P. CXCII / JAK ZIRYTOWAĆ CHAPLINA?
Krótkie odautorskie:
Już tylko siedem rozdziałów. Jeny. Dziwne uczucie.
Miłego czytania!
#Morrigan_Out
To Nakahara jako pierwszy przerwał pocałunek, gdy powoli zaczęło brakować mu powietrza. Nie oznaczało to jednak, że się z niego wycofał. Wciąż stał z dłońmi zaciśniętymi na koszulce Rina i opierał czoło o jego czoło. Rudzielec przełknął cicho ślinę, rozluźniając uścisk i rumieniąc się na samą myśl o tym, co właśnie impulsywnie zrobił. I o tym, że Hotoke wcale go nie odtrącił, a wręcz niemal zaborczo przyciągnął do pocałunku i że był na nim skupiony w stu procentach. Chuuya musiał przyznać, że miło było w końcu poczuć czyjeś usta na swoich, nawet jeśli wewnątrz zżerały go wyrzuty sumienia, że nie były to usta Dazaia.
- Nie żebym narzekał Chuuya, ale to dość niespodziewane - oznajmił cicho Rin, delikatnie gładząc rudzielca po policzku. - Zostajesz na noc czy się zwijasz?
- Chyba wolę zostać na noc - odparł po krótkiej chwili milczenia Nakahara.
Rin uśmiechnął się tylko lekko i odsunął od niego, by zamknąć za nim drzwi i wyciągnąć mu z szafki parę kapci do chodzenia po domu. Chłopak nie za bardzo wiedział, co się właśnie wydarzyło, ale zdążył poznać Chuuyę na tyle by wiedzieć, że jeśli chłopak nie będzie sam z siebie chciał mówić to po prostu niczego nie powie. Poczekał więc, aż rudzielec zdejmie z siebie płaszcz i zaprowadził go do salonu, oznajmiając, że może się rozgościć i że przeprasza za bałagan, ale nie spodziewał się gości.
- Chyba nigdy nie zrozumiem, czemu ludzie przepraszają za bałagan - uznał Nakahara. - W sensie, dzięki temu Twój dom wygląda jak Twój dom, a nie pieprzona witryna w sklepie. To nadaje klimatu i jakiegoś takiego ciepła.
- To chyba najmilsze słowa, jakie jakikolwiek bałagan mógł usłyszeć - zawyrokował z szerokim uśmiechem Rin, stawiając przed Chuuyą kubek z herbatą i siadając tuż obok. - Ale naprawdę chciałbym się dowiedzieć, skąd ta nagła zmiana. Trochę się zmartwiłem, wiesz? Najpierw próbuję Cię pocałować, a Ty mnie odrzucasz. Delikatnie i kulturalnie, ale zawsze. Później nie pojawiasz się na uczelni przez dwa dni, więc zaczynam się martwić, że naprawdę spieprzyłem, a po chwili Ty wpadasz do mojego mieszkania. Po prostu Cię nie rozumiem Chuuya.
- I bardzo długo nie zrozumiesz - ostrzegł go szczerze Nakahara, ogrzewając zmarznięte dłonie o ciepły kubek. - O ile w ogóle zrozumiesz.
- Bardzo chciałbym spróbować - zapewnił go spokojnie Hotake. - Jeśli tylko mi pozwolisz.
- Po prostu chyba chodzi o to, że mam pustkę w sercu, której wiem, że nie zapełnię, ale którą muszę spróbować zapełnić - wytłumaczył się Nakahara, uciekając gdzieś wzrokiem. - Wspominałem Ci o tym, że mój narzeczony umarł. I to dosłownie ze trzy dni po tym, jak mi się oświadczył. Był jedyną osobą, której w pełni ufałem i po prostu brakuje mi bliskości, brakuje mi kogoś takiego w życiu. A jednocześnie wiem, że chwilowo nie nadaję się do żadnych poważnych relacji. I wiem, że to strasznie niefair i że może Ci się wydawać, że Cię wykorzystuję i pewnie częściowo tak nawet będzie, bo nie jestem w stanie zagwarantować Ci tego, że ta relacja rozwinie się w prawdziwy związek. Bo na razie Cię nie kocham. I bardzo długo nie będę w stanie pokochać, o ile w ogóle.
- Nie musisz mi niczego gwarantować - uspokoił go z miejsca Rin, uśmiechając się ciepło. - Rozumiem to. Naprawdę. I pewnie nie dorosnę do tego poziomu, który reprezentował Twój narzeczony. Wątpię nawet czy bym próbował szczerze mówiąc. Ale chcę żebyś wiedział, że jestem tu dla Ciebie, jeśli tylko mnie potrzebujesz. Poczekam tyle, ile będzie trzeba. Czy to będzie miesiąc, osiem czy dwa lata.
