P. CXCVIII / IZAKI NA KONIEC MIESIĄCA
Krótkie odautorskie:
Damn, Miśki, robimy to. Przedostatni rozdział. Aż mi ciężko na sercu xD
Miłego czytania!
#Morrigan_out
Chuuya wyglądał jakby odpuścił sobie wszystkie zmartwienia. I w innych okolicznościach Ozaki pewnie by się z tego cieszyła. Tyle, że okoliczności były mocno średnie, a Nakahara zachowywał się tak, jakby jeszcze bardziej je minimalizował. Choć Ozaki musiała przyznać, że miło było widzieć tak lekko uśmiechającego się rudzielca, gdy szli po pomoście wzdłuż linii brzegowej, mijając pary z dziećmi czy grupki nastolatków, które zwiały z zajęć żeby nacieszyć się dobrą pogodą.
- Nie sądzisz, że powinniśmy być na miejscu, gdy będą nas sprawdzać? - spytała jednak, patrząc na rudzielca ze zmartwieniem. - Może to coś naprawdę ważnego, może dokopią się do czegoś, czego nie chcemy żeby wiedzieli?
- Nie dokopią się do niczego ważnego - uspokoił ją z miejsca Nakahara. - Wszystkie plany na przyszłość mamy porozwalane po pokojach w kamienicy. Nic nie zostało przeniesione do Biurowca czy budynku Zbrojnej. Harada też ma głowę na karku. Mamy fałszywe plany, które wyglądają realistycznie, bo częściowo są oparte na naszych prawdziwych założeniach. W pierwszym momencie to właśnie te plany im pokaże. A potem zabierze ich na wycieczkę po Zbrojnej, Biurowcu, Amoredonie i dwunastu inwestycjach. Pokaże temu angielskiemu ścierwu, że mamy roboty po łokcie. A przy tym, Szekspir wydaje się strasznie potrzebować ludzkiej uwagi i uwielbienia. Harada mu tego nie da. Będzie chłodny, opanowany. Zniechęci do siebie Anglika. Gdybym ja tam był, pewnie wdałbym się z nim w dyskusję, co miałoby odwrotny efekt do zamierzonego. Bo Poirota łatwo było wyprowadzić z równowagi gadaniem, a Szekspira łatwo będzie zirytować ciszą.
- Jakim cudem tak szybko go rozgryzłeś? - spytała Ozaki z lekkim uśmiechem, otaczając podopiecznego ramieniem.
- Lata przyzwyczajenia - odparł spokojnie Chuuya. - Zanim Dazai nauczył się korzystać z serca, korzystał tylko z mózgu. I tak było przez większość naszej współpracy. Wiedział, co obiektywnie może kogoś zaboleć, ale łatwiej było mu po prostu wpaść gdzieś z oddziałem i wymordować wszystkich, niż bawić się w jakieś bardziej skomplikowane plany. To ja mu zawsze zwracałem uwagę na ten mały czynnik, który mógł przekreślić jego plany, jakim był fakt, że ludzie nie są robotami. Nauczyłem się rozpracowywać każdego człowieka w ułamku sekundy, bo tego potrzebował ode mnie Dazai. I ta umiejętność chyba po prostu mi już została.
- Dazai byłby dumny z tego, jak sobie radzisz - odparła z pewnym rozczuleniem Kouyou.
- Już na szczęście niedługo sam będę mógł go o to spytać - oznajmił z szerokim uśmiechem Nakahara, ciągnąc kobietę za sobą na plażę tylko po to, by bezpardonowo rzucić się na piasek i podkładając ręce pod głowę, obserwować czyste niebo. - Już całkiem niedługo.
- Nie uważasz, że za szybko się poddajesz? - spytała szczerze kobieta, siadając z gracją tuż obok niego, ale tak, by nie zasłaniać mu słońca.
