rodziny, która to jednak bawiła się nielegalnie na całego.
Tym bardziej jednak chłopak docenił, że Rose zamierza chociaż spróbować. Tym bardziej też przeklinał siebie, że ruszył kostki domina tak, że musiały skończyć się w jeden, konkretny sposób, którego rezultat nie spodoba się nikomu z jego bliskich. Wiedział jednak, że nawet gdyby miał możliwość cofnięcia się w czasie, prawdopodobnie by z niej nie skorzystał. Lubił swoje życie takim, jakim było. Nie miał pewności, czy gdyby zmienił choć jeden, najdrobniejszy mogłoby się wydawać detal, nie zrujnowałby całego przebiegu swojego życia. No i potrzebował adrenaliny. Był uzależniony od uczucia haju, które gwarantowały misje, na których wciąż latały kule, tak samo, jak uzależnionym był każdy portowy kundel. Czy mógłby poprowadzić Mafię zupełnie inaczej, nie wychylając się i piastując stołek aż do momentu, w którym się zestarzeje i nie będzie potrafił zapamiętać imion własnych przyjaciół, a co dopiero teczek wszystkich podwładnych? Oczywiście, że mógłby. Tylko, że on potrzebował wyzwań. Potrzebował żeby coś się w jego życiu działo. Nie zniósłby stagnacji i nieważne, jak bardzo sobie to wyrzucał, nie potrafiłby tego zmienić..
- Będę się powoli zbierał - oznajmił w którymś momencie Dazai, wpatrując się we wschodzące słońce i przerywając przedłużającą się, choć nie aż tak niezręczną ciszę. - W końcu muszę postawić parę osób na nogi. Chociaż zupełnie sobie nie wyobrażam, jak Chuu na kacu poprowadzi spotkanie - dodał z uśmiechem, wyciągając dłoń w stronę Rose, gdyby ta chciała zejść z nim.
- Próbujesz go nauczyć samodzielności w kontrolowanych warunkach? Bo tu jesteś prawie wśród rodziny nawet jeśli idziesz na spotkanie z mafią? - spytała Rose z zadziwiającym smutkiem w głosie, ale pokręciła głową, odmawiając niemej propozycji. - Zostanę jeszcze chwilkę. Mnie się na szczęście na żadne spotkanie nie spieszy.
- Próbuję. Zobaczymy z jakim skutkiem. W terenie wiem, że radzi sobie świetnie jeśli ma odpowiednie wsparcie - pochwalił się tonem dumnego chłopaka Dazai.
- Wiesz, ze teoretycznie powinno być na odwrót, nie? - spytała ze śmiechem Rose, a gdy Osamu spojrzał na nią bez choćby grama zrozumienia we wzroku, westchnęła ciężko i zaczęła tłumaczyć. - No wiesz, w końcu to Ty, a nie on, zrobiłeś sobie przerwę od Mafii na dość długi czas. Nakahara powinien lepiej ogarniać tę rzeczywistość, niż Ty.
- Teoretycznie miałoby to rację bytu, gdyby nie fakt, że rola Zastępcy jest dla Chuu zupełną nowością - zauważył logicznie Dazai.
- A bo dla Ciebie rola Szefa jest stara jak świat? - odbiła piłeczkę kobieta.
- Touche - przyznał Dazai z szerokim uśmiechem. - Ale ja się szybciej adaptuję do zmian. Do zobaczenia przy obiedzie Rose - zakończył tylko rozmowę i podszedł tyłem do krawędzi dachu, by lekko machając rozmówczyni, zeskoczyć z niego.
W pierwszym momencie Rose ledwie powstrzymała się od krzyku. Podbiegła natychmiast do krawędzi dachu, zasłaniając usta i z łzami zbierającymi się w oczach, pewna, że Dazai przypadkiem spadł. Stanęła jak wyryta, widząc, że Osamu wylądował miękko na nogach, lekko uginając kolana i machał jej na odchodne. I w tym momencie, przepełniona poczuciem ulgi, choć wciąż z ogromną gulą w gardle, zachowała się zupełnie jak jej młodsza siostra, wysoko podnosząc rękę do góry i pokazując roześmianemu Dazaiowi środkowy palec. Rose położyła wolną dłoń na klatce piersiowej, próbując unormować bicie serca i z absolutną świadomością, że jej rodzina kiedyś przyprawi ją o zawał, rozsiadła się z powrotem na dachu, rozkoszując wolnością.