- Dlaczego? To nie ma najmniejszego sensu. Skąd wiesz, czy czekając na mnie nie zmarnujesz sobie szansy na prawdziwe szczęście? - spytał Nakahara patrząc, jak Rin przechodzi dookoła stolika i siada obok niego.
- Mamy po dwadzieścia parę lat Chuuya. Całe życia przed nami. Jeśli poczekam, a Ty postanowisz mi zaufać to będę szczęśliwym dwudziestoparolatkiem w związku. Jeśli nie, potraktuję to wszystko tylko jak przygodę i wrócimy do naszych początkowych, bardziej koleżeńskich relacji. A to, że mnie pocałujesz, bo potrzebujesz bliskości w takiej formie nie oznacza, że nagle zacznę planować naszą wspólną przyszłość. To tylko pocałunek, równie dobrze możesz to zrobić z ukochanym, co z obcym. A tak czy siak ja na tym wygrywam, bo mam okazję spędzić z Tobą więcej czasu. A nawet Twoja aura tajemniczości nie daje rady ukryć tego, że jesteś po prostu niesamowity - odpowiedział mu spokojnie chłopak. - A ja mam cholerną ochotę żeby znowu Cię pocałować. Mogę?
Chuuya tylko odstawił kubek na stolik i nieznacznie skinął twierdząco głową. Zielone oczy Rina były zupełnie inne, niż oczy jego ukochanego Osamu, ale też były na swój sposób piękne, gdy były skupione tylko na nim. Chłopak delikatnie położył dłoń na policzku rudzielca i nieznacznie zahaczył kciukiem o jego wargi, nim wreszcie zbliżył się powoli. Pierwszy pocałunek to było zaledwie cmoknięcie. Ich usta nawet nie spotkały się na długo. Za drugim razem pocałunek był głębszy a Nakahara z nawyku wplótł palce we włosy Hotake, odcinając mu tym samym jakąkolwiek drogę ucieczki. Cały ten pocałunek był zupełnie inny od tego, który dzielili przy wejściu. Był spokojny z wyczuciem, jakby dopiero się poznawali i było w tym dużo ostrożności i prawdy. A jednak nawet tak spokojna czynność dała radę poderwać niewielkie stado motyli, które bezpardonowo zaczęły latać sobie po żołądku Chuuyi. I równie ogromny głaz poczucia winy.
O dziwo nie spędzili całej nocy przyklejeni do siebie. Po raptem krótkiej chwili wyrzuty sumienia Nakahary dały o sobie znać i chłopak odsunął się z lekkim uśmiechem. Rin nie komentował tego i nie wymagał więcej, niż Chuuya chciał od siebie dać. Chłopak nie był dzieciakiem. Wiedział, że miłość miłością i że nie zdobędzie zaufania Nakahary od razu, ale obok tego wszystkiego były gdzieś fizyczne potrzeby. Bo jakby nie patrzeć to ciało się przyzwyczaja do pewnych rzeczy. Do obecności kogoś tuż obok. I Rin wiedział, że chwilowo jest tylko wypełniaczem, który może zostać odstawiony w kąt w każdym możliwym momencie, ale nie przeszkadzało mu to. Na razie wolał skupić się na tym żeby poznać Chuuyę.
Rin odgrzał w piekarniku pizzę, która natychmiast wylądowała na stole, a oni zajadając się i śmiejąc odpalili telewizor. I początkowo zaczęło się od grania na konsoli, gdzie jeden drugiemu próbował skopać tyłek, a ostatecznie skończyło na oglądaniu seriali. Rin zauważył, że mimo jego wcześniejszych słów, że Nakahara może zająć pokój gościnny, chłopak najzwyczajniej w świecie zasnął zwinięty w nieludzkiej pozie na kanapie. Przyniósł mu więc tylko kołdrę, którą szczelnie go okrył, zastanawiając się, co rudzielcowi siedzi pod kopułą i co tak naprawdę przydarzyło mu się w życiu i co przydarzyło mu się akurat tego dnia, że chłopak zachował się tak zupełnie niepodobnie do siebie. Sam zaś poszedł spać do własnej sypialni, uśmiechając się lekko na samą myśl tak przyjemnie zakończonego dnia. Gdy rano wywlókł się z łóżka, próbując zlokalizować i wyłączyć telefon, zauważył zbierającego się do wyjścia Nakaharę. Chłopak złożył kołdrę w kostkę i odłożył na kanapę, po czym przeniósł wszystkie naczynia, z których skorzystał, do kuchni.
