P. CXC / WARUNKI AGATY CHRISTIE

Krótkie odautorskie:
Stało się Miśki, to oficjalne. Zamiast dwucyfrowych liczb mamy jedną cyferkę w ilości pozostałych rozdziałów. Zostało nam 9 rozdziałów do końca tej książki. Dziwne uczucie. Bardzo dziwne. Idę pisać dalej, a Wam życzę miłego czytania!
#Morrigan_Out


W poniedziałek Nakahara wychodził z domu niemal z przyjemnością. Nie czuł się nijak gotowy na spotkanie z Rinem na trzeźwo, więc najzwyczajniej w świecie uznał, ze nie pójdzie na uniwerek. Bo skoro nie będą przebywać mniej więcej w tych samych rejonach to raczej się nie spotkają i problem będzie można opóźnić w czasie. A Chuuya może zdąży się zastanowić. A skoro nieobecności nie były dla niego problemem, bo albo ktoś go wpisywał, albo mógł zawsze pójść zastraszyć panie w dziekanacie. Chuuya był chyba jedyną osobą, której bały się panie z dziekanatu, a to już sporo o człowieku mówiło. Zamiast tego Nakahara poszedł ze świeżymi kwiatami na grób ukochanego i zgodnie ze swoim nawykiem, usiadł, opierając się o niego plecami i zaczął mówić.

- Adsy wychodzi za mąż, wiesz? Za Takahiro. Prawie już zapomniałem, że ten gość w ogóle istnieje, a był przecież Drugim Ozaki. Brzmiała na podekscytowaną, gdy prosiła mnie żebym odprowadził ją do ołtarza z Donem. To miała być Twoja rola, więc jak zwykle zostawiasz wszystko na mojej głowie. Kiedy Ty dorośniesz Osamu, poważnie - zażartował, uśmiechając się lekko. - Cieszę się, że się dogadują. Wydaje się być z nim naprawdę szczęśliwa. I chwilowo absolutnie zestresowana, bo nie wie, w co ma ręce włożyć, a wesele już za niecały tydzień.

Nakahara zamilkł na chwilę, jakby zbierał się w sobie żeby powiedzieć to, co musiał wyrzucić z duszy. Musiał zebrać odpowiednie słowa.

- Minęły już prawie trzy miesiące od Twojej śmierci. Cały czas gdzieś tam we mnie żyje cząstka, która ma nadzieję, że zaraz gdzieś Cię zobaczę, wkurzę się za cały ten dowcip, a później kontynuujemy swoje życia - zaczął Chuuya, obracając obrączkę w palcach. - Ale większość mnie wie, że to tylko marzenia, które się nie spełnią. Rozmawiałem ostatnio z Shuujim. Stwierdził, że powinienem spróbować wejść w związek tak częściowo. Nie do końca się angażując. I wiem, że Ty byś się z nim zgodził. Machnąłbyś na czyjeś szczęście tak długo, jak ja bym się uśmiechał. Ale chyba chciałbym spróbować się w coś zaangażować na poważnie. Wiem, że nigdy nikogo nie pokocham tak, jak kochałem Ciebie, ale to nie zmienia faktu, że kiedyś chyba chciałbym pokochać. Mam nadzieję, że nie potraktujesz tego jako zdrady. Bo zawsze będziesz miał miejsce w moim sercu i zawsze będę Cię pamiętać. Ale myślę, że nadejdzie taki dzień, że nie pojawię się tutaj. Nie przyjdę na Twój nagrobek. I jeśli mnie obserwujesz gdzieś tam z góry czy z zaświatów to chciałbym żebyś wiedział, że ten dzień będzie dniem, w którym poradziłem sobie z Twoją śmiercią na tyle, by zacząć naprawdę żyć, a nie bawić się na pół gwizdka. I mam nadzieję że będziesz się cieszył moim szczęściem jeśli uda mi się je odnaleźć. Bo chyba chciałbym dać temu chłopakowi szansę tak absolutnie na poważnie.