Obudzenie Nakahary było prawdopodobnie najprzyjemniejszym dotychczasowym momentem tego dnia, choć wykręcenie Rose żartu też plasowało się dość wysoko. Udający zaspanego Chuuya absolutnym przypadkiem wciągnął Dazaia do łóżka i wtulił się w niego tak, że nawet drobne pocałunki, czułości czy słowa logiki, nijak do rudzielca nie docierały. Znaczy, słowa oczywiście docierały, wciąż komentowane przeciągłym "mhmmm", po czym nijak nie wpływały na podejmowane przez Chuuyę akcje, a wręcz przynosiły odwrotny efekt. I zapewne gdyby nie Ozaki, która jako jedyna zachowała odrobinę logiki w całej tej sytuacji i zapukała do ich pokoju w idealnym momencie, ani Dazai, ani Nakahara, zapewne nawet nie pomyśleliby o opuszczeniu łóżka.
- Naprawdę musimy iść? - spytał leniwie rudzielec przeciągając każde możliwe słowo.
- Naprawdę - potwierdził z rozbawieniem Dazai, delikatnie odsuwając włosy z twarzy ukochanego i z rozczuleniem obserwując, gdy ten powoli wraca do rzeczywistości. - Ale kiedyś możemy przyjechać do Włoch tak po prostu żeby pozwiedzać i wtedy będziemy mogli spędzić w łóżku tyle czasu, ile nam się tylko zamarzy - Osamu bezpardonowo uciekł się do jawnego przekupstwa.
- Obiecujesz? - spytał Nakahara, ukrywając twarz w poduszce i narzekając pod nosem, że co to ma być, żeby tak człowieka w środku nocy budzić.
- Jasne, że tak - odparł Dazai po krótkiej chwili zawahania, która jakimś cudem na szczęście pozostała niezauważona przez mamroczącego rudzielca.
Postawieni jednak przed konkretnymi faktami, obaj zebrali się do wyjścia wyjątkowo szybko. Dazai, w czasie gdy Nakahara brał prysznic, zdążył jeszcze przygotować parę papierów przed spotkaniem, które to oczywiście wcisnął rudzielcowi, gdy ten tylko oznajmił, że jest gotów do wyjścia. Chuuya spojrzał tylko na niego, jakby Dazai postradał wszelkie rozumy, ale natychmiast zabrał się za przeglądanie dokumentów. No bo innego mógłby zrobić? Dlatego rudzielec tylko skakał wzrokiem po kolejnych linijkach, a Osamu albo ciągnął go za łokieć żeby zmienić tor ruchu coby przypadkiem nie zderzył się czołowo ze ścianą bądź innym człowiekiem, albo zatrzymywał, ciągnąc za marynarkę. No i ostrzegał przed schodami komentując to faktem, że szkoda by było, gdyby Chuuya sobie śliczną buźkę poharatał, na co chłopak oderwał wzrok od papierów i wytknął Dazaiowi wszystkie blizny na jego policzkach.
Jakimś cudem byli w konferencyjnej pierwsi. Choć w sumie pomieszczeniu, w którym się znajdowali, tak naprawdę do konferencyjnej sporo brakowało, ale trzeba było chociaż docenić starania Dona, który przeznaczył jeden z licznych salonów na pokój czysto firmowy. Dazai odsunął jedno z wolnych krzeseł na dłuższej stronie stołu i rozsiadł się wygodnie, przerzucając nogi przez podłokietnik. Natychmiast też wyjął telefon i w pierwszym momencie zaczął grać w jedną z miliona durnych gierek, które sobie ściągnął, by po chwili absolutnie się wyłączyć z rzeczywistości i próbować rozplanować parę akcji w przód. Nakahara zajął miejsce tuż obok, odkładając teczki i obserwując ukochanego z absolutną rezygnacją i ledwie powstrzymując się od komentarza, gdy Dazai leniwie wzruszył ramionami.