- Będziesz dzisiaj na uczelni? - spytał Rin, nie przekraczając pewnych granic, wciąż niepewny tego, czy poprzednia noc nie była jednostkowym przypadkiem.
- Raczej się nie wyrobię. Mam teraz ogromne problemy w pracy - przyznał się częściowo szczerze Nakahara, zakładając płaszcz i uśmiechając lekko.
- Nawet nie wiedziałem, że pracujesz - odparł zszokowany Rin, na co Chuuya uśmiechnął się nieco szerzej.
- Kolejna z rzeczy, której o mnie nie wiedziałeś - wzruszył ramionami z rozbawieniem rudzielec, nie mając na myśli niczego absolutnie złego.
- Dowiem się w swoim czasie - uznał z lekkością Rin.
Nie żegnali się w jakiś wybitnie czuły sposób. Hotake tylko pomachał mu dłonią, wciąż stojąc na boso na zimnych kafelkach, a Nakahara po prostu wyszedł, lekko się uśmiechając. Nakahara nawet nie myślał o pójściu na uczelnię. Wiedział, że dał wszystkim wystarczająco dużo czasu na przemyślenie całej sytuacji i warunków Agaty i zarządził spotkanie w kamienicy. Musieli ustalić jakikolwiek plan działania. Musieli znaleźć sposób na sprawdzenie, które mafie mają powiązania z czymś dalej, a które mogą spokojnie zaatakować. A przede wszystkim musieli sprawdzić, czy plany, które zostawił im Dazai, na cokolwiek się zdadzą w takiej sytuacji.
Chuuya zebrał typowe raporty od wszystkich i podziękował Ozaki, która zajęła się naprawą wyrządzonych przez niego szkód na polu. Harada dostał cynk, że tokijska policja zarzuciła śledztwo, co mogło oznaczać jedną z dwóch rzeczy. Albo ostały się resztki Yakuzy, które próbowały zakleić funkcjonariuszom usta, albo nie ostał się nikt i mogli spokojnie siłą zająć Tokio. Chuuya wolał założyć tę pierwszą opcję. Wiedział, że zanim ruszą z czymkolwiek dalej to muszą zająć to miasto i pokazać pozostałym, kto teraz rozdaje karty. I o dziwo plany Dazaia to zakładały. Tak, jak Nakahara znalazł drobną natkę, którą podzielił się ze wszystkimi, z zauważeniem, że Agata nie traktuje Portowej Mafii bez Dazaia poważnie. Że uważa ich za maluczką mafię, która niczego nie osiągnie, więc mimo całej ich umowy, nie zirytuje się, gdy przejmą całą Japonię. W końcu sama dobrze rozumiała, jak ważne jest posiadanie bezpiecznego, własnego podwórka.
Rozdzielenie zadań i wyznaczenie harmonogramu na najbliższe parę dni okazało się wyjątkowo proste, gdy wszyscy po prostu pozgłaszali się do tego, w czym byli dobrzy. Nakahara nie lubił wskakiwać od razu do akcji tuż po powrocie z wyjazdu, ale niestety był na to skazany. Umówili się więc, że będą zdawać mu raporty dwa razy dziennie i jeśli tylko pojawią się jakieś opóźnienia, będą zmieniać plany na bieżąco. Ustalanie czegokolwiek przerwał dopiero telefon, którego Nakahara nie miał zapisanego w swoich kontaktach i przez to w pierwszym momencie chciał odrzucić połączenie, ale ostatecznie, kierowany intuicją, odebrał je i już po pierwszych dźwiękach bardzo mocno tego pożałował. Co było dość widoczne po jego pełnej irytacji minie.
- Dzień dobry. Doszły do mnie informacje, iż planujecie ekspansję poza granice azjatyckie - oznajmił Poirot, a Nakahara miał ogromną ochotę przewrócić oczami. - Wasze połączenie z Cosa Nostrą zostanie uznane za złamanie warunków umowy i wywoła konflikt na niepotrzebnie dużą skalę.
- Nie planujemy żadnej ekspansji Chaplin, serio - odparł znudzonym tonem Nakahara.
- Na nazwisko mam Poirot - poprawił go spokojnie mężczyzna.
- Tak, tak, jak tam sobie uważasz Chaplin - kontynuował Chuuya, lekko przygryzając wargę żeby się nie uśmiechnąć. Że też tak łatwo było wyprowadzić z równowagi podwładnego Agaty.