Nakahara pogadał jeszcze chwilę w przestrzeń, nim zebrał się z cmentarza i ruszył w stronę obecnej siedziby Portowej Mafii. Było stosunkowo ciepło, więc chłopak podwinął sobie rękawy czarnego płaszcza aż do łokci. Wcisnął słuchawki do uszu i dłonie do kieszeni spodni i zaczął iść przed siebie. Czy to kwestia nawyku czy instynktu, czy absolutnego przypadku, ale nogi same pokierowały go do starego Biurowca. I jasne, chłopak musiał przyznać, że Araki robił świetną robotę, bo szkielet dobrych czterdziestu pięter już stał i roboty dalej trwały, ale budynek był daleki od skończenia. Z daleka zobaczył też osóbkę która nijak nie pasowała mu do otoczenia. Zatrzymał się więc i wyjął słuchawki z uszu, przyglądając dziwnemu człowiekowi z odległości paru metrów.

- Hercules Poirot, miło mi poznać - oznajmił mężczyzna z angielskim akcentem. - Czy przybyłem zbyt wcześnie?

Chuuya podszedł do niższego od siebie Anglika, obserwując go uważnie. Wyróżniał się z tłumu jak diabli. I nie chodziło nawet o jego dziwny kapelusz, czy dziadowate wąsy, ale o aurę absolutnego niezrozumienia, która wręcz od niego biła. I tę aurę, która towarzyszyła poczuciu, że jest się lepszym od wszystkich innych w piaskownicy. Rudzielec poczuł ogromną potrzebę zmiażdżenia tego człowieczka tylko i wyłącznie po to by zobaczyć jego minę.

- To zależy od tego, czego chcesz - odparł Nakahara, wzruszając lekko ramionami i nie racząc nawet wyciągnąć dłoni z kieszeni spodni.

- Przybyłem porozmawiać z osobą, która obecnie przewodzi Portowej Mafii. Wysłała mnie Agata Christie z ramienia Zakonu Wieży Zegarowej. Po Twoim ubiorze, który jest charakterystyczny dla tej organizacji zgaduję, że będziesz wiedział, z kim mam rozmawiać? Zostało przekazane mi zadanie podania Wam warunków istnienia Waszej tyciej organizacji - oznajmił mężczyzna.

- Dlaczego sądzisz, że przybyłeś zbyt wcześnie? - spytał szczerze zainteresowany Nakahara.

- Cóż, Wasz budynek jeszcze nie stoi. Agata chciała dać Wam trochę czasu na pozbieranie się po naszym ostatnim spotkaniu i nie chciała zrzucać na Was nieprzyjemnego ciężaru ograniczeń, gdy jeszcze nie jesteście nawet na swoim. Mógłbyś mi proszę powiedzieć, za ile miesięcy mam wrócić żeby było to dla Was dogodne? - spytał uprzejmie Poirot, wpatrując się w Nakaharę z zadziwiającym szacunkiem.

- Możesz nie wracać w ogóle. Chodź, bo przysięgam, że umrę z nudy. Nic nie możemy ruszyć dopóki nie podpiszemy tego durnego świstka - oświadczył rudzielec i odwrócił się na pięcie, gdy niski Anglik podreptał za nim. - Dlaczego nie przysłaliście Michizou? Znudziło go plucie w twarz ludziom, którzy go wychowali?

- Tachihara Michizou zmarł ponad miesiąc temu. Przykry wypadek zaiste - skomentował to Poirot, zaplatając dłonie za plecami.