- Mogę na Ciebie liczyć w razie czego, prawda? - spytał absolutnie poważnie, korzystając z ostatniej wolnej chwili by odwrócić się do ukochanego.
- A kiedykolwiek nie mogłeś? - odpowiedział pytaniem na pytanie Dazai, momentalnie skupiając całą swoją uwagę na rudzielcu. Na chwilę wyłączył też telefon i zginając palec pokazał Nakaharze, że ten ma się zbliżyć. - Cho Chuu, powiem Ci sekret - oznajmił konspiracyjnie, a gdy Chuuya rzeczywiście się przybliżył, brunet przyciągnął go za skrawek koszuli do siebie i namiętnie pocałował. - Dasz sobie świetnie radę - dodał jedynie, nim obaj usłyszeli kroki na korytarzu tuż przed drzwiami.
Nakahara nie miał absolutnie sił żeby skomentować zachowania Dazaia, ale musiał przyznać, że pewność, jaką żywił chłopak w stosunku do jego umiejętności była więcej, niż uspokajająca. A sam pocałunek dał radę zniszczyć gulę, która powstała w jego gardle spowodowana czystym stresem.
- Poza tym, jeśli będziesz miał jakikolwiek problem to tylko na mnie spójrz, a ja Ci natychmiast pomogę. Chociaż mówimy tu o Cosie i o Adsy, a ta mała małpa wciąż nam wisi za to, jak nam przerwała bardzo ciekawe spotkanie we dwoje, więc wątpię żeby robiła jakiekolwiek problemy - dodał szeptem Dazai, dokładając tym samym ostatnią cegiełkę do pewności rudzielca.
Chłopak zaczął też delikatnie, jedną ręką, gładzić plecy ukochanego. Gest nieomal niezauważalny dla przyszłych rozmówców, którzy zapewne znajdowaliby się po drugiej stronie stołu, ale dla Chuuyi znaczył cholernie dużo.
- Mam tylko nadzieję, że dzieciaki się nie spóźnią - mruknął w którymś momencie Dazai z niezbyt szczęśliwą miną.
- O to się raczej martwić nie musisz - zauważył rudzielec z nieznacznym uśmieszkiem. - Akutagawa wie, że jeśli się spóźni to strzelisz mu w twarz. I to tym razem anulując jego Zdolność żeby przypadkiem nie dał rady się obronić.
- W sumie fakt - przyznał w końcu Osamu. - No ale co, mam pozwolić żeby dzieciak mi wstydu przed rodziną narobił?
- Doskonale wiesz, że gdyby to była jakakolwiek inna mafia i on by się spóźnił to efekt byłby ten sam - skontrował tę wypowiedź rudzielec, absolutnie się rozluźniając. Zwykła, spokojna rozmowa przed spotkaniem dała radę odciążyć jego zestresowaną głowę i cieszył się jak cholera, że przyszli do konferencyjnej o wiele wcześniej, niż powinni.
- Cicho tam - odparł Dazai, przyjmując obronną postawę. - Nie musisz sprawdzić, co możesz zaoferować Costrze zamiast mnie tu logiką atakować?
- Nielogiczna gnida. Brzmi prawie jak oksymoron - skomentował to jedynie Chuuya, zarabiając za przytyk delikatne pstryknięcie w plecy, jednak na wszelki wypadek przewertował ostatni raz leżące przed nim dokumenty.