- Wytrzymałem trzy miesiące Ozaki. To i tak więcej, niż sam się po sobie spodziewałem - zauważył chłopak, przymykając leniwie oczy i rozkoszując się spokojem dnia. - Zresztą przecież nie umrę od razu. Musi mi wysiąść serce, nie? Na razie jest w najlepszym stanie, ale z tego, co zrozumiałem pielęgniarki to został mi ile? Miesiąc? Zdążę pozałatwiać wszystko tutaj i ostatecznie pójdę spać we własnym łóżku. I po prostu się nie obudzę. To nie taka najgorsza śmierć, wiesz? Nie będzie boleć. Nie zostanę upokorzony. I będę miał szansę na normalny pogrzeb. Wszytko, na co nie miał szans Dazai. A ostatecznie obudzę się w zaświatach u jego boku.
- Skąd wiesz, że u jego boku? - spytała tylko Ozaki, smutno się uśmiechając.
- Przeczucie. Zawsze dawaliśmy się radę z Osamu odnaleźć. I wiem, że czy to w tym życiu, czy w następnych, czy w równoległym wszechświecie, czy w zaświatach też damy radę. Jesteśmy ze sobą po prostu połączeni i ciągnie nas do siebie - odparł z absolutną pewnością Nakahara.
- A ten nowy chłopak? Rin? Myślałam, że go polubiłeś - zauważyła delikatnie kobieta.
- Trochę tak. I zrobiłem nawet jedną głupią rzecz, przez którą będę miał wyrzuty sumienia do końca życia. Myślę, że może gdybym miał więcej czasu, może wtedy udałoby mi się pogodzić z moimi uczuciami i spróbować oddać serce komuś innemu. Ale skoro najwidoczniej został mi miesiąc, to czym mam się przejmować? - spytał Chuuya, uśmiechając się lekko.
Kontrola ze strony ramienia Zakonu przebiegła nadzwyczaj szybko. Harada tylko patrzył na Szekspira z wyższością i chłodno tłumaczył mu wszystko, w ogóle nie dając się wciągnąć w słowne przekomarzanki, więc Anglik wybitnie szybko się znudził. Fyodor wyglądał, jakby chciał coś zrobić albo coś powiedzieć, ale bardzo szybko wyrzucono go z nowego Biurowca. W końcu nikt raczej nie żywił wobec niego cieplejszych uczuć. I gdy tylko na grupowej konwersacji pojawiła się informacja o zniknięciu nieproszonych gości, Nakahara wpadł na genialny pomysł.
Rudzielec zaciągnął Ozaki do siebie do domu, gdzie kobieta pomogła mu przygotować najwytrawniejszy obiad, jaki tylko widziały te cztery ściany. Znaleźli jakieś wybitnie skomplikowane przepisy, zrobili listę zakupów i wysłali po nie podwładnych, którzy potem sami z siebie zaoferowali pomoc przy krojeniu warzyw czy czymkolwiek, w co tylko mogli włożyć ręce. Widok Chuuyi, tak spokojnego i uśmiechniętego został przez nich prawie zapomniany od śmierci Osamu, więc teraz na nowo zupełnie ich oczarował. W kuchni grała muzyka, do której Nakahara sobie śpiewał, gdy jeden z pachołków udawał, że gra na porze jak na gitarze, a Ozaki tylko patrzyła na nich jak na bandę dzieci. Niemniej cała trójka dostała porcje na wynos i gdy tylko w mieszkaniu Nakahary pojawiła się jego rodzina, portowe kundle natychmiast się ulotniły, a Ozaki została tylko i wyłącznie dlatego, że poprosił ją o to Chuuya.
- Pachnie pięknie Chuu - oznajmiła Sachiko od samego wejścia, gdy chłopak odebrał od niej płaszcz.
- Jestem pewien, że po prostu wybulił za przygotowane danie z jakiejś wykwintnej pobliskiej restauracji. Albo znając jego rozmach to z pobliskiego kraju - odparł na to Shuuji, rozglądając się z uwagą po pomieszczeniu, jakby spodziewał się, że za zasłonami znajdzie rosyjskich kucharzy.
- Niestety dzisiejszy obiad to absolutnie dzieło Chuuyi - powiadomiła ich z dumnym uśmiechem Ozaki. - Bardzo się napracował. I to naprawdę bardzo. Ja tylko trochę pomagałam, jestem absolutnym laikiem jeśli chodzi o kuchnię.