- Wypadek tak? Ładne określenie - uznał Chuuya. - Mam nadzieję, że umarł boleśnie. A przede wszystkim mam wrażenie, że to zasługa Dazaia, że ta szuja umarła. Trochę po czasie, ale słowa Dazaia potrafią się człowiekowi wkręcić w mózg. Najwidoczniej nawet Agacie. Chociaż, jak znam tego gówniarza to i tak dopóki nie skopię trupa to nie uwierzę w to, że nie żyje. Ot, przezorność. Serdecznie zapraszam, musisz się odmeldować w recepcji. Szefostwo poczeka na Ciebie w sali konferencyjnej.

- Dziękuję za wszelką pomoc. Mam nadzieję, że Twój dzień będzie udany - odpowiedział Poirot, jakby się żegnał, zupełnie ignorując pytające spojrzenie portowego kundla i nieznaczne skinięcie głową Nakahary na znak, że mężczyzna ma wydać Poirotowi gościnną kartę wejściową.

- Był dopóki się nie zjawiłeś - uznał tylko Chuuya, przesuwając własną kartę i wchodząc do budynku.

Rudzielec natychmiast wyciągnął telefon z kieszeni i na grupowej konwersacji napisał, że chce wszystkich widzieć w jednej z sal konferencyjnych. I to w tempie na wczoraj. Wszyscy Hersztowie i cała Cuppola rzucili się na spotkanie w takim tempie, że czworo z nich czekało przed pokojem, nim Nakahara zdążył w ogóle wjechać windą na odpowiednie piętro. Rudzielec skomentował to drobnym uśmiechem i wszedł, z góry zajmując miejsce na samym środku. Chuuya zdążył chwilę porozmawiać z Ozaki, która z dumą pokazywała się wszędzie, a jej spokój i władczość z góry zaduszała wszelkie komentarze o jej spalonej w połowie twarzy. Koniec końców zebrali się wszyscy i zdążyli pokrótce omówić swoją strategię na najbliższe spotkanie, po czym dali znać recepcjoniście, że są gotowi.

Chłopak dopiero po odebraniu tej wiadomości odetchnął z ulgą. Poirot nie robił najmniejszych problemów. Nie wykłócał się. Dał się przebadać wykrywaczem metalu, wykrywaczem Zdolności, który zbudował Izaki. Szczerze odpowiedział na wszystkie pytania, dał sobie zebrać odciski palców i wypełnił dziesięć różnych formularzy. Portowemu kundlowi kończyły się pomysły, jak jeszcze mógłby mężczyznę zatrzymać bez dawania mu podstaw do wierzenia, że nie byli gotowi na jego przyjście. Zachował jednak kamienną twarz, a gdy tylko dostał wiadomość, dał Poirotowi czas na wypełnienie ostatniego świstka i wręczył mu tymczasową kartę z założeniem, że ma tę kartę oddać w przeciągu dwunastu godzin przy wyjściu z budynku. Poirot grzecznie podziękował za wszystko i natychmiast skierował swoje kroki ku odpowiedniemu pomieszczeniu w towarzystwie strażnika.

- Nie wiedzieliśmy, że Portowa Mafia posiada w mieście więcej, niż jeden budynek - zaznaczył, po przywitaniu się ze wszystkimi z lekkim ukłonem. - Kolejny raport, który nieopatrznie wypełnił Tachihara. Gdybyśmy wiedzieli, że stoicie już pewnie na nogach, przysłano by mnie o wiele szybciej. W końcu nie chcemy blokować Waszego rozwoju. No, przynajmniej nie całkowicie.

- Czy możemy darować sobie puste uprzejmości i przejść od razu do głównej części naszego spotkania? Prawdopodobnie tego nie wyczuwasz, ale nie jesteś tu mile widziany - skomentował to tylko Nakahara. - Podaj nam warunki, na które zgodził się poprzedni Szef. Punkt pierwszy?