Atsushi i Akutagawa grzecznie zjawili się pół godziny przed spotkaniem, a tuż za nimi można było zobaczyć Ozaki, Drugiego i narzekającą na cały regulator Adsy, że powinni się z klasą spóźnić, a nie przyłazić za wcześnie. Ozaki z niemal anielską cierpliwością próbowała dziewczynie przetłumaczyć, że kultura wymaga pewnych zachowań i patrzyła tylko błagalnie na swojego zastępcę. Z absolutnie marnym skutkiem, bo chłopak nie odrywał oczu od gestykulującej Adelaide, jakby ta była chodzącym ósmym cudem świata. Dazai nie potrafił powstrzymać uśmiechu na tę myśl. Cieszył się, że miał pewność, że dziewczyna będzie szczęśliwa. W końcu tego trzeba chcieć dla młodszego rodzeństwa, prawda? Nawet jeśli powierzchownie udaje się, że drze się między sobą koty.
Samo spotkanie trwało wybitnie krótko, choć stało się to w głównej mierze dzięki racjonalnemu podejściu z obu stron. Zarówno Cosa Nostra, jak i Portowa Mafia darowała sobie wstępne przepychanki i zarzucanie się nierealnymi pomysłami, więc po przejściu do głównego tematu i przedstawieniu logicznych żądań i możliwości, dojście do porozumienia było kwestią raptem kilku godzin. Ogólna współpraca, wysłanie wsparcia w razie zaistnienia większych konfliktów, określona stawka od przyjemnych, bądź też mniej przyjemnych i zdecydowanie nielegalnych robót. Przemaglowali każdy możliwy temat i gdyby zechcieli spisać umowę wyszłoby z tego ogromne tomiszcze.
Dazai nie przestawał obserwować ukochanego, wciąż delikatnie głaszcząc go uspokajająco po plecach i nie mogąc przestać się uśmiechać. Nakahara zdecydowanie czuł się w tej sytuacji, jak ryba w wodzie. Podchodził do sprawy rzeczowo, nie było pytania, na które nie potrafiłby odpowiedzieć i zachowywał absolutny spokój, od czasu do czasu rzucając żartem dla rozluźnienia atmosfery. Gdyby Osamu powiedział rudzielcowi, że tak będzie wyglądała jego postawa w czasie spotkania, zapewne zostałby absolutnie wyśmiany przez zestresowanego Chuuyę, który zamiast spać, siedział po nocach i próbował na wszelki wypadek wkuć wszystkie liczby, nazwiska i informacje. Dazai dzielnie znosił te humorki i siedział przy ukochanym, co rusz donosząc tylko kawę, energetyka bądź jedzenie. No i jakby nie patrzeć, miał też inne, czasem subtelne, czasem niekoniecznie, sposoby na zaciągnięcie Nakahary do sypialni. W celu spania oczywiście.
Osamu naprawdę cieszył się, że chłopak się w tym wszystkim odnalazł. Rozumiał, jak nowa była to dla niego sytuacja, ale chciał przygotować go na prowadzenie Mafii w możliwie jak największym stopniu, póki jeszcze mógł. Póki jeszcze miał na to czas.
Z dziwnego toku, który przybrały myśli Dazaia, wyrwał go nagły rumor, gdy wszyscy niczym jeden mąż, nagle wstali i zaczęli sobie nawzajem ściskać dłonie i gratulować zawarcia dobrej umowy. Nawet Nakaharze się nie upiekło i Adelaide obeszła stół tylko po to żeby go przytulić, na co chłopak zareagował o wiele mniej niechętnie, niż próbował to przedstawić. Osamu chciałby móc udawać, że zapamiętał cokolwiek z tego spotkania, ale prawda była taka, że nie miał bladego pojęcia, co się wydarzyło. Za bardzo skupił się na planowaniu ich następnych ruchów, za bardzo skupił się na podziwianiu swojej lepszej połowy i lekkim wyśmiewaniu Akutagawy i Atsushiego, którzy przez całe spotkanie nie odezwali się choćby słowem, z minami tak przerażonymi, jakby ktoś właśnie na ich oczach zaszlachtował im ulubionego zwierzaka. Czterdziesty Drugi Szef Portowej Mafii nijak się tym jednak nie przejmował. Wiedział, że i tak dostanie raport z tego spotkania, który później wyląduje w najgłębszych czeluściach archiwum, do których wstęp ma tak dużo osób, że Dazai dałby radę policzyć ich na palcach jednej ręki.