- Naprawdę się postarałem! - oznajmił z absolutną dumą Chuuya, podkładając matce praktycznie rękę pod twarz. - Ale dalej jestem frajerem, więc oczywiście musiałem się zranić. A niestety skończyły mi się plastry z Hello Kitty, więc mam jakieś takie zwyczajne. Komuś wina?
Wszyscy rozsiedli się grzecznie przy stole i wszystkim ścisnęło się serce, gdy okazało się, że czeka jeden zestaw naczyń, który jest zupełnie pusty. Z góry założyli, że chodziło o miejsce dla Dazaia, więc uznali, że nie będą tego komentować, ale w momencie, gdy Chuuya miał przenosić pieczeń na stół, rozległ się dzwonek do drzwi. Chłopak z szerokim uśmiechem odstawił żaroodporne na kuchenną wyspę i nie ściągając rękawic kuchennych z dłoni, ruszył do przedpokoju.
- Przepraszam za spóźnienie, zupełnie nie mogłam trafić - oznajmiła na wejściu Seika.
- Jeszcze nie zaczęliśmy, spokojnie. Ogarnij się jak potrzebujesz i chodź do stołu - odparł z lekkim uśmiechem Nakahara, tarmosząc włosy niższej od niego dziewczyny.
Wszyscy usiedli przy stole w komplecie, rozmawiając o absolutnych pierdołach i Nakahara nawet poczuł namiastkę tego, co czuł we Włoszech. Rodzinnej atmosfery. Śmiechu, który odbijał się od pustych ścian mieszkania i wtłaczał w nie życie. Chłopak trochę wyrzucał sobie, że nie zrobił czegoś takiego wcześniej, ale cóż mógł poradzić. Dopóki miał Dazaia nie potrzebował nikogo innego, miał całą rodzinę w jednej osobie. Doceniał jednak to, że ma praktycznie dwie matki i dwójkę rodzeństwa, o których nieomal zapomniał. No i gdzieś tam w głębi duszy nie chciał zostawiać Seiki samej. A najprostszym sposobem żeby tego uniknąć było przedstawienie jej oficjalnie Sachiko, która sama doskonale połączyła wątki. Obiad mijał w przyjemnym humorze, dopóki Ozaki delikatnie nie potrąciła Nakahary łokciem.
- Chuuya, może skorzystasz z łazienki? - spytała cicho, a chłopak natychmiast otarł kciukiem przestrzeń pod nosem.
- Smarku wszystko w porządku? - spytał Shuuji wyraźnie zaniepokojony, wstając tuż za młodszym bratem.
- Tak, tak. Po prostu mamy w Portówce małe problemy i mało spałem. A do tego zbliża mi się kolokwium z przedstawień maryjnych, więc wiecie. Dużo na głowie. Po prostu jestem trochę przemęczony - odparł uspokajającym tonem Chuuya, odchodząc od stołu, a Ozaki podążyła za nim, odprowadzana zmartwionymi spojrzeniami wszystkich.
Chuuya rozsiadł się na pralce, gdy Ozaki zamknęła za nimi drzwi i wyjęła z górnej szuflady kompresy chłodzące, które Nakahara dostał od pielęgniarek na wszelki wypadek już jakiś czas temu, gdy krwotoki nie były jeszcze aż tak częste. Chłopak natychmiast delikatnie się pochylił i ucisnął za pomocą okładu skrzydełka nosa, sięgając z miejsca po leżące niedaleko chusteczki.
- Chuuya naprawdę powinieneś zostać w szpitalu dopóki czegoś nie wymyślimy - oznajmiła cicho kobieta. - To, że nie korzystasz ze Zdolności to ewidentnie za mało. To Twój drugi krwotok w ciągu jednego dnia, a będzie tylko gorzej.
- Poprzedni trwał prawie dwadzieścia minut - oznajmił ze zniechęceniem Nakahara. - Mam nadzieję, że ten będzie krótszy. Nie chcę żeby rodzina się o mnie martwiła. A już na pewno nie dam się zamknąć w szpitalu. I tak niczego nie wymyślicie. Marnujecie tylko czas szukając rozwiązania na problem, którego ja w ogóle nie chcę rozwiązać.
- Twoja rodzina ma prawo wiedzieć, co się dzieje - zauważyła zmartwiona kobieta.