- Przede wszystkim zabrania się Waszej dalszej ekspansji na terenie innym, niż azjatycki. Oznacza to, że nie możecie podbijać, zawierać umów ani toczyć wojen z żadną mafią, która nie mieści się w Azji. Nie wolno Wam atakować azjatyckich placówek zagranicznych mafii ani stosować żadnego innego sposobu na zachęcenie bądź przerażenie innej mafii do wkroczenia na Wasz teren w celu jej podbicia. Nie wolno Wam także atakować grup, które posiadają rozbudowaną siatkę kontaktów zagranicznych, co mogłoby się wiązać z chęcią zemsty pozostałych członków tej siatki. Ani też firm, które mają własne filie w krajach zagranicznych w ilości większej, niż na terenie azjatyckim. Czy to jasne?

- Zabieracie nam całą zabawę, ale dobra. Na to możemy się zgodzić - uznał Nakahara, wzruszając ramionami.

- Na to już się zgodziliście. Teraz jesteście dopiero informowani po fakcie, że tak pozwolę sobie przypomnieć - oznajmił Poirot. - Punkt drugi. Ze wszystkich posunięć będziecie składać raporty do Zakonu Wieży Zegarowej, ale to dość oczywiste.

- Czyli jak ktoś się zesra to biegnie do Agatki po papier - zaśmiał się Harada, a Chuuya nawet nie udawał, że próbuje powstrzymać uśmiech.

- Czy muszę szczególnie zauważać, że w naszych relacjach wskazany jest wzajemny szacunek? - spytał Poirot nie tracąc poważnej i pełnej profesjonalizmu miny.

- A czy jest o tym punkt w regulaminie, który podpisał Dazai? - spytał z szerokim uśmiechem Nakahara.

- Nie. Oczywiście, że nie. Agata uznała, że wzajemny szacunek to tak oczywista sprawa, że nie ma o tym nawet słowa w naszej umowie - odparł zaskoczony podejściem jego rozmówców.

- Powiedz mi, tak absolutnie między nami rudymi - zaczął Nakahara, pochylając się nieco nad stołem i opierając podbródek o własną dłoń i łokieć o stół. - Czy Christie ma wszystko pod kopułą na swoim miejscu? Wiesz, jakieś drobne kuku? A może jest niedorozwinięta? Ma autyzm? Zaburzenia postrzegania rzeczywistości? Rozdwojenie osobowości?

- Agata jest w pełni zdrowa - zaprzeczył Poirot, powoli czerwieniejąc ze złości, gdy Nakahara zrobił zaskoczoną i rozczarowaną minę. - "Między nami rudymi"? - spytał tylko mężczyzna, wysoko i dumnie unosząc podbródek.

- No tak. Ja to mam kolor włosów, ale trzeba być naprawdę rudym życiowo żeby trafić do tak zjebanej organizacji - wytłumaczył mu spokojnie Chuuya, a Harada parsknął śmiechem.

- Prosiłbym o zachowanie minimum szacunku - oświadczył Poirot rozglądając się po rozbawionej Cuppoli.

- Weźcie już skończcie - poprosiła Sayori śmiejąc się. - Gość wygląda jakby zaraz zamierzał zacząć tupać nóżką ze złości, a jeśli tak zrobi to przysięgam, że się poryczę ze śmiechu - dodała po czym odwróciła się w stronę Shizuki. - Stara no żałuj, że tego nie widzisz. Filmiki z Charliem Chaplinem to przy tym absolutne nic.

- Nie rozumiem dlaczego nie możemy zachować pozorów wzajemnego szacunku - oświadczył głośno Poirot unosząc się urażoną dumą.

- Wiesz, powiem Ci coś. I to będzie dla Ciebie bardzo znacząca lekcja na przyszłość, więc słuchaj uważnie. Szacunek za szacunek. To podstawowa zasada życia. Twoja pani zarżnęła naszego Szefa i przyjaciela jak prosię na oczach tłumu obcych i bez możliwości pożegnania się. Praktycznie splunęła nam tym w twarz. A teraz nawet nie raczy stawić się tu sama tylko wysyła swojego przydupasa. Czy to dla Ciebie brzmi jak okazywanie komuś szacunku? A skoro Agata nie zamierza okazywać go nam, a jest na tyle głupia, by nie zawrzeć tego w umowie, to cóż my możemy poradzić? - spytał szczerze Nakahara, choć jego wredny uśmieszek przeczył jego miłemu tonowi.