- To jak nazwałbyś ślub osoby z wyższego stanowiska z Portowej Mafii oraz osoby z wyższego stanowiska z Cosy Nostry? - spytał z kpiną Hercules.
- Zapewne zasłoną dymną dla inwestycji biznesowych - potwierdził leniwie Nakahara. - Ale nic takiego się niestety nie dzieje. Gramy według zasad, które nam narzuciliście. Podejrzliwość z Waszej strony jest co najmniej niegrzeczna.
- A Takahiro Mizuoki i Adelaide de Luca to niby co? Liczyliście, że to przejdzie pod naszym radarem? - spytał mężczyzna z kpiną.
- Nie sądziłem, że mieszamy sprawy prywatne z zawodowymi - odparł Chuuya udając zaskoczenie. - Adelaide de Luca jest starą przyjaciółką rodziny. Takahiro w momencie, w którym uparł się na jej poślubienie, został wydalony z szeregów Portowej Mafii. Możecie pojechać i go sprawdzić. Chłopak sam wieki temu wyciął sobie kawałek skóry, na którym miał tatuaż Portówki. Zakochał się chłopaczyna, cóż zrobić?
- Bycie w Portowej Mafii to zapewne coś więcej, niż tatuaż. Nieprawdaż? Czy jesteście aż tak nic nieznaczący, że robi Wam to jakąkolwiek różnicę? - spytał złośliwie Hercules.
- Pewnie tak - przyznał szczerze Nakahara. - Ale ten tatuaż też coś oznacza. I gdy go zabraknie to znika bezpieczeństwo, które gwarantował. Nie ma żadnego powiązania Cosa Nostry z Portową Mafią. Osoby, które jadą na ten ślub jadą tam tylko żeby wesprzeć przyjaciela, choć rozumiem, że dla takiego gnoma, jak Ty czy Agata to jest nie do zrozumienia. Nie mieści Wam się w cyferkach, co? I mógłbym zaprosić Was żebyście to sprawdzili, ale przysięgam, że jeśli ktoś tej dziewczynie popsuje ślub czy wesele to zabiję na miejscu.
Poirot rozłączył się, dziękując za informację i przepraszając za kłopot, a Nakahara mógł spokojnie wrócić do pomieszczenia obok, w którym bez przerwy pracowała cała Cuppola, oddychając z ulgą. Cieszył się, że wypracował sobie taką, a nie inną relację z Poirotem. Cieszył się, że był dla niego wredny, zachowywał się, jakby był przy nim znudzony, bo wejście w taką rolę nie sprawiało Nakaharze najmniejszego problemu i dzięki temu łatwiej było mu kłamać i manipulować. Zwłaszcza, że Poirot irytował się dość szybko w odpowiedzi i przez to mógł przeoczyć szczegóły, które zauważyłby, gdyby myślał trzeźwo. Chuuya uznał to za ogromny błąd całego Zakonu. Ich skupienie na logice i cyferkach. Dazai też miał tendencję do popełniania tego samego błędu, ale Dazai miał jego. Chuuya był jego sercem i dzięki temu plany Osamu nie były chłodne i wykalkulowane, ale zakładały też współczynnik ludzkich emocji. Coś, czego Zakonowi zdecydowanie brakowało i co zdaniem rudzielca miało kiedyś doprowadzić do ich upadku. Wystarczyło poczekać.
Skończyli względnie wcześnie. Na tyle wcześnie, że Chuuya zdążył wrócić do domu, spakować walizkę i bagaż podręczny i nawet podjechać do rodzinnej chaty żeby zostawić motocykl Dazaia w garażowym ciepełku i pożegnać się z matką i z bratem. Oczywiście tam podjechał po niego mafijny kundel, który natychmiast zabrał mu walizkę, jakby Nakahara był niepełnosprawny i nie dawał rady sam prowadzić czegoś, co miało cztery małe kółeczka, ale lenistwo rudzielca wygrało i nawet nie zamierzał na to narzekać.
Nakahara zawahał się dopiero przed wejściem na pokład. Docenił fakt, że Ozaki stanęła obok niego i udawała, że po prostu się zapatrzyli na maszynę, a nie, że Chuuya przechodził właśnie mały kryzys. Bo jakby nie patrzeć naprawdę ciężko znosił podróż samolotem. Tylko, że do tej pory albo tego unikał, albo miał przy sobie Dazaia, który odpowiednio wcześniej przypominał mu o wzięciu leków czy uspokajał go w czasie podróży. Nakahara miał ochotę palnąć sobie w łeb za to, że zapomniał o lekach i delikatnie trzęsły mu się przez to ręce ze stresu. Tym razem nie miał kogoś, kto by go przytulił i zajął gadaniem o pierdołach żeby tylko nie myślał o locie.