Jedynym, co zostało, było złożenie kilkunastu podpisów na zdecydowanie zbyt wielu umowach. Przykrywka w postaci kupowania udziałów w ich firmach nawzajem miała naprawdę sporo sensu i w klarowny sposób tłumaczyła policji, skąd pojawiają się nagłe, zupełnie niespodziewane przychody. Na całe szczęście zarówno Don, jak i przedstawiciel Cosy byli na tym rynku na tyle długo by wiedzieć, jak zamaskować mafijną działalność. Fakt ten zawsze zaskakiwał Dazaia, który jednak pamiętał, że większość, jeśli nie cała, policja we Włoszech została przez jakąś mafię przekupiona. Problem, który trzeba będzie rozwiązać, gdy Portówka zajmie już całe Włochy, a nie gdy była na etapie dzielenia się zyskami po połowie w przypadku równego udziału bądź procentówek w przypadku pomocy doraźnej.
Wszyscy wydawali się więc więcej, niż szczęśliwi, gdy wreszcie mogli opuścić rewiry i udać się na obiad. Nic dziwnego, gdy wziąć pod uwagę, jakie cuda w kuchni wyczyniała Rose. Dazai chciał kulturalnie usiąść obok ukochanego, jednak w ostatniej chwili został podsiedzony przez naczelną kucharkę, która porwała Nakaharę do rozmowy tak szybko, że Dazai był pewien, że Chuuya nie miał najmniejszego pojęcia, co się właśnie stało. Uśmiechnął się więc jedynie i ucałowawszy czubek głowy ukochanego zajął pierwsze lepsze wolne miejsce, które absolutnym przypadkiem znalazło się przy Adsy i jej ukochanym.
- Jesteś dziś zadziwiająco delikatna dla moich ludzi - zauważył Dazai z szerokim uśmiechem, nalewając sobie do kieliszka soku z absolutną świadomością, że niedługo będzie musiał prowadzić. I jakoś dać sobie radę na lotnisku. - Myślałem, że lubisz ich zawstydzać - dodał dość jednoznacznie, a Adsy nieomal zakrztusiła się jedzeniem.
- To była jednorazowa sytuacja i będę za nią przepraszać do końca świata - zaznaczyła na wstępie, gdy już odzyskała dopływ powietrza, choć czerwona zdawała się być z zupełnie innego powodu. - A poza tym, głupio mi tak wypytywać Chuuyę, gdy on tu jest w formalnych interesach. Wtedy to było coś innego, sama rodzina. Nie chcę żeby moi ludzie patrzyli na niego gorzej tylko dlatego, że się przy nim wydurniam - dodała o wiele spokojniej, na co Dazai delikatnie ją przytulił.
- Dzieci tak szybko dorastają - zauważył z udawanym rzewnym westchnięciem, za co zarobił od dziewczyny uderzenie z łokcia w żebro. To dało radę sprowadzić go na drogę powagi. - Ale szczerze młoda. Jestem dumny z tego, jak sobie dzisiaj poradziłaś.
- Tia, jasne - prychnęła Włoszka, choć odwzajemniła uścisk chłopaka.
- Ej, co to za wątpliwości? - spytał obronnym tonem Osamu już szykując cały rząd argumentów.
- Widziałam, jak odpłynąłeś w czasie spotkania. Jeśli chcesz mogę Ci powtórzyć wszystko co ustaliliśmy, a pod czym się podpisałeś bez najmniejszej świadomości, co podpisujesz - odparła cicho, tak by nikt niepożądany nie usłyszał jej słów. - Nie wiem, co planujesz Dai, ale uważaj na siebie. Nie wyglądasz na zadowolonego, gdy myślisz o przyszłości. Rozpracuj to żeby nie leżało Ci na wątrobie i pamiętaj, że w razie czego masz całkiem sporą rodzinę, która chętnie Ci pomoże. Nawet bez procentówki.