- Agata uznała, że jej pojawienie się tutaj mogłoby wzbudzić niechciane i przesadzone emocje i reakcje, a nie chciała, by poświęcenie Waszego Szefa poszło na marne - odparł spokojnie Hercules, zaciskając pięści.

- No co Ty nie powiesz? Czyli jednak jest świadoma naszych uczuć - zauważyła Ozaki, udając absolutne zaskoczenie.

- Ja nie wiem, Wy mi powiedzcie. Czy zabicie tej szmaty za to, że zabiła mojego narzeczonego i jednego z najbliższych przyjaciół to "przesadzona reakcja"? - spytał Chuuya, rozglądając się po podwładnych i robiąc cudzysłów palcami w powietrzu przy ostatnich wyrazach. - Wiecie, w żałobie jestem. Mogę nie myśleć jasno.

- Ani trochę, zrobiłbym to samo na Twoim miejscu, gdybym tylko mógł - uznał Poughi i Endoki natychmiast go poparł.

- W razie czego mamy policję po swojej stronie, jakoś zamaskujemy ślady żeby ludzie się nie dowiedzieli - dodał Harada, wzruszając ramionami jakby to było nic.

- Dobra, panie, panowie. Pośmialiśmy się. Czas wrócić do interesów, bo ten Muppet nigdy nie wróci do siebie, a już nie mam ochoty patrzeć na jego twarz. Czy umowa wspomina coś o zabijaniu posłańców? - spytał szczerze zainteresowany Nakahara, przekrzywiając lekko głowę. 

- Wspomina w punkcie trzecim - Poirot resztką siły powstrzymywał się od absolutnej złośliwości. - Głównie dlatego, że nie zamierzamy ufać Waszym raportom w pełni, więc raz na jakiś czas będzie pojawiał się przedstawiciel Zakonu Wieży Zegarowej, któremu musicie przedstawić obecne w toku akcje. I tak, ten człowiek ma wrócić do Anglii żywy, w jednym kawałku i móc się odmeldować Agacie.

- To wciąż zostawia nam sporo pola do popisu - uznała Shizuki, wzruszając ramionami.

- Atak na członka Zakonu Wieży Zegarowej będzie traktowany jako atak na całą organizację. A atak na całą organizację będzie wiązał się ze zrzuceniem bomby atomowej na Kobe. I Agata jest gotowa w każdej chwili to zrobić. Wystarczy jedno jej polecenie - oświadczył Poirot z dumą.

- Czyli zasypują nas papierologią, nie pozwalają się bawić i grożą śmiercią. I że niby Dazai nazwał to dobrym układem? - spytał ze śmiechem Izaki, a Nakaharze ścisnęło się serce.

- Cóż, niestety przeżyliście jak na karaluchy przystało, więc wydaje mi się, że warunki są dość dogodne - zauważył Poirot i gdyby Ozaki nie ścisnęła pod stołem delikatnie nadgarstka Chuuyi, rudzielec rzuciłby się na niskiego Anglika z całą furią, którą miał w sobie.

- Skoro i tak zamierzacie nas sprawdzać to po co każecie nam wypełniać raporty? Nudzi Wam się i potrzebujecie lektury do sracza? Jeśli tak mogę polecić Wam parę fajnych książek - dodał Harada, kątem oka zauważając jak Nakahara się spiął i próbując uratować dla rudzielca sytuację.

- Nie zamierzamy kontrolować wszystkich Waszych akcji. Mamy własne rzeczy do roboty, które są o niebo ważniejsze, niż byle Mafia, która nie przetrwa kolejnego roku. Niemniej potrzebujemy dokumentacji - oświadczył Poirot.