- Tylko będą się niepotrzebnie przejmować. Powiem im, jak już nie będę miał innej opcji, okay? - odpowiedział na to tylko Chuuya. - Nie chcę żeby patrzyli na mnie jak na kalekę. I nie chcę żeby teraz wszyscy dookoła mnie skakali jakbym był z porcelany. Już mi wystarczy, że nie mogę brać udziału w akcjach, bo jestem po prostu nieprzydatny.
Ozaki posiedziała z Chuuyą jeszcze chwilę w łazience, ale ostatecznie zostawiła go samego, zgodnie z jego życzeniem, by wrócić do reszty rodziny i natychmiast ich uspokoić, wmawiając im, że to pierwsza taka sytuacja, ale że mają wszystko pod kontrolą. Reszta wieczoru minęła im już spokojniej. Chuuya został pochwalony za przygotowane dania ze sporym zauważeniem, że Dazai nawet jego dał radę nauczyć gotować, a to już zakrawało na cud. Shuuji wpakował naczynia do zmywarki, a Sachiko wyjęła z szafek przekąski i nasypała je do szklanych misek, które wylądowały na niskim stoliku, gdy wszyscy rzucili się na kanapę, by kłócić się o to, co powinni obejrzeć. Ostatecznie jakimś cudem stanęło na Krainie Lodu 2, więc Ozaki i Sachiko tylko wymieniły pełne współczucia i porozumienia spojrzenia typowe dla matek, gdy banda ich dzieci siedziała niemal na krawędzi kanapy czy foteli żeby tylko być bliżej ekranu.
Na uczelni też nie działo się nic wielkiego. Nakahara wytłumaczył swój krwotok problemami z krzepliwością i zaznaczył, że pewnie będą się pojawiać dość często, ale że nie trzeba niczego z tym robić. Znajomi natychmiast odpuścili mu, pożyczając tylko notatki do nadrobienia nieobecności, a Rin nawet nie wspomniał o tym, że Chuuya nie odmeldował mu się po wyjściu ze szpitala. Wykłady mijały zwyczajnie, przerwy były głośne, a żarcie w bufecie na wydziale było jak zwykle niedobre, więc chodzili do budynku obok na obiady. Życie toczyło się powoli i Chuuya miał nawet przez chwilę wrażenie, że jest gotowy na to, co ma nastąpić. Zabrał nawet Seikę do kina, na lody i do lunaparku żeby dziewczyna miała jakiekolwiek wspomnienia z życia ze starszym bratem.
A później Izaki wymyślił swoje magiczne urządzonka. Jak to zwykle było z jego projektami były dwie możliwości. Albo małe metalowe gówniaki, które zaproponował, mogły uratować Chuuyę, albo z miejsca wybuchnąć i go zabić. I w pierwszym momencie Nakahara chciał odmówić, ale został przegłosowany tak generalnie przez wszystkich. Więc dwadzieścia dni po tym, jak dowiedział się, że umiera, wylądował w szpitalu, przygotowany do zabiegu z Izakim, Shizuki i Yosano u boku, którzy obiecywali mu, że wszystko skończy się w porządku. W czasie kilkunastogodzinnej operacji do jego narządów wewnętrznych takich jak serce, płuca czy nerki zostały przyszyte niewielkie urządzonka, które miały wytworzyć barierę ochronną przed jego Zdolnością. O dziwo nic nie wybuchło i Chuuya nawet nie czuł się najgorzej po całym tym zabiegu. No poza faktem, że rzygał jak kot, ale to już raczej była kwestia zbyt długiej narkozy.
Do zestawu Izaki dorzucił Chuuyi kilkanaście metalowych, srebrnych bransoletek, które miały wspomóc system i być niejako punktem kontroli pozostałych elementów systemu. Kilka z nich było jedynie kwestią zapasów, kilka zostało natychmiast założone Chuuyi na przegub. Izaki wytłumaczył mu też, że gdyby z jego organami bądź samym systemem działo się coś złego, bransoletki natychmiast prześlą sygnał o tym do komputera i będą mogli działać od razu. Tak więc chcąc czy nie chcąc, Chuuya przeżył miesiąc, w którym miał umrzeć. I kolejny miesiąc. I te, które nastały po nich.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top