- Żebyś Ty jeszcze chociaż wiedziała, jak ja wyglądam, gdy jestem zadowolony - prychnął Dazai, ale jego szeroki uśmiech dał Adsy znać, że chłopak jest wdzięczny za jej słowa.
- Oczywiście, że wiem! - oburzyła się dziewczyna. - Sama widziałam, gdy wtedy weszłam... - zaczęła i urwała w pół zdania, gdy uświadomiła sobie, co zamierzała powiedzieć. Nawet jej przyszły mąż spojrzał na nią z jakimś takim zainteresowaniem, a gdy Adelaide nie wiedziała, jak wybrnąć z sytuacji, najzwyczajniej w świecie wyplątała się z uścisku Dazaia, chwyciła swój talerz i kieliszek w dłonie i wstała od stołu. - Jednak chyba pójdę poobrażać Twoich podwładnych braciszku.
Dazai uśmiechnął się i odprowadził dziewczynę wzrokiem, próbując się nie śmiać, gdy wcisnęła się między Akutagawę i Atsushiego. Musiał przygryźć wargę, gdy już po pierwszym tekście, który padł z jej ust, Atsushi zaczął jakoś tak zbyt żywiołowo gestykulować i spalił absolutnego buraka. A Osamu jakimś cudem wiedział, że pierwsze pytanie u Ads zawsze wiązało się z seksem. Może to brak hamulców społecznych, może bezpośredniość dziewczyny, ale najważniejsze było to, że takie podejście było skuteczne. Rozproszonego rozmówcę łatwiej było podejść i tak naprawdę Adelaide była świetna w przesłuchaniach. Tym lepsza, że na co dzień sprawiała wrażenie gadatliwej i roztrzepanej, przez co niewielu ludzi na początku brało ją na poważnie.
I jakoś tak ostatnie słowo z wypowiedzi dziewczyny tylko odbijało się echem po głowie Dazaia.
- Nie analizuj tego aż tak Szefie - oznajmił Drugi Ozaki z szerokim uśmiechem. - Naprawdę nie ma potrzeby. Wiem, że przy Tobie rzadko jej się to wyrywa, ale gdy tylko o Tobie opowiada, zawsze Cię tak nazywa. Jesteś dla niej jak starszy brat i naprawdę nie wyobraża sobie bez Ciebie życia. Nawet jeśli nie pokazuje tego zbyt często.
- Ironiczne, nie? - spytał Osamu z krótkim śmiechem. - Dziewczyna, którą spotkałem przypadkiem, która była dla mnie praktycznie obcą osobą, dodatkiem do misji, stała się moją rodziną, za którą byłbym w stanie naprawdę wiele poświęcić. A z własną rodziną sobie nie radzę.
- Przecież Seika się powoli do Szefa przekonuje. Relacja z Ads teraz wydaje Ci się taka prosta, ale czy gdy się spotkaliście po raz pierwszy, myślałeś, że się zaprzyjaźnicie? Ads zawsze opowiada, że sądziła, że chciałeś ją zabić, bo Ci przeszkadzała w interesach i była zbędnym balastem. Te sprawy nie różnią się tak bardzo od siebie - zauważył spokojnie chłopak.
- Naprawdę potrafisz człowiekowi doradzić - pochwalił rozmówcę Dazai, próbując obrócić całą sytuację w żart, wzrokiem omiatając całe pomieszczenie, w którym znajdowali się prawie wszyscy najważniejsi dla niego ludzie w atmosferze tak rodzinnej, że to nieomal bolało. - Ale wcześniej mówiłem poważnie. Jeśli jakkolwiek skrzywdzisz moją młodszą siostrę to ktoś będzie Cię zeskrobywał z chodnika, przysięgam.
- Wiem Szefie, wiem. Tylko nie wiem, kto zabiłby mnie pierwszy. Adelaide czy Ty - skomentował to jedynie, a Dazai nie mógł się z tym stwierdzeniem nie zgodzić.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top