Negocjacje, a raczej przedstawienie warunków trwało ładnych parę godzin. Głównie dlatego, że przy niektórych punktach pojawiały się wątpliwości, które musieli wyjaśnić. Choć fakt faktem, że o wiele częstszym powodem było to, że Portówka wyśmiewała niskiego człowieczka Agaty. Niemniej w końcu zebranie dobiegło końca, a Hercules podziękował im za poświęcony mu czas, zostawił na blacie kopertę z fizyczną wersją zasad, które im przedstawił po czym wyszedł i skierował swe kroki ku recepcji na parterze.

Poirot grzecznie oddał kartę po czym aktywował Zdolność, która zdecydowanie nie była jego, ale została przypisana do jego prawej dłoni do jednokrotnego użycia. Mężczyzna rozczapierzył palce i obrócił nimi w powietrzu tak, jakby przekręcał zawór. Wszystkie portowe kundle zerwały się i wymierzyły do niego z broni, ale ten tylko uniósł ręce w geście poddania, a widoczna forma Zdolności rozpłynęła się w powietrzu.

- Przepraszam za zamieszanie, ale rozkazano mi nie zostawiać za sobą żadnych śladów. Więc usunąłem z każdej Waszej bazy danych wszelkie informacje o sobie - oznajmił spokojnie, po czym odwrócił się na pięcie i zaplatając dłonie za plecami spokojnie wyszedł.

- Nic na niego nie mamy? - spytał tylko Izaki, ze złością przeczesując komputer w recepcji, gdy cała Cuppola zebrała się dookoła niego. - Jak to nic? To nie jest możliwe. Powinien zostać chociaż minimalny elektroniczny ślad. Niewielu jest tak dobrych hakerów, a i tak powinien potrzebować więcej czasu.

- Odciski zostały zebrane w świecie rzeczywistym, nie elektronicznym. A i one zniknęły - zauważyła spokojnie Ozaki.

- Czyli co? Wszyscy w Zakonie mają Zdolność związaną z czasem? Mogą sobie skakać w przód i w tył jak im się żywnie podoba? - warknął Nakakahara, chodząc w tą i z powrotem.

- Jak nie ten to następny. Damy radę coś na nich znaleźć, spokojnie. Tylko nie możemy się na nich rzucić bez planu - próbował uspokoić chłopaka Harada, kładąc mu rękę na ramieniu.

- Muszę się przewietrzyć. Jak już coś ustalicie to dajcie mi znać - uznał rudzielec, odwracając się i praktycznie wybiegając z budynku.

Nakahara wsiadł na motor i pojechał na pole treningowe, które wykupili niedawno. Rozejrzał się tylko, czy dookoła nikogo nie ma i wydarł się tak głośno, na ile starczyło mu powietrza w płucach. Mimowolnie uruchomił też własną Zdolność, więc niemal cała przestrzeń dookoła niego podniosła się z poziomu terenu i zawisła na najróżniejszych wysokościach w powietrzu z czerwoną poświatą. Chuuya był wściekły. Nie dość, że zabrali mu najważniejszą osobę to jeszcze krępują ich ruchy i śmieją im się w twarz, a on nic nie mógł z tym zrobić. Nawet Dazai w notatkach napisał żeby nie atakować Agaty żeby nie musieli drugi raz płacić ceny, której sobie nie są w stanie wyobrazić. Niemniej w rudzielcu narastała frustracja. Zastanawiał się, dlaczego nie namówił Dazaia żeby ten pozwolił mu jechać ze sobą. Może wtedy mieliby jakieś szanse. Albo chociaż umarliby razem, bez konieczności całego tego poniżania. Wściekłość, że nie mógł nic zrobić wtedy i że nic nie mógł zrobić go teraz po prostu go przytłoczyła.

Bạn đang đọc truyện trên: AzTruyen.Top