Ozaki delikatnie położyła mu dłoń na ramieniu i usiadła obok niego w samolocie, próbując go wesprzeć, ale na niewiele się to zdało. Chuuya wziął leki, które powinien wziąć ponad trzy godziny wcześniej dopiero na pokładzie i zwinął się w bladą, przerażoną kulkę, która co rusz przełykała ślinę, upewniając się, że nie zbiera mu się na wymioty. Wiedział, że ta podróż będzie koszmarem, ale musiał przecież pojechać dla Adelaide. Ozaki próbowała delikatnie gładzić go po plecach w geście wsparcia, ale widziała, że na niewiele się to zdaje. Nakahara po prostu potrzebował Dazaia bardziej, niż powietrza do życia i nawet po trzech miesiącach po jego śmierci było to doskonale widoczne.
Jakimś cudem rudzielcowi udało się zasnąć, więc Ozaki tylko poprawiła koc, który na nim leżał i sama poszła spać. W końcu wszyscy musieli jakoś się trzymać na ślubie i jakoś wyglądać, więc nie mogli wypaść z samolotu zmęczeni jak diabli. Niespokojny sen Nakahary przerwał dopiero dzwoniący telefon, który chłopak odebrał zadziwiająco niechętnie, wciskając sobie słuchawki do uszu. Wiedział, że drugi raz tak łatwo nie zaśnie, a nie chciał budzić Ozaki. Po odebraniu na ekranie ukazała mu się twarz uśmiechniętego Rina, którego nie widział od ich pocałunku.
- Chciałbyś iść ze mną na randkę? - spytał Rin, dzwoniąc do Nakahary z włączonym wideo praktycznie dwa dni po ich "momencie".
- W innych okolicznościach może nawet bym się zgodził - przyznał z cichym śmiechem Chuuya, zauważając kuriozalność tej sytuacji. Czy tak wyglądało zakochiwanie się i randkowanie, gdy było się normalnym? Nie trzeba było kogoś poznawać do szpiku kości żeby chcieć gdzieś z nim wyjść?
- A jakież to mamy okoliczności? - kontynuował chłopak, zupełnie się nie zrażając i nie tracąc dobrego humoru.
- Głównie takie, że od pięciu godzin jestem w samolocie lecącym do Włoch - odparł Chuuya, wzruszając ramionami. - No i chwilowo jeszcze nie jestem gotowy na randki. Wiem, że ostatnio trudno się połapać, o co mi chodzi, bo mówię jedno, a robię drugie, ale na razie naprawdę nie jestem gotowy na randki.
- To ja kryję Twoją dupę na uczelni, wpisuję Cię na listy i oddaję za Ciebie wejściówki, a Ty lecisz sobie na wakacje? - spytał z udawanym oburzeniem Rin po czym uśmiechnął się lekko. - Zero stresu. To był tak tylko, luźny pomysł. Jakbyś chciał wyskoczyć na kawę czy do kina, nie na randkę tylko tak ogólnie, to daj znać.
Chłopak rozłączył się życząc rudzielcowi bezpiecznej podróży i Nakahara z ciężkim westchnięciem włączył sobie przypadkowy film na niewielkim ekranie umocowanym z tyłu fotela z rzędu przed nim. Obejrzał go w całości, choć nawet nie miał pojęcia o czym był i nie potrafił się na nim skupić. Cieszył się, że leki choć minimalnie zaczęły działać, ale nim ponownie udało mu się zasnąć minęło kilka pełnych katorgi godzin. Chłopak jednak zebrał się w sobie, gdy wylądowali i Ozaki delikatnie obudziła go, potrząsając za ramię i uśmiechając się współczująco.
Nakahara zarzucił na siebie płaszcz i wziął torbę z siedzenia obok po czym wyszedł z samolotu na płytę lotniska, gdzie z niecierpliwością oczekiwała go już młodsza siostra, która gdy tylko go zobaczyła, przepchnęła się przez wszystkich i rzuciła mu się na ramiona. Chuuya uśmiechnął się lekko i przytuliwszy ją, lekko ją podniósł i obrócił się. Nie musiał nawet widzieć dziewczyny żeby wiedzieć, jak bardzo jest zestresowana. W końcu wiedział, jak sam stresował się swoim ślubem, gdy próbował go przygotować. Cóż, tamten ślub nie wyszedł, ale przynajmniej miał już doświadczenie organizatorskie, więc mógł pomóc młodej de Luce.
- Już jestem - uspokoił ją, śmiejąc się cicho.
Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top